-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński8
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać459
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
Ocenę książki pominę, niech będzie raczej niemożliwą do uzasadnienia chwilą mojej zadumy, refleksji i pewnym impulsem dla którego sięgnęłam po tę książkę. Dałam się poprowadzić, ścieżką tajemnicy, jakiś przyjazny głos nawoływał do wyrozumiałości: ,,Teraz wyobraź sobie, że nie tylko straciłeś zdolność komunikowania się, ale też twój wewnętrzny redaktor, który dotąd porządkował twoje myśli, wychodzi bez słowa". Powoli, idąc za słowami, które odbierają mi z każdym słowem, zdaniem, cząstkę mnie - wkraczam do świata, zupełnie innego niż ten, jaki obecnie doświadczam. Jednak z każdej strony otacza mnie pustka, stan którego nie potrafię pojąć. Ten świat jest mi jednak obcy, choć staram się go oswoić, zrozumieć, wyłowić jakiś sens. I pozostaje kreowanie, fantazjowanie, wymyślanie za pomocą wyobraźni. Jednak chcę podjąć się wyzwania, bo wyczuwam pewną nić, łączność, coś niepokojącego. Bo im więcej czytam, tym świat autystyka wydaje mi się bliski... Chcę odeprzeć zarzuty Naokiego Higashida, że my normalni ludzie, nie rozumiemy osób nie w pełni sprawnych, jakby wynikało to z czystego egoizmu. Staramy się, czasem poddajemy, ale są tacy, co nieustannie mają nadzieję, że warto. Bo warto dawać szansę tej ,,wyrwie w murze" o jakiej we wstępie książki pisze David Mitchell. Kto wie, czy nie ona odsłoni przed nami prawdę. Możliwe, że prawdę również o nas samych? Jestem poruszona, że mogłam przeczytać tę niewielką objętościowo książkę, ale wielką pod względem bogactwa myśli.
Ocenę książki pominę, niech będzie raczej niemożliwą do uzasadnienia chwilą mojej zadumy, refleksji i pewnym impulsem dla którego sięgnęłam po tę książkę. Dałam się poprowadzić, ścieżką tajemnicy, jakiś przyjazny głos nawoływał do wyrozumiałości: ,,Teraz wyobraź sobie, że nie tylko straciłeś zdolność komunikowania się, ale też twój wewnętrzny redaktor, który dotąd...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ta książka jest jak hołd złożony pamięci. Zostały postawione w niej pytania, o których nawet nie myślimy w naszym codziennym życiu, pełnym innych -wydawałoby się ''istotniejszych'' problemów. A jednak, utrata pamięci jest niczym innym, jak utratą swojej tożsamości, życiem w pustce, gdzie nie ma przeszłości, jutra, a jedynie jest -dziś. Pamięć nas konstytuuje, pamięć to -my, bez niej nasze życie straciłoby wartość. Żylibyśmy zapewne jak rośliny, biernie, bez snucia marzeń.
I tak, oto główna bohaterka Christine Lucas- ,,Zanim zasnę" budzi się, nie rozpoznaje miejsca, mężczyzny leżącego obok niej, nie wie jeszcze jakiego szoku dozna patrząc w lustro i widząc starszą o ponad dwadzieścia lat siebie. Każdy dzień będzie dla niej identyczny, jak poprzedni. Czasem będzie miewać przebłyski pamięci, ale jedynie z lat dzieciństwa, wczesnej młodości, nie zaś z lat znajomości z mężem, rodzicielstwa. Christine będzie karmiona słowami mężczyzny, u boku którego, co rano będzie budziła się z głębokiego snu, po którym ani jego, ani siebie nie rozpozna. Mężczyzna, który będzie podawał się za jej męża, codziennie odpowie na każde jej pytanie, a ona posłusznie przyjmie tę prawdę. Jednak w pewnym momencie odbierze telefon od pewnego neuropsychologa - doktora Nasha, który da jej możliwość snucia własnej prawdy, zacznie zapisywać wspomnienia w pamiętniku. Odtąd Christine będzie podejrzliwie słuchała męża serwującego jej kłamstwa. Codziennie w ukryciu zapisze każde wyjaśnienia męża, wizje, jakie nawiedzą jej umysł, a których ona nie będzie wstanie odróżnić, czy są to wspomnienia, wyobrażenia - jej własne zmyślenia. Codziennie doktor Nash zadzwoni do niej po wyjściu jej męża do pracy, przypomni o pamiętniku. Nie zawsze kobieta będzie wiedziała komu ufać - słowom męża, który przecież kłamie, ale może mówi tak dla jej dobra, żeby nie musiała codziennie przeżywać bólu po stracie syna, nękać sumienia, czemu została napadnięta. Mąż ukrywa wszelkie zdjęcia, nie chce mówić jej, że miała syna, że napisała powieść, ani że została napadnięta. Wmawia jej natomiast zupełnie inną wersję, niż ta, jaką z czasem odkrywa Christine, nękana przebłyskami z ostatnich wspomnień, odwiedzając z doktorem szczególne miejsca. Kolejnym szokiem dla Christine okazuje się, że przebywała... w zakładzie psychiatrycznym. Najgorsza prawda niestety ma dopiero nadejść. Autor raz po raz rzuca falę podejrzeń na różne osoby z otoczenia Christine, zmyla nasz trop, podrzuca bolesne fakty, które mogą udzielić się nam, czytelnikom - my zaś wiemy, że prawda wyjdzie na jaw. Jednak w pewnym momencie nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy i tym razem Christine ujdzie z życiem, odnajdzie to czego szukała? Czy już do końca życia, przyjdzie płacić jej za błąd, który oszpecił jej życie...
Zataiłam wiele faktów, naszkicowałam zaledwie problematykę, ale konieczne jest wypełnienie wszelkich luk, dokończenie szkicu by móc zrozumieć całość. Odkryć prawdę o pamięci, która kłania się nam na każdej stronie, zachęca do podziwiania jej, dowartościowania, właśnie przez lekturę ,,Zanim zasnę".
Ta książka jest jak hołd złożony pamięci. Zostały postawione w niej pytania, o których nawet nie myślimy w naszym codziennym życiu, pełnym innych -wydawałoby się ''istotniejszych'' problemów. A jednak, utrata pamięci jest niczym innym, jak utratą swojej tożsamości, życiem w pustce, gdzie nie ma przeszłości, jutra, a jedynie jest -dziś. Pamięć nas konstytuuje, pamięć to -my,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toSzybki wybór - ,,Noc w bibliotece", pośród innych pozycji Agathy Christine, ciężko uznać za satysfakcjonujący wybór. Może to niechlujstwo z mojej strony, ale po raz pierwszy miałam do czynienia z tą autorką. Ostatnio staram się nadrabiać zaległości, choć wiem, że to nie powinno mnie usprawiedliwiać. Po prostu, byłam dotychczas zbyt wierna kilku ulubionym autorom, którym nie dawałam wytchnienia. A więc, do rzeczy! Miałam do czynienia z pisarką, a nie odwrotnie, stąd zwróciłam uwagę na pewien akcent, jaki został położony na postaci kobiecej. A mianowicie Pani detektyw - Jane Marple. Żaden z męskich postaci, jakie pojawiły się w tej powieści nie wyróżnił się tak znacznie, jak J. Marple. Przyznam, że czasem irytowały mnie wypowiedzi, jakie padały ze strony tej kobiety. Dość chaotyczne, przemądrzałe i zbyt wyolbrzymiające niektóre sytuacje. Możliwe, że taka konstrukcja tej postaci sprawiła, że przerasta pozostałe, góruje nad nimi. W końcu to detektyw Marple jest najbardziej - przebiegłą i najlepiej kojarzącą fakty - ''odpowiednią osobą, na właściwym miejscu". Wyraziście, ale znacznie mniej doniośle, zostały przedstawione również inne ważne postaci powieści. Dość znaczącą rolę odgrywa tutaj psychologia postaci, ich postępowań, mimika, a także powiązania ze sprawą. Myślę, że historia jest dość ciekawie przedstawiona, ale nie do końca zaspokoiła moje wobec niej wymagania. Jednak wydaje mi się, że autorce mniej zależało na przedstawieniu samego rozwiązania sprawy, a bardziej skupiła się na wydobyciu kwestii, jakie pojawiały się w związku z morderstwem. Przede wszystkim - zjawisko tj. plotka, która podjudza do szerzenia domysłów, spekulacji i kłamstw, niepotwierdzonych oszczerstw itp. Również, co istotne - pazerność ludzi, którzy skłonni są do drastycznych zachowań, aby wyzyskać coś, co nigdy im się nie należało. Sposób ukazania w tej powieści tych osób, ich silny i przebiegły charakter, zarozumiałość i nieskrywana wobec bliskich niechęć - doskonale dowodzą, jak wnikliwie podchodziła autorka do konstrukcji postaci powieści kryminalnej ,,Noc w bibliotece".
Szybki wybór - ,,Noc w bibliotece", pośród innych pozycji Agathy Christine, ciężko uznać za satysfakcjonujący wybór. Może to niechlujstwo z mojej strony, ale po raz pierwszy miałam do czynienia z tą autorką. Ostatnio staram się nadrabiać zaległości, choć wiem, że to nie powinno mnie usprawiedliwiać. Po prostu, byłam dotychczas zbyt wierna kilku ulubionym autorom, którym nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Autor powieści Piorun i deszcz zabiera nas do Teksasu, a właściwie do miejscowości Rock Basin, posiadłości Bar S Tylera Steela, który od kilku lat samotnie wychowuje 12-letniego Brodiego. Tyler, emerytowany Strażnik [Rangers] Teksasu, zwany Kowbojem jest hodowcą bydła. Ojciec Kowboja – Dalton Steele był policjantem w wydziale narkotykowym, Strażnikiem Teksasu. Z relacji głównego bohatera, który często powraca do dzieciństa dowiadujemy się, że jego ojciec poświęcił swoje życie pracy, a nie rodzinie. Zwierzenie się nastoletniemu synowi miało przynieść ukojenie, przypieczętować zmianę aby nadrobić wszelkie zaległości. W momencie, gdy Dalton Steele ma zrezygnować z pracy, ginie postrzelony podczas ostatniej akcji, jaka miała miejsce podczas napadu na bank. Poświęca swoje życie dla kobiety, wypowiadając przy tym słowa, które zawsze już będą towarzyszyć jego synowi: – To cena, jaką płacimy (...) – To coś, za co warto umrzeć... [PD, Ch. Martin, s. 170]. Tyler z dumą przejmuje po ojcu odznakę. Podążając śladami ojca, podobnie główny bohater wpada w wir pracy zaniedbując własną rodzinę. Tym, co okaże się katastrofalne w skutkach, przeważy szalę w kryzysowej sytuacji rodzinnej – Tylera i Andie Steel’ów – jest napad na strażnika spacerującego z synem. Atak zostaje dokonany przez ludzi handlarza narkotyków, którego niegdyś Tyler wtrącił do więzienia. Przestępcy podpalają samochód, w którym przebywa strażnik, okaleczają go i porywają syna. Pomimo, że Kowboj niezwłocznie zwalnia się ze szpitala, odnajduje syna to odtąd przeczuwa gorycz, jaka nastąpi wraz z wyprowadzką jego żony. Andie nie potrafi żyć w takim zagrożeniu, z wiecznie nieobecnym mężem, który właściwie nie spełnia się w tej roli. W leczeniu zranionego życia, Andie sięga po drastyczne środki – najpierw zadłuża konto bankowe, bez opamiętania pogrąża się w zakupach, hazardzie, nałogowo przyjmuje leki oraz wdaje się w romans z tutejszym lekarzem. Tyler ma nadzieję, że czas zagoi wszelkie rany, a żona wróci do domu. Uparcie wierzy w poprawę, ale nie zauważa jak małżeństwo rozsypuje się z każdym dniem, a scaleniu pomogłaby jedynie jego – obecność w domu – o którą zdawała się uparcie prosić go żona. Dochodzi natomiast do sytuacji, w której Andie uzależniona od leków zostaje uznana za niepoczytalną, co przyczynia się do umieszczenia jej w klinice odwykowej. A tymczasem życie Tylera zmienia całkowicie obrót – składa pozew o rozwód, rezygnuje z kariery i poświęca się wyłącznie hodowli bydła i opiece syna. Jednak to nie koniec skomplikowanych perypetii, a wręcz przeciwnie. Życie Tylera zaczyna nabierać tempa, miotane niespodziewanymi i niebezpiecznymi sytuacjami. Decydujący okazuje się przypadek, w którym losy trojga osób skupiają się w jednym miejscu, a mianowicie podczas deszczowego dnia na autostradzie. Tyler wracając z odwiedzin w klinice odwykowej, przypadkowo potrąca zepsuty samochód Sam (Samanthy), w którym znajdowała się też chora jedenastoletnia dziewczynka. Z czasem zaangażowany w pomoc Kowboj, dowiaduje się więcej o kobiecie i jej córce – Hope, które uciekają przed niebezpieczeństwem. Sam, okazuje się kobietą po przejściach, która niestrudzenie dźwiga na swoich barkach wszelkie niepowodzenia, ale wciąż ma nadzieję na lepsze życie. To ona określa swój los, nazywając swoje serce – solanką kolczastą, czyli krzewem, motanym przez wiatr w różne strony świata:
[Hope]: Kiedyś mama powiedziała mi, że ma serce jak solanka. Nie rozumiałam jej, więc sprawdziłam, co to jest. To taki krzew, który wysycha, gdyż znika źródło, skąd czerpie wodę. Kiedy już uschnie i umrze, toczy się po ziemi miotany przez wiatr. [PD, Ch. Martin, s. 27]
Pojawia się również w tej powieści, zdaje się ulubiony motyw, który tak wyraziście, starannie i z wielkim zaangażowaniem został przedstawiony w Kiedy płaczą świerszcze, a mianowicie – serce. Podobnie, jak w przytoczonym tytule powieści, tak i tutaj serce odzwierciedla egzystencję człowieka, i zawsze jest to serce w jakiś sposób ‘’okaczeloczne’’. Jednak wyposażone zostaje w atrybuty, takie jak: siła, nadzieja, emocjonalizm, pogoda ducha, szczerość i wiele innych wartościowych, dzięki którym wyróżniają się dobre charaktery postaci w powieści. Mamy więc Sam, która zostaje skrzywdzona przez mężczyznę, który porzucił ją przy ołtarzu, ojca jej dziecka. Następnie są kolejni mężczyźni przez których jest traktowana przedmiotowo. Apogeum wszelkich cierpień przynosi Sam i jej córce Hope mężczyzna, który z pozoru ma pozytywną reputację wśród otoczenia, a co głównie wiąże się z zajmowanym przez niego stanowiskiem. Następnie mamy Hope, która współodczuwa dociekliwie obserwując matkę, poznając świat, jaki okazuje się dla niej zbyt brutalny. Dziewczynka zostaje zgwałcona przez mężczyznę, który miał chronić, być jak ojciec, a zachował się jak brutal, przerywając delikatną tkankę wrażliwej duszy. Odtąd dziewczynka poznaje inny smak świata, w którym ciężko jej odróżnić dobro od zła i zaufać. W pewnym momencie odczuwa potrzebę podzielenia się swoim bólem, chce o nim napisać i wówczas z pomocą przychodzi – Bóg. Nie jest on jednak traktowany, jako niedosięgła niezmaterializowana postać, ale przeciwnie. Hope w swoich listach (podobnie, jak Annie w Kiedy płaczą świerszcze) zaprzyjaźnia się z Bogiem. To dzięki niemu może prowadzić dialog z samą sobą, co zapobiega zamknięciu się w sobie, a ponadto pomaga dziewczynce spojrzeć na świat, życie i problemy z innej perspektywy:
Wszystkie te pytania krążą mi po głowie, więc jak mam sobie z nimi poradzić? Na niektóre muszę znaleźć odpowiedź. Są jak swędzące bąble na mojej skórze. Doktor mówi, że to świerzb. Chodzą po mnie małe robaczki i powodują, że wszystko mnie swędzi. Moje pytania są do nich podobne. Chodzą mi po głowie i powodują, że mam ochotę się drapać. Ale Ty jesteś jak maść, którą przepisał mi lekarz, a Kowboj kupił. Może w ten sposób zwyciężasz zło. Może posługujesz się takimi ludźmi jak lekarz albo Kowboj, aby nałożyli maść na swędzącą skórę dzieci, które cierpią, gdyż jaiś człowiek zrobił im coś, czego nie powinien. [PD, Ch. Martin, s. 185].
Dziewczynka nie boi się oskarżeń, ale też i nie stroni od podziękowań. Wydaje się, że najważniejsze dla niej jest przelanie swoich uczuć na papier, podzielenie się nimi z kimś, kto zawsze pozostawi nadzieję pozornie milcząc, bo czasem przecież obdarza dobrem. I to czasowe dobro, choćby w postaci pojawienia się Kowboja, jego pomocy, życzliwość ze stony bliskich z jego otoczenia – Brodiego i pomocnika Dumpsa, poprzez dostrzeżenie poprawienia się stanu matki, która mogła w końcu polegać na kimś.
Szczególnie dobitnie został nakreślony szkic dobroci serca – Tylera Steela.
Całość opinii/ recenzji na blogu:
http://moj-cyferblat.blogspot.com/2014/12/solanka-kolczasta.html Zapraszam! ;-)
Autor powieści Piorun i deszcz zabiera nas do Teksasu, a właściwie do miejscowości Rock Basin, posiadłości Bar S Tylera Steela, który od kilku lat samotnie wychowuje 12-letniego Brodiego. Tyler, emerytowany Strażnik [Rangers] Teksasu, zwany Kowbojem jest hodowcą bydła. Ojciec Kowboja – Dalton Steele był policjantem w wydziale narkotykowym, Strażnikiem Teksasu. Z relacji...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ze słów bałwany! Czytamy...
Wyobraźmy sobie, że nagle, ciemną nocą wśród zamieci śnieżnej, wyłania się przed naszym oknem zarys przypominający sylwetkę człowieka. I coś sprawia, że nie możemy oderwać wzroku od tej nieruchomej zjawy za oknem. Nikłe światła z pobliskiej latarni powoli wyłapują niewyraźne kształty i w pewnym momencie oświetlają twarz. Przed nami wyłania się szyderczy uśmiech ze żwiru z wetkniętą na miejscu nosa marchewką. Dopiero teraz zdajemy sobie sprawę, że to przecież Bałwan! Jednak to nie jest zwykły bałwan, bo jego oczy tlą się niczym żar skierowane w naszym kierunku. Zastanawiamy się - kto go ulepił? Czemu ma taki groźny grymas? Czy to śnieżne monstrum - bałwan przed domem to przypadek? Czujemy się obserwowani, ta noc już nie będzie taka jak inne... Podnieceni, opanowani dziwnym lękiem przewracamy strony ,,Pierwszego śniegu" Jo Nesbo, a wraz z każdym czytanym słowem uczestniczymy w groźnym świecie, gdzie wiodą prym - śnieżne bałwany!
Bałwan
Pierwszy śnieg (w oryginale Snømannen - Bałwan) jest siódmą częścią cyklu o komisarzu Harrym Holle, który zasłynął, jako postrach dla seryjnych zabójców i morderców grasujących w Oslo i okolicach. I tym, co początkowo może razić u Nesbo wydaje się być wielowątkowość, w którą trzeba wgryźć się, poznać postaci i miejsca aby nie zgubić się w czeluściach szwedzkich labiryntów grozy. I jeśli pozwolimy porwać się przez ten wir szybkich, wyraźnych i ostrych opisów, bez zabarwienia emocjonalnego i natłoku informacji znacznie spowalniających bieg akcji (co zdarza się często u Stephena Kinga) to wówczas zostaniemy ''połknięci'' przez kryminał Nesbo.
Nie zdradzając fabuły...
A więc jest przynęta - morderstwo, które z wielką precyzją zostaje zaserwowane czytelnikom, bo kto nie skusiłby się na poznanie śniegowej tajemnicy? Na miejscu popełnionych zbrodni ktoś lepi bałwana (stąd też odniesienie do oryginalnego tytułu - ,,Bałwan"). A zatem my-czytelnicy wraz z Harrym Holle mamy jeden cel - odnaleźć przestępcę, uwikłani w jego zagadkę. I na tym poprzestanę, bo zdradzić fabułę byłoby naruszeniem smaku kryminału. Zwrócę natomiast uwagę na samą strukturę fabuły, która została z wielką precyzją skonstruowana przez autora. Nesbo serwuje nam wątki, które zazębiają się, nawarstwiają, a w konsekwencji zwodzą, naprowadzają na mylne tropy. Jednak , co jakiś czas wyprowadzeni na manowce, czujnie i z przejęciem śledzimy poczynania Harrego Holle, który niejednokrotnie może zaskoczyć nas swoim wyostrzonym zmysłem ostrzegawczym, bystrością i zwinnością. Sceneria tej opowieści nasiąknięta jest mrokiem, grozą i niemal psychicznie drażni nasze receptory odpowiedzialne za strach, lęk i niewyjaśnione obawy. Możliwe, że tak właśnie skutkuje słowo czytane, które pobudza wyobraźnię i bardziej oddziałuje na odbiorcę, niż obraz, który najpierw doświadczamy przez zmysł wzroku (dlatego moim zdaniem film, przegrywa z książką!). Nesbo nie skąpi, a wręcz przeciwnie, obdarowuje nas całym wachlarzem brutalności, zepsucia, cielesności, okrucieństwa, jakie tylko towarzyszą morderstwom.
C.D na http://moj-cyferblat.blogspot.com/ Zapraszam po więcej! ;-)
Ze słów bałwany! Czytamy...
Wyobraźmy sobie, że nagle, ciemną nocą wśród zamieci śnieżnej, wyłania się przed naszym oknem zarys przypominający sylwetkę człowieka. I coś sprawia, że nie możemy oderwać wzroku od tej nieruchomej zjawy za oknem. Nikłe światła z pobliskiej latarni powoli wyłapują niewyraźne kształty i w pewnym momencie oświetlają twarz. Przed nami wyłania...
Pierwszy raz sięgnęłam po kryminał Henninga Mankella i z początku zaczęłam mieć wrażenie, że sprawniej radzi sobie od J. Grishama. Myliłam się. To, co z początku wydawało się wciągającą fabułą, konstruowaniem klimatu grozy, szlifowaniem wyrazistych sylwetek głównych śledczych - z czasem zaczęło topnieć, niczym śnieg którego tak się wyczekuje. Mocna podstawa, owszem, na której zaczęła wspierać się historia śledczego Kurta Wallandera próbującego rozstrzygnąć zawiłe śledztwo, już w połowie wydaje się pękać, jakby autor nie wytrzymał napięcia i poddawał się z każdym pisanym słowem. Dlaczego? Czyżby za wysoko postawił sobie poprzeczkę? Drażni mnie, kiedy jedna osoba - w tym przypadku Wallander - staje sam do walki z przestępcą, który ma ze sobą ponoć silne wsparcie morderców ( przerażających ,,cieni") i co wydaje się śmieszne - pokonuje wszystkich sprawnie. I pomyśleć, że drobiny cementu zatrzymujące śmigło helikoptera mogą uratować człowiekowi życie? W tej powieści kryminalnej, wszystko jest możliwe. To, co zasługuje jednak na uwagę według mnie to poruszenie problemu - transplantacji, wszelkie procedery związane z handlem organami. Problem ten jest aktualny i w ostatnich latach okazuje się być nadużywany. Tylko w jaki sposób można przeciwdziałać? Tej odpowiedzi nie znajdziemy u Mankella. W tym przypadku wydaje się najważniejsze - pozytywne zakończenie śledztwa, aby ratować reputację Szwedzkiej służby bezpieczeństwa, czyli policji.
Pierwszy raz sięgnęłam po kryminał Henninga Mankella i z początku zaczęłam mieć wrażenie, że sprawniej radzi sobie od J. Grishama. Myliłam się. To, co z początku wydawało się wciągającą fabułą, konstruowaniem klimatu grozy, szlifowaniem wyrazistych sylwetek głównych śledczych - z czasem zaczęło topnieć, niczym śnieg którego tak się wyczekuje. Mocna podstawa, owszem, na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Poszukiwania książki, ale takiej, aby wciągnęła mnie, niczym ruchome piaski - przyniosły zadowalający rezultat. Wybrałam ,,Płaczącego chłopca" pośród tysiąca innych książek. Znów podziałała magia okładki, ale nie tylko. Miałam ochotę na powieść polskiego autora. Odrzuciłam pozycję ,,Kulminacje", gdzie prym wiedzie J.L.Wiśniewski wśród innych polskich pisarzy. Lubię prozę Wiśniewskiego, ale tym razem nie czułam znajomego mi przyciągania. Mój wzrok, moje nienasycenie czytelnicze natknęło się na powieść Agnieszki Bednarskiej. Dla mnie zupełnie nie znana autorka. Lubię jednak odkrywać. Zapuścić się w nieznane... Tym razem z satysfakcją odbyłam tajemniczą wędrówkę po literackim świecie. Zanurzyłam się w przepełnionym morzem łez, rozpaczy i smutku - świecie chłopca z okładki. Nastrój powieści podsycał moje emocje, targał nimi. Brnęłam w ciemność, rozjaśnianą nikłymi rozwikłaniami wątków, ale co chwilę następowała zmiana tropu. I zasypywała mnie lawina pytań - Kim jest chłopiec z obrazu? Jaka krzywda spotkała dziecko? Czy rozum ludzki jest w stanie pojąć to, co wybiega poza realność? Wartka akcja, oryginalny zamysł i poruszanie wielu uniwersalnych problemów społecznych, czynią tę powieść wartościową i godną polecenia. Kulminacyjnym zaś momentem w walce, jaką toczyły we mnie emocje o nie poddanie się rozpaczy, było zetknięcie się z opisem dzieci rodziny Polero (wówczas nasunęły mi się skojarzenia z teledyskiem utworu muzycznego Aerials System Of A Down:
https://www.youtube.com/watch?v=sMv8OsGdACg#t=167)
Polecam sięgnąć i dać się wciągać ruchomym piaskom, jakie zastawiła na czytelnika Agnieszka Bednarska.
Poszukiwania książki, ale takiej, aby wciągnęła mnie, niczym ruchome piaski - przyniosły zadowalający rezultat. Wybrałam ,,Płaczącego chłopca" pośród tysiąca innych książek. Znów podziałała magia okładki, ale nie tylko. Miałam ochotę na powieść polskiego autora. Odrzuciłam pozycję ,,Kulminacje", gdzie prym wiedzie J.L.Wiśniewski wśród innych polskich pisarzy. Lubię prozę...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to