Niemiecki malarz, grafik i ilustrator nazywany „jedynym popartystą w NRD”. Opracował graficznie ponad 90 książek. Współpracował z najważniejszymi wydawnictwami i gazetami Niemiec Wschodnich. Wielokrotnie zdobywał nagrody za najpiękniejszą książkę i najpiękniejszą okładkę roku. Inspirował się pop-artem, kubistycznym malarstwem Fernanda Légera, twórczością Williego Baumeistera, geometryczną sztuką Oskara Schlemmera oraz rosyjskim konstruktywizmem. Z Inwazją jaszczurów po raz pierwszy zetknął się jako 15-latek. Przeczytany fragment wywarł na nim tak wielkie wrażenie, że już wtedy zapragnął zilustrować tę powieść. Blisko 20 lat później przedstawił wydawcy pierwsze szkice. Książka z jego ilustracjami, zaliczana do najbardziej udanych opracowań graficznych w wydawniczej historii Niemiec, ostatecznie ukazała się w 1987 roku.
Ciężki do zgryzienia, cudownie smaczny, złożony bardziej wielokrotnie niż to zdanie orzech.
Będąc pod nieprzemijającym wrażeniem większości tego co wyszło spod czeskiego pióra, zakochany w wizjonersko prześmiewczej "Fabryce Absolutu", pokierowałem oczy i umysł ku pięknie wydanej (naprawdę brawo) "Inwazji Jaszczurów", chcąc sprawdzić czy mój zachwyt Capkiem to jednorazowy wybryk, czy też głębsza relacja.
Ts, ts, ts.
Początki lektury nie były łatwe. Podobnie jak w "Absolucie". Pewnego rodzaju zawiłość narracji, mnogość postaci, miejsc i okoliczności nie pomagały po prostu wejść do tego nowego świata i całym w nim być.
Jednak niczym w dobrym kinie - "to się rozkręci".
No i porozkręcało. Wielowarstwowość powieści połączona z tym czeskim poczuciem humoru, przenikającym z pomiędzy literek to prawdziwa uczta dla wnikliwego czytelnika.
Ilość uniwersalnych prawd, półprawd (pewnie nawet i nieprawd),powoduje, że można upajać się każdym kolejnym rozdziałem, wycinkiem prasowym Povondry, i głupotą ludzką pokazaną w ten czeski swawolny, luźny i specyficzny sposób.
Biorąc pod uwagę czas w którym "Inwazja powstała" nie sposób kolejny raz nie odnieść wrażenia, że Capek wiedział jak ponure czasy nas czekają. Niezwykle trafnie opisuje przywary nie tylko ludzkie, ale i narodowe w pozornie niegroźnej i zabawnej historii, którą nie tak trudno sobie wyobrazić blisko 100 lat później.
W tym dziele można znaleźć większość bolączek dnia dzisiejszego. Od korporacyjnego myślenia Bondego, które każdy pracownik korporacji przyjmie z uśmiechem/przerażeniem, przez zbiurokratyzowany prawniczy świat, chciwość, pogardę, bezrefleksyjność w działaniach ludzkich.
Najbardziej chyba ujęła mnie ta wielowątkowość. Uważam, że powinna być to lektura obowiązkowa, a manifest Wolfa Meynerta mógłby być w mojej opinii analizowany i rozkładany na czynniki pierwsze jako majstersztyk nie tylko literacki, ale i filozoficzny.
Będąc pod niewątpliwym wpływem emocji związanych z lekturą, po lekko chaotycznej opinii tego pozostawię wszystkich z moim bardzo mocnym 9/10.
Nie będzie na początku lekko, ale na pewno będzie warto.
Polecam.
Czytało się świetnie, pomysłowa narracja (ciekawa rozmowa autora z samym sobą). Dopracowany warsztat, no i ta jakże aktualna i zupełnie niestarzejąca się treść, niestety. Zawsze kiedy czytam o ludzkiej podłości, chciwości i tchórzostwie (najpierw nabroją, a potem wrzeszczą: RATUNKU!),to do głowy natychmiast wrzuca mi się takie, jakże trafne spostrzeżenie:
" Osiem miliardów
wąskonosych małp
o wątpliwej kulturze
To nie stworzenia cud
tylko gwałt na Matce Naturze"
autor: Krzysztof Kościelski
i niech to będzie moją oceną, opinią i zdaniem na temat treści tej rewelacyjnej książki i tak zwanej "ludzkości".