rozwiń zwiń
netha

Profil użytkownika: netha

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 1 tydzień temu
212
Przeczytanych
książek
553
Książek
w biblioteczce
198
Opinii
1 274
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Czytam, fotografuję, opisuję historię mojego miasta ... pracuję , matkuję ... od lat cierpię na brak czasu ... ale jakoś przez ponad 40 lat daje radę ;)

Opinie


Na półkach:

Petarda! Nawet Reymont czytałby i pytał kiedy następna część!

Petarda! Nawet Reymont czytałby i pytał kiedy następna część!

Pokaż mimo to


Na półkach:

„… czasami wiara w coś staje się zbyt silna i mąci ludziom w głowach. Wtedy poprzez tę wiarę i strach z niej płynący przestają dostrzegać człowieka …”
Przesąd – przekazywany z ust do ust, od dawien dawna, zdawać by się mogło od zawsze. Prawdopodobnie źródłem zabobonów są stare wierzenia pochodzące z czasów, kiedy człowiek starając się zrozumieć mechanizmy zachodzące w otaczającej go przyrodzie, obserwował zjawiska tłumacząc sobie ich przyczynę przy pomocy ówczesnej wiedzy tudzież swoich subiektywnych odczuć, scalając w sposób bardziej lub mniej logiczny luźno powiązane lub zupełnie z sobą rozbieżne zdarzenia w wątpliwy zazwyczaj ciąg przyczynowo skutkowy zrozumiały często tylko dla jego odkrywcy. Powstałe twierdzenie funkcjonowało z czasem, jako prawda objawiona, dogmat, z którym walczyć przyszłoby na myśl tylko zdesperowanemu samobójcy.
Odległe nam czasy, w których niewielka wiedza o otaczającym świecie i garstka informacji zdobytych na marnym doświadczeniu były tak naprawdę jedynym orężem, którym mógł wywijać człowiek przed obliczem matki natury we własnej obronie. To marne uzbrojenie przeciwko bezlitosnej i trudnej rzeczywistości, ale dzięki temu mógł choćby podjąć zmagania z życiem, nie był w swoim mniemaniu bezbronny, rzadziej popadał w bezsilność, cóż, że zbyt rzadko niżby sam chciał. Niewątpliwie była to jakaś obrona, tarcza, za którą w chwilach zwątpienia mógł się skryć, było to działanie zdecydowanie potrzebne, ruch, którym zapełniano dłużące się oczekiwanie na boską interwencję, wtedy, kiedy nawet ponaglenia ślące z modlitwą w stronę nieboskłonu nie dawały nadziei a i wtedy nawet lepiej było zabezpieczyć się na tzw. „ zaś”. Człowiek mógł zaklinać, bronić, załagadzać, odwracać, przywoływać a przede wszystkim starać się wpływać swoim działaniem na otaczającą go przyrodę czy społeczność. Można by rzec dziś, takie ot gadanie, nadające, co najwyżej kolorytu, czyniące ciekawszą lokalną tradycję i kulturę. Dziś bagatelizowane, trywializowane kiedyś stanowiło istotny element regulujący stosunki między ludźmi zwłaszcza w małych społecznościach.
Jak każda rzecz na tym świecie, jak każdy przysłowiowy kij również zabobon miał swój drugi koniec. Był nie tylko wyznacznikiem wiedzy, nie tylko pomocą, ale również bronią, dzięki której można było manipulować ludźmi, trzymać onych w strachu a samemu o ile miało się takie zakusy zdobyć nad nimi władzę, i kiedy naszła ochota, potrzeba czy choćby fanaberia konsekwentnie z niej korzystać. Ile krwi napsuł taki zabobon, jak potrafił uprzykrzyć życie! Bywało, że i niejedno odebrał.
Skarbnicą, nośnikiem a i często samym twórcą lokalnych przesądów i prawd były wiejskie babki, znachorki, akuszerki, które kojarzą nam się najczęściej z zamieszkującymi malownicze, pachnące ziołami samotnie, z ciepłymi sympatycznymi staruszkami, odzianymi w cztery warstwy spódnic, czarnymi kotami u stóp, wałęsającymi się po lesie i łące w poszukiwaniu ziół, zdrapującymi cierpliwie korę z drzew, nad którymi łatają motyle a ptaki wydzióbują okruchy wprost z ręki. Mało, kiedy pamiętamy o tym, że owe otulone magią babki, choć najczęściej prowadziły skromny żywot miały niezwykłą moc nie tylko pomagania, leczenia, ale i szkodzenia często też manipulowały po prostu społecznością, w której funkcjonowały. Niewiedza i strach, to były narzędzia, które wykorzystywały, rzadziej było to po prostu ich własne przekonanie.
Zmora, południca, kozioł ofiarny. Krysia, siódma córka, przekleństwo podczęstochowskiej wsi. Uczynić kogoś winnym to zdjąć sobie z pleców nielichy ciężar, to pozwolić kamieniowi spaść z piersi, znieść bagaż odpowiedzialności na kogoś, podnieść swoje ego, znaleźć gorszego od siebie, to, że czyniono to kosztem innych nie miało żadnego znaczenia, liczyła się możliwość odegrania na kimś własnych lęków. Czy aby na pewno prawdziwe zło tkwi tam gdzie chce i widzi ja wieś czy może czai się gdzie indziej. O wiele straszniejsze, niewyimaginowane, bo już spełnione przykryte tyko cisza, milczeniem, skrywana skrzętnie tajemnicą.
Książka Sabiny Waszut to również rzecz o tym jak bardzo środowisko, w którym żyjemy kształtuje naszą ścieżkę życiową i nas samych. O tym jak trudno przebić się przez otaczające nas utarte schematy, jak ciężko poprzez gwar innych usłyszeć samego siebie. Jak bardzo determinuje nasze działanie chęć przynależenia do grupy, jaką wagę przykładamy do cudzych ocen. Jak często idziemy na skróty opierając się na niesprawdzonych opiniach, poglądach, nie podejmując trudu krytycznego myślenia. Wybijamy się ze strefy komfortu, pod wpływem refleksji, często doświadczenia, przez które przechodzimy, aby odmienić nasz sposób myślenia, aby odmienić nas samych nie potrzeba wielkich filozoficznych przemyśleń. Czasami wystarczy jedno zdarzenie, jedna chwila, moment, który zmienia wszystko. Stare strachy przestają straszyć a przed człowiekiem otwiera się bezkresna przestrzeń nieskończonych możliwości. I tylko czasem, tak dla pewności, skrzyżujemy ukradkiem dwa palce, zejdziemy z drogi czarnemu kotu lub przywiążemy przy wózku dziecka czerwoną tasiemkę.
Dobrze jest czasem popatrzeć starym przesądom prosto w oczy i mrugnąć do nich figlarnie można też wystawić po prostu środkowy palec, tak po starej znajomości. Póki, co polecam podróż do urokliwej opowieści o równie urokliwym miejscu na ziemi, cichej, spokojnej wsi, których wiele podobnych w naszych wspomnieniach znajdziemy. Będzie to podróż w lata dzieciństwa, pachnącą chlebem, szumiąca zbożem i brzmiąca śmiechem. Po raz kolejny dobrze była autorkę poczytać. Polecam.

„… czasami wiara w coś staje się zbyt silna i mąci ludziom w głowach. Wtedy poprzez tę wiarę i strach z niej płynący przestają dostrzegać człowieka …”
Przesąd – przekazywany z ust do ust, od dawien dawna, zdawać by się mogło od zawsze. Prawdopodobnie źródłem zabobonów są stare wierzenia pochodzące z czasów, kiedy człowiek starając się zrozumieć mechanizmy zachodzące w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niezmiernie trudno ocenić historię, której podstawę stanowi przekaz rodzinny. Jak napisać, że postaci są mdłe, ich postępowanie wydaje się nam niekonsekwentne, czy choćby skonstruowana historia mówiąc kolokwialnie nie trzyma się kupy? Mając pełną świadomość, że autor w takim przypadku to nie tylko twórca i jego tworzywo, to ktoś, kto dzieli się intymnością. Fakt, że jest to intymność nie tylko jego własna, ale intymność całej rodziny, zdarza się, że wielu jej pokoleń, zagęszcza atmosferę i stawia oceniającego w dość niezręcznej, według mojej opinii i stanu ducha, sytuacji. W takim przypadku musimy docenić i mieć na uwadze, że zaufanie, jakim nas obdarzył autor jest wyższe a krytyka bardziej dotkliwsza. Zwykle, jeżeli wpada mi w ręce, podobna tej, historia rodzinna, w której zwyczajnie mi coś nie gra, prosi się wręcz według mojej opinii na słowa, konstruktywnej rzecz jasna, krytyki z zasady książki takiej nie oceniam, niedoskonałość merytoryczną i warsztatową o ile się takie w tekście znajdą, staram się widzieć, jako cechę, która nadaje jej swoistej autentyczności, takiej życiowej naiwności, bezpośredniości, podsumowuję ją po cichu pobłażliwym uśmiechem kierując się pewnością, że w wyniku takiej a nie innej mojej decyzji świat się przecież nie zawali. Bez mojej opinii książka i tak będzie żyć własnym życiem, nie zrobię autorowi przykrości, więc, po co pchać się niepotrzebnie diabłu w …. no wiadomo gdzie …
W przypadku „Rozdroży” staram się być się konsekwentna, po skończonej lekturze, bez żadnego poczucia dyskomfortu … wiem, że czas spędzony nad książką nie był stracony. Śląsk, lata 1934 do 2006. Polacy, Niemcy, Ślązacy i wielka historia odciskająca piętno na losach jego mieszkańców.
Wielokrotnie pod wpływem docierających do nas informacji, niejeden raz zadać trzeba było sobie pytanie: O co chodzi z tym poczuciem „ bycia Ślązakiem”? Dlaczego niektórzy mieszkańcy Śląska, choć Polacy, bo przecież w Polsce mieszkają mówią o sobie, że są Niemcami albo Ślązakami? Dlaczego tylu wyjechało za granicę, na tzw. pochodzenie? Dlaczego domagają się podwójnego nazewnictwa? Co z tym Śląskiem jest „ nie tak”? W czym leży problem?
Jeśli mamy takie dylematy, jeśli zaczną nami targać wątpliwość i chęć uzyskania odpowiedzi to konsekwencją tego jest szukanie informacji. Szukamy w zasadzie wszędzie, gdzie się da. Najbardziej dostępnym źródłem, najprostszym, szybkim, będącym dosłownie pod ręką, umożliwiającym zaspokojenie ssącego nas głodu wiedzy z pozycji domowego fotela jest Internet. Dojdziemy do tego, kto pierwszy na tych ziemiach mieszkał, skąd na tych terenach taki tygiel wielonarodowościowy, dowiadujemy się o powstaniach śląskich, o plebiscycie. Wtedy wiemy, czasami z grubsza, czasami głębiej ogarniamy problem. Nic jednak nie utrwala, nie oświeca, nie zamienia tak wątpliwości w przekonanie jak wsłuchanie się w zwykłe ludzkie opowieści. Historie płynące spod strzech, z zawilgoconych korytarzy, znad parujących garów czy cerowanej skarpety. Żadne oceny, najbardziej biegłych w temacie historyków nie trafią do naszej świadomości i nie zagnieżdżą się w naszej pamięci tak jak opowieść płynąca z ust, wprost od samych zainteresowanych. Ta konkretna płynie melodyjnym językiem, bez błędów czy wyszukanych ozdobników literackich, od Niemki, mieszkającej na Śląsku, żony zamieszkałego tam też Polaka, spisanej i opowiedzianej nam przez Sabinę Waszut. Weźcie książkę do ręki, czytajcie i przekonajcie się sami.

Niezmiernie trudno ocenić historię, której podstawę stanowi przekaz rodzinny. Jak napisać, że postaci są mdłe, ich postępowanie wydaje się nam niekonsekwentne, czy choćby skonstruowana historia mówiąc kolokwialnie nie trzyma się kupy? Mając pełną świadomość, że autor w takim przypadku to nie tylko twórca i jego tworzywo, to ktoś, kto dzieli się intymnością. Fakt, że jest...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika netha

z ostatnich 3 m-cy
2024-02-26 21:33:22
netha Zagłosował w plebiscycie "Książka Roku 2023"
2024-02-26 21:33:22
netha Zagłosował w plebiscycie "Książka Roku 2023"

ulubieni autorzy [22]

Marian Piotr Rawinis
Ocena książek:
6,6 / 10
112 książek
5 cykli
7 fanów
Wojtek Miłoszewski
Ocena książek:
6,4 / 10
11 książek
3 cykle
98 fanów
Kate Morton
Ocena książek:
7,4 / 10
7 książek
0 cykli
490 fanów
Wojtek Miłoszewski Inwazja Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
212
książek
Średnio w roku
przeczytane
18
książek
Opinie były
pomocne
1 274
razy
W sumie
wystawione
210
ocen ze średnią 6,8

Spędzone
na czytaniu
1 449
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
23
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]