-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
-
ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj „Chłopaka, który okradał domy. I dziewczynę, która skradła jego serce“LubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-04-23
2024-04-06
2024-03-28
Z Panem Ziemkiewicze zdecydowanie częściej się nie zgadzam, niż zgadzam. Jeśli chodzi o jego spontaniczne wypowiedzi (np. na twitterze) można rzec, że rzadko kiedy się zgadzam. Bądźmy szczerzy, co do zasady mam złe zdanie o autorze a "research ziemkiewiczowski" to sformułowanie, którego sam regularnie używam.
Dlatego bardzo zaskakują mnie jego książki. "Michnikowszczyzna" to druga z jego pozycji, którą połknąłem w moment. I o ile rzeczywiście, nie każda z jego diagnoz do mnie przemawia, tak nie mogę odmówić mu inteligencji. I całkiem dobrego pióra. Nie chcę się zagłębiać w detale, bo to tak naprawdę powinien zrobić jakiś historyk. Sam mam zbyt skromną wiedzę, żeby wykłócać się z Ziemkiewiczem. Tak czy inaczej, wiele wydarzeń omówionych w "Michnikowszczyznie" miało miejsce, więc przynajmniej częściowo trzeba autorowi przyznać rację.
Podsumowując, osobom o poglądach prawicowych polecać nie trzeba. Przeczytały, przeczytają, lub myślą tak samo nawet bez pomocy Ziemkiewicza. Z kolei osobom, które za Ziemkiewiczem nie przepadają polecam z czystym sumieniem. Nawet jeśli uznacie książkę za stek bzdur, myślę że warto czasem sprawdzić co druga strona ma do powiedzenia. Sam zresztą częściej śledzę osoby, z którymi się nie zgadzam. Trochę dla rozwoju, trochę by zweryfikować własne poglądy i trochę by podnieść sobie ciśnienie ;) Ale akurat ta książka mi go nie podniosła.
Z Panem Ziemkiewicze zdecydowanie częściej się nie zgadzam, niż zgadzam. Jeśli chodzi o jego spontaniczne wypowiedzi (np. na twitterze) można rzec, że rzadko kiedy się zgadzam. Bądźmy szczerzy, co do zasady mam złe zdanie o autorze a "research ziemkiewiczowski" to sformułowanie, którego sam regularnie używam.
Dlatego bardzo zaskakują mnie jego książki....
2024-02-16
2024-02-06
Naprawdę miałem problem z tą książką. Teoretycznie powinna mnie zainteresować jak mało co. Tematyka w moim typie. Dodatkowo w miarę bliska, także nie miałem problemu z terminami jakie tam padają. Ale tak jakoś mnie zmęczyła. Niejednokrotnie łapałem się na tym, że odpłynąłem myślami gdzieś daleko. Faktem jest, że część tych historii już znałem, więc może dlatego.
Mimo wszystko książkę polecam, bo można się z niej naprawdę sporo dowiedzieć. Może nawet zmotywować. W końcu sporo przedstawionych postaci miało ciągle pod górkę, lecz dzięki uporowi udało im się zapisać na kartach historii. Gdyby tylko autor miał lżejsze pióro. Pewnie dałbym parę oczek więcej.
Naprawdę miałem problem z tą książką. Teoretycznie powinna mnie zainteresować jak mało co. Tematyka w moim typie. Dodatkowo w miarę bliska, także nie miałem problemu z terminami jakie tam padają. Ale tak jakoś mnie zmęczyła. Niejednokrotnie łapałem się na tym, że odpłynąłem myślami gdzieś daleko. Faktem jest, że część tych historii już znałem, więc może dlatego.
Mimo...
2024-01-30
2024-01-29
2024-01-27
Moja pierwsza styczność z prozą Jozefa Kariki. Na starcie muszę przyznać, że spodziewałem się czegoś innego. Możliwe, że przeczytałem zbyt wiele recenzji jaka to "Szczelina" nie jest przerażająca. "Najstraszniejsza książka roku/dekady/stulecia". Osobiście tak bym jej nie określił.
Co nie zmienia faktu, że jest to naprawdę świetna książka. Jak rzadko kiedy mogę powiedzieć, że się pozytywnie rozczarowałem. Bo nawet jeśli "Szczelina" mnie nie przestraszyła, to nie mogę odmówić jej klimatu. Nawet ciężko mi dokładnie nazwać ten klimat. Ciężki, gęsty, może mroczny. Jozef Karika doskonale potrafi budować napięcie. Umówmy się, przez większość książki nie ma zbyt wiele akcji. Tzn. akcja może jakaś jest, ale nie dzieje się nic paranormalnego czy podejrzanego. Mimo tego przez cały czas miałem wrażenie, że już za chwilę coś się wydarzy. Bardzo łatwo przy "Szczelinie" spędzić kilka godzin i nawet tego nie zauważyć. Dawno żadna historia mnie tak nie wciągnęła.
Dodatkowym atutem (przynajmniej dla mnie) jest sposób narracji. Kompletnie nie wierzę, że historia została opowiedziana Karice przez książkowego Igora. A nawet jeśli, nie wierzę w prawdziwość historii Igora. Co nie znaczy, że nie podoba mi się taka forma. Wręcz przeciwnie. Zawsze lubiłem filmy "found footage" i czytając "Szczelinę" miałem wrażenie jakbym miał do czynienia z czymś podobnym. Takie słowackie Blair Witch Project.
Jak wspomniałem na początku, spodziewałem się czegoś innego. I bardzo się cieszę, że moje oczekiwania rozminęły się z rzeczywistością. Nie każdy horror musi każdego przerażać. Najważniejsze żeby wciągał, intrygował i zostawał w pamięci na dłużej. A to autorowi z pewnością się udało. Aż chciałbym zwiedzić ten tajemniczy Trybecz, słowacki trójkąt bermudzki. Gorąco polecam.
Moja pierwsza styczność z prozą Jozefa Kariki. Na starcie muszę przyznać, że spodziewałem się czegoś innego. Możliwe, że przeczytałem zbyt wiele recenzji jaka to "Szczelina" nie jest przerażająca. "Najstraszniejsza książka roku/dekady/stulecia". Osobiście tak bym jej nie określił.
Co nie zmienia faktu, że jest to naprawdę świetna książka. Jak rzadko kiedy mogę powiedzieć,...
2024-01-25
Widzę tutaj sporo zarzutów odnośnie prostej i mało oryginalnej fabuły. Nie da się ukryć, że motyw nawiedzonego domu, w którym po kolei giną bohaterowie jest sztampowy. Pojawiał się w książkach i filmach, a pewnie nawet w piosenkach. Jednak z jakiegoś powodu zawsze lubiłem horrory z taką fabułą. Może to dlatego, że sam przez jakiś czas mieszkałem w dużym domu, który wydawał mi się niepokojący. Szczególnie jeśli akurat zostawałem w nim sam na noc ;)
Wracając jednak do książki Andrzeja Wardziaka - historia wciąga. Byłem naprawdę zaskoczony, że aż tak się w nią wkręciłem. Fabuła może i schematyczna, lecz nie udało mi się w stu procentach przewidzieć zakończenia. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to przede wszystkim do postaci. A bardziej do tego, że mogły zostać bardziej rozbudowane. Rozumiem, że książka miała być stosunkowo krótka, ale tego mi tutaj brakowało. Pomijając głównego bohatera, o większości wiemy nie wiele więcej ponad to, że są jego przyjaciółmi. Część z nich była też bardzo irytująca, ale to akurat musiało być zamierzone. Drugim minusem jest praktycznie wycięcie z historii postaci Tymka. Od momentu jego wypadku (nie chcę za bardzo spoilerować) chłopak niemalże przepadł. Niby przez większość czasu przebywa z resztą bohaterów, ale momentami zapominałem o jego istnieniu. Nie wiemy co się działo w jego głowie a myślę, że rozwinięcie tego wątku byłoby interesujące. Doceniam za to, że autor nie uległ pokusie stworzenia wątku romantycznego. Na początku lektury "czułem w kościach", że takowy się pojawi.
Podsumowując, jeśli szukacie "czytadła", przy którym miło spędzicie popołudnie, to z czystym sumieniem mogę Wam "Siódmą duszę" polecić. Nie jest to najstraszniejsza rzecz jaką czytałem, ale potrafi wzbudzić lekki niepokój.
Widzę tutaj sporo zarzutów odnośnie prostej i mało oryginalnej fabuły. Nie da się ukryć, że motyw nawiedzonego domu, w którym po kolei giną bohaterowie jest sztampowy. Pojawiał się w książkach i filmach, a pewnie nawet w piosenkach. Jednak z jakiegoś powodu zawsze lubiłem horrory z taką fabułą. Może to dlatego, że sam przez jakiś czas mieszkałem w dużym domu, który wydawał...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-24
Z pewnością mogę polecić tę książkę każdemu kto interesuje się polskim rapem. Szczególnie tym, którzy śledzili jego początki. Dla takich osób "Za drinem drin..." będzie miłą, pełną nostalgii opowieścią gościa, który dołożył do niego kilka swoich cegiełek.
Natomiast jeśli ktoś kompletnie nie kojarzy takich ksywek jak Tede, Borixon czy Pih, raczej nie ma tutaj czego szukać. Po pewnym czasie anegdoty Kozaka stają się dość monotematyczne. W końcu większość kręci się wokół używek. Z całym szacunkiem dla wymienionych wyżej, lecz nie są to persony kalibru Ozzy'ego Osbourne'a, więc ich pijacko-narkotyczne historie mogą kogoś znudzić. Dodatkowo książka nie jest napisana w jakiś wybitny sposób. I mówię to jako osoba, która kompletnie nie zna się na technicznej stronie pisarstwa. Zdarza mi się pochłaniać mało ambitne czytadła, ale dawno nie miałem takiego poczucia, że czytam słabą książkę.
Ponarzekałem, ale mimo wszystko nie mogę powiedzieć, że opowieść Kozaka mnie zmęczyła. Momentami naprawdę dobrze się bawiłem. Tyle że ja jestem targetem tej książki. Rapu słucham znacznie mniej niż kiedyś, ale mam spory sentyment do płyt wydanych w tamtych latach. Samą postać Krzyśka Kozaka też odbieram pozytywnie, choć nie da się ukryć, że ma swoje za uszami. I że nie wszystko co mówi jest w stu procentach prawdą. Podsumowując, jeśli znasz autora "Za drinem drin..." to śmiało polecam. Jeśli nie - świat muzyki posiada ciekawsze, lepiej napisane biografie.
Z pewnością mogę polecić tę książkę każdemu kto interesuje się polskim rapem. Szczególnie tym, którzy śledzili jego początki. Dla takich osób "Za drinem drin..." będzie miłą, pełną nostalgii opowieścią gościa, który dołożył do niego kilka swoich cegiełek.
Natomiast jeśli ktoś kompletnie nie kojarzy takich ksywek jak Tede, Borixon czy Pih, raczej nie ma tutaj czego szukać....
2024-01-23
Nie chcę się tutaj rozwodzić nad fabułą, stylem itp. Na ten temat pojawiło się mnóstwo opinii i nie sądzę, że mógłbym napisać coś mądrzejszego. Muszę jednak skomentować jedną rzecz, przez którą "Czarne słońce" otrzymało ode mnie tylko 6/10. Ideologicznie jest mi dosyć blisko do Jakuba Żulczyka, więc naśmiewanie się z neonazistów nie jest czymś co mi przeszkadza. Korzystanie ze stereotypu homofobicznego krypto-homoseksualisty również nie. Powiem więcej, w gronie znajomych sam często żartuję w podobnym stylu. Ale to co Żulczyk wymyślił, opisując "sceny łóżkowe" jest tak bardzo przerysowane, że wygląda jak karykatura. Jak copypasta z wykopu czy innej podobnej strony. Nie wątpię, że takie właśnie miało być - przegięte tak mocno jak tylko się da. Tyle że nie pasuje mi to do całości. Daleko mi do bycia pruderyjnym, ale podczas odsłuchu audiobooka kilkukrotnie dosłownie miałem ciarki zażenowania. W innym miejscu (na przykład we wspomnianej paście) myślę, że by mnie to bawiło. Lecz jeśli książka co do zasady miała krytykować postawę Gruza, to ta karykaturalność jej w tym szkodzi.
Nie chcę się tutaj rozwodzić nad fabułą, stylem itp. Na ten temat pojawiło się mnóstwo opinii i nie sądzę, że mógłbym napisać coś mądrzejszego. Muszę jednak skomentować jedną rzecz, przez którą "Czarne słońce" otrzymało ode mnie tylko 6/10. Ideologicznie jest mi dosyć blisko do Jakuba Żulczyka, więc naśmiewanie się z neonazistów nie jest czymś co mi przeszkadza. Korzystanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-19
2024-01-17
2024-01-16
2024-01-15
2023-12-08
2023-11-09
2023-11-08
2023-10-26
2023-10-25
Wydaje mi się, że masakra w Columbine nie odbiła się w Polsce szerszym echem. Z pewnością nie wpłynęła na nas tak mocno jak na Stany Zjednoczone. To zresztą jest zrozumiałe, bo sam temat szkolnych strzelanin na szczęście nas nie dotyczy. Uważam jednak, że warto w temat się zagłębić, bo pojawia się on dosyć często w popkulturze. I należy dodać, że NIESTETY się pojawia, ponieważ dokładnie o to chodziło Ericowi Harrisowi - pomysłodawcy zamachu.
Książka w szczegółowy sposób opisuje wydarzenia przed, w trakcie i po ataku w Columbine. Dzięki tytanicznej pracy autora poznajemy historię i perspektywę zamachowców, ale także ofiar i ocalałych. Sporo miejsca poświęcono także na kontrowersje wokół śledztwa i próby tuszowania niewygodnych faktów. Jednym zdaniem - prawdziwe kompendium wiedzy na temat tego ataku.
Osobiście przeczytałem całość z zaciekawieniem. Nie zauważyłem żadnych dłużyzn, mimo ogromu szczegółów. Aczkolwiek dla części osób męczące może być przeskakiwanie w czasie i pomiędzy wątkami. Na pewno nie jest to książka, którą można czytać z doskoku, bo pomieszają nam się imiona, chronologia itd.
Podobało mi się, że Dave Cullen w żaden sposób nie romantyzuje tej tragedii. A już szczególnie sprawców. To nie była zemsta prześladowanych odrzutków. To był po prostu atak psychopatów na niewinne osoby.
Wydaje mi się, że masakra w Columbine nie odbiła się w Polsce szerszym echem. Z pewnością nie wpłynęła na nas tak mocno jak na Stany Zjednoczone. To zresztą jest zrozumiałe, bo sam temat szkolnych strzelanin na szczęście nas nie dotyczy. Uważam jednak, że warto w temat się zagłębić, bo pojawia się on dosyć często w popkulturze. I należy dodać, że NIESTETY się pojawia,...
więcej Pokaż mimo to