-
Artykuły
Plenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2 -
Artykuły
W świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać1 -
Artykuły
Zaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2 -
Artykuły
Ma 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant6
Biblioteczka
2021-11-26
2021-11-14
2020-05-07
Niesamowita książka, która nie daje o sobie szybko zapomnieć. Mąci w głowie, narzucając coraz to nowsze tematy do rozważań. Och, ile pytań, na które nigdy nie poznam odpowiedzi przeszło mi przez myśl.
Dick pokazał pełną klasę. Napisał powieść, po której zamiast śmiać się czy płakać miałam ochotę podejść do niego i uderzyć go w twarz tak jak on zrobił to mnie za pomocą „Trzech stygmatów Palmera Eldritcha”.
Kim właściwie jest Eldritch? Na to pytanie autor nie udzieli jednoznacznej odpowiedź nawet na końcu książki. Możemy tylko spekulować. Czy Eldritch jest Bogiem, Szatanem, Obcym, panteistycznym bóstwem, Antychrystem czy może czymś, o czym nawet nie śniliśmy czymś, co przekracza nasze granice pojmowania? Palmer daje ludziom wolność, zapewnia, że mogą tworzyć swoje światy oraz zmieniać swoje oblicza. W tej chwili być pantofelkiem, żeby następnym razem zmienić się w ulicznice z Paryża w roku 1940. Jak sam stwierdził, daje życie wieczne. Leo jako pierwszy przekonuje się, że on sam nie ma żadnej władzy nad światem, w którym się znalazł po zażyciu narkotyku. Ponieważ cała władza leży po stronie Eldritcha. To on podejmuje decyzje. Staje się władcą wszystkiego. Jest wszystkim, a wszystko jest nim. Przybiera rozmaite formy. Niezależnie czy jest to aktualnie forma małej dziewczynki, czy psa kontroluje cały świat, naznaczając stygmatami, każdego człowieka, a jego intencje pozostają nieznane.
W stosunku do całej książki bardzo podoba mi się określenie Marcina Knyszyńskiego „koszmarna teofania ''. Uważam, że idealnie obrabowuje powieść Dicka.
W pewnym momencie trudno stwierdzić czy to, co się dzieje, jest iluzją czy rzeczywistością. Wszystko się miesza, a sytuacja robi się coraz bardziej przerażająca, gdy zdajemy sobie sprawę, że nigdy nie będziemy mieli pewności w sprawie realności otaczającego nas świata. Solipsyzm w czystej postaci.
Otwarte zakończenie daje wiele możliwości czytelnikowi. Pomimo tego, iż chciałabym dowiedzieć się więcej o nurtujących mnie sprawach, to nie wyobrażam sobie a żeby zakończenie miało być zamknięte i tym samym wszystko wyjaśniać, ponieważ tu nie ma czego wyjaśniać.
Całość jest niezwykle klimatyczna, mroczna oraz filozoficzna. Podczas lektury czuć strach i w pewnym sensie postępujący obłęd autora. Wciąga niesamowicie, gdy już się przeczyta, choć kilka stron nie będzie się w stanie myśleć o czymkolwiek innym nawet po (albo w szczególności) skończeniu czytania.
Niesamowita książka, która nie daje o sobie szybko zapomnieć. Mąci w głowie, narzucając coraz to nowsze tematy do rozważań. Och, ile pytań, na które nigdy nie poznam odpowiedzi przeszło mi przez myśl.
Dick pokazał pełną klasę. Napisał powieść, po której zamiast śmiać się czy płakać miałam ochotę podejść do niego i uderzyć go w twarz tak jak on zrobił to mnie za pomocą...
2020-04-24
„- I nic. Nie ma żadnego cholernego kota, żadnej cholernej kołyski.”
Te słowa najlepiej oddają sens całej książki. Wieczne paradoksy naszego jakże krótkiego i zarazem skończonego życia. Jak często robimy rzeczy, których sensu nawet nie dostrzegamy? Jak często mówimy coś tylko po to, żeby mówić? Czy naprawdę to, co brzydziło nas wczoraj dzisiaj już będzie do zniesienia, a jutro stanie się przyjemnością?
Jak dla mnie Kurt napisał satyrę, z której każdy wyniesie inne przemyślenia. Mnie przede wszystkim uderzył temat głupoty ludzkiej, przeznaczenia oraz tych naukowców, którzy w pewien sposób wyzbywają się poczucia odpowiedzialności za swoje własne dzieła. Również uważam, że ciekawym pomysłem jest cały bokononizm, ponieważ ukazuje, jak ludzie potrafią zawierzyć swoje życie religii. Nawet jeśli przed każdym rozdziałem widnieją słowa świadczące o tym, iż to, co za chwile przeczytamy, jest jedynie kłamstwem udającym prawdę a przy okazji stekiem bzdur, mimo tego wolimy powierzyć się czemuś takiemu niż stawić czoła prawdzie.
Znaczną część książki przeczytałam kilkukrotnie ze względu na fantastyczne fragmenty. Mój ulubiony: „Na początku Bóg stworzył Ziemię i oglądał ją z wyżyn swojej kosmicznej samotności.
I rzekł Pan: Ulepmy z gliny żywe stworzenia, aby glina mogła zobaczyć, co uczyniliśmy. I ulepił Bóg wszelkie zwierzęta, jakie żyją na Ziemi, a pośród nich i człowieka. Jedynie glina w postaci człowieka potrafiła mówić. Bóg pochylił się nisko, kiedy glina w postaci człowieka powstała, rozejrzała się dokoła i przemówiła. Człowiek zamrugał i grzecznie spytał: Jaki jest sens tego wszystkiego?
- Czy wszystko musi mieć jakiś sens?- spytał Bóg.
- Oczywiście- odpowiedział człowiek,
- W takim razie pozostawiam tobie znalezienie sensu tego wszystkiego- powiedział Bóg.
I odszedł."
PO PROSTU CUDO.
Zamierzam najszybciej jak to możliwe zabrać się za kolejne pozycje od Vonneguta.
„- I nic. Nie ma żadnego cholernego kota, żadnej cholernej kołyski.”
Te słowa najlepiej oddają sens całej książki. Wieczne paradoksy naszego jakże krótkiego i zarazem skończonego życia. Jak często robimy rzeczy, których sensu nawet nie dostrzegamy? Jak często mówimy coś tylko po to, żeby mówić? Czy naprawdę to, co brzydziło nas wczoraj dzisiaj już będzie do zniesienia, a...
2020-04-18
Groteska, ironia, sarkazm, cięty język, inteligentny humor oraz cała masa absurdu to wszystko, co uwielbiam i znalazłam w „Kongresie futurologicznym”.
Żyję 50 lat po napisaniu przez Lema owego dzieł i mam tą „przyjemność”, aby sprawdzić, czy wizje autora się sprawdziły. Według mnie, jeśli zinterpretujemy „Kongres futurologiczny” nie do końca dosłownie, możemy znaleźć tam wiele wspólnego z czasami, w których przyszło nam bytować. Tableteczki zmieniające nasz nastrój, nasze upodobania, nasze postrzeganie świata bez problemu można odnieść do środków masowego przekazu. Nie chcę powtarzać tego, że technologia to samo zło, ponieważ tak nie uważam. Chodzi mi raczej o mydlenie nam oczu przez reklamy. Konsumpcjonizm staje się coraz potężniejszy, a my na każdym kroku słyszymy, co to nam nie pomoże. Tu najnowszy telewizor pomagający się wyciszyć, tam super zdrowa woda lecząca wszystkie dolegliwości. Jest tego tyle, że po prostu można oszaleć i z człowieka stać się maszynką do zarabiania pieniędzy, które od razu trzeba wydać, bo tylko w ten sposób można być szczęśliwym. Ludzie zaczynają mieć ambiwalentny stosunek do swoich własnych emocji, nie wspominając już o uczuciach innych.
Dwa całkiem odmienne światy w jednej piekielnej przyszłości. Oba przerażające, lecz jeden z nich przykryty płaszczem złożonym z materialnych dóbr oraz fałszywych uczuć. Szczerze nie jestem w stanie wybrać, w której przyszłości wolałabym żyć. Pierwszy świat to ten, w którym bez żadnych problemów i większego starania mogę wejść w posiadanie obrazu Rembrandta, zdobyć Nagrodę Nobla, a swoje piersi zmienić w kalejdoskopy istna idylla mogłoby się wydawać, jednak istnieje pewien szkopuł, mianowicie wszystko, co mnie otacza, byłoby sztucznie wykreowane. Drugi świat został pozbawiony wszystkiego, co daje choćby chwilową otoczkę szczęścia, ludzie chodzą po sobie, bo jest ich tyle, że nie ma innej możliwości przemieszczania się, a całe życie przypomina wieczną agonię, mimo to przynajmniej żyłabym w „prawdziwym” świecie. Jednak czym jest prawda? Lem dosadnie pokazał mi, że nie możliwym jest ocenić, co jest rzeczywiste.
Całość czyta się bardzo przyjemnie, ponieważ książka jest pozbawiona lania wody w formie niepotrzebnych opisów, czy elementów, które w ogóle nie są potrzebne fabule. Zamiast tego dostajemy niesamowicie wykreowane światy oraz realistycznie oddane emocje głównego bohatera.
Ogromnie podobała mi się narracja. Miałam wrażenie, że Ijon przywykł do ironii, absurdów i przerażającego zabarwienia wszystkie co go spotkało, ponieważ tak jakby miał już z tym do czynienia.
Warto wspomnieć również o neologizmach. Jak dla mnie jest to świetny zabieg, ponieważ dodał lekkiego niezrozumienia odległej przyszłości. Do tego odniosłam wrażenie, iż autor niesamowicie dobrze bawił się, wymyślając coraz to bardziej zawiłe i innowacyjne słowa.
Pragnę wspomnieć jeszcze, iż była to moja pierwsza powieść Lema i zdecydowanie nie ostatnia. Uważam, że naprawdę warto przeczytać „Kongres futurologiczny”.
Groteska, ironia, sarkazm, cięty język, inteligentny humor oraz cała masa absurdu to wszystko, co uwielbiam i znalazłam w „Kongresie futurologicznym”.
Żyję 50 lat po napisaniu przez Lema owego dzieł i mam tą „przyjemność”, aby sprawdzić, czy wizje autora się sprawdziły. Według mnie, jeśli zinterpretujemy „Kongres futurologiczny” nie do końca dosłownie, możemy znaleźć tam...
2020-04-20
Zazwyczaj nie brakuję mi słów, aby ocenić książkę. Jednak w tym wypadku coś się zmieniło. Pomimo zakończenia, które rozwiało wątpliwości co do"głównego" wątku pozostałam z ogromem pytań, zważywszy na fakt, iż owa mikropowieści ma zaledwie 80 stron. Tak więc skończyłam z jednym wielkim znakiem zapytania.
Czytało mi się naprawdę przyjemnie, ale mam nadzieję, że to dopiero zalążek twórczości jakże sławnego Nabokova.
Zazwyczaj nie brakuję mi słów, aby ocenić książkę. Jednak w tym wypadku coś się zmieniło. Pomimo zakończenia, które rozwiało wątpliwości co do"głównego" wątku pozostałam z ogromem pytań, zważywszy na fakt, iż owa mikropowieści ma zaledwie 80 stron. Tak więc skończyłam z jednym wielkim znakiem zapytania.
Czytało mi się naprawdę przyjemnie, ale mam nadzieję, że to dopiero...
2020-05-03
"Fale” porwały mnie i zatopiły w najdalszym z oceanów. Jestem zachwycona poetyckim językiem Woolf oraz jej niezliczonymi metaforami.
Główni bohaterowie są osobami, z którymi łatwo można się utożsamić. Osobiście uważam, że najbliżej mi do zagubionej i ceniącej samotność Rhondy oraz starającego się spleść opowieść z pięknych frazesów Bernarda. Każda z postaci ma swój odmienny charakter, jednak wszyscy posiadają te same problemy. Szukają siebie w tym pełnym zawirowań świecie. Chcą wyłowić z głębi duszy swą tożsamość, której nie tworzą inni ludzie, a wyłącznie oni sami. Po prostu (co w rzeczywistości nie jest takie proste) pragną mieć własną twarz. Starają się również żyć. Tak mocno i prawdziwie jak żył Percival. Jednak, zamiast spełniać swoje pragnienia, odnajdują coraz to większe pustki we własnych osobach, skupiają uwagę na szczegółach, suszą kwiaty w tomach poezji czując powiększającą się nicość własnych dusz oraz zapełnione pięknem dziury swoich towarzyszy. Wszyscy cierpią, wszyscy szukają, wszyscy toną. Nikt już nie pomoże. Wszyscy umrą.
Virginia ukazała niesamowite portrety psychologiczne. Bohaterzy płyną wraz z falami, które nieuchronnie zmierzają ku skałom.
Tego, co wydarzy się w „falach”, nie sposób przewidzieć. Całość dzieje się zarazem płynie i chaotycznie. Zamiast schematu jest niebanalny, zaskakujący, nieustający ruch słów. Wydawać by się mogło, iż powieść jest pozbawiona zwrotów akcji, ale w rzeczywistości ona cała jest jedynym wielkim zwrotem akcji.
Na pewno powrócę jeszcze kiedyś do „fal”, aby uderzyć w nie jeszcze mocniej i jeszcze świadomiej. Natomiast teraz zostaje mi jedynie polecić owo dzieło sztuki każdemu poszukującemu poezji w prozie życia codziennego.
"Fale” porwały mnie i zatopiły w najdalszym z oceanów. Jestem zachwycona poetyckim językiem Woolf oraz jej niezliczonymi metaforami.
Główni bohaterowie są osobami, z którymi łatwo można się utożsamić. Osobiście uważam, że najbliżej mi do zagubionej i ceniącej samotność Rhondy oraz starającego się spleść opowieść z pięknych frazesów Bernarda. Każda z postaci ma swój...
2020-05-17
"Boże, daj mi pogodę ducha, abym pogodził się z tym, czego zmienić nie mogę, odwagę, abym zmieniał to, co zmienić mogę, i mądrość, abym zawsze potrafił odróżnić jedno od drugiego."
"Rzeźnia number pięć, czyli krucjata dziecięca, czyli obowiązkowy taniec że śmiercią" przedstawia czytelnikowi obraz wojny, który znacznie różni się od tego ukazywanego w mediach. Vonnegut w swojej powieści nie opisał męstwa i szlachetności dojrzałych żołnierzy, jak to bywa w większości książek oraz filmów. Zamiast idyllicznego obrazu dostajemy brutalną rzeczywistość. Młodych ludzi, którzy nawet nie zaczęli jeszcze żyć, a już muszą umierać za wydumane idee. Większość postaci jest chora, wywołuje równocześnie śmiech oraz litość. W dodatku stanowiom bezwolne igraszki w rękach jakiś potężnych sił. "Przecież jednym z najważniejszych efektów wojny jest właśnie to, że pozbawia ludzi osobowości."
Nikt tu nie umiera w chwale i glorii. Śmierć pozbawiona jest patosu, a zamiast niego zawiera faktologie i naturalizm.
"Rzeźnia number pięć" wciąga w świat osoby próbującej poradzić sobie z traumą. W znakomity sposób ukazuje to, co siedzi z tyłu głowy i już najpewniej nigdy nie wyjdzie. Zaskakuje fantastycznie skonstruowanym światem, w którym wszystko kojarzy się z wojną.
Według mnie wątek fantastyczny ma dwa najważniejsze zadania. Pierwszym z nich jest właśnie ucieczka od wspomnień oraz tragicznych wydarzeń. Natomiast drugi (moim zdaniem znacznie ciekawszy) to podkreślenie absurdu prowadzenia wojen. Ludzie są zdolni do bombardowania miasta pełnego niewinnych osób, morderstw oraz połykania zakłamanej propagandy. Przecież jeśli można tworzyć konflikty, które prowadzą jedynie do cierpienia, równie dobrze można być porwanym przez kosmitów i przetrzymywanym w zoo z aktorką filmów pornograficzny.
Autor użył wszelkich możliwych sposobów, aby pokazać czytelnikom okropieństwo i bezsens wojen. Mnie osobiście książka wprowadziła w lekkiego doła pomimo tego, że zawierała wiele niesamowitego humoru. Płakałam, jednocześnie się uśmiechając (takie sytuacje to jedynie u Vonneguta).
Billy w swoich srebrnych pantoflach oraz zdecydowanie za małym płaszczu to postać, której szybko się nie zapomina. Zresztą dokładnie tak jak Kilgore Trout. Moim zdaniem Kurt stworzył niespotykanie realistyczne postacie i naprawdę bardzo go za to cenie. "Było mu wstyd, czuł się słaby i niewdzięczny, ponieważ matka zadała sobie tyle trudu, żeby mu dać życie i utrzymać go przy życiu, a jemu wcale się to życie nie podobało."
"Rzeźnia number pięć" to jedna z tych nielicznych książek, po której przeczytaniu nikt nie pozostanie obojętny. Vonnegut mistrzowsko łączy groteskę z brutalną rzeczywistością, która po prostu "zdarza się" w przeciwieństwie do niepowtarzalnego talentu autora.
Polecam wszystkim, którzy cenią prozę niebanalną, mądrą, głęboką, aczkolwiek niepozbawioną poczucia humoru.
"Po masakrze powinna zapanować wielka cisza i rzeczywiście jest cisza, którą naruszają tylko ptaki. A co mówią ptaki? To, co można powiedzieć na temat masakry: „It – it?"
"Boże, daj mi pogodę ducha, abym pogodził się z tym, czego zmienić nie mogę, odwagę, abym zmieniał to, co zmienić mogę, i mądrość, abym zawsze potrafił odróżnić jedno od drugiego."
"Rzeźnia number pięć, czyli krucjata dziecięca, czyli obowiązkowy taniec że śmiercią" przedstawia czytelnikowi obraz wojny, który znacznie różni się od tego ukazywanego w mediach. Vonnegut w...
2020-06-02
"Lecz pod grubą warstwą straszliwego żalu, choroby, strachu i wyczerpania nadal bije me serce, nadal obracam się wraz z ziemią, wiedząc, że tyle na niej piękna, tyle osób ukochanych, tyle do zobaczenia i przeczytania."
"Szklany klosz" niezmiernie mną wstrząsnął. Czuję jakby ukryta głęboko we mnie cząstka, której za wszelką cenę staram się chronić przed światem zewnętrznym, nagle została wyciągnięta i wyeksponowana. W tej chwili moje myśli to papka. Moje uczucia to chaos. A ja popadam w obłęd.
"Dla człowieka siedzącego pod szklanym kloszem, znieczulonego na wszystko, zatrzymanego w rozwoju jak embrion w spirytusie, całe życie jest jednym wielkim, złym snem."
"Szklany klosz" cenie szczególnie za szczerość oraz wrażliwość. W książce nie wybuchają fajerwerki oznajmiające, że zadziało się coś istotnego dla fabuły, ponieważ każdy szczegół jest ważny. Początkowe zdołowanie i brak chęci powoli prowadzi główną bohaterkę ku chorobie psychicznej. Nie ma nagłego przeskoku od wewnętrznego spokoju do nieobliczalnego obłędu. Dosadnie pokazuje to, że granicą pomiędzy tak zwaną normalnością a szaleństwem jest naprawdę cienka (o ile w ogóle istnieje). Z każdą kolejną stroną samopoczucie Esther się pogarsza. W końcu dochodzi do tego, że postanawia odebrać sobie życie. Nie jest już zdolna do codziennych czynności.
"Było mi obojętnie i bardzo pusto - tak musi być w oku cyklonu. Absolutna cisza w samym środku szalejącego żywiołu."
Nie sposób w pełni zrozumieć, powieść bez zapoznania się z choćby krótkim życiorysem autorki, ponieważ zawarła ona w swojej książce wiele autobiograficznych wątków. Plath przy opisywaniu uczuć i tworzeniu fabuły kierowała się własnymi doświadczeniem. Nakreślając ludzką egzystencję jako ciągłą walkę z wykluczającymi się pragnieniami, sprawiła wrażenie intymności.
Znając losy Sylvii, jej przekaz dociera do nas ze zdwojoną siłą.
"Jeżeli nerwica ma polegać na tym, że człowiek pragnie dwóch, zupełnie sprzecznych ze sobą rzeczy naraz, to, owszem, w takim razie jestem wariatką! Wiem, że przez całe życie będę się miotała pomiędzy różnymi, wykluczającymi się nawzajem pragnieniami!"
Według mnie w powieści ogromne znaczenie ma Joan. Plath jednoznacznie daje czytelnikowi do zrozumienia, iż losy Joan i Esther są w pewnie sposób, że sobą związane a ich drogi wielokrotnie splatają się na różnych etapach życia. Istnieje jednak znaczący moment, w którym życia obu kobiet nabierają całkowicie odmienny bieg. Dziewczyny symbolizują dwa odmienne zakończenia walki z chorobą psychiczną. Joan przegrywa bitwę swego życia. Natomiast Esther udaje się wygrać (przynajmniej tymczasowo). Moim zdaniem Plath wiążąc autobiograficzne wątki z postacią, która zwyciężyła, ukazała swoje nadzieje. Mimo gorszych chwil, które doprowadzały ja do prób samobójczych, chciała wierzyć, że wszystko się ułoży, a ona sama skończy jak Esther (choć to tylko moje interpretacje i mogłam posunąć się w nich za daleko).
"Szklany klosz" jest książką smutną, sentymentalną, bolesną i prawdziwą. Jest świadectwem osoby, która pragnęła żyć, ale jej życie zostało do tego stopnia pochłonięte przez chorobę, że całkowicie zmieniło jego bieg. Powieść Plath nie spodoba się każdemu, ponieważ ukazuje inną perspektywę, niż książki o podobnej tematyce. Jednak mi dzięki temu podoba się jeszcze bardziej. Poza tym jakoś wyczuwam w nich emocjonalność autorki.
"Gdziekolwiek bym się znalazła-na pokładzie statku czy przy stoliku paryskiej kawiarni - to i tak w gruncie rzeczy tkwiłabym tylko pod szklanym kloszem własnej udręki, pławiąc się we własnym skisłym sosie."
Sylvia Plath stworzyła dzieło ponadczasowe. Książka napisana dziesiątki lat temu ani trochę nie straciła na wartości. Wątki, w których wybrzmiewa sprzeciw wobec narzuconym regułom życia, wydają się wręcz zainspirowane dzisiejszym stanem rzeczy odnośnie do kobiet i ich pozycji, na które składają się: małżeństwo, dzieci, oczekiwanie świata.
Wielkim plusem powieści jest język. Krótkie, lecz dosadnie wyrafinowane zdania. Poetyckie metafory. Trafne spostrzeżenia na temat otaczającego świata. Opisy niestroniące od ukazania rzeczywistości w drastyczny sposób. Od pierwszego rozdziału nabiera się przekonania, iż książkę pisała osoba niesamowicie uzdolniona literacko.
To historia bardzo mocno skupiona na jednostce i jej rozterkach, walce, jaką nieustannie toczy ze sobą i otaczającym ją światem. Mimo tego próżno tu szukać niezarysowanych bohaterów.
Każda postać ma swój unikalny charakter. Mnie osobiście momentami irytowało zachowanie głównej bohaterki, ale nie wpłynęło to negatywnie na postrzeganie całej lektury.
"Szklany klosz" czyta się z zapartym tchem i rozedrganą nadzieją. Czytelnik ma wrażenie pogrążania się w wir odczuć i emocji razem z bohaterką. W dodatku ma swój niepowtarzalny klimat, co ogromnie cenie.
Dla mnie pozycja z najwyższej półki. Napisana świetnym językiem, wciągająca, dająca do myślenia. Jedną z ciekawszych książek, jakie kiedykolwiek czytałam. Z pewnością wrócę do niej jeszcze nie raz.
Zgadzam się z opiniami, że gdyby nie biografia autorki "Szklany klosz" nie stałby się powieścią tak znaną. Zachęcam każdego, aby zapoznać się z ową lekturą, ale również ostrzegam, iż wiele osób może jej nie zrozumieć.
Mimo lekkiej formy temat jest naprawdę ciężki i potrafi wpędzić w doła, ale jednocześnie może pokazać światełko w tunelu.
"Nie byłam pewna. Wcale nie byłam pewna. Skąd mogłam wiedzieć, czy kiedyś w przyszłości, w Europie czy gdziekolwiek - szklany klosz znowu na mnie nie spadnie, nie nakryje mnie, odkształcając moje widzenie świata."
"Lecz pod grubą warstwą straszliwego żalu, choroby, strachu i wyczerpania nadal bije me serce, nadal obracam się wraz z ziemią, wiedząc, że tyle na niej piękna, tyle osób ukochanych, tyle do zobaczenia i przeczytania."
"Szklany klosz" niezmiernie mną wstrząsnął. Czuję jakby ukryta głęboko we mnie cząstka, której za wszelką cenę staram się chronić przed światem...
2020-06-10
"Gdyż nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę, a przed człowiekiem schronić się można jedynie w objęcia innego człowieka."
Brakuje mi słów, aby opisać "Ferdydurke". Wszystko, co chciałabym napisać, wydaje się okropnie nieadekwatne do moich odczuć. Jednak pomimo mej niemożności, postaram się choć trochę utrwalić, to co wyciągnęłam z tej lektury.
Gombrowicz mnie oczarował. Udało mu się to między innymi dzięki niepowtarzalnemu stylowi oraz formie, za pomocą której przedstawił całą historię. Długie zdania, metafory na kilka stron, oryginalna narracja, słowa, których znaczenia należy się domyślać, to wszystko tworzy niepowtarzalny klimat.
Pewne jest, iż owej książki nie można tłumaczyć dosłownie. Spektakl groteski, który zagwarantował czytelnikom autor, rządzi się własnymi prawami. Początkowy chaos zamienia się w powieść pełną przemyślanych szczegółów. Gdy zaczęłam czytać, trudno mi było przestać. Zapomniałam całkowicie o tym, co niezwiązane z lekturą, a powrót do rzeczywistości sprawił, iż świat wydał mi się strasznie szary.
"Ferdydurke" z pewnością jest pozycją wyjątkową. Nie jest to książka, którą spotka się na co dzień. Gombrowicz niezwykle umiejętnie bawi się stylami. Zrywa z powszechną formą literacką. Podąża własną awangardową drogą. "Lecz on siedział, a siedząc siedział i siedział jakoś tak siedząc, tak się zasiedział w siedzeniu swoim, tak był absolutny w tym siedzeniu, że siedzenie, będąc skończenie głupim, było jednak zarazem przemożne."
Moim zdaniem "Ferdydurke" nie powinno znajdować się w kanonie lektor obowiązkowych. Gombrowicz zdecydowanie nie jest dla każdego, a zmuszając nastolatków do czytania go, jedynie krzywdzi się tak wybitne dzieło. Już pomijając fakt, iż ostentacyjnie wyśmiewa ono takie działanie i ogólnie cały system szkolnictwa.
Podsumowując, według mnie "Ferdydurke" jest dziełem niezapomnianym. Należy jednak podejść do niego z otwartą głową i bez żadnych nakazów. Z pewnością wrócę jeszcze do tej książki, ponieważ jestem przekonana, że nawet czytając ją po raz dziesiąty znajdę tu coś nowego.
"Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba!"
"Gdyż nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę, a przed człowiekiem schronić się można jedynie w objęcia innego człowieka."
Brakuje mi słów, aby opisać "Ferdydurke". Wszystko, co chciałabym napisać, wydaje się okropnie nieadekwatne do moich odczuć. Jednak pomimo mej niemożności, postaram się choć trochę utrwalić, to co wyciągnęłam z tej lektury.
Gombrowicz...
2020-06-29
". ..po tylu, tylu latach jałowych złudzeń zaczął przeczuwać, że człowiek nie żyje, k...., tylko przeżywa innych, że zbyt późno uczy się , iż najdłuższego i najużyteczniejszego życia starcza li tylko na to, by nauczyć się żyć..."
"Jesień patriarchy" to powieść zdecydowanie niekonwencjonalna co widać od jej pierwszych stron. Tematyka jest naprawdę ciekawa, a styl powala na kolana. Nie sposób zaprzeczyć, iż jest to książka wymagająca. Zdania na kilkadziesiąt stron ewidentnie nie czynią jej prostszą w odbiorze. Jednak gdy już uda się skupić to przez "jesień..." płynie się jak z nurtem przez rzekę. Sposób narracji jest zmieniany bez ostrzeżenia. Zaczynamy zdanie z narracją w trzeciej osobie, a kończymy na osobistych uczuciach w pierwszej. Emocje towarzyszące mi podczas lektury były skrajne. Marquez rzucał mną od obrzydzenia do uwielbienia od nienawiści do miłości od radości do rozpaczy i tak przez całą lekturę. Szczerze muszę przyznać, że zmęczyłam się tą pozycją, ale mimo wszystko uważam, iż było naprawdę warto. Wiem, że dla niektórych styl, którym owa książka została napisana, jest nie do zniesienia. Jednak według mnie te wszystkie sprzeczności i niekończący się chaos są konieczne, aby zachować przesłanie. Zdania są równie długie, jak długie wydaje się życie dyktatora. Panujący zamęt i niezrozumienie doskwierają przywódcy, który nie potrafi odnaleźć się w obecnym stanie rzeczy tak samo, jak momentami czytelnik. Cierpliwość, skupienie oraz wyrozumiałość dla wymagającego stylu jest tak samo niezbędna podczas czytania "jesieni..." , jak i w życiu władcy zmagającego się z wieloma chorobami psychicznymi.
Podsumowując, do książki na pewno jeszcze wrócę, ponieważ czuję, że nie wszystko zrozumiałam. "Jesień patriarchy" szczególnie polecam osobom lubującym się w wymagającej literaturze oraz tym szukającym nowych wrażeń czytelniczych, bo Márquez potrafi zapewnić je jak nikt inny.
". ..po tylu, tylu latach jałowych złudzeń zaczął przeczuwać, że człowiek nie żyje, k...., tylko przeżywa innych, że zbyt późno uczy się , iż najdłuższego i najużyteczniejszego życia starcza li tylko na to, by nauczyć się żyć..."
"Jesień patriarchy" to powieść zdecydowanie niekonwencjonalna co widać od jej pierwszych stron. Tematyka jest naprawdę ciekawa, a styl powala na...
2020-07-04
"Jeśli chcesz wiedzieć, jaka będzie przyszłość, wyobraź sobie but depczący ludzką twarz, wiecznie!"
"Rok 1984" to jedna z tych książek, których nawet po upływie lat nie można zapomnieć i które nie mają daty ważności, ponieważ dopóki istnieją ludzie, będą istnieć ideologię, a władza już na zawsze pozostanie celem samym w sobie.
Styl pisania Orwella jest niezwykle dopracowany. "Roku 1984" nie czytałam, lecz płynęłam przez niego i nie potrafiłam się zatrzymać. Książka jest pełna drastycznych scen wywołujących dreszcze na całym ciele. Po tym, jak obrazy raz pojawiły się w mojej głowie, nie jestem w stanie ich zapomnieć. Lekturę skończyłam przybita i zdruzgotana.
Antyutopia opisana przez Orwella pokazuje, jak społeczeństwo dało wmówić sobie, iż żyje we wręcz idyllicznych czasach. Dzięki wszechobecnej propagandzie ludzie dali się zniewolić i zmanipulować. Od chwili zapoznania się z tą pozycją uważam Georga Orwella za jasnowidza. Ukazana przez niego wizja świata nie tyle jest możliwa w przyszłości, ile dzieje się na naszych oczach a jej realność przeraża. Bo czyż sami nie godzimy się na to, aby "Wielki Brat" nas obserwował? Multum zdjęć oraz danych swoich i bliskich, które większość ludzi udostępnia, nawet bez chwili dygresji, a które może zobaczyć każdy i zrobić z nimi co tylko sobie zechce. Do tego dochodzi jeszcze wszelkiego rodzaju propaganda, o którą naprawdę nie trudno w czasach gdy jesteśmy atakowani z każdej strony nowymi wiadomościami. Mimo wszystko należy pamiętać, że system wygrywa z nami tylko wtedy, jeśli uda mu się zdobyć ludzki umysł i przekonać, że najniegodziwsze zachowania są konieczne i sprawiedliwe oraz gdy pozbawi wartości uczucia i zniszczy więzi.
"Nic nie było twoje oprócz tych kilku centymetrów sześciennych zamkniętych pod czaszką."
Jestem pod ogromnym podziwem umiejętności tworzenia świata przez autora. "Rok 1984" ma niezwykle dobrze opisane relacje bohaterów, którzy są zmuszeni żyć w tak okrutnym systemie. Dodatkowo cały słownik nowomowy ukazujący sposób ukierunkowania myślenia ludzi dodaje przerażającej realności.
"Czy nie rozumiesz, że nadrzędnym celem nowomowy jest zawężenie zakresu myślenia? W końcu doprowadzimy do tego, że myślozbrodnia stanie się fizycznie niemożliwa, gdyż zabraknie słów, żeby ją popełnić. (...) Z roku na rok będzie coraz mniej słów i coraz węższy zakres świadomości."
Według mnie "rok 1984" jest obowiązkową lekturą dla każdego. Pokazuję wiele zagrywek stosowanych przez współczesne media i korporacje w celu manipulowania i robienia z ludzi marionetek wyszukanych, lecz nieistniejących idei. Przedstawia sposób działania totalitaryzmu. Pozostaje w pamięci. Przede wszystkim jest lekturą uświadamiającą, a jej możliwości w interpretacji są niezliczone.
"W grze, jaką prowadzimy, nie możemy odnieść zwycięstwa. Ale niektóre przegrane są mimo wszystko lepsze od innych."
"Jeśli chcesz wiedzieć, jaka będzie przyszłość, wyobraź sobie but depczący ludzką twarz, wiecznie!"
"Rok 1984" to jedna z tych książek, których nawet po upływie lat nie można zapomnieć i które nie mają daty ważności, ponieważ dopóki istnieją ludzie, będą istnieć ideologię, a władza już na zawsze pozostanie celem samym w sobie.
Styl pisania Orwella jest niezwykle...
2020-07-08
Mając po raz pierwszy styczność z "ja" Yanna Martela, doszłam do wniosku, iż jest to niczym niewyróżniające się czytadło. Jednak szybko okazało się, iż byłam w ogromnym błędzie.
Jest to książka niespotkana na co dzień. Potrafi wywołać sprzeczne emocje i doprowadzić do różnorodnych wniosków. Posiada tak samo dużo cech pozytywnych, jak i negatywnych.
Pierwsze kilkadziesiąt stron uważam za naprawdę udane. Autor ciekawie opisuje dzieciństwo głównego bohatera. Nie stroni od żartów i pokazuje, że w jego słowniku nie ma miejsca dla takiego pojęcia jak "tabu". Później jednak zbyt wiele rzeczy poszło w niewłaściwym kierunku. Momentami naprawdę się nudziłam, a czytałam tylko ze względu na nadzieję, iż dalej będzie lepiej. Czy rzeczywiście było? Szczerze nie mam pojęcia. Mimo wszystko wiem na pewno, że pomysł na drugi rozdział, którego długość to zaledwie kilka zdań był świetnym pomysłem udowadniającym niekonwencjonalność owej książki.
Podziwiam umiejętności autora w spostrzeganiu i opisywaniu najróżniejszych zjawisk. Szczególne wrażenie zrobiły na mnie fragmenty, w których przedstawia życie oczami kobiety. Aż ciężko było mi uwierzyć, że pisał to mężczyzna.
Za największy minus uważam sprowadzanie wszystkiego do seksu. Nie zależnie co by się działo i tak wszystko skończy się seksem. Ukochani rodzice głównego bohatera umierają w katastrofie samolotowej a co nasz nastolatek na to? Idzie się masturbować. Oprócz tego oczywiście mamy jeszcze seks heteroseksualny, seks kobiet, seks mężczyzn, analny, gwałt i ogólnie co komu się zamarzy.
Nagłą zmianę płci można interpretować na różne sposobu. Pierwszy, który przyszedł mi do głowy, opiera się na tym, że bohater zmienia płeć, gdy w jego życiu dzieje się zbyt dużo. Zmiany, których doświadcza, wpływają na niego tak bardzo, że staje się całkowicie innym człowiekiem. To jedna z interpretacji, które mi się nasunęły, ale możliwości odbierania tego wątku są niezliczone.
"Ja" polecam osoba pragnącym poeksperymentować z literaturą i nieobawiającym się drastycznych scen. Jeśli natomiast szuka się typowej obyczajówki, to proszę mi wierzyć, że nie tędy droga.
Mając po raz pierwszy styczność z "ja" Yanna Martela, doszłam do wniosku, iż jest to niczym niewyróżniające się czytadło. Jednak szybko okazało się, iż byłam w ogromnym błędzie.
Jest to książka niespotkana na co dzień. Potrafi wywołać sprzeczne emocje i doprowadzić do różnorodnych wniosków. Posiada tak samo dużo cech pozytywnych, jak i negatywnych.
Pierwsze kilkadziesiąt...
2020-07-17
Zabierając się za "człowieka z wysokiego zamku", miałam dość wysoko postawione oczekiwania. Opis fabuły brzmi naprawdę interesująco. W dodatku, jeśli uwzględni się, iż autorem jest nie kto inny jak Dick, a książka stała się klasykiem gatunku to nadzieje mogą być niewyobrażalnie duże. Tak też stało się w moim przypadku i niestety, ale przeżyłam spore rozczarowanie.
, Przedstawiając w skrócie ową książkę, można powiedzieć, iż opowiada ona o alternatywnej rzeczywistość, w której to Niemcy, Japonia i Włochy wygrały II wojnę światową. Co prawda jest to spore uproszczenie, lecz właśnie wokół tego pomysłu dzieje się reszta wydarzeń. Dick nieźle to wykombinował i sprytnie połączył wątki, ale wydaje mi się, iż "człowiek..." po latach nie wywołuje już takiego wrażenia, jak robił to zaraz po wydaniu. Z fabuły wciąż można sporo wynieść, lecz nie ulega wątpliwości, iż jest odrobinę przeterminowana (jeśli chodzi o wywołanie szoku lub sprowokowanie do długich dyskusji).
Żadnemu z bohaterów autor nie poświęcił na tyle czasu, aby można było zapałać do kogoś sympatią i w pewien sposób mu kibicować. Właściwie odniosłam wrażenie, że wszyscy są strasznie płascy i bez polotu. Dick raczej się tym nie przejął, ponieważ nie sądzę, żeby zależało mu na tym, aby wykreować wielowątkowe oraz ciekawe postacie. Można to dostrzec, biorąc pod uwagę, jak wiele wątków zostało przerwanych. Właściwie wszystkie linie fabularne kończą się tak samo niespodziewanie, jak się zaczęły. Nic tu nie zostaje wyjaśnione. Łatwo odnieść wrażenie, że historia miała służyć bardziej przedstawieniu wizji wykreowanego świata niż być zamkniętą i dogłębnie wytłumaczoną opowieścią.
Najciekawsze dla mnie w tej książce są filozoficzne pytania, których autor nie wpycha na siłę, lecz pozwala samemu powoli je odkrywać. Główne pytanie nieopuszczające czytelnika do końca powieści to: kto rzeczywiście jest wygranym? Jak się okazuje, nie jest to wcale takie oczywiste, jakby mogło się wydawać. Każdy z bohaterów próbuje sobie radzić z tym pytaniem na różne sposoby. Łączy ich jednak to, że odpowiedzi szukają w książce "utyje szarańcza". Przedstawia ona wizję świata, w której to państwa Osi przegrały wojnę. Czy nie przypomina wam to czegoś? Tak samo, jak bohaterzy Dicka tak i my zastanawiamy się, czy życie wyglądałoby lepiej, gdyby zmienić bieg historii. Wyobrażamy sobie alternatywne wersje świata i stawiamy pytania. Czy to jest prawdziwe? Czy rzeczywistość naprawdę tak wygląda? Czy historia ma jakiekolwiek znaczenie? Jedyna różnica jest taka, iż my, zamiast szukać odpowiedzi u Abendsena, szukamy jej u Dicka.
"Zadziwiająca jest ta zdolność literatury, nawet taniej, popularnej literatury, do działania na wyobraźnię."
Równie ciekawy jest sposób przedstawienia prawdy i fałszu. Sfałszowane antyki, które wszyscy chętnie kupują i podziwiają oraz te prawdziwe, na których nikomu nie zależy. Nawet tytułowy" Wysoki zamek" okazuje się fikcją.
Philip K. Dick należy do jednych z moich ulubionych autorów, jednak w tym wypadku nie szczególnie mnie zachwycił. "Człowiek..." został doceniony i nagrodzony nagrodą Hugo, lecz według mnie autor ma na koncie znacznie lepsze pozycje. Jest to książka obowiązkowa dla wszystkich fanów gatunku. Natomiast tym którzy z Dickiem nie mieli jeszcze do czynienia, o wiele bardziej polecam zapoznać się z "trzema stygmatami Palmera Eldritcha".
Zabierając się za "człowieka z wysokiego zamku", miałam dość wysoko postawione oczekiwania. Opis fabuły brzmi naprawdę interesująco. W dodatku, jeśli uwzględni się, iż autorem jest nie kto inny jak Dick, a książka stała się klasykiem gatunku to nadzieje mogą być niewyobrażalnie duże. Tak też stało się w moim przypadku i niestety, ale przeżyłam spore rozczarowanie.
,...
2020-07-22
"Mistrz i Małgorzata" na moment obecny to dla mnie jedna wielka niewiadoma. Nie jestem pewna czy w ogóle podobało mi się to, co przeczytałam. Książka ma ciekawy humor. Jest wciągająca. Posiada interesujące metafory a odkrywanie coraz to nowszych znaczeń i dokopywanie się do drugiego, trzeciego, ósmego dna to fascynująca rozrywka. Niepodważalnym atutem jest styl pisania Bułhakowa. Właśnie dzięki niemu książkę czyta się tak przyjemnie.
Tym, co w głównej mierze mnie nie przekonało byli bohaterowie. Ich mnogość przerażała a długie rosyjskie nazwiska nie zawsze łatwo zapamiętać. W dodatku mało kto wyróżniał się spośród reszty postaci. Tytułowa bohaterka ma fascynującą historię, lecz mimo tego jej najważniejszą cechą jest miłość do Mistrza.
Nie zamierzam jakoś specjalnie rozwodzić się nad tą lekturą. Uważam, iż należy ona do książek, które trzeba przeczytać przynajmniej dwa razy, aby połapać się we wszystkich wątkach. Z tego powodu do "Mistrza i Małgorzaty" za jakiś czas na pewno jeszcze wrócę, a wtedy postaram się dogłębniej przeanalizować ów klasyk i wyciągnąć z niego o wiele więcej.
"Mistrz i Małgorzata" na moment obecny to dla mnie jedna wielka niewiadoma. Nie jestem pewna czy w ogóle podobało mi się to, co przeczytałam. Książka ma ciekawy humor. Jest wciągająca. Posiada interesujące metafory a odkrywanie coraz to nowszych znaczeń i dokopywanie się do drugiego, trzeciego, ósmego dna to fascynująca rozrywka. Niepodważalnym atutem jest styl pisania...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-29
"Miałem zły dzień. Tydzień. Miesiąc. Rok. Życie. Cholera jasna."
Zanim zapoznałam się ze "szmirą", Bukowskiego kojarzyłam głównie z genialnymi cytatami. Wiedziałam, że Charles pisze całkowicie po swojemu i nie przejmuje się żadnymi literackimi normami. Mimo tej świadomości pierwsze strony "szmiry" były dla mnie sporym zaskoczeniem. Uważałam, że książka jest zbyt wulgarna, a kontrowersyjność została wepchana do niej na siłę. Żarty wywoływały u mnie większe zakłopotanie niż rozbawienie. Miałam wrażenie, iż bohater jedynie użala się nad sobą i za nic nie potrafiłam doszukać się sensu fabuły. Na szczęście mniej więcej w połowie lektury oswoiłam się z niecodziennym stylem pisania oraz formą. "Szmira" przestała być szmirą. Zdałam sobie sprawę, że wszystko, co wcześniej mi przeszkadzało, jest tak naprawdę największym plusem tej powieści, a nawet jej znakiem rozpoznawczym.
Bukowski opowiadając historie Nicka, prywatnego detektywa kieruje się jednym szczególnym założeniem w skrócie mówiącym o tym, iż życie nie ma sensu. Jesteśmy, żyjemy, lecz co z tego? Przecież Pani Śmierć może nas dopaść w każdej chwili, a gdy już to zrobi świat i tak nie odczuje różnicy. Czas wciąż będzie płynął. Rośliny nie zwiędną. Ludzie nie przestaną szukać sensu. Jedyne co ulegnie zmianie to nasza obecność, którą w zasadzie i tak wiele nie wnieśliśmy. Bukowski bezlitośnie obdziera naszą egzystencję z transcendentnych pierwiastków, sprowadzając ją jedynie do fizycznych odruchów, na których zaspokojenie marnujemy praktycznie cały swój czas.
"Jesteśmy obrzydliwi, skazani na swoją nędzną egzystencję. Jemy, pierdzimy, drapiemy się, uśmiechamy i obchodzimy święta."
"Szmira" pewien sposób utwierdziła mnie w przekonaniu, że można żyć inaczej, a biografia samego Bukowskiego stanowi tego najlepszy dowód. Nie chodzi mi o ślepe naśladowanie zachowania, lecz o sposób myślenia. Dzieła Charlesa doczekały się uznania jeszcze za życia artysty, lecz to nie zmieniło jego osobowości. Nadal praktykował własne zasady. Pomimo tego, że nie musiał już kombinować pieniędzy, aby się napić a jego standardy życia zdecydowanie się poprawiły, on nadal pozostał krytykiem otaczającej rzeczywistości, utrzymując się poza marginesem społeczeństwa. Nie zgadzał się na konsumpcyjny styl życia i optymistycznie naiwną pseudofilozofię.
"W porządku. Nastał czas na rozrachunek, rozrachunek z samym sobą. W sumie osiągnąłem w życiu to, co zamierzałem. Do czegoś jednak doszedłem. Nie musiałem nocować na ulicy. A wielu wartościowych ludzi nocuje na ulicy. Nie są kretynami, po prostu nie ma dla nich miejsca w maszynerii teraźniejszości. Jej potrzeby zmieniają się ustawicznie. Ponury układ, toteż jeśli wciąż śpisz we własnym łóżku, to już samo w sobie jest dużym sukcesem."
" Szmira" składa się głównie zkrótkich prostych i wulgarnych zdań, które dobitnie opisują ludzkie życie oraz otaczający nas świat. Obrazowują również sposób myślenia zarówno głównego bohatera, jak i autora.
Książka jest bezczelną kpiną z wszystkich zasad przepełniona komicznymi przemyśleniami oraz niekontrolowanym absurdem. Dialogi niejednokrotnie wywołały szeroki uśmiech na mojej twarzy. W pewnym sensie czuję, że uzależniłam się od tego rodzaju dowcipu i odczuwam spory niedosyt, więc z pewnością sięgnę po kolejne pozycje od tego autora.
"Żyje się raz, no nie? Chyba że jest się Łazarzem. Biedny skurwiel, musiał zdychać 2 razy. Ale ja jestem Nick Belane. Po jednej kolejce zsiadam z karuzeli. Świat należy do odważnych."
"Bukowski swoją ekstremalną grę ze śmiercią i absurdem egzystencji prowadził do samego końca. Z genialnym skutkiem, chociaż był tak bardzo nieszczęśliwy."
"Czekaliśmy i czekaliśmy. Wszyscy. Czy ten łapiduch nie wie, że od czekania ludziom
odbija szajba? Ludzie czekają przez całe życie. Czekają na lepsze czasy, czekają na śmierć.
Czekają w kolejce, żeby kupić papier toaletowy. Czekają w kolejce po pieniądze. A jak nie
mają szmalu, to czekają w jeszcze dłuższych kolejkach po zasiłek. Człowiek czeka, żeby
położyć się spać, i czeka, żeby się obudzić. Czeka, żeby się ożenić, i czeka, żeby się rozwieść.
Czeka na deszcz, czeka, aż przestanie padać. Czeka na posiłek, a kiedy go zje, czeka na
następny. Czeka w poczekalni u psychiatry razem z bandą pomyleńców i sam nie wie, czy jest
jednym z nich"
"Miałem zły dzień. Tydzień. Miesiąc. Rok. Życie. Cholera jasna."
Zanim zapoznałam się ze "szmirą", Bukowskiego kojarzyłam głównie z genialnymi cytatami. Wiedziałam, że Charles pisze całkowicie po swojemu i nie przejmuje się żadnymi literackimi normami. Mimo tej świadomości pierwsze strony "szmiry" były dla mnie sporym zaskoczeniem. Uważałam, że książka jest zbyt wulgarna,...
2020-07-31
"Proces" pokochałam już od pierwszego zdania, ale aż do ostatniego nie wiedziałam, o czym tak naprawdę czytam. Kafka napisał arcydzieło, które każdy zinterpretuje inaczej. Ja nie potrafię zdecydować się na jedno jedyne znaczenie, więc podam kilka najbardziej do mnie przemawiających.
1) Józef K. to bohater bez żadnych cech szczególnych. Każdy może się z nim utożsamić. Jego osobowość jest tak samo uniwersalna, jak nazwisko. Jedynym co go wyróżnia, jest sytuacja, w jakiej został postawiony. Bez wcześniejszego powiadomienia został aresztowany. Nie wie, za co i najpewniej nigdy ma się nie dowiedzieć. Niczego niepewny. Został zastraszony przez nieznane siły. Jego życie stało się zależne od ludzi, których nigdy nawet nie widział. Zdominowany przez instytucje tak samo, jak większość ludzi.
2) Kafka, posługując się absurdem, pokazał, że człowiek jest oskarżonym i oskarżycielem przez całe życie czasami nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Jednak wyrok ostateczny przychodzi zawsze znienacka i jest związany z czymś zupełnie innym, niż mogłoby się wydawać. U czytelnika rosnąca świadomość, że i jego może to spotkać.
3) "Proces" jest opisem samego życia. Nikt nie zapytał się o twoje zdanie, zanim wdrążono cię w proces życia. Nie masz wyboru. Nie znasz odpowiedzi na żadne pytania. Szukasz pomocy. Walczysz o resztki nadziei. Buntujesz się. Obojętniejesz. Szalejesz. Obrażasz siebie. Uniżasz innych. Mimo wszystko na koniec i tak musisz umrzeć. W nieokreślonym miejscu o nieokreślonym czasie otrzymujesz cios prosto w serce. Po tak wielu upokorzeniach w końcu umierasz "jak pies" wierząc, że chociaż twój wstyd przeżyje.
4) Samotność. Główny bohater ma liczne romanse. Jednak jego relacje z kobietami są płytkie i pozbawione emocji.
"- Nie chcę i nie potrzebuję też żadnej innej podzięki, jak tylko, byś mnie kochał.
- Ciebie kochać? - pomyślał K. w pierwszej chwili, dopiero potem wpadło mu do głowy: - No tak, kocham ją."
Szuka pomocy u malarza, prawnika, kapelana więziennego, innych oskarżonych, ale i tak pozostaje zagubiony i niezrozumiały. Józef doświadcza samotności w tłumie ludzi. Zdaje sobie sprawę, iż jest zdany tylko na siebie i nikt inny nie może mu pomóc. W poczuciu pustki znajduje się aż do chwili śmierci, ponieważ właśnie wtedy zauważa w oknie człowieka. Może to symbolizować resztki wiary w społeczeństwo, które mimo wszystkich napotkanych okropieństw go nie opuściły.
Podsumowując, uważam, że tak samo, jak nie było jedynej słusznej interpretacji opowieści księdza, tak samo nie ma jej w "procesie". Jednak nie daje mi spokoju myśl, iż Kafka nie dokończył swojej powieści. Możliwe, że brakuje najważniejszych fragmentów, które całkowicie zmieniłyby mój sposób myślenia. Tego nigdy się nie dowiem, ale i tak jestem pod ogromnym wrażeniem owego dzieła. Jedyne co mi pozostaje to polecić tę książkę każdemu czytelnikowi i uprzedzić, że nie jest to pozycja łatwa w czytaniu. Jednakże warto pamiętać, że w tym wypadku naprawdę opłaca się dać szansę.
"Proces" pokochałam już od pierwszego zdania, ale aż do ostatniego nie wiedziałam, o czym tak naprawdę czytam. Kafka napisał arcydzieło, które każdy zinterpretuje inaczej. Ja nie potrafię zdecydować się na jedno jedyne znaczenie, więc podam kilka najbardziej do mnie przemawiających.
1) Józef K. to bohater bez żadnych cech szczególnych. Każdy może się z nim utożsamić. Jego...
2020-08-03
"O, nowy wspaniały świecie"
Huxley stworzył wizję przyszłości, która z roku na rok staje się coraz bardziej prawdopodobna. Już teraz bez problemu możemy zaobserwować spełniającą się przepowiednie "wspaniałości". Zbliżamy się do momentu, w którym zmian w DNA będą mogli dokonywać ludzie. Uczymy się klonowania i wpływania na psychikę. Konsumujemy o wiele więcej, niż w rzeczywistości potrzebujemy. Kina 5D mogłyby stanowić inspiracje dla czuciofilmów. Bóg przestał być nadrzędną wartością nowoczesnego społeczeństwa. Śmierć oglądana setki razy na ekranie dla niektórych staje się wręcz trywialna. Mając dostęp do portali społecznościowych, które umożliwiają nam poznawanie nowych osób, często zaniedbujemy relacje z bliskimi. Może nie są to przykłady tak szokujące, jak u Huxleya, ale pamiętajmy, że do roku 2541 mamy jeszcze sporo czasu.
"Nowy wspaniały świat" jest określany jako antyutopia. Jednak czy aby na pewno taką przyszłość należy uważać za niepomyślną? W Orwellowskim "roku 1984" społeczeństwo jest poddawane bezustannej kontroli. Władze stosują reżim. Nieposłuszni są torturowani. Jedyny cel tego wszystkiego to władza sama w sobie. Gdy porównamy to z "nowym wspaniałym światem", zobaczymy, iż Huxley poszedł w całkowicie innym kierunku. Uznał, że terror nie jest skuteczny przez dłuższy czas, ponieważ ludzie pragną przyjemności bez negatywnych konsekwencji. W innym wypadku nastąpi bunt, więc Aldous dał ludziom to, czego chcą. W obecnym momencie przypominamy Dzikusa, który jedynie słyszał o niesamowicie zorganizowanym i szczęśliwym społeczeństwie. Jednak kiedy się z nim w pełni zmierzył, doznał szoku, czuł się niezmiernie zawiedziony i oszukany.
"- A ja lubię kłopoty.
- My nie - odrzekł zarządca. - Wolimy, żeby wszystko szło nam wygodnie.
- Ja nie chcę wygody. Ja chcę boga, poezji, prawdziwego niebezpieczeństwa, wolności cnoty. Chcę grzechu.
- Inaczej mówiąc - stwierdził Mustafa Mond - domaga się pan prawa do bycia nieszczęśliwym.
- Nie mówiąc o prawie do starzenia się, brzydnięcia i impotencji; o prawie do syfilisu i raka; o prawie do niedożywienia, do bycia zawszonym i do życia w niepewności jutra; o prawie do zapadnięcia na tyfus, do cierpienia niewysłowionego bólu wszelkiego rodzaju.
Zapadło długie milczenie.
- Domagam się prawa do tego wszystkiego.”
Dzikus nie był przystosowany do życia w sztucznie zaprojektowanym świecie, lecz osoby od urodzenia w nim wychowane nie potrafią sobie poradzić w świecie Dzikusa. Nowoczesne społeczeństwo jest zadowolone ze swojego życia. Odtrącili Boga oraz sztukę, ale zrobili to z własnego wyboru. Są szczęśliwi pomimo tego, iż obecnie postrzegamy ich jako ofiary systemu.
Poza oczywiście wizją przyszłości i teraźniejszości "nowy wspaniały świat" jest ukłonem w stronę literatury. Autor udowadnia, jak ważne są książki w kształtowaniu świadomości człowieka oraz jak wielkie znaczenie może mieć literatura. Huxley wierzył w moc słów i tego, co ze sobą niosą. Pokazał, iż wyrazy ułożone w odpowiedni sposób są w stanie zdziałać równie dużo co modyfikowanie genów. "Słowa mogą być jak promienie Roentgena; jeśli używać ich właściwie, przenikną wszystko."
"Nowy wspaniały świat" polecam przeczytać każdemu. Pomimo tego, iż nie jest to książka fabularnie łatwa, to w moim odczuciu stylistycznie po prostu wymiata. Pozostaje jedynie sprawa plagiatu. Z tego, co mi wiadomo, autor dosyć mocno inspirował się książkami Smolarskiego i nie pokusił się, aby tę sprawę wyjaśnić. Choć nie ma co do tego pewności, uważam, że warto wspominać o takich rzeczach.
"- Może zaszkodziła ci jakaś potrawa? - zapytał Bernard.
Dzikus skinął głową.
- Owszem, jadłem cywilizację."
"O, nowy wspaniały świecie"
Huxley stworzył wizję przyszłości, która z roku na rok staje się coraz bardziej prawdopodobna. Już teraz bez problemu możemy zaobserwować spełniającą się przepowiednie "wspaniałości". Zbliżamy się do momentu, w którym zmian w DNA będą mogli dokonywać ludzie. Uczymy się klonowania i wpływania na psychikę. Konsumujemy o wiele więcej, niż w...
2020-08-17
Zapewne większości osób zdarzyło się choć raz myśleć o tym, jak obrzydliwe i bezsensowne społeczeństwo ludzie wspólnie stworzyli. "Śniadanie mistrzów" jest właśnie zbiorem takich myśli. Jedyna różnica polega na tym, iż zostały one spisane przez wybitnego pisarza. Vonnegut bez opamiętania obnaża absurdalność wszystkiego, co mu się tylko nawinie. Hymn narodowy? Nie ma sprawy. Flaga? Czemu nie? Technologia? Bez problemu. Wojny? Jeszcze pytasz?
Czarny humor w połączeniu z ostrą satyrą to coś, co jako pierwsze wyobrażam sobie, słysząc o Vonnegucie. W jego poczuciu humoru nie każdy się odnajdzie. Jednak ci, którym się to uda, najpewniej już nigdy nie poznają lepszego satyryka. Żarty o rozmiarze penisa, dziurze w zadku albo rysunki tak proste, jak gdyby miały służyć przedstawieniu kosmitom tego, jak wygląda życie na Ziemi, nie wydają się zbyt inteligentnym humorem. Jednak właśnie dzięki temu książka nabiera wyraźnego wydźwięku. Rozpisywanie się na temat rozmiarów penisów można uznać za próbę pokazania, w jaki sposób ludzie podchodzą do tego typu spraw. Nieważne czym się interesujesz najważniejsze, aby twój rozmiar nie był poniżej średniej.
W "śniadaniu mistrzów" trudno o rozbudowaną fabułę. Większość kręci się wokół rozmyślań autora, które dotyczą między innymi rasizmu, otyłości, konsumpcjonizmu, świadomości ekologicznej (a raczej jej braku) oraz dehumanizacji. Są to sprawy poruszane od dawna, ale do dziś pozostają aktualne.
Kilgore Trout jest postacią, którą ubóstwiam coraz bardziej przy każdym kolejnym spotkaniu. Jeśli ktoś poszukuje książkowego ekscentryka, to lepszego nie znajdzie.
Książka wyróżnia się przede wszystkim stylem, jakim została napisana. Vonnegut zastosował tu wiele ciekawych zabiegów literackich. Jednym z nich jest na przykład uczestniczenie w opisanych wydarzeniach, dając jednocześnie do zrozumienia zarówno czytelnikom, jak i bohaterom, że to wszystko powstało w jego głowie i że nad tym panuje. Ciekawe i niespotykane, lecz niestety w pełni niewykorzystane.
"Śniadanie mistrzów" na pewno spodoba się fanom Kurta. Jeśli jednak ktoś nie miał jeszcze styczności z jego dziełami, to mimo tego polecam spróbować swoich sił z ową książką, ponieważ jej czytanie może być naprawdę interesującym doświadczeniem.
Zapewne większości osób zdarzyło się choć raz myśleć o tym, jak obrzydliwe i bezsensowne społeczeństwo ludzie wspólnie stworzyli. "Śniadanie mistrzów" jest właśnie zbiorem takich myśli. Jedyna różnica polega na tym, iż zostały one spisane przez wybitnego pisarza. Vonnegut bez opamiętania obnaża absurdalność wszystkiego, co mu się tylko nawinie. Hymn narodowy? Nie ma sprawy....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-31
"Jądru ciemności" w mojej opinii należy się spore uznanie. Książka porusza niezwykle ważne kwestie, choć aktualnie niewywołujące już tak dużych wrażeń, jak kiedyś. Daje również pole do wielu analiz oraz refleksji dotyczących ludzkiej natury i kolonializmu. Udowadnia, iż ludzie nigdy nie będą nadawali się na boga. Niestety poza przesłaniem ciężko jest mi znaleźć coś, co mogłabym uznać za plus w owym opowiadaniu. Narracja nie zachwyca. Książka jest mocno przegadana. Opisy codziennych przedmiotów są przydługie. Wątek mieszkańców kolonii jest za mało rozwinięty. Z "jądrem ciemności" z pewnością zmierzę się jeszcze raz za kilka lat. Może będąc dojrzalszą, bardziej docenię i zrozumiem owo dzieło.
"Jądru ciemności" w mojej opinii należy się spore uznanie. Książka porusza niezwykle ważne kwestie, choć aktualnie niewywołujące już tak dużych wrażeń, jak kiedyś. Daje również pole do wielu analiz oraz refleksji dotyczących ludzkiej natury i kolonializmu. Udowadnia, iż ludzie nigdy nie będą nadawali się na boga. Niestety poza przesłaniem ciężko jest mi znaleźć coś, co...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wiersze Bukowskiego zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Proza jednak nie podobała mi się aż tak. Na początku było ciekawie, ale z każdą kolejną stroną, gdy już przyzwyczaiłam się do brutalnie szczerego stylu autora, książka zaczęła mnie najzwyczajniej nudzić. Co prawda było kilka śmiesznych i wartościowych momentów, lecz również było wiele powtarzalnych sytuacji. Anarchia zmieniła się w nudę a bunt w rutynę.
Wiersze Bukowskiego zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Proza jednak nie podobała mi się aż tak. Na początku było ciekawie, ale z każdą kolejną stroną, gdy już przyzwyczaiłam się do brutalnie szczerego stylu autora, książka zaczęła mnie najzwyczajniej nudzić. Co prawda było kilka śmiesznych i wartościowych momentów, lecz również było wiele powtarzalnych sytuacji....
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to