-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
„Możesz robić co chcesz,
możesz dokonać wszystkiego, czego pragniesz.
Nigdy nie brakuje Ci pieniędzy,
a czas nie jest Twoim wrogiem.
Jeśli naprawdę chcesz dokonać w życiu czegoś wielkiego,
może ci brakować jedynie pomysłu.
Czas i pieniądze to tylko kwestia odpowiedniej perspektywy.”
Czy zdawało Ci się kiedyś, że znajdujesz się w nieodpowiednim miejscu? Że nie powinno Cię tu być?
Czy zdawało Ci się kiedyś, że to, co zrobisz, jest zupełnie bez sensu?
Czy zdawało Ci się, że nie masz już żadnych perspektyw na przyszłe życie? Że dosięgnąłeś dna?
Błąd!
Opis na okładce brzmi: Nie obawiaj się! Jesteś dokładnie w tym miejscu, w którym masz być. Tak, trudno w to teraz uwierzyć. Możesz osiągnąć to, czego tak bardzo pragniesz. Najważniejsze, w którą pójdziesz stronę. Najlepsze dopiero przed Tobą.
Przyznam, niesamowicie mnie to zaintrygowało. Bo ile razy zastanawiamy się, do czego tak naprawdę zmierzamy? Co jest naszym celem? Czy ten cel, ta rzecz, do której tak zawzięcie dążymy jest tym, do czego powinniśmy się uciekać?
Pewnego dnia w małym nadmorskim miasteczku pojawia się tajemniczy mężczyzna, Jones – dla jednych włóczęga, dla drugich wędrowiec. Taszczy wielką walizkę, czasem kogoś zagadnie. Wybiera smutnych, nieszczęśliwych i zdruzgotanych ludzi. Mówi: „Chodź tu bliżej, do światła”. Potem życie każdego z nich się zmienia.
Biorąc do ręki książkę Andy'ego Andrewsa, czytając te kilka zdań zamieszczonych na okładce, od razu zapragnęłam poznać sekret, tajemnicę Jonesa. Kim jest ten włóczęga? Co robi, że ludzie pod wpływem jego słów postanawiają się zmienić? Zmieniają swoje życie.
Głównych bohaterów tej książki jest dwóch - narrator, którym jest Andy i który prowadzi historię oraz Jones - owy owiany tajemnicą mężczyzna, który pojawia się w krytycznych sytuacjach i pomaga dostrzec "inną perspektywę".
Andy spotyka Jonesa w momencie, kiedy, zdawać by się mogło, dosięgnął już dna. Mieszka pod molo, nie ma pracy, jego rodzice zmarli, a jedyną rzeczą, o jakiej myśli jest to, jak zrujnował swoje życie. Wtedy zjawia się Jones - staruszek ze skórzaną walizką. Pokazuje Andy'emu nową perspektywę, nowe spojrzenie na świat, które pomaga mu od dna się odbić. Andy zaczyna zmieniać swoje życie. Wtedy staruszek znika.
„A tak w ogóle, to gdy ty jadłeś na plaży sardynki z puszki – wyszczerzył zęby w uśmiechu – ja raczyłem się daniem mięsno-rybnym w malowniczym zakątku, z którego roztacza się cudowny widok na ocean. – Klepnął mnie po plecach. – To wszystko kwestia punktu widzenia.”
Andy i Jones spotykają się wiele lat później. Mężczyzna ma żonę, dzieci, dobrze płatną pracę. Wtedy też okazuje się, że staruszek jest "Aniołem Stróżem", duchem opatrzności wielu osób. Odwodzi ludzi od najgorszych decyzji, ratuje małżeństwa, powoduje, że ludzie zmieniają swoje życie, chcą żyć... pokazuje im nową perspektywę.
Pomaga im wszystkim dostrzec rzeczy, które być może są na wyciągnięcie ręki - trzeba tylko je zauważyć! Pomaga nawet nam, czytelnikom. Pokazuje jak życie może wyglądać, jeżeli spojrzymy na nie z innej perspektywy. Jak może wyglądać, jeśli spojrzymy inaczej na rzeczy, które do tej pory nie miały dla nas najmniejszego znaczenia, jeśli dostrzeżemy rzeczy, które spychaliśmy na bok.
„Jedni potrafią pięknie śpiewać, drudzy szybko biegać, ja zaś zauważam rzeczy których inni nie dostrzegają, mimo że większość z nich znajduje się na wyciągnięcie ręki. Widzę sytuacje z innej perspektyw. Tego właśnie brakuje większości osób. Dlatego staram się im ofiarować nowy punkt widzenia, który pozwala zatrzymać się, popatrzeć na życie z boku i zacząć od nowa.”
Jones tylko rozmawia. Pojawia się zawsze tam, gdzie ludzie są w punkcie krytycznym lub zwrotnym swojego życia. I mówi. Rozmawia. Pomaga dostrzec inną, lepszą perspektywę.
Pewnego dnia staruszek znika. Zostaje tylko jego walizka. Wszyscy ludzie, którym pomógł - wszyscy ludzie z miasteczka zbierają się, aby zdecydować, co z nią zrobić. Walizka Jonesa jest przecież czymś niezwykłym - staruszek nigdy się z nią nie rozstawał, nigdy też nie pozwalał dotykać jej komukolwiek. A teraz została. Jonesa nie ma.
"Mistrz" Andy'ego Andrewsa to książka niezwykła. Nie jest to opowieść o człowieku, który zmieniał innych. Jest to bezpośrednie zwrócenie się do czytelnika - pokazanie mu, że on także w każdym aspekcie swojego życia może znaleźć tą lepszą perspektywę. Że on także jest w stanie dostrzec więcej. Że on, pomimo, że uważa swoje życie za dobre, może je zmienić na jeszcze lepsze. Bo - jak mówi Jones - "w gruncie rzeczy każdy z nas albo właśnie przechodzi kryzys, albo z niego wychodzi, albo zmierza w jego kierunku".
Ta książka pomoże Ci odnaleźć własną perspektywę.
Ta książka pozwoli Ci spojrzeć na swoje życie z takiej strony, z jakiej jeszcze nigdy na nie nie patrzyłeś.
Ta książka jest w stanie zmienić Twoje życie. Moje zmieniła.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
„Możesz robić co chcesz,
możesz dokonać wszystkiego, czego pragniesz.
Nigdy nie brakuje Ci pieniędzy,
a czas nie jest Twoim wrogiem.
Jeśli naprawdę chcesz dokonać w życiu czegoś wielkiego,
może ci brakować jedynie pomysłu.
Czas i pieniądze to tylko kwestia odpowiedniej perspektywy.”
Czy zdawało Ci się kiedyś, że znajdujesz się w nieodpowiednim miejscu? Że nie powinno Cię...
||www.im-bookworm.blogspot.com||
Wszyscy mamy swoich ulubionych autorów. Takich, po których książki sięgamy bez najmniejszego wahania, ponieważ wiemy, że będą świetne. Takich, na których powieści czekamy z ogromną niecierpliwością, a kiedy tylko się pojawią, od razu biegniemy do księgarni. Lubimy autorów powieści obyczajowych, pisarzy fantasy... Ja z kolei w 2009 roku dozgonną miłością obdarzyłam Kathy Reichs. I tak jest do dzisiaj. Jej najnowszy (w polskim przekładzie) kryminał to książka zatytułowana "Kości są wieczne". Czy zachwyciła mnie tak samo jak poprzednie?
Kathy Reichs, autorka serii książek o Temperance Brennan, jest, podobnie jak bohaterka jej powieści, antropologiem sądowym. Wykłada antropologię m.in. na Uniwersytecie Północnej Karoliny w Charlotte. Pracę antropologa klinicznego dzieli pomiędzy pracę koronera stanu Północna Karolina oraz Laboratoire de Sciencies Judiciares et de Medicine Legale prowincji Quebec. Jej autorytet uznaje Canadian National Police Services Advirsory Board, a ponadto Kathy Reichs jest jedną z siedemdziesięciu siedmu antropologów, którzy otrzymali certyfikat American Board of Forensic Anthropology. Jest także pisarką, autorką wielu publikacji z zakresu antropologii i medycyny sądowej, a także poczytnej serii książek sensacyjnych do tej pory liczącej sobie 17 tytułów. Premiera kolejnej powieści przewidziana jest na rok 2014, a na język polski przetłumaczono na razie piętnaście z nich.
Temperance Brennan, antropolog sądowy, zostaje poproszona o pomoc w śledztwie kobiety przedstawiającej się jako Amy Roberts, która zgłosiła się do szpitala w Montrealu. Lekarze nie mają wątpliwości, że pacjentka niedawno urodziła dziecko, ale zanim zdążą coś w tej sprawie zrobić, Roberts znika. W jej domu funkcjonariusze znajdują trzy rozkładające się ciała niemowląt. Wkrótce dochodzenie komplikuje się jeszcze bardziej. Okazuje się, że najemcą domu, w którym mieszkała Amy Roberts jest niejaka Alma Rogers, a w pewnym momencie na scenia pojawia się mężczyzna poszukujący niejakiej Alvy Rodriguez.
Czy Amy Roberts, Alma Rogers i Alva Rodriguez to ta sama osoba? Czy zabiła własne dzieci? I gdzie znajduje się teraz?
Moja przygoda z serią książek Kathy Reich i z samą autorką rozpoczęła się dość przewrotnie. W 2009 roku, czyli podczas trwania 4 sezonu, zachwyciłam się serialem "Bones". Od tego czasu pozostaję jego ogromną fanką, nie przepuszczając żadnego odcinka i bardzo, ale to bardzo shippując serialową parę, czyli Brennan i Booth'a! Niedługo później dowiedziałam się o tym, że mój ukochany serial powstaje na podstawie powieści Reichs, która przy okazji jest producentką "Bones". Z ciekawości kupiłam jedną jej książkę... i wpadłam! Zakochałam się w twórczości tej amerykańskiej autorki. Doskonale zdaję sobie więc sprawę, że moja opinia na temat "Kości są wieczne" nie będzie zupełnie obiektywna, ale postaram się przybliżyć Wam choć część tego, co uwielbiam w książkach Reichs.
Pierwszą sprawą są oczywiście sami bohaterowie. Temerance Brennan, czyli główna postać to pracująca na przemian w Charlotte i Montrealu antropolog sądowa. Widzicie podobieństwo do Kathy, prawda? Tempe ma córkę Kathy, młodsza siostrę Harriet i byłego męża Peet'a. Jest niepijącą alkoholiczką, ma kota Birdie i pewną skłonność do detektywa Andrew Ryana, z którym naprzemiennie pozostaje w przyjacielskich lub nieco bardziej zażyłych kontaktach.
Tempe jest niesamowita. I jest również narratorem wszystkich książek Reichs. To kobieta o bardzo ciętym języku, niewymuszonym "luzie" wewnętrznym i wspaniałym poczuciu humoru. Tempe Brennan jako narrator to najlepszy narrator z jakim kiedykolwiek się zetknęłam. Podejrzewam, że nawet książka kucharska pisana z jej perspektywy stałaby się największym bestsellerem.
"L'abonne que vous tentez de joindre... Abonent z którym usiłujesz się połączyć....
Chciałam się połączyć i udusić tę babę. W dwóch językach." *
Kolejną niezaprzeczalną zaletą książki, zaraz obok bohaterów i nieziemskiej narracji, jest akcja. Powieści Kathy Reichs to gatunek kryminalno-sensacyjny. A Reichs, która na co dzień spotyka się z morderstwami, jak mało kto potrafi o nich pisać. W jej książkach mamy więc do czynienia z wieloma zwrotami akcji, nieprzewidywalnym zakończeniem (naprawdę, nigdy nie zdarzyło mi się odgadnąć kto jest mordercą) i ogromnymi emocjami, które w połączeniu w wyśmienitym poczuciem humoru, tworzą mieszankę wybuchową. Tak było również w książce "Kości są wieczne".
* Cytat pochodzi z książki "Okruchy śmierci"
||www.im-bookworm.blogspot.com||
Wszyscy mamy swoich ulubionych autorów. Takich, po których książki sięgamy bez najmniejszego wahania, ponieważ wiemy, że będą świetne. Takich, na których powieści czekamy z ogromną niecierpliwością, a kiedy tylko się pojawią, od razu biegniemy do księgarni. Lubimy autorów powieści obyczajowych, pisarzy fantasy... Ja z kolei w 2009 roku...
||www.im-bookworm.blogspot.com||
Podróżowanie jest pasją wielu ludzi. Wybieramy się nad oceany, zwiedzamy egzotyczne kraje czy planujemy wyjazdy rodzinne w polskie góry. Pakujemy walizki, wsiadamy do samolotu i lecimy klasą ekonomiczną, a gdy już dotrzemy, rozpakowujemy się i idziemy na drinka w naszym super-hotelu z pakietem all inclusive. Później zatrudniamy przewodnika, który pokazuje nam egipskie piramidy czy oprowadza nas po Forum Romanum i mówimy o sobie dumnie "Jestem podróżnikiem!". Przemek Skokowski również podróżuje. I śmiało nazywa to swoją pasją. Jego podróże wyglądają jednak nieco inaczej. Pakuje plecak, bierze namiot, karimatę, staje na poboczu jakiejś drogi... i łapie stopa.
"Nigdy nie daj sobie wmówić, że czegoś nie dasz rady zrobić. Dopóki nie spróbujesz sam, nigdy się nie dowiesz.
Prawda jest taka, że jeśli czegoś naprawdę pragniesz, to wystarczy trochę szczęścia i modlitwy,
a wielką determinacją i wytrwałością można osiągnąć wszystko. Gdy zwątpisz zatrzymaj się, spójrz za siebie
i zastanów się, czy naprawdę chcesz sobie odpuścić, pójść na łatwiznę i zaprzepaścić wszystko. Nie.
Wtedy zrób przerwę, odpocznij i dalej gnaj przed siebie. Bo determinacja cechuje zwycięzców.
Nie poddawaj się, choćby nie wiem ile osób mówiło z nutą kpiny: "Cóż, życzę ci powodzenia!"."
Przemek Skokowski, autor książki "Autostopem przez życie", łapiąc stopa podróżuje od 2009 roku. Na początku była Europa Południowa, potem Zachodnia, Północna oraz Kaukaz i Bliski Wschód. W 2013 roku Przemek wybrał się w podróż autostopem przez Azję i książka jest właśnie relacją z tej wyprawy. Wyruszył 15 lipca, a próg domu rodzinnego przekroczył ponownie 1 listopada, tak więc podróż trwała 3 i pół miesiąca. W tym czasie Przemek odwiedził Rosję, Kazachstan, Kirgistan, Chiny, Laos, Tajlandię i Birmę (Mjanmę). Razem 20098 kilometrów. Autostopem.
W tym czasie autor kazachskiej rodzinie pomagał przy budowie jurty, w tajlandzkim sierocińcu prowadził lekcje języka angielskiego, w Laosie podziwiał przepiękne wodospady, w Birmie buddyjskie świątynie, a w Chinach zafascynowała go niezwykła mieszanka tradycji i nowoczesności.
O podróży autostopem marzę od bardzo dawna (pierwszy odważny wypad zaplanowałam już na przyszłe wakacje, a zamiar mam przejechać Włochy wzdłuż i wszech, zahaczając po drodze o Czechy i Austrię), dlatego kiedy odkryłam książkę PRAWDZIWEGO podróżnika, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Teraz jestem przekonana, że był to świetny wybór. Niezwykła podróż Przemka Skokowskiego do Azji, a także jego inne autostopowe wyprawy, o których przeczytałam na jego blogu stały się dla mnie ogromną inspiracją. Teraz już jestem przekonana, że moja zaplanowana podróż się odbędzie i, że będzie to wyprawa niezwykła. Bo taka jest każda podróż.
Przemek Skokowski w swojej książce "Autostopem przez życie" pokazuje podróżowanie stopem właśnie takie, jakim jest. Znajdziemy więc w niej zarówno przepiękne opisy przyrody czy zabytków, wspaniałe wtrącenia historyczne, a także wiele trudów dnia codziennego, z którymi zmuszony jest zmagać się każdy podróżnik. "Autostopem przez życie" to napisania świetnym, luźnym językiem książka, która zachwyci każdą osobę spragnioną przygód i każdego podróżnika. Według Przemka podróżowanie po świecie z wyciągniętym kciukiem to najlepszy sposób na poznawanie innych krajów i ich kultur. Nie trzeba mieć wielkich pieniędzy, wystarczy wyobraźnia, odwaga i wielka pasja.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
Podróżowanie jest pasją wielu ludzi. Wybieramy się nad oceany, zwiedzamy egzotyczne kraje czy planujemy wyjazdy rodzinne w polskie góry. Pakujemy walizki, wsiadamy do samolotu i lecimy klasą ekonomiczną, a gdy już dotrzemy, rozpakowujemy się i idziemy na drinka w naszym super-hotelu z pakietem all inclusive. Później zatrudniamy przewodnika,...
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Poza tym pamiętaj - nie jesteś sam.
Każdy z nas ma do zrobienia w życiu takie rzeczy,
które nie są przyjemnie i rozrywkowe, ale trzeba je zrobić.
Rozmyślanie o tym, że to przykre i głupie
w niczym ci nie pomoże.
Pomyśl raczej, że nawet kosmonauta
musi czasem wyszorować okna w swojej rakiecie -
nawet jeżeli nie znosi sprzątania."
Jesteśmy dorosłymi ludźmi, a mimo tego szukamy. Szukamy miłości, przysłowiowego przepisu na szczęście czy prostego sposobu na to, by poprawić standard swojego życia. Ja znalazłam coś, co może ułatwić owe poszukiwania - książkę Beaty Pawlikowskiej, czyli "Planetę dobrych myśli dla dzieci od 7 do 100 lat".
Na księgarnianych półkach i na w półkach w naszych domach, a także w Internecie aż roi się od wszelkiego rodzaju publikacji z sentencjami. Cytujemy Einsteina, Paula Coelho, J. K. Rowling i wielu, wielu innych... Z kolei Beata Pawlikowska, podróżniczka, autorka i dziennikarka, znalazła ciekawy (bardzo!) pomysł na przekazanie czytelnikom swoich filozofii życiowych. W styczniu 2013 roku pojawiła się jej pierwsza książka - "Planeta dobrych myśli" [recenzja tutaj]. Zawiera ona zbiór interesujących myśli i wskazówek odnośnie tego co robić, aby być szczęśliwym. Prawie półtora roku później Pawlikowska wydała kolejną część serii o niezwykłym tytule - "Planetę dobrych myśli dla dzieci od 7 do 100 lat".
Książka Beaty Pawlikowskiej znacząco różni się od swojej poprzedniczki. Oprócz typowych wskazówek znajdziemy w niej bowiem wiele myśli na tematy związane z podążaniem za swoimi marzeniami, zdrowiem, poglądy autorki na temat kontaktów międzyludzkich czy wartości udoskonalania swojej osobowości pod względem intelektualnym. "Planeta dobrych myśli, którą śmiało można nazwać poradnikiem, to zbiór wartości uniwersalnych, odpowiednich (tak jak mówi tytuł) dla czytelnika w każdym wieku.
Beata Pawlikowska, która jest postacią kolorową, wydała właśnie taką książkę - niezwykle barwną, pięknie oprawioną, ze wspaniałymi ilustracjami (wykonanymi własnoręcznie przez autorkę). Przeglądanie sentencji podróżniczki aż cieszy oko - każda z nich przyciąga spojrzenie i zmusza do głębszego zastanowienia się nad istotą rzeczy.
Poprzednią "Planetą dobrych myśli" byłam urzeczona, jej młodsza siostra z kolei wzburza we mnie zachwyt. To niezwykła pozycja, moim zdaniem obowiązkowa dla każdego, kto nie boi się marzyć i zmieniać swoje życie.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Poza tym pamiętaj - nie jesteś sam.
Każdy z nas ma do zrobienia w życiu takie rzeczy,
które nie są przyjemnie i rozrywkowe, ale trzeba je zrobić.
Rozmyślanie o tym, że to przykre i głupie
w niczym ci nie pomoże.
Pomyśl raczej, że nawet kosmonauta
musi czasem wyszorować okna w swojej rakiecie -
nawet jeżeli nie znosi...
||www.im-bookworm.blogspot.com||
Jako osoba, której każdy dzień kręci się wokół wspaniałego kierunku, jakim jest dziennikarstwo i jako osoba, która swojej największej pasji, czyli pisaniu, postanowiła poświęcić całe swoje życie, z radością czytam każdą książkę, która o tych tematach traktuje. Dlatego też, kiedy tylko "Rok w Jemenie" autorstwa Jennnifer Steil został wydany, postanowiłam, że muszę przeczytać tą powieść!
Jennifer Steil, autorka "Roku w Jemenie" to urodzona w Bostonie i wielokrotnie nagradzana dziennikarka i pisarka. Do tej pory napisała tylko jedną książkę, chociaż dwie kolejne (między innymi "Żona ambasadora" są już w przygotowaniu).
Główną bohaterką powieści jest nie kto inny jak jej autorka, Jennifer. "Rok w Jemenie" to bowiem książka autobiograficzna! Jennifer Steil opisała w niej rok swojego życia. Historia rozpoczyna się w momencie, w którym udała się do Jemenu, by przeprowadzić trzytygodniowe szkolenie w redakcji "Yemen Observer". Kobieta nie przypuszcza jednak, że nietypowa propozycja pracy w Sanie rozpocznie największą przygodę jej życia! Szkolenie jemeńskich dziennikarzy okaże się wstępem do jej rocznego pobytu w tym kraju. Jennifer, pracując w "Yemen Observer" spotka niezwykłych ludzi, którzy staną się jej przyjaciółmi i odegrają naprawdę dużą rolę w kształtowaniu jej nowej osobowości. Znajdzie swoje miejsce na ziemi, a także osobę, którą zechce je dzielić. Niestety na jej drodze pojawi się też sporo kłopotów. Jennifer będzie musiała się z nimi zmierzyć, a okaże się, że to naprawdę trudne zadanie.
Muszę przyznać, że sięgając po "Rok w Jemenie" miałam duże obawy. Nie przepadam za biografiami, a autobiografie wydają mi się po prostu nudne. Nie oszukujmy się, nikt nie ma aż tak interesującego życia, by można było z niego zrobić dobrą powieść. Na szczęście żadna z moich wątpliwości się nie sprawdziła! "Rok w Jemenie" okazał się być niezwykle wciągającą historią, która zawarła w sobie wszystko - jest to bowiem świetnie napisana, porywająca lektura.
Jennifer Steil na bazie własnych przeżyć (wciąż nie mogę uwierzyć, że ta historia wydarzyła się naprawdę!) stworzyła wspaniałą opowieść o współczesnym Jemenie i kulisach pracy dziennikarzy. Najważniejszym elementem "Roku w Jemenie" nie są jednak piękne krajobrazy czy jemeńscy dziennikarze, a sama Jennifer Steil. Jej kobieca niezłomność charakteru i pasji, a także nieustępliwość w dążeniu do wyznaczonych celów jest godna największego podziwu.
Ostatnią rzeczą, na którą pragnę zwrócić uwagę, a która, moim zdaniem, jest bardzo, bardzo ważna, jest wydanie książki. "Rok w Jemenie" jest po prostu śliczny! Zaczynając od niezwykle klimatycznej okładki, przez piękne zdobienia kartek, po dopasowaną zakładkę, która jest w komplecie z książką. To wszystko dopasowane jest w najmniejszym szczególe. Na uwagę zasługują również polscy wydawcy, tłumacze i edytorzy - ze szczerym sumieniem muszę przyznać, że nigdy nie czytałam tak dopracowanej powieści. Podczas lektury nie dostrzegłam żadnego błędu, żadnej literówki czy choćby braku przecinka. To naprawdę niezwykłe.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
Jako osoba, której każdy dzień kręci się wokół wspaniałego kierunku, jakim jest dziennikarstwo i jako osoba, która swojej największej pasji, czyli pisaniu, postanowiła poświęcić całe swoje życie, z radością czytam każdą książkę, która o tych tematach traktuje. Dlatego też, kiedy tylko "Rok w Jemenie" autorstwa Jennnifer Steil został wydany,...
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Gra o tron"... Któż nie słyszał jeszcze o tym bijącym rekordy popularności serialu? Produkcja HBO, której twórcami są David Benioff oraz D. B. Weiss w mgnieniu oka zyskała sławę równą wielu trwającym od lat produkcjom. Wszystko to za sprawą pewnego pana w starszym wieku, George'a R. R. Martina, autora serii książek fantastycznych "Pieśń Lodu i Ognia", który w 1996 roku opublikował jej pierwszą część, czyli "Gry o tron".
"Umysł zaś potrzebuje książek,
podobnie jak miecz potrzebuje kamienia do ostrzenia,
jeśli ma oczywiście zachować ostrość."
Przyznam się bez bicia - po "Grę o tron" Martina sięgnęłam za sprawą serialu, którego jestem wielką fanką. O "Pieśniach Lodu i Ognia" słyszałam naprawdę wiele opinii, zarówno pochlebnych, jak i negatywnych, więc, korzystając z chwili wolnego czasu, od razu go spożytkowałam i sięgnęłam po tą książkę.
Jak można się było spodziewać, powieść jest naprawdę wielowątkowa. Już od pierwszych stron spotykamy się z niemałym zaskoczeniem - natłok bohaterów, historii i odrębnych miejsc, w jakich dzieje się akcja sprawia, że czytelnik czuje się pogubiony. Każdy rozdział "Gry o tron" to kolejne wydarzenia z życia innej osoby. Akcję możemy obserwować z perspektywy aż ośmiu bohaterów, żadnego z nich nie możemy jednak nazwać głównym.
Poznajemy lorda Eddarda Starka, pana Winterfell, położonego na północy Westeros, oraz jego rodzinę. Starkowie goszczą u siebie króla Roberta Baratheona z żoną, Cersei Lannister. Król Robert prosi Eddarda o przyjęcie stanowiska królewskiego Namiestnika, a Stark, pragnąc wyjaśnić przyczyny zagadkowej śmierci swojego poprzednika, Johna Arryna, podąża wraz z królem do Królewskiej Przystani.
Z drugiej strony wąskiego morza trzynastoletnia Daenerys Targaryen przygotowuje się do ślubu z wodzem barbarzyńskiego plemienia Dothraków, Kalem Drogo. Ślub ten ma pozwolić jej bratu Viserysowi na utworzenie armii i odzyskanie władzy w Westeros po zmarłym ojcu.
"Nigdy nie zapominaj o tym, kim jesteś, bo świat na pewno o tym nie zapomni.
Uczyń z tego swoją siłę, a wtedy przestanie to być twoim słabym punktem.
Zrób z tego swoją zbroję, a nikt nie użyje tego przeciwko tobie."
Dokładnie tak, jak się spodziewałam, "Gra o tron" okazała się powieścią genialną. I, uwierzcie mi, naprawdę nie przesadzam używając tego określenia. George R. R. Martin stworzył tak wspaniały, tak niesamowicie wykreowany świat, że każdy fan fantasy (i nie tylko) będzie zachwycony.
Poczynając od fantastycznych opisów przyrody i krajobrazów, przez pięknych, wyrazistych i charakterystycznych bohaterów, po doskonale zaplanowaną akcję - wszystko, absolutnie wszystko w "Grze o tron" woła "jestem tu po to, byś uznała, że jestem najlepszą książką, jaką czytałaś". Nie musiałam długo zastanawiać się, by stwierdzić, że tak właśnie jest. "Gra o tron" (i mam nadzieję, że cała saga Pieśni Lodu i Ognia) to istny majstersztyk. George R. R. Martin jest królem fantasy, jest królem wciągającej do granic możliwości akcji i nieprzewidzianych zwrotów wydarzeń. Po lekturze "Gry o tron" wskoczył na pierwsze miejsce na liście moich ulubionych pisarzy i mam wrażenie, że pozostanie tam na bardzo, bardzo długo.
Cóż mogę powiedzieć więcej? Czytajcie sagę "Pieśni Lodu i Ognia", czytajcie książki George'a R. R. Martina, a naprawdę będziecie zachwyceni.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Gra o tron"... Któż nie słyszał jeszcze o tym bijącym rekordy popularności serialu? Produkcja HBO, której twórcami są David Benioff oraz D. B. Weiss w mgnieniu oka zyskała sławę równą wielu trwającym od lat produkcjom. Wszystko to za sprawą pewnego pana w starszym wieku, George'a R. R. Martina, autora serii książek fantastycznych...
2014-01-01
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Wiem,że istnieją rzeczy na niebie i ziemi,
których nie potrafimy sobie wytłumaczyć.
Ale być może nadajemy tym rzeczom zbyt
wielkie znaczenie, zajmując się nimi tak mocno."
Udało się. W końcu się udało. Natrafiłam w swojej bibliotece na Trylogię Czasu. Jej autorka, Kerstin Gier, to obecnie jedna z najbardziej popularnych, a także najlepiej sprzedających się pisarzy niemieckojęzycznych. Po sukcesach swoich pierwszych powieści, postanowiła pisać dalej... i tak właśnie powstała Trylogia Czasu - bestsellerowa seria, która zyskała popularność na całym świecie oraz przyniosła autorce prestiżową nagrodę Małego Donga.
Szesnastoletnia Gwen pewnego dnia odkrywa, że jest posiadaczką genu podróży w czasie - niespodziewanie przenosi się sto lat wstecz. Okazuje się, że dziewczyna nie jest ewenementem, istnieje bowiem tajemne bractwo, którego zadaniem jest kontrolowanie przemieszczeń w czasie dwunastu obdarzonych tym samym genem podróżników. Gwen jest ostatnim z nich.
Niespodziewanie dziewczynie zostaje powierzone do wykonania niezwykle ważne zadanie. Ma jej towarzyszyć Gideon, przystojny dziewiętnastolatek, który początkowo nie wydaje się być zadowolony z towarzystwa Gwen. Jednak zarówno tajemna misja, jak i miłość, nie są łatwe - wszędzie czyhają na nich niebezpieczeństwa...
"Tajemnica ma wielką moc i daje wielką moc temu,
kto potrafi ją wykorzystać,
ale moc w rękach niewłaściwego człowieka
jest bardzo niebezpieczna."
Sięgając na półkę biblioteczną po Trylogię Czasu miałam dobre przeczucia. Po przeczytaniu dziesiątek pozytywnych recenzji oraz komentarzy, nabrałam przeświadczenia, że seria Kerstin Gier mi się spodoba. Nie sądziłam jednak, że zaskoczy mnie aż do tego stopnia!
Pierwszą rzeczą, o której chcę wspomnieć jest koncepcja autorki na fabułę książki. Uważam, że jest wprost genialna! Zawiła, ale doskonale wyjaśniona. Tajemnicza, ale budująca napięcie (którego w powieści naprawdę nie brakuje!). Jest odwzorowaniem dokładnie tego, czego spodziewam się zazwyczaj po dobrej literaturze.
Kolejnym wspaniałym aspektem "Czerwieni rubinu" i, mam nadzieję, kolejnych dwóch części, są bohaterowie. Wyraziści, nieprzerysowani, z dopracowanymi do perfekcji charakterami oraz specyficznym zachowaniem. Zarówno główni bohaterowie, tacy jak Gwen, Gideon czy rodzina dziewczyny, baz wątpienia mogliby mieć swoich odpowiedników w rzeczywistym świecie.
Jak już wspomniałam wcześniej, wspaniałym efektem powieści jest napięcie, jakie buduje. Z każdą kolejną stroną, z każdym kolejnym rozdziałem czytelnik ma wrażenie, że książka wręcz go pochłania - nie pozwala się oderwać, zająć czymkolwiek innym. Sprawia, że rzucasz wszystko, byleby tylko dowiedzieć się jak potoczą się dalsze losy bohaterów.
Podsumowując, "Czerwień rubinu" to książka niesamowita, a jej czytanie jest wspaniałym uczuciem. Chylę czoła autorce, Kerstin Gier, za stworzenie tak doskonałej powieści.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Wiem,że istnieją rzeczy na niebie i ziemi,
których nie potrafimy sobie wytłumaczyć.
Ale być może nadajemy tym rzeczom zbyt
wielkie znaczenie, zajmując się nimi tak mocno."
Udało się. W końcu się udało. Natrafiłam w swojej bibliotece na Trylogię Czasu. Jej autorka, Kerstin Gier, to obecnie jedna z najbardziej popularnych, a także najlepiej...
||www.im-bookworm.blogspot.com||
„- Przemyślałaś swój plan i dostrzegłaś jego wady
skarbie, zgadza się? -wypytuje mnie. -Wpadły ci
do głowy jakieś nowe pomysły?
- Chcę wzniecić powstanie -oświadczam.
- No tak, a ja chcę się napić. Daj mi znać,
jak ci idzie, dobrze?”
Susanne Collins to autorka bestsellerowej trylogii "Igrzyska śmierci". Od wydania pierwszego tomu powieści, a w końcu od zekranizowania go, Collins stała się jedną z najpopularniejszych pisarek.
W listopadzie, kiedy swoją premierę miał film "W pierścieniu ognia", znów powrócił szał związany z Igrzyskami.
Niedaleka przyszłość, Panem, zbudowane na ruinach Ameryki Północnej. Kapitol otoczony dwunastoma dystryktami. Po buncie jednego z nich i zrównaniu go przez Kapitol z ziemią, zostają organizowane Głodowe Igrzyska. Co roku jedna dziewczyna i jeden chłopak z poszczególnych dystryktów zostają wybierani do walki na arenie, ku ogromnej uciesze widzów, na śmierć i życie. Wygrać może tylko jeden spośród nich.
W 74. edycji Głodowych Igrzysk zwyciężyli Katniss Everdeen i Peeta Mellark, pochodzący z najbiedniejszego, dwunastego dystryktu, podstępem wymuszając zwycięstwo. Okazuje się jednak, że czyn ten nie ujdzie im płazem. Będą musieli za swój bohaterski czyn ponieść karę.
W drugiej części Igrzysk, "W pierścieniu ognia", kiedy Katniss i Peeta przygotowują się do obowiązkowego Tournee Zwycięzców, dowiadują się o fali zamieszek rozprzestrzeniających się na całe Panem, które wywołał ich zuchwały czyn. Zbliżają się również rocznicowe 75. Głodowe Igrzyska, które przybiorą zaskakującą dla wszystkich formę... Od teraz Katniss i Peeta znów nie będą mogli czuć się bezpiecznie, bowiem Kapitol planuje zemstę.
„- Caesarze, czy twoim zdaniem nasi przyjaciele tutaj potrafią dochować tajemnicy?
- Ani trochę w to nie wątpię - zapewnił Caesar.
-Jesteśmy już małżeństwem - wyjawił Peeta cicho.
- Przecież nawet krótkie chwile szczęścia są lepsze niż nic.
- Pewnie też bym tak uważał, Caesarze- oświadcza Peeta z goryczą. - Gdyby nie dziecko.”
Każdy, kto w miarę na bieżąco śledzi mojego bloga wie, że jestem ogromną fanką Igrzysk Śmierci. Trudno więc, bym miała jakiekolwiek uwagi do "W pierścieniu ognia". Uważam je za tak samo perfekcyjnie napisane jak pozostałe dwie części. Śmiało mogę nawet stwierdzić, że jest to moja ulubiona książka z trylogii Susanne Collins.
Pozwolę sobie też wstawić fragment recenzji, którą napisałam o "Igrzyskach Śmierci":
Młodzieżówka, powiadacie?
Skądże znowu. Cała trylogia Igrzysk, mimo iż została zakwalifikowana do tejże kategorii, z młodzieżową książką ma, moim zdaniem, niewiele wspólnego.
Wszystkie trzy tomy wyściełane są ponadczasowymi wartościami, których - obawiam się - młody, niedoświadczony jeszcze przez życie czytelnik, może nie dostrzec. Dla nas jednak powieści te okazują się być kopalnią wiedzy o świecie. Przez pryzmat doświadczenia życiowego możemy dostrzec choćby to, jak mass media, polityka... wszyscy, oddziałują na nas... Manipulują, obnażają z prywatności... Zmieniają nas. Zmieniają nasze postrzeganie świata, decyzje, a - co najgorsze - życie.
„Szkoda, że nie możemy zatrzymać tej chwili,
tu i teraz, żeby żyć w niej na zawsze.”
Wiedząc, co wydarzyło się w trzeciej części trylogii, "Kosogłosie" ciężko mi pisać o zaskoczeniu wieloma zwrotami akcji, ponieważ wiem już do czego one prowadzą. Niemniej jednak, przypominając sobie swoją pierwszą lekturę "W pierścieniu ognia", śmiało mogę powiedzieć, że jest to jedna z książek, które wywołały u mnie najwięcej emocji.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
„- Przemyślałaś swój plan i dostrzegłaś jego wady
skarbie, zgadza się? -wypytuje mnie. -Wpadły ci
do głowy jakieś nowe pomysły?
- Chcę wzniecić powstanie -oświadczam.
- No tak, a ja chcę się napić. Daj mi znać,
jak ci idzie, dobrze?”
Susanne Collins to autorka bestsellerowej trylogii "Igrzyska śmierci". Od wydania pierwszego tomu...
"Już czas.
Możesz zmienić to wszystko,
czego nie lubisz w swoim życiu.
Możesz wreszcie wstać z kolan
i poczuć, że żyjesz.
Możesz być szczęśliwa i wolna.
Daję słowo honoru.
Wiem, że to jest możliwe.
Bo ja tak zrobiłam."
Beata Pawlikowska to osoba, z której nazwiskiem bez wątpienia zetknęliśmy się wszyscy. To nie tylko podróżniczka, dziennikarka, tłumaczka, fotograf i autorka audycji radiowej w Radio Zet "Świat według blondynki", ale także... pisarka! I to nie byle jaka, ale autorka bardzo poczytnych książek podróżniczych, coachingowych i językowych.
Jedną z książek coachingowych (cytując Wikipedię, coaching to interaktywny proces, który pomaga pojedynczym osobom lub organizacjom w przyspieszeniu tempa rozwoju i polepszeniu efektów działania) Beaty Pawlikowskiej jest właśnie "W dżungli życia".
Autorka w życiu przeszła naprawdę wiele - gwałt, uzależnienia od papierosów i narkotyków, alkoholu, choroby takie jak anoreksja czy bulimia. Niejeden z nas już dawno by się poddał, zrezygnowałby z dalszej walki. Ale nie Blondynka! Nie ona! Nie tylko podniosła się na nogi, ale i zupełnie zmieniła swoje życie. Tak bardzo, że teraz nazywa się jedną z najszczęśliwszych osób na Ziemi! W książce "W dżungli życia" dzieli się z czytelnikami swoimi przeżyciami. Pokazuje swoją drogę oraz etapy w zmierzaniu do osiągnięcia szczęścia. Patrząc na jej błędy, porażki, sukcesy, możemy trafnie ocenić swoje życie. Możemy, idąc jej przykładem, uczynić swoje życie, siebie lepszym.
"Pytanie wypowiedziane na głos
nabiera większej wagi
i staje się problemem, który
domaga się rozwiązania"
Książka "W dżungli życia" jest fascynująca nie tylko ze względu na ważne porady czy wskazówki dotyczące życia. Uważam, że warto ją przeczytać choćby dla samej biografii Beaty Pawlikowskiej. Jako osoba, którą ta kobieta inspiruje od długiego czasu, przyjęłam "W dżungli życia" z entuzjazmem. Książka bardzo mi się spodobała i jestem pewna, że wiele razy do niej powrócę. To mądra lektura.
"Moje życie jest w moich rękach
Mogę je zbudować, ale równie łatwo
mogę je zburzyć - przez własną
bierność i bezmyślność"
Po lekturze kilku książek Pawlikowskiej stwierdzam jedno - to z pewnością moja ulubiona polska pisarka. Daje czytelnikom nadzieję. Nadzieję na lepsze jutro. Nadzieję na zmianę swojego życia, siebie. Nadzieję na to, że żaden problem nie jest takim, z jakiego nie moglibyśmy się podnieść.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Już czas.
Możesz zmienić to wszystko,
czego nie lubisz w swoim życiu.
Możesz wreszcie wstać z kolan
i poczuć, że żyjesz.
Możesz być szczęśliwa i wolna.
Daję słowo honoru.
Wiem, że to jest możliwe.
Bo ja tak zrobiłam."
Beata Pawlikowska to osoba, z której nazwiskiem bez wątpienia zetknęliśmy się wszyscy. To nie tylko podróżniczka, dziennikarka, tłumaczka, fotograf i...
„Jeśli czujesz, że coś w twoim życiu nie gra
i chciałbyś coś zmienić, to nie szukaj
biletu na koniec świata, tylko zacznij tu i teraz.
Jeżeli nie jesteś szczęśliwy z tym,
co masz teraz, nigdzie indziej na świecie też
nie będziesz szczęśliwy, bo szczęście nie mieszka
w określonej części świata
tylko w twojej własnej duszy.”
Beata Pawlikowska to osoba, z której nazwiskiem bez wątpienia zetknęliśmy się wszyscy. To nie tylko podróżniczka, dziennikarka, tłumaczka, fotograf i autorka audycji radiowej w Radio Zet "Świat według blondynki", ale także... pisarka! I to nie byle jaka, ale autorka bardzo poczytnych książek podróżniczych, coachingowych i językowych.
"Planeta dobrych myśli" to jednak książka inna niż wszystkie inne. Myślę, że na początku warto wspomnieć co sama autorka niej mówi:
Planeta dobrych myśli” powstała znienacka. Podczas letnich
popołudni, kiedy chwytałam za pióro i rysowałam. A na innych
Zdjęciekartkach ołówkiem notowałam to, co samo układało się
w akapity i zwrotki.
Zaczęłam publikować te myśli na Facebooku. Dwieście lajków. Pięćdziesiąt udostępnień. Tydzień później tysiąc lajków i pięćset udostępnień.
I wszyscy pytali: kiedy to się ukaże jako książka?
Proszę bardzo – oto jest.
Planeta dobrych myśli.
Muszę przyznać, że "Planeta dobrych myśli" zaskoczyła mnie (oczywiście pozytywnie) od razu, kiedy tylko wzięłam ją do rąk. Pierwsze co się "rzuca w oczy" to przepiękna grafika. Ilustracje robione są przez Beatę Pawlikowską, również znaczna część tekstu to jej odręczne pismo. Książka jest więc kolorowa, hipnotyzująca wyglądem i wygląda jak nasz prywatny, zapisany notes.
„Życie czasem wciąga w czarną dziurę macham nogami
i krzyczę ale zapadam się coraz głębiej myślę,
czego nie chcę myśleć, mówię, czego nie chcę mówić,
puchnę od zniecierpliwienia”
Pani Beata Pawlikowska jest osobą niezwykle mądrą. Doskonale zna świat, zna ludzi. Oczekiwałam więc, że "Planeta dobrych myśli" powie mi coś, czego jeszcze nie wiem. Nic bardziej mylnego! Ta książeczka jest bowiem zbiorem myśli, notatek, zapisków autorki - o życiu! Właśnie takim, jakie wiedziemy wszyscy. O naszych wspólnych problemach, przeciwnościach losu... Powodzeniach, niepowodzeniach, smutkach, radościach. O czymś, o czym wiemy wszyscy.
A jednak zapominamy.
Przychodzą jednak takie dni, kiedy potrzebne jest nam przypomnienie o tym, co w życiu jest naprawdę ważne. O tym, gdzie odnaleźć prawdziwe szczęście. Gdzie odnaleźć siebie, radość, jak po prostu żyć pełnią życia.
W takich momentach książka Beaty Pawlikowskiej jest niezbędna. To sentencja tego, jak żyć. Jak być szczęśliwym.
„Z miłością, skupieniem i zaangażowaniem,
bez chęci odwetu i rywalizacji
po prostu – rób swoje.”
"Planeta dobrych myśli" stanęła na mojej półce i jestem pewna, że już zawsze będzie ze mną. Ta niewielkich rozmiarów książeczka zupełnie podbiła moje serce i cieszę się z tego powodu. Cieszę się, że otrzymałam prosty, czytelny przewodnik "jak żyć?".
||www.im-bookworm.blogspot.com||
„Jeśli czujesz, że coś w twoim życiu nie gra
i chciałbyś coś zmienić, to nie szukaj
biletu na koniec świata, tylko zacznij tu i teraz.
Jeżeli nie jesteś szczęśliwy z tym,
co masz teraz, nigdzie indziej na świecie też
nie będziesz szczęśliwy, bo szczęście nie mieszka
w określonej części świata
tylko w twojej własnej duszy.”
Beata Pawlikowska to osoba, z której nazwiskiem...
„Bo nigdy tak naprawdę nie będziemy
w stanie zrozumieć drugiego człowieka.
Możemy jedynie próbować,
szukając po omacku drogi przez tunele,
starając się oświetlić je pochodnią.”
Lauren Oliver to bez wątpienia pisarka, którą można określić słowami znana czy rozpoznawalna. Jest między innymi autorką książki "7 razy dziś" oraz trylogii, w której skład wchodzą powieści "Delirium", "Pandemonium" i "Requiem".
Pani Oliver ukończyła filozofię oraz literaturę na uniwersytecie w Chicago, a później przeprowadziła się do Nowego Jorku. Jak sama mówi o sobie, uwielbia pisać i gotować, a uzależniona jest od kawy i ketchupu.
Dla przypomnienia tylko wspomnę, że akcja całej trylogii dzieje się w przyszłości, gdzie miłość uznano jako ciężką chorobę. Wszystkie osoby, które skończyły osiemnaście lat poddawane są specjalnemu zabiegowi - remedium - po którym już nigdy nie będą w stanie kochać.
"Pandemonium" to już druga książka opowiadająca historię Leny. Dziewczyna musi pogodzić się z utratą swojej wielkiej miłości - Alexa, który zginął, pomagając jej uzyskać prawdziwą wolność. Lena powoli przyzwyczaja się do Głuszy - jej mieszkańców, zwyczajów tam panujących... Poznaje dziki, wolny świat. Jednocześnie przyłącza się też do ruchy uporu przeciw remedium i przygotowuje się do specjalnego zadania, jakie zostało jej powierzone przez Raven i Tracka.
W tym samym czasie Lena spotyka Juliana - przedstawiciela "tych złych". Czy uda się jej przeciągnąć chłopaka na stronę Odmieńców? I co więcej - jak odbije się to na życiu uczuciowym tej dwójki? Czy Lena zapomniała już o Alexie?
„Miłość. Gdy tylko wpuścisz do swojego serca to słowo,
gdy tylko pozwolisz mu zapuścić korzenie,
rozprzestrzeni się jak grzyb we wszystkich zakamarkach twojej duszy
- a wraz z nim pytania, drżące, pączkujące lęki,
które sprawią, że nigdy nie zaznasz spokoju.”
Kolejny raz Lauren Oliver zachwyciła mnie swoją powieścią. "Pandemonium" podzielone jest na dwie części "wtedy" i "teraz", które przeplatają się ze sobą. Dla czytelnika jest to bardzo ciekawe doświadczenie, ponieważ może jednocześnie obserwować Lenę, która uczy się przetrwać w Głuszy, a także Lenę - zaangażowaną działaczkę ruchu oporu.
Jeżeli chodzi o język, jakim została napisana książka nie powiem nic innego niż przy recenzji "Delirium" (o tutaj - http://im-bookworm.blogspot.com/2013/09/delirium-lauren-oliver_4127.html). Nie znam zbyt wielu synonimów do słowa "genialny", a nie chcę się powtarzać.
Naprawdę polecam - całą trylogię - czytajcie, a zapewniam Was, że nie pożałujecie.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
„Bo nigdy tak naprawdę nie będziemy
w stanie zrozumieć drugiego człowieka.
Możemy jedynie próbować,
szukając po omacku drogi przez tunele,
starając się oświetlić je pochodnią.”
Lauren Oliver to bez wątpienia pisarka, którą można określić słowami znana czy rozpoznawalna. Jest między innymi autorką książki "7 razy dziś" oraz trylogii, w której skład wchodzą powieści...
"Miłość - najbardziej zdradliwa choroba na świecie;
zabija cię zarówno wtedy, gdy cię spotka,
jak i wtedy, kiedy cię omija. Ale to niedokładnie tak.
To skazujący i skazany. To kat i ostrze.
I ułaskawienie w ostatnich chwilach.
Głęboki oddech, spojrzenie w niebo
i westchnienie: dzięki ci, Boże.
Miłość – zabije cię i jednocześnie cię ocali.”
Lauren Oliver to bez wątpienia pisarka, którą można określić słowami znana czy rozpoznawalna. Jest między innymi autorką książki "7 razy dziś" oraz trylogii, w której skład wchodzą powieści "Delirium", "Pandemonium" i "Requiem".
Pani Oliver ukończyła filozofię oraz literaturę na uniwersytecie w Chicago, a później przeprowadziła się do Nowego Jorku. Jak sama mówi o sobie, uwielbia pisać i gotować, a uzależniona jest od kawy i ketchupu.
Miłość. To słowo zna każdy. Każdy też z pewnością potrafi je zdefiniować. Co więcej - każdy z pewnością kiedyś kochał, kogokolwiek. Każdy kiedyś poczuł też jak to jest być kochanym...
Wyobraźmy sobie jednak świat bez miłości. Świat, w którym nie ma filmów romantycznych, książek... Świat, w którym nie zobaczysz na ulicy przytulającej czy całującej się pary. Nie zobaczysz jak to jest kochać, nie będziesz miał dziewczyny, chłopaka... Wieczorem nie wyjdziesz na dyskotekę czy przyjęcie z przyjaciółmi...
Wyobraźmy sobie świat, w którym nie ma miłości.
Świat, w którym uznana jest za niebezpieczna chorobę, w którym jest tępiona.
Świat, w którym jest niebezpieczna.
Lena, główna bohaterka „Delirium” żyje właśnie w takim świecie. Dziewczyna już niedługo skończy osiemnaście lat i zostanie poddana zabiegowi – remedium – który na zawsze usunie z jej organizmu miłość. Od tej chwili nie będzie w stanie nikogo kochać, nie będzie też czuła przywiązania, euforii, żalu… Lena bardzo cieszy się z tego powodu – od dziecka bowiem wmawiano jej, że deliria, czyli miłość, jest bardzo niebezpieczną, zdradziecką chorobą, która prowadzi do śmierci. Aby uniknąć zakażenia dziewczęta i chłopcy nie spotykają się: chodzą do osobnych szkół, na inne zajęcia, Kontakty z płcią przeciwną dozwolone są dopiero po wyleczeniu, po remedium. Do tego czasu nikt nie jest bezpieczny.
Wszystko zmienia się jednak, kiedy, zupełnie przypadkowo, Lena poznaje Alexa…
Czy możliwym jest, aby deliria była wymyśloną chorobą?
Aby miłość była rzeczą piękną?
Wkrótce Lena będzie musiała diametralnie zmienić swoje życie, postawić wszystko na jedną kartę.
Czy jej się uda?
Czy Lenie i Alex’owi uda się być szcześliwymi?
I którą stronę wybierze dziewczyna – remedium czy tworzący się ruch oporu przeciw zabiegowi?
„Życie nie jest życiem, jeśli się przez nie tylko prześlizgniesz.
Wiem, że jego istota polega na tym, by znaleźć rzeczy,
które mają znaczenie, i trzymać się ich,
walczyć o nie i nie odpuścić.”
„Delirium” to książka o której przed przeczytaniem słyszałam bardzo wiele, zarówno na blogach książkowych, jak i od przyjaciół. Cała trylogia Lauren Oliver zdobyła ogromną sławę i uznanie, więc i ja, zachęcona, kiedy tylko nadarzyła się okazja, sięgnęłam po tę książkę. Początek, przyznam szczerze, zdziwił mnie mocno. Nie miałam bowiem pojęcia o tematyce książki, „szłam w ciemno” z czytaniem. Byłam jednak mile zaskoczona. Pomysł pani Oliver okazał się być niezwykle oryginalny i innowatorski. Spodobał mi się i według mnie fabuła książki jest jedną z bardziej interesujących jakie czytałam.
Pozytywne odczucia wzbudził we mnie też styl autorki. Jest przystępny, a przy tym nie prosty, „płaski”. Książkę czyta się naprawdę dobrze, a Lauren Oliver nie szczędzi nam przy tym pięknych, chwytających za serce porównań, opisów i historii.
„Delirium” określiłabym jako książkę idealną. Jest w niej wszystko, czego oczekuję od lektury – przystępny styl, wyraziści bohaterowie, zaskakujące zwroty akcji oraz nieszablonowy pomysł. Gdybym oceniała książki, „Delirium” otrzymałoby ode mnie solidną, wielką dziesiątkę. Zupełnie zasłużoną.
Już za kilka dni na blogu pojawi się recenzja drugiej książki z trylogii, "Pandemonium".
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Miłość - najbardziej zdradliwa choroba na świecie;
zabija cię zarówno wtedy, gdy cię spotka,
jak i wtedy, kiedy cię omija. Ale to niedokładnie tak.
To skazujący i skazany. To kat i ostrze.
I ułaskawienie w ostatnich chwilach.
Głęboki oddech, spojrzenie w niebo
i westchnienie: dzięki ci, Boże.
Miłość – zabije cię i jednocześnie cię ocali.”
Lauren Oliver to bez wątpienia...
Nie wiem jak w ogóle Biblię można oceniać.
Dla każdej osoby wierzącej Pismo Święte jest rzeczą najważniejszą. Zbiorem praw, według których trzeba, ale też warto żyć. Słowem Objawionym. Biblia odsłania prawdę o człowieku, mówi o tym, jaki jest.
Bóg po prostu mówi do nas poprzez Pismo Święte.
Nie wiem jak w ogóle Biblię można oceniać.
Dla każdej osoby wierzącej Pismo Święte jest rzeczą najważniejszą. Zbiorem praw, według których trzeba, ale też warto żyć. Słowem Objawionym. Biblia odsłania prawdę o człowieku, mówi o tym, jaki jest.
Bóg po prostu mówi do nas poprzez Pismo Święte.
"Trzy zalęknione czarownice, uciekając przed prześladowaniami, znalazły kryjówkę u wybrzeży Massachusetts – stworzyły czarodziejską Wyspę Trzech Sióstr. Chociaż zyskały na niej spokój, wszystkie zawarły fatalne związki. Teraz Nell, Ripley i Mia muszą ocalić urokliwą wyspę przed dawną klątwą."
Wyspa Trzech Sióstr to miejsce niezwykłe. Trzy siostry - Siostra Powietrze, Siostra Ziemia oraz Siostra Ogień, stworzyły ją, szukając schronienia. Uciekając przed prześladowaniami czarownic w Salem w roku 1692, połączyły swoje siły i ze skrawka Massachusetts utworzyły wyspę, zwaną teraz Wyspą Trzech Sióstr.
Mia Devlin to zjawiskowo piękna, budząca podziw właścicielka "Kawiarni i książek". To także trzecia z czarownic mieszkających na Wyspie Trzech Sióstr. Jednak Mia różni się od Nell i Riley - odkryła swój dar już jako młoda dziewczyna i nie ukrywa go ani przed sobą, ani przed światem. Wręcz przeciwnie - umiejętnie go wykorzystuje, pomagając przy tym mieszkańcom miasteczka.
Nie tajemnicą jest, że kiedy coś ci dolega, zgłaszasz się do Mii. Prosisz ją także o rzucenie uroku, pomoc w doborze ziół na romantyczną kolację... Mia nie ma chowa daru tylko dla siebie...
Jednak jest jedna rzecz, jeden sekret, który kobieta przez wiele lat skrywała głęboko w sercu...
Mia Devlin zamknęła swoje serce przed miłością, odkąd Sam Logan, jeszcze jako młody chłopak, porzucił ją i wyjechał z Wyspy Trzech Sióstr. Kilkanaście lat później Sam wraca, by odnowić dawną znajomość i przejąć rodzinny biznes.
Początkowo Mia odnosi się do Sama z ogromną rezerwą, zimną uprzejmością. Buduje wokół siebie mur, aby nie dopuścić mężczyzny do siebie, aby nie zostać znowu zranioną. Do tej pory, kiedy poznawaliśmy historię Nell oraz historię Ripley, panna Devlin ukazywana była jako kobieta niezwykle silna, władcza, potrafiąca doskonale zapanować nad swoim życiem.
Jednak teraz, gdy po jedenastu latach na Wyspę Trzech Sióstr powraca Sam Logan, okazuje się, że Mia pod skrzętnie budowanym wizerunkiem, jest kobietą wrażliwą, zranioną. Mającą jedną słabość. Słabość, której na imię Sam.
"Niektórzy ludzie nie umieją ani dawać miłości, ani o nią prosić.
Są tacy, którzy chcieliby, żeby wszystko samo wpadło im w ręce.
Och, oczywiście, gotowi są do pewnego wysiłki.
Będą na przykład trzęśli drzewem tak długo, aż piękne,
czerwone jabłuszko samo wpadnie do ich koszyka.
Nie przychodzi im do głowy, że trzeba wleźć na to drzewo,
może nawet parę razy spaść, podrapać się po tym i posiniaczyć.
Jeśli jabłko naprawdę jest cenne,
warto dla niego zaryzykować nawet skręcenie karku."
Okazuje się jednak, że moce ciemności już po raz trzeci pojawiają się na wyspie. Pojawiają się, aby dopełnić karty legendy mającej ponad trzysta lat.
Tej części legendy, która dotyczy Siostry zwianej Oginiem.
Mii.
Czy Samowi, Nell oraz Ripley uda się połączyć siły, aby uratować Mię?
Co więcej - czy Mia, aby ochronić swoich bliskich oraz wyspę, będzie zmuszona ponieść najwyższą cenę?
"Czarodziejskie więzy" to trzecia, ostatnia część trylogii Nory Roberts. Poprzednie dwie to "Wyspa Trzech Sióstr" opowiadająca historię Nell Channing oraz "Legenda" o przyjaciółce z dzieciństwa Mii - Ripley Todd.
Muszę przyznać, że historia Mii podobała mi się najbardziej. Już od części pierwszej, kiedy to poznałam Mię, zainteresowała mnie ta postać. Od razu ją polubiłam. Mia jest kobietą silną, niezależną i z takimi cechami charakteru utożsamiam też siebie. Podczas poznawania Mii Devlin w "Czarodziejskich więzach" uświadomiłam sobie dlaczego zapałałam do niej taką sympatią... Mia przedstawia bardzo wiele cech, które ja też posiadam. I do tego rude, falowane włosy - zgadza się :-) Szkoda tylko, że nie jestem tak zjawiskowo piękna jak ona. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Mogłabym być po prostu brzydszą kopią Mii :-)
"Czarodziejskie więzy" podobały mi się jeszcze bardziej niż "Wyspa Trzech Sióstr" i "Legenda", więc cała trylogia trafia na moją listę ulubionych książek.
Zdecydowanie polecam!
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Trzy zalęknione czarownice, uciekając przed prześladowaniami, znalazły kryjówkę u wybrzeży Massachusetts – stworzyły czarodziejską Wyspę Trzech Sióstr. Chociaż zyskały na niej spokój, wszystkie zawarły fatalne związki. Teraz Nell, Ripley i Mia muszą ocalić urokliwą wyspę przed dawną klątwą."
Wyspa Trzech Sióstr to miejsce niezwykłe. Trzy siostry - Siostra Powietrze,...
Przyznam szczerze i bez bicia - po "Igrzyska śmierci" sięgnęłam z BARDZO dużym oporem. Nie - "sięgnęłam" nie jest nawet odpowiednim słowem w tym przypadku. Igrzyska, mimo mojego głośnego sprzeciwu, wcisnęła mi w ręce kuzynka i powiedziała "masz to przeczytać!"
Dlaczego tak bardzo się opierałam?
Igrzyska wkroczyły na polski rynek wśród haseł: "To godny następca Harry'ego Pottera", "Prawie tak dobre jak Zmierzch", "Sama Rowling chciałaby napisać coś takiego"... Nie miałam chęci sprawdzić, czym media i nastolatki z całego świata tak bardzo się ekscytują... Podziękowałam.
Kolejna młodzieżówka, tak zwane paranormal-romance i cała "wspaniała" otoczka wcale mnie nie zachęcały.
Przeczytałam pierwszy rozdział i... miałam ochotę krzyknąć "Cholera! Dlaczego dopiero teraz?"
Niedaleka przyszłość, Panem, zbudowane na ruinach Ameryki Północnej. Kapitol otoczony dwunastoma dystryktami. Dystrykty te (wtedy jeszcze było ich trzynaście) przed laty zbuntowały się i wznieciły powstanie przeciw Kapitolowi.
Dystrykt trzynasty został zrównany z ziemią, a w ramach zapobiegania kolejnym powstaniom Kapitol zaczął organizować Głodowe Igrzyska - co roku podczas "dożynek" z każdego dystryktu losowane są po dwie osoby - dziewczyna i chłopak, a następnie wszystkie dwadzieścia cztery osoby trafiają na arenę.
Wygrywa tylko jeden spośród nich. Ten, któremu uda się przeżyć. Trybuci (bo tak nazywa się "wybrańców") walczą na śmierć i życie, sami dobywają pożywienie, umierają, ku ogromnej uciesze widzów. Igrzyska są bowiem transmitowane w całym Panem.
Jest o co walczyć - oprócz życia, wygranemu trybutowi oferuje się luksusową willę i zapas pożywienia (co w dystryktach samo w sobie jest już luksusem).
Szesnastoletnia Katniss Everdeen zgłasza się do udziału w Głodowych Igrzyskach sama. Wykazuje się przy tym niezwykłą odwagą, ale poświęca się dla swojej dwunastoletniej siostry, która została wylosowana. I tak rozpoczynają się przygodny Kathiss i Peety - chłopaka, który zostaje drugim trubutem.
Katniss udaje się wygrać Igrzyska, a co więcej - udaje się jej też uratować Peetę. Dalszych historii, zawirowań losu i niebezpieczeństw ze strony niezadowolonego z jej wyczynu Kapitolu jest wiele i dziewczyna zmuszona jest do walki o swoje życie, a w końcu o całe Panem...
Młodzieżówka, powiadacie?
Skądże znowu. Cała trylogia Igrzysk, mimo iż została zakwalifikowana do tejże kategorii, z młodzieżową książką ma, moim zdaniem, niewiele wspólnego.
Wszystkie trzy tomy wyściełane są ponadczasowymi wartościami, których - obawiam się - młody, niedoświadczony jeszcze przez życie czytelnik, może nie dostrzec. Dla nas jednak powieści te okazują się być kopalnią wiedzy o świecie. Przez pryzmat doświadczenia życiowego możemy dostrzec choćby to, jak mass media, polityka... wszyscy, oddziałują na nas... Manipulują, obnażają z prywatności... Zmieniają nas. Zmieniają nasze postrzeganie świata, decyzje, a - co najgorsze - życie.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
Przyznam szczerze i bez bicia - po "Igrzyska śmierci" sięgnęłam z BARDZO dużym oporem. Nie - "sięgnęłam" nie jest nawet odpowiednim słowem w tym przypadku. Igrzyska, mimo mojego głośnego sprzeciwu, wcisnęła mi w ręce kuzynka i powiedziała "masz to przeczytać!"
Dlaczego tak bardzo się opierałam?
Igrzyska wkroczyły na polski rynek wśród haseł: "To godny następca Harry'ego...
"Coś pożyczonego" to lekka powieść, iście w amerykańskim stylu. Główna bohaterka - Rachel - w dniu swoich trzydziestych urodzin staje przed nie małym problemem: miłość czy przyjaźń? uczucia czy "porządność"? Rachel jest bowiem idealistką. Od zawsze porządna, ułożona. Zawsze stawia dobro innych ponad swoje.
Wszystko zmienia się jednak w dniu owych trzydziestych urodzin - po nocy spędzonej z narzeczonym swojej najlepszej przyjaciółki....
Darcy i Rachel znają się od wielu lat... jeszcze z czasów podstawówki. I od tego czasu są najlepszymi przyjaciółkami. Wszystko robią razem.
Nawet dzielą się chłopakiem?
Co to, to nie. Rachel ma okropne wyrzuty sumienia po tym, co się stało... Dex - bo tak na imię ma "pożyczony narzeczony" (tutaj nawiązanie do ekranizacji "Coś pożyczonego" pod tym właśnie tytułem) przeciwnie. Mimo faktu, iż zdradził swoją narzeczoną, nie czuje wyrzutów. Sumienie go nie gryzie.
To zła oznaka.
Jeszcze gorzej jest, kiedy ślub zbliża się wielkimi krokami, a oboje - Rachel i Dex - uświadamiają sobie, że to coś więcej niż romans. Że się w sobie zakochali!
Teraz oboje muszą stanąć przed trudnym wyborem.
Rachel nie chce stracić przyjaciółki. Mimo, że Darcy cierpi na syndrom wyższości, od zawsze próbuje być we wszystkim lepsza niż Rachel, a swoim samolubstwem i egoizmem doprowadza przyjaciółkę do wściekłości, kobiety traktują się jak siostry. Dodatkowo Rachel ma być pierwszą druhną na zbliżającym się ślubie Dextera i Darcy.
To oraz wiele innych wydarzeń doprowadza kobietę do myśli, czy faktycznie jakikolwiek mężczyzna jest godzien zrujnowania takiej przyjaźni.
Dexter natomiast jest w nieco lepszej sytuacji. Mimo to jednak gnębi go świadomość, że miałby porzucić Darcy przed ołtarzem oraz zaprzepaścić siedem lat związku.
Postać Rachel w książce przedstawiona jest w taki sposób, że możemy ocenić jej postępowanie. I chociaż zdrady usprawiedliwić nie można, myśli dręczące ją po zdradzie oraz przeżycia wewnętrzne sprawiają, że otwiera się nowe spojrzenie na tę sytuację. I chcąc, nie chcąc, zaczynam Rachel współczuć. Bo jak nie współczuć dziewczynie, która przez całe życie pozostawała w cieniu swojej przyjaciółki. Która zawsze była koleżanką tej ładnej i popularnej. Która zawsze podporządkowywała się zachciankom i pomysłom Darcy, która zapominała o sobie, o swoim życiu i potrzebach, nie chcąc z nią konkurować.
Teraz znowu przegrywa - przegrywa miłość, przegrywa uczucia....
Giffin w świetny sposób pokazuje nam w "Coś pożyczonego" relacje międzyludzkie - rzuca nam to dobrą perspektywę na całą historię. I chociaż w takiej sytuacji trudno się wypowiedzieć, po której stronie byśmy stanęli, ja - podobnie jak Hilary czy Ethan, przyjaciele Rachel - mówię jej "idź na całość"!
To książka, po którą z pewnością sięgnę kolejny raz i której kontynuację - "Coś niebieskiego" - przeczytam.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Coś pożyczonego" to lekka powieść, iście w amerykańskim stylu. Główna bohaterka - Rachel - w dniu swoich trzydziestych urodzin staje przed nie małym problemem: miłość czy przyjaźń? uczucia czy "porządność"? Rachel jest bowiem idealistką. Od zawsze porządna, ułożona. Zawsze stawia dobro innych ponad swoje.
Wszystko zmienia się jednak w dniu owych trzydziestych urodzin - po...
||www.bookyourself.pl||
Są takie książki, na których lekturę czeka się bardzo, bardzo długo. Są takie książki, które zachwycają już od pierwszych stron, od pierwszych przeczytanych słów. Ale są też książki, które znajdują się poza wszelką kategorią. Takie, dla których słowa "wspaniały" czy "wzruszający" wydają się być jedynie zabawnym niedopowiedzeniem. Taka właśnie jest "Złodziejka książek".
Jest rok 1938. Dziewięcioletnia wówczas Liesel Meminger swoją pierwszą książkę kradnie podczas pogrzebu młodszego brata, gdzieś obok torów kolejowych prowadzących do Molching. To właśnie dzięki "Podręcznikowi grabarza" dziewczynka uczy się czytać i poznaje niesamowitą wartość słowa. Kolejne książki zdobywa również w nietypowy sposób - jedną ratuje z płomieni, jeszcze inne wynosi z domu burmistrza... II wojna światowa nie jest jednak radosnym czasem, jest niebezpieczna. Kiedy przybrana rodzina Liesel udziela schronienia Żydowi, dziewczynka dowiaduje się jak bardzo.
Rzadko zdarzają mi się momenty, gdy czuję, że brak mi słów. Gdy wiem, że słowa w żaden sposób nie oddadzą tego, co chcę powiedzieć, co czuję. Od razu po przeczytaniu "Złodziejki książek" zrozumiałam, że to właśnie jeden z tych momentów. Nie ma tylu synonimów słowa "genialny", by móc opisać tę powieść. Jest ona po prostu fantastyczna. Fenomenalna w każdym calu.
Powieści i filmy z II wojną światową w tle interesowały mnie od zawsze, czytam na ten temat naprawdę wiele publikacji, dlatego ciężko jest mnie zaskoczyć czymś w tym zakresie. Markusowi Zusakowi jednak się udało. O, Boże, jak bardzo mu się udało! Uczynienie Śmierci narratorem powieści jest niesamowicie trafnym pomysłem. Śmierć owa nie jest jednak, jak mogłoby się zdawać, wrogiem. Wręcz przeciwnie - jest przyjacielem. Jest doskonale wykreowanym bohaterem, który staje się dla czytelnika równie sympatyczną postacią jak chociażby Liesel, złodziejka książek, której historię możemy śledzić dzięki pewnemu notesowi, który wpadł w ręce Śmierci.
O akcji tej powieści można by powiedzieć wiele, ale aby zrobić to subtelnie i nie zdradzić jej osobom, które ze "Złodziejką książek" mają dopiero zamiar się zapoznać, należy wspomnieć tylko o tym, co najważniejsze. Czasy II wojny światowej to okres, jak wszystkim wiadomo, bardzo burzliwy, również dla Niemców, w co niestety wiele osób nie chce uwierzyć. Ubogie racje żywnościowe, społeczny obowiązek należenia do NSDAP, a także siejące zniszczenia naloty sprawiały, że sytuacja Aryjczyków nie była godna pozazdroszczenia. Właśnie z takim światem zapoznaje nas Markus Zusak - biednym, brudnym, ogarniętym cierpieniem.
W "Złodziejce książek" bardzo ważną rolę odgrywają uczucia. Są one zróżnicowane i dzięki temu takie piękne. Autor największą uwagę skupił na przyjaźni. Mamy więc do czynienia z przyjaźnią zupełnie typową - Liesel oraz Rudego, ale także niezwykłą przyjaźnią, która nawiązuje się między dziewczynką a Maxem Vandenburgiem - młodym Żydem, któremu państwo Hubermannowie udzielają schronienia.
"Złodziejka książek", która przedstawia ogromną wartość słów sprawiła, że mi tych słów zabrakło. Nie potrafię opisać wrażenia, jakie zrobiła na mnie ta powieść. Nie potrafię sprecyzować, co tak bardzo mnie w niej urzekło, ale wiem jedno i mam nadzieję, że choć to Was przekona do sięgnięcia po ten tytuł - "Złodziejka książek" kradła nie tylko książki. Skradła też moje serce!
||www.bookyourself.pl||
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toSą takie książki, na których lekturę czeka się bardzo, bardzo długo. Są takie książki, które zachwycają już od pierwszych stron, od pierwszych przeczytanych słów. Ale są też książki, które znajdują się poza wszelką kategorią. Takie, dla których słowa "wspaniały" czy "wzruszający" wydają się być jedynie zabawnym niedopowiedzeniem. Taka właśnie jest...