-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński8
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać459
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2023-05-11
2012-05-07
Spodziewałam się raczej kryminału, a nie romansu. Chociaż w wydaniu pani Christie baardzo przypadł mi do gustu. Wyraziste postacie, ciekawa, choć niekiedy nudna fabuła. Całość: przyjemna i warta przeczytania.
Spodziewałam się raczej kryminału, a nie romansu. Chociaż w wydaniu pani Christie baardzo przypadł mi do gustu. Wyraziste postacie, ciekawa, choć niekiedy nudna fabuła. Całość: przyjemna i warta przeczytania.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-09-04
Twórczość pani Meyer zaczyna powoli okręcać mnie wokół palca. Zmierzch oczami Edwarda jest o wiele ciekawszy i zupełnie inny niż świat oczami Belli. Bella w „Zmierzchu” moim zdaniem jest niewyraźna, (żeby nie powiedzieć pusta). Edward dodaje powiew świeżości tej całej opowieści. Naprawdę, jestem pod ogromnym wrażeniem.
Szkoda tylko, że Midnight Sun nie ukaże się przez jakiś baranów, którzy nie mogli się doczekać Zmierzchu oczami Edwarda… :/
Mam niedosyt.
Ocena: 4+
Twórczość pani Meyer zaczyna powoli okręcać mnie wokół palca. Zmierzch oczami Edwarda jest o wiele ciekawszy i zupełnie inny niż świat oczami Belli. Bella w „Zmierzchu” moim zdaniem jest niewyraźna, (żeby nie powiedzieć pusta). Edward dodaje powiew świeżości tej całej opowieści. Naprawdę, jestem pod ogromnym wrażeniem.
Szkoda tylko, że Midnight Sun nie ukaże się przez...
2011-12-14
Nostalgia anioła opowiada historię pewnej rodziny, która musi poukładać swoje życie od nowa. Ich świat rozpada się na początku grudnia, kiedy zostaje zgwałcona i zamordowana 14-letnia Susie Salmon. Dziewczynka trafia do przysłowiowego nieba. Stamtąd obserwuje jak życie jej rodziny rozpada się jak domek z kart. Dusza dziewczynki, mimo wolności nie może zapobiec zbliżającemu się nieszczęściu.
Powyższa książka porusza wiele trudnych aspektów życia. Przede wszystkim śmierć dziecka. Każdy rodzic, który traci cząstkę siebie wpada w sidła depresji, żalu... Zadaje dużo pytań, przede wszystkim: dlaczego on/ona? Bardzo często rodzice nie potrafią pogodzić się z losem, ponieważ dziecko miało całe życie przed sobą. Do tego dochodzi kwestia tajemnicy. Chodzi mi tu głównie o to, co się stało - jak do tego doszło i czy dziecko cierpiało. Trudne pytania, czasem zostawione bez odpowiedzi - jak w przypadku Susie. Kolejnym tematem jest rozpad rodziny. Trudne chwile są egzaminem dla danej rodziny. Czy przetrwają, czy są dość silni i przede wszystkim czy potrafią pogodzić się z losem. Rodzina, przeżywając tragedię tj. śmierć dziecka, powinna się wzajemnie wspierać, umacniać więzi rodzinne.
W Nostalgii anioła więzi rodzinne nie wytrzymały tejże próby. Tragedia odcisnęła swoje piętno na rodzinie Salmonów, a świat każdego z członków zmienia się, czasem na zawsze. Ale nie tylko na rodzinie. Zbrodnia ta zostawiła rysę na życiu innych osób, które znały i przyjaźniły się z dziewczynką. Ich życie również zmieniło się od tego momentu.
Uważam, że Nostalgia anioła jest książką, która wyjaśnia wiele tajemnic życia. Rodziny, z podobnymi przejściami mogą znaleźć w niej ukojenie. Uczy, że nie należy tracić nadziei, nie poddawać się, wierzyć w miłość! A przede wszystkim uczy wiary w więzi rodzinne, ponieważ gdy wszyscy są razem mogą sobie zaufać, być jednocześnie oparciem i ostoją. Mogą wyrazić swoje emocje, bez tłumienia ich w sobie. Oparcie, które niesie ze sobą bliskość kochanych osób sprawia, że łatwiej można przejść przez różne perypetie losu. Pozwala to w pewnym sensie powrócić do życia codziennego.
I na sam koniec. Ci co odeszli, tak naprawdę żyją między nami. Obserwują nas, kibicują, wspierają i czuwają nad nami. Chcą, byśmy byli szczęśliwi i nie poddawali się. Bo tych, których kochamy, nigdy nie odchodzą. Żyją w naszych sercach i wspomnieniach.
Nostalgia anioła opowiada historię pewnej rodziny, która musi poukładać swoje życie od nowa. Ich świat rozpada się na początku grudnia, kiedy zostaje zgwałcona i zamordowana 14-letnia Susie Salmon. Dziewczynka trafia do przysłowiowego nieba. Stamtąd obserwuje jak życie jej rodziny rozpada się jak domek z kart. Dusza dziewczynki, mimo wolności nie może zapobiec zbliżającemu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-11-27
2019-12-12
2021-11-07
Zwięzła i emocjonalna podróż do korzeni, o poznawaniu prawdy i radzeniu sobie z nimi. Pięknie napisana, wyróżniająca się pod tym względem na tle innych tego typu powieści. Zabrałam się za nią z ciekawości i przeczytałam ją w dwa dni. Wielki plus za styl, ale brakuje mi w niej czegoś, więcej treści. Dla młodzieży jak najbardziej polecam!
Zwięzła i emocjonalna podróż do korzeni, o poznawaniu prawdy i radzeniu sobie z nimi. Pięknie napisana, wyróżniająca się pod tym względem na tle innych tego typu powieści. Zabrałam się za nią z ciekawości i przeczytałam ją w dwa dni. Wielki plus za styl, ale brakuje mi w niej czegoś, więcej treści. Dla młodzieży jak najbardziej polecam!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-03-10
„Króliki z Ravensbrück” Anne Ellory może na pierwszy rzut oka uchodzić za kolejną powieść, której głównym celem jest wyciągnięcie z naszej kieszeni pieniędzy, a odleglejszym przybliżenie czytelnikowi życia kobiet w obozie Ravensbrück. Na szczęście autorka stanęła na wysokości zadania i stworzyła naprawdę dobrą powieść, która nie tylko pokazuje historię tytułowych królików, ale również skutki przeprowadzanych na nich eksperymentach. Jest niezwykle realistyczna, momentami brutalna i bardzo wciągająca. Czytałam ją z czystą przyjemnością i podświadomie porównywałam ją do „Liliowych dziewczyn”, gdzie także pojawia się temat królików. Myślę, że warto po nią sięgnąć, a osoby, którym bliski jest temat II wojny światowej powinny być nią usatysfakcjonowane.
„Króliki z Ravensbrück” Anne Ellory może na pierwszy rzut oka uchodzić za kolejną powieść, której głównym celem jest wyciągnięcie z naszej kieszeni pieniędzy, a odleglejszym przybliżenie czytelnikowi życia kobiet w obozie Ravensbrück. Na szczęście autorka stanęła na wysokości zadania i stworzyła naprawdę dobrą powieść, która nie tylko pokazuje historię tytułowych królików,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-03-01
2018-02-23
Srebrny łabędź Amo Jones to jedna z tych książek, które w pierwszej kolejności kuszą swoją nieprzeciętną okładką, a następnie intrygującym opisem. Nawet teraz, kiedy na nią patrzę nadal mnie zachwyca, chociaż wnętrze jakie skrywa, wywołuje masę sprzecznych emocji. Tytuł ten otwiera serię The Elite Kings Club, gdzie dzieje się naprawdę sporo, ale niestety nie jest to książka dla młodych czytelników, dlaczego? O tym niżej.
Opis Srebrnego łabędzia, podobnie zresztą jak wspomniana przeze mnie szata graficzna, skrywa wiele tajemnic, które chce się za wszelką cenę odkryć. Niestety Amo Jones w swojej powieści nie odpowiada na pytania jakie rodzą się w naszej głowie przed, w trakcie i po lekturze. Czytelnicy pozostawieni są samym sobie: zmuszeni są snuć przypuszczenia i czekać na kontynuację tej kontrowersyjnej powieści z nastolatkami w roli głównej.
Główną bohaterką i jednocześnie narratorką tej historii jest siedemnastoletnia oraz pochodząca z zamożnej rodziny Madison, która po tragicznej śmierci matki, przeprowadza się z ojcem i jego nową żoną do nowego miejsca. Jest to dla niej szansa, by uciec od nieciekawej przeszłości oraz zacząć wszystko od nowa. Jednak nowa szkoła, do której trafia: Riverside, nie daje jej upragnionego spokoju i anonimowości. Od razu staje się obiektem plotek, nie tylko wśród damskiej części uczniów, ale również wśród męskiej… Przyciąga także uwagę pewnej grupy chłopaków tworzących Elite Kings Club, z której jeden z nich okazuje się być jej… przyszywanym bratem, a drugi zaczyna działać na nią jak magnes. Tak właśnie zaczyna się intrygująca, niebezpieczna oraz niezwykle wciągająca historia, która jest sprawcą burzy emocji.
Srebrny łabędź zaczął się naprawdę nieźle: język fajny, przystępny i młodzieżowy, bohaterka z charakterem (a takie lubię najbardziej) i sporo niewiadomych, które miałam nadzieję odkryć w dalszej części książki. Niestety, im bardziej wnikałam w treść, tym bardziej zaczynałam być rozczarowywana: głównie zachowaniem Madison. Bardzo mnie to przygnębiło, aż czułam fizyczny ból. Po początkowych rozdziałach myślałam, że będzie to jedna z tych silnych kobiecych postaci, która nie pozwoli sobie dmuchać w kaszę oraz sobą pomiatać. Owszem, dziewczyna jest tzw. wyszczekana, lecz to, jak dawała się wykorzystywać Bishopowi i ulegała mu było wręcz niesmaczne. Przerażające. Jezu, jak on ją traktował… Amo Jones w swojej powieści pokazała dosyć przykry obraz tego, jak nadal wielu mężczyzn postrzega kobiety: że nie powinny mieć prawa głosu, są słabe i muszą mieć kogoś, kto się nimi zaopiekuje oraz są do tego, aby rodzić dzieci i sprawiać przyjemność cielesną mężczyźnie. Chwała jej za to, że zwróciła na to uwagę czytelników, ale niestety, w moim odczuciu, źle przedstawiła ten problem. A może autorce na tym nie zależało, wyszło jej to przypadkiem, a ja jak zwykle doszukuję się w książce drugiego dna? W każdym razie Srebrny łabędź próbuje być historią z przesłaniem, nieudolnym trochę, ale jednak. Na początku swojej opinii napisałam, że nie jest to pozycja dla nastolatek, już wyjaśniam dlaczego. Otóż Madison w Srebrnym łabędziu – powiedzmy sobie szczerze – jest traktowana w sposób brutalny i w pewnym stopniu jest na to przyzwolenie otoczenia, co nie wydaje się być dobrym wzorem zachowania dla młodzieży. Drugą rzeczą jest autodestrukcyjne zachowanie głównej bohaterki: wie, że to jest złe, ale nic nie robi, żeby to zmienić. Mam tu na myśli m. in. sceny zbliżeń Madison i Bishopa. Nie rozumiem jak można być tak bardzo zaślepionym… Owszem, niby zostało wyjaśnione dlaczego chłopaki zachowywali się w taki sposób w stosunku do dziewczyny, ale moim zdaniem, w niektórych przypadkach było ono za słabe i niewystarczające. Mogliby znaleźć inny sposób, a wybrali przemoc, która często nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem. Tak więc Srebrny łabędź jest powieścią kontrowersyjną, na temat której można rozmawiać godzinami, nie tylko ze względu na zachowanie bohaterów, ale chyba – przede wszystkim – na nieodkryte tajemnice…
Jak wspomniałam wcześniej główną bohaterką książki jest Madison, która mnie trochę rozczarowała. Z kolei Bishop (na szczęście) nie należy do grupy idealnych męskich charakterów, o których śnią romantyczki i w sumie jest to jego główny atut. Nie jest taki jak wszyscy, przez co nie tylko wychodzi z tłumu, ale jest również bardziej autentyczny. To chłopak ze skazą i nie mam tu na myśli jego traumatycznej przeszłości. Jeśli jakąkolwiek ją ma to Amo Jones pozostawiła ją w ukryciu (i w sumie dobrze zrobiła). Na moją uwagę w tym miejscu zasługuje także przyszywany brat dziewczyny, a mianowicie Nate. Kocham tego chłopaka! Jest niesamowity i rewelacyjnie odgrywa rolę brata. Chyba mnie zauroczył albo rzucił na mnie jakiś urok… Moim zdaniem jest to najlepsza i najciekawsza postać jaką udało się w tej powieści Jones wykreować. Zresztą wszyscy bohaterowie zostali dobrze naszkicowani, przez swoje wady są po prostu realistyczni: bardziej żywi, chociaż ich niektóre zachowania pozostają sprawą dyskusyjną. Tak, postacie to niewątpliwie atut Srebrnego łabędzia. Podobnie zresztą jak fabuła książki.
A jeśli chodzi o fabułę, to niewątpliwie jest ona wciągająca i naprawdę dużo się w niej dzieje. Wydaje się być przemyślana, jednakże tajemnice, które się w niej pojawiają nie są w większości wyczerpująco wytłumaczone. Niestety rzucają one trochę cienia na całość, co dosyć mocno wpływa na jej odbiór. Szczerze powiedziawszy to nie mam pojęcia co sądzić o takim zabiegu autorki. Po skończonej lekturze miałam w głowie wiele znaków zapytania oraz wykrzykników. Wyjaśnienia niektórych rzeczy również nie są dla mnie wystarczające: albo są za mało wiarygodne, albo zupełnie nimi nie są.
Mam problem z tą książką, bo podobała mi się i jednocześnie nie podobała, jednak po dłuższym zastanowieniu pozytywnie ją oceniam, ponieważ przede wszystkim wzbudziła moją ciekawość i niesamowicie mnie ona wciągnęła. Poza tym sprawia, że chciałabym poznać jej kontynuację oraz przekonać się, czy znajdę w niej odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Uwagę przykuwają także dobrze wykreowane postacie. Chciałabym w dalszej części zobaczyć, czy Madison przestanie iść w stronę swojej zagłady i czy Bishop pokaże nam więcej swojej łagodniejszej oraz czułej strony. No i w końcu otrzymać wyczerpującą odpowiedź na pytanie kim jest tytułowy srebrny łabędź. Wprawdzie z książki dowiadujemy się kto to taki, ale nie do końca. Srebrny łabędź to jeden wielki znak zapytania.
~*~
Biblioteka ma w sobie coś magicznego. Jest niczym portal do wielu różnych światów. [1]
___
[1] Amo Jones, Srebrny łabędź, Białystok 2018, s. 80.
[http://dzosefinn.blogspot.com/2018/03/amo-jones-srebrny-abedz.html]
Srebrny łabędź Amo Jones to jedna z tych książek, które w pierwszej kolejności kuszą swoją nieprzeciętną okładką, a następnie intrygującym opisem. Nawet teraz, kiedy na nią patrzę nadal mnie zachwyca, chociaż wnętrze jakie skrywa, wywołuje masę sprzecznych emocji. Tytuł ten otwiera serię The Elite Kings Club, gdzie dzieje się naprawdę sporo, ale niestety nie jest to książka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-05-25
2017-04-30
Niezwykle zawiła historia pewnej przyjaźni damsko-męskiej zawartej w książce Love, Rosie autorstwa Cecelii Ahern pojawiła się w Polsce w 2006 roku. Z pewnością można jej nie kojarzyć, ponieważ wydano ją pod innym tytułem, a mianowicie Na końcu tęczy (Świat Książki 2006). W 2013 roku wydawnictwo Muza postanowiło wznowić powieść Ahern, ale po raz drugi przeszła ona jakby bez echa. Dopiero rok później zrobiło się o niej głośno, a to za sprawą nakręconego na jej podstawie filmu zatytułowanego Love, Rosie. Z tej okazji po raz trzeci ją wznowiono, tym razem z tytułem filmowym i nawiązującą do niego okładką (która btw. jest naprawdę śliczna). Zwiastun ekranizacji zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie, jednak postanowiłam sobie, że najpierw sięgnę po książkę Ahern, a później obejrzę film. I tak też udało mi się zrobić (brawa dla mnie!).
Na samym początku muszę napisać, że film bardzo różni się od książki: jego twórcy, moim zdaniem, poszli na skróty i łatwiznę. Wersja papierowa Love, Rosie nie jest tak słodka, cukierkowa oraz tak bardzo zabawna jak obraz. Wiele wydarzeń i postaci zmieniono lub usunięto (ja się pytam po co?! [SPOILER] np. po co z Phila, brata głównego bohatera, zrobili jego kolegę? [KONIEC]). Nie powiem, koniec końców film mi się bardzo spodobał, ale nie była to już historia opowiedziana przez autorkę lecz jakiś inny, ugładzony na potrzeby mało wymagającej publiczności twór. Twór, który stracił cały ładunek emocjonalny, jaki Ahern zawarła w powieści. Po skończeniu lektury (natomiast przed obejrzeniem ekranizacji) książka nie zrobiła na mnie aż tak dużego wrażenia – do momentu poznania filmu, który (co zabawne) pozwolił mi zrozumieć przeczytaną wcześniej opowieść. Momentalnie uderzyła we mnie ta historia i jej tragizm (co może być gorszego niż uświadomienie sobie, że przeżyliśmy większość życia nie z tą osobą, z którą powinniśmy, i że raczej nie ma szansy na naprawienie tego błędu?), smutek oraz… tląca się gdzieś tam, z tyłu głowy nadzieja, że może nie wszystko jeszcze jest stracone. Ahern nie opisała sielankowego życia dwójki ludzi, którym los sprzyja. Autorka przedstawiła tę historię zupełnie odwrotnie: ukazała skomplikowaną i niezwykle zagmatwaną rzeczywistość dwójki przyjaciół, którym los nie szczędzi kłód pod nogami, i jak na złość nie pozwala im być razem. Drogi głównych bohaterów: Rosie i Alexa zbiegają się, by za moment się rozjechać, czasami naprawdę miałam nerwy na autorkę, że tak poukładała życie obu postaci, ale tylko dlatego mnie złościła, ponieważ nie rozumiałam (jeszcze) jej zamiarów. Dopiero film mi otworzył oczy i to, co zobaczyłam bardzo mnie przeraziło. Ahern książką Love, Rosie ostrzega nas przed zgotowaniem sobie takiego losu, jak zrobiła to Rosie. Przede wszystkim chce, byśmy nie bali się ryzykować (chociaż w przypadku sytuacji bohaterki to trochę śmiesznie brzmi…), nie zamykali się w stworzonej przez siebie klatce. Żebyśmy podążali za głosem serca. Mimo wszystko. Żebyśmy za dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat nie żałowali, że czegoś nie zrobiliśmy.
To wbrew pozorom trudna książka, która wywołuje masę sprzecznych emocji. Z pewnością nie jest to powieść dla wszystkich, bowiem nie jest ona napisana w typowy sposób. Na Love, Rosie składają się różnego rodzaju wypowiedzi bohaterów, czyli listy, emaile, smsy, kartki okolicznościowe, podania etc. To właśnie dzięki nim poznajemy świat Rosie, Alexa i ich rodzin.
Kilka słów na temat postaci: Ze wszystkich bohaterów najbardziej urzekła mnie Ruby. Jak dla mnie była ona najbardziej autentyczną ze wszystkich postaci, ale to pewnie przez jej cechy charakteru: bezpośredniość oraz szczerość. W filmie Ruby także trochę ugładzono, ale na szczęście nie straciła ona swojego pazura. Na drugim miejscu „ulubionych” postawiłabym rodziców Rosie. Autorka wykreowała ich takich, jacy powinni być rodzice dla swoich dzieci: wsparciem, opoką oraz służyć radą. Zresztą na ich podstawie Ahern stworzyła piękny obraz rodziny, który jest niezwykle budujący. Trzeciego miejsca nie zamierzam obsadzać, ponieważ nie znalazłam odpowiedniego/odpowiednich kandydatów. Nie oznacza to jednak, że reszta postaci była beznadziejna, co toto nie! Po prostu byli w porządku i nie zrobili na mnie dużego wrażenia.
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Cecelii Ahern i szczerze powiedziawszy nie przypuszczałam, że rozpocznę tę literacką podróż od Love, Rosie. Obstawiałam raczej, że sięgnę po Dziękuję za wspomnienia lub po Sto imion, które mam w swojej domowej biblioteczce. Jak na początek przygody z twórczością tejże autorki Love, Rosie okazała się nie najgorsza, ba powiedziałabym wręcz, że całkiem niezła i rozbudziła we mnie ciekawość odnośnie innych książek Ahern. Jeśli będą równie dobre (i mniej nużące) jak ta, którą mam za sobą, to będę bardzo rada. Mam nadzieję, że za jakiś czas się o tym przekonam.
~*~
Przyjaciele zostają z człowiekiem na zawsze.
[…] wszyscy musimy mieć jakieś marzenia. I nadzieję, że możemy osiągnąć coś więcej, niż mamy.
Życie ludzkie jest zbudowane z czasu. Nasze dni, nasza zapłata mierzone są w godzinach, nasza wiedza wyznaczana jest przez lata. Chwytamy w ciągu dnia kilka minut na przerwę na kawę, a potem czym prędzej biegniemy do biurek, spoglądamy na zegarek, żyjemy od jednej wizyty do drugiej. Mimo to nasz czas kiedyś się kończy i w głębi duszy zastanawiamy się, czy przeżyliśmy dobrze te wszystkie sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata, dekady.
Wszyscy kierujemy się swoimi własnymi zasadami.
Inni też wiecznie szukają odpowiedzi na swoje pytania. Czasem jesteśmy tak samo zagubieni na świecie jak ty.
Myślę, że my, dorośli, powinniśmy brać przykład z dzieci i nie bać się życia, iść na całość w przypadku wytyczonych sobie celów.
[…] unikanie problemu nie jest rozwiązaniem. Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam, gdzie się zatrzymasz, dopadnie cię twoje życie.
___
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Ceceli Ahern – Love, Rosie.
[http://dzosefinn.blogspot.com/2017/05/ahern-cecelia-love-rosie.html]
Niezwykle zawiła historia pewnej przyjaźni damsko-męskiej zawartej w książce Love, Rosie autorstwa Cecelii Ahern pojawiła się w Polsce w 2006 roku. Z pewnością można jej nie kojarzyć, ponieważ wydano ją pod innym tytułem, a mianowicie Na końcu tęczy (Świat Książki 2006). W 2013 roku wydawnictwo Muza postanowiło wznowić powieść Ahern, ale po raz drugi przeszła ona jakby bez...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07-30
Szukając Kopciuszka to krótkie opowiadanie nawiązujące do Hopeless i Losing hope, które Colleen Hoover udostępniła za darmo w Internecie. Mimo tego czytelnicy i fani jej talentu domagali się, aby wydała ona tę historię jako książkę, bo chcieli postawić papierową wersję tego opowiadania obok innych jej powieści. W sumie nie dziwię się postawie czytelników, ponieważ sama chciałabym mieć kilka opowiadań blogowych w formie książki w swojej domowej biblioteczce. Niestety w Polsce Szukając Kopciuszka ukazała się tylko w formie elektronicznej, jest dostępny jako ebook którego albo można kupić na stronie wydawnictwa Otwartego, albo pobrać za darmo po zakupie Losing hope – kontynuacji Hopeless, których recenzje niedawno pojawiły się na moim blogu. Po skończeniu obu lektur niezwłocznie zabrałam się za niniejsze opowiadanie.
W dalszym ciągu pozostajemy w świecie Holdera i Sky, lecz to nie oni są tutaj głównymi bohaterami. Swoją historię opowiada nam najlepszy przyjaciel Holdera – Daniel, którego autorka mgliście zarysowała nam najpierw w Hopeless, a następnie już trochę bardziej dokładnie w Losing hope. Otóż bohater tego (niestety) krótkiego opowiadania pragnie znaleźć dziewczynę – tytułowego Kopciuszka, którą poznał w schowku na szczotki w szkole. Tak, w schowku na szczotki. Kto by pomyślał, że takie miejsce może stać się idealnym wstępem, początkiem do pięknej i skomplikowanej historii miłosnej. Mimo tego, że jest to krótka historia, lecz równie mocno naładowana emocjonalnie jak wcześniejsze książki Hoover, które miałam już przyjemność przeczytać. Jeśli chodzi o fabułę, to rzecz dzieje się w większej części ponad rok od ostatniego spotkania z tajemniczą nieznajomą w schowku, o której Daniel nie może zapomnieć, i po wydarzeniach mających miejsce w Hopeless i Losing hope. W tym czasie główny bohater poznaje przyjaciółkę Sky – Six, która po powrocie z Włoch jest zupełnie inną dziewczyną.
Postać Daniela zupełnie odbiega od obrazu mężczyzny, który kradnie serca czytelniczek (jak np. Holder). To raczej typ przyjaciela, idealnego kumpla, z którym można konie kraść. Jest na swój sposób uroczy, i nie sposób go nie lubić. Poza tym to bohater jedyny w swoim rodzaju, głównie przez swoje podejście do życia i umiłowanie do nadawania przezwisk ludziom wokół. Nie mogę nie wspomnieć o rodzinie Daniela, która skradła moje serce – są cudowni, zabawni i tak samo czarujący oraz bezpośredni. Szalenie spodobała mi się także kreacja Six, która jak wspomniałam wcześniej „ewoluowała”, po prostu zmieniła się. Hoover pokazała jak złe doświadczenia zmieniają ludzi … na lepsze.
Mimo, że historia jest krótka, to autorce udało się wpleść w nią nie tylko elementy „lekkie” i „łatwe”, ale również i trudne tematy (które znowu – tak jak w przypadku Hopeless – są same w sobie spoilerami, i wyjawienie ich przeze mnie popsułoby jej przyszłym czytelnikom całą radość z odkrywania tajemnic), i zachowuje przy tym równowagę.
No co ja mam biedna napisać? Hoover tą książką skradła kolejny kawałek mojego serca. Jeszcze trochę a nie zostanie miejsca dla innych autorów.
~*~
W rzeczywistości jednak ludzie są tacy sami, nigdy się nie zmieniają. [1]
- Wszyscy mamy jakieś słabe punkty, Danielu. Niektórzy z nas po prostu chcą na zawsze utrzymać je w tajemnicy. [2]
Osądzanie innych leży w naturze człowieka. [3]
___
[1] Colleen Hoover, Szukając Kopciuszka, Kraków 2014, s. 27.
[2] Tamże, s. 51.
[3] Tamże, s. 52.
[http://dzosefinn.blogspot.com/2016/08/hoover-colleen-szukajac-kopciuszka.html]
Szukając Kopciuszka to krótkie opowiadanie nawiązujące do Hopeless i Losing hope, które Colleen Hoover udostępniła za darmo w Internecie. Mimo tego czytelnicy i fani jej talentu domagali się, aby wydała ona tę historię jako książkę, bo chcieli postawić papierową wersję tego opowiadania obok innych jej powieści. W sumie nie dziwię się postawie czytelników, ponieważ sama...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-08-20
Pod skórą to czwarta już powieść Agaty Czykierdy-Grabowskiej, autorki poczytnych książek z gatunku New Adult (NA). Do tej pory mieliśmy możliwość poznać ją z delikatniejszej strony, lecz jej najnowsza książka: Pod skórą trochę przełamuje ten cukierkowo-gorzki obraz, do którego, my czytelnicy, zostaliśmy przyzwyczajeni. W historii tej, oprócz typowych elementów składających się na NA znajdziemy też kilka innych, charakteryzujących thrillery. Pod skórą to zdecydowanie mroczniejsza, bardziej tajemnicza i złożona opowieść, która wciąga chyba jeszcze bardziej niż wcześniejsze książki autorki.
Pod skórą jest powieścią wyjątkową nie tylko ze względu na opisaną w niej historię, ale również dlatego, iż jest (prawie) całkowicie samodzielnym projektem autorki. Postanowiła ona sama wydać książkę, bez udziału osób trzecich. Agata Czykierda-Grabowska podjęła się naprawdę trudnego zadania, niewątpliwie bardzo wymagającego i za to należą się jej słowa uznania, bo mało kto zdecydowałby się na taki krok. A teraz przechodząc do rzeczy: po przeczytaniu Pod skórą przypomniało mi się pewne zdanie, na które kiedyś przypadkowo trafiłam, zaczytując się wówczas w pewnym (nawiasem mówiąc niesamowicie dobrym) fanficku. Brzmiało ono mniej więcej tak: „Miłość to jedyna siła, która zmienia wroga w przyjaciela” i za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć jego twórcy. Poszperałam trochę w Internecie (bo nie dawało mi to spokoju) i dotarłam nie tylko do jego autora (którym okazał się Martin Luther King), ale i do prawidłowo brzmiącego cytatu („Miłość to jedyna siła, zdolna przekształcić wroga w przyjaciela”). To jedno zdanie prawie idealnie opisuje historię, zawartą na kartach Pod skórą. Nie jest to jednak tylko opowieść o miłości. Jak wspomniałam wcześniej, autorka postanowiła wpleść w fabułę kilka mrocznych zagadek, które nadają książce zupełnie innego od jej wcześniejszych tytułów, klimatu. Nabiera ona powagi i trudno o niej napisać, że jest lekka. Autorka w Pod skórą porusza też kilka trudnych tematów, w tym m. in.: tragiczną i tajemniczą śmierć siostry głównego bohatera – Oskara, niesłuszne pomówienia, zmieniające życie ludzi w piekło oraz różnego rodzaju obsesje. Od pierwszej strony można wyczuć napięcie, które wraz z rozwojem akcji przybiera na sile i intensywności. Od samego początku jesteśmy przygotowywani na dramatyczny finał, który (niestety) jesteśmy w stanie przewidzieć. Mimo tego, wiele razy byłam zaskakiwana i z zaintrygowaniem śledziłam rozwój wypadków. Niestety nie jest to historia bez skazy.
Bardzo długo zastanawiałam się nad początkowym zachowaniem Oskara, chłopaka, który w dalszej części książki mnie zauroczył. Nie dawało mi to spokoju i musiałam skonfrontować moje odczucia z kilkoma bliskimi dla mnie osobami. Po zarysowaniu im problemu okazało się jednak, że moje uwagi odnośnie jego postaci nie są bezpodstawne. Oskar nie powinien robić tego, co zrobił, ponieważ jak się kogoś nienawidzi z całego serca to nie chce się mieć z tą osobą nic wspólnego. Nie szuka się jej towarzystwa, nie śledzi się jej i na pewno nie całuje się, jakby miał nastąpić koniec świata. No chyba, że jest się masochistą… Na początku Oskar zachowuje się jak osoba niespełna rozumu, aż zaczęłam wątpić we wszystko, bo może rzeczywiście, pod wpływem silnych impulsów i różnych czynników można dopuścić się do takich zachowań? Jestem w kropce, bo czyny Oskara przeczą jego uczuciom. Mam po prostu obiekcje. Jednak Oskar nie jest źle wykreowanym bohaterem. Suma sumarum jest on fajnie zarysowaną postacią, która po bliższym poznaniu naprawdę dużo zyskuje. No i jest kolejnym męskim bohaterem, który wywołuje szybsze bicie serca. W pierwszych chwilach po skończonej lekturze Oskar wysoko poszybował w moim prywatnym rankingu męskich postaci wykreowanych przez autorkę. Jednak po opadnięciu emocji, nadal pierwsze miejsce zajmuje Aleksander z jej debiutanckiej książki, czyli z Kiedy na mnie patrzysz (moja recenzja). Szczerze powiedziawszy nie mogę się doczekać momentu, kiedy zostanie on zdetronizowany. Myślę, że Adrian, brat głównej bohaterki, Ady, miałby ku temu predyspozycje. Fajnie by było, gdyby autorka dała mu swoją własną historię…
Agata Czykierda-Grabowska stworzyła kolejną, poruszającą i głęboką książkę, przy której naprawdę można oderwać się od rzeczywistości. Mimo, że nie do końca wszystko mi w niej grało, to zrobiła na mnie naprawdę dobre wrażenie i czytałam ją z dużymi wypiekami na twarzy. Bardzo się cieszę, że autorka postanowiła wyjaśnić wszystkie tajemnice zawarte w historii, szczerze powiedziawszy nie za bardzo lubię, kiedy zostają niedopowiedzenia. Na zakończenie mojej opinii dodam, że Pod skórą to nie tylko historia pewnej, skomplikowanej miłości. To także opowieść o tym, że nigdy nie jest za późno na to, aby powiedzieć „przepraszam”. Myślę, że fani książek Agaty Czykierdy-Grabowskiej będą tym tytułem usatysfakcjonowani.
~*~
[…] człowiek może tyle, na ile pozwalają mu siły. Ani grama więcej. [1]
Czasami człowiek musi z siebie wyrzucić wszystko. [2]
Czasami to, co wydaje się bardzo skomplikowane, jest takie tylko w naszych głowach. [3]
___
[1] Agata Czykierda-Grabowska, Pod skórą, Warszawa 2017, s. 222. (ebook)
[2] Tamże, s. 223.
[3] Tamże, s. 234.
[http://dzosefinn.blogspot.com/2017/09/przedpremierowo-czykierda-grabowska.html#more]
Pod skórą to czwarta już powieść Agaty Czykierdy-Grabowskiej, autorki poczytnych książek z gatunku New Adult (NA). Do tej pory mieliśmy możliwość poznać ją z delikatniejszej strony, lecz jej najnowsza książka: Pod skórą trochę przełamuje ten cukierkowo-gorzki obraz, do którego, my czytelnicy, zostaliśmy przyzwyczajeni. W historii tej, oprócz typowych elementów składających...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-06-02
To będzie z mojej strony krótka piłka.
To, co mi się nie podobało:
- zbyt kolokwialny język
- dużo niepotrzebnie użytych wulgaryzmów
- niczym nie wyróżniająca się fabuła i bohaterowie
To, co mi się podobało:
- tłumaczenie tekstów zagranicznych piosenek na język polski
- zakończenie (odrobinę przewidywalne)
- fajnie zarysowane uczucie jednego z głównych bohaterów
Jak dla mnie była to strata czasu. Niestety.
To będzie z mojej strony krótka piłka.
To, co mi się nie podobało:
- zbyt kolokwialny język
- dużo niepotrzebnie użytych wulgaryzmów
- niczym nie wyróżniająca się fabuła i bohaterowie
To, co mi się podobało:
- tłumaczenie tekstów zagranicznych piosenek na język polski
- zakończenie (odrobinę przewidywalne)
- fajnie zarysowane uczucie jednego z głównych bohaterów
Jak dla...
2017-01-29
Historia opowiedziana przez Jesse Anderwsa w Earl i ja i umierająca dziewczyna nie była mi obca, ponieważ poznałam ją wcześniej za sprawą filmu, który ku mojemu dużemu zdziwieniu powstał właśnie na podstawie książki wyżej wspomnianego autora. Już w trakcie oglądania ekranizacji dostrzegłam jej nieprzeciętność, ale dopiero gdy otworzyłam książkę (a raczej ebooka) zrozumiałam dlaczego jest ona tak wyjątkowa i oryginalna mimo mało nowatorskiego tematu. To nie jest typowo napisana książka do jakich zostaliśmy przyzwyczajeni i jaką spodziewamy się otrzymać. Nie znajdziemy w niej miłosnego wątku, gdzie bohaterowie zakochują się w sobie i muszą pogodzić się z nadchodzącą śmiercią, czy też związanych z tym faktem górnolotnych i głębokich przemyśleń bohatera. Jest to opowieść Grega, który po prostu chce się podzielić z czytelnikami tym co przeżył, to znaczy opisuje swoją relację z Rachel – tytułową umierającą dziewczyną – oraz to jak ta relacja zmieniła jego życie, a konkretniej co ona do niego wniosła. Zresztą nie tyczy się to tylko Grega – narratora Earla…, ale także jego przyjaciela. To po prostu książka o skomplikowanej i niekiedy niezrozumiałej dla czytelników przyjaźni między Earlem, Gregiem i Rachel.
Jeśli mam być szczera to film jakoś bardziej do mnie trafił i przemówił niż wersja papierowa. Pewnie dlatego, że twórcy filmu okroili oraz „ugłaskali” treść książki by historia w niej opowiedziana była łatwiejsza w odbiorze. Nie mogę jednak powiedzieć, że książki nie da się przetrawić bo bym skłamała. Da się, lecz w porównaniu do filmu jest bardzo bezpośrednia oraz momentami szokująca, głównie przez wypowiedzi Grega i Earla.
Coś o bohaterach… Greg jak i Earl to bardzo oryginalne osobowości, które jak wspomniałam potrafią zszokować czytelnika. Ja nie raz byłam w ten sposób zaskakiwana i nie wszystkie ich ekscesy oraz wypowiedzi do mnie trafiały czy też podobały się. Niektóre z nich traktowałam milczeniem, bo nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów by je skomentować. Mają oni naprawdę specyficzne poczucie humoru, które może być dla niektórych niezrozumiałe. Swoim zachowaniem wywołują naprawdę skrajne emocje, ale suma sumarum polubiłam ich. Rachel, czyli umierająca dziewczyna, to wbrew pozorom tajemnicza postać, która wprowadza równowagę do książki. Jest spokojna, opanowana i w przeciwieństwie do Grega najpierw myśli a dopiero potem mówi. Dzięki niej obaj chłopcy uświadamiają sobie kim tak naprawdę są.
Spotkanie z Earlem… było ciekawym doświadczeniem czytelniczym, ponieważ zaskoczył mnie sposób przedstawienia głównego tematu historii. Szczerze? Spodziewałam się czegoś w klimacie Gwiazd naszych wina Johny’ego Greena i myślałam, że uronię (jak było na filmie) kilka łez, ale obyło się bez tego. Czy czuję się rozczarowana? Zdecydowanie nie, chociaż nie do końca taka forma do mnie przemówiła. Dostałam ciekawą, oryginalną opowieść o chłopaku, który… dojrzewa. Niby banalnie brzmi, ale gdy spojrzy się na całość to robi to wrażenie. Jest to także historia o przyjaźni pomagającej odnaleźć się w chaosie życia. Czy polecam? W sumie to nie wiem czy polecać, z pewnością nie jest to książka dla wszystkich. Jeśli szukacie czegoś podobnego do Gwiazd naszych wina to z pewnością tutaj tego nie znajdziecie.
~*~
Zapewne nawet w małym kotku, jak w każdym drapieżniku czai się instynkt zimnokrwistego mordercy, ale ostatecznie to tylko małe puchate zwierzątko, które można włożyć do pudełka po butach i nagrać z nim filmik, żeby babcie mogły go sobie obejrzeć na YouTubie. [1]
Z niektórymi rzeczami nie da się wygrać. [2]
Trzeba się najpierw zatroszczyć o swój tyłek, zanim zacznie się pomagać wszystkim dookoła. [3]
__
[1] Jesse Anderws, Earl i ja i umierająca dziewczyna, Kraków 2016, s. 7.
[2] Tamże, s. 222.
[3] Tamże, s. 229.
[http://dzosefinn.blogspot.com/2017/02/anderws-jesse-earl-i-ja-i-umierajaca.html]
Historia opowiedziana przez Jesse Anderwsa w Earl i ja i umierająca dziewczyna nie była mi obca, ponieważ poznałam ją wcześniej za sprawą filmu, który ku mojemu dużemu zdziwieniu powstał właśnie na podstawie książki wyżej wspomnianego autora. Już w trakcie oglądania ekranizacji dostrzegłam jej nieprzeciętność, ale dopiero gdy otworzyłam książkę (a raczej ebooka) zrozumiałam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-02-19
O serii Dary Anioła Cassandy Clare było kiedyś głośno: wszyscy zachwycali się światem wykreowanym przez autorkę, a fani z niecierpliwością oczekiwali na jej ekranizację, która miała swoją premierę 2013 roku. Film z Lily Collins jako Clary Fray oraz Jamiem Campbell Bowerem jako Jace’m Waylandem oceniono różnie: niektórzy byli nim zauroczeni, a inni bardzo rozczarowani oraz zawiedzeni. Niestety (dla tych „niektórych”) twórcy zakończyli przygodę z serią Cassandry Clare na jednym, w moich oczach niezbyt udanym, aczkolwiek przyjemnym w odbiorze filmie. Świat Nocnych Łowców wówczas był dla mnie obcy i nie potrafiłam go ocenić w taki sposób jaki ci, którzy wcześniej poznali losy Clary, Jace’a i pozostałych bohaterów Darów Anioła. W 2016 roku znowu zrobiło się o tej serii głośno, a to za sprawą serialu, który postanowiono nakręcić na podstawie książek Clare i miał być on tylko nimi inspirowany, a nie dokładnym ich odzwierciedleniem. Stąd pojawiające się różnice między serialem a książką, co nie ukrywam po lekturze Miasta Kości trochę zaczęły mnie drażnić. Oczywiście wciąż byłam przed poznaniem wersji papierowej, ale to jakoś nie przeszkodziło mi w tym, by zacząć go oglądać.
Jeśli mam być szczera to jak dla mnie serial okazał się totalną klapą: nie tylko pod względem efektów specjalnych (o które ta historia wręcz błaga), ale także… słabej gry aktorów. Katherine McNamara wcielająca się w rolę Clary to była zupełna pomyłka. Chociaż przyciąga wzrok i miło się na nią patrzy to jej udawanie (bo grą trudno było nazwać to, co robiła) było tragiczne. Jeszcze tak sztucznej i wymuszonej gry aktorskiej chyba nie widziałam (momentami miałam ochotę sobie wydłubać oczy, serio!). Mimo tego serial mnie wciągnął (do tej pory nie mogę w to uwierzyć…) i postanowiłam, że jeśli twórcy zdecydują się nakręcić drugi sezon, to go obejrzę. Nie tylko by poznać dalsze losy Clary i jej przyjaciół, ale także by sprawdzić, czy twórcy wyciągnęli wnioski ze swoich błędów, specjaliści przygotują lepsze efekty, a aktorzy chociaż trochę nauczą się grać (szczególnie McNamara). Drugi sezon już się skończył i powiem szczerze: widać minimalną różnicę we wszystkich aspektach, lecz nadal jest słabo. I w sumie właśnie drugi sezon zmusił mnie do sięgnięcia po wersję papierową. W krótkim czasie pochłonęłam dwie części Darów Anioła: Miasto Kości oraz Miasto Popiołów, o którym napiszę w osobnym poście. I to, co mi się ciśnie na usta to to, że twórcy serialu naprawdę odpłynęli od pierwotnej fabuły, lecz perfekcyjnie (jak dla mnie) po względem wizualnym dobrali aktorów do poszczególnych postaci. Emeraude Toubia jako Isabelle Lightwood jest idealna, tak samo jak Matthew Daddario jako Alec Lightwood (matko jakie z niego ciacho…) czy Harry Shum Jr jako Magnus Bane (ten to oprócz wyglądu/stylizacji powala swoją grą! Nie wyobrażam sobie, aby w postać tego bohatera mógłby się wcielić ktoś inny). Alberto Rosende wcielający się w rolę Simona może być (na pewno jest lepszy od filmowego Simona – Roberta Sheehana), ale zupełnie nie mam zdania jeśli chodzi o wcześniej wspomnianą Katherinę McNamarę oraz Dominica Sherwooda jako Jace’a Waylanda (chociaż obojgu nie można odmówić prezencji, a Dominicowi uroku: te oczy ma niesamowite…). Serial i książka to dwie zupełnie inne historie, jedyne co je łączy to świat cieni, bohaterowie i niektóre wydarzenia. Po przebrnięciu przez książki (mam tu też na myśli Miasto Popiołów) stwierdzam, że serial można obejrzeć z ciekawości – jak twórcy zinterpretowali wydarzenia opisane przez autorkę. To byłoby na tyle, jeśli chodzi o odwołania do serialu (w dalszej części postaram się aby było ich mniej).
Fragment dla tych czytelników, którzy nie wiedzą nic o Nocnych Łowcach (chociaż wątpię, czy ktokolwiek taki jeszcze istnieje…): Dary Anioła to w skrócie seria o Nocnych Łowcach tzw. Nefilimach (proszę mnie poprawić jak źle odmieniłam!), którzy przy pomocy mieczy i innych broni walczą z demonami przedostającymi się do świata śmiertelników z innych równoległych wymiarów. Oprócz demonów, zwykłych ludzi – „przyziemnych” oraz Nocnych Łowców istnieją tzw. „podziemni”, czyli wróżki, wilkołaki oraz wampiry, których niektórzy Nefilim traktują jako kogoś gorszego. A wszystko to, czyli walki i inne zjawiska nadprzyrodzone rozgrywają się, można by rzec na oczach ludzi, lecz nie byłaby to do końca prawda. Ludzie nie dostrzegają niebezpieczeństwa, jakie czai się w mroku. I właśnie w takim świecie, współczesnym, żyje Clary Fray – główna bohaterka Miasta Kości – razem z matką, dla której nie istnieje świat cieni. Aż do czasu, kiedy przypadkiem zobaczy coś, czego – jako zwyczajna śmiertelniczka – nie miała prawa zobaczyć: Nocnych Łowców w akcji. Wkrótce razem ze swoim przyjacielem Simonem przekona się, że ci wojownicy to tylko wierzchołek góry lodowej, a wampiry, wilkołaki i wróżki istnieją nie tylko w filmach, serialach i w książkach…
Szczerze powiedziawszy książka mnie nie zachwyciła, lecz nie mogę jej odmówić pomysłowości. Po usłyszeniu tylu pochlebnych opinii na jej temat liczyłam na coś naprawdę fantastycznego, zaskakującego i z efektem „wow”. W pewnym momencie złapałam się na tym, że zaczynam go porównywać do serialu, choć nie powinnam, bo przecież twórcy jego jakoby poszli inną drogą. Mam jednak wrażenie, że działo się w nim zdecydowanie więcej niż w Mieście Kości. Przy nim książka okazuje się… skromna i momentami nudna, chociaż ciekawym doświadczeniem było porównywanie wersji papierowej do serialu. Mnie niestety nie zauroczyła, lecz wykreowany przez autorkę świat owszem. Momentami miałam wrażenie, że historia jest niedopracowana.
Bohaterowie: dosyć dużym zaskoczeniem okazała się postać Simona, którą znałam z serialu i nie była to jakaś wyjątkowa postać. Uroczy chłopak, który nie tylko skrycie podkochuje się w swojej najlepszej przyjaciółce i jest – co tu kryć – ciamajdowaty, czyli typowe „friendzone”. Natomiast w książce Simon pokazał, że stać go na więcej i potrafi zachować krew kiedy wymaga tego sytuacja. Niestety Clary jest równie denerwująca jak serialowa, ale chyba „książkowa” odrobinę mniej. Z kolei Isabelle i Aleca trudniej poznać, ponieważ odgrywają role drugoplanowe. Bliżej mogłam przyjrzeć im się dzięki serialowi, ale wbrew pozorom zbytnio się nie różnią od swoich wersji książkowej. Żałuję tylko, że tak mało było Magnusa w tej części, który moim zdaniem jest najbarwniejszą postacią Miasta Kości (jeśli nie całej serii…) i szczerze powiedziawszy jednak chowa się przed jego serialowym odpowiednikiem (Harry jako Magnus jest niesamowity!). I na sam koniec został Jace: w książce jest zdecydowanie bardziej bezczelny, ale równie mocno „działający” na mnie jak ten serialowy (kolejny męski bohater, który sprawia, że miękną mi kolana…).
Moim zdaniem nie jest to wybitnie napisana historia, czytałam zdecydowanie lepsze, ale nie mogę jej odmówić uroku i pomysłowości (mam wrażenie, że w tej części autorka nie wykorzystała całego jego potencjału…). Niekiedy dialogi bohaterów, cóż… tak jak w serialu wołają o pomstę do nieba i pozostawiają wiele do życzenia. Nie wiem skąd moja wiara w tę serię, może przez wzgląd na pomysł i nadzieja na rozwinięcie akcji…? Nie mam pojęcia, lecz oprócz tego mogę powiedzieć, że czytało mi się ją bardzo dobrze i wciągnęła mnie od pierwszej strony. Jaka była druga część Darów Anioła? Taka sama, a może lepsza? Tego dowiecie się wkrótce.
~*~
Wszyscy widzimy to, co chcemy widzieć. [1]
Nie wszystko, co jest prawdą, zaraz trzeba ogłosić. [2]
___
[1] Cassandra Clare, Miasto Kości, Warszawa 2013, s. 236. (ebook)
[2] Tamże, s. 328.
[http://dzosefinn.blogspot.com/2017/03/clare-cassandra-miasto-kosci.html#more]
O serii Dary Anioła Cassandy Clare było kiedyś głośno: wszyscy zachwycali się światem wykreowanym przez autorkę, a fani z niecierpliwością oczekiwali na jej ekranizację, która miała swoją premierę 2013 roku. Film z Lily Collins jako Clary Fray oraz Jamiem Campbell Bowerem jako Jace’m Waylandem oceniono różnie: niektórzy byli nim zauroczeni, a inni bardzo rozczarowani oraz...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-02-04
Literatura erotyczna w Polsce zyskała popularność kilka lat temu za sprawą E. L. James i jej trylogii Pięćdziesiąt odcieni. Od tamtej pory rynek książki obfituje w tego typu tytuły i są to przede wszystkim dzieła zagranicznych autorów. Jednak od niedawna ukazują się również książki polskich autorów, lecz gdybym zapytała się kogoś spotkanego na ulicy czy zna kogoś takiego, to pewnie nie otrzymałabym rozwiniętej odpowiedzi. Mogę powiedzieć, że w tym momencie polską E. L. James mogę uznać K. N. Haner, która zasłynęła właśnie Na szczycie, a na koncie ma już kilka innych erotyków, w tym kontynuację swojego debiutu. Słyszałam bardzo wiele skrajnych opinii na temat jej książek (przede wszystkim Na szczycie): jedni je wychwalają pod niebiosa, a drudzy chcą o nich szybko zapomnieć. W końcu sama postanowiłam zapoznać się z jej twórczością, mój wybór padł na pierwszą część serii Miłość w rytmie rocka.
Na szczycie opowiada historię dwudziestokilkulatki Rebeki Staton, tancerki w klubie go-go, której życie zmienia się w przeciągu jednej nocy. Wkracza ona w światy: mocnej, rockowej muzyki, wielkiej namiętności, pożądania oraz… trudnych wyborów niosących ze sobą różne konsekwencje. Rozpoczyna podróż, z której nie ma już powrotu do przeszłości…
Napiszę na samym wstępie, że nie zaczytuję się w tego typu literaturze, jednak raz na jakiś czas sięgam po erotyk dla urozmaicenia swojego życia czytelniczego. Kiedy sięgnęłam po Pięćdziesiąt twarzy Greya nie myślałam, że oprócz dania mi (co by nie było) przyjemnej rozrywki, zabierze mi także cząstkę mojej niewinności i delikatności. Z mojego punktu widzenia (i doświadczenia) erotyki obdzierają z wrażliwości, szczególnie te osoby, które mają romantyczne dusze. To co mogę powiedzieć o twórczości E. L. James oraz K. N. Haner to to, że są bezpośrednie i momentami brutalne, jednak tak autorki skonstruowały swoje historie, że nie można się od nich oderwać: akcja jest szybka, nieprzewidywalna oraz naszpikowana pikantnymi scenami łóżkowymi. W Na szczycie autorka postawiła nie tylko na mocne doznania, ale także na „sprawdzony” schemat: ona biedna i niedoświadczona dziewczyna, on bogaty z dziwnymi skłonnościami. Czy to źle? Szczerze powiedziawszy trudno mi powiedzieć, bo jako całość robi raczej dobre wrażenie. Myślę jednak, że czytelnicy (także miłośnicy erotyków) lubią być zaskakiwani. Niestety K. N. Haner swoim dziełem Ameryki nie odkryła, lecz nie mogę napisać, że nie był on udany pod niektórymi aspektami. Mogę się przyczepić do tego, że autorka rozwlekła fabułę. Początkowo chłonęłam tę historię jak gąbka, ale z czasem zaczęła mnie ona nudzić, mimo podjętych przez Haner prób zatrzymania uwagi czytelnika. Z pewnością autorce nie można odmówić pomysłowości: obdarzyła główną bohaterkę, Reb, chyba wszystkim czym można było (w tym m. in. „niezwykle silnym dziewictwem” – o tym niżej w spoilerze) i przygotowała jej (oraz innym bohaterom Na szczycie) wszystkie możliwe „niespodzianki”. Zastanawiam się, czy przypadkiem nie za dużo jak na jedną książkę – pomysłami z Na szczycie mogłaby obdzielić spokojnie 2-3 inne historie.
Bohaterowie: Autorka stworzyła naprawdę wiele ciekawych postaci, które wywołują różne emocje. Może zacznę od Rebeki, która niestety nie zaskarbiła sobie moich względów. Nie jest to moja ulubienica, chociaż przytrafiło się jej wiele przykrych rzeczy. Przede wszystkim bije od niej niesamowita głupota, i gdyby miała ona skrzydła Reb poleciałaby w kierunku słońca i spaliła by się w jego promieniach na popiół. Jednak mimo tej irytującej głupoty Reb została obdarzona dużą wrażliwością, chęcią niesienia pomocy oraz… użalaniem się nad sobą. W pewnym momencie przestałam zwracać uwagę na to, co wyprawia bohaterka, bo w przeciwnym razie ucierpiałaby nie tylko moja wrażliwość, ale także resztki mojej inteligencji, jakie udało mi się z trudem zachować przez 26 lat istnienia. Sedrick – chyba nie napiszę nic odkrywczego. Oprócz wcześniej wspomnianych dziwnych skłonności seksualnych (proszę nie kojarzyć z Greyem!!!) to ideał mężczyzny: oczywiście mam tu na myśli jego charakter, bo wygląd to kwestia gustu (czemu głupie jak but bohaterki dostają takich fajnych facetów?! To niesprawiedliwe!) Jednak moim NO. 1 okazał się… Trey! Sama chciałabym mieć takiego zaje*istego przyjaciela, który zawsze by stał u mojego boku i pomagał, gdy wypadłoby się z drogi. Bardzo polubiłam także Jennę, a także chłopaków z zespołu (urocze było to, jak córka Jenny owinęła sobie tych wszystkich wielkich facetów wokół palca). Wbrew pozorom autorce udało się wykreować naprawdę fajnych bohaterów (z wyjątkiem Reb), idealnie pasujących do historii opisanej w Na szczycie.
To, co mi się nie podobało to to, że autorka na każdym kroku podkreślała, jacy to oni są piękni seksowni, wydziarani, wykolczykowani etc. Aż do porzygu, no sorry, ile można słuchać o tym, że ktoś jest taki wspaniały? Autorka mogła się pokusić o wykreowanie jednego z nich na Quasimodo z Dzwonnika z Notre Dame, czyli takiego typowego brzydala z piwnym brzuszkiem. Wszyscy (jak jeden mąż) byli po prostu obrzydliwie piękni. No i jeszcze jedna sprawa [SPOILER], odsyłam niżej do gwiazdki * [KONIEC].
Na szczycie okazało się dobrą historią jak na debiut literacki. W książce jest trochę niedoskonałości, które mogą drażnić oraz przeszkadzać w rozkoszowaniu się lekturą, ale niewątpliwie wciąga. Od pierwszej strony wnikamy w wykreowany przez autorkę świat i razem z bohaterami przeżywamy ich wzloty i upadki. Naszpikowana jest pikantnymi scenami seksu oraz wulgarnym słownictwem. Z pewnością nie jest to historia dla wszystkich, niektóre sceny w niej opisane mogą odrzucić i być niesmaczne. Ja podeszłam do niej jak do ciekawego eksperymentu czytelniczego i wcale nie przeszkadzały mi wcześniej wymienione przeze mnie elementy. Książka mnie wciągnęła, lecz pod koniec mi się dłużyło i marzyłam o tym, aby dobrnąć do końca. Myślę, że raz na jakiś czas dobry erotyk nie zaszkodzi, lecz w nadmiarze… może prowadzić do różnych niezdrowych odchyleń. Ale co by nie było pewnie za jakiś czas sięgnę po kontynuację Na szczycie, jestem ciekawa co autorka przygotowała swoim bohaterom. Trochę się jednak obawiam, że K. N. Haner wykorzystała wszystko w pierwszej części… No cóż, wkrótce się o tym przekonam (jak najdzie mnie ochota na kolejny erotyk).
___
* Chodzi mi tu przede wszystkim o trzykrotne tracenie dziewictwa przez Reb. Przed lekturą trafiłam na taki spoiler i zachodziłam w głowę jak można trzy razy tracić dziewictwo. I do tej pory zastanawiam się jak to możliwe… Trey miał chyba największy sprzęt z całej tej ferajny Na szczycie i naruszył błonę dziewczyny: okay, to rozumiem. Ale Sed też miał okazałego penisa i mimo tego nie przebił tej błony? Jakim cudem?! W końcu „do końca” rozdziewiczył Reb lekarz (spokojnie – operacyjnie). Nie wiem co o tym myśleć, czy śmiać się czy płakać, a może uczcić to minutą ciszy?
[http://dzosefinn.blogspot.com/2017/02/haner-k-n-na-szczycie.html]
Literatura erotyczna w Polsce zyskała popularność kilka lat temu za sprawą E. L. James i jej trylogii Pięćdziesiąt odcieni. Od tamtej pory rynek książki obfituje w tego typu tytuły i są to przede wszystkim dzieła zagranicznych autorów. Jednak od niedawna ukazują się również książki polskich autorów, lecz gdybym zapytała się kogoś spotkanego na ulicy czy zna kogoś takiego,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-03-22
Miasto szkła to trzecia część niezwykłej serii o Nocnych Łowcach autorstwa Cassandry Clare. Tym razem z Clary, główną bohaterką Darów Anioła, i jej przyjaciółmi przenosimy się do tytułowego, niezwykłego miasta szkła, czyli do Idrisu, który jest nie tylko najważniejszym miejscem dla Nefilim, ale także znajduje się tam siedziba Clave – w skrócie organizacja zajmująca się najważniejszymi sprawami dla Nocnych Łowców. To właśnie tam, pośród szklanych wież oraz błyszczących dachów rozegra się ostateczna rozgrywka między Valentinem a Clave. Poza tym na światło dziennie wyjdzie wiele ukrywanych sekretów i kłamstw, które zmienią życie wielu Nefilim, w tym przede wszystkim Clary.
Matko Bosko, ile się działo w tej części! Po przeciętnym Mieście kości, trochę lepszym Mieście popiołów, Miasto szkła to istna bomba emocjonalna! To totalne objawienie! I nawet główna bohaterka przestała być aż tak wkurzająca jak w dwóch pierwszych częściach Darów Anioła. Oprócz postaci, które znajmy z poprzednich tomów, pojawiają się nowe, które wprowadzają w fabułę trochę świeżości oraz trochę namieszają w życiu Nocnych Łowców. Jak zwykle czuję niedostatek z powodu Magnusa (czy wspominałam już, że go uwielbiam? ;)), który nieprzerwanie od początku serii jest najbarwniejszą, najzabawniejszą, najoryginalniejszą postacią z Darów Anioła. W tej części autorka trochę pojechała po całości, nieźle swoich bohaterów sponiewierała, przy okazji „poniewierając” także uczucia czytelnika. Momentami czułam się jak na kolejce górskiej: często popadałam w złość, osłupienie, rozczulenie, śmiałam się głośno do monitora jak jakiś pomyleniec oraz uśmiechałam się od ucha do ucha. O tak, Miasto szkła to było coś! Słyszałam, że początkowo Dary Anioła miały być trylogią i szczerze powiedziawszy nie byłoby źle, gdyby tak zakończyła się ta historia. Jednak po tej części czuję pewien niedosyt, ale to nie dlatego, że chciałabym się dowiedzieć, co było dalej, lecz dlatego, że niektórych rzeczy Clare do końca nie wyjaśniła. Dlatego cieszę się, że jednak seria o Nocnych Łowcach nie kończy się na Mieście szkła. Jestem szalenie ciekawa z czym jeszcze będzie musiała się zmierzyć Clary w kolejnych tomach Darów. Mam nadzieję, że wkrótce się o tym przekonam (poza tym mam nadzieję, że w trakcie lektury Miasta upadłych aniołów nie zejdę na zawał…). Co tu więcej pisać, polecam!
~*~
[…] gdy ludzie mówią ci o sobie coś mało przyjemnego, to zazwyczaj się to sprawdza. [1]
Miłość czyni z nas kłamców. [2]
Wszystko się kiedyś kończy. [3]
___
[1] Cassandra Clare, Miasto szkła, Warszawa 2013, s. 90 (ebook)
[2] Tamże, s. 96.
[3] Tamże, s. 134.
[http://dzosefinn.blogspot.com/2017/03/clare-cassandra-miasto-szka.html]
Miasto szkła to trzecia część niezwykłej serii o Nocnych Łowcach autorstwa Cassandry Clare. Tym razem z Clary, główną bohaterką Darów Anioła, i jej przyjaciółmi przenosimy się do tytułowego, niezwykłego miasta szkła, czyli do Idrisu, który jest nie tylko najważniejszym miejscem dla Nefilim, ale także znajduje się tam siedziba Clave – w skrócie organizacja zajmująca się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-02-28
Miasto popiołów to druga część rozchwytywanej przez młodych czytelników serii Dary Anioła autorstwa Cassandry Clare. Tutaj pisałam trochę o serialu i o pierwszej części tej serii, czyli o Mieście kości, która ku mojemu rozczarowaniu nie spełniła pokładanych przeze mnie nadziei. Co w drugiej części się dzieje z Clary i jej nowo poznanymi znajomymi?
Po odkryciu przez Clary świata cieni, próbuje się w nim odnaleźć jako Nocny Łowca, co nie jest takie proste dla dziewczyny, która przez całe swoje życie myślała, że demony, wróżki, wampiry i wilkołaki istnieją tylko w filmach i na kartkach książek. Oprócz tego musi pogodzić się z prawdą o swoim pochodzeniu oraz z uczuciem, jakie wzbudził w niej Jace, a także znaleźć sposób na przywrócenie do życia swojej matki po tym, jak Valentine ją porwał. A żeby nie było mało zmartwień Clary nie udaje się uchronić Simona – swojego przyjaciela – przed światem cieni, a Valentine postanawia wykorzystać w wojnie przeciw Clave ukradzione Dary Anioła i… demony. Jak dziewczyna poradzi sobie z tymi wyzwaniami dowiecie się sięgając po drugą część Darów, czyli Miasto Popiołów.
W tej części dzieje się zdecydowanie więcej niż w Mieście kości, co dla mnie jest niewątpliwie dużym plusem: nie ma czasu na myślenie i przetwarzanie tego, co się przed momentem wydarzyło. Liczy się tylko to, co będzie dalej. I nie ukrywam, że bohaterowie mniej mnie irytowali niż w pierwszej części Darów. Przy tym tomie także częściej mocniej biło moje serce: trudno mi było patrzeć na sercowe rozterki Clary, Simona i Jace’a. Nikomu nie życzyłabym tego, co autorka im „zaserwowała”, ALE dzięki temu nie powieliła ona pewnych schematów tylko wykreowała coś swojego, stworzyła jakby nową drogę [SPOILER: W dalszym ciągu nie wierzę, że Jace jest bratem Clary i dalej mam nadzieję, że jednak będą razem KONIEC]. Poza tym dalej jestem zauroczona Magnusem i chyba raczej się to nie zmieni.
Co mogę napisać więcej o Mieście popiołów? Wciągnął mnie on równie mocno jak Miasto kości, jest napisane prostym i zrozumiałym językiem i w przeciwieństwie do pierwszej części zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie. Jestem szalenie ciekawa jak potoczą się dalsze losy Nocnych Łowców oraz ich podziemnych przyjaciół. No i czy moje ciche nadzieje się ziszczą. Pozostaje mi trzymać kciuki i zabrać się za kolejną część, czyli Miasto szkła. Oby autorka mnie nie zawiodła!
~*~
Uczuć nie można wyłączyć jak światła. Zwłaszcza jeśli jest się rodzicem. [1]
Niektórych rzeczy nigdy się nie zapomina. [2]
Każdy z nas ma wybór. Nikt nie ma prawa nam go odbierać. Nawet z miłości. [3]
___
[1] Cassandra Clare, Miasto popiołów, Warszawa 2013, s. 31-32. (ebook)
[2] Tamże, s. 42.
[3] Tamże, s. 139.
[http://dzosefinn.blogspot.com/2017/03/clare-cassandra-miasto-popioow.html]
Miasto popiołów to druga część rozchwytywanej przez młodych czytelników serii Dary Anioła autorstwa Cassandry Clare. Tutaj pisałam trochę o serialu i o pierwszej części tej serii, czyli o Mieście kości, która ku mojemu rozczarowaniu nie spełniła pokładanych przeze mnie nadziei. Co w drugiej części się dzieje z Clary i jej nowo poznanymi znajomymi?
Po odkryciu przez Clary...
Dramat. Grafomania i głupota. Nie dałam rady skończyć.
Dramat. Grafomania i głupota. Nie dałam rady skończyć.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to