-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
„… czasami wiara w coś staje się zbyt silna i mąci ludziom w głowach. Wtedy poprzez tę wiarę i strach z niej płynący przestają dostrzegać człowieka …”
Przesąd – przekazywany z ust do ust, od dawien dawna, zdawać by się mogło od zawsze. Prawdopodobnie źródłem zabobonów są stare wierzenia pochodzące z czasów, kiedy człowiek starając się zrozumieć mechanizmy zachodzące w otaczającej go przyrodzie, obserwował zjawiska tłumacząc sobie ich przyczynę przy pomocy ówczesnej wiedzy tudzież swoich subiektywnych odczuć, scalając w sposób bardziej lub mniej logiczny luźno powiązane lub zupełnie z sobą rozbieżne zdarzenia w wątpliwy zazwyczaj ciąg przyczynowo skutkowy zrozumiały często tylko dla jego odkrywcy. Powstałe twierdzenie funkcjonowało z czasem, jako prawda objawiona, dogmat, z którym walczyć przyszłoby na myśl tylko zdesperowanemu samobójcy.
Odległe nam czasy, w których niewielka wiedza o otaczającym świecie i garstka informacji zdobytych na marnym doświadczeniu były tak naprawdę jedynym orężem, którym mógł wywijać człowiek przed obliczem matki natury we własnej obronie. To marne uzbrojenie przeciwko bezlitosnej i trudnej rzeczywistości, ale dzięki temu mógł choćby podjąć zmagania z życiem, nie był w swoim mniemaniu bezbronny, rzadziej popadał w bezsilność, cóż, że zbyt rzadko niżby sam chciał. Niewątpliwie była to jakaś obrona, tarcza, za którą w chwilach zwątpienia mógł się skryć, było to działanie zdecydowanie potrzebne, ruch, którym zapełniano dłużące się oczekiwanie na boską interwencję, wtedy, kiedy nawet ponaglenia ślące z modlitwą w stronę nieboskłonu nie dawały nadziei a i wtedy nawet lepiej było zabezpieczyć się na tzw. „ zaś”. Człowiek mógł zaklinać, bronić, załagadzać, odwracać, przywoływać a przede wszystkim starać się wpływać swoim działaniem na otaczającą go przyrodę czy społeczność. Można by rzec dziś, takie ot gadanie, nadające, co najwyżej kolorytu, czyniące ciekawszą lokalną tradycję i kulturę. Dziś bagatelizowane, trywializowane kiedyś stanowiło istotny element regulujący stosunki między ludźmi zwłaszcza w małych społecznościach.
Jak każda rzecz na tym świecie, jak każdy przysłowiowy kij również zabobon miał swój drugi koniec. Był nie tylko wyznacznikiem wiedzy, nie tylko pomocą, ale również bronią, dzięki której można było manipulować ludźmi, trzymać onych w strachu a samemu o ile miało się takie zakusy zdobyć nad nimi władzę, i kiedy naszła ochota, potrzeba czy choćby fanaberia konsekwentnie z niej korzystać. Ile krwi napsuł taki zabobon, jak potrafił uprzykrzyć życie! Bywało, że i niejedno odebrał.
Skarbnicą, nośnikiem a i często samym twórcą lokalnych przesądów i prawd były wiejskie babki, znachorki, akuszerki, które kojarzą nam się najczęściej z zamieszkującymi malownicze, pachnące ziołami samotnie, z ciepłymi sympatycznymi staruszkami, odzianymi w cztery warstwy spódnic, czarnymi kotami u stóp, wałęsającymi się po lesie i łące w poszukiwaniu ziół, zdrapującymi cierpliwie korę z drzew, nad którymi łatają motyle a ptaki wydzióbują okruchy wprost z ręki. Mało, kiedy pamiętamy o tym, że owe otulone magią babki, choć najczęściej prowadziły skromny żywot miały niezwykłą moc nie tylko pomagania, leczenia, ale i szkodzenia często też manipulowały po prostu społecznością, w której funkcjonowały. Niewiedza i strach, to były narzędzia, które wykorzystywały, rzadziej było to po prostu ich własne przekonanie.
Zmora, południca, kozioł ofiarny. Krysia, siódma córka, przekleństwo podczęstochowskiej wsi. Uczynić kogoś winnym to zdjąć sobie z pleców nielichy ciężar, to pozwolić kamieniowi spaść z piersi, znieść bagaż odpowiedzialności na kogoś, podnieść swoje ego, znaleźć gorszego od siebie, to, że czyniono to kosztem innych nie miało żadnego znaczenia, liczyła się możliwość odegrania na kimś własnych lęków. Czy aby na pewno prawdziwe zło tkwi tam gdzie chce i widzi ja wieś czy może czai się gdzie indziej. O wiele straszniejsze, niewyimaginowane, bo już spełnione przykryte tyko cisza, milczeniem, skrywana skrzętnie tajemnicą.
Książka Sabiny Waszut to również rzecz o tym jak bardzo środowisko, w którym żyjemy kształtuje naszą ścieżkę życiową i nas samych. O tym jak trudno przebić się przez otaczające nas utarte schematy, jak ciężko poprzez gwar innych usłyszeć samego siebie. Jak bardzo determinuje nasze działanie chęć przynależenia do grupy, jaką wagę przykładamy do cudzych ocen. Jak często idziemy na skróty opierając się na niesprawdzonych opiniach, poglądach, nie podejmując trudu krytycznego myślenia. Wybijamy się ze strefy komfortu, pod wpływem refleksji, często doświadczenia, przez które przechodzimy, aby odmienić nasz sposób myślenia, aby odmienić nas samych nie potrzeba wielkich filozoficznych przemyśleń. Czasami wystarczy jedno zdarzenie, jedna chwila, moment, który zmienia wszystko. Stare strachy przestają straszyć a przed człowiekiem otwiera się bezkresna przestrzeń nieskończonych możliwości. I tylko czasem, tak dla pewności, skrzyżujemy ukradkiem dwa palce, zejdziemy z drogi czarnemu kotu lub przywiążemy przy wózku dziecka czerwoną tasiemkę.
Dobrze jest czasem popatrzeć starym przesądom prosto w oczy i mrugnąć do nich figlarnie można też wystawić po prostu środkowy palec, tak po starej znajomości. Póki, co polecam podróż do urokliwej opowieści o równie urokliwym miejscu na ziemi, cichej, spokojnej wsi, których wiele podobnych w naszych wspomnieniach znajdziemy. Będzie to podróż w lata dzieciństwa, pachnącą chlebem, szumiąca zbożem i brzmiąca śmiechem. Po raz kolejny dobrze była autorkę poczytać. Polecam.
„… czasami wiara w coś staje się zbyt silna i mąci ludziom w głowach. Wtedy poprzez tę wiarę i strach z niej płynący przestają dostrzegać człowieka …”
Przesąd – przekazywany z ust do ust, od dawien dawna, zdawać by się mogło od zawsze. Prawdopodobnie źródłem zabobonów są stare wierzenia pochodzące z czasów, kiedy człowiek starając się zrozumieć mechanizmy zachodzące w...
2023-10-15
Niezmiernie trudno ocenić historię, której podstawę stanowi przekaz rodzinny. Jak napisać, że postaci są mdłe, ich postępowanie wydaje się nam niekonsekwentne, czy choćby skonstruowana historia mówiąc kolokwialnie nie trzyma się kupy? Mając pełną świadomość, że autor w takim przypadku to nie tylko twórca i jego tworzywo, to ktoś, kto dzieli się intymnością. Fakt, że jest to intymność nie tylko jego własna, ale intymność całej rodziny, zdarza się, że wielu jej pokoleń, zagęszcza atmosferę i stawia oceniającego w dość niezręcznej, według mojej opinii i stanu ducha, sytuacji. W takim przypadku musimy docenić i mieć na uwadze, że zaufanie, jakim nas obdarzył autor jest wyższe a krytyka bardziej dotkliwsza. Zwykle, jeżeli wpada mi w ręce, podobna tej, historia rodzinna, w której zwyczajnie mi coś nie gra, prosi się wręcz według mojej opinii na słowa, konstruktywnej rzecz jasna, krytyki z zasady książki takiej nie oceniam, niedoskonałość merytoryczną i warsztatową o ile się takie w tekście znajdą, staram się widzieć, jako cechę, która nadaje jej swoistej autentyczności, takiej życiowej naiwności, bezpośredniości, podsumowuję ją po cichu pobłażliwym uśmiechem kierując się pewnością, że w wyniku takiej a nie innej mojej decyzji świat się przecież nie zawali. Bez mojej opinii książka i tak będzie żyć własnym życiem, nie zrobię autorowi przykrości, więc, po co pchać się niepotrzebnie diabłu w …. no wiadomo gdzie …
W przypadku „Rozdroży” staram się być się konsekwentna, po skończonej lekturze, bez żadnego poczucia dyskomfortu … wiem, że czas spędzony nad książką nie był stracony. Śląsk, lata 1934 do 2006. Polacy, Niemcy, Ślązacy i wielka historia odciskająca piętno na losach jego mieszkańców.
Wielokrotnie pod wpływem docierających do nas informacji, niejeden raz zadać trzeba było sobie pytanie: O co chodzi z tym poczuciem „ bycia Ślązakiem”? Dlaczego niektórzy mieszkańcy Śląska, choć Polacy, bo przecież w Polsce mieszkają mówią o sobie, że są Niemcami albo Ślązakami? Dlaczego tylu wyjechało za granicę, na tzw. pochodzenie? Dlaczego domagają się podwójnego nazewnictwa? Co z tym Śląskiem jest „ nie tak”? W czym leży problem?
Jeśli mamy takie dylematy, jeśli zaczną nami targać wątpliwość i chęć uzyskania odpowiedzi to konsekwencją tego jest szukanie informacji. Szukamy w zasadzie wszędzie, gdzie się da. Najbardziej dostępnym źródłem, najprostszym, szybkim, będącym dosłownie pod ręką, umożliwiającym zaspokojenie ssącego nas głodu wiedzy z pozycji domowego fotela jest Internet. Dojdziemy do tego, kto pierwszy na tych ziemiach mieszkał, skąd na tych terenach taki tygiel wielonarodowościowy, dowiadujemy się o powstaniach śląskich, o plebiscycie. Wtedy wiemy, czasami z grubsza, czasami głębiej ogarniamy problem. Nic jednak nie utrwala, nie oświeca, nie zamienia tak wątpliwości w przekonanie jak wsłuchanie się w zwykłe ludzkie opowieści. Historie płynące spod strzech, z zawilgoconych korytarzy, znad parujących garów czy cerowanej skarpety. Żadne oceny, najbardziej biegłych w temacie historyków nie trafią do naszej świadomości i nie zagnieżdżą się w naszej pamięci tak jak opowieść płynąca z ust, wprost od samych zainteresowanych. Ta konkretna płynie melodyjnym językiem, bez błędów czy wyszukanych ozdobników literackich, od Niemki, mieszkającej na Śląsku, żony zamieszkałego tam też Polaka, spisanej i opowiedzianej nam przez Sabinę Waszut. Weźcie książkę do ręki, czytajcie i przekonajcie się sami.
Niezmiernie trudno ocenić historię, której podstawę stanowi przekaz rodzinny. Jak napisać, że postaci są mdłe, ich postępowanie wydaje się nam niekonsekwentne, czy choćby skonstruowana historia mówiąc kolokwialnie nie trzyma się kupy? Mając pełną świadomość, że autor w takim przypadku to nie tylko twórca i jego tworzywo, to ktoś, kto dzieli się intymnością. Fakt, że jest...
więcej mniej Pokaż mimo toMocno antyreligijna rzecz. Sprawnie napisana. Po lekturze książki miałam podobne odczucia jak przy przedzieraniu się przez Stary Testament. Teraz i wtedy zaskakiwało boskie okrucieństwo i jego bezcelowość. No i lawina refleksji nad sensem życia, wiary, nad poczuciem własnego "ja" i rolą w społeczności. Ciężkie tematy w nowoczesnej formie. Nie przeczytać to zaiste grzech.
Mocno antyreligijna rzecz. Sprawnie napisana. Po lekturze książki miałam podobne odczucia jak przy przedzieraniu się przez Stary Testament. Teraz i wtedy zaskakiwało boskie okrucieństwo i jego bezcelowość. No i lawina refleksji nad sensem życia, wiary, nad poczuciem własnego "ja" i rolą w społeczności. Ciężkie tematy w nowoczesnej formie. Nie przeczytać to zaiste...
więcej mniej Pokaż mimo toJeśli to debiut ... to pisz autorko więcej, dużo więcej ... czy to podobnych tej ... czy zupełnie odmiennych historii ... pisz ... przeczytam wszystko ... Polecam zdecydowanie.
Jeśli to debiut ... to pisz autorko więcej, dużo więcej ... czy to podobnych tej ... czy zupełnie odmiennych historii ... pisz ... przeczytam wszystko ... Polecam zdecydowanie.
Pokaż mimo toPięknie napisana rzecz o strachu przed odmiennością, o wyrzutach sumienia, o miłości. Polska prowincja odmalowana mieszanką wszystkiego co ludzkie i ponadczasowe.
Pięknie napisana rzecz o strachu przed odmiennością, o wyrzutach sumienia, o miłości. Polska prowincja odmalowana mieszanką wszystkiego co ludzkie i ponadczasowe.
Pokaż mimo to2021-03-01
Ponoć nie powinno oceniać się książki po okładce. Trudno jednak nie kierować się schematem, powstałym było nie było z długoletniego czytelniczego doświadczenia. Zaiste, czegóż by można oczekiwać po trywialnej okładce, równie trywialnym tytule z pogłębiającym jeszcze to wrażenie dopiskiem „serial”? Ot lekka kobieca literatura, okraszona jakimś tam dramatem, być może nasiąknięta morzem łez. Czarno- biali bohaterowie i kilku jeszcze innych ciut rozmytych, tych z drugiego i dalszych planów. Żadna rewelacja, czytadło i takie tam nie wiadomo, co.
Nie powinno oceniać się książki po tytule… oj nie! Czyż nie ten, jaki i podobne jemu, utarte frazesy, powstały na podstawie czegoś, bo przecież z niczego, nie. I tak z przypadku, od niechcenia, na pewno z dużym dystansem zaczęta …pozostawiła po sobie dojmujący głód ciągu dalszego. Nie tylko z ciekawości, ale przede wszystkim za niezwykłą zręcznością literacką, którą autorka czaruje i którą czytelnika wręcz uzależnia. Polecam. I czekam.
Ponoć nie powinno oceniać się książki po okładce. Trudno jednak nie kierować się schematem, powstałym było nie było z długoletniego czytelniczego doświadczenia. Zaiste, czegóż by można oczekiwać po trywialnej okładce, równie trywialnym tytule z pogłębiającym jeszcze to wrażenie dopiskiem „serial”? Ot lekka kobieca literatura, okraszona jakimś tam dramatem, być może...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-15
Autor ma wiedzę, wyobrażnię a przede wszystkim kreatywnie posługuje się słowem. Kilka określeń podprowadziłam :) Kiedy następna część ... ?
Autor ma wiedzę, wyobrażnię a przede wszystkim kreatywnie posługuje się słowem. Kilka określeń podprowadziłam :) Kiedy następna część ... ?
Pokaż mimo to2020-12-26
To opowieść kobiety o kobietach i dla kobiet. Ku przestrodze dla mężczyzn. O krzywdzie wojennej, o jej niszczycielskiej sile, o piętnie, jakie potrafi odcisnąć nie tylko na ludziach, ale i miejscach, kładąc się cieniem na każdym bycie. O historii Dolnego Śląska i ludziach, którzy tu żyli od wieków i którym życie na nowo przyszło tu budować.
Powieść o miłości, o jej sile, o walce o nią, o poświęceniu dla niej, lekkim jej traktowaniu i o konsekwencjach, jakie ze sobą niesie. Historia pełna agresji, nieszczęścia, krwawa i dramatyczna. Niespełnione miłości, niemające szans na spełnienie marzenia. O szczęściu ledwie uchwyconym a wymykającym się zaraz chyłkiem, niepostrzeżenie.
Autorka na podobieństwo utalentowanemu rzeźnikowi, który sprawnie i z kunsztem obrabia tusze, tworzy z ludzkich losów niesamowitą opowieść. Dodaje kolorytu i przyprawia je odrobiną magii, bytów pozaziemskich, przepowiedni i szczyptą humoru. Pyszne czarne kiszki, galaretka na świńskich uszkach, racuchy, nawet pizza, zawekowane przetwory popijane porzeczkowym winem … królują wieprzowina, mięso nutrii … i nie tylko.
Historia dogłębnie wciąga, a że to opasłe tomisko, kiedy się kończy w miejscu satysfakcji poznania jej końca przychodzi żal i tęsknota chęć ponownego przez nią przejścia dla pewności, że się nic w niej nie przeoczyło.
To opowieść kobiety o kobietach i dla kobiet. Ku przestrodze dla mężczyzn. O krzywdzie wojennej, o jej niszczycielskiej sile, o piętnie, jakie potrafi odcisnąć nie tylko na ludziach, ale i miejscach, kładąc się cieniem na każdym bycie. O historii Dolnego Śląska i ludziach, którzy tu żyli od wieków i którym życie na nowo przyszło tu budować.
Powieść o miłości, o jej...
2020-11-29
2020-11-29
Dobrze, że "Dunkel" jest jaki jest, że nie jest inny. Owszem, było warto!
Dobrze, że "Dunkel" jest jaki jest, że nie jest inny. Owszem, było warto!
Pokaż mimo to2020-04-04
Jak określić niebanalnie historię, która już sama w sobie, swą oryginalnością porusza? Historię, która wzbudza tak skrajne uczucia. Lęk, wzburzenie, odrazę, ciekawość, współczucie, tkliwość, sentyment. I śmiech. Chwilami oczarowuje niezwykłym klimatem, po to żeby zło, bardziej i dotkliwiej poraziło. Absurdy żeby bardziej irytowały a zdawałoby się dobrze znana rzeczywistość zadziwiała zupełnie nieznaną odsłoną. Lektura nie pozwala odetchnąć, trzyma w napięciu, jest nieprzewidywalna. Co jest prawdą a co fikcją? Rozstraja, zmusza do myślenia. Wciągająca, poruszająca, na długo pochłaniająca myśli, niebezpiecznie majstruje w umyśle.
Uzależniający kunszt słowa, niewątpliwy talent do konstruowania równie uzależniających opowieści.
Zdecydowanie polecam, zazdroszcząc jednocześnie tym, przed którymi przygoda jeszcze nieodkryta.
Jak określić niebanalnie historię, która już sama w sobie, swą oryginalnością porusza? Historię, która wzbudza tak skrajne uczucia. Lęk, wzburzenie, odrazę, ciekawość, współczucie, tkliwość, sentyment. I śmiech. Chwilami oczarowuje niezwykłym klimatem, po to żeby zło, bardziej i dotkliwiej poraziło. Absurdy żeby bardziej irytowały a zdawałoby się dobrze znana rzeczywistość...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-23
Mała amerykańska mieścina. Łany zbóż, droga, ta główna i kilka pobocznych, rowy, drzewa, w zasadzie nic specjalnego. Knajpa, kościół kilka gospodarstw i górujące nad wszystkim potężne gmaszysko. Kilka znających się wzajemnie rodzin, jedni mniej ważniejsi od drugich, bardziej pracowici, mniej pijący, więcej posiadający, szanujący swoje rodziny lub nie. Ksiądz, księgowa, bibliotekarka, mechanik, kura domowa, grono nauczycielskie i dzieciaki.
Wchodząc coraz głębiej w snująca się przed nami historię nie sposób nie powitać uśmiechem samo nasuwające się wspomnienie filmu „Goonies”, na kartach powieści podobnie jak na filmie dzieciaki szukają miejscowej legendy gdzieś głęboko ukrytej, podobnie jak w filmie „E.T.” tropią skrywana przed dorosłymi tajemnicę. Książka „Letnia noc” sprawia wrażenie kolejnej części przygód stworzonych w obu filmach bohaterów. Tylko tym razem to nie opowieść familijna. Tym razem leje się prawdziwa krew, umierają przyjaciele, znajomi i krewni… a przeciwnika nie widać i nie wiadomo skąd pochodzi.
Szaleńcza jazda na rowerach, przyjaźnie, antagonizmy i wspólna sprawa scalająca grupę w jeden sprawnie działający organizm. Stając do walki maja przed sobą niezwykle trudnego przeciwnika, nie znają zasad gry, nie mają doświadczenia. Walka wymaga przygotowania, wiedzy i sprytu … i zachowania ścisłej tajemnicy przed dorosłymi, bo kto byłby w stanie im uwierzyć.
Czytelnik balansuje zawsze na granicy dwóch światów, dorosłego i dziecięcego, realnego i fantastycznego. Światy te przeplatają się by za chwile biec równolegle tworząc opowieść, która pochłania do samego końca. Wciągająca jest nie tylko sama historia, jej dynamiczna akcja i miejsce, w którym przyszło jej zaistnieć. Prawdziwymi perełkami powieści są stworzone przez autora postacie i doskonały pomysł, aby poprowadzić dorosłego w przygodę ciałem, umysłem i oczami dziecka.
Mała amerykańska mieścina. Łany zbóż, droga, ta główna i kilka pobocznych, rowy, drzewa, w zasadzie nic specjalnego. Knajpa, kościół kilka gospodarstw i górujące nad wszystkim potężne gmaszysko. Kilka znających się wzajemnie rodzin, jedni mniej ważniejsi od drugich, bardziej pracowici, mniej pijący, więcej posiadający, szanujący swoje rodziny lub nie. Ksiądz, księgowa,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Petarda! Nawet Reymont czytałby i pytał kiedy następna część!
Petarda! Nawet Reymont czytałby i pytał kiedy następna część!
Pokaż mimo to