-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2016-05-06
2015-05-22
2015-03-22
2015-03-22
2015-03-22
2015-03-22
2015-02-14
2015-02-14
2015-02-14
2015-02-14
2015-02-14
2015-02-14
2015-02-14
2015-02-14
2015-02-14
2015-02-14
Akcja książki dzieje się w Nowojorskiej Akademii Baletowej, czyli, jakby nie patrzeć, najlepszej szkoły tego typu w kraju. Co czyni jeszcze bardziej dziwnym to, że tancerze znikają tam od dwudziestu lat, a wygląda na to, że nikogo to nie obchodzi. A także nikt nie próbuje postawić się choreografowi, który wyżywa się na wszystkich za niewykonanie poprawnie kroków, chociaż „dawno powinni byli to umieć”. W międzyczasie znikają kolejne osoby, ale jakoś nikt nie wpada na pomysł, żeby połączyć kropki i zauważyć, ze w NAB dzieje się coś dziwnego. Seems legit.
Dalej mamy sposób wprowadzania nowych elementów do powieści. Właśnie: wprowadzania. Nie ma czegoś takiego jak rozwój wydarzeń, wszystko dzieje się w tempie zaparzania instacoffe. Przykład? Wraz z przekroczeniem progu szkoły główna bohaterka od razu znajduje obok siebie wianuszek przyjaciół, którzy mają być przeciwwagą dla grupki rodem z Mean Girls. Wiecie, te chorobliwie chude, co wszystkie wyglądają tak samo. Wszystko oczywiście z prędkością światła. Co mnie też trochę zdziwiło, kiedy jedna z koleżanek Vanessy znika, reszta wianuszka bez zająknięcia się stwierdza, że „ona by czegoś takiego nie zrobiła”. Wydaje mi się, że umiejętność przewidywania zachowań przyjaciół nabywa się stopniowo. I na pewno nie objawia się ona po dwóch tygodniach znajomości. Ale to szczegół.
Nie ma czegoś takiego jak książka YA bez wątku romantycznego. Autorka o tym wie. Zdaje się, że jednak nie wie, jak taki wątek wprowadzić i rozwijać. Związek Vanessy i Zeppelina (nagroda za najgłupsze imię dla bohatera, fanfary) opiera się na jednym, pojedynczym spojrzeniu. I wystarczyło. Widzicie dzieci, miłość jest jednak prosta. Autorce też chyba wydawało się, ze to za proste, bo postanowiła ubarwić wątek wprowadzając kolejnego męskiego bohatera. Jeśli ktoś jest dla nas niemiły, to przecież jasne, że na nas leci. Co też jest całkowicie w porządku i nikt nie ma z tym problemu. Vanessie nie przeszkadza też, że Justin krąży wokół niej i sugeruje, że powinna opuścić akademię. Oczywiście nic sobie z tego nie robi, bo przecież jedynym powodem, dla którego przybyła do NAB jest chęć poszukiwania siostry. Bardzo mnie to bawi, zwłaszcza, kiedy policzę sobie, ile czasu zajęło Vanessie faktyczne zajmowanie się poszukiwaniem siostry i odkrywaniem prawdy.
Jeśli ktoś mnie dobrze zna, to wie, że mam świra na punkcie tańca. To jednak nie wystarczyło, żebym „Taniec cieni” zaklasyfikowała wyżej. Wiedza, co to jest pas de bourrée czy grand jete niestety nie stworzy dobrej fabularnie powieści. Drodzy czytelnicy, bilet do Opery Narodowej będzie lepszą inwestycją.
Akcja książki dzieje się w Nowojorskiej Akademii Baletowej, czyli, jakby nie patrzeć, najlepszej szkoły tego typu w kraju. Co czyni jeszcze bardziej dziwnym to, że tancerze znikają tam od dwudziestu lat, a wygląda na to, że nikogo to nie obchodzi. A także nikt nie próbuje postawić się choreografowi, który wyżywa się na wszystkich za niewykonanie poprawnie kroków, chociaż...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-01-14
2014-10-20
2015-01-02
2014-12-14
Może za młoda i za głupia na to jestem, ale fanką tego opowiadania na pewno nie jestem.
Może za młoda i za głupia na to jestem, ale fanką tego opowiadania na pewno nie jestem.
Pokaż mimo to