-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2014-12-20
||www.bookyourself.pl||
Książki o wampirach przejadły się większości czytelników już dawno. Po "Zmierzchu", "Pamiętnikach wampirów" i podobnych tego typu, świat wydawniczy czekał na coś nowego. Na jakąś... świeżą krew. I pojawiła się. W zupełnie niespodziewanym miejscu - w Internecie.
14-letnia wówczas Abigail Gibbs, zainspirowana pewną słynną sagą o wampirach (wiem, zaczyna się kiepsko), postanowiła stworzyć coś swojego, coś bardziej "krwawego" i "mniej delikatnego", jak sama mówi. Swoje opowiadanie umieszczała na jednej z popularnych stron dla początkujących pisarzy, a kilka miesięcy później mogła poszczycić się już milionami czytelników.
Główną bohaterką książki jest Violet Lee - dziewczyna, której życie odmienia się diametralnie w ciągu jednego wieczora. Zupełnie przypadkowo, czekając na znajomych na Trafalgar Square, Violet jest świadkiem okrutnej rzezi. Krew, dzika walka, nadprzyrodzona siła i mordy podpowiadają jej, że nie ma do czynienia z istotami ludzkimi. Skulona za jedną z ławek, przestraszona, obserwuje to przerażające wydarzenie. Jednak ciche westchnienie, niesłyszalne dla ludzkiego ucha wystarczy, by usłyszał ją Kaspar - przywódca atakującej hordy. Wampir z nieznanych powodów decyduje się tymczasowo oszczędzić życie Violet i porywa ją do rezydencji, którą zamieszkuje jego ród.
Sięgając po pierwszą część serii "Mroczna Bohaterka" nie oczekiwałam zbyt wiele. Nie oszukujmy się - książki o wampirach nie są typem literatury, który można byłoby nazwać ambitnym lub chociaż satysfakcjonującym. Z przyjemnością muszę przyznać, że "Kolacja z wampirem" zaskoczyła mnie jednak z wielu powodów.
Uwagę przede wszystkim należy skupić na bohaterach książki. Są oni naprawdę ciekawie wykreowani, a, co najważniejsze, nie są mdli. Każdy z nich przedstawia swoje wartości, każdy jest w jakiś sposób unikalny, na przykład Violet, która jest wegetarianką. To interesujące zestawienie, biorąc pod uwagę fakt, że znalazła się w dworze zamieszkiwanym przez krwiożercze wampiry. Również narracja pierwszoosobowa prowadzona z dwóch różnych perspektyw (Violet oraz Kaspara) jest bardzo przejrzysta. I choć przedstawia czasem te same wydarzenia, tylko z różnych punktów widzenia, nie przeszkadza to w czytaniu.
Akcja to zdecydowanie największy plus powieści Abigail Gibbs. Już od pierwszych stron, czyli wydarzeń na Trafalgar Square, pędzi niesamowicie szybko i jest tak przez zdecydowaną większość czasu. Wydarzenia książki trzymają w napięciu. Aby nie zdradzić potencjalnym czytelnikom zbyt wiele powiem tylko, że przy "Kolacji z wampirem" nie można się nudzić.
Podsumowując - książka młodziutkiej autorki była dla mnie dużym zaskoczeniem. Jeżeli chodzi o powieści o podobnych konwencjach, "Kolacja z wampirem" wypada naprawdę dobrze. Nie oszukujmy się jednak - to wciąż jest książka z gatunku paranormal romance, to wciąż jest coś, co wyszło spod pióra zaledwie 14-letniej dziewczynki. I choć autorka i jej wydawcy zrobili wszystko co w ich mocy, jestem o tym przekonana, nie oczekujcie fajerwerków, ani wielkiego "wow". W "Kolacji z wampirem" często widać niedoświadczenie życiowe Abigail, często pewne rzeczy (mam tu na myśli sceny z gatunku miłosno-romantycznych) są trochę "naciągane". Niemniej jednak to powieść, z którą warto się zapoznać. Poznawanie literatury, moim zdaniem, nie polega jedynie na sięganiu po pozycje dobrze napisane i ze sławnymi nazwiskami na okładkach.
||www.bookyourself.pl||
Książki o wampirach przejadły się większości czytelników już dawno. Po "Zmierzchu", "Pamiętnikach wampirów" i podobnych tego typu, świat wydawniczy czekał na coś nowego. Na jakąś... świeżą krew. I pojawiła się. W zupełnie niespodziewanym miejscu - w Internecie.
14-letnia wówczas Abigail Gibbs, zainspirowana pewną słynną sagą o wampirach (wiem,...
2014-12-27
|www.bookyourself.pl|
O serii książek "Selekcja" autorstwa Kiery Cass powiedziano już wiele, ale jedno jest pewne - albo się je lubi, albo się ich nienawidzi. Z opinii czytelników wynika, że nie ma nic pomiędzy. Po "Rywalkach" i "Elicie" przyszedł czas na ostatnią część tej trylogii, czyli "Jedyną.
America, główna bohaterka i narratorka książki, jest jedną z czterech dziewczyn, które dostały się do ścisłej czołówki Eliminacji - rywalizacji, w której spośród 35 dziewcząt książe Maxon wybierze sobie żonę, a tym samym przyszłą królową Illei. Ami stoi jednak przed trudnym zadaniem - nienawidzona przez króla, uwielbiana przez jego poddanych, sama musi zdecydować czego tak naprawdę chce i jakie konsekwencje może to przynieść dla całego kraju.
Opinia o ostatniej części trylogii (choć według ostatnich informacji w roku 2015 ma powstać kolejna powieść) zazwyczaj jest również opinią odnośnie całej serii. Należy zadać sobie więc dwa podstawowe pytania. Czy "Selekcja" mi się podobała? Tak. Czy to ambitne książki, do których kiedyś powrócę? Zdecydowanie nie. Kiera Cass stworzyła prostą opowiastkę dla nastoletnich dziewczynek, której jedynym zadaniem jest przysłowiowe już "odmóżdżenie" czytelnika. Nie zmienia to jednak faktu, że odmóżdżenie to sprawiło mi przyjemność. Spodobała mi się historia Ami, nawet mimo licznych wad powieści.
Jak wspominałam już kilkukrotnie w innych recenzjach, "Selekcja" to powieść infantylna do granic możliwości. Jest to zaskakujące biorąc pod uwagę wiek jej bohaterów. Ami i Maxon, będąc już praktycznie dorośli, sprawiają wrażenie zupełnie niedojrzałych, a sam książę (zacytuję teraz zasłyszane gdzieś zdanie) "ma w sobie więcej z księżniczki, niż z władcy". Przejawia się to w różnych momentach, a tym, co zaskoczyło mnie najbardziej w "Jedynej" była próba uwiedzenia go przez Americę i jego głośny wybuch śmiechu, gdy przyszło co do czego. Myślę, że przykład ten idealnie odzwierciedla poziom czytelników, dla których "Selekcja" jest przeznaczona. Jednak bohaterowie wzbudzili moją sympatię. To miła odskocznia od poważnych książek, z którymi mam ostatnio styczność.
Sama historia przedstawiona przez Kierę Cass, mimo tego, że jest dość naiwna, skonstruowana została w zadowalających mnie sposób. Spodobał mi się sam pomysł Eliminacji i to, co działo się w zamku. Spodobały mi się problemy, z jakimi musieli zetknąć się bohaterowie, spodobał mi się wątek rebeliantów i postać królowej Amberly, matki Maxona. Myślę, że czas spędzony przy "Selekcji" nie był czasem zmarnowanym, nie oczekujcie jednak od tej serii zbyt wiele.
|www.bookyourself.pl|
O serii książek "Selekcja" autorstwa Kiery Cass powiedziano już wiele, ale jedno jest pewne - albo się je lubi, albo się ich nienawidzi. Z opinii czytelników wynika, że nie ma nic pomiędzy. Po "Rywalkach" i "Elicie" przyszedł czas na ostatnią część tej trylogii, czyli "Jedyną.
America, główna bohaterka i narratorka książki, jest jedną z czterech...
||www.im-bookworm.pl||
Która z nas nie marzyła kiedyś o byciu księżniczką? Która z nas nie chciała poślubić księcia, a później założyć koronę i usiąść obok niego na tronie? Właśnie. Jestem przekonana, że marzyłyśmy o tym wszystkie. Główna bohaterka serii "Selekcja", America Singer, stanęła przed taką szansą mimo, że wcale tego nie chciała. Wraz z 35 innymi dziewczętami rozpoczęła rywalizację o rękę księcia Maxona. Teraz zostało ich już tylko 6. Są elitą.
Po lekturze pierwszego tomu trylogii "Selekcja" autorstwa Kiery Cass, czyli "Rywalek" byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Książka, mimo podobnej liczby pozytywnych i negatywnych recenzji, doskonale wpasowała się w moje gusta czytelnicze. Z niecierpliwością oczekiwałam więc na możliwość przeczytania "Elity", drugiego tomu serii.
Odkąd America, siedemnastoletnia dziewczyna pochodząca z jednej z najniższych klas Illei, trafiła do zamku, by wraz z trzydziestoma pięcioma innymi dziewczętami wziąć udział w Eliminacjach, w których główną nagrodą jest nie tylko miłość księcia Maxona, ale i korona, minęło kilka tygodni. Teraz zostało ich już tylko sześć. Ami i książę Maxon stają się sobie coraz bliżsi, jednak dziewczyna wciąż nie potrafi zapomnieć o Aspenie, chłopaku, którego darzyła miłością jeszcze przed przybyciem do pałacu. Trudnego wyboru, jakiego musi dokonać Ami nie ułatwia obecność obu panów w jej życiu ani poznanie skrywanej przez lata tajemnicy o prawdziwym powodzie powstania państwa Illea.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że "Selekcja" to dość infantylna trylogia pełna rozterek miłosnych. Ale wiecie co? Ani trochę nie przeszkadzają mi te opinie. "Elita" po prostu mi się podoba, a śledzenie losów Ami sprawiło mi ogromną przyjemność. Wszystko co dobre o tej serii zawarło się już chyba w recenzji "Rywalek". Chciałabym jednak ponownie pochwalić bardzo lekki styl pisania Kiery Cass, którego czytanie to wprost "przepływanie" przez fabułę książki.
Kolejnym elementem wartym zauważenia jest relacja Ami z mężczyznami (nawiasem mówiąc, kibicuję jej i Maxonowi!). W przeciwieństwie do innych książek, gdzie mamy do czynienia z trójkątem miłosnym, "Elita" jest bardzo subtelna. Relacje Ami-Maxon i Ami-Aspen są bardzo naturalne, niezbyt namiętne czy dramatyczne.
Z radością muszę przyznać, że druga część trylogii Kiery Cass nie zawiodła mnie. To kolejna książka, która przeczy stereotypowi złych kontynuacji. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak zdobyć "Jedyną" i dowiedzieć się jak zakończą się Eliminacje i czy America wybierze Maxona!
||www.im-bookworm.pl||
Która z nas nie marzyła kiedyś o byciu księżniczką? Która z nas nie chciała poślubić księcia, a później założyć koronę i usiąść obok niego na tronie? Właśnie. Jestem przekonana, że marzyłyśmy o tym wszystkie. Główna bohaterka serii "Selekcja", America Singer, stanęła przed taką szansą mimo, że wcale tego nie chciała. Wraz z 35 innymi dziewczętami...
2014-11-25
||www.bookyourself.pl||
Wszyscy mamy swoje sekrety. Wszyscy jesteśmy również tylko ludźmi, którzy - czasem - postawieni przed wyborem, wybierają coś zupełnie innego, niż oczekiwałoby od nich społeczeństwo. Przechodzą na "ciemną" stronę. Ale czy stereotypowe zło jest faktycznie złe? Nie zawsze.
Mia jest dwudziestopięcioletnią kobietą, która pochodzi z bardzo bogatej i szanowanej rodziny Dennettów. Pracuje w szkole jako nauczycielka plastyki i już dawno uniezależniła się od rodziców. Pewnego dnia poznaje w barze Colina, intrygującego mężczyznę, z którym lekkomyślnie zgadza się spędzić wieczór. Jednak to, co miało być początkowo wybuchem namiętności, przeradza się w koszmar. Okazuje się, że Colin Thatcher otrzymał polecenie porwania Mii.
Powieść "Grzeczna dziewczynka" to debiut pisarski Mary Kubicy. Sami pewnie doskonale wiecie jak to bywa z takimi rodzajami powieści - są niedopracowane, a często nawet niektóre wątki nie trzymają się fabuły. Jeżeli jednak zapytalibyście się mnie czy również ta książka posiada takie uchybienia, z czystym sumieniem odpowiedziałabym, że nie. Nigdy sama nie domyśliłabym się, że to debiutancka powieść.
Pierwszą rzeczą, na jaką należy zwrócić uwagę podczas mówienia o "Grzecznej dziewczynce" jest perspektywa jej narracji. W powieści mamy do czynienia z trzema narratorami pierwszoosobowymi - Colinem, czyli porywaczem Mii, jej matką Eve oraz Gabe'm, który prowadzi śledztwo w sprawie jej zaginięcia. Dodatkowo wydarzenia przeplatają się - 'przed" i "po" powrocie Mii do domu. Choć sposób przedstawienia historii wydaje się być nieco skomplikowany, książkę czyta się bardzo dobrze i bez najmniejszego problemu nadąża się za biegiem wydarzeń.
Mary Kubica w swojej powieści, oprócz historii porwania i poszukiwań Mii, podjęła również temat zawiłości ludzkiego umysłu - główna bohaterka po powrocie do domu nie dość, że zapadła na amnezję i nie potrafiła przypomnieć sobie pobytu w chacie, w której więził ją Colin, to również zbudowała na nowo pewne elementy swojego życia, reagując na przykład jedynie na imię Chloe.
"Grzeczna dziewczynka" to w moim odczuciu książka bardzo dobra. Z wielkim przejęciem i zaangażowaniem śledziłam jej akcję, a rozbicie fabuły na perspektywę różnych bohaterów budowało dodatkowe napięcie. Wątek psychologiczny oraz niespodziewane (bardzo, bardzo niespodziewane) zakończenie to z pewnością powody, dla których warto sięgnąć po tę powieść.
||www.bookyourself.pl||
Wszyscy mamy swoje sekrety. Wszyscy jesteśmy również tylko ludźmi, którzy - czasem - postawieni przed wyborem, wybierają coś zupełnie innego, niż oczekiwałoby od nich społeczeństwo. Przechodzą na "ciemną" stronę. Ale czy stereotypowe zło jest faktycznie złe? Nie zawsze.
Mia jest dwudziestopięcioletnią kobietą, która pochodzi z bardzo bogatej i...
2014-11-08
||www.bookyourself.pl||
Zapewne znacie to uczucie, gdy z niecierpliwością czekacie na lekturę jakiejś książki, a później... czujecie pustkę. Bo okazuje się, że to już koniec. Bo okazuje się, że nie będzie ciągu dalszego historii, że nie spotkacie się już z ulubionymi bohaterami.
Sięgając po trylogię Emmy Laybourne - "Monument 14", miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony słyszałam bardzo pochlebne recenzje, z drugiej myślałam "Znowu postapokaliptyczny świat? Co nowego można wymyślić w tym temacie?". Okazało się jak, że można. Książki "Odcięci od świata" i "Niebo w ogniu" zrobiły na mnie bardzo duże wrażenie. Teraz przyszedł czas na zakończenie serii - "Wściekły wiatr".
Od potężnego gradobicia, które zmusiło grupkę czternastu nastolatków do ukrycia się w supermarkecie, minął miesiąc. Przez ten czas wydarzyło się bardzo wiele. Wiele osób zginęło, o losach kolejnych wciąż nic nie wiadomo. Po tym, jak Dean, Alex i inni w ostatniej chwili opuszczają przeznaczoną do zniszczenia strefę, zostają umieszczeni w obozie dla uchodźców w Kanadzie, a część dzieciaków odnajduje rodziny. Wkrótce Niko natrafia w gazecie na zdjęcie Josie, jednej z ocalałych w Monumencie. Jej los jest jednak tragiczny. Okazuje się, że wraz z innymi osobami z grupą krwi 0, dziewczyna przebywa w więzieniu na terenie Stanów Zjednoczonych. Dołączają do niego Dean, Jake i Astrid, która musi się ukryć, gdyż jej ciążą i nienarodzonym dzieckiem zaczyna interesować się wojsko.
Rozpoczynając lekturę "Monumentu 14. Wściekły wiatr" obawiałam się, że powieść nie będzie dobrym dopełnieniem trylogii, że czegoś w niej zabraknie. Okazało się jedna, że książka w żadnym stopniu nie ostaje od poziomu pozostałych dwóch części. Tym razem autorka zdecydowała się na obsadzenie w roli narratorów Deana i Josie. To świetny wybór, mieliśmy bowiem okazję obserwować zarówno wydarzenia w obozie z perspektywy Josie (nie bójmy się używać tego określenia, warunki, w których przebywały tam osoby i wszechobecną tyranię z pewnością można tak nazwać), jak i problemy związane z "misją ratunkową" dla niej oraz ciążą Astrid.
Ciekawym zabiegiem, jaki zastosowała Laybourne we "Wściekłym wietrze" jest odejście od idealizowania bohaterów. W poprzednich częściach odnosiło się bowiem wrażenie, że są oni niezniszczalni, bez wad. Żaden problem i żadne niepowodzenie nie mogło ich załamać. Tym razem jednak w zachowaniu zarówno Josie, a także Deana, któremu ciężko pogodzić się z faktem, że Astrid nosi dziecko nieodpowiedzialnego Jake'a, widać poważne zmiany.
O stylu pisarskim Emmy Laybourne pisałam już w poprzednich recenzjach, powtórzę więc tylko, że jest on bardzo lekki i wręcz idealny do tego typu powieści. Książkę czyta się bardzo szybko. "Monument 14" to trylogia, która porusza tematy z wielu płaszczyzn, nie bądźcie więc zdziwieni czasem dość tragicznymi i makabrycznymi opisami i zaskakującymi zwrotami akcji.
Po przeczytaniu ostatniej strony "Wściekłego wiatru", z kapiącymi łzami (często się wzruszam podczas lektury), zamknęłam książkę i pomyślałam "Największą wadą tej trylogii jest to, że się skończyła". I taka jest prawda. Na pewno znajdzie się kilka rzeczy, które można by było zarzucić "Monumentowi 14". Ale po co? Jest to trylogia tak wspaniała, tak pochłaniająca i tak świetnie napisana, że wciąż nie mogę uwierzyć, że poznałam już całą historię. Że nie ma kolejnej książki. Że moja przygoda z "Monumentem" już się skończyła.
||www.bookyourself.pl||
Zapewne znacie to uczucie, gdy z niecierpliwością czekacie na lekturę jakiejś książki, a później... czujecie pustkę. Bo okazuje się, że to już koniec. Bo okazuje się, że nie będzie ciągu dalszego historii, że nie spotkacie się już z ulubionymi bohaterami.
Sięgając po trylogię Emmy Laybourne - "Monument 14", miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej...
||www.im-bookworm.pl||
Zdawać by się mogło, że w XXI wieku przemoc wobec kobiet nie jest czymś, co zdarza się często. Okazuje się jednak, że takie okropne rzeczy wciąż się dzieją, często nawet tuż przed naszym nosem. Maltretowane kobiety milczą na temat swojej krzywdy, bardziej bojąc się swojego oprawcy, niż marząc o wolności. Milczenie na temat przemocy domowej postanowiła w końcu przerwać Tina Nash, która napisała książkę opartą na własnych przeżyciach - "Oślepioną".
Czytanie powieści, które zostały napisane na podstawie prawdziwych wydarzeń jest zawsze dla mnie przeżyciem bardzo specyficznym. Świadomość, że coś, co zazwyczaj po prostu sobie wyobrażam, rozegrało się w realnym świecie, jest dla mnie jednocześnie ekscytujące i przerażające. Przerażające szczególnie jeżeli chodzi o takie powieści jak "Oślepiona".
Główną bohaterkę i zarazem narratorkę książki poznajemy, gdy jej życie jest jeszcze całkiem udane. Tina ma dwójkę synów, których samotnie wychowuje, ale jest szczęśliwa. W momencie, w którym na jej drodze staje Shane, wszystko się zmienia. Wielka miłość, która się między nimi rodzi, już po kilku tygodniach przeradza się w prawdziwą tragedię... Następują wydarzenia, których żaden normalny człowiek nie jest w stanie zrozumieć. Ataki Shane'a stają się coraz częstsze, zadają Tinie coraz więcej bólu. Interwencje policji nic nie dają, rodzina kobiety bezradnie załamuje ręce. Ona wierzy, że "ukochany" się zmieni, daje mu kolejne szanse, kocha go tak bardzo, że nie chce odchodzić. Najgorsze ma się jednak dopiero wydarzyć. W kwietniu 2011 roku Shane po najgorszym do tej pory ataku agresji, wbija palce w oczy Tiny, a później... zostawia ją, cierpiącą, leżącą na podłodze...
Nieczęsto sięgam po książki, które zostały napisane na podstawie prawdziwych wydarzeń, a jeszcze rzadziej po takie, które napisały same ofiary. Za każdym razem podczas takiej lektury mam wrażenie, że wdzieram się w prywatność tej osoby, że obserwuję jej cierpienie, ale nie mogę pomóc. "Oślepionej" nie mogłam jednak pominąć. Historia Tiny zbulwersowała mnie do tego stopnia, że postanowiłam poznać ją bliżej.
Nie jestem w stanie zliczyć momentów, w których myślałam "odejdź od niego, kobieto". Nie jestem w stanie zliczyć scen, które sprawiały, że moje serce przyspieszało. Nie będę oceniać tej książki pod względem stylistycznym (choć w tym przypadku ""Oślepiona" trochę kuleje) czy jakimkolwiek innym. To nie jest powieść tego rodzaju. To po prostu lektura, która wzbudza w czytelniku takie emocje, że nie jest on w stanie myśleć racjonalnie, że nie jest w stanie zrozumieć postępowania bohaterki. To książka, w której podczas czytania złościsz się na bohatera, jednocześnie mu współczujesz i chciałbyś zrobić wszystko, by posiąść moc zmienienia biegu wydarzeń.
||www.im-bookworm.pl||
Zdawać by się mogło, że w XXI wieku przemoc wobec kobiet nie jest czymś, co zdarza się często. Okazuje się jednak, że takie okropne rzeczy wciąż się dzieją, często nawet tuż przed naszym nosem. Maltretowane kobiety milczą na temat swojej krzywdy, bardziej bojąc się swojego oprawcy, niż marząc o wolności. Milczenie na temat przemocy domowej...
2014-10-19
||www.im-bookworm.pl||
Odkąd książka E. L. James "50 twarzy Greya" zyskała światową popularność, nastał istny "boom" na książki erotyczne. Kobiety (i nie tylko kobiety) wprost zaczytywały się tego typu literaturą. Obecnie moda na takie powieści nieco osłabła, ale wciąż coraz więcej autorów zainspirowanych sukcesem pani James, tworzy w tym gatunku. Na szczęście są to przeważnie powieści lepsze od serii "Pięćdziesiąt odcieni". Jedną z nich jest "Ekstaza, euforia" Sylvii Day.
Główną bohaterkę książki, Giannę Rossi, poznajemy w kluczowym momencie jej życia. Dziewczyna właśnie dostaje wymarzoną pracę w branży restauratorskiej i rozpoczyna karierę bizneswoman. Podczas bardzo ważnych negocjacji, Gianna spotyka Jaxa, swojego dawnego kochanka. Mimo tego, że od zakończenia ich zaledwie 5-tygodniowego romansu minęły już dwa lata okazuje się, że nie zapomnieli o sobie. Co więcej, ich uczucia nasiliły się.
Mówiąc o "Ekstazie, euforii" należy wspomnieć przede wszystkim o tym, że książka została podzielona na dwie części. W pierwszej z nich bohaterowie przeżywają wzajemną fascynację, w drugiej łączy ich już romans. Przejście między nimi jest jednak bardzo płynne, a wydarzenia następują bezpośrednio po sobie.
Ta powieść moje pierwsze zetknięcie z twórczością Sylvii Day. Muszę przyznać, że sugerując się napisem z okładki książki - "Nr 1 na liście światowych bestsellerów", oczekiwałam czegoś fascynującego i, jak przystało na powieść erotyczną, odważnego. Okazuje się jednak, że "Ekstaza, euforia" jest raczej subtelną książką. Sceny erotyczne oczywiście występują, ale nie są ani zbyt odważne, szokujące, ani wywołujące duże wrażenie.
Język autorki jest bardzo plastyczny. Od razu widać, że Sylvia Day nie jest debiutantką i posiada duże doświadczenie w pisarstwie. Bohaterowie zostali wykreowani bardzo starannie. Szczególnie podoba mi się sposób przedstawienia Gianny - to typowa kobieta sukcesu, twardo stąpająca po ziemi i wiedząca czego chce. To miła odmiana, gdyż bohaterki tego typu książek są zazwyczaj mdłe, infantylne i niegrzeszące inteligencją.
Podsumowując - "Ekstaza, euforia" to książka typowo kobieca, idealna do przeczytania w jeden wieczór w formie odprężenia. Nie oczekujcie jednak od niej zbyt wiele. Nie jest to zdecydowanie typ literatury zapadającej w pamięć.
||www.im-bookworm.pl||
Odkąd książka E. L. James "50 twarzy Greya" zyskała światową popularność, nastał istny "boom" na książki erotyczne. Kobiety (i nie tylko kobiety) wprost zaczytywały się tego typu literaturą. Obecnie moda na takie powieści nieco osłabła, ale wciąż coraz więcej autorów zainspirowanych sukcesem pani James, tworzy w tym gatunku. Na szczęście są to...
||www.im-bookworm.pl||
Po przeczytaniu "Bezmyślnej" autorstwa C. S. Stephens (zapraszam do recenzji), która jednocześnie irytowała mnie i pochłaniała do granic możliwości, wiedziałam, że najszybciej jak to możliwe muszę zabrać się do lektury drugiego tomu - "Swobodnej". Historia burzliwego romansu i miłości głównych bohaterów była idealną odskocznią od bardziej poważnych i emocjonujących książek. Czy "Swobodna" to dobra kontynuacja "Bezmyślnej"?
Od wydarzeń opisanych w pierwszym tomie trylogii C. S. Stephens minęło kilka tygodni. Po wplątaniu się w trójkąt miłosny, który doprowadził do zdrady i rozpadu poprzedniego związku, Kiera Allen, główna bohaterka, w końcu jest szczęśliwa. Będąc z Kellanem, gwiazdą rocka, obiecuje sobie, że nigdy więcej nie popełni podobnych błędów. Wkrótce zespół Kellana wyrusza w półroczną trasę koncertową, która ma zapewnić im przepustkę do wielkiej kariery, a Kiera przekonuje się, że wytrwanie w swoim postanowieniu będzie trudniejsze niż początkowo zakładała.
"Swobodna" wzbudziła we mnie zupełnie inne emocje niż "Bezmyślna". Z przykrością muszę przyznać, że książka ta po prostu mnie irytowała. Oczywiście, nie brak "Swobodnej" wielu pozytywnych aspektów, są one jednak przyćmione przez te mniej pochlebne.
Pierwsza rzeczą, która jednocześnie mnie zdziwiła i zasmuciła, jest postawa głównej bohaterki. Byłam przekonana, że w porównaniu do pierwszego tomu trylogii, Kiera się zmieni. Niestety - również w przypadku tej książki tytuł mógłby śmiało nosić nazwę "Bezmyślna". Kiera jest bowiem tak samo niedojrzała, tak samo niepoważna i tak samo irytująca. Swoją postawą przypomina mi bohaterkę pewnej sagi dla nastolatek, Bellę Swan (aka Cullen). Rumieni się co pięć minut, wpatruje z maślanymi oczami w ukochanego, co dwie strony wspominając o tym, jaki jest seksowny.
Podczas lektury "Swobodnej" wielokrotnie natrafiałam na fragmenty, które były po prostu przewidywalne. Albo nudne. Kiera i Kellan to bohaterzy, moim zdaniem, bardzo infantylni. Ukrywają swoje uczucia, snują niezliczoną ilość domysłów i boją się rozmowy. Bardzo dojrzale, prawda?
Mimo wielu wad, powieści C. S. Stephens nie można odmówić lekkości. "Swobodna" (dokładnie tak samo jak "Bezmyślna") jest książką, której lektura sprawia przyjemność. Język autorki jest bardzo plastyczny, natrafimy również na momenty pełne emocji (jak choćby zbliżenia Kiery i Kellana). Owszem, bohaterzy nie są zbyt mądrzy, zbyt elokwentni, a akcja byt interesująca, ale "Swobodna" ma w sobie potencjał. Szkoda, że nie do końca wykorzystany.
PREMIERA KSIĄŻKI JUŻ 22 PAŹDZIERNIKA 2014, NIE PRZEGAPCIE!
||www.im-bookworm.pl||
Po przeczytaniu "Bezmyślnej" autorstwa C. S. Stephens (zapraszam do recenzji), która jednocześnie irytowała mnie i pochłaniała do granic możliwości, wiedziałam, że najszybciej jak to możliwe muszę zabrać się do lektury drugiego tomu - "Swobodnej". Historia burzliwego romansu i miłości głównych bohaterów była idealną odskocznią od bardziej poważnych i...
2014-10-10
||www.im-bookworm.pl
Zawsze zaskakuje i jednocześnie cieszy mnie fakt, że sięgając po książkę swojej ulubionej autorki przeczuwam, że będzie i faktycznie jest wspaniała. Wiem, że cokolwiek Kathy Reichs nie napisze, w jakiejkolwiek sytuacji nie postawi bohaterki swoich powieści czy gdziekolwiek umieści ofiarę morderstwa, będzie to książka, która mi się spodoba i którą czytać będę z zapartym tchem.
Tym razem nie mogło być inaczej.
Antropolog sądowa, doktor Temperance Brennan i główna bohaterka serii książek "Kości", zostaje wezwana do zbadania ciała mężczyzny, który utopił się podczas oddawania się dziwnym praktykom seksualnym w mieście Hemmingford, w kanadyjskim Quebecu. Znalezione zwłoki zostają zindentyfikowane jako John Lowery. Okazuje się jednak, że Lowery był jedną z ofiar śmiertelnych katastrofy śmigłowca wojskowego, do której doszło w 1968 roku w Wietnamie. Amerykański żołnierz nie mógł jednak umrzeć dwa razy, w jaki więc sposób cztery dekady później znalazł się w Kanadzie?
Wktóryce śledczy z Biura ds. Jeńców Wojennych i Zaginionego Personelu Wojskowego Departamentu Obrony USA znajdują kolejne szczątki pochodzące z czasów wojny wietnamskiej, a przy nich nieśmiertelnik Lowery'ego... Są już więc trzy ciała zidentyfikowane jako John Lowery.
Wszystko to co dobre o książkach Kathy Reichs (a jest tego naprawdę sporo) napisałam już przy okazji recenzji takich książek jak "Kości są wieczne", "Z krwi i kości" i "Diabelskich kości". To moja ulubiona autorka od lat i nic nie wskazuje na to, żeby ten fakt w najbliższym czasie miał się zmienić. Główna bohaterka, za zarazem narratorka jej książek to, moim zdaniem, idealna postać literacka. I w sumie nie tylko, ponieważ z ogromną przyjemnością zaprzyjaźniłabym się z kimś takim jak Tempe Brennan. Jest ona postacią bardzo, bardzo specyficzną. Oprócz niekwestionowanego talentu w dziedzinie antropologii sądowej, Tempe wyróżnia się specyficznym poczuciem humoru oraz sposobem bycia.
"Ci, którzy marnują mój czas, nie mogą się cieszyć słoneczną stroną mojego usposobienia."
Styl pisania Kathy Reichs to temat do naprawdę długich wywodów. Jest dla mnie AŻ TAK świetny, jak tylko można to sobie wyobrazić. Lekki, ale jednocześnie nie zbyt lakoniczny. Nieco poważny, ale przy tym nie dramatyczny. Zabawny i ironiczny, ale nie irytujący. Czy można chcieć czegoś więcej? Jeżeli do tych superlatyw dodamy jeszcze wartką akcję, bardzo dynamicznych bohaterów, żywe dialogi i nieprzewidywalne zwroty akcji, otrzymamy mieszankę wybuchową. Wstrząśniętą, niezmieszaną.
||www.im-bookworm.pl
Zawsze zaskakuje i jednocześnie cieszy mnie fakt, że sięgając po książkę swojej ulubionej autorki przeczuwam, że będzie i faktycznie jest wspaniała. Wiem, że cokolwiek Kathy Reichs nie napisze, w jakiejkolwiek sytuacji nie postawi bohaterki swoich powieści czy gdziekolwiek umieści ofiarę morderstwa, będzie to książka, która mi się spodoba i którą...
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Pokładaj nadzieję w czymś właściwym, a będzie to lina ratunkowa.
Pokładaj nadzieję w czymś niewłaściwym, a będzie to pętla na szyję."
Są takie książki, na które długo czekamy. Są takie książki, na których pojawienie się w księgarniach wyczekujemy z utęsknieniem. Ale są i takie, które - niestety - kiedy weźmiemy je do ręki, rozczarowują nas. Bardzo rozczarowują.
Kiedy w listopadzie 2013 roku przywędrowała do mnie książka "Alicja w krainie zombi", pierwsza część "Kronik białego królika", byłam zachwycona. Spodobała mi się bardzo (zresztą możecie przeczytać o niej tutaj) i przez nieco ponad pół roku z niecierpliwością oczekiwałam na pojawienie się części drugiej. Ale kiedy kilka dni temu rozpoczęłam lekturę "Alicji i lustra zombie"... poczułam się okropnie. Powieść w żaden sposób nie przypomina części pierwszej i niestety sprawdza się tutaj powiedzenie, że w seriach najlepsze są pierwsze tomy.
Główną bohaterką książki jest Alicja Bell, dziewczyna, która w pierwszej części "Kronik białego królika" straciła swoich rodziców oraz młodszą siostrę, a teraz, wraz ze swoim zespołem, zwalcza zombie.
Jednak, od czasu wydarzeń z pierwszego tomu serii, życie Ali wyraźnie się pokomplikowało. Alicja zostaje ranna w czasie bitwy zombi (które wciąż atakują) i przez to zainfekowana - i teraz zmuszona jest walczyć nie tylko z materialnymi zombi, ale również ze swoim wewnętrznym potworem, który wciąż próbuje przejąć jej ciało i zyskać nad dziewczyną kontrolę. Nie jest to łatwe zadanie. Sytuacji Ali nie poprawia też fakt, że Cole, jej wielka miłość, postanowił zakończyć ich związek, a w gronie zabójców zombi ukrywa się zdrajca.
Książkę "Alicja i lustro zombi" mogę określić jednym słowem - porażka. Po dość miłej i wzbudzającej wiele emocji lekturze tomu pierwszego, oczekiwałam czegoś podobnego. Niestety - powieść okazała się mdła i bez wyrazu, a jej czytanie było prawdziwą udręką.
Alicja Bell, jej chłopak Cole i przyjaciele walczący z zombi wyraźnie stracili swój charakter. Wartka akcja, którą można było zauważyć w poprzedniej książce, przerodziła się nieustającą, monotonną i niezwykle nudną wewnętrzną walkę głównej bohaterki. Cała książka opiera się głównie na tym. Wewnętrzne dylematy nastoletniej bohaterki śmiało mogę określić słowami "Alicja i Alicja-zombi". To przerażająco infantylne, a Ali, przez zdecydowaną większość powieści, snuje podobne rozważania.
Niekwestionowaną "oliwą do ognia", jaką zaserwowała swoim czytelnikom autorka, Gena Showalter jest związek Alicji i Cole'a. Chłopak, który już na początku książki zrywa ze swoją dziewczyną, jest, moim zdaniem, jednym z najgorszych minusów tej książki (oprócz rozterek Alicji, rzecz jasna). Pani Showalter przedstawiła go bowiem jako typowego samca alfa. To władczy i doświadczony mężczyzna, a raczej chłopak, ponieważ Cole liczy sobie jedynie.... siedemnaście lat! Jego rzekome doświadczenie w wielu dziedzinach, takich jak, na przykład, seks czy związki damsko-męskie (?) jest po prostu śmieszne i zdecydowanie nie na miejscu.
Podsumowując - uważam, że "Alicja i lustro zombi" to kompletny niewypał. Mając w pamięci lekturę pierwszego tomu serii "Kroniki białego królika" oczekiwałam miłej rozrywki, a dostałam jedynie kiepską powieść młodzieżową. Nie przeczę, że książka może spodobać się czytelnikom w wieku gimnazjalnych, ale mnie zupełnie nie porwała.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Pokładaj nadzieję w czymś właściwym, a będzie to lina ratunkowa.
Pokładaj nadzieję w czymś niewłaściwym, a będzie to pętla na szyję."
Są takie książki, na które długo czekamy. Są takie książki, na których pojawienie się w księgarniach wyczekujemy z utęsknieniem. Ale są i takie, które - niestety - kiedy weźmiemy je do ręki, rozczarowują...