-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2021-07-06
2017-01-10
,,Wszystko przychodzi z czasem. Gdy na to czekasz, czekasz całe życie. A gdy przestajesz czekać, los robi ci niespodziankę i to, na co wcześniej czekałaś, po prostu się dzieje. Trochę skomplikowane.''
Na ulicy Przytulnej 26 pani Pelagia prowadziła niegdyś pracownię krawiecką. Po śmierci kobiety, jej wnuk Florian postanawia otworzyć w tym miejscu kwiaciarnię, którą dzieli razem ze swoją matką Grażyną. Pracownia Dobrych Myśli ma przywrócić innym utracone lata temu szczęście i pozytywną energię bijącą od jej właściciela.
Słyszałam wiele pochlebnych opinii na temat tej książki. Jest to podobno historia o miłości, przyjaźni, mająca za zadanie przywrócić nam dobre nastawienie oraz skupić się na lepszej stronie nawet najgorszej sytuacji. Mi natomiast rzucił się w oczy przede wszystkim bardzo niezgrabny styl pisania autorki. Dialogi postaci przypominają jeden z typowo polskich filmów lat 70-90, które sprawdzają się jedynie na ekranie u boku wykwalifikowanych aktorów. Na papierze nie odgrywają one swojej roli tak jak powinny. Tekst co prawda czyta się przez to szybko, aczkolwiek zadawałam sobie ciągle pytanie, dlaczego autorka nie mogła zapisać tego wszystkiego w normalny sposób. Być może miało to oddać realizm rozmów bohaterów, lecz niestety okazało się dość nieudanym pomysłem.
Historia opowiedziana w ,,Pracowni Dobrych Myśli'' z pewnością posiada zawarte w tekście próby przekazania pewnych życiowych mądrości czytelnikowi. Wiem, że są osoby, którym udało się wyłapać główny przekaz, a co więcej go przyswoić, jednak mi osobiście książka nie pokazała nic wartościowego. Żeby nie zabrzmiało to zbyt karcąco, powiem po prostu, iż nie wyniosłam z niej żadnej lekcji. Całość ratuje jedynie fakt, że tak bezproblemowej i spokojnej opowieści nie da się w gruncie rzeczy odebrać negatywnie. Trudno mówić o dobrym, że jest całkowicie złe.
Z zalet, jakie mogłabym wymienić, jest postać pani Wiesławy. W pewnych momentach można się nieźle uśmiać, czytając, jak starsza kobieta razem ze swoim sąsiadem Zbyszkiem ogląda nocą Warsaw Shore, czy każe sobie zamówić gulki gejszy, żeby wzmocnić mięśnie Kugla. Jednakże i w tym przypadku bohaterka została lekko 'skrzywdzona'. Ciągłe powtarzanie o tym, jak pani Wiesia nie lubi kłopotów, jest naprawdę irytujące. Przy każdym rozdziale, to zdanie zostało podkreślone minimum pięć razy. I o pięć razy za dużo.
Cóż więcej mogę powiedzieć?
Podoba mi się okładka oraz sam pomysł z Pracownią Dobrych Myśli. Reszta wypadła bardzo słabo i gdyby nie pani Wiesława ratująca chwilami całą sytuację, książka byłaby prosta i strasznie nudna. Dzięki niej jest prosta, ale przynajmniej nie straciła dobrego humoru.
Do najgorszych nie należy, lecz do chociażby tych średnich również.
,,Życie pędzi jak szalone. Gdzieś przeczytała, że każdego dnia dostaje się za darmo dwadzieścia cztery godziny życia. I tylko od niej zależy, jak je wykorzysta.''
,,Wszystko przychodzi z czasem. Gdy na to czekasz, czekasz całe życie. A gdy przestajesz czekać, los robi ci niespodziankę i to, na co wcześniej czekałaś, po prostu się dzieje. Trochę skomplikowane.''
Na ulicy Przytulnej 26 pani Pelagia prowadziła niegdyś pracownię krawiecką. Po śmierci kobiety, jej wnuk Florian postanawia otworzyć w tym miejscu kwiaciarnię, którą dzieli...
2017-05-12
,,Zza najcięższych chmur również można dostrzec słońce, a nawet jeśli towarzyszy mu rzęsisty deszcz, zawsze pozostaje barwna, pocieszająca tęcza. Trzeba tylko chcieć ją zauważyć.''
W przypadku tej książki wypowiem się krótko. Przez całą jej objętość męczyłam się coraz bardziej z każdą kolejną stroną. Co prawda zaczęła się jak najbardziej w porządku, ale później było już tylko gorzej.
Nie da się nawet dokładnie określić, o czym konkretnie jest. Ni to książka o miłości, przyjaźni, odnajdywaniu własnego siebie czy szczęścia w życiu. Jest po prostu o niczym. Od tak napisana sobie historia pewnej samotnej lekarki, która swoją drogą jest jedną z najbardziej irytujących bohaterek, z jakimi miałam ''przyjemność'' się spotkać. Ponadto miałam wrażenie, że każda z postaci jest schematycznie podobna do poprzedniej. Przemek, Bartek czy jakiś inny Michał - co za różnica, jedno i to samo.
,,Obudź Się Kopciuszku'' nie zasługuje na najniższą ocenę, bo aż tak dużą tragedią nie jest, ale bardzo blisko jej do niej. Ze swojej strony odradzam. Po co się męczyć kochani, jest tyle innych, bardziej wartościowych książek.
,,Dlatego ja ci dziecino, mówię, cokolwiek się tam w twoim życiu podziało, ileś się nie wycierpiała z różnych powodów, o siebie zawsze trzeba walczyć i o szczęście swoje.''
,,Zza najcięższych chmur również można dostrzec słońce, a nawet jeśli towarzyszy mu rzęsisty deszcz, zawsze pozostaje barwna, pocieszająca tęcza. Trzeba tylko chcieć ją zauważyć.''
W przypadku tej książki wypowiem się krótko. Przez całą jej objętość męczyłam się coraz bardziej z każdą kolejną stroną. Co prawda zaczęła się jak najbardziej w porządku, ale później było już...
2017-08-17
,,Szczęście, jest wtedy, gdy kochamy to , czego potrzebujemy i potrzebujemy tego, co kochamy. I dostajemy to.''
Sześćdziesięcioletnia Marianne postanawia popełnić samobójstwo. Rzuca się z paryskiego Pont Neuf, lecz wbrew swoim planom zostaje uratowana i trafia do szpitala. Tam znajduje rustykalny kafelek z wizerunkiem Bretanii, dzięki któremu postanawia uciec od dotychczasowego życia i wybrać się w podróż do Kerdruck.
Naprawdę nie spodziewałam się po tej książce cudów ani chociażby porywającej lektury, która na długo zapadnie mi w pamięć. Miałam jedynie nadzieję spędzić przyjemnie czas u boku łatwej i przyjemnej w odbiorze powieści.
Tymczasem szlag mnie trafiał na myśl, że w ogóle zdecydowałam się tę książkę wypożyczyć.
Przeglądałam sobie w Internecie różne zdjęcia z Bretanii i rzeczywiście jest tam przepięknie. Jednak ta książka stanowi całkowite przeciwieństwo opisywanego w niej paryskiego regionu. Cała historia opiera się na miłości w najróżniejszych jej odsłonach, co po pewnym czasie robi się po prostu mdłe i nudne. Przeskoki między bohaterami, a raczej opisywanymi wydarzeniami z ich udziałem stawały się męczące, legendy na temat kamienia (?) czy cokolwiek to było, które miały dodawać książce magicznego klimatu, tylko pogorszyły sytuację. A bynajmniej ja po prostu nie kupuję takich rzeczy.
Zdaję sobie sprawę, iż jest to tylko zwykła obyczajówka, którą należy potraktować z przymrużeniem oka, ale szczerze mówiąc, bez względu na to, kto ma jaki gust, będę tę książkę odradzać każdemu. Autorka wrzuciła tutaj kilka fajnych, niby mądrych cytatów, które nijak mają się do całości, lecz to oznacza, że miała jakiś konkretny pomysł na tę książkę i wiedziała, co chce przez nią przekazać czytelnikowi. Czemu aż tak popsuła jej wykonanie? Tego niestety się nie dowiem.
Reasumując nie spodziewałam się, że ,,Księżyc nad Bretanią" okaże się tak słabą i bezcelową historią. Wynudziłam się za wszystkie czasy i wątpię, żebym prędko sięgnęła po jakąkolwiek inną powieść Niny George. Być może komuś z Was przypadnie do gustu, ale ja niestety w tym przypadku podziękuję.
,,Każdy mężczyzna, który kocha tak, jak kobieta na to zasługuje, jest czarodziejem.''
,,Szczęście, jest wtedy, gdy kochamy to , czego potrzebujemy i potrzebujemy tego, co kochamy. I dostajemy to.''
Sześćdziesięcioletnia Marianne postanawia popełnić samobójstwo. Rzuca się z paryskiego Pont Neuf, lecz wbrew swoim planom zostaje uratowana i trafia do szpitala. Tam znajduje rustykalny kafelek z wizerunkiem Bretanii, dzięki któremu postanawia uciec od...
2016-07-27
,,Życie polega na tym, by spędzać razem czas, by mieć ten czas na wspólne spacery, trzymanie się za rękę, cichą rozmowę i przyglądanie się zachodowi słońca.''
Niestety dobra passa z jaką czytałam pozostałe książki Sparksa minęła i przy tej okropnie się zawiodłam. Co prawda nie oczekiwałam zbyt wiele, bowiem już sam opis mnie nie zainteresował, lecz nie sądziłam, że tak bardzo się przy niej wynudzę.
Przeczytałam 50, 60, 100, 200...stron i kompletnie nic nie wywarło na mnie dobrego wrażenia. Wielka tajemnica Jeremy'ego, która była powodem jego rozwodu z żoną, została wyjaśniona już na samym początku, gdzie z tekstu dokładnie wynikało, dlaczego Maria od niego odeszła. Światła na cmentarzu, wokół których zrobiono tyle szumu? Okazało się, że bez potrzeby męczyłam się nad dobrnięciem do końca książki, ponieważ przez niemalże 400 stron kompletnie nic się nie wydarzyło.
Kolejna sprawa - miłość Jeremy'ego do Lexie. Zakochał się w przeciągu dwóch dni na tyle, by wyprowadzić się z z Nowego Yorku do małego miasteczka i wieść z nią udane życie. Przez tyle lat facet nie potrafił zaangażować się w żaden związek, a tutaj nagle BĘC! Miłość sama do niego przyszła razem z upragnioną ciążą. Jak widać, może to z Marią było coś nie tak, skoro jedna noc z Lexie wystarczyła, aby doczekał się upragnionego dziecka?
Doris i jej 'parapsychiczne' zdolności, czy jakkolwiek je nazywają. Skąd w ogóle taki pomysł? Coś mi umknęło, czy nagle mamy do czynienia z fantastyką?
Mdła akcja, fabuła całkiem pozbawiona chociażby jednego sensownego pomysłu, dialogi postaci strasznie oficjalne, wręcz sztuczne.
Dziwię się, jak Nicholas Sparks, który potrafi napisać powieść idealną, przepiękną i wzruszającą do łez, mógł wydać coś, co pod żadnym względem nie trzyma się kupy. Co śmieszniejsze, istnieje jeszcze druga część niesamowitych przygód Jeremy'ego Marsha.
Żeby nie krytykować jeszcze bardziej, powiem krótko, że nie podobała mi się. Mam nadzieję, że reszta tytułów nie zawiedzie mnie tak bardzo, jak ,,Prawdziwy cud''.
,,Miłość wyprawia różne dziwne rzeczy z ludźmi.''
,,Życie polega na tym, by spędzać razem czas, by mieć ten czas na wspólne spacery, trzymanie się za rękę, cichą rozmowę i przyglądanie się zachodowi słońca.''
Niestety dobra passa z jaką czytałam pozostałe książki Sparksa minęła i przy tej okropnie się zawiodłam. Co prawda nie oczekiwałam zbyt wiele, bowiem już sam opis mnie nie zainteresował, lecz nie sądziłam, że tak...
2017
2017-05-29
,,Budząc się rano, powtarzam sobie: "To tylko jeden dzień, jeden dwudziestoczterogodzinny odcinek czasu, który musisz przetrwać".''
Tuż przed chwilą zobaczyłam, że ,,Wróć Jeśli Pamiętasz'' zostało wybrane na Najlepszą Książkę Młodzieżową Roku 2015.
I szczerze mówiąc, nie mam pojęcia jakim cudem.
O tyle, o ile ,,Zostań Jeśli Kochasz'' oprócz wad posiadała swoje dobre strony, ta część ma zdecydowanie więcej tych pierwszych. Byłam zdania, że dzięki narracji Adama ,,Wróć Jeśli Pamiętasz'' zyska w moich oczach. Niestety przeliczyłam się. Od razu, gdy na horyzoncie pojawiła się Mia, książka spadła na jeszcze niższy szczebel. Najprawdopodobniej ta dziewczyna została uhonorowana przez panią Forman darem hipokryzji, bo pomimo trudnej przeszłości, nic a nic nie usprawiedliwia jej zachowania. Raz mówi jedno, zaraz potem drugie, a biedny, zakochany Adam trwa w swoich uczuciach, nie widząc nikogo poza Mią.
Definitywnie moja lista znienawidzonych postaci powiększyła się o jednego osobnika.
Najkrócej mówiąc, radzę, byście swoją przygodę z Adamem i Mią zakończyli na pierwszym tomie. W moim przypadku druga część znacznie popsuła zdanie, jakie wyrobiłam sobie po przeczytaniu ,,Zostań Jeśli Kochasz'', choć początek książki zdawał się gwarantować coś o wiele lepszego. Wiadomo, każda historia to również kwestia gustu, ale tym razem mówię 'nie'.
P.S. Swoją drogą, najlepszą opcją jak dla mnie będzie po prostu obejrzenie filmu. Szybsze, przyjemniejsze, gwarantujące większą dawkę emocji.
,,Rzucić nie jest trudno. Trudno jest się zdecydować na rzucenie. Kiedy raz zrobisz ten mentalny krok, reszta jest prosta.''
,,Budząc się rano, powtarzam sobie: "To tylko jeden dzień, jeden dwudziestoczterogodzinny odcinek czasu, który musisz przetrwać".''
Tuż przed chwilą zobaczyłam, że ,,Wróć Jeśli Pamiętasz'' zostało wybrane na Najlepszą Książkę Młodzieżową Roku 2015.
I szczerze mówiąc, nie mam pojęcia jakim cudem.
O tyle, o ile ,,Zostań Jeśli Kochasz'' oprócz wad posiadała swoje dobre...
2017-11-18
Po tej książce uświadomiłam sobie, że nie zostaniemy z Mickiewiczem kumplami.
Przeczytałam ,,Konrada Wallenroda'' w całości, ale dopiero po dokładnym streszczeniu zrozumiałam, o co tam w ogóle chodzi. Nie wiem, być może rzeczywiście tego typu lektury nie są dla mnie albo po prostu nie potrafię ich odpowiednio zinterpretować. Zakładam, że jedno i drugie, więc nie będę się szerzej wypowiadać na jej temat.
Po tej książce uświadomiłam sobie, że nie zostaniemy z Mickiewiczem kumplami.
Przeczytałam ,,Konrada Wallenroda'' w całości, ale dopiero po dokładnym streszczeniu zrozumiałam, o co tam w ogóle chodzi. Nie wiem, być może rzeczywiście tego typu lektury nie są dla mnie albo po prostu nie potrafię ich odpowiednio zinterpretować. Zakładam, że jedno i drugie, więc nie będę się...
2017-12-12
,,Nie ma książek moralnych lub niemoralnych. Są książki napisane dobrze lub źle.''
Po ,,Portret Doriana Graya'' sięgnęłam z chęci poznania klasyków literatury, a niewątpliwie Oscar Wilde zalicza się do autorów znanych na całym świecie. Jednak nie ukrywam, iż oczekiwałam od tej książki czegoś zupełnie innego.
Ani trochę nie podzielam tych wszystkich zachwytów nad nią. Owszem, być może obraz arystokracji angielskiej jest prawidłowo nakreślony, lecz nie mi to oceniać, gdyż wydaje mi się, że jestem za młoda i zbyt mało poinformowana w tym temacie. W dialogach lub raczej monologach postaci kryje się wiele pięknych prawd dotyczących życia, ale tracą one na wartości, jeśli przez kilkanaście stron czytamy wywody myślowe jednego bohatera, które dodatkowo ani trochę nie napędzają fabuły. Tekst staje się męczący w odbiorze oraz mało interesujący, ponieważ sama historia okazuje się dość przewidywalna. Nie jestem pewna, czego konkretnie oczekiwałam od tej lektury, ale z całą pewnością tego nie dostałam.
Planuję w przyszłości sięgnąć po coś innego z twórczości tego autora, by dać mu kolejną szansę, lecz nie nastawiam się na nic przełomowego. Warto zapoznać się z ,,Portretem Doriana Graya'', żeby wyrobić sobie o nim własne zdanie i znać tak popularny klasyk, ale na Waszym miejscu nie wymagałabym od tej książki zbyt wiele.
,,Książki, które świat nazywa niemoralnymi, to są właśnie te, które światu wykazują jego własną hańbę.''
,,Nie ma książek moralnych lub niemoralnych. Są książki napisane dobrze lub źle.''
Po ,,Portret Doriana Graya'' sięgnęłam z chęci poznania klasyków literatury, a niewątpliwie Oscar Wilde zalicza się do autorów znanych na całym świecie. Jednak nie ukrywam, iż oczekiwałam od tej książki czegoś zupełnie innego.
Ani trochę nie podzielam tych wszystkich zachwytów nad nią....
2018-01-21
2018-09-04
2019-04-28
2020-01-06
2019-08-16
2018-07-05
,,Czasami na osobę, której uczucia są niezwykle intensywne, bardzo trudno jest wywrzeć wpływ.''
Czytając ,,Naznaczonych Śmiercią’’ doszłam do wniosku, iż Veronica Roth świadomie poświęciła sporą część czasu na przedstawienie nam wykreowanego przez siebie świata, by w kolejnym tomie nadać akcji rozpędu i skupić się w głównej mierze na bohaterach. Wątek ‘zmarłego’ dotychczas Lazmeta Noaveka otwierał przed autorką wiele nowych ścieżek, których niestety nie zdołała należycie wykorzystać.
Zacznijmy od tego, że pani Roth pogubiła się w tworzeniu własnego uniwersum. Mam wrażenie, iż pomysł z wyroczniami przewidującymi dalsze wydarzenia, niemożność odwrócenia z góry ustalonego losu oraz specjalne umiejętności postaci przerosły autorkę, czego skutkiem były liczne niespójności w fabule. Sprawę pogarszał również fakt, że przez dużą liczbę niedopowiedzeń ciężko było mi zrozumieć całą historię. Styl pisania autorki wydawał się ociężały i mało plastyczny, zbyt długie opisy niepotrzebnie przeciągały czytanie lektury, a bohaterowie bardzo często podejmowali wręcz irracjonalne decyzje, które skutecznie zniechęciły mnie do ,,Spętanych Przeznaczeniem''.
Przy tej części chciałam również zwrócić uwagę na szczegół, którego nie wytknęłam w recenzji poprzedniej. Osobiście nie przeszkadza mi przedstawienie fabuły z perspektywy kilku osób, jednak w tym przypadku wraz z postacią, która powinna opowiadać o zdarzeniach we własnym imieniu, zmieniała się także sama narracja. W jednym rozdziale, gdzie główne skrzypce grał przykładowo Akos, pojawiał się tzw. narrator wszechwiedzący wypowiadający się w trzeciej osobie, natomiast już w następnym zmieniał on formę na narrację pierwszoosobową pod postacią Cyry lub innego z bohaterów. Nie mam pojęcia, czy jest to wina autorki, czy raczej tłumacza, jednak w ,,Spętanych Przeznaczeniem'', gdzie minusów wcale nie brakowało, wyjątkowo zaczęło mi to przeszkadzać.
Nie przekonało mnie również oglądanie przyszłości z punktu widzenia wyroczni czyli Eijeha. Dochodząc do ostatniej strony powieści, pomyślałam sobie: ,,To ma być zakończenie?''. Niestety finał okazał się bardzo słaby, a wątek Lazmeta, który jako jedyny miał szansę wnieść trochę iskry do tej książki został bezapelacyjnie zamieciony pod podłogę.
Będąc szczerą, kontynuacja ,,Naznaczonych Śmiercią'' okazała się stratą czasu. Jeśli jesteście miłośnikami science-fiction, jak najbardziej możecie sięgnąć po pierwszą część, która pomimo drobnych wad ma do zaoferowania nieźle zapowiadającą się historię. Natomiast ,,Spętani Przeznaczeniem'' to nic innego, jak tylko niepotrzebnie napisany zapychacz potrzebny do zakończenia wcześniej zaczętej powieści.
,,Na człowieka można spojrzeć w pewien szczególny sposób tylko wtedy, kiedy nie zna się go przez całe życie.''
,,Czasami na osobę, której uczucia są niezwykle intensywne, bardzo trudno jest wywrzeć wpływ.''
Czytając ,,Naznaczonych Śmiercią’’ doszłam do wniosku, iż Veronica Roth świadomie poświęciła sporą część czasu na przedstawienie nam wykreowanego przez siebie świata, by w kolejnym tomie nadać akcji rozpędu i skupić się w głównej mierze na bohaterach. Wątek ‘zmarłego’ dotychczas...
2017-06-04
,,Tożsamość Zbrodni'' to jedna z książek, które niestety nie podołały zadaniu, by w pełni wykorzystać swój potencjał. Z początku wszystko zapowiadało się naprawdę ciekawie: zachęcający opis, okładka, także sam pomysł był interesującą inicjatywą ze strony autora. Jednak tekst już od pierwszej strony pozostawiał wiele do życzenia.
Przede wszystkim, jak na kryminał przystało, bohaterowie oraz zarys całej fabuły powinien był przedstawiony w sposób tajemniczy, zagadkowy, stopniowo dawkując nam nowe informacje, by czytelnik zdążył wczuć się w klimat powieści, a równocześnie poczuć się zdezorientowany na tyle, by z czystej ciekawości zacząć przewracać kolejne kartki. Zamiast tego dialogi między postaciami okazały się sztuczne, mdłe, a jeden z głównych bohaterów zachowywał się strasznie nieodpowiedzialnie i irytująco, biorąc pod uwagę fakt, iż był policjantem. Nie chciałabym również w zbyt dużym stopniu krytykować wszystkich błędów stylistycznych, które tutaj się pojawiły, ale było ich tak dużo, że książka wygląda, jakby przepuszczono ją bez żadnej korekty.
Konkludując ,,Tożsamość Zbrodni'' nie zaprezentowała się w możliwie najgorszym świetle, ponieważ jej końcówka potwierdza fakt, iż autorowi przyświecał naprawdę interesujący pomysł na swój kryminał. Można spekulować, że pojawi się kontynuacja, którą mimo wszystko chciałabym przeczytać, aby odpowiedzieć sobie na pozostawione pytania. Tymczasem, krótko mówiąc, owa książka po ostatecznej ocenie wygląda, jakby spisano ją na szybkiego, bardzo chaotycznie i bez przemyślenia.
A szkoda, miała zadatki na coś lepszego.
,,Tożsamość Zbrodni'' to jedna z książek, które niestety nie podołały zadaniu, by w pełni wykorzystać swój potencjał. Z początku wszystko zapowiadało się naprawdę ciekawie: zachęcający opis, okładka, także sam pomysł był interesującą inicjatywą ze strony autora. Jednak tekst już od pierwszej strony pozostawiał wiele do życzenia.
Przede wszystkim, jak na kryminał...
2017-06-30
,,Ludzie, których powinniśmy znać najlepiej, okazują się obcy, a ci niemal obcy nagle stają się jak rodzina.''
,,Replika'' to jedna z tych książek, które miały skuteczną reklamę i pomysł 'na siebie'. Każda strona okładki to inna bohaterka - na jednej mamy Gemmę, na drugiej zaś Lirę, dzięki czemu książkę możemy czytać aż na 3 sposoby:
- na początku część opisywaną przez Gemmę, a następnie przez Lirę
- zaczynając od Liry, a kończąc na Gemmie
- czytając jeden rozdział Gemmy na zmianę z jednym rozdziałem Liry
Tuż przed rozpoczęciem historii autorka informuje nas, że (cytując bezpośrednio z tekstu): ,,Drobne różnice w powieści odzwierciedlają przekonanie, że nie istnieje coś takiego jak obiektywny ogląd zdarzeń. Nie ma dwóch ludzi, którzy postrzegają sytuację dokładnie w ten sam sposób, o czym może zaświadczyć każdy, kto kłócił się z bliską osobą. Z tej perspektywy naprawdę stajemy się twórcami własnego doświadczenia. A prawda przypomina tworzenie fikcji.''
Pięknie powiedziane, lecz na tych pięknych słowach się skończyło.
Ja akurat wybrałam pierwszy ze sposobów czytania tej książki, więc zaczęłam od Gemmy. Na początku było całkiem normalnie, jednak przyłapałam się na tym, iż moje myśli automatycznie odlatują gdzie indziej. Nie chodzi o to, że nie mogłam się skupić, bo miałam sporą ochotę na zaznajomienie się z tym tytułem i podeszłam do niego nastawiona na znalezienie tutaj czegoś naprawdę dobrego. Zamiast tego dalsza fabuła okazała się po prostu nijaka, przez co denerwowało mnie, że w ogóle postanowiłam ją przeczytać. Ponadto, gdy już cudem zaczęło robić się ciekawie, 5 stron później czar pryskał i wracałam do punktu wyjścia. Co do bohaterów, to większość irytowała swoim zachowaniem; może z wyjątkiem uroczego Pete'a, który okazał się na tyle kochany, że aż wstyd byłoby powiedzieć o nim złe słowo.
I nareszcie clou porażki tej książki, czyli zakończenie. Do teraz zastanawiam się, jak można skończyć pełnowymiarową historię w sposób, który przypomina bajkę dla dzieci? Co z tymi wszystkimi odpowiedziami na pozostawione pytania? 200 parę stron to zdecydowanie za mało, by mieć jakiekolwiek pole do popisu na stworzenie chociażby w miarę przeciętnej powieści, zatem zabrakło tu przede wszystkim co najmniej kilkudziesięciu dodatkowych kartek z dalszym tekstem.
Co dziwniejsze, część dotycząca Liry zaprezentowała się zupełnie inaczej. Prawdopodobnie jest to w dużej mierze zasługa, iż świat widziany oczami repliki czyli klona jest całkiem różny od naszego. Bohaterka wydawała się daleka od ludzkich przywar, wręcz niewinna i dobra w swojej prostocie. Gdyby Lauren Oliver ostatecznie zmieniła zdanie i postanowiła opisać całość właśnie z punktu widzenia Liry, według mnie książka zyskałaby wtedy o wiele więcej na wartości, a nawet posiadała jakieś przesłanie. Tymczasem i ta część zakończyła się raptem w połowie rozgrywanej akcji, utwierdzając mnie w przekonaniu, że nie ma dla niej żadnego ratunku.
Nie zrozumcie mnie źle, ,,Replika'' nie należy do tych z rodzaju totalnych niewypałów, których wprost nie da się przeboleć. Książka napisana jest normalnym językiem, przedstawia ciekawy zarys fabuły i przede wszystkim wyróżnia się swoją formą czytania. Z tego co się orientuję, osobom, które otrzymały egzemplarze do recenzji, przypadła do gustu, a więc jest to też kwestia indywidualnego podejścia. Mnie osobiście drażniła oraz rozczarowała tak nonsensownym zakończeniem i brakiem rozwinięcia wartości, jakie mogłaby za sobą nieść, a należy wspomnieć, iż miała do tego zadatki.
Nie polecam, ale równocześnie nie odradzam jej przeczytania. Sami sprawdźcie i sami oceńcie.
,,Nikt nie rodził się potworem , nie czyniły tego okoliczności ani los. Potwory chciały być potworami. Tylko takie narodziny były przerażające i one ciągle, każdego dnia, zdarzały się na nowo.''
,,Ludzie, których powinniśmy znać najlepiej, okazują się obcy, a ci niemal obcy nagle stają się jak rodzina.''
,,Replika'' to jedna z tych książek, które miały skuteczną reklamę i pomysł 'na siebie'. Każda strona okładki to inna bohaterka - na jednej mamy Gemmę, na drugiej zaś Lirę, dzięki czemu książkę możemy czytać aż na 3 sposoby:
- na początku część opisywaną przez...
2017-09-26
,,Zróbcie coś dla mnie - nigdy się nie zmieniajcie.''
Miałam tę serię na oku już od bardzo dawna. Ciekawiła mnie na tyle, że planowałam ją nawet kupić. Bądź co bądź okładki są ładnie zaprojektowane, a opisy przyciągające uwagę - nic tylko czytać!
Jednak zupełnie nie tego spodziewałam się po ,,Drżeniu''.
Przede wszystkim strasznie nie podoba mi się tutaj sposób ukazania wilkołaków. Wiadomo, każda historia musi się czymś wyróżniać, ale jest tyle sposobów na 'zmodyfikowanie' tych stworzeń, że spokojnie nie trzeba było aż tak bardzo odbiegać od powszechnego schematu, który według mnie jest najlepszy. Tymczasem w powieści Maggie Stiefvater wilkołaki przemieniają się w swoją zwierzęcą postać na zimę lub raczej zawsze wtedy gdy jest chłodno na dworze, a ludźmi pozostają podczas cieplejszych temperatur. Jakby tego było mało, po pewnym czasie zupełnie przestają przybierać swoją ludzką twarz, po czym niedługo później umierają w lesie jako wilki.
Przepraszam, ale zupełnie tego nie kupuję.
Dalej mamy wątek miłosny Grace i Sama (warto wspomnieć, że wydarzenia są opisywane naprzemiennie przez tę dwójkę). Krótka piłka: zbyt cukierkowo, zbyt idealnie, zbyt mdło. Prawie wszystko w tej książce krąży wokół nich, a (jak słowo daję!) jakieś 200 stron dotyczy opisów, jak nasza urocza para spędza ze sobą czas, ukrywając się przed światem.
Wątki poboczne choć są, to tak mało wyraziste i słabo rozwinięte, że pożal się Boże. Przez kiepsko ukazany obraz wilkołaków i ciągnącą się mozolnie akcję, zważając na to, iż większa część scen dotyczy, tak jak wspominałam, Grace i Sama, cała fabuła niestety na tym ucierpiała.
Pisząc tę krótką opinią, dodatkowo stwierdziłam, iż naprawdę nie znalazłam w tej książce zbyt dużo plusów. Początek może i był w porządku, ale jak to się ma do reszty powieści? Na pewno jeszcze wrócę do tej serii, ponieważ nie lubię zostawiać niedokończonych historii, ale ciekawi mnie, co autorka z taką nikłą fabułą mogła wymyślić w następnych tomach. Jeśli będą na tym samym poziomie co pierwsza część - ojj, na pewno nie obędzie się bez krytyki.
,,Nosimy grymasy śmiejącej się śmierci.''
,,Zróbcie coś dla mnie - nigdy się nie zmieniajcie.''
Miałam tę serię na oku już od bardzo dawna. Ciekawiła mnie na tyle, że planowałam ją nawet kupić. Bądź co bądź okładki są ładnie zaprojektowane, a opisy przyciągające uwagę - nic tylko czytać!
Jednak zupełnie nie tego spodziewałam się po ,,Drżeniu''.
Przede wszystkim strasznie nie podoba mi się tutaj sposób ukazania...
2017-03-21
,,Myślę, że można się wściekać tak naprawdę tylko na tych, których się kocha.''
,,50 Twarzy Greya'' wywołało u mnie 50 różnych załamań nerwowych podczas czytania jakże inteligentnych i zawsze trafionych tekstów Anastasii Steele. Ale po kolei.
,,Nowe Oblicze Greya'' jest według mnie najsłabszą częścią tej trylogii. Całe mnóstwo scen sexu, na które patrzyłam niemal z odrazą. Bohaterowie robią to bez przerwy; oboje z nich są ciągle głodni wzajemnego 'dotyku', że tak to ładnie nazwę, co stało się momentami nie do zniesienia.
Kolejną sprawą są niezgodności w fabule. Przykładowo, wiadomo przecież, że Christian był adoptowany, więc gdzie tu logika w tekście panny Any (tudzież Grey), w którym stwierdza, iż jej mąż ma uśmiech po Carricku (NIE biologicznym ojcu). Genów na pewno po nim nie odziedziczył, więc błagam, czy ktoś widzi w tym jakąkolwiek logikę?
Mnóstwo naprawdę frustrujących scen, tandetne teksty, irytująca postać Anastasii i wiele innych elementów, które czynią tę książkę męczącą.
Jedna na szczęście dla niej pojawiło się tutaj również trochę akcji, dzięki której można było odpocząć od nużących scen erotycznych. Szczególnie ujął mnie sam epilog. Możliwość zaobserwowania zmiany, jaka nastąpiła w Christianie, porównując pierwszą i ostatnią część trylogii, okazała się szczerze przyjemna. ,,50 Twarzy Greya'' było według mnie dobrą lekturą, gdzie James bardzo konstruktywnie wykreowała swojego głównego bohatera, a któremu odebrano większą część charakteru w pozostałych częściach. Epilog zawierał w sobie okruchy psychologizmu tej postaci opartej na wewnętrznej zmianie jaką przeszedł Grey, co akurat podobało mi się, a nawet dziwnym sposobem wzruszyło. Także fragment dzieciństwa Christiana ukazywany z jego perspektywy był jak najbardziej ciekawą odskocznią od nieudanej reszty książki.
Mimo to, nie mogę kierować się tylko i wyłącznie ostatnimi rozdziałami, a więc myślę, że taka ocena jest w pełni zasłużona.
Żałuję, że pani James całkowicie poległa przy pisaniu swojego 'dzieła' i stworzyła tak słabe, przerysowane dwa pozostałe tomy powyższej trylogii. Tak czy siak, Greya mam odhaczonego, a Wam z ręką na sercu polecam tylko i wyłącznie pierwszą część książek oraz drugą część ekranizacji, która wyszła o niebo lepiej niż pierwowzór.
,,Chcę, aby twój świat zaczynał się i kończył się na mnie.''
,,Myślę, że można się wściekać tak naprawdę tylko na tych, których się kocha.''
,,50 Twarzy Greya'' wywołało u mnie 50 różnych załamań nerwowych podczas czytania jakże inteligentnych i zawsze trafionych tekstów Anastasii Steele. Ale po kolei.
,,Nowe Oblicze Greya'' jest według mnie najsłabszą częścią tej trylogii. Całe mnóstwo scen sexu, na które patrzyłam niemal z...
Przeglądając inne opinie na temat tej książki, zdałam sobie sprawę, że wszyscy oceniali ją bardzo pozytywnie. Niestety będę musiała przełamać tę dobrą passę, ponieważ ,,Więzy nieba" całkowicie mnie rozczarowały.
Poprzedni tom pomimo kilku drobnych wad zafundował mi godziny dobrej zabawy. Historia Shalii wciągnęła mnie już od pierwszych stron, a występujących tam bohaterów bez problemu dało się polubić. Niczego nieświadoma sięgnęłam po następną część w nadziei, iż poznam dalsze losy postaci, z którymi zdążyłam się już zapoznać i zżyć, a tu raptem...No cóż, akcja przenosi się tym razem na morze, a role głównych bohaterów przejmuje kto inny.
Sam zamysł takiego zabiegu nie jest absolutnie zły. Wszelkie przedstawione w 2 części wydarzenia są ze sobą powiązane, jednak w tym przypadku zastosowanie takiej koncepcji na poprowadzenie kontynuacji serii ani trochę nie przypadło mi do gustu. Mimo bardzo dokładnych opisów miejsc, między którymi poruszamy się, czytając książkę, a także morskiego klimatu, który, trzeba przyznać, utrzymuje się przez całą powieść, nie jestem w stanie wskazać jej zalet. Główna bohaterka irytowała mnie swoim zachowaniem przez większą część czasu, postać, która pojawiła się tuż po tym, jak zniknęła w 1 tomie, została przedstawiona zupełnie inaczej niż poprzednio, a rozwijająca się dalej fabuła skutecznie zniechęciła mnie do poznania jej zakończenia. Niemniej jednak finał książki jest mi już znany i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że uśmiech na mojej twarzy wywołało jedynie tymczasowe spotkanie z pozostałymi bohaterami ,,Berła ziemi".
Abym nie została źle zrozumiana, trzeba podkreślić, iż ,,Więzy nieba" nie jest książką bez ukrytego potencjału. Myślę, że to raczej kwestia naszych czytelniczych preferencji, czy tego rodzaju kontynuacja wydarzeń poprzedniej części przypadnie nam do gustu. Ja niestety liczyłam na coś zupełnie innego i nie polubiłam się z ,,Więzami nieba". W waszym przypadku może byłoby inaczej.
Przeglądając inne opinie na temat tej książki, zdałam sobie sprawę, że wszyscy oceniali ją bardzo pozytywnie. Niestety będę musiała przełamać tę dobrą passę, ponieważ ,,Więzy nieba" całkowicie mnie rozczarowały.
więcej Pokaż mimo toPoprzedni tom pomimo kilku drobnych wad zafundował mi godziny dobrej zabawy. Historia Shalii wciągnęła mnie już od pierwszych stron, a występujących tam bohaterów...