rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Fajna historia, ale polsko-francuskie maniery językowe w takim natężeniu nie do zniesienia. Do tego całość chaotyczna, bohaterki za mało wyraziste. Momentami nie wiadomo, u której ciotki teraz pijemy herbatkę. Był potencjał, ale gdzieś się zgubił.

Fajna historia, ale polsko-francuskie maniery językowe w takim natężeniu nie do zniesienia. Do tego całość chaotyczna, bohaterki za mało wyraziste. Momentami nie wiadomo, u której ciotki teraz pijemy herbatkę. Był potencjał, ale gdzieś się zgubił.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Doceniam trud i szanuję pomysł, ale dla mnie to było przekombinowane i męczące. Tak bardzo chciało być fajne, że nie wyszło.

Doceniam trud i szanuję pomysł, ale dla mnie to było przekombinowane i męczące. Tak bardzo chciało być fajne, że nie wyszło.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Piękna historia o przemijaniu, pragnieniu przeżycia czegoś niezwykłego i tęsknocie za tym, czego nie ma. Jednocześnie ciekawy portret dziewiętnastowiecznego Wrocławia. Cudo!

Piękna historia o przemijaniu, pragnieniu przeżycia czegoś niezwykłego i tęsknocie za tym, czego nie ma. Jednocześnie ciekawy portret dziewiętnastowiecznego Wrocławia. Cudo!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ogromnie mnie wzruszył ten nowy, nieironiczny, szczery Ignac.

Ogromnie mnie wzruszył ten nowy, nieironiczny, szczery Ignac.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wielki talent Ferrante doskonale widać nawet w takiej miniaturze. Świetna rzecz!

Wielki talent Ferrante doskonale widać nawet w takiej miniaturze. Świetna rzecz!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Strasznie denerwująca, przegadana książka. Tak naprawdę to chyba napisał ją Paulo Coelho.

Strasznie denerwująca, przegadana książka. Tak naprawdę to chyba napisał ją Paulo Coelho.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bezlitośnie okrutna, zjadliwa, znakomicie napisana książka. Niestety trochę nierówna, a przynajmniej mnie najlepiej czytało się pierwszą część, ale całość i tak oceniam bardzo wysoko. Wyrafinowany styl, ironiczne dialogi na najwyższym poziomie i prawie same czarne charaktery, które wciągnęły mnie bez reszty w to bagno. Cudo! Drugi tom obowiązkowy.

Bezlitośnie okrutna, zjadliwa, znakomicie napisana książka. Niestety trochę nierówna, a przynajmniej mnie najlepiej czytało się pierwszą część, ale całość i tak oceniam bardzo wysoko. Wyrafinowany styl, ironiczne dialogi na najwyższym poziomie i prawie same czarne charaktery, które wciągnęły mnie bez reszty w to bagno. Cudo! Drugi tom obowiązkowy.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Król" nie jest niczym więcej niż dobrze znanym szablonem wypełnionym seksem, boksem i... kaszalotem. On był z tego wszystkiego najgorszy, żywcem przeszczepiony motyw z poprzednich powieści. I niestety nie była to jedyna wtórność. Główny bohater tak naszpikowany testosteronem, że ocierało się to o groteskę. Ciekawe realia przedwojennej Warszawy nie ratują całości. Rozczarowanie.

"Król" nie jest niczym więcej niż dobrze znanym szablonem wypełnionym seksem, boksem i... kaszalotem. On był z tego wszystkiego najgorszy, żywcem przeszczepiony motyw z poprzednich powieści. I niestety nie była to jedyna wtórność. Główny bohater tak naszpikowany testosteronem, że ocierało się to o groteskę. Ciekawe realia przedwojennej Warszawy nie ratują całości....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Najmocniejsza - obok "Jednego z nas" - książka o Norwegii ostatnich lat.

Najmocniejsza - obok "Jednego z nas" - książka o Norwegii ostatnich lat.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Duży plus za zdjęcia, których trochę brakowało w "Białym". Poza tym bielsze nie było, ale Wiśniewska trzyma poziom. Tylko czekać, aż pojedzie na Islandię <3

Duży plus za zdjęcia, których trochę brakowało w "Białym". Poza tym bielsze nie było, ale Wiśniewska trzyma poziom. Tylko czekać, aż pojedzie na Islandię <3

Pokaż mimo to


Na półkach:

W cyklu Ferrante nie tylko sama powieść jest Stedhalowskim zwierciadłem, które przechadza się po gościńcu. Także główne bohaterki są dla siebie lustrami, ale takimi, w których każda widzi to, co chce zobaczyć przez pryzmat swoich obaw, słabości i kompleksów. Która z nich jest tak naprawdę tytułową "genialną przyjaciółką"? A może raczej należy się zastanowić, na czym polega genialność każdej z nich?

Tak wielowymiarowe i wiarygodne psychologiczne portrety kobiet udało się stworzyć tylko klasykom literatury. Trudno mi wyróżnić współczesnego autora lub autorkę, którzy potrafili to osiągnąć. Choć Ferrante skupia się na szczegółowym opisie doświadczeń bohaterek żyjących w określonym miejscu i czasie, jej relacja jest bardzo uniwersalna na poziomie emocji. Łatwo jest się utożsamić przynajmniej z jakąś częścią osobowości Lili czy Eleny albo fragmentem ich losów. Miłość, zazdrość, pożądanie, rozpacz, bezsilność, wstyd, bunt, ambicja, próby przezwyciężenia siebie i pogodzenia się ze sobą – każdy, kto je przeżywał, w lekturze Ferrante odnajdzie je na nowo.

Główna bohaterka wyraża zresztą tezę, że tak naprawdę nie przeżywamy własnych historii, lecz tylko powielamy schematy zaprogramowane w uniwersum ludzkiego doświadczenia. „Jesteśmy tylko splotem cieni, które od wieków wychodzą na scenę z jednakowym bagażem miłości, nienawiści, żądzy i przemocy”. Czy może być coś bardziej przygnębiającego i pocieszającego jednocześnie? Czy brak indywidualizmu i wyjątkowości naszego istnienia rekompensuje przekonanie, że w żadnej życiowej sytuacji nie możemy czuć się osamotnieni?

W cyklu Ferrante nie tylko sama powieść jest Stedhalowskim zwierciadłem, które przechadza się po gościńcu. Także główne bohaterki są dla siebie lustrami, ale takimi, w których każda widzi to, co chce zobaczyć przez pryzmat swoich obaw, słabości i kompleksów. Która z nich jest tak naprawdę tytułową "genialną przyjaciółką"? A może raczej należy się zastanowić, na czym polega...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytałam tylko ze względu na sympatię do autora, ale niestety "Bezcenny" nie umywa się do trylogii o prokuratorze Szackim. Miłoszewski zdążył mnie przyzwyczaić do doskonale skrojonych bohaterów, mocnej warstwy publicystycznej, szerokiego tła obyczajowego i oczywiście wciągającej fabuły. Tymczasem w "Bezcennym" żadnego z tych elementów nie znalazłam. Zawodzi nawet jako książka "rozrywkowa", bo męczyłam ją prawie tydzień. Ot, kilka ciekawostek z historii sztuki i mnóstwo strzelaniny rozwleczone na prawie 500 stron. Fragmenty, w których daje o sobie znać świetne poczucie humoru autora, niestety nie ratują całości.

Przeczytałam tylko ze względu na sympatię do autora, ale niestety "Bezcenny" nie umywa się do trylogii o prokuratorze Szackim. Miłoszewski zdążył mnie przyzwyczaić do doskonale skrojonych bohaterów, mocnej warstwy publicystycznej, szerokiego tła obyczajowego i oczywiście wciągającej fabuły. Tymczasem w "Bezcennym" żadnego z tych elementów nie znalazłam. Zawodzi nawet jako...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dzienniki napisane są w taki sposób, że łatwo ulec przyjemnej iluzji pokrewieństwa dusz z pisarzem – proza Twardocha jak zwykle brzmi prawdziwie i szczerze, nawet jeśli zawiera jakąś dozę autokreacji. Z pewnością wielu czytelnikom ambitnej literatury nietrudno się utożsamić z pesymizmem i melancholią autora, skomplikowaną miłością do rodzaju ludzkiego, tym, że nie uchodzi za obywatela rzeczywistości i z jego wieczną tęsknotą za czymś innym.

Dzienniki napisane są w taki sposób, że łatwo ulec przyjemnej iluzji pokrewieństwa dusz z pisarzem – proza Twardocha jak zwykle brzmi prawdziwie i szczerze, nawet jeśli zawiera jakąś dozę autokreacji. Z pewnością wielu czytelnikom ambitnej literatury nietrudno się utożsamić z pesymizmem i melancholią autora, skomplikowaną miłością do rodzaju ludzkiego, tym, że nie uchodzi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Typowy Varga.

Typowy Varga.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

mimo że trochę spodziewane, to jednak wielkie rozczarowanie

mimo że trochę spodziewane, to jednak wielkie rozczarowanie

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z daleka widok jest piękny: malownicze wzgórza Szkocji, błękit rozległego oceanu, obiecujące wybrzeże Ameryki. Podróż taką trasą odbywają przodkowie Alice Munro, których tegoroczna noblistka uczyniła bohaterami książki „Widok z Castle Rock”. Jak ich losy wyglądają z bliska? Ciepło i bezpiecznie, bo choć muszą zmagać się z rozmaitymi trudami życia, czuwa nad nimi pióro niezwykle wyrozumiałej i wrażliwej autorki. Alice Munro opisuje dzieje własnej rodziny w dwunastu powiązanych ze sobą opowieściach. Autorka nie trzyma się sztywno kronikarskich faktów, lecz śmiało puszcza wodze wyobraźni, jedynie bazując na wspomnieniach przodków. „Widok z Castle Rock” nie jest zatem typowym dla pisarki zbiorem opowiadań, a swego rodzaju sagą rodzinną, w której wiara w duchy ze szkockich wiosek miesza się z wiarą w amerykański sen.

Z daleka widok jest piękny: malownicze wzgórza Szkocji, błękit rozległego oceanu, obiecujące wybrzeże Ameryki. Podróż taką trasą odbywają przodkowie Alice Munro, których tegoroczna noblistka uczyniła bohaterami książki „Widok z Castle Rock”. Jak ich losy wyglądają z bliska? Ciepło i bezpiecznie, bo choć muszą zmagać się z rozmaitymi trudami życia, czuwa nad nimi pióro...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Kto się śmieje ostatni?"

Jak iść przez teraźniejszość z zawiązanymi oczyma? Jak nasze zamiary mają się do rzeczywistości? Który świat jest pozorem, a który odbiciem prawdziwych zdarzeń? Jak silne są złudzenia, w które święcie wierzymy? Jaki obraz samego siebie widzimy w oczach innych? Ile jesteśmy w stanie zaryzykować lub poświęcić, by odmalować ten portret w najjaśniejszych barwach?

Przede wszystkim o tych sprawach, wbrew tytułowi, traktuje Milan Kundera w zbiorze opowiadań "Śmieszne miłości". Pośród powyższych pytań kryje się oczywiście kilka miłości, lecz wydaje się, że bardziej bylibyśmy skłonni nazwać je miłostkami, romansami czy flirtami napędzanymi ambicją i pożądaniem. To właśnie one stanowią reguły gry, którą zdaniem Kundery jest ludzkie życie, mające sens na tyle, na ile potrafimy się nim bawić, ryzykować, poszukiwać. Poprzez słodko-gorzkie historie swoich bohaterów autor bezlitośnie kpi z młodzieńczej naiwności i idealizmu, nie zostawiając suchej nitki zwłaszcza na micie romantycznej miłości. Ten demaskuje na tyle sposobów, że właściwie zapominamy o jego istnieniu. Ktokolwiek zaś w niego uwierzy, jest skazany tylko na śmieszność.

Charakter tej śmieszności oddaje już podtytuł tomu: "Anegdoty melancholijne". Czytając zawarte w nim historie, owszem, niejednokrotnie można się uśmiechnąć czy nawet zaśmiać, jednak po namyśle okazuje się, że to śmiech przez łzy płynące na widok ludzkiej głupoty, naiwności i bezradności w zmaganiach z życiem. Pod względem konstrukcji opowiadania są dość różnorodne: pisane jednym ciągiem lub z podziałem na minirozdziały opatrzone tytułem bądź tylko numerem, jedne z wyraźną puentą, inne jakby urwane w połowie zdarzeń. Fabularnie i ideowo są jednak do siebie na tyle podobne, że czyta się je jak pełną ironii powieść o ludziach uwikłanych w nierówną grę, jaką jest życie. Jeśli ktoś się w tym wszystkim śmieje, to kto się śmieje ostatni? Lekkie w lekturze i frywolne w treści opowiastki łatwo mogą dać pozór, że z tej gry można jakoś wyjść suchą nogą. Okrutna prawda leży jednak na dnie jeziora goryczy, rozczarowań i absurdów.

Mimo całego wdzięku opowiadań Kundery, umieściłabym je jednak na marginesie jego twórczości. Podjęte tu tematy w sposób pełniejszy, głębszy i wielowymiarowy pisarz rozwija jednak w powieściach – "Żart", "Nieznośna lekkość bytu" czy "Życie jest gdzie indziej". Nie znaczy to wcale, że opowiadań nie warto przeczytać, przeciwnie – zapiski na marginesach nierzadko bywają przecież tak błyskotliwe, zabawne czy awangardowe, że nie mieszczą się w głównym nurcie. "Śmieszne miłości" pod tym względem nie rozczarowują.

Na marginesie mojej notatki pochwalę natomiast nowe wydanie książki, które bije na głowę poprzednią edycję PIW-u torturującą fanów Kundery bardzo drobnym i gęstym drukiem. Sympatyczne było jeszcze starsze, katowickie wydanie "Śmiesznych miłości" w serii Biblioteki Pisarzy Czeskich i Słowackich ze świetnym wstępem Witolda Nawrockiego i kolażowymi ilustracjami z Moną Lisą w roli głównej. Chwała jednak wydawnictwu W.A.B. za pomysł wznowienia całego dorobku Kundery i to w tak gustownej formie. Nic, tylko czekać na kolejne tomy.

"Kto się śmieje ostatni?"

Jak iść przez teraźniejszość z zawiązanymi oczyma? Jak nasze zamiary mają się do rzeczywistości? Który świat jest pozorem, a który odbiciem prawdziwych zdarzeń? Jak silne są złudzenia, w które święcie wierzymy? Jaki obraz samego siebie widzimy w oczach innych? Ile jesteśmy w stanie zaryzykować lub poświęcić, by odmalować ten portret w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Fiksum-dyrdum i fiu-bździu – tak o Dominice Chmurze zwykła mówić jej matka. Tymi słowami można by również spróbować oddać charakter powieści Joanny Bator. „Chmurdalia” to książka odważna i szalona, która w gąszczu błahych historii zamyka prozę ludzkiego życia, a zarazem otwiera nas na rzekę możliwości, które to życie ze sobą niesie.

Dominika, główna bohaterka powieści, zawsze płynie pod prąd. Dziewczyna o duszy gwiezdnej i rozrzutnej, która w „Piaskowej Górze” wymyśliła na dachu wałbrzyskiego bloku z wielkiej płyty nieistniejącą krainę, Chmurdalię, w kolejnej książce Joanny Bator sama się w niej znajduje. Dominika wskutek wypadku samochodowego traci wrodzone zdolności matematyczne, jednak nie waha się odkrywać w sobie coraz to kolejnych, co staje się jej głównym talentem i cechą determinującą jej losy. I tak bohaterka brodzi w truskawkowej masie w niemieckiej przetwórni owoców, zaprzyjaźnia się z potomkinią Hotentockiej Wenus i cukiernikiem-homoseksualistą, zawodowo czyta na głos książki nowojorskiej staruszce, z pasją fotografuje piękno i brzydotę ludzkich ciał.

Dla przeciwwagi jej matka, Jadzia Chmura, niezmiennie tkwi na wałbrzyskim blokowisku otoczona tymi samymi ludźmi, przedmiotami i historiami. Jadzia magazynuje czas w słoikach pod postacią konfitur z kolejnych lat, żyjąc tylko tą słodko-kwaśną przeszłością. Przyszłość planuje jedynie dla Dominiki, która za nic nie chce się poddać zamierzonemu i wymarzonemu przez matkę losowi. Kobiety nie są jednak swoimi czystymi przeciwieństwami, nie tkwią w ramach powieści osobno i nieruchomo jak na szalach wagi mitycznej Temidy. Wraz z licznymi bohaterami i bogatymi historiami ich życia odważnie się na nich huśtają, nadając narracji szalone tempo, ale i swoisty rytm odmierzany opowieściami kolejnych postaci.

„Chmurdalia” to pod wieloma względami powieść na opak. „Odyseja” na opak, jak informuje autorka na okładce książki, bo chociaż mówi się o podróżowaniu, Itaką okazuje się zupełnie inne miejsce niż rodzinny dom. Powieść rzeka, której nurt rwie się, zawraca, to znów ciągnie do przodu. Powieść tendencyjna, w której każdy Włóczykij jest dobry i szczęśliwy , w przeciwieństwie do niespełnionych mamuś Muminka, jednak najbardziej konserwatywna i praktyczna mama Dominiki kończy jako poetycka syrena. Powieść o poszukiwaniu swojej tożsamości, w której znajduje ją nie tylko ten, kto najwytrwalej jej szukał.

W „Chmurdalii” dzieje się na przemian coś srebrnego, jak w wierszu Leśmiana, i coś bardzo nam bliskiego, zwykłego. Może właśnie z tego powodu czyta się tę książkę jednym, długim tchem, jednocześnie bujając w obłokach i stąpając po ziemi.

Fiksum-dyrdum i fiu-bździu – tak o Dominice Chmurze zwykła mówić jej matka. Tymi słowami można by również spróbować oddać charakter powieści Joanny Bator. „Chmurdalia” to książka odważna i szalona, która w gąszczu błahych historii zamyka prozę ludzkiego życia, a zarazem otwiera nas na rzekę możliwości, które to życie ze sobą niesie.

Dominika, główna bohaterka powieści,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tęsknota jest uczuciem, które potrafi człowiekowi szczególnie boleśnie doskwierać. Poczucie braku czegoś, co uważamy za główny składnik naszego szczęścia, uniemożliwia osiągnięcie go na innych polach bądź innymi sposobami. Mimo to staramy się czasem szczęściu dopomóc, naiwnie udając, że jego substytuty są właśnie tym, czego pragniemy.

Bohaterowie powieści Huberta Klimko-Dobrzanieckiego „Grecy umierają w domu” tęsknią za swoim krajem, który musieli opuścić. Autor przedstawia dzieje rodziny reprezentującej ok. 14 tysięcy Greków, którzy przybyli do Polski (głównie na Dolny Śląsk) w ucieczce przed represjami grożącymi im po wojnie domowej toczącej się z przerwami w latach 1944-1949. Głównym bohaterem książki jest pięćdziesięcioletni pisarz, Sakis Sallas oraz jego rodzice żyjący już tylko we wspomnieniach.

To one mają stać się kanwą nowej powieści Sakisa i to w nich zawiera się najwięcej tęsknoty, nostalgii i smutku, ale też specyficznego humoru. Rodzice pisarza nigdy nie zapomnieli o swojej ojczyźnie, a próby jej przywołania poznajemy w licznych słodko-gorzkich historiach przytaczanych przez Sakisa. Mimo że wszyscy troje są rodowitymi Grekami, mogą tylko udawać przed sobą prawdziwych Greków, otaczając się fałszywymi rekwizytami lub udawać Polaków, próbując zadomowić się w obcym dla nich społeczeństwie. I tak matka Sakisa przygotowuje rodzime potrawy z ziemniaków i cebuli zamiast z liści winogron, a wyszywane na obrusach greckie wzory zamienia na kaszubskie. Przejmująca tęsknota jego ojca za melodią greckich cykad i niemożność zdobycia tego owada w Polsce, każą mu zaś nazwać Cykadą… kupioną w sklepie zoologicznym papugę.

Te i inne anegdoty z dzieciństwa wypełniają jeden plan czasowy powieści, drugi stanowi relacja Sakisa z pobytu w greckim domu pracy twórczej. W części rozdziałów bohater opowiada zatem o okolicznościach pisania książki, a w kolejnych książka ta pisze się sama. We wspomnieniach Sakisa na pierwszy plan wysuwa się jednak postać jego ojca, o którym wypowiada się czule, z miłością i odrobiną melancholii. Rudobrody ojciec-Posejdon jest dla niego autorytetem, synonimem męskości, a może i personifikacją wszystkiego, co greckie. Silnie zmitologizowana postać w niczym nie przypomina na wskroś negatywnych portretów ojców odmalowanych w niedawnej polskiej literaturze, choćby przez Kuczoka w „Gnoju” czy Karpowicza w „Gestach”.

Sakis Sallas ma jednak w sobie wiele z Grzegorza z „Gestów”. Obaj bohaterowie to nieżonaci, niezwiązani z nikim mężczyźni w średnim wieku, którzy boją się zakochać. Zawodowo parają się pisaniem, choć do końca nie wiedzą, kim są i czego tak naprawdę pragną od życia. Obaj próbują odnaleźć swoją tożsamość pomiędzy wspomnieniami z przeszłości a zapowiedziami przyszłości spowitymi mgłą przemijania i śmierci. Odejście rodziców budzi w myślach bohaterów ducha Tanatosa, który nawiedza ich na licznych kartach powieści, budując klimat nostalgii i głębokiego smutku. Książki łączy nawet fragmentaryczna struktura narracji i niespodziewane, mocne zakończenie.

Powieść Klimko-Dobrzanieckiego to jednak nie tylko mroczny pamiętnik zagubionego pisarza. To przede wszystkim tekst o miłości do ojca, tęsknocie za nim i za utraconym (k)rajem, opowieść o Obcym na swojej i na obcej ziemi, traktat o wzorcu męskości, a także historia o meandrach pamięci, wierze w mity i poszukiwaniu własnej tożsamości. Książka „Grecy umierają w domu” powiela to, co najlepsze w twórczości Klimko-Dobrzanieckiego. Gawędziarski styl autora pozwala mu uczynić ciekawą najzwyklejszą anegdotę o jedzeniu ciastka, a egzotyczna, grecka sceneria (podobnie jak Islandia czy Wiedeń we wcześniejszych powieściach) stanowi tylko kostium, w który ubrane są uniwersalne, ludzkie sprawy. Połączenie interesującej i łatwej w odbiorze fabuły z ponadczasowym przesłaniem składa się na skromną, lecz ważną pozycję we współczesnej polskiej literaturze.

Tęsknota jest uczuciem, które potrafi człowiekowi szczególnie boleśnie doskwierać. Poczucie braku czegoś, co uważamy za główny składnik naszego szczęścia, uniemożliwia osiągnięcie go na innych polach bądź innymi sposobami. Mimo to staramy się czasem szczęściu dopomóc, naiwnie udając, że jego substytuty są właśnie tym, czego pragniemy.

Bohaterowie powieści Huberta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podobno Pol Pot, komunistyczny dyktator Kambodży i przywódca ekstremistycznego ugrupowania Czerwonych Khmerów, uśmiechał się w specyficzny sposób. Zmanierowany, obojętny grymas, polegający na lekkim opuszczeniu głowy i obnażeniu górnych zębów, przypominał jedynie nieudaną kopię tego, co nazywamy uśmiechem. Autor reportażu o reżimie Pol Pota, Peter Fröberg Idling, próbując zrobić taką minę przed lustrem, stwierdza, że wygląda jak kretyn. Jakim widzi zaś portret kambodżańskiego ludobójcy przez reporterskie szkiełko i oko, możemy przekonać się dzięki książce autorstwa szwedzkiego reportera Uśmiech Pol Pota. Łącząc najlepsze cechy literatury faktu i artystycznej narracji, Idling po mistrzowsku odmalowuje nie tylko wizerunek dyktatora, ale i towarzyszące jego rządom tło pełne złowrogich barw.

Podobno Pol Pot, komunistyczny dyktator Kambodży i przywódca ekstremistycznego ugrupowania Czerwonych Khmerów, uśmiechał się w specyficzny sposób. Zmanierowany, obojętny grymas, polegający na lekkim opuszczeniu głowy i obnażeniu górnych zębów, przypominał jedynie nieudaną kopię tego, co nazywamy uśmiechem. Autor reportażu o reżimie Pol Pota, Peter Fröberg Idling, próbując...

więcej Pokaż mimo to