Biblioteczka
2022-10-09
2021-10-17
"Bo czym innym są moje poszukiwania siebie, jeśli nie miotaniem się między chęcią znalezienia sensu na całe życie a niemożliwością poświęcenia się jednej idei na dłużej niż pięć minut?"
Pierwszy raz spróbowałam 'wygrać' książkę do recenzji, od wydawnictwa i teraz nie wiem czy to był dobry pomysł, że trafiło akurat NA TĘ książkę... Bo nie mam bladego pojęcia jak ją teraz ocenić... Ale mimo wszystko, bardzo dziękuję wydawnictwu Prószyński za ten egzemplarz, bo ta lektura zapadnie mi w pamięć na długo.
Zacznę tradycyjnie od banałów - od oprawy graficznej. Nie będę ukrywać, że gdyby nie ta okładka, to pewnie nigdy nie sięgnęłabym po ten tytuł. Gdyby nie ta parasolka, wbita w kokos, kolorystycznie nawiązująca do pewnej flagi, pewnie za każdym razem gdy gdzieś by ten tytuł mi się przewijał, to bezmyślnie scrollowałabym dalej, bo tytuł w żaden sposób nie zapowiadał na co człowiek się pisze zabierając się za tę lekturę... Ale, że (o ironio!) tak samo jak główna bohaterka, jak w coś się wkręcę, to mogłabym mieć z tego doktorat... a przynajmniej z umiejętności wyszukiwania ciekawostek na ten temat... Tak moją najświeższą 'specjalizacją' staje się powoli Korea Południowa. Więc gdy zobaczyłam w opisie książki "Seul, Korea Południowa, rozpędzony XXI wiek" - YUP. Tyle mi wystarczyło! Od razu wiedziałam, że tę książkę MUSZĘ MIEĆ.
Jedyne czego nie przewidziałam to fakt jak bardzo ta książka DO MNIE trafi... Ale tu mam wrażenie, że czytelnicy się podzielą na dwie grupy - bo czytelnicy urodzeni przed 1990, albo po 2000 roku nie odbiorą tej książki tak samo, jak typowy ROCZNIK DZIEWIĘĆDZIESIĄTY, do którego właśnie należę...
Miałam wrażenie, że to książka o mnie. Podkolorowana i przerysowana, ale O MNIE.
Wszystkie pytania o sens istnienia, kim jestem, dlaczego, po co, co zrobić, co zmienić, JAK ŻYĆ? Ta książka to dosłownie 304 strony takiego chaosu, jaki sama mam w głowie - może nie w aż tak ekstremalnej wersji, ale MAM.
Cieszę się, że przeczytałam tę książkę, ale jednak z drugiej strony boję się, że trochę mnie równocześnie skrzywdziła... bo idealnie ubrała w słowa coś o czym wiedziałam, ale nie pozwalałam sobie powiedzieć tego na głos...
"(...) bo kimkolwiek zostanę, i tak mogę przeżyć tylko jedno życie. Więc będę żałować, cokolwiek wybiorę."
"Bo czym innym są moje poszukiwania siebie, jeśli nie miotaniem się między chęcią znalezienia sensu na całe życie a niemożliwością poświęcenia się jednej idei na dłużej niż pięć minut?"
Pierwszy raz spróbowałam 'wygrać' książkę do recenzji, od wydawnictwa i teraz nie wiem czy to był dobry pomysł, że trafiło akurat NA TĘ książkę... Bo nie mam bladego pojęcia jak ją teraz...
2021-10-15
Parę lat temu próbowałam przeczytać inną serię tej autorki - "Caraval" i o ile początek bardzo mi się podobał, to im dalej 'w las' tym gorzej... Finalnie oceniłam ją bardzo nisko i po pierwszym tomie porzuciłam plany czytania ciągu dalszego.
A teraz, może z pół roku temu natrafiłam na zapowiedzi Once Upon a Broken Heart i od razu zdecydowałam, że muszę to przeczytać! I dopiero jak dodałam ją sobie na półkę "chcę przeczytać" zauważyłam, czyjego autorstwa to jest książka... Więc nie ukrywam, że podchodziłam do niej trochę sceptycznie...
Ale mile się zaskoczyłam, po pierwsze OPRAWĄ GRAFICZNĄ! Kupiłam wydanie z hodder & stoughton z ukrytymi okładkami, pod papierowymi obwolutami (i okazuje się, że te wydanie się wyprzedały ekspresowo, a dodruk już będzie gładki pod obwolutą, więc jak to się mówi: "TYLE WYGRAĆ!"), a po drugie samą fabułą.
Mam wrażenie, że autorka do swoich książek, które i tak są już mocno BAŚNIOWE, przemyca wątki z innych baśni i bajek. Tu poniekąd widziałam nawiązania do Kopciuszka, do Elli Zaklętej i do paru innych.
Co do postaci - Evangeline wypada chyba najsłabiej ze wszystkich postaci, ale to przez to, że jest przedstawiona jako totalnie naiwna dziewczyna, która jest na tyle zdesperowana żeby być kochaną i mieć swoje "i żyli długo i szczęśliwie", że nie zważa na nic innego i ślepo brnie popełniając błąd za błędem i narażając przy tym wszystkich dookoła.
Jacks... - oj tak. Ten typ zawsze skradnie moje serce. (Mówimy tu o książkach i filmach!). Wredny, wyniosły, wyrachowany, knujący, a przy tym kipiący charyzmą i sarkazmem... Jak go nie uwielbiać - mimo, że od początku wiadomo, że COŚ kombinuje....
LaLa - postać nieco tragiczna, ale przy tym z pazurem i od razu dająca się lubić! Mam nadzieję, że w dalszych częściach będzie jej więcej.
Marisol - tej pani nie zaszczycę swoją uwagą... Ona wie dobrze, co zrobiła!
Apollo - no tak przerysowanej postaci to nie widziałam już dawno... Ile razy parsknęłam pod nosem na jego teksty (i czyny...) to nawet nie zliczę.
Książkę czytało się ekspresowo i była dokładnie tym czego wymagałam w danym momencie - czystym relaksem ;) Ale teraz mam jeden problem... Bo o ile cykl Caraval i Once Upon a Broken Heart spokojnie można czytać niezależnie od siebie, to jednak podejrzewam, że gdybym przeczytała Caraval w całości to miałabym szerszy obraz postaci, która tak skradła moje serce - postaci Prince of Hearts, więc chyba nie mam teraz wyboru i zanim wyjdzie 2 tom tej serii, muszę jednak nadrobić Legend i Finale...
Parę lat temu próbowałam przeczytać inną serię tej autorki - "Caraval" i o ile początek bardzo mi się podobał, to im dalej 'w las' tym gorzej... Finalnie oceniłam ją bardzo nisko i po pierwszym tomie porzuciłam plany czytania ciągu dalszego.
A teraz, może z pół roku temu natrafiłam na zapowiedzi Once Upon a Broken Heart i od razu zdecydowałam, że muszę to przeczytać! I...
2021-10-12
[UWAGA] Moja wypowiedź będzie miała masę spoilerów, ZWŁASZCZA DO ZAKOŃCZENIA! [UWAGA]
No nie. Po prostu nie. Nie tego się spodziewałam po zakończeniu świetnej serii...
Z wykształcenia jestem historykiem sztuki, więc wszystkie te detale architektoniczne, ciekawostki ze świata sztuki i ważne daty powinny mnie zainteresować? Powinny. Ale się tak nie stało. I niestety przyłapałam się na tym, że po prostu pomijałam te wątki bo w tym tomie, w 85% były tyko zapychaczami... Nie wnosiły nic istotnego do fabuły. Fabuły, która też niestety mnie nudziła - bo zabrakło mi tu polotu, intryg, zagadek z poprzednich tomów. Mam wrażenie, że autorka napisała tę książkę na przysłowiowe "odwal się". A już najgorsze ze wszystkiego było samo zakończenie... Ale do tego wrócę jeszcze za moment.
Kwestia Rusłana? Postać takiego fanatyka miała wielki potencjał, a została sprowadzona do paru gróźb, jednej oczywistej zasadzki i 'beznadziejnej' śmierci...
Postać Hypnosa - zastanawiam się czy autorka nie żałowała, że go w ogóle stworzyła, bo tak 'olanej' głównej postaci to już nie widziałam dawno. Hypnos w tej części to kilka żarcików, fochów i uśmiechów... Aaa - i zapomniałam - miał kluczową rolę MACHANIA WACHLARZEM...
Severin i Laila - 2 najgorzej wypadające w tym tomie postacie. Nie mam nawet o czym napisać w ich przypadku...
Tę książkę jedynie bronią Enrique i Zofia, jedyni którzy w tym tomie wykazali jakiś rozwój postaci. Enrique w końcu nabrał charakteru, umiał się postawić i przestał dawać sobą aż tak pomiatać. No i Zofia, która coraz lepiej zaczynała odnajdywać się w świecie, poznawać swoje emocje i radzić sobie z nimi.
Wątek bożej liry i 'zmiany świata' pominę, bo po prostu nie jest nawet wart ani słowa...
Ale co było najgorsze w tym wszystkim? ZAKOŃCZENIE... Na kolanie nakreślona pobieżna historia co Severin, Hypnos, Enrique i Zofia robili od wydarzeń na zikkuracie, jak czekali na Lailę, która nawiedzała ich tylko w snach i miała dla nich jakieś sentencje niczym trenerzy personalni, po których oni oczywiście nagle zmieniali swoje życia... Dowiadujemy się, że Severin się nie starzeje, WSZYSYCY POZOSTALI UMIERAJĄ, a on dalej czeka... i nagle mamy przeskok do 1990 roku i magicznie Laila powraca... i KONIEC KSIĄŻKI...
Po cholerę w ogóle był ten przeskok?! Dlaczego Laila wróciła, gdzie była, co robiła, dlaczego aż tyle Severin musiał na nią czekać, co będzie teraz dalej? - wszyscy ich wspólni przyjaciele przecież od dawna nie żyją, czy teraz Severin i Laila zestarzeją się razem, czy będą nieśmiertelni?!
Ja rozumiem otwarte zakończenia. Ale takich przeskoków czasowych w epilogu SZCZERZE NIENAWIDZĘ. Bardzo rzadko trafiają się takie epilogi, które są napisane dobrze, bo na ogół pozostawiają jakiś niesmak, że coś mogło zostać poprowadzone inaczej. I ten epilog jest doskonałym tego przykładem. Tylko mnie rozdrażnił i mam pewność, że do tej serii już więcej nie wrócę.
[UWAGA] Moja wypowiedź będzie miała masę spoilerów, ZWŁASZCZA DO ZAKOŃCZENIA! [UWAGA]
No nie. Po prostu nie. Nie tego się spodziewałam po zakończeniu świetnej serii...
Z wykształcenia jestem historykiem sztuki, więc wszystkie te detale architektoniczne, ciekawostki ze świata sztuki i ważne daty powinny mnie zainteresować? Powinny. Ale się tak nie stało. I niestety...
2021-10-08
Udało mi się wygrać tę książkę. W maju 2017 roku... Czyli przeleżała sobie u mnie na regale około 1600 dni, zanim zasłużyła na moje zainteresowanie... Ale może dobrze, że się tak stało, bo właśnie w ostatnich latach odkryłam, jak bardzo lubię książki rozgrywające się w XIX wieku, a szczególnie te, których akcja dzieje się w latach 1800 - 1890.
Nie powiem, żebym wybitnie polubiła główną bohaterkę (albo w ogóle bohaterów... Jedynie moją natychmiastową sympatię zyskał Oskar - pracownik kostnicy...).
Josephine z jednej strony żywo interesowała się kwestiami jakie nie przystoją młodej damie i wykazywała olbrzymie pokłady dociekliwości i inteligencji, ale z drugiej była tak NAIWNA... Ale to chyba po prostu kwestia dobrze napisanej postaci. Bo jednak Jo, to dziewczyna żyjąca w XIX wieku, kiedy to kobieta powinna być ładną i pustą lalką, ot akcesorium dla mężczyzny... I tu "pikanterii" dodawały jeszcze wszystkie teksty 'Babuni', którą ja nazywałam O WIELE GORZEJ czytając tę książkę... Miałam ochotę zakleić każde słowo Babunia i na jego miejsce wstawić chociażby 'BABSZTYL'... (Czytuję bardzo dużo książek, ale tak NATYCHMIASTOWĄ nienawiścią do jakiejś postaci, zapałałam dopiero 3 raz w życiu...) A jak jeszcze ten BABSZTYL zaczął się rozwodzić nad szerokością bioder jakiejś bohaterki i porównał ją do zdrowej jałówki... to aż mi ciśnienie skoczyło...
Pod względem akcji, książka mnie jakoś wybitnie nie zaskoczyła. Od samego początku wiedziałam, kto okaże się mordercą i również 'dlaczego' nie było dla mnie zdziwieniem, ale mimo tego książkę się dosłownie pochłaniało, strona po stronie!
Jedynie gdzie dałam się zaskoczyć? To na ZAKOŃCZENIU... Nie spodziewałam się takiej formy zakończenia... Jest to książka z gatunku YA, więc zakładałam, że dostanę tu ładne i "żyli długo i szczęśliwie"... A tu jednak nie... Oczywiście zakończenie jest pozytywne, ale nie spodziewałam się, że będzie ono tak urwane i poniekąd otwarte... Aż musiałam sprawdzić, czy to na pewno pojedyncza powieść, czy może wyszedł do niej jakiś ciąg dalszy z kolejnymi przygodami Jo, Eddiego, Oskara i Fey... Ale nie. To już koniec-koniec.
Udało mi się wygrać tę książkę. W maju 2017 roku... Czyli przeleżała sobie u mnie na regale około 1600 dni, zanim zasłużyła na moje zainteresowanie... Ale może dobrze, że się tak stało, bo właśnie w ostatnich latach odkryłam, jak bardzo lubię książki rozgrywające się w XIX wieku, a szczególnie te, których akcja dzieje się w latach 1800 - 1890.
Nie powiem, żebym wybitnie...
2021-09-22
Podziwiam osoby, które potrafią pisać składne i treściwe recenzje i opinie... Moja taka nie będzie. Więc od razu uprzedzam...
Zacznijmy może od strony wizualnej: ta książka to BESTIA. Pod względem objętości (719 stron), pod względem wagi (z pół kilograma), pod względem czcionki (drobna!) i pod względem grafiki (I tu od razu coś sobie wyjaśnijmy... Ja rozumiem, że nie każdy lubi postacie na okładce, nie każdy lubi roznegliżowanych facetów, czy motywy jak żywcem wyjęte z horroru... - jeżeli już samo to Wam przeszkadza? TO NIE JEST KSIĄŻKA DLA WAS. Jak widzę gdzieś teksty, że "łeee po co koleś na okładce, łeee dlaczego tyle paskudztw..." - hmm - po pierwsze - ten KOLEŚ to główna postać, po drugie ta książka kipi horrorem i masakrą... I kolejna rzecz - oprawa graficzna tej książki to przemyślany zabieg. Czy macie w ręce brytyjskie wydanie, czy amerykańskie, tam KAŻDY.SZCZEGÓŁ.MA.ZNACZENIE...)
Na co powinniście się nastawiać?
- wampiry w najgorszym krwawym, makabrycznym wydaniu? (TAK)
- nieustraszonych wojowników? (TAK)
- zdrady? (TAK)
- sarkazm, czarny humor? (TAK)
- polityczne gierki? (TAK)
- religijnych fanatyków? (TAK)
- krwawy horror? (TAK)
- epickie bitwy? (TAK)
- opisową śmierć dzieci, kobiet, mężczyzn, zwierząt? (TAK)
- miłość? (TAK)
- szczęśliwe zakończenie (NIE.)
Sam autor wielokrotnie wypowiadał się, że jest to jego najlepsza książka. Nie są to puste przechwałki. Jak już pisałam, Empire of the Vampire to istna bestia... Książka jest niesamowicie rozbudowana pod względem świata, dostajemy całą plejadę postaci, pozornie dających się lubić, a faktycznie okazujących się totalnymi gnojami. Jest kilka MOCNYCH plottwistów i kilka oczywistych zagrywek.
Czytałam tę książkę w oryginale i mimo, że od lat jest mi obojętne czy książka jest po polsku czy po angielsku, tu śmiało mogę powiedzieć, że była to NAJTRUDNIEJSZA pozycja, jaką zdarzyło mi się kiedykolwiek czytać (ciekawa jestem jak będzie to wyglądało w naszym przekładzie). Na jej trudność składa się kilka czynników - po pierwsze książka ma 3 linie czasowe: teraźniejszość, czasy gdy Gabriel miał naście lat i czasy gdy miał 32 lata. A po drugie - w Empire of the Vampire pojawia się niezliczona ilość postaci, reprezentujących różne kasty społeczne i każda z tych postaci mówi inaczej... więc mamy 'poprawny' język, mamy mowę stylizowaną na dawną, mamy mowę 'panów i lordów', mamy coś co wygląda jak pijacki bełkot starych Irlandczyków, mamy religijne sentencje i WIELEEEEE innych...
I dla tych co się zastanawiają czy jest sens sięgać po kolejną książkę o wampirach... Powiem tak: czytałam Draculę Brama Stokera, czytałam Zmierzch Stephenie Meyer i jeszcze DZIESIĄTKI innych książek o wampirach. Ale TAKIEJ książki nie czytałam nigdy...
To naprawdę kawał świetnej literatury, która ma w sobie wszystko co w fantastyce najlepsze!
Wszystko poza "i żyli długo i szczęśliwie"...
Podziwiam osoby, które potrafią pisać składne i treściwe recenzje i opinie... Moja taka nie będzie. Więc od razu uprzedzam...
Zacznijmy może od strony wizualnej: ta książka to BESTIA. Pod względem objętości (719 stron), pod względem wagi (z pół kilograma), pod względem czcionki (drobna!) i pod względem grafiki (I tu od razu coś sobie wyjaśnijmy... Ja rozumiem, że nie każdy...
Nie tego się spodziewałam...
4 gwiazdki za treść
1 gwiazdka dodatkowo za piękną oprawę graficzną.
(I tak ocena jest na wyrost...)
Książkę czytało się dobrze, ale zdecydowanie nie był to reportaż tak jak twierdził wydawca, a bardziej luźne i czasem urywane w dziwnych momentach, notatki... Coś w stylu zapisków, na podstawie których dopiero pisze się książkę...
Zero przypisów, to były same luźne myśli autora, nie wiadomo nawet na ile wiarygodne? Nie twierdzę, że chciałabym 12 stron z przypisami, ale czasem by się tu jednak przydały.
Książka jest już też nieco 'stara' bo jest z 2014 roku, więc masa treści tam zawartych jest od dawna nieaktualna.
Jeżeli zaczynasz interesować się Koreą Południową, nie polecam tej książki na początek. Jest zbyt chaotyczna, mimo ładnie rozpisanego spisu treści, co może nieco zmylić. Autor chciał chyba upchnąć tam wszystko i wyszło jak wyszło... (niektóre kwestie zamykają się w np tylko 2 linijkach tekstu).
Cieszę się, że wcześniej czytałam "Cool po Koreańsku", bo teraz część kwestii była dla mnie łatwiejsza do zrozumienia, niż gdybym miała polegać wyłącznie na tym tytule.
Nie tego się spodziewałam...
4 gwiazdki za treść
1 gwiazdka dodatkowo za piękną oprawę graficzną.
(I tak ocena jest na wyrost...)
Książkę czytało się dobrze, ale zdecydowanie nie był to reportaż tak jak twierdził wydawca, a bardziej luźne i czasem urywane w dziwnych momentach, notatki... Coś w stylu zapisków, na podstawie których dopiero pisze się książkę...
Zero...
2021-03-26
Bardzo ciekawa książka. Taki wstęp do wszystkiego co chcesz wiedzieć o Korei Południowej na początek swojej przygody z tym krajem.
Rozdziały były podzielone na różne kwestie i na szczęście żaden nie odstawał i nie był nudny, a są to zawsze moje obawy przed czytaniem reportaży - obawiam się, że książka będzie tak 'sztywna', że będę miała wrażenie czytania podręcznika, z którego zaraz ktoś będzie mnie chciał odpytywać.
A z tej pozycji dowiedziałam się sporo interesujących ciekawostek, o których nie miałam wcześniej pojęcia.
Sama książka jest pięknie wdana - w miękkiej oprawie (ale nie tej standardowej półsztywnej, gdzie łatwo o złamanie grzbietu, albo nieco nieporęczne czytanie bo marginesy są zbyt wąskie i trzeba szeroko otwierać książkę, żeby widzieć całość, tylko w takiej typowo miękkiej-miękkiej gdzie książka zostaje otwarta na danej stronie). Olbrzymim plusem są też przepiękne klimatyczne grafiki, utrzymane w pastelowych odcieniach.
Cieszę się, że zaryzykowałam z tą książką i zdecydowałam się na zakup bo jednak reportaż jest już mocnym wyjściem z mojej strefy komfortu, ale tu bawiłam się przednio.
Bardzo ciekawa książka. Taki wstęp do wszystkiego co chcesz wiedzieć o Korei Południowej na początek swojej przygody z tym krajem.
więcej Pokaż mimo toRozdziały były podzielone na różne kwestie i na szczęście żaden nie odstawał i nie był nudny, a są to zawsze moje obawy przed czytaniem reportaży - obawiam się, że książka będzie tak 'sztywna', że będę miała wrażenie czytania podręcznika, z...