-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik230
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
Właśnie tak nie należy pisać publicystyki historycznej
Książka Torańskiego jest, co tu dużo pisać, okropna. Pisząc o tak trudnych, bolesnych sprawach, które dopiero ok kilku, kilkunastu lat istnieją w polskiej debacie publicznej, autor, jeżeli to rzeczywiście on napisał tę książkę, popełnia szereg kardynalnych błędów. Zwątpienie w autorstwo książki wynika z tego, że Torański jest pisarzem i publicystą, zatem powinien być wyposażony w odpowiednie cechy zawodowe: rzetelność, dbałość o język, wrażliwość i skrupulatność. W książce na temat Eugenii Pol nie widać przejawów żadnej z tych cech. Po pierwsze, choć książka poświęcona jest Eugenii Pol, narracja Torańskiego skupia się na postaci oprawczyni dopiero od mniej więcej jednej czwartej tekstu. Nie ma tu jednak prób szczegółowego odtworzenia biografii Polowej, choć (i to jest jedyna zaleta książki), autor przedstawił antybohaterkę jako postać kontrowersyjną, ambiwalentną, z którą niektóre więźniarki miały neutralne czy wręcz pozytywne relacje. Pozostała część tekstu jest za to zdominowana – i to jest największe uchybienie tej pracy – przez natłok szczegółowych opisów okrucieństwa stosowanego wobec dzieci więzionych w obozie. O ile, aby uzmysłowić czytelnikom i czytelniczkom ogrom barbarzyństwa w obozie, przekazanie pewnych informacji są konieczne, to sposób ich „podania,” a więc epatowanie szokującymi detalami w sposób skrajnie ekscesywny jest niczym innym jak tanią próbą wzbudzenia sensacji, która może się przełożyć na lepszą sprzedawalność tego „torture porn.” W konsternację wprawiają powtarzającej się często wzmianki o krwi, moczu i kale tryskających z ciał bitych dzieci. Czy autor czerpie jakąś chorą, perwersyjną przyjemność w pisaniu o takich sprawach w taki sposób? O całkowitym braku taktu i współczucia świadczą natomiast te fragmenty tekstu, w których Torański o ciałach zamordowanych dzieci określa jako „trupy.” Mimo że takie sformułowania pochodzą niekiedy z opowieści samych byłych więźniów, to autor, jako pisarz i publicysta, powinien w zdaniach bez cudzysłowu używać innych określeń. W opisach skrajnego okrucieństwa wobec dzieci, ale także w wielu innych miejscach, pojawiają się (to kolejna, wyjątkowo rażąca wada książki) liczne powtórzenia. Niektóre zdania w oryginalnej formie powracają nagle po kilku akapitach bądź po kilku stronach. Co więcej, cała narracja jest chaotyczna, bez jakichkolwiek płynnych przejść od jednego wątku do drugiego. Kolejny problem dotyczy nowatorskości książki, a właściwie jej braku. Co do zasady książkę wydaje się po to, by przekazać czytelni(cz)kom nowe, dotychczas nieznane bądź mało znane informacje. W tym wypadku mamy do czynienia ze skrajną powtarzalnością. Z lektury „Kata polskich dzieci” nie dowiedziałem się niczego nowego, czego nie znalazłbym w „Małym Oświęcimiu,” który Torański napisał wspólnie z Jolantą Sowińską-Gogacz. Może z wyjątkiem błędów rzeczowych, jak na przykład nazwisko jednego z oprawców. Fatalne wrażenie pozostawia wreszcie wywiad zamieszczony w dodatku. Wywiad z Giennadijem Płużnowem, mimo że pan doktor jest psychiatrą i psychoanalitykiem, prawie wcale nie dotyczy portretu psychologicznego sprawczyni (a to byłoby przecież arcyciekawe!), lecz luźnej dyskusji na tematy stricte historyczne. Z całym szacunkiem, w kwestiach związanych z funkcjonowaniem obozu czy wydarzeniami z biografii Eugenii Pol pan doktor nie jest kompetentnym interlokutorem, a niektóre z jego wypowiedzi – na przykład, że dziś szkołę podstawową kończą „barany, które nie potrafią mówić, ani czytać po polsku (sic!)” są wręcz skandaliczne. Jednym słowem osoba podpisująca się nazwiskiem Torański oferuje nam lekturę wyjątkowo nieprzystępną, irytującą i mało wartościową. Zdecydowanie odradzam.
Właśnie tak nie należy pisać publicystyki historycznej
Książka Torańskiego jest, co tu dużo pisać, okropna. Pisząc o tak trudnych, bolesnych sprawach, które dopiero ok kilku, kilkunastu lat istnieją w polskiej debacie publicznej, autor, jeżeli to rzeczywiście on napisał tę książkę, popełnia szereg kardynalnych błędów. Zwątpienie w autorstwo książki wynika z tego, że...
Książka ta jest niewąpliwie bardzo cenna, porusza temat zapomniany, nieznany, właściwie dopiero teray odkrywany, nadal czekający na właściwe naukowanie opracowanie. Zawiera liczne wypowiedzi ostatnich świadków historii, ostatnich żyjących ofiar niemieckiego nazistowskiego obozu dla dzieci, dzięki czemu chroni historię ich cierpienia od zapomnienia. Jest to trudna lektura, nie można przejść obok niej obojętnie. Opisy aktów sadyzmu popełnianych na niewinnych dzieciach są wstrząsające, bolesne, wywołują uczucie bezradności. Niezwkle mało tu pokrzepiających wątków, chwil wytchnienia od codziennej męki, opisów wydarzeń, które świadczyłyby o zachowaniu ludzkich odruchów w nieludzkich czasach. Jest to raczej świadectwo niekończącego się cierpienia, upokorzenia, strachu, głodu, wyczerpania, szaleństwa, śmierci. To właśnie dlatego ta lektura jest tak bolesna. Tym niemniej nie jest to książka doskonała. Fragmenty, gdzie milkną świadkowie, a pojawia się komentarz autorki, pozostawiają wiele do życzenia, podobie jak struktura całej książki. Pod względem narracyjnym mamy więc do czynienia z niezliczonami powtórzeniami, brakiem uporządkowania treści, dość słabą polszczyną opartą na krótkich, lakonicznych zdaniach, z tendencją do emocjonalizacji, tak jakby same relacje ocalałych były nie dość emocjonalne. Irytują niemające nic wspólnego z treścią książki lub wprowadzające na siłę ironię wstawki, takie jak na przykład:
"Zło panoszy się wszędzie. Dzienne motyle stanowią jedynie pięć procent wszystkich gatunków."
"Starożytni mówili, że zmarli wybierają żywych, by ich rękami dokończyć swoje sprawy na ziemi."
"A tyfus to na wojnie fajna choroba, praktyczna bardzo. Biegunka, gorączka, odwodnienie, maligna. Kilka dni. Sprawny koniec. "
Ostatnia część, poświęcona czasom współczesnym, mogłaby zostać zredukowana. Wątpię, by jakiegoś czytelnika interesowało, o jakiej porze autorka wraca pociągiem do domu, jak długo szuka osoby do wywiadu pośród wielkiego blokowiska albo jak wygląda jej spacer po starówce Inowrocławia. Te wypowiedzi, typowe raczej dla narracji reportażu, zwyczajnie nie łączą się w jedną całość z pozostałymi rozdziałami. Poważnym błędem jest brak podpisów pod fotografiami, które wskazywałyby ich pochodzenie. Mimo że jest to literatura popularno-naukowa, a nie naukowa, publikacja ta z pewnością zyskałaby wiele, gdyby opatrzono ją naukowym wstępem, na przykład jakiegoś łódzkiego historyka. Autorka informuje na przykład, że nieznana jest dokładna liczba dzieci-więźniów, lecz nie cytuje żadnych szacunków, stąd nie wiemy, czy na przez obóz na Przemysłowej przewinęło się 5.000 czy 25.000 osób.
Mimo powyższych uwag jest to lektura godna polecenia, której fragmenty powinno się wykorzystywać w celach edukacyjnych. Może przyczyni się ona także do większego zainteresowania tematem, który przez lata był zapomniany nawet przez rodowitych łodzian.
Książka ta jest niewąpliwie bardzo cenna, porusza temat zapomniany, nieznany, właściwie dopiero teray odkrywany, nadal czekający na właściwe naukowanie opracowanie. Zawiera liczne wypowiedzi ostatnich świadków historii, ostatnich żyjących ofiar niemieckiego nazistowskiego obozu dla dzieci, dzięki czemu chroni historię ich cierpienia od zapomnienia. Jest to trudna lektura,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-30
Opowiadanie mozna podzielic na dwie czesci. Pierwsza z nich to przyklad klasycznej grozy. Swietnie budowane napiecie, od niepokoju ku przerazeniu. Niestety druga czesc wywoluje zupelnie inne emocje, przede wszystkim obrzydzenie i zdegustowanie przemoca.
Opowiadanie mozna podzielic na dwie czesci. Pierwsza z nich to przyklad klasycznej grozy. Swietnie budowane napiecie, od niepokoju ku przerazeniu. Niestety druga czesc wywoluje zupelnie inne emocje, przede wszystkim obrzydzenie i zdegustowanie przemoca.
Pokaż mimo to2019-09-18
2019-07-04
2019-02-19
Powiedzieć, że lektura tej powieści dostarcza ambiwalentnych refleksji, to mało. Pisanie w ten sposób o Holokauście jest dość ryzykowne. Mamy oto bowiem historię niemieckiego chłopca, dziewięcioletniego Brunona, którego ojciec obejmuje funkcję komendanta w obozie koncentracyjnym. Historia ta pozornie jest solidnie zbudowana, trzyma w napięciu, posiada dramaturgiczne zawiązania akcji, relacje między bohaterami zdają się przekonujące, a sam pomysł rodzącej się przyjaźni między niemieckim i żydowskim chłopcem wydaje się rzeczywiście oryginalny i frapujący. Niestety, książce tej można wiele zarzucić. Po pierwsze, wiele pozornie błahych detali, po dokłądniejszym przeanalizowaniu sprawia, że opowieść ta sprawia wrażenie zupełnie nierealnej. Trudno ocenić, czy wynika to z ignorancji autora na temat historii nazistowskich Niemiec i obozów koncentracyjnych, czy podporządkowaniu prawdy historycznej walorom dramaturgicznym. W powieści Boyne’ można na przykład przechodzić między drutami ogrodzenia w obozie, zupełnie niezauważonym. Trzynastoletnia siostra Brunona sprawia wrażenie zacofanej intelektualnie, jest chodzącym dowodem porażki wychowania w duchu Hitlerjugend, ponieważ praktycznie nie żywi żadnych negatywnych uczuć w stosunku do Żydów i Słowian, operuje jedynie kilkom zasłyszanymi stwierdzeniami, których znaczenia nie jest jednak w stanie wyjaśnić. Główny bohater z kolei ma jakąś okropną wadę wymowy, gdyż nie potrafi wymówić kilku często występujących w owym czasie słów, takich jak na przykład “Führer”. Do tego dochodzą różne malo przekonujące zbiegi okoliczności, jak na przykład spotkanie ze Szmulem po niemieckiej stronie ogrodzenia i zbieżność dat urodzeń obu bohaterów. Autor sili się stylizować narrację na taką, która pochodziłaby od dziecka. W efekcie tekst przypomina jakąś szaloną mieszankę motywów i stylów z “Buszującego w zbożu” Salingera, powieści młodzieżowych Karola Maya i literatury wspomnieniowej dotyczącej dzieciństwa w okresie wojny. Powtórzę: pisanie w ten sposób o Holokauście jest ryzykowne. Biorąc pod uwagę epidemię niewiedzy na temat Holokaustu, dotykającą wiele krajów na świecie, potencjalny czytelnik może pomyśleć, że rzeczywistość nie była taka zła. Że Żydom można było na przykład przemycać żywność między drutami ogrodzenia (a jakże, w powieści ich dotknięcie nie grozi przecież porażeniem prądem). Albo że, przechodząc do wniosków ogólnych, niemieckie dzieci w owym czasie były uosobieniem niewinności. Ogromna ilość pozytywnych komentarzy jest co najmniej zastanawiająca. Pojawiają się głosy, opisujące wzruszenie i poruszenie podczas lektury. Najwyraźniej są to osoby, które nie miały chyba do czynienia z prawdziwą literaturą Holokaustu, nie wspominając już o klasycznych filmach, takich jak “Wybór Zofii”, “Lista Schindlera” czy “Syn Szawła”. W innych komentarzach pojawia się nad zachwyt nad przesłaniem powieści. Że opisuje przyjaźń bez względu na trudne czasy, bez względu na różnice narodowościowe. Bez względu na wszystko. Należałoby jeszcze dodać: bezwzględnie na naiwność narracji i łatwowierność czytelnika. “Chłopca w pasiastej piżamie” przeczytałem w dwa wieczory. To powieść lekka, łatwa i nawet przyjemna. A nie taka powinna być literatura Holokaustu.
Powiedzieć, że lektura tej powieści dostarcza ambiwalentnych refleksji, to mało. Pisanie w ten sposób o Holokauście jest dość ryzykowne. Mamy oto bowiem historię niemieckiego chłopca, dziewięcioletniego Brunona, którego ojciec obejmuje funkcję komendanta w obozie koncentracyjnym. Historia ta pozornie jest solidnie zbudowana, trzyma w napięciu, posiada dramaturgiczne...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-17
2018-07-08
Pasjonująca lektura, świetny przykład publicystyki historycznej, którą czyta się jak thriller szpiegowski, a która jest jednocześnie oparta na faktach.
Autor wykonał katorżniczą pracę, by prześledzić losy kilkorga łowców nazistów, byłych zbrodniarzy wojennych, rozproszonych niemal po całym świecie, dotrzeć do ich relacji, dokumentów archiwalnych oraz by przeprowadzić wywiady z ostatnimi świadkami ludobójstwa. Co ciekawe, mimo że tekst bazuje na wielu innych naukowych monografiach, dostarcza nowych informacji, jak choćby w przypadku rozdziału o Kurcie Waldheimie, prezydencie Austrii od 1986 roku, o którym -zdawałoby się- napisano już wszystko.
Polecam pasjonatom historii najnowszej i nie tylko.
Pasjonująca lektura, świetny przykład publicystyki historycznej, którą czyta się jak thriller szpiegowski, a która jest jednocześnie oparta na faktach.
Autor wykonał katorżniczą pracę, by prześledzić losy kilkorga łowców nazistów, byłych zbrodniarzy wojennych, rozproszonych niemal po całym świecie, dotrzeć do ich relacji, dokumentów archiwalnych oraz by przeprowadzić...
2018-07-08
Pomysł na antologię tego rodzaju niesie ze sobą tyle zalet co i wad. Do tych pierwszych zaliczyłbym możliwość skonfrontowania czytelnika z mnogością stylów, narracji i koncepcji. To niewątpliwie wspaniały przegląd owoców wyobraźni autorów szeroko rozumianej literatury fantastycznej, także debiutujących. Z drugiej strony nie chroni to zbioru przed uwzględnieniem tekstów przeciętnych, czy po prostu słabych, które sprawiają, że niemożliwe jest ocenienie tomu wyłącznie w samych superlatywach.
Zgadzam się z jednym z recenzentów, że zdecydowanie najgorzej wypadają teksty "humorystyczne". Nie byłem w stanie poradzić sobie na przykład z opowiadaniem "Drakodencja stosowana". Być może wrócę do niego, kiedy moja córka skończy cztery lata i będę jej czytał bajki na dobranoc. Zupełnie nie w moim guście jest także tekst "Śnienie", niesamowicie długi w porównaniu do pozostałych, który pozostaje w klimacie komiksowych superbohaterów i szkoda, że nie powstał w formie komiksu. Niestety, w połowie przerwałem lekturę. Wyjątkowo nieprzyjemnym doświadczeniem było zmierzenie się z okropną wizją diabła i piekła w tekście "Wieczne życie". Pomysł i wykonanie słabe, ukryte pod kamuflażem dowcipów politycznych, których pozazdrościć mógłby tylko Karol Strasburger.
Na szczęście inne teksty to opowiadania dobre (jak np. "Ego te absolvo" z interesującą wizją systemu sprawiedliwości, czy też "Błędny rycerz", "Dwie głowy węża" i "Księga Daad", które jednak sprawiają wrażenie, jakby stanowiły rozdział większego tekstu, co najmniej powieści, i pozostawiają odczucie niedosytu).
Ciekawy jest zamykający antologię utwór "Na obraz i podobieństwo", który można by zinterpretować jako wariację na temat pierwszego epizodu "2001: Odysei kosmicznej" Clarka/Kubricka, jak również otwierający tom tekst "Trupy" z wystrzałowym twistem rodem z niejednego odcinka serialu "Czarne lustro".
Na koniec warto wymienić wreszcie prawdziwe perły: "Babie lato" - wspaniały przykład fantasy opartej na mitologii słowiańskiej, opowiadanie trzymające w napięciu, na dodatek napisane przepięknym, poetyckim językiem. I mój numer jeden: "Pod skórą", tekst idealny na smutny, październikowy wieczór, kiedy dni jeszcze są ciepłe, a wieczory wieją chłodem, a drzewa pozbywają się pierwszych liści. Z opowiadania bije przecudowna melancholia, który - z góry przepraszam czytelników płci męskiej - jest chyba w stanie stworzyć tylko kobieta. Przeplecenie historii przemocy domowej z motywem nadprzyrodzonego stworzenia i nieokreślonego bliżej daru bądź przekleństwa robi ogromne wrażenie. Aż się chce szukać takich magicznych miejsc ukrytych gdzieś pod parkowymi alejami.
"Fantazmaty" to bez wątpienia obowiązkowa pozycja dla pasjonatów literatury fantastycznej. Każdy znajdzie w tomie przynajmniej kilka tekstów, które przykują jego uwagę.
Pomysł na antologię tego rodzaju niesie ze sobą tyle zalet co i wad. Do tych pierwszych zaliczyłbym możliwość skonfrontowania czytelnika z mnogością stylów, narracji i koncepcji. To niewątpliwie wspaniały przegląd owoców wyobraźni autorów szeroko rozumianej literatury fantastycznej, także debiutujących. Z drugiej strony nie chroni to zbioru przed uwzględnieniem tekstów...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-09
2017-11-22
Wazna ksiazka - wreszcie o losach mieszkancow Afryki w dobie kolonializmu (niemieckiego i brytyjskiego) dowiadujemy sie z ust narratora i bohaterow afrykanskich. Autor w ciekawy sposob splata losy kilkorga bohaterow i bohaterek na tle przemian epoki. Z drugiej strony dziwi mnie zachwyt nad powiescia - jezyk jest dosc prosty, zwiezly, suchy, niekiedy wrecz bardziej encyklopedyczny niz literacki. Czekam na kolejne tlumaczenia ksiazek noblisty.
Wazna ksiazka - wreszcie o losach mieszkancow Afryki w dobie kolonializmu (niemieckiego i brytyjskiego) dowiadujemy sie z ust narratora i bohaterow afrykanskich. Autor w ciekawy sposob splata losy kilkorga bohaterow i bohaterek na tle przemian epoki. Z drugiej strony dziwi mnie zachwyt nad powiescia - jezyk jest dosc prosty, zwiezly, suchy, niekiedy wrecz bardziej...
więcej Pokaż mimo to