-
Artykuły„Co dalej, palenie książek?”. Jak Rosja usuwa książki krytyczne wobec władzyKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyTrendy maja 2024: w TOP ponownie Mróz, ekranizacje i bestsellerowe „Chłopki”Ewa Cieślik3
-
ArtykułyKonkurs: Wygraj bilety na film „Do usług szanownej pani”LubimyCzytać9
-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać20
Biblioteczka
2022-02-01
2020-05-03
2020-06-02
"Lecz pod grubą warstwą straszliwego żalu, choroby, strachu i wyczerpania nadal bije me serce, nadal obracam się wraz z ziemią, wiedząc, że tyle na niej piękna, tyle osób ukochanych, tyle do zobaczenia i przeczytania."
"Szklany klosz" niezmiernie mną wstrząsnął. Czuję jakby ukryta głęboko we mnie cząstka, której za wszelką cenę staram się chronić przed światem zewnętrznym, nagle została wyciągnięta i wyeksponowana. W tej chwili moje myśli to papka. Moje uczucia to chaos. A ja popadam w obłęd.
"Dla człowieka siedzącego pod szklanym kloszem, znieczulonego na wszystko, zatrzymanego w rozwoju jak embrion w spirytusie, całe życie jest jednym wielkim, złym snem."
"Szklany klosz" cenie szczególnie za szczerość oraz wrażliwość. W książce nie wybuchają fajerwerki oznajmiające, że zadziało się coś istotnego dla fabuły, ponieważ każdy szczegół jest ważny. Początkowe zdołowanie i brak chęci powoli prowadzi główną bohaterkę ku chorobie psychicznej. Nie ma nagłego przeskoku od wewnętrznego spokoju do nieobliczalnego obłędu. Dosadnie pokazuje to, że granicą pomiędzy tak zwaną normalnością a szaleństwem jest naprawdę cienka (o ile w ogóle istnieje). Z każdą kolejną stroną samopoczucie Esther się pogarsza. W końcu dochodzi do tego, że postanawia odebrać sobie życie. Nie jest już zdolna do codziennych czynności.
"Było mi obojętnie i bardzo pusto - tak musi być w oku cyklonu. Absolutna cisza w samym środku szalejącego żywiołu."
Nie sposób w pełni zrozumieć, powieść bez zapoznania się z choćby krótkim życiorysem autorki, ponieważ zawarła ona w swojej książce wiele autobiograficznych wątków. Plath przy opisywaniu uczuć i tworzeniu fabuły kierowała się własnymi doświadczeniem. Nakreślając ludzką egzystencję jako ciągłą walkę z wykluczającymi się pragnieniami, sprawiła wrażenie intymności.
Znając losy Sylvii, jej przekaz dociera do nas ze zdwojoną siłą.
"Jeżeli nerwica ma polegać na tym, że człowiek pragnie dwóch, zupełnie sprzecznych ze sobą rzeczy naraz, to, owszem, w takim razie jestem wariatką! Wiem, że przez całe życie będę się miotała pomiędzy różnymi, wykluczającymi się nawzajem pragnieniami!"
Według mnie w powieści ogromne znaczenie ma Joan. Plath jednoznacznie daje czytelnikowi do zrozumienia, iż losy Joan i Esther są w pewnie sposób, że sobą związane a ich drogi wielokrotnie splatają się na różnych etapach życia. Istnieje jednak znaczący moment, w którym życia obu kobiet nabierają całkowicie odmienny bieg. Dziewczyny symbolizują dwa odmienne zakończenia walki z chorobą psychiczną. Joan przegrywa bitwę swego życia. Natomiast Esther udaje się wygrać (przynajmniej tymczasowo). Moim zdaniem Plath wiążąc autobiograficzne wątki z postacią, która zwyciężyła, ukazała swoje nadzieje. Mimo gorszych chwil, które doprowadzały ja do prób samobójczych, chciała wierzyć, że wszystko się ułoży, a ona sama skończy jak Esther (choć to tylko moje interpretacje i mogłam posunąć się w nich za daleko).
"Szklany klosz" jest książką smutną, sentymentalną, bolesną i prawdziwą. Jest świadectwem osoby, która pragnęła żyć, ale jej życie zostało do tego stopnia pochłonięte przez chorobę, że całkowicie zmieniło jego bieg. Powieść Plath nie spodoba się każdemu, ponieważ ukazuje inną perspektywę, niż książki o podobnej tematyce. Jednak mi dzięki temu podoba się jeszcze bardziej. Poza tym jakoś wyczuwam w nich emocjonalność autorki.
"Gdziekolwiek bym się znalazła-na pokładzie statku czy przy stoliku paryskiej kawiarni - to i tak w gruncie rzeczy tkwiłabym tylko pod szklanym kloszem własnej udręki, pławiąc się we własnym skisłym sosie."
Sylvia Plath stworzyła dzieło ponadczasowe. Książka napisana dziesiątki lat temu ani trochę nie straciła na wartości. Wątki, w których wybrzmiewa sprzeciw wobec narzuconym regułom życia, wydają się wręcz zainspirowane dzisiejszym stanem rzeczy odnośnie do kobiet i ich pozycji, na które składają się: małżeństwo, dzieci, oczekiwanie świata.
Wielkim plusem powieści jest język. Krótkie, lecz dosadnie wyrafinowane zdania. Poetyckie metafory. Trafne spostrzeżenia na temat otaczającego świata. Opisy niestroniące od ukazania rzeczywistości w drastyczny sposób. Od pierwszego rozdziału nabiera się przekonania, iż książkę pisała osoba niesamowicie uzdolniona literacko.
To historia bardzo mocno skupiona na jednostce i jej rozterkach, walce, jaką nieustannie toczy ze sobą i otaczającym ją światem. Mimo tego próżno tu szukać niezarysowanych bohaterów.
Każda postać ma swój unikalny charakter. Mnie osobiście momentami irytowało zachowanie głównej bohaterki, ale nie wpłynęło to negatywnie na postrzeganie całej lektury.
"Szklany klosz" czyta się z zapartym tchem i rozedrganą nadzieją. Czytelnik ma wrażenie pogrążania się w wir odczuć i emocji razem z bohaterką. W dodatku ma swój niepowtarzalny klimat, co ogromnie cenie.
Dla mnie pozycja z najwyższej półki. Napisana świetnym językiem, wciągająca, dająca do myślenia. Jedną z ciekawszych książek, jakie kiedykolwiek czytałam. Z pewnością wrócę do niej jeszcze nie raz.
Zgadzam się z opiniami, że gdyby nie biografia autorki "Szklany klosz" nie stałby się powieścią tak znaną. Zachęcam każdego, aby zapoznać się z ową lekturą, ale również ostrzegam, iż wiele osób może jej nie zrozumieć.
Mimo lekkiej formy temat jest naprawdę ciężki i potrafi wpędzić w doła, ale jednocześnie może pokazać światełko w tunelu.
"Nie byłam pewna. Wcale nie byłam pewna. Skąd mogłam wiedzieć, czy kiedyś w przyszłości, w Europie czy gdziekolwiek - szklany klosz znowu na mnie nie spadnie, nie nakryje mnie, odkształcając moje widzenie świata."
"Lecz pod grubą warstwą straszliwego żalu, choroby, strachu i wyczerpania nadal bije me serce, nadal obracam się wraz z ziemią, wiedząc, że tyle na niej piękna, tyle osób ukochanych, tyle do zobaczenia i przeczytania."
"Szklany klosz" niezmiernie mną wstrząsnął. Czuję jakby ukryta głęboko we mnie cząstka, której za wszelką cenę staram się chronić przed światem...
2021-01-30
Książka napisana jest prozą, jednak należy ją czytać jak poezję. Każde zdanie i każde słowo zostało dokładnie przemyślane. Wszystko ma tu swoje miejsce a żeby to w pełni odczuć należy tę książkę czytać powoli, zwracając uwagę na dźwięk sylab oraz rytm. Książka jest wręcz hipnotyczna. Ciężko wyjść z transu, w który potrafi ona wprawić. Virginia skupia się na myślach i uczuciach jednostek. Narracja jest bardzo płynna pomimo tego, iż często zmienia się bohater, który ją prowadzi. Bohater, spoglądając na jakiś przedmiot, wywołuje strumień własnych rozmyślań o życiu, ludziach, przemijaniu i właściwie o wszystkim, co go spotkało oraz ma spotkać. Rozmyślania najczęściej zostają przerwane przez inną postać. Wszystko się zmienia. Przechodzimy do myśli o zupełnie czymś innym w całkiem odmiennym nastroju. Podczas czytania miałam wrażenie, że to nie tylko myśli bohaterów notorycznie się zmieniają, ale również moje. Niejednokrotnie łapałam się na tym, że rozważałam własne doświadczenia, wspomnienia, przyszłość, to co czuje, iż powinnam zrobić, lecz wciąż nie potrafię się na to zdobyć, bo boję się nieudolności własnych talentów. Moje myśli stały się częścią tego strumienia świadomości. Autorka niezwykle dobrze potrafi przedstawić w słowach myśli i uczuciach bohaterów. Mogę w ich emocjach dostrzec siebie. Nabieram przekonania, iż mimo naszej samotności jesteśmy zjednoczeni w naszych uczuciach i ideach i dla tego możemy się do każdego z nich odnieść.
W książce przewija się wielu fascynujących bohaterów. Moje serce podbiła jednak Lily niemogąca zdecydować się czy nienawidzi miłości, czy też jej pragnie.
Uwielbiam w tej książce to, jak ukazuje ona perspektywy różnych bohaterów na to samo wydarzenie, jednocześnie za każdym razem dodając coś nowego i wzbogacając całość. Czas, wydarzenia i postacie są jakby połączone siecią. Żeby ujrzeć wszystkie niuanse, należy ją przeczytać wiele razy, ponieważ z każdym kolejnym razem można odkryć trochę więcej. Warto zwrócić uwagę jak ważne jest w tej powieści światło, właściwie nasuwa to już sam tytuł. Autorka wręcz uosabia światło.
Woolf jak nikt inny potrafi oddać wewnętrzne piękno rzeczy, pokazać, że to, co widać na zewnątrz, jest jedynie marnym odzwierciedleniem tego, co dzieje się w głowie każdego z nas.
Książkę poleciłbym tylko komuś, kto ma czas, potrafi docenić niuanse języka i jest otwarty na to, co życie ma do zaoferowania. Historia z pozoru jest raczej prosta i przyziemna, jednak jeśli ma się otwarte serce, by się nią przejąć i jest się w stanie otworzyć na myśli, uczucia i emocje postaci to można się dzięki temu wiele dowiedzieć o sobie, ludziach i świecie.
Książka napisana jest prozą, jednak należy ją czytać jak poezję. Każde zdanie i każde słowo zostało dokładnie przemyślane. Wszystko ma tu swoje miejsce a żeby to w pełni odczuć należy tę książkę czytać powoli, zwracając uwagę na dźwięk sylab oraz rytm. Książka jest wręcz hipnotyczna. Ciężko wyjść z transu, w który potrafi ona wprawić. Virginia skupia się na myślach i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-03-20
Ciężka. Duszna. Mocna. Taka właśnie jest OPOWIEŚĆ PODRĘCZNEJ.
Podczas czytania przechodził mnie dreszcz przerażenia, a dłonie bezwolnie zaciskały się w pięści, aby choć trochę rozładować emocje. Świat przedstawiony przez autorkę jest straszny, jednak najgorszy niepokój budzi to, że można w nim dostrzec to, co oglądamy na co dzień. Pewnie nie dojdzie do opisanej w powieści sytuacji, ale niektóre jej symptomy już są widoczne. Przykład? Sprowadzanie roli kobiety do inkubatora pozbawionego uczuć i własnej woli.
Atwood opisuje również wpływ religii na uprzedmiotowienie kobiet. Na podstawie tekstów biblijnych widzimy, jak robi się z kobiet te grzeszne, gorsze i brudne.
O świecie przedstawionym czytelnik raczej nie dowie się za wiele poza kilkoma podstawowymi informacjami. Żadnych szczegółów za to dużo pytań bez odpowiedzi. Nie uważam jednak aby był to minus tej powieści. Narratorką jest kobieta, która wie niewiele więcej od samego czytelnika, to od niej czerpiemy informacje o świcie. Bez sensu więc byłoby oczekiwać, że dowiemy się więcej od samej narratorki. Dostajemy świat widziany jej oczami, jej przeżycia, emocje, przemyślenia, refleksje w zamian za fakty, o których sama nie ma najmniejszego pojęcia, bo skąd mogłaby je mieć?
Momentami ciężko było mi się połapać na osi czasu. Czy to dzieje się w teraźniejszości a może w przeszłości? Czasami miałam trudności z odpowiedzeniem na to pytanie, ponieważ narracja miesza, że sobą różne czasy. Jednak bardzo podobały mi się wszelkiego rodzaju refleksje bohaterki. Sprawiło to we mnie wrażenie osobistości przeżyć.
Również zakończenie przypadło mi do serca. Bardzo lubię otwarte zakończenia, więc w tym wypadku nie mam na co narzekać.
Duży plus za komentarz historyczny, czyli spojrzenie na opisane wydarzenia z jeszcze odleglejszej przyszłości. Czytałam go z wielką ciekawością, szczególnie ze względu na jego gorzki humor.
Niejednoznaczność, niedosyt, chęć dowiedzenia się jeszcze więcej, coraz to nowsze myśli. Właśnie to czuję po zakończeniu owej powieści.
"Czy są jakieś pytania?"
Odpowiedź brzmi: całe mnóstwo.
Ciężka. Duszna. Mocna. Taka właśnie jest OPOWIEŚĆ PODRĘCZNEJ.
Podczas czytania przechodził mnie dreszcz przerażenia, a dłonie bezwolnie zaciskały się w pięści, aby choć trochę rozładować emocje. Świat przedstawiony przez autorkę jest straszny, jednak najgorszy niepokój budzi to, że można w nim dostrzec to, co oglądamy na co dzień. Pewnie nie dojdzie do opisanej w powieści...
2021-04-26
Jeden dzień w pełni zwyczajny i nieodróżniający się na tle innych. Jednak w swej prostocie tak niezmiernie poruszający i dobijający się w najskrytsze zakamarki duszy ludzkiej.
Głowna bohaterka, której na imię Klarysa postanawia sama kupić kwiaty. Zabiera więc czytelnika na spacer po Londynie. Spokojna ulica. Powszedni przechodnie. Szara rzeczywistość chciałoby się rzec. Bo to przecież prawda. Czytelnik nie ujrzy tu smoków, wybuchów czy wróżek. W tej powieści widać jedynie codzienność świata, myśli, uczuć, ludzi, wydarzeń. Jednak z tyłu głowy słychać głos samej autorki, która zdaje się mówić: "spójrz jakie to wszystko piękne i jakie ważne". Czułam, że obserwuję sztukę ukrytą pod pozorem codzienności. Że banalna powszedniość zmienia się w coś magicznego, zadziwiającego, zapierającego dech w piersiach oraz wartego zapamiętania.
Ludzie. Ci zwyczajni przechodnie. To właśnie im zaglądamy do głów. Poznajemy ich najskrytsze myśli, pragnienia, emocje, doświadczenia i przekonujemy się, jak niezwykła jest każda osoba mijana na ulicy jak niezapomniane i wartościowe niesie ze sobą przemyślenia oraz przeżycia. Zaglądamy w dusze bohaterów, którzy są dla siebie wręcz odległymi światami. Oglądamy ich tak, jak przez lunetę ogląda się kosmos. Nigdy w całości. Zawsze widać tylko niewielki skrawek tego, co jest do zobaczenia. Częściowo i powierzchownie może nieco niewyraźnie. Właśnie w ten sposób znamy innych ludzi nawet tych najbliższych. Nigdy w pełni. Nigdy w całości. Bohaterowie wydają się zmęczeni ludźmi. Zamieniają ze sobą zaledwie kilka zdań, mówią rzeczy, które nie mają znaczenia, a później wracają do swoich spraw z rodzaju tych nieskończenie osobistych i niewypowiedziany. Wszyscy są jakby tylko w sobie i tylko dla siebie a cała reszta staje się nieważna. Jedno słowo powoduje szereg rozmyślań i refleksji. To dobitnie pokazuje, iż najważniejsze dzieje się w naszych głowach, sercach, wyobrażeniach, a nie tym co widać na zewnątrz.
Woolf posiadała niezwykły talent, który pozwalał jej przeniknąć swoich bohaterów do głębi, stworzyć z nich ludzi niby wyjętych z prawdziwego świata. Uczucia są opisane w taki sposób, że wręcz odczuwa się je całym sobą.
Czas. Główny bohater powieści albo właściwe instrument w rękach pisarki, która to posługuje się nim z niesłychaną finezją. Big Ben wybija kolejne godziny, tak cudownie uświadamiając czytelnikom, że podejmowane przez nas decyzje są istotną częścią teraźniejszości, że nie da się uciec od przeszłości, a strach przed przyszłością jest nieodłącznym elementem życia każdego z nas. Fale emocji, wspomnień, doświadczeń nieprzerwanie płyną przez ocean czasu. A ludzie na swoich niewielkich szalupach bezwolnie unoszą się wraz z tą niezależną od nich siłą przyrody.
Mimo że Woolf podziwia życie, to prowadzi również przez piekło ludzkich doświadczeń. Szczególnie wojny uosabianej przez postać Septimusa, który to w pewnym fragmencie nawet czyta "Boską komedię" Dantego. Bo kto jak nie on, który przeszedł już przez piekło, lepiej zrozumie tych wiecznych cierpiętników? Postać Septimusa tak tragiczna i smutna doskonale oddaje uczucia pokolenia młodych mężczyzn zmuszonych do udziału w wojnie całkiem niepodobnej do wszystkich wcześniejszych. Ich nieodwracalne szkody w psychice i pomoc lekarzy, która polegała jedynie na zaleceniu odpoczynku.
Woolf daje nadzieję, którą za chwilę odbiera. Mówi: "życie jest piękne, jedzenie smaczne a słońce świeci", aby za chwilę dodać, że właściwe to nic nie ma sensu a ludzie to okrutnicy. Te ciągle zmiany w nastawieniu do świata sprawiają wrażenie, jakby autorka sama nie wiedziała, co myśli i wystarczył moment, aby zmieniła zdanie. Wydaję mi się, że właśnie tak jest, że wystarczy moment, aby stracić wiarę w sens. To całkowicie ludzkie niezdecydowanie, ten chaos myśli i postanowień jest w tej powieści doskonale widoczny i w żadnych wypadku nie uważam tego za minus.
Sądzę, że nie można jednoznacznie określić, o czym opowiada ta książka. Czy jest o śmierci, czy o miłości? O bezpowrotnie straconym czasie? O samotności w środku miasta pełnego ludzi? O pustce egzystencji? O okrucieństwie wojny? O małżeństwie? O małych nieszczęściach i jeszcze mniejszych spełnieniach? O ogromnym znaczeniu codziennych rzeczy? O feminizmie? O tym, co ukryte pod pustymi słowami? O zagubieniu w świecie, który przecież tak dobrze się zna? O starzeniu? O chorobach psychicznych? O niemożności pełnego poznania drugiej osoby? O niespełnionych nadziejach? O tym, co na zawsze pozostanie niewypowiedziane? O osobnych światach, które żyją w każdym z nas i które nigdy się w pełni nie poznają, przez co mimo pozornego zrozumienia już na zawsze będziemy pozostawieni sami sobie ze swoimi tajemnicami i myślami? Chyba tak. Chyba jest o tym wszystkim, co zostało wymienione. Jednak w głównej mierze jest to po prostu opowieść o życiu pewnego letniego dnia roku 1923 w centrum Londynu.
Styl pisania Virginii jest niesamowity i niepowtarzalny. Nie da się przejść obok niego obojętnie. Wywołuje miriady uczuć. Styl jest żywy, fascynujący, barwny. W słowach można się zanurzać. Całość jest jak poezja, która po wielokrotnym przeczytaniu brzmi tak samo wyjątkowo. Metafory są przepiękne i niepodobne do żadnych innych. Woolf tak często porównuje opisywane rzeczy oraz zjawiska do przyrody, że pomimo ciężkiego charakteru powieści staje się ona jakby lżejsza i mniej dołująca. W dodatku stała obecność przyrody w tle tworzy klimat tak wyjątkowy, że chce się do niego wracać i który pragnie się znów poczuć całym sobą.
Jeden dzień w pełni zwyczajny i nieodróżniający się na tle innych. Jednak w swej prostocie tak niezmiernie poruszający i dobijający się w najskrytsze zakamarki duszy ludzkiej.
Głowna bohaterka, której na imię Klarysa postanawia sama kupić kwiaty. Zabiera więc czytelnika na spacer po Londynie. Spokojna ulica. Powszedni przechodnie. Szara rzeczywistość chciałoby się rzec. Bo...
2021-05-15
"Poganka" nie jest łatwą powieścią. Wymaga czasu i skupienia, jednak jeśli czytelnik sprosta jej wymaganiom, to otrzyma prawdziwą ucztę dla języka. We wstępie Żmichowska opisuje postacie, które później już nie występują, dlatego pierwsze strony mogą być najtrudniejsze do przebrnięcia. Jednak uważam, że naprawdę warto przez nie przejść, ponieważ są one jak ładne opakowanie, w którym znajduje się jeszcze ładniejszy prezent. Język jest dość trudny a historia, choć niedługa to pełna niedopowiedzeń. Jednakże autorka pisze tak poetycko i tak przepięknie bawi się językiem, iż całkowicie zauracza.
Głównym bohaterem powieści jest Beniamin. Ten wrażliwy i rozpieszczany przez rodzinę syn trafia do zamku, w którym poznaje Aspazję. Zakochuje się w tej pięknej kobiecie, ponieważ uważa, iż została mu ona przeznaczona przez jego zmarłego brata. Miłość po czasie okazuje się wyniszczającą siłą. Beniamin do tego stopnia zatraca się w uczuciu, jakie żywi do Aspazji, że w pewnym sensie gubi sam siebie.
Bohater, zakochując się w pogance, skazuje sam siebie na cierpienie. Jednak czy miał wybór? Czy ktokolwiek ma, a może to wszystko jest winą fatum? Oto cytat, który dobrze oddaje uczucia Beniamina: „Mnie rozpacz brała nie za kobietą, lecz za miłością moją. Nie mieć miłości – tracić tak najpierwszy istnienia swego warunek, patrzyć tak na pogrzeb własnej duszy dlatego, że się na ohydę wybranego przedmiotu patrzyło – to okropnie!”. Jeśli jednak przyjmiemy, iż główny bohater to alter ego Żmichowskiej to cytat pasuje również do jej biografii a dokładniej jej miłości do Pauliny Zbyszewskiej. Więc jak pisał Boy-Żeleński pogaństwo to coś nieakceptowalnego choć pierwotnego, dlatego Żmichowska przyrównuje swoje oczarowanie kobietą do pogaństwa.
Jest to powieść o miłości w wielu jej rodzajach. W powieści występuje miłość do ojczyzny, miłość matczyna, siostrzana i braterska, a nawet boska.
"Poganka" pozostawia pole do wielu interesujących interpretacji, więc z pewnością pomimo jej pewnej nieprzystępności kiedyś jeszcze chętnie do niej wrócę.
"Poganka" nie jest łatwą powieścią. Wymaga czasu i skupienia, jednak jeśli czytelnik sprosta jej wymaganiom, to otrzyma prawdziwą ucztę dla języka. We wstępie Żmichowska opisuje postacie, które później już nie występują, dlatego pierwsze strony mogą być najtrudniejsze do przebrnięcia. Jednak uważam, że naprawdę warto przez nie przejść, ponieważ są one jak ładne opakowanie,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-08-13
Głównym bohaterem "Granicy" jest Zenon Ziembiewicz oraz jego moralny upadek, który został spowodowany przekraczaniem granic. Zenon dopuścił się romansu z Justyną, czyli dziewczyną pochodzącą z niższej klasy. Jednak gdy ta zaszła w ciążę zmusił ją do aborcji. Mogłoby się wydawać, że problem został w ten sposób rozwiązany, ale to nie prawda. Cień minionych wydarzeń i przekroczonych granic nie opuszcza życia Ziembiewicza i jego żony Elżbiety. Zabieg aborcji również odcisnął znaczne piętno na psychice Justyny. Nikt z tej trójki nie będzie miał już spokojnego życia, gdyż Justyna z zemsty spowodowała ślepotę u Zenona. Mężczyzna w konsekwencji odebrał sobie życie, a Elżbieta zostawiła dziecko i wyjechała z kraju.
Nałkowska przekonuje, że wszystkie decyzje i czyny mają swoje konsekwencje, które prędzej czy później nas dogonią i to najpewniej w momencie, w którym nie będziemy się tego spodziewać.
"Umiera się w byle jakim miejscu życia. I dzieje człowieka zawarte między urodzeniem jego a śmiercią wyglądają niekiedy jak nonsens."
Autorka porusza w tej książce również temat barier społecznych, polityki, starości, pozorów. Szczególnie zaciekawił mnie sposób przedstawienia relacji między rodzicami a dziećmi. Ziembiewicz za młodu brzydził się swojego ojca, który to zdradzał jego matkę, jednakże z upływem czasu Zenon stał się tym, czym pogardzał. Podobnie było w przypadku Elżbiety. Tak jakby przed przeznaczeniem nie było ucieczki, jakby bohaterowie mimo usilnych prób musieli stać się tacy jak ich rodzice. A może chodzi o to, że "Jest się takim jak miejsce, w którym się jest"?
Fantastycznie zostało również ukazane tło społeczno-obyczajowe międzywojennej Polski. Autorka ukazuje pozycję kobiet i prawa mężczyzn. Widzimy warunki mieszkaniowe, problemy tych biednych i tych bogatych, warunki, w jakich dokonywano aborcji. I te ciągle pytania o granicę, bo przecież "Chodzi o to, że musi coś przecież istnieć. Jakaś granica, za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą".
Powieść możne wydać się rozwlekła, ale to dlatego, iż jest studium społeczeństwa, przez co autorka szczegółowo przedstawiła bohaterów oraz ich otoczenie. Mnie jednak urzekł oryginalny styl pisania. Ciekawym zabiegiem okazało się zastosowanie inwersji, dzięki której na początku dowiadujemy się o finale losów bohaterów, a później przechodzimy w retrospekcję wyjaśniającą przyczyny tych losów.
"Granica" choć wymagająca okazuje się naprawdę ciekawą i wartościową lekturą, do której z przyjemnością jeszcze kiedyś wrócę.
"Może to nie jest pozór. Może wszystko jest takie, jak wygląda. I to, czym jesteśmy dla ludzi, jest ważniejsze, niż to, czym jesteśmy we własnych oczach."
"Za słabi, by żyć. Ale dość silni, by upierać się przy życiu."
"Żyje się krótko i źle. A przy tym tylko ten jeden raz. Czy można żądać od człowieka, by dał sobie to jedno życie zniszczyć?"
Głównym bohaterem "Granicy" jest Zenon Ziembiewicz oraz jego moralny upadek, który został spowodowany przekraczaniem granic. Zenon dopuścił się romansu z Justyną, czyli dziewczyną pochodzącą z niższej klasy. Jednak gdy ta zaszła w ciążę zmusił ją do aborcji. Mogłoby się wydawać, że problem został w ten sposób rozwiązany, ale to nie prawda. Cień minionych wydarzeń i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-10-11
"Kocie oko" opowiada bardziej o czasie, pamięci, wspomnieniach i doświadczeniach, które kształtują życie niż o Elaine powracającej do Toronto, aby przygotować wystawę sztuki. Główna bohaterka, podsumowując swoje życie, cofa się aż do czasów dzieciństwa. Analizuje, snuje przeróżne rozważania oraz szuka w tym wszystkim siebie, swojej tożsamości i wartości, która niepostrzeżenie gdzieś zniknęła. Jak ważne są wspomnienia i czy to one nas określają? Czy człowiek, wchodząc w różne role, następne okresy życia jest ciągle tą samą osobą? Nieustanie się zmieniany, definiujemy na nowo, stwarzamy kolejne wersje samych siebie, lecz nigdy nie w oderwaniu od tego, co nas otacza. Ludzie, sytuacje, czasy to nas kształtuje, bez tego nie istniejemy. Właśnie to uchwyciła Atwood. Jedna sytuacja z dzieciństwa wpływa na całe życie dorosłej już kobiety, wyznacza jej perspektywę patrzenia na świat a przecież to "tylko" dzieci i ich podobno wyolbrzymione problemy. Dzieciństwo często determinuje życie i ciągnie się niczym kula u nogi, do której nie sposób znaleźć klucza. Jest to świetnie ukazane w tej książce. Na początku powieści akcja dzieje się powoli, wszystko jest szczegółowo opisywane, bo wszystko ma znaczenie. Później jednak akcja przyspiesza, jakby czas płynął szybciej i coraz mniej rzeczy było wartych zapamiętania.
"Na czas nie spogląda się wstecz, lecz w dół, tak jak w wodę. Raz na powierzchnię wynurza się to, raz tamto, raz nic. Nic nie ginie."
Powieść jest przygnębiająca ze względu na dosadnie ukazaną przemijalność. Refleksje w niej zawarte dotyczą nieuchronnej przemijalności, konieczności rozliczenia się z życiem swoim i swoich bliskich, trudnych wspomnień, aktów przemocy, które mimo tego, że są niezauważane, to jednak są oraz pamięci, bo tylko dzięki niej istnieje wszystko, co przeminęło.
"Właśnie tego mi brak, Cordelio. Nie tego, co minęło, lecz tego, co nigdy się nie zdarzy. Dwóch staruszek chichoczących nad filiżanką herbaty."
Styl pisania Atwood całkowicie mnie zachwycił. Metafory są niezwykle ciekawe i trafne a opisy ludzi, miejsc, przedmiotów i w szczególności obrazów porywające. Spodobało mi się również puszczanie przez autorkę oka do rozważań typu „co autor miał na myśli”.
"Przeszłość nie jest dziwaczna, dopóki w niej się żyje. Dziwaczna bywa dopiero z bezpiecznej odległości, później, kiedy ją postrzegamy jako dekorację, nie jako kształt, w którym wtłoczono nasze życie."
"Kocie oko" opowiada bardziej o czasie, pamięci, wspomnieniach i doświadczeniach, które kształtują życie niż o Elaine powracającej do Toronto, aby przygotować wystawę sztuki. Główna bohaterka, podsumowując swoje życie, cofa się aż do czasów dzieciństwa. Analizuje, snuje przeróżne rozważania oraz szuka w tym wszystkim siebie, swojej tożsamości i wartości, która...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-08-24
Roxane Gay zabiera czytelnika w bolesną podróż po życiu kobiety. Oscylując wokół tematów takich jak gwałt, macierzyństwo, trudne relacje, miłość, przemoc, akceptacja siebie, pedofilia, cielesność, zniewolenie przedstawia prawdziwą mozaikę kobiet tych trudnych, po przejściach, z traumami, przepełnionych smutkiem, żalem, goryczą, samotnością. Zrozpaczone matki, zdesperowane żony, zagubione kochanki, skrzywdzone dziewczynki to aż do bólu prawdziwe bohaterki tych opowiadań. Wszystkie noszą w sobie smutek, żal, tęsknotę za niewinnością, którą odebrała im rzeczywistość.
Opowiadania napisane zostały prostym językiem, lecz nie czyta się ich lekko ze względu na ładunek emocjonalny, który został w nich zawarty.
Książka ta jest swoistym manifestem feministycznym. Gay pokazuje, iż pomimo rewolucji obyczajowej oraz fal feminizmu kobiety wciąż są szufladkowane do określonych ról, a kobiecość sprowadzana do oczekiwań i schematów.
Roxane Gay zabiera czytelnika w bolesną podróż po życiu kobiety. Oscylując wokół tematów takich jak gwałt, macierzyństwo, trudne relacje, miłość, przemoc, akceptacja siebie, pedofilia, cielesność, zniewolenie przedstawia prawdziwą mozaikę kobiet tych trudnych, po przejściach, z traumami, przepełnionych smutkiem, żalem, goryczą, samotnością. Zrozpaczone matki, zdesperowane...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-08-02
"Dziewczyny z Wołynia" to zbiór osobistych historii kobiet, które cudem przeżyły rzeź wołyńską. Ich historie wydają się wręcz nie do uwierzenia, a przecież to wszystko prawda w dodatku mająca miejsce tak niedawno. Oglądanie śmierci własnej rodziny, odcinanie kończyn, palenie żywcem, życie w ciągłym strachu. Ciężko sobie wyobrazić, że ludzie są zdolni do takiego okrucieństwa. A jeszcze ciężej znaleźć wyjaśnienie dlaczego.
Książkę przepełnia ból, cierpienie i poczucie straty tego, co się kochało, jednak w historiach kobiet nie zabrakło również opisów życia na polskich wsiach, które dziś wydają się niczym wyjęte z kolorowej bajki.
Ze względu na tematykę była to dla mnie emocjonalnie ciężka książka. Jednak czytając ją, czułam, że nie robię tego tylko dla siebie, lecz również dla ofiar i pamięci o wszystkich, którzy przeszli przez to piekło. Historii nie należy zapominać ani wymazywać, udawać, że nic się nie stało. Powinno się pamiętać o tych wszystkich istnieniach, które, jak i my dziś kochały, śmiały się, cierpiały i które po prostu chciały być szczęśliwe.
"Dziewczyny z Wołynia" to zbiór osobistych historii kobiet, które cudem przeżyły rzeź wołyńską. Ich historie wydają się wręcz nie do uwierzenia, a przecież to wszystko prawda w dodatku mająca miejsce tak niedawno. Oglądanie śmierci własnej rodziny, odcinanie kończyn, palenie żywcem, życie w ciągłym strachu. Ciężko sobie wyobrazić, że ludzie są zdolni do takiego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-08-17
Dobitnie. Rzeczowo. Przekonująco. Z prostotą. Zawiera wiele prywatnych anegdot. Jest nieco powierzchowna. Osoby choć trochę zaznajomione z postulatami ruchu feministycznego raczej nie znajdą w tej książce nic odkrywczego. Jednak pozycja ta stanowi świetny początek, jeśli chce się zagłębić w temat feminizmu po raz pierwszy. Jest to książka dosłownie na moment, lecz pomaga otworzyć oczy na problem, który dotyczy każdego z nas.
Dobitnie. Rzeczowo. Przekonująco. Z prostotą. Zawiera wiele prywatnych anegdot. Jest nieco powierzchowna. Osoby choć trochę zaznajomione z postulatami ruchu feministycznego raczej nie znajdą w tej książce nic odkrywczego. Jednak pozycja ta stanowi świetny początek, jeśli chce się zagłębić w temat feminizmu po raz pierwszy. Jest to książka dosłownie na moment, lecz pomaga...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-01-17
"Małe kobietki" to historia niezwykle ujmująca. Opowiada o dorastaniu, pokonywaniu własnych słabości, marzeniach, samotności, bezinteresownej dobroci i cudownej rodzinnej relacji. Niesie ze sobą wiele ważnych wartości. Zmusza do zastanowienia się nad własnym życiem. Wywołuje multum emocji. Czyta się ją jednym tchem i ciągle ma się ochotę na więcej. Jest oryginalna, ciepła, urzekająca, pouczająca. Pozwala na całkowite oderwanie się od rzeczywistości. Roztacza wokół siebie wręcz magiczną aurę, o której nie sposób szybko zapomnieć. Bohaterowie oczarowują swoimi charakterami. Są do bólu realistyczni. Ogromną przyjemność sprawiło mi odnajdywanie siebie w tych postaciach. Jo stała się zarówno moja bratnią duszą, jak i jedną z najlepszych literackich bohaterek, jakie do tej pory poznałam. Niezwykły był to czas, który spędziłam przy owej lekturze. Już nie mogę się doczekać następnego tomu!
"Małe kobietki" to historia niezwykle ujmująca. Opowiada o dorastaniu, pokonywaniu własnych słabości, marzeniach, samotności, bezinteresownej dobroci i cudownej rodzinnej relacji. Niesie ze sobą wiele ważnych wartości. Zmusza do zastanowienia się nad własnym życiem. Wywołuje multum emocji. Czyta się ją jednym tchem i ciągle ma się ochotę na więcej. Jest oryginalna, ciepła,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-04-20
Szczerze mnie zaskoczyło, że książka napisana 200 lat temu wciąż potrafi być tak przyjemna w odbiorze a do tego niezwykle aktualna.
Można by powiedzieć, że czytelnik dostaje opowieść o wszystkim i o niczym. Jednak akcja owiana dookoła na pozór banalnych wydarzeń dzięki przenikliwości i finezji pisarskiej Austen staje się lekturą nie tyle nawet zajmującą ile niezmiernie wciągającą. Podczas czytania ani przez moment się nie nudziłam. O ile pierwsze kilkadziesiąt stron przyjęłam dość chłodno, to całą resztą byłam po prostu niesłychanie zauroczona. Charakteru całości nadawała ironia, którą to autorka tak zręcznie się posługuje.
Bez reszty przepadłam również w sposobie wykreowania postaci. Chyba nie będę zbyt oryginalna, gdy wspomnę, że moi ulubieńcy to przede wszystkim pan Bennet (za rozbrajające komentarze, które zawsze idealnie podsumowały całą sytuację), panna Elżbieta (za pewną zuchwałość i cięty język) oraz oczywiście pan Darcy (chyba po prostu za całokształt).
Nawet jeśli usposobienie nie wszystkich postaci przypadło mi do gustu to i tak polubiłam ich za realizm. Nikt nie jest pozbawiony ani wad, ani zalet. Są to osoby miejscami może nieco przerysowane, ale wciąż przekonywające i takie, które bez problemu można znaleźć we współczesnym świecie.
Powieść ta nie jest jedynie romansem, ponieważ ukazuje XVIII/XIX wieczną Anglię oraz świat ludzi w niej żyjących. Na każdej stronie czuć klimat tych czasów, choć brakowało mi tu opisów ubioru, krajobrazów oraz wnętrz, dzięki którym można by jeszcze lepiej poczuć klimat epoki.
Dopiero po zakończeniu lektury zdałam sobie sprawę z dwuznaczności tytułu. Pan Darcy był zbyt dumny a panna Elżbieta zbyt uprzedzona. Według mnie ta dwuznaczność to naprawdę świetny pomysł.
Głównie przesłanie płynące z powieści mówi o tym, aby nie ufać pierwszemu wrażeniu, ponieważ nie rzadko bywa ono całkowicie błędne. Dopiero szczera rozmowa i głębsze poznanie drugiej osoby powie prawdę o niej. Podziwiam aktualność w odniesieniu do reakcji międzyludzkich, oczekiwań innych oraz trudnych wyborów.
Mam nadzieję przeczytać inne książki Austen, gdyż doszczętnie zakochałam się w sposobie jej pisania, w rytmie słów, w realności bohaterów i w klimacie powieści.
Szczerze mnie zaskoczyło, że książka napisana 200 lat temu wciąż potrafi być tak przyjemna w odbiorze a do tego niezwykle aktualna.
Można by powiedzieć, że czytelnik dostaje opowieść o wszystkim i o niczym. Jednak akcja owiana dookoła na pozór banalnych wydarzeń dzięki przenikliwości i finezji pisarskiej Austen staje się lekturą nie tyle nawet zajmującą ile niezmiernie...
2021-05-08
"Wichrowe wzgórza" to opowieść o miłości, choć nie takiej, jakiej się spodziewałam. Zabierając się za tę powieść, liczyłam na romans w stylu Jane Austen, jednak otrzymałam coś całkiem innego. Zostałam zaskoczona, lecz w ten pozytywny sposób, gdyż Emily Bronte podchodzi do tematu z pewnym brakiem konwencjonalności. Miłość według autorki to nie tylko piękno, które uwzniośla człowieka i które zawsze kończy się szczęśliwie. To uczucie również oszpeca konsekwencjami i bólem a niespełnione odbija swe piętno do końca życia, całkowicie zmieniając człowieka. Cierpienie, zdrada, zranione uczucia, rozpacz, żądza zemsty, porzucone nadzieję, samotność, przejmująca gorycz i żałość to uczucia, które noszą w sercach bohaterowie powieści. Bronte stworzyła postacie praktycznie nie do polubienia, ale za to idealnie wpasowujące się w opowieść, jej klimat oraz emocje, jakie ze sobą niesie. Trudno się dziwić, że bohaterowie są zrzędliwi, zazdrośni, kapryśni i egoistyczni, bo czy ktokolwiek z nich był szczęśliwy? Bolesne konsekwencje miłości, nieszczęśliwe zauroczenia, wieczne niepowodzenia, a to wszystko ciągnące się przez pokolenia. W żadnym stopniu nie próbuje usprawiedliwić bohaterów, chodzi mi bardziej o to, że jeśli byliby szczodrzy, wielkoduszni, spokojni to po prostu nie zgrywaliby się z tym, co dzieje się wokół nich. Bohaterowie są jak ich emocje, czyli destrukcyjni, sprzeczni, niezrozumiali, niebezpieczni oraz jak miłość, czyli pełni pasji i zaślepieni.
Podoba mi się styl pisania oraz forma książki. Poznawanie historii poprzez opowieść służącej to ciekawy zabieg.
Klimat nie całkiem do mnie przemówił. Uwielbiam mroczny i ponury nastrój, jednak tu nie wiele go wyczułam. Krajobraz jest zachwycający. Duchy dodają całości nieco mistycyzmu. Szumiący za oknem wiatr wprowadza pewną melancholię. A padający deszcz nostalgię. Mam jednak wrażenie, że nastrój nie jest na tyle wyczuwalny, aby zachwycał. Według mnie największą grozę i smutek wywołuje tu nieszczęście i samotność bohaterów, a umieszczenie ich pośród wietrznych wrzosowisk sprawia, iż klimat staje się ciężki a momentami wręcz dołujący swą smętnością.
"Wichrowe wzgórza" są dla mnie przede wszystkim historią miłości ukazaną od nieco innej strony, niż zwykle bywa ona pokazywana, ale również powieścią, w której pozbyto się cukru na rzecz goryczy.
"Wichrowe wzgórza" to opowieść o miłości, choć nie takiej, jakiej się spodziewałam. Zabierając się za tę powieść, liczyłam na romans w stylu Jane Austen, jednak otrzymałam coś całkiem innego. Zostałam zaskoczona, lecz w ten pozytywny sposób, gdyż Emily Bronte podchodzi do tematu z pewnym brakiem konwencjonalności. Miłość według autorki to nie tylko piękno, które uwzniośla...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-08-08
Powieść wciągnęła mnie bez reszty. Charakterystyczny dla wiktoriańskiej literatury klimat pełen mroku i tajemnic zdecydowanie przypadł mi do gustu. Charlotte Bronte pisze przepięknie, zagłębia się w najskrytsze zakamarki duszy i wyciąga z nich to, co najważniejsze. Fabuła rozkręca się w odpowiednim tempie, a zawroty akcji naprawdę potrafią zaskoczyć. Książka obfituje w najróżniejsze emocje, a przy tym są one tak intensywne, iż momentami ma się wrażenie, jakby parzyły. Autorka romantyczną historię uzupełnia nostalgią, grozą, smutkiem, samotnością, ale również poczuciem humoru. Chemia pomiędzy Jane a Rochesterem zachwyca. Wszyscy bohaterowie zostali wykreowani niezwykle ciekawie i bardzo wiarygodnie. Największą sympatią darzę główną bohaterkę, ponieważ pomimo realiów epoki i wszelkich konwenansów pozostaje ona osobą odważną, niekonwencjonalną, umiejącą zawzięcie bronić własnych poglądów. Autorka ukazała również pozycję kobiet w XIX wieku oraz chęć dążenia do zmian i emancypacji.
Powieść wciągnęła mnie bez reszty. Charakterystyczny dla wiktoriańskiej literatury klimat pełen mroku i tajemnic zdecydowanie przypadł mi do gustu. Charlotte Bronte pisze przepięknie, zagłębia się w najskrytsze zakamarki duszy i wyciąga z nich to, co najważniejsze. Fabuła rozkręca się w odpowiednim tempie, a zawroty akcji naprawdę potrafią zaskoczyć. Książka obfituje w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Fale” porwały mnie i zatopiły w najdalszym z oceanów. Jestem zachwycona poetyckim językiem Woolf oraz jej niezliczonymi metaforami.
Główni bohaterowie są osobami, z którymi łatwo można się utożsamić. Osobiście uważam, że najbliżej mi do zagubionej i ceniącej samotność Rhondy oraz starającego się spleść opowieść z pięknych frazesów Bernarda. Każda z postaci ma swój odmienny charakter, jednak wszyscy posiadają te same problemy. Szukają siebie w tym pełnym zawirowań świecie. Chcą wyłowić z głębi duszy swą tożsamość, której nie tworzą inni ludzie, a wyłącznie oni sami. Po prostu (co w rzeczywistości nie jest takie proste) pragną mieć własną twarz. Starają się również żyć. Tak mocno i prawdziwie jak żył Percival. Jednak, zamiast spełniać swoje pragnienia, odnajdują coraz to większe pustki we własnych osobach, skupiają uwagę na szczegółach, suszą kwiaty w tomach poezji czując powiększającą się nicość własnych dusz oraz zapełnione pięknem dziury swoich towarzyszy. Wszyscy cierpią, wszyscy szukają, wszyscy toną. Nikt już nie pomoże. Wszyscy umrą.
Virginia ukazała niesamowite portrety psychologiczne. Bohaterzy płyną wraz z falami, które nieuchronnie zmierzają ku skałom.
Tego, co wydarzy się w „falach”, nie sposób przewidzieć. Całość dzieje się zarazem płynie i chaotycznie. Zamiast schematu jest niebanalny, zaskakujący, nieustający ruch słów. Wydawać by się mogło, iż powieść jest pozbawiona zwrotów akcji, ale w rzeczywistości ona cała jest jedynym wielkim zwrotem akcji.
Na pewno powrócę jeszcze kiedyś do „fal”, aby uderzyć w nie jeszcze mocniej i jeszcze świadomiej. Natomiast teraz zostaje mi jedynie polecić owo dzieło sztuki każdemu poszukującemu poezji w prozie życia codziennego.
"Fale” porwały mnie i zatopiły w najdalszym z oceanów. Jestem zachwycona poetyckim językiem Woolf oraz jej niezliczonymi metaforami.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toGłówni bohaterowie są osobami, z którymi łatwo można się utożsamić. Osobiście uważam, że najbliżej mi do zagubionej i ceniącej samotność Rhondy oraz starającego się spleść opowieść z pięknych frazesów Bernarda. Każda z postaci ma swój...