-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2019-08-25
2019-09-01
2019-10-06
2019-10-16
2019-10-23
2019-11-27
2019-12-12
2019-10-12
2019-08-11
2019-08-22
2019-07-24
2019-12-21
2019-08-15
2019-07-28
2019-06-20
2019-06-27
2019-12-19
2019-09-24
"Wiedźmie opowieści" bardzo mnie rozczarowały, ponieważ liczyłam na coś innego. Niby napisane z humorem, niby Wolha była, ale zabrakło mi miłosnego wątku, jaki pojawił się w pierwszych częściach o rudowłosej czarownicy z ciętym językiem. Zastanawiam się jeszcze po co wrzucono do tego zbioru dwa opowiadania zupełnie nie związane z Wolhą, tak trochę z "czapy". Jak dla mnie pierwsze trzy tomy Kronik Belorskich były najlepsze. Po przeczytaniu "Wiedźmie opowieści" zastanawiam się, czy sięgnę po kolejne części kronik. Eh, mam twardy orzech do zgryzienia...
"Wiedźmie opowieści" bardzo mnie rozczarowały, ponieważ liczyłam na coś innego. Niby napisane z humorem, niby Wolha była, ale zabrakło mi miłosnego wątku, jaki pojawił się w pierwszych częściach o rudowłosej czarownicy z ciętym językiem. Zastanawiam się jeszcze po co wrzucono do tego zbioru dwa opowiadania zupełnie nie związane z Wolhą, tak trochę z "czapy". Jak dla...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-11-04
2019-01-06
„Morza szept” Patrici Schröder trafił do mnie kilka lat temu w wyniku wygranej w konkursie zorganizowanym na jednym z blogów książkowych. Wówczas byłam pod ogromnym wrażeniem trylogii Syrena autorstwa Trici Rayburn i łyknęłabym wszystko, co dotyczy syren, życia podwodnego i romansu w jednym. Niestety obowiązki zmusiły mnie do odłożenia lektury jej na przyszłość. Przyszłość, która nadeszła właśnie teraz.
Na samym wstępie muszę zaznaczyć, że jest to zupełnie inna „bajka” (że się tak wyrażę) niż ta, stworzona przez Tricię Rayburn. Niestety „bajka”, która okazała się nielogiczna. Postaram się w miarę zwięźle opisać to, co popsuło „Morza szept” oraz to, co mi się w niej spodobało.
Zacznę od tego, że Elodie, główna bohaterka powieści to dobry przykład dla nastolatek jak nie powinny się zachowywać. To znaczy, między innymi, nie wsiadać do tej samej taksówki z nowo poznanym mężczyzną, bawić się kosztem innych (nie przejmować się uczuciami innych) oraz ufać obcym. Moim zdaniem zdecydowanie nie jest to dobry wzór do naśladowania. Bohaterka jest okropnie naiwna i przy tym niezwykle irytująca. Nawet tragedia, która dotknęła jej rodzinę nie była w stanie ocieplić jej wizerunku. Pomijając fakt naiwności, jest ona niedopracowana: od samego początku dziewczyna mówi, że boi się wody, jest na nią uczulona i nie umie pływać, ale kiedy poznaje zabójczo przystojnego chłopaka z morza rzucenie się za nim do wody to nie problem. Ba! W jednej ze scen Elodie pływa, choć wielokrotnie przewijało się stwierdzenie, że nie umie pływać. Jakaś magia po prostu! Przymknęłabym na tę sprawę oko, gdyby autorka nadmieniła, że jakimś magicznym sposobem ciało bohaterki samo wiedziało co robić (pływać), ale nic takiego nie było. Ni z tego, ni z owego dziewczyna podpływa do Gordiana (chłopaka z morza). Ja się pytam: „jakim, kurka, cudem?” Kolejna wpadka przy kreacji tejże postaci: najpierw się gździ, robi maślane oczy i wyznaje miłość Gordianowi, a potem nagle przychodzi chwilowe otrzeźwienie i pytanie „czy jej przypadkiem nie zabije”. Serio? Poza tym uczucie pomiędzy tą dwójką jest tak przesłodzone, że aż oczy bolą. Mogłabym wymieniać jeszcze kilka podobnych przykładów, które z logiką mają niewiele wspólnego, ale szczerze powiedziawszy odechciało mi się kopać leżącego (a raczej leżącą). Pozostając jeszcze chwilę w kręgu postaci, to szalenie spodobało mi się umieszczenie w powieści osoby z syndromem Tourette’a. Ashton, bo o nim tu piszę, jest chyba najbardziej realną postacią w książce, której nie sposób nie polubić. Pierwszy raz spotkałam się z takim zabiegiem w powieści i szczerze powiedziawszy bardzo mi się to spodobało. Wprowadziło to do książki odrobinę naturalnego, niewymuszonego humoru.
Zastanowiło mnie również podejście postaci (w tym rzecz jasna Elodie) do istot wodnych: przyjmują ich istnienie jako coś normalnego, jakby żyli w jakiejś bajce, a nie w świecie realnym. Poza tym nie było żadnej wzmianki na temat tego, że ludzie wiedzą coś więcej na temat podwodnego świata (przynajmniej w 98%). Zabrakło mi tu takiego naturalnego, powolnego przejścia od niedowierzania do akceptacji.
Fabuła, tak jak bohaterowie, pozostawia trochę do życzenia. Najpierw akcja się niesamowicie dłuży, a potem nagle „łup”, czytelnik dostaje po głowie (niestety nie w dobrym tego słowa znaczeniu). Zostaje on rzucony na głęboką wodę i wielu rzeczy musi się domyślać. Istoty morskie wyskakują w pewnym momencie jak króliki z kapelusza i w sumie nie wiadomo dlaczego. Jak dla mnie przydałoby się jakieś wprowadzenie do tego tematu. Zamiast tego autorka zasypuje nas wieloma tajemnicami (niektóre naprawdę frapujące), których w ostateczności nie rozwiązuje, a powinna. Dlaczego? Otóż w razie braku kontynuacji czytelnik zostaje mnóstwem pytań bez odpowiedzi. „Morza szept” to początek trylogii, która pojawiła się na rynku książki w 2013 roku i raczej nie doczeka się kontynuacji. Szanse na drugi i trzeci tom są znikome, a jeśli bym chciała dowiedzieć się co dalej Patricia Schröder wymyśliła to się nie dowiem, bo (z tego co wiem) w oryginale książka jest napisana w języku niemieckim, a ja niemieckiego nie znam. Zatem czytelnik zostaje skazany na wieczną niepewność.
Autorka, z tego, co udało mi się zauważyć, miała niezły pomysł na książkę, ale nie poradziła sobie z jego realizacją (wątpię, by to była wina tłumaczenia, niestety trudno będzie mi to sprawdzić, bowiem jak pisałam wcześniej nie znam języka niemieckiego). Muszę jednak pochwalić Patricię Schröder za stworzenie nadmorskiego, wręcz wakacyjnego klimatu, który idealnie wpisał się w aktualną porę roku (lato, chociaż akcja dzieje się wiosną). Trudno też nie zauważyć jej starań, aby historia była ciekawa i wciągająca (pojawiły się wątki jak z kryminału), ale zabrakło precyzji.
Z językiem powieści też nie jest najlepiej. Jak dla mnie był on zbyt infantylny, autorka chyba za bardzo chciała, żeby historia jej wyszła, ale niestety się nie udało…
Moim zdaniem w książkach chodzi między innymi o to, aby czytelnik uwierzył w historię stworzoną przez autora. W przypadku „Morza szept” (w ogóle co to za tytuł, za każdym razem kiedy go piszę z automatu chcę napisać „Szept morza”, a nie „Morza szept”. Zupełnie mi on nie brzmi) nie ma takiej opcji. Nie dlatego, że to romans paranormalny, tylko przez sposób jego przedstawienia. To już w niektóre harlequiny jestem w stanie uwierzyć niż w tę historię. A piękna okładka i ciekawy opis to za mało aby dać jej więcej niż trzy gwiazdki na dziesięć.
„Morza szept” Patrici Schröder trafił do mnie kilka lat temu w wyniku wygranej w konkursie zorganizowanym na jednym z blogów książkowych. Wówczas byłam pod ogromnym wrażeniem trylogii Syrena autorstwa Trici Rayburn i łyknęłabym wszystko, co dotyczy syren, życia podwodnego i romansu w jednym. Niestety obowiązki zmusiły mnie do odłożenia lektury jej na przyszłość. Przyszłość,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to