-
Artykuły
Zapowiedzi książek: gorące premiery lipca 2024LubimyCzytać4 -
Artykuły
Mroczne strony dorastania. „Prawda czy wyzwanie” Natashy PrestonBarbaraDorosz1 -
Artykuły
Zapraszamy na spotkanie online z Magdą Tereszczuk. Zadaj pytanie i wygraj książkę „Błahostka“LubimyCzytać3 -
Artykuły
Ojcowie w literaturze, czyli świętujemy Dzień OjcaKonrad Wrzesiński35
Biblioteczka
2021-02-26
2021-02-07
9,5/10
Po lepszym przemyśleniu "Kaina" Byrona doszedłem do wniosku, że jest to naprawdę wybitny dramat. Angielski poeta wziął w nim na warsztat oklepaną i wręcz prostacką biblijną historię pierwszego zabójcy, czyli tytułowego Kaina. To co jednak z niej wycisnął przechodzi ludzkie pojęcie!
Początek jest dość zwyczajny - "pierwsza rodzina", czyli Adam i Ewa oraz ich dzieci (co ciekawe, także Ady i Selli, sióstr i małżonek Kaina i Abla), wspólnie zanosi modły do Boga. Kain jednak od razu daje się poznać jako romantyczny buntownik odmawiając modlitwy poprzez stwierdzenie, że po prostu nie ma za co dziękować Bogu, bo od Niego nic jeszcze nie otrzymał.
Ta buńczuczna postawa zostaje zauważona przez anioła Lucyfera, który zaczyna kusić Kaina i podsycać jego zwątpienie względem dobroci Boga. Ten iście faustowski motyw jest jednak znacznie lepiej wykorzystany niż w dramacie Goethego, u którego diabeł niesie głównie pewną jarmarczność. Byronowski szatan jest istotą niezwykle inteligentną i przebiegłą, bardzo subtelnie podburza on Kaina, czyniąc to niemal niezauważalnie. W czasie ich rozmowy wychodzi na jaw, że Kain cierpi na romantyczny weltschmerz, obsesyjnie myśli o śmierci, której jeszcze nie było na świecie (ta pojawi się dopiero z zamordowaniem Abla), nie potrafi pojąć dlaczego został obarczony pierworodnym grzechem rodziców, a w ułożonym przez Boga widzi tylko proces nieustannego niszczenia i tworzenia. Zaś Lucyfer, pokazując Kainowi rzekome dawne światy i szczątki preadamitów, czyli niedoskonałe prototypy ludzi, uświadamia go, że Bóg w istocie tworzy, ale aby niszczyć. W rozmowę miesza się ukochana Kaina, czyli jego siostra Ada, która prezentuje postawę zgoła odmienną - Ada bezgranicznie ufa Bogu i wierzy, że istnieje jakiś nieodgadniony dla ludzi sens Boskiego stworzenia. Lucyfer jednak nawet pomiędzy Kaina i bezgranicznie kochającą go Adę potrafił zasiać ziarno niezgody, stwierdzając, że ich miłość w rzeczywistości ma tylko cel prokreacyjny.
W swoich czasach ten dramat Byrona był uznany oczywiście za bluźnierczy i gorszący, z powodu samego faktu, w jaki sposób przerobiono biblijną historię z tradycyjną narracją zapowiadającą przykazanie "nie zabijaj". Kain w dramacie Anglika ostatecznie również zabija Abla, ale "niechcący", jakby zupełnym przypadkiem, w totalnym szale i niepoczytalności. Jego zbrodnia jest niejako koniecznością w boskim planie, a sama postać Kaina została przedstawiona z dużym współczuciem. Z jego myśleniem wręcz można się z łatwością utożsamić, choć Byron i tak pozostaje jednak w sferze myślenia chrześcijańskiego, a rozsądek pozostawia w rękach Ady. To jej sposób myślenia pozwala człowiekowi nie zwariować, to jej Byron przyznaje rację.
"Kain" to dzieło ponadczasowe, w przekładzie Paszkowskiego bardzo przyjazne współczesnemu czytelnikowi, a także całościowo o wiele bardziej przemyślane niż bardzo podobny tematycznie, ale gigantomański i boleśnie cierpiący na przerost formy nad treścią, choć wciąż bardzo dobry, "Faust" Goethego.
9,5/10
Po lepszym przemyśleniu "Kaina" Byrona doszedłem do wniosku, że jest to naprawdę wybitny dramat. Angielski poeta wziął w nim na warsztat oklepaną i wręcz prostacką biblijną historię pierwszego zabójcy, czyli tytułowego Kaina. To co jednak z niej wycisnął przechodzi ludzkie pojęcie!
Początek jest dość zwyczajny - "pierwsza rodzina", czyli Adam i Ewa oraz ich dzieci...
2021-02-10
2021-02-10
2021-02-10
2021-02-07
8/10
Muszę przyznać, że "Giaur" całkiem pozytywnie mnie zaskoczył swoją niecodzienną formą, gdyż brak tutaj po spodziewanej przeze mnie liniowej akcji, jak to wcześniej bywało w powieściach poetyckich. Byron kreśli historię bardzo rozmyślnie poprzez dość nowatorską technikę luźno związanych ze sobą ustępów, które składają na konkretny obraz. Dzięki temu ta powieść poetycka nabiera rumieńców, oznaki ciągłej świeżości.
Byron najpierw przedstawia nam miejsce akcji, czyli Grecję władaną przez Turków, która w bardzo przyjemnym przekładzie Mickiewicza nabiera podobieństwa Polski pod zaborami. Dawniej kolebka cywilizacji, teraz kraina dzika i zniewolona przez równie dzikich najeźdźców. Potem widzimy bohatera, Giaura, o którym dowiadujemy się niewiele poza tym, że jest Wenecjaninem. Angielski poeta obrazowo kreuje bohatera - widzimy najpierw statek, przed którym pierzchają rybacy. A potem pędzącego jeźdźca po polach, skałach i bezdrożach, a na jego twarzy maluje się determinacja. Kim jest? Skąd przybywa? Dokąd zmierza? Co planuje? Jeszcze nie wiemy. W następnym ustępie Byron opisuje Turków wrzucających do wody pewien pakunek. Pakunek, który się ruszał. Co w nim było? Czy kogoś topią? Dalej przedstawiony nam zostaje gniewny Hassan, którego nawet własny harem nie potrafi go pocieszyć. Dlaczego jest taki rozgniewany? Co go trapi? I tak dalej, i tak dalej.
Kolejne ustępy odsłaniają przed nami kolejne fakty, niczym w naprawdę dobrze napisanej współczesnej powieści. Historia koniec końców jest całkiem prosta i dość zwyczajna, ale jest obdarzona naprawdę gęstym klimatem byronowskiej tajemniczości, a talent angielskiego poety do snucia opowieści jest naprawdę widoczny jak w mało którym dziele epoki romantyzmu.
8/10
Muszę przyznać, że "Giaur" całkiem pozytywnie mnie zaskoczył swoją niecodzienną formą, gdyż brak tutaj po spodziewanej przeze mnie liniowej akcji, jak to wcześniej bywało w powieściach poetyckich. Byron kreśli historię bardzo rozmyślnie poprzez dość nowatorską technikę luźno związanych ze sobą ustępów, które składają na konkretny obraz. Dzięki temu ta powieść poetycka...
2021-02-07
9/10
O słynnym "Konradzie Wallenrodzie" Mickiewicza słyszałem wielokrotnie w zasadzie już od początku gimnazjum, ale od tego czasu żaden z moich licznych polonistów nigdy nie pokwapił się by bliżej i szerzej omówić tę powieść poetycką, więc w końcu postanowiłem sprawdzić o co w tym wszystkim chodzi.
Okazuje się, że w moim osobistym odczuciu dzieło wieszcza plasuje się bardzo wysoko. Mickiewicz w doskonały sposób wykorzystał charakterystyczne cechy dorobku twórczego Byrona, ale daleko mu od bycia jedynie naśladowcą wielkiego Anglika. Fabuła w "Konradzie Wallenrodzie", podobnie jak w "Giaurze" Byrona czy "Arabie" Słowackiego, złożona jest z luźnych ustępów, ale jest to tylko pozorne, bo w gruncie rzeczy Mickiewicz tworzy ten sposób liniową, ale bardzo przemyślnie skonstruowaną fabułę. Już na początku Konrad otrzymuje rys okrytego tajemnicą bohatera bajronicznego a genialność utworu polega na stopniowym odsłanianiu kolejnych kart z życiorysu członka Zakonu Krzyżackiego. W "Giaurze" dzieje się to dopiero za pomocą spowiedzi, tutaj zaś najwięcej dowiadujemy się z pieśni wajdeloty stanowiącej serce i trzon "Wallenroda", jednak nie wyjaśnia ona wszystkiego. Spore wrażenie pozostawia po sobie dialog kochanków wieńczący cały utwór. Nie jest to ckliwy i idealistyczny wątek miłosny, bo rozmowa Wallenroda z Aldoną jest raczej gorzkim komentarzem na temat patriotycznej postawy bohatera, wyniszczającej zarówno jego samego, jak i jego otoczenie.
Jak zwykle Mickiewicz oczarował mnie także swoim literackim stylem, idealnie balansującym pomiędzy wzniosłością i kunsztem języka a jego przystępnością. Po raz kolejny ukazał także swój talent do budowania atmosfery - w "Konradzie Wallenrodzie" jest ona naprawdę gęsta, gotycko mroczna i wypełniona niepokojem. Do tego należy dodać istotną moralną niejednoznaczność (motyw "szlachetnej" zdrady) i pewną niejasność interpretacyjną utworu (czy jest to rzeczywiście nawoływanie do podstępnej walki z zaborcą?). Te dwa aspekty razem sprawiają, że do dziś dzieło Mickiewicza budzi spore kontrowersje wśród badaczy literatury i czytelników oraz może wciąż wywoływać zachwyt. Bo mnie zachwyca.
9/10
O słynnym "Konradzie Wallenrodzie" Mickiewicza słyszałem wielokrotnie w zasadzie już od początku gimnazjum, ale od tego czasu żaden z moich licznych polonistów nigdy nie pokwapił się by bliżej i szerzej omówić tę powieść poetycką, więc w końcu postanowiłem sprawdzić o co w tym wszystkim chodzi.
Okazuje się, że w moim osobistym odczuciu dzieło wieszcza plasuje się...
2021-02-08
8/10
Czasami możemy sami wpędzić się w dziwne przeświadczenia - ja na przykład sądziłem, że "Bohater naszych czasów" Lermontowa to wielka, typowa dla kręgu literatury rosyjskiej kobyła. W rzeczywistości jednak jest to bardzo krótka powieść złożona z pięciu nowel (rozdziałów) luźno powiązanych ze sobą postacią Grigorija Pieczorina. Lermontow na łamach utworu dokonuje wiwisekcji charakteru głównego bohatera, jednego z pierwszych w literaturze rosyjskiej wzorów "człowieka zbędnego", przez co uznaje się tę książeczkę za pierwszą powieść psychologiczną w kręgu kultury rosyjskiej.
O Pieczorinie, ironicznie nazwanego w tytule "Bohaterem naszych czasów", najpierw słyszymy, potem go przez moment widzimy, aż w końcu dzięki umożliwionemu wglądowi do jego dzienników, badamy od wewnątrz. Jest to bardzo staromodna metoda przedstawiania bohatera, ale w tym wypadku została zastosowana wyśmienicie, głównie też dlatego, że na niczym innym Lermontow nie stawia takiego nacisku. Wszystko rozchodzi się o trudny charakter Pieczorina, bohatera iście bajronicznego, intelektualisty niezdolnego do czynu, zgorzkniałego nihilisty, mniej lub bardziej świadomie niszczącego wszystko i wszystkich wokół siebie. Sam Pieczorin kilkukrotnie analizuje siebie, próbując dociec przyczyn swojego niszczycielskiego postępowania i pragnąc ulec zmianie.
Mimo panującej ostrej carskiej cenzury i całkowitego skupieniu się na kreacji bohatera, Lermontow przemyca do powieści obraz ówczesnej Rosji, a dokładniej jej południowych krańców - regionu dzikiego i orientalnego, niespokojnego i niebezpiecznego, pogrążonego w małych konfliktach pomiędzy plemionami Czerkiesów i innych ludów a wojskiem rosyjskim. Właściwy narrator powieści w pierwszych rozdziałach zapewnia dość malownicze, ale niezbyt długie opisy Kaukazu, zaś nowela "Księżniczka Mery" toczy się w małym mieście uzdrowiskowym. I mimo, że dużą część noweli zajmuje sama niezbyt skomplikowana intryga z wątkiem rywalizacji o kobietę, Lermontowi ponownie udaje się oddać specyficzny klimat sennego uzdrowiska wypełnionego kurującymi się weteranami walk z Czerkiesami. Warto wspomnieć także o naprawdę wybitnej scenie pojedynku Pieczorina z jego przeciwnikiem, przewyższającej nawet wszystko co napisał w tej sferze słynny Alexandre Dumas.
Powieść Lermontowa to świetne świadectwo epoki i przykład inspirowanego Byronem romantyzmu rosyjskiego z angażującą fabułą i gęstym klimatem, ale mimo wszystko słabiej wypada w warstwie psychologiczno-filozoficznej. Jednak jest to bardzo wczesny utwór i nawet sam Dostojewski w tym okresie wypada jeszcze nie dość solidnie. Dopiero po paru dekadach złoty okres literatury rosyjskiej wejdzie w okres największej świetności, ale już "Bohater naszych czasów" zapowiada nadchodzące arcydzieła.
8/10
Czasami możemy sami wpędzić się w dziwne przeświadczenia - ja na przykład sądziłem, że "Bohater naszych czasów" Lermontowa to wielka, typowa dla kręgu literatury rosyjskiej kobyła. W rzeczywistości jednak jest to bardzo krótka powieść złożona z pięciu nowel (rozdziałów) luźno powiązanych ze sobą postacią Grigorija Pieczorina. Lermontow na łamach utworu dokonuje...
2021-02-07
2021-02-07
2021-02-07
9/10
"Eugeniusz Oniegin" to chyba najsłynniejszy poemat dygresyjny, czyli zapoczątkowany przez Byrona typ narracyjnego poematu, w którym dygresje autora są ważniejsze od fabuły, zwykle z tego absurdalnej i zupełnie pretekstowej. Choć z początku fabuła "Oniegina" wydaje się rzeczywiście gdzieś pomykać bokiem wśród kluczowych dla gatunku dygresji, to Puszkin raczy czytelnika całkiem ciekawym romansem z trochę banalnym, ale pomimo tego skutecznie wyprowadzonym morałem. Wpływ tego utworu dla literatury rosyjskiej można porównać tylko z "Panem Tadeuszem" Adama Mickiewicza.
Poemat Puszkina to opowieść o pewnym absurdzie życia, ponieważ historią Eugeniusza Oniegina i pozostałych nielicznych bohaterów poematu (Tatiany, Olgi i Leńskiego) rządzi czysty przypadek. Na uwagę zasługuje kreacja wspomnianych postaci na bazie kontrastów charakterów, które urozmaicone są dynamizmem - każdy się tutaj zmienia w ciągu opowieści. Sam Eugeniusz przechodzi tutaj przez trzy różne fazy, z której najważniejsza jest oczywiście ta środkowa, w której Puszkin prezentuje pierwszy w literaturze rosyjskiej portret "człowieka zbędnego", intelektualisty niezdolnego do czynów i ogarniętego. Zaś za pomocą wspomnianych dygresji, które dotykają literatury i stylów poezji, typowej edukacji szlacheckiej, salonowego życia i bawidamstwa, opisów przyrody, życia wiejskiego itd., poeta kreśli naprawdę szeroki obraz współczesnej Rosji od typowej prowincji po Moskwę, a w niedokończonych urywkach z "Podróży Oniegina" przedstawia nawet południowe kresy Imperium.
Oczywiście to co świadczy o wartości "Eugeniusza Oniegina" to przede wszystkim język, który wybitnie przekłada Adam Ważyk (o przekładzie Leo Belmonta, użytym w wydaniu Zielonej Sowy, lepiej nie wspominać). Puszkinowska strofa jest tak słynna jak trzynastozgłoskowiec Mickiewicza. W obu przypadkach czytanie rymowanych wierszy, które świetnie prowadzą fabułę i, sprawia mnóstwo zwykłej frajdy, satysfakcji i prawdziwych doznań estetycznych. Chciałbym jeszcze bardziej docenić "Oniegina", wystawić mu najwyższą notę, ale niestety nie oczarował mnie w wystarczającym stopniu. Nie zmienia to faktu, że to arcydzieło i kluczowy utwór literatury rosyjskiej, z którym po prostu trzeba się zapoznać.
9/10
"Eugeniusz Oniegin" to chyba najsłynniejszy poemat dygresyjny, czyli zapoczątkowany przez Byrona typ narracyjnego poematu, w którym dygresje autora są ważniejsze od fabuły, zwykle z tego absurdalnej i zupełnie pretekstowej. Choć z początku fabuła "Oniegina" wydaje się rzeczywiście gdzieś pomykać bokiem wśród kluczowych dla gatunku dygresji, to Puszkin raczy czytelnika...
6,5/10
Alfred de Musset, francuski romantyk, najbardziej znany jest jako poeta i ewentualnie autor jednej powieści, ale miał na swoim koncie także dramaty. "Lorenzaccio" jest jednym z nich. Jeśli jego względna rozpoznawalność i dostępność na półkach bibliotecznych idzie w parze z jakością, to w sumie całkiem średnia musi być reszta jego twórczości dramatycznej.
"Lorenzaccio" Musseta razem z "Hernanim" jest uznawany za dramat romantyczny, ale podobnie jak przy dziele Hugo jego "romantyczność" oparta jest raczej na drobnych szczegółach, niż faktycznej rewolucyjności. W ówczesnej Francji wciąż trwał zażarty spór pomiędzy klasykami a romantykami, z tego powodu obu dramatom daleko od awangardowości niescenicznych "Dziadów" czy "Fausta". "Lorenzaccio" to w zasadzie tragedia polityczna oparta o historii spisku na życie XVI-wiecznego księcia-tyrana Florencji, Aleksandra Medyceusza, w który uwikłany zostaje tytułowy bohater. Lorenzaccio ma pewien skromny rys bohatera bajronicznego, pewną buntowniczą postawę i życiowy nonkonformizm maskujące konflikt tragiczny w jego sercu. Niestety Mussetowi nie udaje się w przekonujący sposób oddać psychologii swoich postaci. Sam Lorenzaccio przez połowę dramatu pomyka gdzieś w tle, a w oczach czytelnika ważniejszy się wydaje mało emocjonujący wątek polityczny skupiony wokół antymedycejskiej opozycji. Nawet tło historyczne i koloryt lokalny, tak przecież zażarcie postulowany przez Hugo, wydają się u Musseta dość wyblakłe, choć przecież renesansowa Florencja sama w sobie była niezwykle żywym organizmem ciągle wstrząsanym wewnętrznymi niepokojami.
Wszystkie wymieniowe wyżej wady można skrócić do ogólnej nijakości, jaka cechuje ten dramat Musseta. Przed bardziej negatywną oceną powstrzymują jednak dwa aspekty. Po pierwsze dialogi, choć nierówne, mają swoje wybitne momenty. Są to zaprawdę tylko chwile, ale chwile kiedy bohaterowie posługują się wysublimowaną ironią i komicznymi porównaniami, za pomocą których wbijają szpilki w serca swoich rozmówców. Po drugie to zdecydowanie ciekawszy wątek margrabiny Cibo, zmuszonej wbrew sobie do bycia kochanką tyrana. Wiążący się z tym tragizm jest zdecydowanie lepiej zbudowany niż tragizm tytułowego Lorenza. Całkiem niezły dramat z zadatkami na coś więcej, ale zdecydowanie rozczarowujący na prawie każdym polu. Nic dziwnego, że nie przetrwał próby czasu i został prawie zupełnie zapomniany.
6,5/10
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAlfred de Musset, francuski romantyk, najbardziej znany jest jako poeta i ewentualnie autor jednej powieści, ale miał na swoim koncie także dramaty. "Lorenzaccio" jest jednym z nich. Jeśli jego względna rozpoznawalność i dostępność na półkach bibliotecznych idzie w parze z jakością, to w sumie całkiem średnia musi być reszta jego twórczości...