-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2017-02-10
2017-02-14
Recenzja również na moim blogu: http://gwiezdnekroniki.blogspot.com/2017/03/recenzja-zatrute-ciasteczko-alan-bradley.html
11-letnia Flawia de Luce mieszka w małym sennym angielskim miasteczku, wraz z ojcem i dwiema siostrami. Usiłując zorganizować sobie czas i jednocześnie unikać gnębiących ją sióstr, dziewczynka większość czasu spędza po odziedziczonym po wuju laboratorium chemicznym, oddając się swojej pasji - truciznom. Jednak pewnego ranka życie Flawii przybiera niespodziewany zwrot, gdy znajduje na grządce z ogórkami martwego mężczyznę, a głównym podejrzanym o zabójstwo jest jej ojciec. Flawia postanawia wziąć sprawę w swoje ręce i rozwiązać tajemniczą zagadkę.
Kryminały i thrillery to książki po jakie sięgam zdecydowanie najrzadziej, jednak biorąc udział w wyzwaniu czytelniczym w mojej lokalnej bibliotece byłam poniekąd zmuszona przeczytać coś z tego gatunku. Mój wybór padł na "Zatrute ciasteczko" Alana Bradleya, książkę, która zwróciła moją uwagę już jakiś czas temu. Szybko okazało się, że był to dla mnie strzał w dziesiątkę, gdyż historia Flawii wciągnęła mnie bez końca i nie mogłam się od niej oderwać. :)
Pierwsza rzecz, jaka rzuciła mi się w oczy gdy zaczęłam czytać "Zatrute ciasteczko" to genialny, czarny humor. Choć nasza Flawia i pozostali bohaterowie mają dość okropne przeżycia, nie tracą oni poczucia humoru, choć niekiedy jest on wręcz makabryczny. Mimo, że czytamy o zabójstwie, w niektórych momentach nie sposób się nie śmiać. Do tego Flawia świetnie nadaje się na główną bohaterkę serii kryminalnej - jest nie tylko niezwykle mądra jak na swój wiek, ale też bardzo spostrzegawcza i zdeterminowana. Muszę przyznać, że zauważyłam w niej coś z siebie w dzieciństwie, dlatego polubiłam ją od pierwszych stron.
Choć historia rozgrywa się w latach .50 XX wieku, to jako czytelnik miałam wrażenie, że tak naprawdę przenieśliśmy się do początków zeszłego stulecia, albo wręcz końca XIX wieku. Atmosfera małej wioski, gdzie każdy zna każdego oraz stara, wiktoriańska rezydencja Buckshaw są idealnym miejscem akcji dla tajemniczej historii, a sposób w jaki wysławia się Flawia i inni bohaterowie też wydają się pochodzić z poprzedniej epoki.
Być może jest to kwestia tego, że nie czytałam wielu kryminałów, ale zagadka przedstawiona w "Zatrutym ciasteczku" bardzo mnie wciągnęła. Miałam swoje przypuszczenia, ale mimo to autorowi udało się mnie w pewien sposób zaskoczyć i za to daję duży plus. Ogromnie podobał mi się też użyty w historii motyw unikatowego znaczka z królową Wiktorią i wszystkie przedstawione szczegóły ze świata kolekcjonerów. W trakcie czytania udało mi się wkładać kolejne elementy układanki na swoje miejsce, co sprawiło mi dużą satysfakcję.
Co więcej mogę dodać, po mojej recenzji chyba widać, że historia Flawii kompletnie mnie wciągnęła i z pewnością sięgnę po kolejne tomy serii. A jeśli i dla Was książka pełna niezwykłego humoru i atmosfery, z zadziorną bohaterką i wciągającą tajemnicą brzmi ciekawie, to gorąco polecam byście sięgnęli po "Zatrute ciasteczko"! :)
Recenzja również na moim blogu: http://gwiezdnekroniki.blogspot.com/2017/03/recenzja-zatrute-ciasteczko-alan-bradley.html
11-letnia Flawia de Luce mieszka w małym sennym angielskim miasteczku, wraz z ojcem i dwiema siostrami. Usiłując zorganizować sobie czas i jednocześnie unikać gnębiących ją sióstr, dziewczynka większość czasu spędza po odziedziczonym po wuju...
2017-01-04
Recenzja również dostępna na moim blogu: http://gwiezdnekroniki.blogspot.com/2017/02/recenzja-marina-carlos-ruiz-zafon.html
"Marino, zabrałaś ze sobą wszystkie odpowiedzi."
Akcja powieści rozgrywa się pod koniec lat 70. XX wieku w Barcelonie. 15-letni Oscar Drai uczy się w szkole z internatem, jednak jego myśli uciekają ku zaułkom i alejom barcelońskiej dzielnicy Sarriá, które skrywają w sobie czar minionych lat. Pewnego dnia coś przyciąga go do jednego z pałacyków, który jest zamieszkany przez Marinę i jej ojca Germána. Kompletnie zafascynowany dziewczyną i jej ojcem, zaczyna spędzać z nimi coraz więcej czasu. Marina zabiera go na tajemniczy cmentarz, gdzie spotykają zagadkową damę w czerni, odwiedzającą bezimienny grób. Nie zdając sobie sprawy, że właśnie zaplątali się w o wiele większą i niebezpieczną historię, postanawiają rozwikłać zagadkę tajemniczej kobiety.
Hiszpański pisarz Carlos Ruiz Zafón jest szerzej znany ze swojego cyklu Cmentarz Zapomnianych Książek, z powieścią "Cień Wiatru" na czele, jednak na uwagę zasługują również jego wcześniejsze dzieła. Jest to moje drugie spotkanie z tą książką i uważam je za równie udane, co pierwsze :) "Marina" była pisana z myślą o młodych czytelnikach, lecz sądzę, że może ona przypaść do gustu również dorosłym. Pracując nad nią pisarz zdecydował już, że będzie to jego pożegnanie z powieścią młodzieżową, dlatego łączy ona cechy zarówno jego wcześniejszych dzieł, jak i tych późniejszych. Napisana pięknym stylem, niekiedy brzmiącym wręcz poetycko, oddaje nostalgiczną atmosferę Barcelony sprzed lat i tęsknotę za tym, co przeminęło i już nie wróci. Choć powieść rozgrywa się stosunkowo niedawno, czytelnik często odnosi wrażenie, że przenosi nas o wiele więcej lat wstecz. Barcelona stanowi niesamowite, magiczne tło wydarzeń. Zabytkowe pałacyki, brukowane uliczki spowite mgłą, opuszczone budynki; miasto idealnie oddaje klimat historii Oscara i Mariny.
"Marina" to połączenie wielu gatunków literackich. Można w niej odnaleźć elementy powieści historycznej, science fiction, horroru, czy też melodramatu. Motyw niespełnionej, tragicznej miłości przywodzi na myśl epokę romantyzmu, a utrzymujący się nastrój grozy, makabryczne elementy rodem z horrorów, motyw choroby i szaleństwa oraz przerażające opisy budowli sugerują również, że autor czerpał z gatunku powieści gotyckiej.
Fabułę tworzą dwie historie, które zostają ze sobą powiązane – tragiczne losy Mariny i Oscara oraz Evy Irinovej i Michala Kolvenika. Podczas gdy rozwiązujemy tajemnicę z dwójką młodych bohaterów, autor stosuje ciekawy zabieg przedstawiając historię Michala Kolvenika poprzez pryzmat opowieści kolejnych postaci, za każdym razem zmieniając jego historię i krok po kroku odkrywając prawdę i jej kolejne warstwy. Słowa, jakimi rozpoczyna powieść powodują, iż czytelnik cały czas zastanawia się, czy fantastyczne wydarzenia rozgrywające się na kartach książki wydarzyły się naprawdę, czy może było to tylko wyobrażenie głównego bohatera.
Choć można powiedzieć, że Zafon bardziej skupia się na fabule, nie zapomina on o postaciach. Najlepiej poznajemy Oscara, który opowiada nam swoją historię, jednak pozostali bohaterowie także są dobrze rozwinięci, a czytelnik przywiązuje się do nich poznając ich historie. Poza mrocznymi tajemnicami, autor wspaniale opisuje przyjaźnie i powtarzający się wątek tragicznej miłości. Interesującym smaczkiem i ukłonem w kierunku klasyków literatury jest postać kota, który nosi imię Kafka, oraz postaci Marii Shelley i ogólne podobieństwo historii Michala Kolvenika do słynnego Frankensteina.
Podsumowując, "Marina" Carlosa Ruiza Zafóna jest powieścią którą poleciłabym zarówno czytelnikom, którzy znają już twórczość pisarza, jak i tym, którzy zapoznają się z nią po raz pierwszy. Melancholijny, mroczny klimat przepięknej Barcelony połączony z tragiczną historią i tajemnicą, tworzą niesamowitą, magiczną opowieść od której ciężko się oderwać. Momentami wzruszająca, a momentami mrożąca krew w żyłach, "Marina" jest godną polecenia pozycją prezentującą kunszt pisarski Zafóna w najlepszym wydaniu.
Recenzja również dostępna na moim blogu: http://gwiezdnekroniki.blogspot.com/2017/02/recenzja-marina-carlos-ruiz-zafon.html
"Marino, zabrałaś ze sobą wszystkie odpowiedzi."
Akcja powieści rozgrywa się pod koniec lat 70. XX wieku w Barcelonie. 15-letni Oscar Drai uczy się w szkole z internatem, jednak jego myśli uciekają ku zaułkom i alejom barcelońskiej dzielnicy Sarriá,...
2017-01-31
Recenzja również dostępna na moim blogu: http://gwiezdnekroniki.blogspot.com/2017/02/recenzja-zimowe-zjawy-kate-mosse.html
"Zmarli pozostawiają wśród nas swoje cienie, jak echo w przestrzeni, w której niegdyś żyli."
Zimą 1928 roku Freddie wyrusza w podróż przez francuskie Pireneje, podczas której ma nadzieję pogodzić się ze stratą ukochanego brata, prześladującą go od zakończenia straszliwej I Wojny Światowej. Podczas burzy śniegowej jego samochód zbacza z drogi i tak oszołomiony po wypadku mężczyzna dociera do małej, odciętej od świata wioski Nulle. Tam poznaje Fabrissę, młodą kobietę, która tak jak i on opłakuje utratę bliskich, ale Freddie jeszcze nie wie, że za jej historią kryje się o wiele większa tajemnica...
"Zimowe zjawy" Kate Mosse to smutna, ale także nostalgiczna i wywołująca dreszcz na plecach powieść o radzeniu sobie ze stratą i pamięci o osobach, które odeszły z naszego świata. Choć początek może wydać się powolny, historia szybko wciąga, a sama już końcówka jest po prostu wspaniała.
Sądzę, że osoby które szukają wartkiej akcji i bardzo rozbudowanej fabuły, mogą się nią rozczarować. Ale dla tych, którzy lubią historie z niesamowitą atmosferą i wątkiem tajemnicy będzie to na pewno udana lektura. Choć za oknami krajobraz zaczyna już być bardziej wiosenny, "Zimowe zjawy" przeniosły mnie w surowe, zaśnieżone tereny południowej Francji. Czytając niemal czułam powiew wiatru i skrzypienie śniegu pod butami naszego bohatera. Autorka stworzyła niesamowitą atmosferę, a elementy paranormalne tylko ją pogłębiły, wywołując miły dreszczyk emocji. Niemal od początku miałam nieodparte wrażenie, że zaraz wydarzy się coś złego, z całej historii bije taka lekko niepokojąca aura, którą wyjaśnia rozwiązanie mrocznej zagadki.
W książce możemy odnaleźć dwa wątki. Pierwszy to historia Freddiego, który tak jak i rodziny wszystkich ofiar wojny nie potrafi się pogodzić ze stratą brata. I drugi, historia Fabrissy i jej rodziny, owiana nutą tajemnicy, ale równie (jeśli nie bardziej) straszna. Zakończenie, o którym nie będę pisała ze szczegółami bo naprawdę warto przeczytać je samemu, wydało mi się bardzo słodko-gorzkie, bo choć tragiczne i smutne to też można w nim wyczuć odrobinę radości. Zrobiło na mnie jeszcze większe wrażenie, kiedy dowiedziałam się, że autorka zainspirowała się prawdziwymi wydarzeniami z historii Langwedocji i małych wiosek usytuowanych pomiędzy górami.
Na koniec, choć nie odnosi się to już do treści książki, chciałam docenić jej piękną oprawę. Granatowa okładka ze srebrzystymi elementami idealnie pasuje do historii zawartej w jej wnętrzu i jest po prostu piękna :) A jeśli szukasz lektury na wciąż jeszcze długie, chłodne wieczory, zachęcam do sięgnięcia po "Zimowe zjawy", a może tak, jak ja, znajdziesz w niej poruszającą, niesamowitą opowieść.
Recenzja również dostępna na moim blogu: http://gwiezdnekroniki.blogspot.com/2017/02/recenzja-zimowe-zjawy-kate-mosse.html
"Zmarli pozostawiają wśród nas swoje cienie, jak echo w przestrzeni, w której niegdyś żyli."
Zimą 1928 roku Freddie wyrusza w podróż przez francuskie Pireneje, podczas której ma nadzieję pogodzić się ze stratą ukochanego brata, prześladującą go od...
2017-01-12
2014-08-05
2014-07-25
2014-05-14
2012-03-22
2013-10-06
2013-09-01
2013-08-21
2013-06-23
2013-05-21
2013-05-18
2013-03-13
2012-12-31
2012-12-27
Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, aż mam problem z napisaniem jej recenzji. Może kiedyś uda mi się to zrobić, ale póki co, niech gwiazdki mówią za siebie :)
Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, aż mam problem z napisaniem jej recenzji. Może kiedyś uda mi się to zrobić, ale póki co, niech gwiazdki mówią za siebie :)
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to