rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Reportaż o nieznanej mi zupełnie sprawie tajemniczej śmierci młodych turystów na Uralu w 1959 roku.
Książka jest dobrze napisana i chwilami czyta się ją jak najprawdziwszy dreszczowiec. Czytelnik od samego początku jest informowany, że sprawa nie jest rozwiązana i chyba nie będzie. Ale to nie zniechęca do lektury.
To o czym chyba najbardziej jest jednak ta książka, to biurokracja i jej bezwład w ZSRR, machloje, politykierstwo, manipulowanie informacjami.
Polecam wszystkim lubiącym tematykę true crimes, historyczną ale także wszelkiej maści dreszczowce.

Reportaż o nieznanej mi zupełnie sprawie tajemniczej śmierci młodych turystów na Uralu w 1959 roku.
Książka jest dobrze napisana i chwilami czyta się ją jak najprawdziwszy dreszczowiec. Czytelnik od samego początku jest informowany, że sprawa nie jest rozwiązana i chyba nie będzie. Ale to nie zniechęca do lektury.
To o czym chyba najbardziej jest jednak ta książka, to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

DNF
Doczytałem do połowy.
Brnąłem przez te książkę z mozołem. Wciąż szukam w niej jakichś jasnych punktów, ale bardzo o nie trudno. Oceniam oczywiście tylko to co przeczytałem i mam kilka ważnych zarzutów.
1) Postaci w tej książce są moim zdaniem najsłabszym elementem. Wszystkie rozpisane są w komiksowy sposób a wypowiadają się jakby były zdjęte z postumentu. Wszystkie są przerażająco poważne i plastikowo-wydmuszkowe. Paul Atryda - 15-latek wypowiadający się jak nieco nazbyt doświadczony życiem emeryt (miałem dla niego wyłącznie współczucie). Lady Jessika (ja wiem, że książka powstała lata temu, ale trudno dziś nie mieć różnych niepoważnych skojarzeń z tym imieniem) - ni to matka, ni to wiedźma. Wszystko jednak u niej sprawdzało się do posiadania przez nią pewnych nadprzyrodzonych zdolności, co bardzo łatwo było wykorzystywane przez autora pod postacią deus ex machina. Tak się nie robi w poważnej literaturze. Baron Harkonenn - maksymalnie operetkowa postać - niebywale otyły, kreskówkowo diaboliczny (przywoływał mi na myśl postać największego wroga Atomówek - androgynicznego diabła ze szczypcami zamiast rąk o imieniu "On"), w dodatku pedofil homoseksualny. Uprasza się o trochę zaufania do inteligencji czytelnika - zło ucieleśnione nie musi być aż tak groteskowe. Inne postaci, o których nie będę już pisał również wydawały mi się grubo ciosane.
2) Napięcie rujnują zapiski księżnej Irulany poprzedzające każdy rozdział - wystarczy je przeczytać i już wiadomo co się będzie działo. WTF?!
3) Całkowity brak poczucia humoru. Życie na pustyni jest trudne, ale czy jak się pochodzi z królewskiego rodu to wszystko musi odbywać się przy dźwięku fanfarów?
Nie polecam, ale jeśli ktoś ma inne zdanie, to bardzo chętnie je poznam, bo z żalem piszę krytykę tego cenionego cyklu literackiego.

DNF
Doczytałem do połowy.
Brnąłem przez te książkę z mozołem. Wciąż szukam w niej jakichś jasnych punktów, ale bardzo o nie trudno. Oceniam oczywiście tylko to co przeczytałem i mam kilka ważnych zarzutów.
1) Postaci w tej książce są moim zdaniem najsłabszym elementem. Wszystkie rozpisane są w komiksowy sposób a wypowiadają się jakby były zdjęte z postumentu. Wszystkie są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pisząc o tej książce warto oddzielić jej temat (teoria poliwagalna) od samej treści książki i jej formy. Teoria przedstawiona w książce jest bardzo ciekawa, odświeżająca i warta uwagi, szczególnie uwagi tych, którzy zainteresowani są psychologią/psychiatrią itp. Jest ona także w książce wyłożona w sposób dość przystępny. Na tyle, by większość czytelników zrozumiała.
I na tym koniec pochwał.
Sama książka jest zbiorem wywiadów z twórcą teorii poliwagalnej, czyli Stephenem Porgesem, poprzeplatanymi jego własnym komentarzem lub mini esejami. Jedyne wrażenie jakie miałem czytając te wywiady, to odczucie czytania ulotki/broszury reklamującej narzędzia wykorzystywane w terapii opartej o teorie poliwagalną, a do których prawo ma jedynie Porges (dostęp oczywiście sprzedaje na swojej stronie internetowej - sprawdziłem). Wspomniane wywiady ułożone są w sposób chaotyczny. Wiele zagadnień powtarza się wielokrotnie (i nie chodzi tu o dydaktyczną zasadę repetitio est mater studiorum). Mam wrażenie, że całość podwalin teorii poliwagalnej można by wyłożyć na 3-4 stronach.
Mówiąc w skrócie: straszne wodolejstwo.
Acha, żeby było jasne - w podtytule książki jest słowo "przewodnik". Nie dajcie się nabrać - ja nie znalazłem żadnych instrukcji, porad, zaleceń, wskazówek przydatnych w pracy terapeutycznej.

Pisząc o tej książce warto oddzielić jej temat (teoria poliwagalna) od samej treści książki i jej formy. Teoria przedstawiona w książce jest bardzo ciekawa, odświeżająca i warta uwagi, szczególnie uwagi tych, którzy zainteresowani są psychologią/psychiatrią itp. Jest ona także w książce wyłożona w sposób dość przystępny. Na tyle, by większość czytelników zrozumiała.
I na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawy reportaż. Autorka przedstawia nam historię miasta-utopii, położonego gdzieś w południowych Indiach. Opowiada ją z perspektywy jej mieszkańców, osób przyjezdnych, twórców. Sama, mieszkając w Auroville, doświadczyła wad i zalet tego miasta.
Wartościowe jest to, że nie stara się wygładzić wizerunku tego niespotykanego miasta - bywa surowa i bywa urzeczona. I jakoś tak podąża się za tymi emocjami czytając tę książkę.
Bardzo polecam, bo temat oryginalny.

Ciekawy reportaż. Autorka przedstawia nam historię miasta-utopii, położonego gdzieś w południowych Indiach. Opowiada ją z perspektywy jej mieszkańców, osób przyjezdnych, twórców. Sama, mieszkając w Auroville, doświadczyła wad i zalet tego miasta.
Wartościowe jest to, że nie stara się wygładzić wizerunku tego niespotykanego miasta - bywa surowa i bywa urzeczona. I jakoś tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdyby można oceniłbym tę książkę na 2,5 gwiazdki.
Sięgając po te książkę miałem dwie informację: chiński autor i "wspaniałe wykorzystanie teorii fizyki współczesnej".
Niestety całość jest dość rozczarowująca.
"Chińskość" autora, jako zaletę, widziałem jedynie w początkowych fragmentach, gdzie opisuje wątki historyczne (w gruncie rzeczy wcale bym się nie obraził, gdyby akcja książki pozostała w latach 60-tych i dotyczyła tamtej rzeczywistości z perspektywy naukowców, biorących udział choćby w Zimnej Wojnie). Potem znikała egzotyka i unikalność - akcja mogłaby się rozgrywać gdziekolwiek indziej.
Co do drugiego elementu, którym zareklamowano mi tę książkę, czyli teorie fizyczne, to ich użycie rozczarowało mnie jeszcze bardziej. Chaotycznie, wyrywkowo i bardzo przedmiotowo. Wydawało mi się, że skoro ktoś już sili się na użycie istniejących współcześnie dość złożonych teorii fizycznych, to będzie to użycie przemyślane, logiczne i świeże. Nic z tych rzeczy.
Postaci w książce. Stereotypowe, płaskie, nieciekawe. Bohaterowie jakby wycięci z komiksów, ich zachowania niezrozumiałe. Jest profesor zajmujący się nanomateriałami (choć całość jest o kontakcie z obcą cywilizacją i więcej jest tu o astrofizyce, a tych nanomateriałów jest mało), jest sztampowy, że aż boli policjant, jest staruszka, która przypomina mi pana Miyagi z Karate Kid, który na codzień był kurą domową, ale jak zachodziła potrzeba to ujawniał swą wiedzę i moc.
Miałem też wrażenie, że autor chce powiedzieć coś ważnego. Coś o ochronie Ziemi, o kwestii klimatu, o szacunku między narodami, ale zupełnie tego nie usłyszałem wśród tych fajerwerków, błysków i papierowych postaci.
Zabieram się za drugą część, ale nie daję jej kredytu zaufania. Lepiej czytajcie Lema.

Gdyby można oceniłbym tę książkę na 2,5 gwiazdki.
Sięgając po te książkę miałem dwie informację: chiński autor i "wspaniałe wykorzystanie teorii fizyki współczesnej".
Niestety całość jest dość rozczarowująca.
"Chińskość" autora, jako zaletę, widziałem jedynie w początkowych fragmentach, gdzie opisuje wątki historyczne (w gruncie rzeczy wcale bym się nie obraził, gdyby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Taka powinna być literatura. O dobrych książkach trudno się opowiada i pisze bo wszystko co napisane będzie niewystarczające. Ta książka to powieść superbohaterska ze staruszką w roli głównej. Mamy tu małą wieś gdzieś w nieznanej części Polski, gdzie wciąż grasują postaci i upiory z naszej rodzimej, słowiańskiej mitologii. Jest to opowieść o ludzkich charakterach, o relacjach, o przyrodzie i o rodzinie. Chwilami powieść fantazy, innym razem humoreska, przypowieść, horror, powieść z obszaru realizmu magicznego. Czytało się znakomicie. Polecam właściwie wszystkim.

Taka powinna być literatura. O dobrych książkach trudno się opowiada i pisze bo wszystko co napisane będzie niewystarczające. Ta książka to powieść superbohaterska ze staruszką w roli głównej. Mamy tu małą wieś gdzieś w nieznanej części Polski, gdzie wciąż grasują postaci i upiory z naszej rodzimej, słowiańskiej mitologii. Jest to opowieść o ludzkich charakterach, o...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Tajemnice Korei Północnej James Pearson, Daniel Tudor
Ocena 6,5
Tajemnice Kore... James Pearson, Dani...

Na półkach:

Korea Północna to kraj tak tajemniczy, że właściwie jakkolwiek by o niej nie pisać, to i tak będzie wciągające. Tak jest w przypadku tej książki. Nie jest to ani reportaż, ani próba ujęcia publicystycznego. To jest leksykon. Autor z dużą rzetelnością opisuje poszczególny dziedziny życia obywateli Koreii.
Zawartość tej książki jest wciągająca, ale forma odbiera sporo uroku.

Korea Północna to kraj tak tajemniczy, że właściwie jakkolwiek by o niej nie pisać, to i tak będzie wciągające. Tak jest w przypadku tej książki. Nie jest to ani reportaż, ani próba ujęcia publicystycznego. To jest leksykon. Autor z dużą rzetelnością opisuje poszczególny dziedziny życia obywateli Koreii.
Zawartość tej książki jest wciągająca, ale forma odbiera sporo uroku.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Tytuł książki zasugerował mi mało precyzyjną i raczej opartą na fantazjach zawartość. Było to błędne założenie - jest to znakomita książka historyczna-reportaż. Autor musiał wykonać ogrom pracy, by móc przedstawić czytelnikom tak szczegółowy obraz katastrofy w Czarnobylu. Z resztą nie o samą katastrofę tu chodzi. Książka ta to prawdziwa skarbnica informacji o zagadnieniu energii atomowej w ZZSR i na świecie, o życiu ludzi w komunistycznym reżimie, o pojedynczych ludziach, którzy byli świadkami zdarzeń z 1986 roku oraz o polityce i społeczeństwie w tamtych czasach.
Polecam wszystkim zainteresowanym katastrofą czarnobylską i historią ZSSR.

Tytuł książki zasugerował mi mało precyzyjną i raczej opartą na fantazjach zawartość. Było to błędne założenie - jest to znakomita książka historyczna-reportaż. Autor musiał wykonać ogrom pracy, by móc przedstawić czytelnikom tak szczegółowy obraz katastrofy w Czarnobylu. Z resztą nie o samą katastrofę tu chodzi. Książka ta to prawdziwa skarbnica informacji o zagadnieniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Myślę, że ta książka to produkt marketingowy. Dowodów na to nie mam ale są mocne poszlaki.
Książka ta to zbiór wywiadów z osobami, które są architektami (i/lub architektami wnętrz), a tematem są ich własne mieszkania (przynajmniej tak ta książka jest reklamowana).
Nie mam pojęcia jaki był klucz doboru rozmówców, ale cześć z nich nie jest architektami. W dodatku ich gust ma wiele (zbyt wiele moim zdaniem) punktów wspólnych: niemal wszyscy odgrzebują na śmietnikach lub targach staroci „meble z duszą” a do tego „lubią inwestować w młodych polskich artystów”. Słowa klucze to eklektyzm i dom/meble z duszą. Mam małe podejrzenie, że dobór rozmówców po części był podyktowany chęcią rozreklamowania ich biznesów, w których zajmują się wystrojem wnętrz (chwilami product placement jest bardzo nachalny).
Nie miałbym nic do doboru rozmówców gdyby nie to, co maja do powiedzenia. A mają niewiele. Dużo tu skrzydlatych słów, truizmów, banałów i wodolejstwa. W dodatku autorka nie pozwala rozmówcom swobodnie się wypowiadać - wszystkie rozmowy są zbudowane na tym samym schemacie. Strasznie tu wieje nudą. Ma się też wrażenie, że rozmowy te zostały ujednolicone przez redaktora prowadzącego, - wszystkie zdania są takie okrąglutkie i niby przemyślane. Właściwie gdyby nie podział na kolejne rozdziały to byłbym przekonany, że mówi to jedna i ta sama osoba.
Kojarzycie te gazetki, które można znaleźć w kieszeniach foteli w samolocie? Albo katalogi Ikea? Hmmm, to już tam są lepiej opowiedziane historie.
Zupełnie nie polecam.

Myślę, że ta książka to produkt marketingowy. Dowodów na to nie mam ale są mocne poszlaki.
Książka ta to zbiór wywiadów z osobami, które są architektami (i/lub architektami wnętrz), a tematem są ich własne mieszkania (przynajmniej tak ta książka jest reklamowana).
Nie mam pojęcia jaki był klucz doboru rozmówców, ale cześć z nich nie jest architektami. W dodatku ich gust...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to jedna z tych wyjątkowych książek, które będąc specjalistyczne są jednocześnie zrozumiałe i przyjemne w lekturze.
Trudno powiedzieć czy jest to podręcznik, przewodnik czy poradnik (ale z tych dobrych poradników).
Autorka skupia w nim swą uwagę na sprawach technicznych prowadzenia psychoterapii. Mało tu teorii psychoanalitycznej, jej założeń i hipotez, które jej oponenci stale atakują. Aspekty techniczne są tu natomiast (co jest, jak się wydaje, osią prac psychoanalitycznych od czasów Freuda) poparte przykładami z kliniki.
Autorka nie owija w bawełnę i nie próbuje nas przekonać, że reprezentowany przez nią sposób myślenia o psychoterapii jest jedynym prawidłowym. Z resztą znana jest jako osoba niedogmatyczna (w przeciwieństwie do większości środowiska psychoanalityków) przez co jej twórczość budzi duża sympatię. Bardzo polecam wszystkim zainteresowanym psychologią.

Jest to jedna z tych wyjątkowych książek, które będąc specjalistyczne są jednocześnie zrozumiałe i przyjemne w lekturze.
Trudno powiedzieć czy jest to podręcznik, przewodnik czy poradnik (ale z tych dobrych poradników).
Autorka skupia w nim swą uwagę na sprawach technicznych prowadzenia psychoterapii. Mało tu teorii psychoanalitycznej, jej założeń i hipotez, które jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie miałem dużych oczekiwań wobec tej książki. A tu proszę - zaskoczenie.
To co wydało mi się najciekawsze w tej książce do bohaterowie. Zostali tu przedstawieniu ludzie z ich problemami (byłem zaskoczony ich autentycznością), uczuciami i doświadczeniami. Słowem - nic z plastiku, wszystko z krwi i kości.
Czasem raził formalny zabieg stosowany przez autora - rodzaj cliffhanger'a na zakończenie niemal każdego rozdziału. Jestem przyzwyczajony do takich zabiegów w kryminałach, a nie w powieściach obyczajowych (co nie zmienia faktu, że zachęcał mnie do czytania dalej).
To moje pierwsze zetknięcie z Małeckim i na pewno nie ostatnie. Bardzo polecam.

Nie miałem dużych oczekiwań wobec tej książki. A tu proszę - zaskoczenie.
To co wydało mi się najciekawsze w tej książce do bohaterowie. Zostali tu przedstawieniu ludzie z ich problemami (byłem zaskoczony ich autentycznością), uczuciami i doświadczeniami. Słowem - nic z plastiku, wszystko z krwi i kości.
Czasem raził formalny zabieg stosowany przez autora - rodzaj...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To całkiem ciekawe doświadczenie przeczytać większość tego, co napisała Masłowska, a dopiero na końcu zabrać się z jej debiut literacki. A nie było to bynajmniej rozczarowujące.
Widać tu fascynacje tematyką tożsamości, dojrzewania, relacji międzyludzkich, które potem w kolejnych książkach Masłowskiej stanowią temat podstawowy (nigdy jednak nie podany w łatwy sposób i bezpośrednio). Zachwyca i zadziwia wyobraźnia językowa Masłowskiej. Zmysł obserwacji.
Jest tu jeszcze mało tego pełnoprawnego poczucia humoru, które widać w innych książkach autorki - tu jest ono widoczne w warstwie językowej, w warstwie gier i zabaw słowami.
Bardzo polecam tę książkę, nawet jak z zasady nie czytacie książek z wulgaryzmami.

To całkiem ciekawe doświadczenie przeczytać większość tego, co napisała Masłowska, a dopiero na końcu zabrać się z jej debiut literacki. A nie było to bynajmniej rozczarowujące.
Widać tu fascynacje tematyką tożsamości, dojrzewania, relacji międzyludzkich, które potem w kolejnych książkach Masłowskiej stanowią temat podstawowy (nigdy jednak nie podany w łatwy sposób i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudno nie używać wobec tej książki banalnych słów. Bo jest ona wypełniona ciepłem, mądrością i humorem. Czyli tak jak większość reklamowanych książek na półkach w księgarniach. Tyle, że to jest znakomita literatura.
Jest to zbiór (autobiograficznych? Raczej tak) zapisków. Historie są krótkie i bardzo osobiste. Niektóre opisują banały dnia codziennego (jazda taksówką z synem - jakże pouczająca i odsłaniająca prawde o ludziach) a inne poważne wydarzenia (śmierć bliskich osób).
Czyta się błyskawicznie.
Bardzo polecam.

Trudno nie używać wobec tej książki banalnych słów. Bo jest ona wypełniona ciepłem, mądrością i humorem. Czyli tak jak większość reklamowanych książek na półkach w księgarniach. Tyle, że to jest znakomita literatura.
Jest to zbiór (autobiograficznych? Raczej tak) zapisków. Historie są krótkie i bardzo osobiste. Niektóre opisują banały dnia codziennego (jazda taksówką z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to zbiór znakomitych wywiadów. To na początek i już to powinno zachęcać do czytania. Nie jest to jednak książka bez wad. Cześć z winy autorki, większość zupełnie nie.
Zbiory wywiadów maja często przypadłość zawierania w sobie historii z powtarzalnym motywem. Są trochę jak albumy ze zdjęciami tego samego budynku wykonanymi o różnych porach dnia - początkowo zachwycamy się tym, jak inaczej rozkładają się cienie w świetle porannym i wieczornym, by po kilkunastu zdjęciach zdać sobie sprawę, że „nic nowego pod słońcem”. Czytając wywiady z tytanami tamtego świata miałem podobne wrażenie.
Właśnie - tamtego świata - te wywiady to wspaniały dokument, ale dokument historyczny. Są wywiady, które wydają się być bardziej uniwersalne, szczególnie, gdy rozmowa schodzi na temat osobisty albo bardziej metafizyczny, ale poza tym szczegółowe omawianie rozgrywek politycznych z lat 70-tych jest tylko do pewnego momentu wciągające.
Taki chyba był cel Fallaci - dokumentować a nie martwić się o uniwersalność swoich dzieł.
Z pewnością lektura godna polecenia by dowiedzieć się, jak wyglądają dobre wywiady i jak dobrze może być przygotowany dziennikarz. Polecam też, by zobaczyć, że wielcy tego świata zupełnie niczym się od siebie nie różnią, niezależnie od tego po której stronie stoją i jakiej są płci.

Jest to zbiór znakomitych wywiadów. To na początek i już to powinno zachęcać do czytania. Nie jest to jednak książka bez wad. Cześć z winy autorki, większość zupełnie nie.
Zbiory wywiadów maja często przypadłość zawierania w sobie historii z powtarzalnym motywem. Są trochę jak albumy ze zdjęciami tego samego budynku wykonanymi o różnych porach dnia - początkowo zachwycamy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Łatwa w odbiorze, chwilami całkiem mądra i dodająca otuchy. Jednocześnie... upraszczająca rzeczywistość, pretendująca do bycia krynicą mądrości i niebezpiecznie zbliżająca się do "pop"-psychologicznego poradnictwa. Mam ambiwalentny stosunek do tej książki, bo cenię sobie osoby, które zostały tu "odpytane" przez autorkę. Jednocześnie wydaje mi się, że forma zbioru wywiadów jest zawsze trudna do zniesienia - jeśli czytać taki wywiad raz na jakiś czas, w jakimś magazynie, to zyskuje się nastrój do pogłębienia refleksji nad zwartością tekstu, jeśli jednak wywiady i mądrości są skumulowane, to ich przekaz traci intensywność i zaczyna nieco nużyć (przynajmniej mnie).
Niemniej jednak książkę polecam wszystkim szukającym książkowego poradnictwa, ale nieco bardziej ambitnego niż poradniki "jak żyć".

Łatwa w odbiorze, chwilami całkiem mądra i dodająca otuchy. Jednocześnie... upraszczająca rzeczywistość, pretendująca do bycia krynicą mądrości i niebezpiecznie zbliżająca się do "pop"-psychologicznego poradnictwa. Mam ambiwalentny stosunek do tej książki, bo cenię sobie osoby, które zostały tu "odpytane" przez autorkę. Jednocześnie wydaje mi się, że forma zbioru wywiadów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tokarczuk porusza się w tej książce po sprawach pochodzących z obrzeża pola widzenia - widzenia współczesnego człowieka - zabieganego i nieuważnego. Wydaje się, że w „Domie...” przydaje narratorowi głosu do opisania starej fotografii, którą trzyma (jest tu cały album zdjęć do obejrzenia). Patrzy na fotografię i ... widzi to co na obrzeżach (albo raczej - nie pomija tego co na obrzeżach). Obraca także fotografię i odczytuje notatki z rewersu.
Historie tutaj przedstawione są niczym rozpięta przez pająka sieć - początkowo niewidoczne związki przy dalszej lekturze stają się jasne. To jest świat wypełniony małymi efektami motyla.
Czytając „Dom...” nie mogłem oprzeć się wspominaniu „Prawieka...”, ale jeszcze bardziej „Szczelin istnienia” Brach-Czainy (chyba powinno się sprzedawać te książki w komplecie).
„Dom...” to także oniryczny i metafizyczny przewodnik po Kotlinie Kłodzkiej. Nic mnie jeszcze nie zachęciło do podjechania w jakiś kawałek świata tak, jak książki Tokarczuk zachęciły mnie do podjechania w okolice Nowej Rudy.
Językowo jest tu świetnie! Opis upału z rozdziału „Upał” wywołał we mnie jakieś zupełnie nieznane mi fizjologiczne wspomnienie lata.
Czytajcie!

Tokarczuk porusza się w tej książce po sprawach pochodzących z obrzeża pola widzenia - widzenia współczesnego człowieka - zabieganego i nieuważnego. Wydaje się, że w „Domie...” przydaje narratorowi głosu do opisania starej fotografii, którą trzyma (jest tu cały album zdjęć do obejrzenia). Patrzy na fotografię i ... widzi to co na obrzeżach (albo raczej - nie pomija tego co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Patrzę na datę rozpoczęcia i zakończenia czytania tej książki i dane te pokazują pewną prawdę o moim do niej stosunku - lekko czołobitny (bo pomimo pewnego mozołu czytałem dalej, bo trzeba) i lekko uczniowski (bo w szkole łatwo jest o TAKIE klasyki literatury a och czytanie zajmuje dużo czasu, na przykład całe wakacje).
Książka ta jest napisana wspaniałym językiem, ale świat w niej przedstawiony już nie istnieje. Trochę jakby się patrzyło na starą fotografię, przy której wstrzymujemy oddech z nabożną czcią i jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że uwiecznia ona dawne i niedostępne czasy. Myśle, że wspomniany język jest w znacznej mierzy zasługą znakomitego tłumaczenia.
Poza tym wszystko jest jak z obrazka (z katafalku?) - strzeliste (niby gorące, ale jednak wystudiowane) przemowy, infantylne rozemocjonowanie bohaterów, problemy jak z żurnala.
Trzeba przyznać, że w swoich czasach Dostojewski mógł uchodzić za wybitnego obserwatora psychologii ludzkiej. Lektura tej książki skłania jednak do zastanowienia się nad problemem „przechodzenia” niektórych tylko książek do zbioru tak zwanych Dzieł Klasycznych.
Na pocieszenie dodam: bywają w tej książce momenty...

Patrzę na datę rozpoczęcia i zakończenia czytania tej książki i dane te pokazują pewną prawdę o moim do niej stosunku - lekko czołobitny (bo pomimo pewnego mozołu czytałem dalej, bo trzeba) i lekko uczniowski (bo w szkole łatwo jest o TAKIE klasyki literatury a och czytanie zajmuje dużo czasu, na przykład całe wakacje).
Książka ta jest napisana wspaniałym językiem, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dałbym zero gwiazdek, ale się nie da.
Nigdy nie wiem co myśleć o książkach, które uważam za słabe, złe lub bardzo mierne, a które są mocno rozreklamowane i którym liczni czytelnicy wystawiają bardzo dobre recenzje (tak było z [book:Tajemna historia|7662834]). Tym razem nie mam żadnego problemu. Książka Rooney moim zdaniem jest bardzo zła.
Jest to powieść osadzona we współczesnych realiach. Głównymi bohaterami jest dwójka bardzo młodych osób - dziewczyna i chłopak - licealistów, a potem studentów. Autorka tworzy zapis ich znajomości.
Nie będę owijał w bawełnę.
(Wszystko to jest jedynie moim własnym osądem)
Czy książka ta przedstawia coś interesującego? - nie
Czy być może autorka zwykłe zjawisko obrazuje w niezwykły sposób? - nie
Czy losy bohaterów przedstawionych w książce były dla mnie źródłem przemyśleń, inspiracji - nie.
Czy czytanie tej książki było rozrywką? - nie.

Na treść tej książki składają się przede wszystkim dialogi bohaterów. Z dialogów tych wynika, że ... są niedojrzali emocjonalnie i nie wiedzą jak postępować w relacjach międzyludzkich, a potem, gdy już minie kilka lat, studiują, podróżują...nadal są niedojrzali emocjonalnie i nie potrafią tworzyć relacji. A przepraszam, po stronie postaci kobiecych pojawia się pewien bardziej klarowny rys psychopatologiczny. Można go nazwać osobowością chwiejną emocjonalnie (lub - jeśli nie podejmujemy się stawiania diagnoz - osobowością posługującą się zestawem prymitywnych mechanizmów obronnych, takich jak rozszczepienie [dewaluacja/gloryfikacja], projekcja, identyfikacja projekcyjna, iluzja, omnipotentna kontrola). To jest trudne do zniesienia w czytaniu (nie zmienia to faktu, że portretowanie osobowości borderline staje się w dzisiejszej literaturze łatwą drogą do zyskania czytelników. Jest to jednak nieetyczne). Nikt tu nie ma poczucia humoru, wszyscy są egotyczni i ksobni. Każdy dialog dąży do kłótni (wywołanej ksobną rekcją rozmówcy, najczęściej kobiety). Niektórzy recenzenci twierdza, że jest to literatura feministyczna. Ja uważam, że jest to literatura mizoginistyczna, obraźliwa i zła. Obnażanie przemocy stosowanej wobec kobiet nie jest feminizmem, jest zwykłym raportowaniem. Natomiast w tej powieści kobiety są jednowymiarowe – chwiejne emocjonalnie, niedojrzałe, nie nawiązują stałych relacji, są infantylne, zajmują się trzebiotaniem, wzajemnym czesaniem włosów i poddawaniem się seksualnym oprawcom.
Mniejsza o to.
Ta książka ma bardzo poważne problemy redakcyjne i formalne. Autorka postanowiła zastosować trzy (tyle naliczyłem w pierwszym zetknięciu) nieznośne zabiegi generalne: 1) czas teraźniejszy w narracji (a może to tylko w tłumaczeniu). Zupełnie nie wiadomo po co. Bardzo utrudniający czytanie, nadający dziwaczności; 2) strukturę niczym warkocz – wątki przeplatają się jak sceny w serialu. Też nie wiadomo po co; 3) celowe niestosowanie się do współcześnie zaakceptowanych zasad interpunkcji w obszarze dialogów – sorry Rooney, ale modernizm w literaturze to już historia. Daj żyć i daj normalnie czytać.
Poza tym nie sposób nie przytoczyć pewnych wyimków (z zeszytów szkolnych) ku uciesze szyderców:
- „Potem schodzą na parter i wydostają się ze szpitala na słoneczne, parne powietrze” – nie bardzo wiem jak traktować synestezję w literaturze, ale póki nie stanowi ona głównego zagadnienia nie da się jej tolerować.
- „Mógłby za nią pojechać, opuścić szybę i krzyknąć, żeby wsiadła. Ma ochotę tak zrobić, chociaż ona tylko by go zignorowała. Siedzi więc w fotelu kierowcy […]. Wrona na podjeździe dziobie wyrzuconą torebkę po chipsach […]” – podmiot mógłby podjąć sensowne działania, ale wyraźnie przeszkadza mu wrona z czipsami. Swoją drogą nie ma się co dziwić. Raz w życiu widziałem gołębia łykającego frytkę (tu dodam, że frytka wyglądała na tę z maka) i mało się na pociąg nie spóźniłem.
- „[…] bywa też, że kładzie się i doprowadza do orgazmu” – orgazm od kładzenia. To już chyba niezdrowe.
- „Gareth wyciąga dłoń i Connell ku swemu zdumieniu desperacjo ją ściska. To w jego dorosłym życiu jedna z najbardziej żałosnych chwil” – wyrazy współczucia.
- „Chodził do jednej z dużych prywatnych szkół […] i na terenie kampusu wszyscy zawsze go pozdrawiają: Cześć, Gareth! Gareth, cześć!” – egzemplifikacja pozdrowień wydaje się rzeczywiście niezbędna.
-„w cichym pocałunku kredy z gładką powierzchnią bili” – Herbert by się nie powstydził metafor.
- „Gdy dojeżdżają teraz do jej mieszkania, (nie wiem po co tu dawać przecinek) Marianne pyta go, czy chce wejść. Connell mówi, że jest głodny, a ona na to, że w lodówce będzie coś na śniadanie. Razem wchodzą na górę. Connell zagląda do lodówki, ona natomiast idzie wziąć prysznic” – zaczynam mieć podejrzenia, że autorka ma 10 lat i wszystkich nas oszukała, że jest dorosła.
- „Peggy eksponuje zęby w uśmiechu” – współczuje Peggy, bo takie eksponowanie musi być bardzo męczące. A wystarczyło się zwyczajnie uśmiechnąć.
- „Dopiero później usłyszał, że jego prezentację uznano za świetną. Ktoś z grupy lekko lekceważącym tonem nazwał go później „geniuszem” (jak się to pisze w cudzysłowie to mówi się serio czy nie?), jak gdyby geniusze byli z lekka niemoralni” – mam podejrzenie, że miało być „nienormalni” ale autokorekta zrobiła inaczej a niska pensja redaktora nie pozwoliła mu tego dokładnie sprawdzić.
I wiele, wiele innych. Brak sił by to przytaczać.

Słuchajcie. Proszę Was, nie czytajcie tej książki. Nie czytajcie jej.
P.S. Mały disclaimer - nie znam się, nie jestem literaturoznawcą, jestem jedynie zwykłym wielbicielem literatury. Wybaczcie mi surowe oceny. Nie musicie im wierzyć.

Dałbym zero gwiazdek, ale się nie da.
Nigdy nie wiem co myśleć o książkach, które uważam za słabe, złe lub bardzo mierne, a które są mocno rozreklamowane i którym liczni czytelnicy wystawiają bardzo dobre recenzje (tak było z [book:Tajemna historia|7662834]). Tym razem nie mam żadnego problemu. Książka Rooney moim zdaniem jest bardzo zła.
Jest to powieść osadzona we...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudno zaklasyfikować tę książkę. Autorka wykonała niewątpliwie pewną pracę, by sportretować sprawę kryminalną (kryminalną?) którą w drugiej połowie XIX stulecia "żyła cała Polska". Chodzi mianowicie o trwające 20 lat uwięzienie w klasztorze chorej psychicznie zakonnicy, która następnie, trafiwszy do właściwego już dla siebie miejsca, czyli szpitala psychiatrycznego, ponownie została uwięziona, tyle, że lege artis.
Jest to książka z tezą. A może nawet więcej - z kilkoma tezami, które wydają się wobec siebie sprzeczne. Narrator raz stara się zachować obiektywizm, a raz wyraźnie sugeruje, że stoi po stronie skrzywdzonej zakonnicy. Spory bałagan.
Czytając "Ja nie mam duszy" miałem nieodparte wrażenie, że autorka zrobiła mapę myśli, w centrum której zapisała "Barbara Ubryk", a do tego zapisała luźne skojarzenia lub "to o czym trzeba napisać": napisać o karmelitankach, napisać o szpitalu psychiatrycznym, napisać o społeczeństwie Krakowa (a właściwie to tylko o protestach gdy sprawa Ubryk wyszła na jaw) itd. Mało finezyjne.
Forma książki wydawała mi się niespójna. W wielu miejscach tekst składa się z dokładnych cytowań artykułów prasowych, notatek lekarskich, sprawozdań sądowych. W innych miejscach autorka podejmuje próbę fabularyzacji całej opowieści.
Narracja też jest niejednolita - niekiedy narrator jest obiektywny i niewidoczny w tekście, innym razem nagle pojawia się, jako autorka we własnej osobie, stosując narrację pierwszoosobową i opowiadając o trudnościach w szukaniu informacji do książki.
To co spójnego wyłania się z pewnością z treści książki, to obraz bezradności systemu społecznego i medycyny pod koniec XIX wieku wobec osób chorych psychicznie. Wydaje się, że gdyby autorka tę tezę przyjęła jako jedyną i spróbowała ją udowodnić w szerszym kontekście historycznym, to dostalibyśmy dzieło pełne i spójne.

Trudno zaklasyfikować tę książkę. Autorka wykonała niewątpliwie pewną pracę, by sportretować sprawę kryminalną (kryminalną?) którą w drugiej połowie XIX stulecia "żyła cała Polska". Chodzi mianowicie o trwające 20 lat uwięzienie w klasztorze chorej psychicznie zakonnicy, która następnie, trafiwszy do właściwego już dla siebie miejsca, czyli szpitala psychiatrycznego,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wiem co jest nie tak z tą książka. Ważny temat (a może zbyt obcy dla czytelnika z Europy środkowej?), ciekawe umiejscowienie akcji (bo w Polsce o poprawczakach nikt nie pisze), dość niespotykane zabiegi narracyjne (może tym razem byłem gotów jedynie na linearną opowieść?).

Miedziaki, treść których jest zainspirowana pewnymi prawdziwymi zdarzeniami (jak podaje autor), są historią dwupłaszczyznową: w mikroświecie mamy społeczność poprawczaka i obraz terroru oraz przemocy stale obecnych w ośrodku. W szerszej perspektywie mamy problem segregacji rasowej i walki o równouprawnienie. Ogniwem łączącym jest czarnoskóry chłopiec, który z powodu zbiegu okoliczności wydarzającego się w okresie kwitnącego rasizmu trafia do poprawczaka.

Książka ta, moim zdaniem, ma jednak dużo problemów. Postaci są jednowymiarowe: główny bohater jest przedstawiony jako heros bez wad, a "opiekunowie" w poprawczaku jako maszyny do zadawania cierpienia. Nikt tu nie ma wątpliwości, nikt tu nie jest rozdarty w swoich wyborach (czy literatura z okresu wojny i obozów koncentracyjnych nie uczy nas, że postawa jednoznaczna w ekstremalnych warunkach nie jest czymś powszechnym, a możne nawet jest czymś dziwnym?).
Gubiłem się także w narracji. Główna fabuła jest przeplatana wątkami pro- i retrospektywnymi. Również w mikroskali autor stosuje często retrospekcję - jako zabieg stylistyczny - co trochę irytuje, bo jest zauważalnym działaniem mającym na celu wywołać napięcie.

Trudno mi polecać tę książkę.

Nie wiem co jest nie tak z tą książka. Ważny temat (a może zbyt obcy dla czytelnika z Europy środkowej?), ciekawe umiejscowienie akcji (bo w Polsce o poprawczakach nikt nie pisze), dość niespotykane zabiegi narracyjne (może tym razem byłem gotów jedynie na linearną opowieść?).

Miedziaki, treść których jest zainspirowana pewnymi prawdziwymi zdarzeniami (jak podaje autor),...

więcej Pokaż mimo to