rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Bardzo ciekawa książka. Taki wstęp do wszystkiego co chcesz wiedzieć o Korei Południowej na początek swojej przygody z tym krajem.

Rozdziały były podzielone na różne kwestie i na szczęście żaden nie odstawał i nie był nudny, a są to zawsze moje obawy przed czytaniem reportaży - obawiam się, że książka będzie tak 'sztywna', że będę miała wrażenie czytania podręcznika, z którego zaraz ktoś będzie mnie chciał odpytywać.

A z tej pozycji dowiedziałam się sporo interesujących ciekawostek, o których nie miałam wcześniej pojęcia.

Sama książka jest pięknie wdana - w miękkiej oprawie (ale nie tej standardowej półsztywnej, gdzie łatwo o złamanie grzbietu, albo nieco nieporęczne czytanie bo marginesy są zbyt wąskie i trzeba szeroko otwierać książkę, żeby widzieć całość, tylko w takiej typowo miękkiej-miękkiej gdzie książka zostaje otwarta na danej stronie). Olbrzymim plusem są też przepiękne klimatyczne grafiki, utrzymane w pastelowych odcieniach.

Cieszę się, że zaryzykowałam z tą książką i zdecydowałam się na zakup bo jednak reportaż jest już mocnym wyjściem z mojej strefy komfortu, ale tu bawiłam się przednio.

Bardzo ciekawa książka. Taki wstęp do wszystkiego co chcesz wiedzieć o Korei Południowej na początek swojej przygody z tym krajem.

Rozdziały były podzielone na różne kwestie i na szczęście żaden nie odstawał i nie był nudny, a są to zawsze moje obawy przed czytaniem reportaży - obawiam się, że książka będzie tak 'sztywna', że będę miała wrażenie czytania podręcznika, z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Bo czym innym są moje poszukiwania siebie, jeśli nie miotaniem się między chęcią znalezienia sensu na całe życie a niemożliwością poświęcenia się jednej idei na dłużej niż pięć minut?"

Pierwszy raz spróbowałam 'wygrać' książkę do recenzji, od wydawnictwa i teraz nie wiem czy to był dobry pomysł, że trafiło akurat NA TĘ książkę... Bo nie mam bladego pojęcia jak ją teraz ocenić... Ale mimo wszystko, bardzo dziękuję wydawnictwu Prószyński za ten egzemplarz, bo ta lektura zapadnie mi w pamięć na długo.

Zacznę tradycyjnie od banałów - od oprawy graficznej. Nie będę ukrywać, że gdyby nie ta okładka, to pewnie nigdy nie sięgnęłabym po ten tytuł. Gdyby nie ta parasolka, wbita w kokos, kolorystycznie nawiązująca do pewnej flagi, pewnie za każdym razem gdy gdzieś by ten tytuł mi się przewijał, to bezmyślnie scrollowałabym dalej, bo tytuł w żaden sposób nie zapowiadał na co człowiek się pisze zabierając się za tę lekturę... Ale, że (o ironio!) tak samo jak główna bohaterka, jak w coś się wkręcę, to mogłabym mieć z tego doktorat... a przynajmniej z umiejętności wyszukiwania ciekawostek na ten temat... Tak moją najświeższą 'specjalizacją' staje się powoli Korea Południowa. Więc gdy zobaczyłam w opisie książki "Seul, Korea Południowa, rozpędzony XXI wiek" - YUP. Tyle mi wystarczyło! Od razu wiedziałam, że tę książkę MUSZĘ MIEĆ.

Jedyne czego nie przewidziałam to fakt jak bardzo ta książka DO MNIE trafi... Ale tu mam wrażenie, że czytelnicy się podzielą na dwie grupy - bo czytelnicy urodzeni przed 1990, albo po 2000 roku nie odbiorą tej książki tak samo, jak typowy ROCZNIK DZIEWIĘĆDZIESIĄTY, do którego właśnie należę...

Miałam wrażenie, że to książka o mnie. Podkolorowana i przerysowana, ale O MNIE.

Wszystkie pytania o sens istnienia, kim jestem, dlaczego, po co, co zrobić, co zmienić, JAK ŻYĆ? Ta książka to dosłownie 304 strony takiego chaosu, jaki sama mam w głowie - może nie w aż tak ekstremalnej wersji, ale MAM.

Cieszę się, że przeczytałam tę książkę, ale jednak z drugiej strony boję się, że trochę mnie równocześnie skrzywdziła... bo idealnie ubrała w słowa coś o czym wiedziałam, ale nie pozwalałam sobie powiedzieć tego na głos...

"(...) bo kimkolwiek zostanę, i tak mogę przeżyć tylko jedno życie. Więc będę żałować, cokolwiek wybiorę."

"Bo czym innym są moje poszukiwania siebie, jeśli nie miotaniem się między chęcią znalezienia sensu na całe życie a niemożliwością poświęcenia się jednej idei na dłużej niż pięć minut?"

Pierwszy raz spróbowałam 'wygrać' książkę do recenzji, od wydawnictwa i teraz nie wiem czy to był dobry pomysł, że trafiło akurat NA TĘ książkę... Bo nie mam bladego pojęcia jak ją teraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Parę lat temu próbowałam przeczytać inną serię tej autorki - "Caraval" i o ile początek bardzo mi się podobał, to im dalej 'w las' tym gorzej... Finalnie oceniłam ją bardzo nisko i po pierwszym tomie porzuciłam plany czytania ciągu dalszego.

A teraz, może z pół roku temu natrafiłam na zapowiedzi Once Upon a Broken Heart i od razu zdecydowałam, że muszę to przeczytać! I dopiero jak dodałam ją sobie na półkę "chcę przeczytać" zauważyłam, czyjego autorstwa to jest książka... Więc nie ukrywam, że podchodziłam do niej trochę sceptycznie...

Ale mile się zaskoczyłam, po pierwsze OPRAWĄ GRAFICZNĄ! Kupiłam wydanie z hodder & stoughton z ukrytymi okładkami, pod papierowymi obwolutami (i okazuje się, że te wydanie się wyprzedały ekspresowo, a dodruk już będzie gładki pod obwolutą, więc jak to się mówi: "TYLE WYGRAĆ!"), a po drugie samą fabułą.

Mam wrażenie, że autorka do swoich książek, które i tak są już mocno BAŚNIOWE, przemyca wątki z innych baśni i bajek. Tu poniekąd widziałam nawiązania do Kopciuszka, do Elli Zaklętej i do paru innych.

Co do postaci - Evangeline wypada chyba najsłabiej ze wszystkich postaci, ale to przez to, że jest przedstawiona jako totalnie naiwna dziewczyna, która jest na tyle zdesperowana żeby być kochaną i mieć swoje "i żyli długo i szczęśliwie", że nie zważa na nic innego i ślepo brnie popełniając błąd za błędem i narażając przy tym wszystkich dookoła.

Jacks... - oj tak. Ten typ zawsze skradnie moje serce. (Mówimy tu o książkach i filmach!). Wredny, wyniosły, wyrachowany, knujący, a przy tym kipiący charyzmą i sarkazmem... Jak go nie uwielbiać - mimo, że od początku wiadomo, że COŚ kombinuje....

LaLa - postać nieco tragiczna, ale przy tym z pazurem i od razu dająca się lubić! Mam nadzieję, że w dalszych częściach będzie jej więcej.

Marisol - tej pani nie zaszczycę swoją uwagą... Ona wie dobrze, co zrobiła!

Apollo - no tak przerysowanej postaci to nie widziałam już dawno... Ile razy parsknęłam pod nosem na jego teksty (i czyny...) to nawet nie zliczę.

Książkę czytało się ekspresowo i była dokładnie tym czego wymagałam w danym momencie - czystym relaksem ;) Ale teraz mam jeden problem... Bo o ile cykl Caraval i Once Upon a Broken Heart spokojnie można czytać niezależnie od siebie, to jednak podejrzewam, że gdybym przeczytała Caraval w całości to miałabym szerszy obraz postaci, która tak skradła moje serce - postaci Prince of Hearts, więc chyba nie mam teraz wyboru i zanim wyjdzie 2 tom tej serii, muszę jednak nadrobić Legend i Finale...

Parę lat temu próbowałam przeczytać inną serię tej autorki - "Caraval" i o ile początek bardzo mi się podobał, to im dalej 'w las' tym gorzej... Finalnie oceniłam ją bardzo nisko i po pierwszym tomie porzuciłam plany czytania ciągu dalszego.

A teraz, może z pół roku temu natrafiłam na zapowiedzi Once Upon a Broken Heart i od razu zdecydowałam, że muszę to przeczytać! I...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

[UWAGA] Moja wypowiedź będzie miała masę spoilerów, ZWŁASZCZA DO ZAKOŃCZENIA! [UWAGA]



No nie. Po prostu nie. Nie tego się spodziewałam po zakończeniu świetnej serii...

Z wykształcenia jestem historykiem sztuki, więc wszystkie te detale architektoniczne, ciekawostki ze świata sztuki i ważne daty powinny mnie zainteresować? Powinny. Ale się tak nie stało. I niestety przyłapałam się na tym, że po prostu pomijałam te wątki bo w tym tomie, w 85% były tyko zapychaczami... Nie wnosiły nic istotnego do fabuły. Fabuły, która też niestety mnie nudziła - bo zabrakło mi tu polotu, intryg, zagadek z poprzednich tomów. Mam wrażenie, że autorka napisała tę książkę na przysłowiowe "odwal się". A już najgorsze ze wszystkiego było samo zakończenie... Ale do tego wrócę jeszcze za moment.

Kwestia Rusłana? Postać takiego fanatyka miała wielki potencjał, a została sprowadzona do paru gróźb, jednej oczywistej zasadzki i 'beznadziejnej' śmierci...

Postać Hypnosa - zastanawiam się czy autorka nie żałowała, że go w ogóle stworzyła, bo tak 'olanej' głównej postaci to już nie widziałam dawno. Hypnos w tej części to kilka żarcików, fochów i uśmiechów... Aaa - i zapomniałam - miał kluczową rolę MACHANIA WACHLARZEM...

Severin i Laila - 2 najgorzej wypadające w tym tomie postacie. Nie mam nawet o czym napisać w ich przypadku...

Tę książkę jedynie bronią Enrique i Zofia, jedyni którzy w tym tomie wykazali jakiś rozwój postaci. Enrique w końcu nabrał charakteru, umiał się postawić i przestał dawać sobą aż tak pomiatać. No i Zofia, która coraz lepiej zaczynała odnajdywać się w świecie, poznawać swoje emocje i radzić sobie z nimi.

Wątek bożej liry i 'zmiany świata' pominę, bo po prostu nie jest nawet wart ani słowa...

Ale co było najgorsze w tym wszystkim? ZAKOŃCZENIE... Na kolanie nakreślona pobieżna historia co Severin, Hypnos, Enrique i Zofia robili od wydarzeń na zikkuracie, jak czekali na Lailę, która nawiedzała ich tylko w snach i miała dla nich jakieś sentencje niczym trenerzy personalni, po których oni oczywiście nagle zmieniali swoje życia... Dowiadujemy się, że Severin się nie starzeje, WSZYSYCY POZOSTALI UMIERAJĄ, a on dalej czeka... i nagle mamy przeskok do 1990 roku i magicznie Laila powraca... i KONIEC KSIĄŻKI...

Po cholerę w ogóle był ten przeskok?! Dlaczego Laila wróciła, gdzie była, co robiła, dlaczego aż tyle Severin musiał na nią czekać, co będzie teraz dalej? - wszyscy ich wspólni przyjaciele przecież od dawna nie żyją, czy teraz Severin i Laila zestarzeją się razem, czy będą nieśmiertelni?!

Ja rozumiem otwarte zakończenia. Ale takich przeskoków czasowych w epilogu SZCZERZE NIENAWIDZĘ. Bardzo rzadko trafiają się takie epilogi, które są napisane dobrze, bo na ogół pozostawiają jakiś niesmak, że coś mogło zostać poprowadzone inaczej. I ten epilog jest doskonałym tego przykładem. Tylko mnie rozdrażnił i mam pewność, że do tej serii już więcej nie wrócę.

[UWAGA] Moja wypowiedź będzie miała masę spoilerów, ZWŁASZCZA DO ZAKOŃCZENIA! [UWAGA]



No nie. Po prostu nie. Nie tego się spodziewałam po zakończeniu świetnej serii...

Z wykształcenia jestem historykiem sztuki, więc wszystkie te detale architektoniczne, ciekawostki ze świata sztuki i ważne daty powinny mnie zainteresować? Powinny. Ale się tak nie stało. I niestety...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Udało mi się wygrać tę książkę. W maju 2017 roku... Czyli przeleżała sobie u mnie na regale około 1600 dni, zanim zasłużyła na moje zainteresowanie... Ale może dobrze, że się tak stało, bo właśnie w ostatnich latach odkryłam, jak bardzo lubię książki rozgrywające się w XIX wieku, a szczególnie te, których akcja dzieje się w latach 1800 - 1890.

Nie powiem, żebym wybitnie polubiła główną bohaterkę (albo w ogóle bohaterów... Jedynie moją natychmiastową sympatię zyskał Oskar - pracownik kostnicy...).

Josephine z jednej strony żywo interesowała się kwestiami jakie nie przystoją młodej damie i wykazywała olbrzymie pokłady dociekliwości i inteligencji, ale z drugiej była tak NAIWNA... Ale to chyba po prostu kwestia dobrze napisanej postaci. Bo jednak Jo, to dziewczyna żyjąca w XIX wieku, kiedy to kobieta powinna być ładną i pustą lalką, ot akcesorium dla mężczyzny... I tu "pikanterii" dodawały jeszcze wszystkie teksty 'Babuni', którą ja nazywałam O WIELE GORZEJ czytając tę książkę... Miałam ochotę zakleić każde słowo Babunia i na jego miejsce wstawić chociażby 'BABSZTYL'... (Czytuję bardzo dużo książek, ale tak NATYCHMIASTOWĄ nienawiścią do jakiejś postaci, zapałałam dopiero 3 raz w życiu...) A jak jeszcze ten BABSZTYL zaczął się rozwodzić nad szerokością bioder jakiejś bohaterki i porównał ją do zdrowej jałówki... to aż mi ciśnienie skoczyło...

Pod względem akcji, książka mnie jakoś wybitnie nie zaskoczyła. Od samego początku wiedziałam, kto okaże się mordercą i również 'dlaczego' nie było dla mnie zdziwieniem, ale mimo tego książkę się dosłownie pochłaniało, strona po stronie!

Jedynie gdzie dałam się zaskoczyć? To na ZAKOŃCZENIU... Nie spodziewałam się takiej formy zakończenia... Jest to książka z gatunku YA, więc zakładałam, że dostanę tu ładne i "żyli długo i szczęśliwie"... A tu jednak nie... Oczywiście zakończenie jest pozytywne, ale nie spodziewałam się, że będzie ono tak urwane i poniekąd otwarte... Aż musiałam sprawdzić, czy to na pewno pojedyncza powieść, czy może wyszedł do niej jakiś ciąg dalszy z kolejnymi przygodami Jo, Eddiego, Oskara i Fey... Ale nie. To już koniec-koniec.

Udało mi się wygrać tę książkę. W maju 2017 roku... Czyli przeleżała sobie u mnie na regale około 1600 dni, zanim zasłużyła na moje zainteresowanie... Ale może dobrze, że się tak stało, bo właśnie w ostatnich latach odkryłam, jak bardzo lubię książki rozgrywające się w XIX wieku, a szczególnie te, których akcja dzieje się w latach 1800 - 1890.

Nie powiem, żebym wybitnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podziwiam osoby, które potrafią pisać składne i treściwe recenzje i opinie... Moja taka nie będzie. Więc od razu uprzedzam...

Zacznijmy może od strony wizualnej: ta książka to BESTIA. Pod względem objętości (719 stron), pod względem wagi (z pół kilograma), pod względem czcionki (drobna!) i pod względem grafiki (I tu od razu coś sobie wyjaśnijmy... Ja rozumiem, że nie każdy lubi postacie na okładce, nie każdy lubi roznegliżowanych facetów, czy motywy jak żywcem wyjęte z horroru... - jeżeli już samo to Wam przeszkadza? TO NIE JEST KSIĄŻKA DLA WAS. Jak widzę gdzieś teksty, że "łeee po co koleś na okładce, łeee dlaczego tyle paskudztw..." - hmm - po pierwsze - ten KOLEŚ to główna postać, po drugie ta książka kipi horrorem i masakrą... I kolejna rzecz - oprawa graficzna tej książki to przemyślany zabieg. Czy macie w ręce brytyjskie wydanie, czy amerykańskie, tam KAŻDY.SZCZEGÓŁ.MA.ZNACZENIE...)


Na co powinniście się nastawiać?
- wampiry w najgorszym krwawym, makabrycznym wydaniu? (TAK)
- nieustraszonych wojowników? (TAK)
- zdrady? (TAK)
- sarkazm, czarny humor? (TAK)
- polityczne gierki? (TAK)
- religijnych fanatyków? (TAK)
- krwawy horror? (TAK)
- epickie bitwy? (TAK)
- opisową śmierć dzieci, kobiet, mężczyzn, zwierząt? (TAK)
- miłość? (TAK)
- szczęśliwe zakończenie (NIE.)


Sam autor wielokrotnie wypowiadał się, że jest to jego najlepsza książka. Nie są to puste przechwałki. Jak już pisałam, Empire of the Vampire to istna bestia... Książka jest niesamowicie rozbudowana pod względem świata, dostajemy całą plejadę postaci, pozornie dających się lubić, a faktycznie okazujących się totalnymi gnojami. Jest kilka MOCNYCH plottwistów i kilka oczywistych zagrywek.

Czytałam tę książkę w oryginale i mimo, że od lat jest mi obojętne czy książka jest po polsku czy po angielsku, tu śmiało mogę powiedzieć, że była to NAJTRUDNIEJSZA pozycja, jaką zdarzyło mi się kiedykolwiek czytać (ciekawa jestem jak będzie to wyglądało w naszym przekładzie). Na jej trudność składa się kilka czynników - po pierwsze książka ma 3 linie czasowe: teraźniejszość, czasy gdy Gabriel miał naście lat i czasy gdy miał 32 lata. A po drugie - w Empire of the Vampire pojawia się niezliczona ilość postaci, reprezentujących różne kasty społeczne i każda z tych postaci mówi inaczej... więc mamy 'poprawny' język, mamy mowę stylizowaną na dawną, mamy mowę 'panów i lordów', mamy coś co wygląda jak pijacki bełkot starych Irlandczyków, mamy religijne sentencje i WIELEEEEE innych...


I dla tych co się zastanawiają czy jest sens sięgać po kolejną książkę o wampirach... Powiem tak: czytałam Draculę Brama Stokera, czytałam Zmierzch Stephenie Meyer i jeszcze DZIESIĄTKI innych książek o wampirach. Ale TAKIEJ książki nie czytałam nigdy...

To naprawdę kawał świetnej literatury, która ma w sobie wszystko co w fantastyce najlepsze!

Wszystko poza "i żyli długo i szczęśliwie"...

Podziwiam osoby, które potrafią pisać składne i treściwe recenzje i opinie... Moja taka nie będzie. Więc od razu uprzedzam...

Zacznijmy może od strony wizualnej: ta książka to BESTIA. Pod względem objętości (719 stron), pod względem wagi (z pół kilograma), pod względem czcionki (drobna!) i pod względem grafiki (I tu od razu coś sobie wyjaśnijmy... Ja rozumiem, że nie każdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie tego się spodziewałam...

4 gwiazdki za treść
1 gwiazdka dodatkowo za piękną oprawę graficzną.

(I tak ocena jest na wyrost...)

Książkę czytało się dobrze, ale zdecydowanie nie był to reportaż tak jak twierdził wydawca, a bardziej luźne i czasem urywane w dziwnych momentach, notatki... Coś w stylu zapisków, na podstawie których dopiero pisze się książkę...

Zero przypisów, to były same luźne myśli autora, nie wiadomo nawet na ile wiarygodne? Nie twierdzę, że chciałabym 12 stron z przypisami, ale czasem by się tu jednak przydały.

Książka jest już też nieco 'stara' bo jest z 2014 roku, więc masa treści tam zawartych jest od dawna nieaktualna.

Jeżeli zaczynasz interesować się Koreą Południową, nie polecam tej książki na początek. Jest zbyt chaotyczna, mimo ładnie rozpisanego spisu treści, co może nieco zmylić. Autor chciał chyba upchnąć tam wszystko i wyszło jak wyszło... (niektóre kwestie zamykają się w np tylko 2 linijkach tekstu).

Cieszę się, że wcześniej czytałam "Cool po Koreańsku", bo teraz część kwestii była dla mnie łatwiejsza do zrozumienia, niż gdybym miała polegać wyłącznie na tym tytule.

Nie tego się spodziewałam...

4 gwiazdki za treść
1 gwiazdka dodatkowo za piękną oprawę graficzną.

(I tak ocena jest na wyrost...)

Książkę czytało się dobrze, ale zdecydowanie nie był to reportaż tak jak twierdził wydawca, a bardziej luźne i czasem urywane w dziwnych momentach, notatki... Coś w stylu zapisków, na podstawie których dopiero pisze się książkę...

Zero...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Odkąd prowadzę książkowy bullet journal darowałam sobie pisanie opinii, ale niestety ten twór spowodował we mnie taki niesmak, że muszę zostawić tu chociaż parę zdań, choćby jako przypomnienie dla samej siebie, żeby jednak czasem się zastanowić przez zakupem książek teoretycznie zaufanych autorów...

Jak tylko pani Kasia pochwaliła się na swojej stronie informacją, że pisze coś NOWEGO, łudziłam się, że będzie to długo obiecywany powrót do książek o Wice, albo chociażby kontynuacja Obsesji i Paranoi. Ale dużo osób komentowało, że pewnie to będzie książka dla dzieci. A tu pani Kasia wyskoczyła z TAKIM CZYMŚ...

Moja pierwsza myśl - ALE PO CO? A później... Hmm, w sumie może będzie ciekawie i innowatorsko. W końcu kot jako narrator w literaturze przeznaczonej dla dorosłego czytelnika? Nie jestem w stanie przypomnieć sobie innego przykładu takiego zabiegu literackiego. Więc dałam szansę tej książce.

I BARDZO SIĘ CIESZĘ, że mam tylko ebooka... Bo chyba bym się załamała, gdyby ta książka w papierowej wersji miała zabierać mi i tak już mocno kurczące się miejsce w biblioteczce.

Ale skąd tak niska ocena? Pomysł był, klimat był, oryginalność była... To dlaczego? A no przez poziom zniesmaczenia i zażenowania jaki odczuwałam czytając tę książkę...

Odzywki kota - o ponętnym tyłeczku, pięknych nogach i powabnym ciele swojej pani - były dla mnie mocno dziwne. A jeżeli dodać do tego, że owy kot nazywał Alę - swoją panią mianem MOJEJ UKOCHANEJ (i zrobił to w całej książce w różnych konfiguracjach aż 94 razy - tak, puściłam pełne przeszukiwanie dokumentu...), to serio aż odechciewało mi się czytać.

Niestety finał książki też był mocno rozczarowujący. Autorka budowała intrygę, żeby w końcu dać scenę tak beznadziejnej konfrontacji.

Jak już pisałam - pomysł był, ale wykonanie bardzo nie wyszło...

A szkoda... W zeszłym roku "Jagę" tej autorki zaliczyłam do najlepszych książek przeczytanych w roku, a "Ja cię kocham, a ty miau" na 100% wpada do wora najgorszych...

Odkąd prowadzę książkowy bullet journal darowałam sobie pisanie opinii, ale niestety ten twór spowodował we mnie taki niesmak, że muszę zostawić tu chociaż parę zdań, choćby jako przypomnienie dla samej siebie, żeby jednak czasem się zastanowić przez zakupem książek teoretycznie zaufanych autorów...

Jak tylko pani Kasia pochwaliła się na swojej stronie informacją, że pisze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

357 dni. Dokładnie tyle minęło od momentu kiedy przeczytałam The Wicked King... Udało mi się wtedy dorwać egzemplarz recenzencki i przeczytać tamten tom sporo wcześniej, niż wypadała jego premiera.

Teraz nie było egzemplarzy recenzenckich, ale jakimś cudem księgarnie zaczęły rozsyłać książki wcześniej. I takim oto sposobem, siedzę tu teraz, po 6 godzinach czytania... I chce mi się płakać (nie, poprawka - już się wypłakałam...). Ale nie dlatego, że coś się tam takiego nadziało, że spowodowało te łzy. Po prostu jest mi cholernie smutno, że to już koniec :(

To była pierwsza książka, od ostatniej części Harrego Pottera, na którą aż tak bardzo czekałam. A teraz? Teraz to czekanie się skończyło. Nie umiałam się nawet powściągnąć w czytaniu i spróbować sobie dawkować tej książki...

Więc większość czytelników, nawet jeszcze nie tknęło tej książki, a ja już ją mam za sobą...

Z The Cruel Prince miałam inny problem - przeczytałam go za późno i większość czytelników, zdążyła już ochłonąć, a ja nie miałam się komu wygadać. Teraz jest podobnie - przeczytałam za szybko i za wcześnie i znowu nie mam z kim obgadać tej książki.

A NADZIAŁO SIĘ!

Nie będę świnią i nie będę wypisywać tu żadnych spoilerów, ale powiem tyle, że 95% spodoba się ta książka. Ja daję jej wszystkie możliwe gwiazdki, chociaż zdaję sobie sprawę, że jednak The Wicked King był odrobinę lepszy.

Jedno zostaje niezmienne - język, jakim posługuje się Holly. To jest coś pięknego! Poważnie - jeżeli czujecie się na siłach, czytajcie oryginał. KONIECZNIE.

Jude - widać jak bardzo ewoluowała z książki na książkę
Cardan - tu nie mam słów, bo od początku był moim ulubieńcem i parę wątków + listy, tylko mnie w tym utwierdziły (a prolog spowodował, że dosłownie ściskało mi się serce...)
Vivi, Heather, Oak - świetne postacie drugoplanowe
Taryn - O DZIWO, szybko zapomniałam, że miałam ochotę ją zabić
Madoc - CÓŻ.

+ W książce pojawiło się kilka BAAAARDZO ciekawych postaci, szczególnie Grima Mog!

Było też kilka takich sytuacji, które spowodowały, że zaczęłam się zastanawiać czy Holly przez kilka miesięcy zamiast pisać tę książkę, nie siedziała na grupach fanowskich z różnymi surrealistycznymi teoriami. Bo naprawdę KILKA scen jest jak żywcem wyjętych z niektórych memów, które dotrzymywały mi towarzystwa w tym trudnym czasie oczekiwania na ostatni tom. Szczególnie końcówka 16 rozdziału ;)

Ten tom dostarczył mi DOKŁADNIE tego, czego oczekiwałam od zakończenia tej serii. Ale teraz jest mi po prostu smutno. Bo nie ma już nic, na co czekałabym z aż tak zapartym tchem :(

357 dni. Dokładnie tyle minęło od momentu kiedy przeczytałam The Wicked King... Udało mi się wtedy dorwać egzemplarz recenzencki i przeczytać tamten tom sporo wcześniej, niż wypadała jego premiera.

Teraz nie było egzemplarzy recenzenckich, ale jakimś cudem księgarnie zaczęły rozsyłać książki wcześniej. I takim oto sposobem, siedzę tu teraz, po 6 godzinach czytania... I...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie przypuszczałam, że ta część może okazać się najlepsza...

A tu proszę!

Lucian był intrygujący, Gabriel wydawał mi się typem mężczyzny, na którego sama mogłabym zwrócić uwagę, a Devlin? Od początku był przedstawiany jako snob, cham i totalny gbur.

Gdyby ktoś wtedy mi powiedział, że to Devlina polubię najbardziej, w życiu bym nie uwierzyła! A jednak tak właśnie się stało!

Już od pierwszych stron nie mogłam się oderwać od tej historii. I tak jak przypuszczałam - Rosie i Devlin to mieszanka wybuchowa. Zdecydowanie ich kłótnia o zasłonkę z koralików była jednym z najśmieszniejszych i najbardziej abstrakcyjnych wątków tej książki :D

Było parę momentów kiedy sama miałam ochotę strzelić Devlina w ten jego uparty i ograniczony łeb, ale na szczęście Rosie doskonale poradziła sobie z tym facetem sama ;)

Podobało mi się, że wszystkie wątki zostały ładnie połączone i wyjaśnione, chociaż jedna kwestia wydała mi się nieco zbędna... Kwestia Paytona. Jego postać wydała mi się wepchnięta tam na siłę, tak bez jakiegoś konkretnego powodu.

Ogólnie romans połączony z tak mocno rozbudowanym wątkiem kryminalnym i kwestiami paranormalnymi? ŚWIETNY POMYSŁ! No i jeszcze ta lokalizacja - Nowy Orlean!

Chyba każda osoba, która chciałaby kiedyś wybrać się do USA ma jakieś wymarzone miejsca, które chciałaby tam zobaczyć. W moim przypadku na tej liście zawsze były 2 miejsca - Route 66 i właśnie Nowy Orlean, więc seria o braciach De Vincent zdecydowanie trafiła w mój gust!

Nie przypuszczałam, że ta część może okazać się najlepsza...

A tu proszę!

Lucian był intrygujący, Gabriel wydawał mi się typem mężczyzny, na którego sama mogłabym zwrócić uwagę, a Devlin? Od początku był przedstawiany jako snob, cham i totalny gbur.

Gdyby ktoś wtedy mi powiedział, że to Devlina polubię najbardziej, w życiu bym nie uwierzyła! A jednak tak właśnie się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo bałam się tej książki. Obawiałam się, że coś o poniekąd pobocznej postaci cyklu, to już typowy skok na kasę. A tu niespodzianka....

Jaga to prawdopodobnie najlepsza książka (pod względem fabuły) z cyklu Kwiat Paproci.

Chyba nie jestem jedyną osobą, która sądziła, że Jaga była najciekawszą osobistością przestawioną w tym cyklu. Sarkastyczna, charakterna i po prostu ciekawa. Więc nikogo chyba to nie zdziwi, że wyczekiwałam na tę książkę.

Jednak bałam się tego, co tam przeczytam. Bo to prawdopodobnie pierwszy prequel, po który kiedykolwiek sięgnęłam. Dziwnie czytało mi się o młodości Jarogniewy (i Mszczuja), skoro wiedziałam już, co złego przytrafiło się im w życiu. Obawiałam się natłoku emocji i każdy kolejny rozdział zastanawiałam się kiedy wydarzy się coś dramatycznego...

Ale na całe szczęście Pani Kasia opisała tylko kilka pierwszych miesięcy z życia Jarogniewy jako nowej szeptuchy. Nie spieszyła się tam, żeby streścić całe jej życie w jednej książce (czego, szczerze powiedziawszy się spodziewałam).

Książka bardzo mi się spodobała! Jaga była zdecydowanym przeciwieństwem Gosi - szalona, wyzwolona, ciekawa świata, otwarta i żądna przygód.

Chociaż teraz, wiedząc, że Pani Kasia pisała tę książkę, będąc w ciąży, ośmielę się stwierdzić, że musiała być wtedy w fazie "wzmożonego popędu" :D bo momentami Jarogniewa wydawała mi się napalona jak nastolatka... Gdyby mogła, rzuciłaby się na połowę mężczyzn występujących w tej książce (i w sumie już od pierwszych stron tak było... :D). Nie powiem, żeby mi to jakoś bardzo przeszkadzało. Po prostu śmieszyła mnie taka rozbieżność między Jagą, a Gosią ;)

Sama się zaskoczyłam taką myślą, bo na ogół nie przepadam za przegadywaniem i przeciąganiem jakiś serii książkowych, ale mam szczerą nadzieję, że powstanie więcej książek o Jadze.

Ta pozycja spodobała mi się na tyle, że postanowiłam zrobić sobie maraton tej serii i jestem już na Żercy. I takie czytanie, pozwoliło mi wychwycić kilka nieścisłości w opowieści. Wiadomo - sama Pani Kasia nie wiedziała, że cykl się aż tak rozrośnie, ale jedna kwestia jest mocno rażąca. Mianowicie to, że w cyklu gdzie Gosia jest główną bohaterką, Jaga twierdzi, że nigdy nie widziała Swarożyca, że zwykle ukazywał jej się przez niebożęta, albo w ogniu. CÓŻ. W Jadze, okazuje się, że to nieprawda... I że Jarogniewa miała dosyć bliskie kontakty ze swarnym bogiem.

Poza tym, było tam kilka innych 'pierdół', do których można by się przyczepić, ale dam sobie już z tym spokój i po prostu wrócę do czytania Żercy ;)

Bardzo bałam się tej książki. Obawiałam się, że coś o poniekąd pobocznej postaci cyklu, to już typowy skok na kasę. A tu niespodzianka....

Jaga to prawdopodobnie najlepsza książka (pod względem fabuły) z cyklu Kwiat Paproci.

Chyba nie jestem jedyną osobą, która sądziła, że Jaga była najciekawszą osobistością przestawioną w tym cyklu. Sarkastyczna, charakterna i po prostu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dałam sobie jeden dzień na zastanowienie się, co myślę o tej książce...

I mam mocno mieszane uczucia. Z jednej strony, książka ma świetny pomysł na fabułę, jest napisana pięknym językiem, cały czas akcja gna do przodu... ALE.

No właśnie. Mam parę 'ale'.

Postać Elizabeth - ciekawa, charyzmatyczna, momentami zabawna, ale jednak nie dowiadujemy się skąd w niej takie, a nie inne umiejętności (jest mała wzmianka, ale dla mnie to kiepskie wyjaśnienie).
Postać Nathaniela - momentami zimna, wyniosła, przemądrzała, a za chwilę przezabawna - drażniła mnie trochę ta niekonsekwencja.
No i mój największy problem - SILAS. Demoniczny sługa Nathaniela.

Gdzie bym nie czytała recenzji o tej książce, to widziałam same zachwyty -"Silas to", "Silas tamto"... a mnie ta postać absolutnie nie ruszyła. Równie dobrze mogłoby go nie być... Nie wiem, skąd ten fenomen i ten cały zachwyt. Jasne - miał swoje momenty, ale nie umieściłabym go nawet w 5 najlepszych postaci z tej książki.

Z jednej strony lubię jak w książce cały czas się coś dzieje, ale tu momentami cała ta akcja mnie już męczyła, do tego stopnia, że odkładałam lekturę na bok, w połowie rozdziału, bo nie miałam już siły czytać o tych magicznych pojedynkach...

Na pewno kupię polskie wydanie i je kiedyś przeczytam, żeby zobaczyć czy może w naszym przekładzie językowym Silas bardziej mnie kupi ;)

Dałam sobie jeden dzień na zastanowienie się, co myślę o tej książce...

I mam mocno mieszane uczucia. Z jednej strony, książka ma świetny pomysł na fabułę, jest napisana pięknym językiem, cały czas akcja gna do przodu... ALE.

No właśnie. Mam parę 'ale'.

Postać Elizabeth - ciekawa, charyzmatyczna, momentami zabawna, ale jednak nie dowiadujemy się skąd w niej takie, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bolton umie w thrillery psychologiczne, nie ma co!

Jak już parokrotnie pisałam, w ostatnich latach 90% książek, które czytam to fantastyka, 7% to romans, a pozostałe 3% to mieszanka różności. Ale po kryminał sięgam tak średnio z 5 razy w roku (tak, wyliczyłam to z mojego zeszytu, w którym zapisuje wszystkie przeczytane przeze mnie książki).

I co najlepsze, na ogół sięgam tylko po zaufanych autorów: Bolton, Kavę, Cobena, Slaughter. Póki co ten układ się sprawdza. Nie zdarzyło mi się jeszcze zawieść jakoś drastycznie na powieści, któregoś z tych autorów.

Tak samo było w przypadku Krwawych Żniw. Ośmielę się nawet stwierdzić, że jest to najlepsza książka tej autorki. Nie moja ulubiona - bo ja jednak jestem zwolenniczką happy endów - ale pod względem fabuły, postaci, trzymania w napięciu, klimatu i zakończenia? Jest to bardzo MOCNA powieść.

Nie polecam jej osobom, które mają małe dzieci, bo prawdopodobnie przez parę tygodni po przeczytaniu będą miały problem ze spuszczeniem z oczu swoich pociech...

W tej książce podobało mi się wszystko (chociaż nie wiem czy słowo "podobało" jest dobrym określeniem do książki poruszającej tematykę seryjnych zabójstw kilkuletnich dziewczynek...).

Wszystkie postacie były interesujące, sceneria niesamowita, no i coś za co bardzo cenię Bolton? Ukazanie lokalnego folkloru i wierzeń! Ciekawa jestem ile czasu ta kobieta spędza na researchu do swoich powieści, ale odnoszę wrażenie, że musi być piekielnie inteligentną osobą, o bardzo rozległej wiedzy i zainteresowaniach!

Mam tylko jedno 'ale' - zakończenie. Chociaż z drugiej strony rozumiem, dlaczego Sharon tak, a nie inaczej zakończyła tę historię. Tylko uważam, że łatwiej byłoby mi 'przełknąć' tak mroczną książkę, gdyby miała nieco szczęśliwsze zakończenie. Ale chyba po prostu za mało ostatnio czytuję kryminałów i zwyczajnie wymagam cudów ;)

Bolton umie w thrillery psychologiczne, nie ma co!

Jak już parokrotnie pisałam, w ostatnich latach 90% książek, które czytam to fantastyka, 7% to romans, a pozostałe 3% to mieszanka różności. Ale po kryminał sięgam tak średnio z 5 razy w roku (tak, wyliczyłam to z mojego zeszytu, w którym zapisuje wszystkie przeczytane przeze mnie książki).

I co najlepsze, na ogół...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zastraszający procent książek, które przeczytałam w tym roku okazuje się być rozczarowaniem, albo w lepszym przypadku po prostu przeciętniakiem.

Przeczytałam dotychczas około 50 książek w tym roku i jestem w stanie policzyć na palcach, ile faktycznie wywarło na mnie większe wrażenie. Odpowiedź to 8. Na dokładnie 47 przeczytanych książek, tylko 8 uważam za świetne. Reszta to książki, których nie zapamiętam na dłużej...

I niestety Vice Versa trafia do tej drugiej puli :( A nastawiałam się na świetną rozrywkę. A tu ani żarty mnie nie bawiły tak jak w pierwszej części, ani główne postacie nie były już tak intrygujące. I co chyba najgorsze - główny wątek też był jakiś taki nijaki :(

Nie wiem, może miałam gorsze dni, kiedy to czytałam, ale po prostu Vice Versa nie spodobało mi się tak jak się tego spodziewałam. W imię powiedzenia "tak wiele książek, tak mało czasu", po kilka razy wracam tylko do najlepszych dla mnie książek, ale rozważam nagięcie tej zasady i przeczytanie Vice Versa raz jeszcze, za jakiś czas. Bo serio - nie chce mi się wierzyć, w tak skrajne odczucia względem dwóch książek z tej samej serii...

Zastraszający procent książek, które przeczytałam w tym roku okazuje się być rozczarowaniem, albo w lepszym przypadku po prostu przeciętniakiem.

Przeczytałam dotychczas około 50 książek w tym roku i jestem w stanie policzyć na palcach, ile faktycznie wywarło na mnie większe wrażenie. Odpowiedź to 8. Na dokładnie 47 przeczytanych książek, tylko 8 uważam za świetne. Reszta...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Monstressa. Tom Pierwszy - Przebudzenie Marjorie M. Liu, Sana Takeda
Ocena 7,5
Monstressa. To... Marjorie M. Liu, Sa...

Na półkach:

Pracuję w bibliotece i miałam to szczęście, że mogłam współtworzyć zamówienie nowych książek do naszej placówki. Jako, że jestem w mniejszości pracowników ubóstwiających fantastykę, część sugestii z tego gatunku + z komiksów, spadła własnie na mnie. I bardzo się z tego powodu cieszę, bo dzięki temu udało mi się poprosić o zamówienie 3 tomów Monstressy. Komiksu, o którym słyszałam masę pochlebnych opinii.

Sama nie czytuję raczej komiksów, bo niewiele z nich podoba mi się pod względem graficznym, ale Monstressa? Estetycznie jest to majstersztyk. Te detale, te ponure kolory, ta kreska i te rysy twarzy kobiet! KAŻDA z nich jest powalającej urody! No nie mogłam się na nie napatrzeć!

W mojej opinii komiksy to bardzo ciężki typ literatury. W książkach czytelnik bazuje na swojej wyobraźni, a komiks? Tu wszystko jest podane na tacy i jest o wiele większe prawdopodobieństwo, że taka forma do nas nie trafi, bo coś nam się nie spodoba i nie sprosta naszym wyobrażeniom.

Historia Monostressy wciągnęła mnie od pierwszej strony, ale muszę przyznać, że momentami się gubiłam. Komiks to w większości obraz. Tekst stanowi tylko niewielki procent całości treści i dlatego w pewnych chwilach nie wiedziałam o co chodzi, mimo, że przecież miałam to 'pokazane'.

Zdziwiło mnie też to, że momentami naprawdę mnie ta historia przerażała. Jedzenie części ciała, żeby pozyskać moc... I te przerażające grafiki z pewnych scen... Muszę przyznać, że na niektóre z 'okienek' wolałam nie patrzeć zbyt długo.

Faktycznie, zgadzam się też z opiniami, że ten komiks w jakiejś części przypomina mi produkcje ze studia Ghibli, ale w tym przypadku jest to dla mnie zaleta, bo studio Ghibli zajmuje wyjątkowe miejsce w moim sercu. A to, że graficznie są tu jeszcze nawiązania do steampunku? Jeszcze lepiej!

Zdecydowanie było to udane spotkanie z komiksem! Mam pozostałe 2 zeszyty, ale muszę sobie zrobić przerwę, bo sama ta historia w połączeniu z tak wymownymi grafikami, jest trochę zbyt mroczna jak na moją psychikę.

Pracuję w bibliotece i miałam to szczęście, że mogłam współtworzyć zamówienie nowych książek do naszej placówki. Jako, że jestem w mniejszości pracowników ubóstwiających fantastykę, część sugestii z tego gatunku + z komiksów, spadła własnie na mnie. I bardzo się z tego powodu cieszę, bo dzięki temu udało mi się poprosić o zamówienie 3 tomów Monstressy. Komiksu, o którym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

JAKIE. TO. BYŁO. DOBRE!

Już od targów książki, widziałam promocyjne zdjęcia tej książki, ale nie miałam pojęcia o czym to będzie. Dopiero kiedy moja biblioteka zakupiła nowości i miałam okazję dorwać tę pozycję w swoje ręce, przeczytałam o czym to w ogóle ma być i cóż... Nie oddałam tej książki dopóki jej nie przeczytałam, czyli zajęło mi to aż DZIEŃ ;)

Mimo, że w tej książce jest sporo 'poważnych' wątków (główna bohaterka uświadamia sobie w jak toksycznym związku była i powoli zaczyna walczyć z rodzajem traumy z tym związanej, a główny bohater ma brata w więzieniu, a sam pracuje w hospicjum). Więc od razu widać, że nie będzie to 'głupkowata historia miłosna'. Jednak nie zabrakło tutaj śmiesznych i ciepłych aspektów.

Bardzo dobrze się bawiłam przy tej lekturze i zdecydowanie była ona czymś czego potrzebowałam w danym momencie ;)

JAKIE. TO. BYŁO. DOBRE!

Już od targów książki, widziałam promocyjne zdjęcia tej książki, ale nie miałam pojęcia o czym to będzie. Dopiero kiedy moja biblioteka zakupiła nowości i miałam okazję dorwać tę pozycję w swoje ręce, przeczytałam o czym to w ogóle ma być i cóż... Nie oddałam tej książki dopóki jej nie przeczytałam, czyli zajęło mi to aż DZIEŃ ;)

Mimo, że w tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oh, jakże mnie ta książka znudziła... A zaczynała się tak dobrze...

Już jakiś czas temu, wymyśliłam nazwę dla takich książek - WYDMUSZKI. Piękne z zewnątrz, a treść żadna :(

Historia miała potencjał, dopóki nie zaczęła być przesadnie udziwniona. Wiem, że jest masa osób, którym ta książka się bardzo podobała. Niestety ja nie należę do tego grona. Nie było tu ani pół bohatera, który zyskałby moją sympatię, a samo to na ogół już wystarczy, żebym zniechęciła się do czytania książek danego autora.

Żałuję, że się tak pospieszyłam i kupiłam tę książkę, tym bardziej, że w mojej bibliotece jest już od jakiegoś czasu dostępna...

Czy sięgnę po kontynuację? - prawdopodobnie, bo lubię dawać drugie szanse.
Czy kupię drugi tom? - pewnie tak, skoro pierwszy stoi już na mojej półce.
Czy drażni mnie to, że ostatnio jestem taką okładkową sroką - TAK... Bo za wiele mnie to kosztuje (dosłownie) ;)

Oh, jakże mnie ta książka znudziła... A zaczynała się tak dobrze...

Już jakiś czas temu, wymyśliłam nazwę dla takich książek - WYDMUSZKI. Piękne z zewnątrz, a treść żadna :(

Historia miała potencjał, dopóki nie zaczęła być przesadnie udziwniona. Wiem, że jest masa osób, którym ta książka się bardzo podobała. Niestety ja nie należę do tego grona. Nie było tu ani pół...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie mam pojęcia jak to ocenić, dlatego zostawiam ocenę w stylu 'pół na pół'.

Jak przystało na osobę urodzoną w latach 90tych, wychowywałam się na dobranockach, gdzie leciały również Muminki. Nie była to może moja ulubiona bajka, ale na pewno była w czołówce.

Więc teraz, po latach, postanowiłam sięgnąć po książki z tej serii. I pierwsze spotkanie mnie po prostu mocno skonfundowało... Nie mam pojęcia co myśleć o tej króciutkiej książeczce. Nie mogę powiedzieć, że mi się spodobała ta lektura, ale to samo mogę powiedzieć w drugą stronę - nie twierdzę, że mi się nie podobała... Po prostu nie mam zdania. Kiedyś pewnie sięgnę po resztę historii z tej serii, ale póki co mój entuzjazm mocno przygasł :(

Nie mam pojęcia jak to ocenić, dlatego zostawiam ocenę w stylu 'pół na pół'.

Jak przystało na osobę urodzoną w latach 90tych, wychowywałam się na dobranockach, gdzie leciały również Muminki. Nie była to może moja ulubiona bajka, ale na pewno była w czołówce.

Więc teraz, po latach, postanowiłam sięgnąć po książki z tej serii. I pierwsze spotkanie mnie po prostu mocno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeden z najlepszych romansów jakie czytałam! Nie spodziewałam się, że ta książka okaże się aż tak dobra!

Duet przyjaciółek, ukrywających się pod pseudonimem Christina Lauren, przyzwyczaił mnie do raczej prostych i mocno pikantnych historii, a ta książka była od nich całkowicie inna. I to chyba jej największa zaleta!

Ta książka opowiada o Olive i Ethanie - rodzeństwie państwa młodych, którym to przytrafiło się paskudne zatrucie pokarmowe na ich własnym weselu (im i wszystkim innym gościom, poza właśnie naszej głównej dwójce bohaterów...). I w związku z tym, że siostra Olive wygrała ekskluzywną podróż poślubną na Hawaje, to Olive i Ethan muszą na nią polecieć, żeby ta wycieczka nie przepadła. Nie ma problemu, bo nazwisko Olive i nazwisko Ethana zgadzają się z tymi od państwa młodych. Jest tylko jeden szczegół - Olive i Ethan sobą GARDZĄ.

Nie muszę pisać chyba już nic więcej? Ich wzajemna niechęć i docinki, to jeden z lepszych aspektów książki! A kiedy jeszcze przez pewien zbieg okoliczności ta dwójka FAKTYCZNIE musi zacząć udawać nowożeńców, robi się jeszcze lepiej!

Zawsze najsłabszym aspektem romansów jest dla mnie 'obligatoryjna drama', po której to dochodzi do rozstania, a później patetycznego pogodzenia... I na ogół te dramaty dotyczą byłych partnerów, braków w komunikacji, tajemnic, jakiś bezsensownych sporów itd. Ale to co tutaj się dzieje, było dla mnie totalną nowością. Powód, który poróżnił tę dwójkę, nie wydał mi się już tak bezsensowny jak to zwykle bywa. I chociaż raz mogłam się zgodzić z książkowymi bohaterami, że takie coś może poróżnić dwie osoby...

Oczywiście jak przystało na romans z 'krwi i kości', książka kończy się pozytywnie i szczęśliwie.

Był to kawał śmiesznej i odprężającej lektury, którą pochłonęłam w jeden wieczór.

Nie jest to erotyk, jak w większości bywało z książkami tych autorek. Sceny erotyczne nie są tutaj rozbudowane, a są wręcz ucinane, więc tę książkę mogą czytać nawet nastoletnie osoby.

Jeden z najlepszych romansów jakie czytałam! Nie spodziewałam się, że ta książka okaże się aż tak dobra!

Duet przyjaciółek, ukrywających się pod pseudonimem Christina Lauren, przyzwyczaił mnie do raczej prostych i mocno pikantnych historii, a ta książka była od nich całkowicie inna. I to chyba jej największa zaleta!

Ta książka opowiada o Olive i Ethanie - rodzeństwie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po tej części musiałam zrobić sobie przerwę na inne książki, bo postać Dory zaczęła mnie już nieco przerastać. Za szybko staje się tak potężną postacią - tu włada wilkami, tu jest panią wampirów, tu znowu jest silną wiedźmą, tam znowu się okazuje, że gdyby chciała, to mogłaby stać się kolejnym aniołem śmierci, bo jego miecz ją akceptuje...

Za dużo i za szybko się to wszystko dzieje, przez co za bardzo się skupiam na elementach, które mi nie pasują, zamiast cieszyć się tymi fajnymi 'kawałkami'.

Stąd tymczasowe zawieszenie tej serii. Kiedyś na pewno do niej wrócę, bo jednak intryguje mnie seria o Witkacu, (którą parę dni temu kupiłam po taniości w Tesco...) ale wolę czytać wszystko po kolei.

Po tej części musiałam zrobić sobie przerwę na inne książki, bo postać Dory zaczęła mnie już nieco przerastać. Za szybko staje się tak potężną postacią - tu włada wilkami, tu jest panią wampirów, tu znowu jest silną wiedźmą, tam znowu się okazuje, że gdyby chciała, to mogłaby stać się kolejnym aniołem śmierci, bo jego miecz ją akceptuje...

Za dużo i za szybko się to...

więcej Pokaż mimo to