-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
Proza Aleksandra Jurewicza może wydawać się powielaniem wątku, który tak głęboko wessał się w literaturę polską, najpierw jako problematyka ,,małych ojczyzn", która od lat 90-tych nabiera nowego znaczenia - ,,ojczyzny przenośne" (dość głęboką analizę tego fenomenu możemy znaleźć między innymi w pracach teoretycznych Przemysława Czaplińskiego). Jednak każdy z pisarzy podejmujących te i podobne tematy opowiada własną historię i jedynie wspiera się na tekstach kultury już istniejących. Dlatego można porównywać, wyławiać różnice, spierać się, czy autor podołał i jak my - czytelnicy możemy odbierać jego twórczość. Dla mnie proza A. Jurewicza jest wielowymiarowa. I tylko od nas, czytelników zależy jej odbiór.
,,Pan Bóg nie słyszy głuchych" to opowieść stanowiąca kontynuację ,,Lidy", ze względu na fabułę, bohaterów oraz chronologię. Głównym bohaterem poprzedniej powieści był pięcioletni chłopiec - Alik, którego Historia przymusowo przenosi z białoruskiej Lidy do Polski (w 1957 roku). ,,Pan Bóg… “ przekazuje dalsze losy tego chłopca (po pięciu latach), wychowującego się podczas odwiedzin u dziadka - Stefana w łódzkiej dzielnicy Bałuty. Ten starzec samotnie, gdyż bez (swojej żony) - babci Malwiny, przesiedlił się do Łodzi. Obcowanie zaś wnuka z dziadkiem, a więc młodości ze starością okazuje się ważnym składnikiem inicjacji.
Na szczególną uwagę zasługuje w tym utworze sposób, w jaki autor nakreśla postać dziadka. Dorosły narrator zniża się do punktu widzenia swojego dziecięcego bohatera, poddaje się perspektywie poznawczej kilkuletniego Alika. Ponieważ dzieci z reguły operują myśleniem obrazowym, Alik obserwujący dziadka będzie próbował zdefiniować jego stan emocjonalny przez pryzmat własnej wrażliwości (zgodnie z logiką współodczuwania), opierając się na skojarzeniach. Ponieważ niezrozumienie ujawniane przez dzieci, opiera się właśnie na rozbudowie – systemu skojarzeń, stąd najczęściej stosowanym środkiem jest właśnie porównanie, które łączy rzecz ze skojarzeniem uczuciowym. W ,,Pan Bóg..." niemal roi się od subtelnych, urzekających porównań. Dlatego dziadek będzie wydawał się Alikowi - zmęczonym łabędziem, aż do momentu, gdy przybierze kształt liścia klonowego:
(…) który mógł być porwany przez najlżejszy podmuch wiatru i uniesiony nad ulicami miasta … i odlatywałby w inne strony, do innego miasta, do lepszego świata [PBG, 48].
Porównanie dziadka m.in. do ,,klonowego liścia” ma na celu wyrażenie bólu i cierpienia, jakie ten próbował ukryć w milczeniu, gdyż dziadek ,,często milczący”: ,,porozumiewał się ze mną ruchem ręki, spojrzeniem zamglonych ciągle oczu…” [PBG, 48]. Jednakże dziadek zawsze powraca do swej stałej formy - zmęczonego szarego łabędzia. Dopełnieniem do dziadkowego wizerunku są wzruszające szkice: dziadka - lunatyka, dziadka - okrętu oraz dziadka z motylami na twarzy. Powstają one podczas rytualnych wypraw Alika z dziadkiem do urzędu:
Jest już chyba późno, bo dziadek wydłużył krok i z tyłu wygląda jak lunatyk albo okręt kołysany przez podziemne fale. Czasami ogląda się czy nadążam za nim, a wtedy widzę skrawki gazet przyłożone na skaleczenia przy goleniu, jakby niósł na swojej twarzy uśpione motyle [PBG, 10].
Wnikliwej obserwacji podlegają także poszczególne części ciała starca; oczy, twarz, plecy, palce, a także płuca, jako podatne na upływ czasu, czy wszelkie wysiłki. Powstał więc w wyobraźni narratora obraz dziadka - tułacza, stojącego samotnie, z workiem gnijących jabłek u nóg, na peronie:
,,(…) miasta z czarno dymiącymi kominami, a że dzień był wietrzny, dziadek zamiast powietrza wciągał dym do swoich dziurawych płuc…” [PBG, 12].
Podobnie bolesny, przejmujący jest wizerunek dziadka, który:
Jak ryba rzucona na piasek usiłował złapać choć trochę powietrza, lecz tylko wydawał pisk ze swoich postrzępionych płuc, niczym z podziurawionej harmonii [PBG, 38].
Obcowanie Alika (dziecka) z dziadkiem (starością) jest niezwykle ważnym elementem inicjacji. Dzieciństwo będące ruchem, działaniem i poznawaniem świata obcuje tu ze starczym bezruchem, a więc ,,zmaga się z zaledwie przeczuwanym lękiem nieodwracalności rozpadu materii” [ A. Czyżak, ,,Starość urzeczowiona – znaki końca wieku…” , s. 273-274]. To zatem czas zdobywania przez Alika świadomości o tragizmie ludzkiego życia poprzez obserwację zmagań starca z codziennością (także bezpośrednie zetknięcie się ze śmiercią oraz udział w pogrzebie i stypie, aż po zniknięcie psa).
Mam nadzieję, że choć częściowo udało mi się ukazać, jak wartościowa, wzruszająca i pełna emocji może być ta książka. Zaledwie nakreśliłam jej piękno, którego pełniejszy obraz uzyskamy dzięki sięgnięciu po nią. Myślę, że ta książka należy do nielicznych, które w tak przejmujący sposób ukazują relacje dziecka-wnuka z dziadkiem,jako starszym człowiekiem.
Proza Aleksandra Jurewicza może wydawać się powielaniem wątku, który tak głęboko wessał się w literaturę polską, najpierw jako problematyka ,,małych ojczyzn", która od lat 90-tych nabiera nowego znaczenia - ,,ojczyzny przenośne" (dość głęboką analizę tego fenomenu możemy znaleźć między innymi w pracach teoretycznych Przemysława Czaplińskiego). Jednak każdy z pisarzy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
,,ja u Polszu nie chaczu, nie chaczu... babuszka..."
[Lida, Aleksander Jurewicz]
Przepełniony rozpaczą, smutkiem, strachem, płacz wówczas 5 letniego chłopca - Alika - głównego bohatera tej powieści, dotkliwie wzruszył mnie. I Ja - nie tylko, jako zwykły czytelnik, obserwator czyjegoś życia, ale też czuwająca cząstka wyobraźni - wniknęłam w tę książkę, niemal złapałam chłopca za rękę by poprowadził mnie ze sobą, żebym mogła poznać jego bolesną historię dzieciństwa. I niemal z nim rzucam się w objęcia babci Malwiny, główną ostoję beztroski i bezpieczeństwa. I ginie ona w oczach, zaciera się jej materialny ślad, a pozostaje już tylko w pamięci, gdy towarzyszę Alikowi w jego podróży repatrianckim pociągiem z Białorusi do Polski. Czytając tę poetycką powieść, gdzie:
,,Dom się zapada, jak zorza
gaśnie. Mech lśni na dachu,
Komin się trzęsie z wiecznego
zimna i sucha studnia
z umarłym echem. Choć skrzypi
furtka nikt tu nie wchodzi.
Szczury na strychu niepewne jutra.
A słońce wschodzi jakby bez
wiary, rzeka zarasta zatrutym
zielskiem. Dom umiera
naszą śmiercią -
jęcząc, pękając, resztkami
sił wbija się w ziemię..." [Lida, Aleksander Jurewicz]
- zaczynam własną podróż pamięcią, do mojego miejsca dzieciństwa, opuszczonego, ale ciągle żywego w moim umyśle. Niestety pamięć jest zawodna, zaciera ślady, gasi niegdyś wyraźny obraz i wówczas trzeba odbyć prawdziwą podróż aby zestawić ze sobą dwa obrazy: zastany z zapamiętanym. Tę decyzję podejmuje również główny bohater powieści, jako dorosły człowiek. Jakie będą konsekwencje jego podróży? Czy zastanie ,,Tam" to, czego szuka, co utracił i będzie mógł już zrobić krok na przód, bez ciągłego oglądania się w przeszłość?
Powróćmy więc do Lidy, takiej, jaką zapamiętał Alik. Dajmy się unieść poetyckiej wersji historii, która wydarzyła się naprawdę!, a którą tak znakomicie Aleksander Jurewicz ''ubrał'' w literacką szatę. Polecam!
,,ja u Polszu nie chaczu, nie chaczu... babuszka..."
[Lida, Aleksander Jurewicz]
Przepełniony rozpaczą, smutkiem, strachem, płacz wówczas 5 letniego chłopca - Alika - głównego bohatera tej powieści, dotkliwie wzruszył mnie. I Ja - nie tylko, jako zwykły czytelnik, obserwator czyjegoś życia, ale też czuwająca cząstka wyobraźni - wniknęłam w tę książkę, niemal złapałam...
Ocenę książki pominę, niech będzie raczej niemożliwą do uzasadnienia chwilą mojej zadumy, refleksji i pewnym impulsem dla którego sięgnęłam po tę książkę. Dałam się poprowadzić, ścieżką tajemnicy, jakiś przyjazny głos nawoływał do wyrozumiałości: ,,Teraz wyobraź sobie, że nie tylko straciłeś zdolność komunikowania się, ale też twój wewnętrzny redaktor, który dotąd porządkował twoje myśli, wychodzi bez słowa". Powoli, idąc za słowami, które odbierają mi z każdym słowem, zdaniem, cząstkę mnie - wkraczam do świata, zupełnie innego niż ten, jaki obecnie doświadczam. Jednak z każdej strony otacza mnie pustka, stan którego nie potrafię pojąć. Ten świat jest mi jednak obcy, choć staram się go oswoić, zrozumieć, wyłowić jakiś sens. I pozostaje kreowanie, fantazjowanie, wymyślanie za pomocą wyobraźni. Jednak chcę podjąć się wyzwania, bo wyczuwam pewną nić, łączność, coś niepokojącego. Bo im więcej czytam, tym świat autystyka wydaje mi się bliski... Chcę odeprzeć zarzuty Naokiego Higashida, że my normalni ludzie, nie rozumiemy osób nie w pełni sprawnych, jakby wynikało to z czystego egoizmu. Staramy się, czasem poddajemy, ale są tacy, co nieustannie mają nadzieję, że warto. Bo warto dawać szansę tej ,,wyrwie w murze" o jakiej we wstępie książki pisze David Mitchell. Kto wie, czy nie ona odsłoni przed nami prawdę. Możliwe, że prawdę również o nas samych? Jestem poruszona, że mogłam przeczytać tę niewielką objętościowo książkę, ale wielką pod względem bogactwa myśli.
Ocenę książki pominę, niech będzie raczej niemożliwą do uzasadnienia chwilą mojej zadumy, refleksji i pewnym impulsem dla którego sięgnęłam po tę książkę. Dałam się poprowadzić, ścieżką tajemnicy, jakiś przyjazny głos nawoływał do wyrozumiałości: ,,Teraz wyobraź sobie, że nie tylko straciłeś zdolność komunikowania się, ale też twój wewnętrzny redaktor, który dotąd...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to