-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński8
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać459
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2024-05-11
2024-04-24
Na tą książkę trafiłem przypadkiem, szukając na Legimi czegoś innego... skoro więc trafiłem, postanowiłem przeczytać. I cóż... książka jest długa i szczegółowa - to i wada i zaleta. Zaleta, bo wiadomo, a wada, bo trochę ciężko się to czyta... No to zdecydowanie nie jest książka którą się bierze w rękę i czyta dla... no może dla rozrywki to się nigdy takich książek nie czyta, ale choćby dla jakichś takich uniesień... Bardziej bym powiedział, że to książka, w której można znaleźć wiele przydatnych informacji gdy się np. pisze jakąś pracę o Auschwitz. Po prostu jest bardzo dużo szczegółów, takich technicznych (np. wielkość pomieszczeń), niektórzy uważają to za wadę książki ale ja myślę, że ona taka miała być. Stąd też ten "drętwy" język (to kolejny zarzut) ;) I "dużo zbędnych dat" - one nie są zbędne, po prostu taka, a nie inna była koncepcja tej książki, takie książki są też potrzebne... tylko nie "wchodzą" tak łatwo jak inne i nie są tak "pełne pasji" ;)
Poza tym nie ma się do czego przyczepić, sporo pracy na pewno kosztowało autora zebranie tego wszystkiego w takiej formie... Mimo że też oczywiście odczułem to co inni krytykują, to ja jednak oceniam wysoko ze względu na zebrane informacje.
(czytana/słuchana: 22-24.04.2024, Legimi)
4+/5 [7/10]
Na tą książkę trafiłem przypadkiem, szukając na Legimi czegoś innego... skoro więc trafiłem, postanowiłem przeczytać. I cóż... książka jest długa i szczegółowa - to i wada i zaleta. Zaleta, bo wiadomo, a wada, bo trochę ciężko się to czyta... No to zdecydowanie nie jest książka którą się bierze w rękę i czyta dla... no może dla rozrywki to się nigdy takich książek nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-06
Książka jest niezła i ciekawa - o czym najlepiej świadczy to, że zacząłem ją czytać równolegle z inną i tak samo równolegle niemal skończyłem (nie jest też zbyt długa i szybko można przeczytać).
Zanim po nią sięgnąłem, wiedziałem że będzie o poszukiwaniu złota na terenach byłych obozów zagłady i ewentualnie czasem wśród prochów pomordowanych, i szczerze powiedziawszy... dziwiłem się, że to tak wielu ludzi bulwersuje. No bo jakby... że tak zacytuję jednego z bohaterów książki:
"To kopanie, to i tak nie pomogło ani nie zaszkodziło temu umarłemu. Nic złego nikt nie robił. To, com znalazł, to by i tak przepadło."
(pdf.str.13)
Ja po prostu najpierw myślałem że oni głównie szukali na terenach obozów - tam gdzie być może ktoś przywieziony mógł jeszcze w ostatniej chwili coś gdzieś zakopać, ukryć... A nawet jeśli czasami przeszukano miejsca gdzie wysypywane były prochy, to tak sobie myślałem, że zmarłemu to i tak nie robi różnicy. Że wszystko co się robi wokół zmarłych (cała celebracja) jest bardziej potrzebne żywym, tym, którzy pozostają... i to ze względu na żywych należy się szacunek zwłokom czy miejscom pochówku (bo osobiście to uważam, że o wiele ważniejsze jest by szanować każdego człowieka dopóki jeszcze żyje). Już bardziej smutne jest to:
"Niemcy przynieśli pogardę dla Żydów i ona w tych ludziach została. Żaden z nich nie poszedłby kopać na katolickim cmentarzu."
(pdf.str.96)
- to rozgraniczenie jest dla mnie bardziej odpychające. Choć niektórzy z rozmówców wspominali, że tam nie tylko Żydzi byli, że i katolickie np. książeczki znajdowali...
No tylko, że ja nawet sobie nie wyobrażałem, że można było tych kosztowności szukać dosłownie w zwłokach, nie tylko ewentualnie w spalonych prochach - na to bym nawet nie wpadł... To było jednak coś co mnie zaskoczyło (nie napiszę "zszokowało", bo mnie mało co jest w stanie zszokować i nie chcę tu używać takich wielkich słów) i, przyznaję, nawet mnie wydaje się to co najmniej nie na miejscu... I tak zacząłem myśleć, dlaczego właściwie widzę taką różnicę? "To cmentarz i to cmentarz" - ktoś powiedział i w sumie to prawda. Przyznam, że zabiła mi klina ta książka w tym momencie, a to tym bardziej znaczy że jest dobra. Może jednak się mylę, a to ci bardziej zbulwersowani mają rację...
"Ja: – Ale ludzie wiedzieli, co się tam działo w czasie wojny?
Córka: – To na pewno wiedzieli, że tam Żydzi byli zabijani.
Ja: – A czy może pani zapytać mamę, czy jej zdaniem szukanie tam złota to było coś złego?
Córka: – Mamo! A to było coś złe czy dobre?
Matka: – Gdzież dobre?! Śmierdziało!"
(pdf.str.9)
Ale na co jeszcze zwróciłem uwagę, to że ludzie którzy nie mieli wyrzutów sumienia, ocenili swoje życie jako dobre, a ci którzy mieli, uznali że różne nieszczęścia spotkały ich za karę... Cóż, po raz kolejny okazuje się, że poczucie winy ściąga karę nieuchronnie. I tylko poczucie winy.
Ale zauważyłem także (bo zawsze na takie treści zwracam uwagę :) ), że jeszcze i inni dostrzegają że świat idzie ku dobremu:
"Dziś ludzie są lepsi. To widać we wszystkim. Uśmiechają się, chcą porozmawiać. Ludzie mają jakiś grosz, rentę, jest im lepiej. Są uczciwsi. Sklepowy towar przyniesie, wyda co do grosza, nie patrzy, żeby kogoś oszukać. Szlachetnieje trochę ten naród."
(pdf.str.27)
(czytana: 5-6.03.2024)
5/5 [8/10]
Książka jest niezła i ciekawa - o czym najlepiej świadczy to, że zacząłem ją czytać równolegle z inną i tak samo równolegle niemal skończyłem (nie jest też zbyt długa i szybko można przeczytać).
Zanim po nią sięgnąłem, wiedziałem że będzie o poszukiwaniu złota na terenach byłych obozów zagłady i ewentualnie czasem wśród prochów pomordowanych, i szczerze powiedziawszy......
2024-02-23
Książki miałem nie opisywać (chciałem tylko ocenić), bo czasem mi się wydaje, że nie mogę już nic nowego powiedzieć... ale coś jednak powiem ;) Książka króciutka, szybko przesłuchałem. I z jednej strony dla kogoś, kto tyle już książek w tym temacie przeczytał niby nic nowego... i czy najbardziej brutalna? Nie, książki o Sonderkommando były podobnie (o ile nie jeszcze bardziej) brutalne. Ale z drugiej strony tego rodzaju książki najbardziej lubię - wspomnienia konkretnej osoby (nawet jeśli autor jednak je "ukradł"), w dodatku szczerze opisujące także jej słabości - to porusza, to daje do myślenia, to zostaje w głowie. To dobrze się czyta (znaczy z zainteresowaniem, bo "dobrze", to niekoniecznie...), to czytać warto, a nie (jak ktoś napisał w innej recenzji): a nie jakichś skrzypków, akordeonistów i położne z Auschwitz... ;)
(przeczytana/przesłuchana: 23.02.2024)
5/5 [8/10]
Książki miałem nie opisywać (chciałem tylko ocenić), bo czasem mi się wydaje, że nie mogę już nic nowego powiedzieć... ale coś jednak powiem ;) Książka króciutka, szybko przesłuchałem. I z jednej strony dla kogoś, kto tyle już książek w tym temacie przeczytał niby nic nowego... i czy najbardziej brutalna? Nie, książki o Sonderkommando były podobnie (o ile nie jeszcze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-22
2024-02-21
Książka jest długa, dokładna, naszpikowana szczegółami... przy tej ilości informacji trudno nie odpływać myślami niekiedy ;) Z tego powodu nie dałbym max oceny ale ciężko też dać mniej, bo to jest naprawdę kawał ważnej i poważnej treści... I znów szkoda, że wielu ludzi po nią nie sięgnie ze względu na objętość...
O ile o rzezi Ormian wiedziałem niewiele, o holokauście sporo, o masakrze Herero prawie nic, więc ciężko by mi było ocenić zawartość tych informacji w książce, tak np. masakra w Rwandzie opisana jest bardzo dobrze, tzn. jej tło wyjaśnione jest bardzo dobrze i dokładnie, lepiej nawet niż w książce, którą czytałem tylko o niej!
Aha, bo książka mówi konkretnie o zagadnieniu ludobójstwa i co to właściwie znaczy (kiedy eksterminacja jest ludobójstwem, a kiedy nie), wszystkie te wyżej wymienione zbrodnie (i jeszcze kilka innych) są opisane w kontekście ludobójstwa - a to jest też znowu trochę inny kontekst niż kiedy czytałem o nich wcześniej.
I książka nie stanowi tylko suchego opisu faktów ale są też właśnie rozważania i spojrzenie na zbrodnie w konkretnym kontekście. Np. taki cytat (trochę długi jest ten pierwszy ale czuję taką potrzebę):
"Ludobójcą nie powoduje przyjemność z zadawanego cierpienia, lecz wizja skutku, jaki się dzięki temu cierpieniu osiągnie. Samo zaś cierpienie jest efektem ubocznym właśnie, którego przedłużanie niczemu nie służy; przeciwnie, może ono opóźniać osiągnięcie pożądanego efektu końcowego.
Co więcej, czynności niezbędne dla osiągnięcia tego efektu mogą nie tylko nie sprawiać sprawcom przyjemności, ale być dla nich wręcz przykre. Opisani w książce amerykańskiego historyka Christophera Browninga "Zwykli ludzie" członkowie batalionu 101 niemieckiej policji rezerwowej w okupowanej Polsce zrazu nie tylko nie odczuwali żadnej przyjemności z mordowania Żydów, ale wręcz było to dla nich bardzo dokuczliwe. Wielu czuło wyrzuty sumienia, wszystkim zaś doskwierały niezwykle niedogodne warunki pracy. Niezależnie od tego, jak dobrze byłyby zorganizowane łapanki i egzekucje, w których uczestniczyli, ofiary sprawiały trudności: czasem usiłowały uciec, wyrywały się, krzyczały, błagały o litość, a z reguły nie dostosowywały się do warunków zadania.
Szły za wolno, potykały się, nie słuchały poleceń czy wręcz utrudniały, świadomie lub nie, ich realizację. Co więcej, samo wykonanie egzekucji sprawiało trudności: nawet kiedy już strzelcy nauczyli się zachowania stosownej odległości od ofiary oraz kierowania luf pod odpowiednim kątem, nie sposób było uniknąć zbryzgania krwią i mózgiem rozstrzeliwanych. Tego strzelania było po prostu za wiele. Na domiar złego na Lubelszczyźnie latem 1942 r. warunki sanitarne były niedobre i często nie było nawet gdzie się porządnie umyć. A wszak policjanci tego batalionu nie byli twardą, wyszkoloną i zahartowaną kadrą morderców, jak np. członkowie Einsatzgruppen SS. To byli zwykli ludzie z Hamburga, często żonaci, dzieciaci i w niemal średnim już wieku, których wzięto do policji, bo do regularnej armii już się nie bardzo nadawali – a co dopiero do elity SS. Niektórzy z nich wierzyli w słuszność celu: w świat, w którym aryjskim nordykom nie będzie już zagrażało „podstępne żydostwo”. Inni po prostu byli zdania, że nie można pozostawić brudnej roboty innym. I tylko nieliczni z czasem nabrali upodobania w swojej robocie czy wręcz ją dla przyjemności wykonywali. Większość robiła jedynie to, co trzeba, bo tak trzeba.
Jak na ludzi moralnych przystało.
Nie inaczej było z hutyjskimi bojówkarzami z maczetami, którzy podczas sześciu zaledwie tygodni, wiosną 1994 r. w Rwandzie, wymordowali 800 tysięcy Tutsich oraz zapewne tysiące Hutu, którzy usiłowali pomóc ofiarom, a przynajmniej nie stać się sami mordercami. W swoich książkach o rwandyjskim ludobójstwie francuski dziennikarz Jean Hatzfeld opisał swoje z nimi rozmowy. Opowiadali mu, jak wszyscy hutyjscy mężczyźni z wioski, na rozkaz sołtysa i pod bacznym okiem posterunkowego, szli z maczetami w ręku „do roboty” rąbać ludzi. Ale ludzie nie chcieli dać się zarąbać: uciekali, ukrywali się, bili się – a nawet, gdy się udawało ich osaczyć, to zarąbanie człowieka na śmierć to po prostu ciężka fizyczna praca. Człowiek to duże zwierzę. Niemcy mieli broń palną; Rwanda była zbyt biedna, by tak wyposażyć hutyjskich bojówkarzy.
Owszem, niektórym sprawiały przyjemność tortury czy gwałty, jakimi urozmaicali sobie czasami monotonię mordu, a wszyscy cieszyli się trochę z przedmiotów zabranych zamordowanym – choć marny był to dorobek. Na rwandyjskiej wsi nie było pozłacanych naczyń z Aleppo czy mieszków guldenów wyrwanych antwerpskim mieszczanom. Trochę więcej pociechy było z krów zabranych Tutsim, którzy je hodowali i uwielbiali. Nigdy wcześniej w Rwandzie nikt nie trzymał tak wysokobiałkowej diety; niektórzy się od tego nawet pochorowali. Ale jak mi powiedział w Kigali zwolniony z więzienia po kilkunastoletniej odsiadce ludobójca Jean-Damascène T., „szło się do roboty na cały dzień i wracało się resztkami sił. Nogi bolały od biegania, ręce od rąbania. Ja to bym nawet wolał nie chodzić, ale przecież nie zostawię sąsiadów w potrzebie”. No i sołtys patrzy, kogo nie ma. Poważny człowiek nie uchyla się od spełnienia obowiązku, którego odeń oczekuje jego państwo, jego społeczność, jego sąsiedzi – i do którego każdy przykłada rękę lub, jak w tym przypadku, maczetę. A obowiązek wymaga poświęceń."
(pdf.str.70-71)
Albo taki (nawet nie przytaczam kontekstu, bo nie o to chodzi):
"Ale nawet gdy już nie ma kogo ani po co mordować, a najbardziej widoczne ślady nieobecności zostaną zatarte, pozostaje do rozstrzygnięcia kwestia najważniejsza: jak będziemy rozmawiać o tym, czego żeśmy nie zrobili?
(...)
Ale jak mamy o tym, czego żeśmy nie zrobili, mówić publicznie? Oficjalnie? Przecież nie tak, jak prywatnie, między nami, bo by wyszło, że to my, a nie oni, jesteśmy grabieżcami i mordercami, a oni się co najwyżej tylko bronili – a przecież wiemy od samego początku, że było dokładnie odwrotnie. Nie możemy więc publicznie mówić, jak było, bo by było, że było tak, jak było – a przecież nie tak było, bo być nie mogło. Potrzebna jest nowa historia."
(pdf.str.231-232)
Kolejny cytat, to jakby oczywistość... ale ponieważ nie dla wszystkich, to nigdy dość przytaczania:
"Docieramy tu do samego sedna problemu z rasizmem. Jego konsekwencje są zawsze niemoralne i społecznie szkodliwe, a jeśli pozwolić mu się rozwijać – nieuchronnie zbrodnicze. Rasiści, nawet jeśli czasem uznają, że choć w części tak jest w istocie, uzasadniają to obiektywną koniecznością przeciwdziałania – jeszcze bardziej, w ich mniemaniu, szkodliwemu – mieszaniu ras. Rzecz w tym jednak, że rasy czyste istnieć mogą w psychologii jako toksyczny fantazmat, albo w socjologii jako społeczne jego konsekwencje – ale nie w biologii. Żadna biologiczna definicja odrębnych ludzkich ras nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. "
(pdf.str.522)
I jeszcze jeden podsumowujący tak wiele:
"Tak łatwo jest dokonać ludobójstwa. Wystarczy przekonać swoich, że ich los się poprawi, gdy pozbędą się obcych. Prawdziwa próba przychodzi, gdy obcy nie zechcą się wynieść. Wtedy trzeba zabijać. "
(pdf.str.617)
- ogólnie takie mam przemyślenie (po tej książce, ale w sumie też nie nowe), że ludzie są jednak mimo wszystko z natury dobrzy... ale głupi, tzn. łatwi do zmanipulowania... I... choć może już o tym przy okazji jakiejś innej książki pisałem: jeszcze mogę zrozumieć że w latach 30 XX. wieku ludzie nie wiedzieli do czego doprowadzi ich poparcie Hitlera, ale jak dzisiaj czytam komentarze w stylu: "Trzeba (...) oczyścić całą Europę z brudasów, asfaltów, LGBT i zydów, wtedy sytuacja ulegnie diametralnej poprawie." (fragment autentycznego komentarza, z resztą nie na temat, na który ostatnio natrafiłem na cda.pl...), to naprawdę wszystko opada, nie tylko ręce, w ubolewaniu nad poziomem intelektualnym takiego komentującego. Nawet mnie nie bulwersuje takie zdanie, tylko i jedynie to jak... mało inteligentnym można być żyjąc w XXI. wieku w Europie...
Na koniec taki cytat, którego końcówka jednak najbardziej utknęła mi w pamięci z całej książki. Ostatnie dwa zdania byłyby nawet zabawne, gdyby nie były takie smutne:
"Tym bardziej że ze sprawcami, inaczej niż z ofiarami, potrafimy sobie poradzić: mamy od tego stosowne paragrafy kodeksów karnych oraz Konwencję – i krzepiące przesłanie „Nigdy więcej”. Powstało w sposób zrozumiały tuż po wojnie w izraelskich kibucach, spopularyzowały je znakomite plakaty Zbigniewa Kai (1955) czy Johna Heartfielda (1959), wybrzmiało jako puenta szwedzkiego filmu dokumentalnego "Mein Kampf" Erwina Leisera (1961), stanęło gigantycznymi literami na ruinach Westerplatte (1966), krzyczy w pięciu językach nad urną z prochami ofiar w Dachau (1967) i stało się zawołaniem faszyzującej Żydowskiej Ligi Obrony rabina Meira Kahane (1968). A potem była Kambodża, Rwanda, Bośnia. Przypomnijmy, że podsumowując swoje doświadczenia w tym ostatnim kraju, amerykański dziennikarz David Rieff napisał: „Po Sarajewie, po Srebrenicy wiemy już, co znaczy »Nigdy więcej«. Znaczy, że nigdy więcej Niemcy nie będą zabijać Żydów podczas II wojny światowej. Nic więcej nie znaczy”."
(pdf.str.315)
(czytana/słuchana: 15-21.02.2024)
5/5 [8/10]
Książka jest długa, dokładna, naszpikowana szczegółami... przy tej ilości informacji trudno nie odpływać myślami niekiedy ;) Z tego powodu nie dałbym max oceny ale ciężko też dać mniej, bo to jest naprawdę kawał ważnej i poważnej treści... I znów szkoda, że wielu ludzi po nią nie sięgnie ze względu na objętość...
O ile o rzezi Ormian wiedziałem niewiele, o holokauście...
2024-01-30
Książka opowiada o Oświęcimiu - mieście naznaczonym piętnem Auschwitz. No i cóż... ciężka książka, w tym sensie, że przygnębiająca. Ale dość dobra. Jest tu wszystko: i o śmieciach, i o historii muzeum i jakie trudności to w ogóle mieszkańcom przynosi, i o polityce wśród władz regionalnych i o powojennym antysemityzmie, i o niechęci do Romów (ten temat chyba najbardziej mnie tak jakoś poruszył, choć jest tu wiele sprzecznych zdań...), i o tym jak żyli i żyją tam zwyczajni ludzie...
To długa książka i nie będę ukrywać, że niektóre momenty mnie nudziły. Natomiast bardzo na plus, że poznałem twórczość Mariana Kołodzieja ("Klisze pamięci" - bardzo bym chętnie tą wystawę kiedyś zobaczył... https://kliszepamieci.org ).
"Każdy cmentarz powinien mieć swoje granice, żeby można żyć (...)"
(czytana/słuchana: 29-30.01.2024)
4/5 [7/10]
Książka opowiada o Oświęcimiu - mieście naznaczonym piętnem Auschwitz. No i cóż... ciężka książka, w tym sensie, że przygnębiająca. Ale dość dobra. Jest tu wszystko: i o śmieciach, i o historii muzeum i jakie trudności to w ogóle mieszkańcom przynosi, i o polityce wśród władz regionalnych i o powojennym antysemityzmie, i o niechęci do Romów (ten temat chyba najbardziej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-24
Hmm... znów mam wrażenie, że opis jest lepszy niż książka ;) Opis jest bardzo taki "wow", a książka... sam nie wiem, może to to, że nie daje odpowiedzi, nic nie rozstrzyga, ale tak ma być. Książka jest w porządku, tylko może trochę ja już czuję przesyt... a może przygnębienie. Że to wciąż takie jakieś kręcenie się w kółko, zbrodnie do których nikt się nie przyznaje albo racjonalizuje. A w ogóle to najlepiej do tego nie wracać. To smutne że takie mają ludzie podejście. Chciałbym żeby ten temat był prosty, a nie jest, dlatego to trudna książka. I też nie mam nic więcej do powiedzenia, chcę tylko zaznaczyć sobie dwa cytaty:
"Odkreślono przeszłość „grubą kreską” w tych miasteczkach, na zasadzie: było, ale zapomnijmy o tym i żyjmy dalej, bo co nam pozostaje. Bo Żydzi to komuniści i sami sobie byli winni, bo było z tymi komunistami nie trzymać… Tu doszło u sprawców do typowej ochrony własnego ego. I pojawiły się też racjonalizacje, że dobrze zrobiłem, bo to, bo tamto, bo ten Żyd, co go zabiłem, to oszukał mnie kiedyś na pięć groszy, bo powiedział na mnie brzydko, bo spojrzał na mnie nie tak… Jakaś jego maleńka wina, żeby sobie powiedzieć, że to dobrze było zrobione. I w ogóle to nie ja, tylko mój sąsiad to zrobił przecież, mój ojciec tego nie zrobił, mój dziadek też nie, tylko sąsiad i sąsiad sąsiada, a w ogóle to przecież Niemcy mu kazali i przecież to Niemcy trzymali pod karabinami tych, co zabijali… Mechanizm przerzucania winy jak gorącego kartofla, aż wreszcie wina staje się niczyja i wtedy można ogłosić ze spokojem wstawanie z kolan. Mój tato, jak mu pokazałam te zeznania o Bolesławie Komosińskim, po długiej chwili powiedział: „No dobrze, ale co ja mam z tym teraz zrobić?”. I ja też nie wiem, co można teraz z tym zrobić. To wszystko jest tragiczne, ale jeszcze bym przyjęła, że oni musieli z tym jakoś po wojnie żyć… Tylko żeby wiedzieli dziś wszyscy, że to było złe i że nie wolno tak postępować…"
"– Mówią mi tu czasem: „O, tam dwóch Żydków zabito”. A ja pytam wtedy: „A ilu Polaczków?”. „Jak to Polaczków?” „No, jak Żydków”, mówię, „to i Polaczków. A jak Polaków, to i Żydów”. I przyłapany na czymś takim ktoś mówi: „Ale to przecież Żydzi byli!”. No to ja, że leżą dwie rodziny zamordowane, polska i żydowska, tyle samo mężczyzn, kobiet i dzieci. Na kilogramy ważą tyle samo. Więc która zbrodnia jest większa, a która mniejsza? No i nie ma takiego odważnego, który by powiedział, że zabicie Żydów to jest mniejsza zbrodnia."
(przeczytana/przesłuchana: 24.01.2024)
4/5 [7/10]
Hmm... znów mam wrażenie, że opis jest lepszy niż książka ;) Opis jest bardzo taki "wow", a książka... sam nie wiem, może to to, że nie daje odpowiedzi, nic nie rozstrzyga, ale tak ma być. Książka jest w porządku, tylko może trochę ja już czuję przesyt... a może przygnębienie. Że to wciąż takie jakieś kręcenie się w kółko, zbrodnie do których nikt się nie przyznaje albo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-21
No nie jest to książka tak pasjonująca żeby nie można było się oderwać, ale prawie mnie też nie nudziła i nie uważam żeby była szczególnie rozwleczona.
Autorka miała pisać o dziadku bohaterze, a okazało się, że musi napisać o dziadku współodpowiedzialnym zbrodni... I tak naprawdę dla mnie najciekawszym aspektem książki były raczej przeżycia autorki - to jak poznawała cała historię, jak odkrywała prawdę i co postanawiała w związku z tym zrobić. A także dramatyczne przeżycia z jej własnego życia... I ja bym powiedział, że bardziej o tym jest ta książka niż o historii Litwy (choć i o tym sporo się dowiemy).
(czytana/słuchana: 11-21.01.2024, Legimi)
4/5 [7/10]
No nie jest to książka tak pasjonująca żeby nie można było się oderwać, ale prawie mnie też nie nudziła i nie uważam żeby była szczególnie rozwleczona.
Autorka miała pisać o dziadku bohaterze, a okazało się, że musi napisać o dziadku współodpowiedzialnym zbrodni... I tak naprawdę dla mnie najciekawszym aspektem książki były raczej przeżycia autorki - to jak poznawała cała...
2022-08-15
Cóż to za nudna historia... ani pierwszy ani drugi jej wątek nie zainteresowały mnie aż do... właściwie w ogóle mnie nie zainteresowały, ale ostatnią 1/4 jeszcze dało się przeczytać (wysłuchać, czytać byłoby jeszcze trudniej...). Nie wiem, po prostu... no nie ma tam nic ciekawego :D Getto czy jakiekolwiek w ogóle wspomnienie o getcie, to się pojawia dopiero za połową - no i ten wątek i ten symbol ptaków... jest ok, ale tylko tyle.
To jest prosta obyczajowa historia, trochę love story jakich wiele, jakośtam luźno związana z holocaustem. Napisana jest poprawnie, można to przeczytać ale mam wrażenie jakby autorka uczyła się pisać na jakimś kursie - tak bardzo przypomina mi to inne książki (najbardziej chyba te z serii "Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty" :D ). I jeszcze ta infantylna przyjaciółeczka (Penny, nie Penelope! - borze zielony... to chyba przez nią mam takie wrażenie jakbym czytał kalkę, taka osoba w książkach jest tak oklepanym motywem, że aż robi mi się mdło).
I oczywiście musi być jakiś bohater... ale jak Kaja wybrała Liama, to już wiedziałem co stanie się z Danem :D - ot, kolejny schemat.
Jedynym interesującym i powiedziałbym dość oryginalnym wątkiem jest choroba (demencja?) matki Kaji - bo to jest temat rzeczywiście jakoś rzadko poruszany w wojennej fikcji, a z pewnością życiowy temat - kiedy się robi wszystko żeby uratować rodziców i kiedy się uświadamia sobie, że są takie rzeczy, od których nie można ich uratować... "+" za ten wątek, reszta jest oklepana, schematyczna i nic specjalnego.
(czytana/słuchana: 4-15.08.2022)
2+/5 (4+/10)
Cóż to za nudna historia... ani pierwszy ani drugi jej wątek nie zainteresowały mnie aż do... właściwie w ogóle mnie nie zainteresowały, ale ostatnią 1/4 jeszcze dało się przeczytać (wysłuchać, czytać byłoby jeszcze trudniej...). Nie wiem, po prostu... no nie ma tam nic ciekawego :D Getto czy jakiekolwiek w ogóle wspomnienie o getcie, to się pojawia dopiero za połową - no i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11-23
Dobra książka. Sześć bardzo różnych historii życia, jedne potoczyły się dosyć szczęśliwie, inne mniej... niestety tych przepełnionych nieszczęściem jest więcej... Jedne kobiety żyły potem raczej dostatnio i wiele osiągnęły w życiu (co jednak też niekoniecznie uczyniło je szczęśliwymi), inne biednie... Niektóre do końca ukrywały swoje pochodzenie - zawsze mnie bardzo dziwi, że pochodzenie to taki problem dla niektórych...
Dziwi mnie też milczenie ludzi i niechęć powrotu do dawnych spraw albo wręcz bronienie swoich przodków, że zostali niesłusznie oskarżeni bo cośtam - dla mnie totalnie niezrozumiałe, przecież mój przodek to nie ja, jeśli zrobił coś złego, nie widzę powodu zamiatania tego pod dywan... nie wiem czy ludzie czują naprawdę takie przywiązanie/powiązanie ze swoimi przodkami albo co, że aż czują się jakby sami byli oskarżani?
"Na myślenie przyjdzie czas. Na myślenie zawsze jest za wcześnie albo za późno. Nigdy w porę."
"Jednakowi Żydzi jak Polacy, kto dobry, to dobry, a kto podły, to podły."
(czytana/słuchana: 22-23.11.2023, Legimi)
4/5 [7/10]
Dobra książka. Sześć bardzo różnych historii życia, jedne potoczyły się dosyć szczęśliwie, inne mniej... niestety tych przepełnionych nieszczęściem jest więcej... Jedne kobiety żyły potem raczej dostatnio i wiele osiągnęły w życiu (co jednak też niekoniecznie uczyniło je szczęśliwymi), inne biednie... Niektóre do końca ukrywały swoje pochodzenie - zawsze mnie bardzo dziwi,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-10-20
Książkę przeczytałbym (bo bym przesłuchał) już dawno, gdyby nie fakt że... ech, może powiem tak: książka składa się ze wstępu autora oraz zeznań oskarżonych. I tyle. Ja rozumiem, że taka pewnie miała być koncepcja żeby przytoczyć ich głosy takimi, jakie były, i nic więcej, ale w tym przypadku uważam, że to zła koncepcja: nie da się pamiętać/znać ich wszystkich, w związku z czym musiałem każdego wygooglać przed przeczytaniem, żeby wiedzieć o co jest oskarżany i na co został skazany. To denerwujące. Dlatego lepiej by było gdyby jednak chociaż te oskarżenia do każdego opisanego przypadku na początku przytoczyć, najlepiej: krótką sylwetkę osoby i oskarżenia, a potem jej zeznania. Ponieważ tego brak, książkę rzeczywiście trzeba czytać z wyszukiwarką internetową, dlatego musiałem ją przeczytać zamiast przesłuchać. Tyle minusów (aczkolwiek są to bardzo upierdliwe minusy).
Z plusów no to jest interesująca i mnie bardzo ciekawiła. Oczywiście żaden z bohaterów nie czuł się winny, każdy jest niewinny, nic nie widział, nic nie zrobił itp. ;) Ale już najbardziej powaliły mnie zeznania jak: "Ja tylko wykonywałem rozkazy, jestem niewinny!" w zestawieniu z innymi zeznaniami: "Ja tylko wydawałem rozkazy, ale nikogo nie zabiłem!" - zabawne jak każdy próbuje znaleźć coś na swoje usprawiedliwienie, nawet zupełnie przeciwne argumenty ;)
(czytana: 20.09-20.10.2023)
4/5 [8/10]
Książkę przeczytałbym (bo bym przesłuchał) już dawno, gdyby nie fakt że... ech, może powiem tak: książka składa się ze wstępu autora oraz zeznań oskarżonych. I tyle. Ja rozumiem, że taka pewnie miała być koncepcja żeby przytoczyć ich głosy takimi, jakie były, i nic więcej, ale w tym przypadku uważam, że to zła koncepcja: nie da się pamiętać/znać ich wszystkich, w związku z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-08-31
Książka wciągnęła mnie tak bardzo i bez reszty, że nie wiem kiedy mi praca minęła tamtego dnia, no ale to tylko dodatkowa zaleta ;) Jest dobra moim zdaniem, no z resztą łączy dwa spośród tematów, które mnie interesują: psychologia i holokaust. Ale to nie jest książka o holokauście, ani psychologiczna. To jest książka o kobiecie, która przeżyła holokaust i zajęła się psychologią. Czy to książka wybitna albo super-mega-bardzo odkrywcza, hmm, obiektywnie muszę przyznać, że nie, ale zafascynowało mnie to, jaką osoba jest autorka. Nie tylko bardzo mi "pasuje" jej charakter - to jak reagowała i jakie miała przemyślenia, ale ogólnie jej postawa, siła woli, to że skończyła studia w wieku późniejszym, a nawet została doktorem, w kraju, w którym się nie urodziła i nie wychowała, a teraz ma 95 lat i nadal jest aktywna! Kobieta, która w wieku lat kilkunastu ostatkiem sił dała radę poruszyć się wśród trupów i może tylko dzięki temu uratowała życie...
Jeśli ktoś zmaga się z jakimiś problemami w życiu, to warto przeczytać. Dla mnie przede wszystkim takie książki pokazują, że ludzie są wytrzymalsi niż mogłoby się wydawać, no i że jeśli można przeżyć to co ona, to wszystko można, czyli tak jak sama pisze:
"Nikt inny nie zrobi z człowieka ofiary - tylko on sam.
(...)
Chcę również powiedzieć, że nie istnieje hierarchia cierpienia. Nic nie uczyni mojego bólu gorszym czy lepszym od waszego, nie ma wykresu, na którym możemy zaznaczyć ważność jednego smutku względem innego.
(...)
Nie chcę, żebyście po wysłuchaniu mojej historii powiedzieli: "Moje cierpienie jest mniej istotne".
Chcę, żebyście poznali moją historię i powiedzieli: "Jeśli ona dała radę, to ja też mogę!"."
Zwróciłem też uwagę na inny fragment:
""Czułam się jak dziecko przebrane w biały fartuch lekarza. Oszustka."
- bardzo mi się podoba jej szczerość... to nam uświadamia, że chyba każdy się czasem tak czuję, a to pokrzepiająca myśl, bo choć nie wykonuję nawet w połowie tak ważnych zadań jak ona, to często mam takie myśli, że co ja tu robię i w ogóle... zawsze to dobrze wiedzieć, że czują się tak nawet doktorzy ;)
Z kolei inny cytat:
"Ellis uczył, że aby zmienić zachowanie, musimy zmienić uczucia, a żeby zmienić uczucia, zmieniamy nasze myśli."
- dobrze obrazuje w jaki sposób myśli zmieniają świat :)
Na koniec jeszcze dwa krótkie ale ważne cytaty, które chciałem sobie zanotować:
"Nie wiemy, dokąd zmierzamy ani co się stanie, ale nikt nie może odebrać wam tego, co macie w głowie."
"(...) łatwiej jest obwiniać kogoś o swój ból, niż wziąć odpowiedzialność za to, by przestać być ofiarą."
(czytana/słuchana: 29-31.08.2023, Legimi)
5/5 [9/10]
Książka wciągnęła mnie tak bardzo i bez reszty, że nie wiem kiedy mi praca minęła tamtego dnia, no ale to tylko dodatkowa zaleta ;) Jest dobra moim zdaniem, no z resztą łączy dwa spośród tematów, które mnie interesują: psychologia i holokaust. Ale to nie jest książka o holokauście, ani psychologiczna. To jest książka o kobiecie, która przeżyła holokaust i zajęła się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-06-29
Bardzo mocne wspomnienia, jedne z najmocniejszych, jakie przeczytałem. Nic dziwnego, że autorce zajęło tak wiele lat podjęcie decyzji, żeby je w ogóle napisać...
cyt.: "To, co się stało, nie jest ani do pisania, ani do czytania, przynajmniej tak mi się zdawało."
W ogóle nie umiałbym ocenić na niżej niż maksimum, chociaż książka napisana jest niewprawnie, czasem brakuje chronologii, często się powtarza, że "więcej nic nie pamięta"... natomiast w ogóle mi to nie przeszkadzało, bo od tej historii nie sposób się oderwać, choć jest tak tragiczna. Mam trochę opór napisać, że "lubię" takie książki, bo oczywiście lepiej by było gdyby nigdy nie musiały powstać... ale skoro to już się stało, to dobrze, że autorka jednak zdecydowała się opisać swoją historię. A dla mnie to jest po prostu książka, która zostaje gdzieś w człowieku, bez oceniania, zostaje groza tego co autorka musiała przeżyć i co musiała zrobić ale właśnie dlatego wolę czytać takie książki zamiast jakichś kiepskich powieści na przykład.
cyt. "Bo to wszystko są tylko słowa. A ja nie jestem literatem i nie umiem znaleźć słów, które krzyczą.
Z resztą to nie jest literatura. To jest relacja o tym, co było naprawdę."
(czytana/słuchana: 28-29.06.2023)
5/5 [10/10]
Bardzo mocne wspomnienia, jedne z najmocniejszych, jakie przeczytałem. Nic dziwnego, że autorce zajęło tak wiele lat podjęcie decyzji, żeby je w ogóle napisać...
cyt.: "To, co się stało, nie jest ani do pisania, ani do czytania, przynajmniej tak mi się zdawało."
W ogóle nie umiałbym ocenić na niżej niż maksimum, chociaż książka napisana jest niewprawnie, czasem brakuje...
2023-05-11
2023-04-28
Tak, ja też przeczytałem ją tylko z powodu kontrowersji. I cóż można powiedzieć? Jak zwykle po takich pozycjach: niesmak (chociaż już się przyzwyczajam, więc nie aż taki duży :D ). Ja osobiście myślę, że jak ktoś ma fantazje wcielenia się w taką postać jak Mengele... to powinien tą fantazję jednak pozostawić w szufladzie. A nie, oczywiście - to na cześć pamięci ofiar i aby nigdy się nie powtórzyło - tadam, już mamy wygodną i wzniosłą wymówkę ;) Co by się w tym temacie nie napisało, zawsze można to tak uzasadnić.
Trzeba mieć... jakby to powiedzieć? - sporo tupetu żeby rościć sobie prawo do interpretacji myśli Josefa Mengele. Wybujałej interpretacji - nie sądzę żeby dr Mengele miał takie przemyślenia o sobie i świecie, z pewnością nie miał, to by implikowało stwierdzenie, że wiedział że czyni zło itp., naprawdę nie sądzę...
Ktoś w opinii napisał: "Czornyj rewelacyjnie wnika w chore umysły." - ok, może i wnika ale... tu właśnie widzę zagrożenie. Powiedzieć: "to był chory umysł" - i koniec tematu, ja jestem zdrowy, moi koledzy są zdrowi, wśród nas takich nie ma - a potem niespodzianka, że znowu to się stało. Gdyby tylko ewidentnie chore umysły dokonywały zbrodni, to wszystko nigdy by się nie stało, holokaust nigdy by nie nastąpił (czy może naprawdę ktoś wierzy, że nagle w nazistowskich Niemczech narodziły się co najmniej tysiące chorych umysłów w tym samym czasie?). Dlatego ta historia i sposób jej opisania jest wybujałą fantazją. Do tego napisaną w dużej mierze po najmniejszej linii oporu - Mengele opowiada o sobie dziennikarzowi - no faktycznie, prościej się nie dało opisać czyjejś historii ;) a pod koniec kawałek w narracji trzecioosobowej - tu też nie dało by się łatwiej.
Czy mogę o niej powiedzieć cokolwiek dobrego? Nie jest nudna i łatwo skupić się na treści. Ale to trochę mało.
Aż mam ochotę przeczytać którąś z pozostałych dwóch o zbrodniarzach wojennych tego samego autora.. nie, właściwie nie mam wcale ochoty XD bardziej może po prostu ciekawy jestem czy będą jakoś inne czy podobne...
(czytana/słuchana: 26-28.04.2023)
2-/5 [3/10]
Tak, ja też przeczytałem ją tylko z powodu kontrowersji. I cóż można powiedzieć? Jak zwykle po takich pozycjach: niesmak (chociaż już się przyzwyczajam, więc nie aż taki duży :D ). Ja osobiście myślę, że jak ktoś ma fantazje wcielenia się w taką postać jak Mengele... to powinien tą fantazję jednak pozostawić w szufladzie. A nie, oczywiście - to na cześć pamięci ofiar i aby...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-03-20
E tam taki wujek, clickbaitowy tytuł znowu ;) syn brata pradziadka - bez przesady, nawet nie znam całej mojej rodziny tak odległej (tylko tych, którzy mieszkają blisko, ale za to jakoś szczególnie bliscy mi nie są i nigdy nie mówiłem o nich "wujek, ciocia"). Uważam, że to troszeczkę bazowanie na sensacji, że oo wujek lekarz SS, straszna sprawa, jak żyć teraz ;) Ja nawet nie znam rodzeństwa mojego niemieckiego pradziadka, może byli jeszcze gorsi? Ale serio - co to za rodzina... piąta woda po kisielu...
No dobrze, to jak już się poznęcałem to teraz co do treści książki: jest w porządku, obszerna treść i widać, że autorka się przyłożyła. Ja nawet się nie dziwię, bo nie ważne jak daleka rodzina, jednak jacyś krewni i jest to ciekawe, dla mnie też by było, po prostu jakby napisała historię człowieka, zbrodniarza o polskich korzeniach i tylko gdzieś tam w treści wspomniała, że to jej daleka rodzina i dlatego tym bardziej ją ta historia interesowała, to spoko - wydźwięk byłby równie (a moim zdaniem nawet jeszcze bardziej) mocny, a tak to czekamy co to za wujek, a to taki wujek... jak już wyżej napisałem ;) Ale książka jest nieźle napisana, autorka opowiada historię Alfreda Trzebinskiego z różnych perspektyw - z perspektywy jego pacjentów, którzy go chwalili i nie mogli uwierzyć, że byłby zdolny do czegoś takiego, ale też z perspektywy ofiar, to mi się bardzo podobało i także obiektywność i nie uleganie emocjom.
A z takich innych rzeczy:
cyt.: "O obozie koncentracyjnym w Neuengamme w ogóle mało kto wie."
- serio? byłem tam w 2012 (a książka jest z 2019), to spore muzeum i teren... A z resztą wydaje mi się, że ten obóz wcale nie tak rzadko przewija się w różnych relacjach byłych więźniów, jeśli ktoś choć trochę interesuje się tematem, to raczej ciężko byłoby o nim nie wiedzieć ;)
Co jest jeszcze ciekawe, to wspomniane w książce zagadnienie "wewnętrznej emigracji":
cyt.: "Hannah Arendt zauważyła także istnienie postawy, którą nazwała „emigracją wewnętrzną”, a której obecność zauważam u Trzebinskiego. „Wewnętrzna emigracja” była według niej typowa dla społeczeństwa niemieckiego. Często można było się z nią spotkać po zakończeniu wojny. Wielu Niemców, którzy zajmowali wysokie nazistowskie stanowiska, twierdziło, że tak naprawdę to wcale nie zgadzali się z tym, co musieli robić, i nawet, gdy to robili, to pozostawali w „wewnętrznej opozycji” do panującego reżimu. Hannah Arendt przywołuje przykład doktora Ottona Bradfischa kierującego oddziałem Einsatzgruppen, który wymordował kilkanaście tysięcy osób. Bradfisch przed sądem powiedział, że zawsze był „wewnętrznie przeciwny” temu, co robił. A Arthur Greiser, były Gauleiter Kraju Warty zeznał, że za popełnione zbrodnie winna jest jego „urzędowa dusza”, a nie on sam prywatnie. Mój wujek twierdził to samo: „W tym procesie nie chodzi o człowieka Trzebinskiego, ale o Standortarzta z Neuengamme” – usiłował przekonać sąd. Po wysłuchaniu wyroku mówił sądowi: „Nie oskarżacie tutaj człowieka Trzebinskiego, ale służbę oficera medycznego w Neuengamme!”. O „wewnętrznym sprzeciwie” napisał w liście do swojej żony zaraz po ogłoszeniu wyroku: „Nie ponoszę żadnej winy w tych wydarzeniach, które były tak sprzeczne z moją osobą, którym sprzeciwiałem się wszystkimi siłami. […] Przedstawiłem prawdę o warunkach panujących w obozie, ale pokazałem, że nie ponoszę żadnej
odpowiedzialności za to, co się tam działo”."
- aa, czyli to tak radzi sobie umysł z popełnianymi zbrodniami... taka wewnętrzna schizofrenia ;) No ma to sens (tzn. jako reakcja obronna umysłu).
(czytana/słuchana: 19-20.03.2023)
4/5 [7/10]
E tam taki wujek, clickbaitowy tytuł znowu ;) syn brata pradziadka - bez przesady, nawet nie znam całej mojej rodziny tak odległej (tylko tych, którzy mieszkają blisko, ale za to jakoś szczególnie bliscy mi nie są i nigdy nie mówiłem o nich "wujek, ciocia"). Uważam, że to troszeczkę bazowanie na sensacji, że oo wujek lekarz SS, straszna sprawa, jak żyć teraz ;) Ja nawet nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-02-27
W sumie dobra książka o przyjaźni kilku kobiet (ten aspekt podobał mi się najbardzej z całej książki) - cała ta część powiedzmy "wojenna" jest bardzo dobra, bez jakichś udziwnień, nienaturalnego bohaterstwa, dorabiania dramatów itp., ponadto porusza tematy długo w Polsce przemilczane (jak np. antysemityzm w ówczesnej Polsce), nie ma tu jakichś niestworzonych dopowiedzeń czy górnolotnego bohaterstwa... wielki plus za to. No i książkę dobrze się czytało/słuchało.
Minusem jest narracja pierwszoosobowa i mieszana, a najgorsze jest już to że dochodzą narratorzy (brat Cypy, Rachela), niby można to zrozumieć ale to osłabia książkę w moich oczach, bo pisanie w pierwszej osobie, a do tego wielu narratorów, jest pójściem po totalnie najmniejszej linii oporu. A to jest minus, zwłaszcza że akurat w przypadku tej książki jest to moim zdaniem dziwny wybór.
Minusem jest też koniec historii, bo jakby nie ma tego czegoś - jakiejś mocnej kulminacji - może lepiej byłoby zakończyć książkę nawet trochę wcześniej? bo już wcześniej więcej było moim zdaniem takich odpowiednich momentów na zakończenie niż ten wybrany koniec...
Ogólnie jednak na tle fabularyzowanych, powieści, prawdziwych i "prawdziwych", wypada nadzwyczaj dobrze i lepiej niż się spodziewałem ;)
(czytana/słuchana: 24-27.02.2023)
4/5 [7/10]
W sumie dobra książka o przyjaźni kilku kobiet (ten aspekt podobał mi się najbardzej z całej książki) - cała ta część powiedzmy "wojenna" jest bardzo dobra, bez jakichś udziwnień, nienaturalnego bohaterstwa, dorabiania dramatów itp., ponadto porusza tematy długo w Polsce przemilczane (jak np. antysemityzm w ówczesnej Polsce), nie ma tu jakichś niestworzonych dopowiedzeń czy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-02-10
Miałem tą książkę na liście "do przeczytania" już bardzo długo tylko nie udawało się upolować w sensownej cenie wcześniej, bo to stara książka i nie ma wznowień... i jak tak ją przeczytałem to muszę powiedzieć, że chyba wiem dlaczego nie ma ;) Cóż, w dzisiejszych czasach, w obliczu tych wszystkich "xyz z Auschwitz - dramatyczna historia heroizmu i poświęcenia, i wielkiej miłości!"... ;) No ta tutaj to po prostu stare wspomnienia nie wyróżniające się niczym szczególnym (ale za to prawdziwe). Ja miałem ją na liście pewnie jako jedną z takich, w których jest trochę więcej o relacjach homoseksualnych w obozach, chociaż aż tak znowu dużo też nie było (ale jak wspomniałem - miałem ją na liście chyba z piętnaście lat, jak nie dłużej, a od tego czasu zdążyłem już przeczytać "Mężczyźni z różowym trójkątem" czy "Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej", więc niewiele tu jeszcze można odkrywczego przeczytać... Poza tym książka ma w przypisach tłumaczenia takich pojęć obozowych, które od tamtego czasu już chyba każdy zna, więc to też taki znak tego że ma ponad pięćdziesiąt lat ;) Ale przeczytać warto. Poza tym że jak dla mnie to zawsze warto, to jak zwykle jakieś nowe drobiazgi poznałem, a poza tym to zgrabnie napisane wspomnienia - tzn. takim przystępnym językiem, łatwo się czyta, można się skupić nawet w niesprzyjających warunkach - same plusy. I końcówka - taka bardzo pozytywna, że aż miło było ją czytać!
(czytana: ??.01-10.02.2023)
4+/5 [8/10]
Miałem tą książkę na liście "do przeczytania" już bardzo długo tylko nie udawało się upolować w sensownej cenie wcześniej, bo to stara książka i nie ma wznowień... i jak tak ją przeczytałem to muszę powiedzieć, że chyba wiem dlaczego nie ma ;) Cóż, w dzisiejszych czasach, w obliczu tych wszystkich "xyz z Auschwitz - dramatyczna historia heroizmu i poświęcenia, i wielkiej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-02-09
Niewiele dotychczas słyszałem o obozie dla dzieci w Łodzi, dlatego książka była ciekawa. Wstrząsająca - też (chociaż słyszałem podobnie brutalne relacje z podobnych "domów opieki" dla dzieci w Niemczech i to nawet powojennych...).
Tyle plusów. No i może jeszcze to że przytoczone zostały relacje nie tylko negatywne na temat głównej "bohaterki", bo znaleźli się tacy, którzy ją chwalili. I to jest w sumie ciekawa kwestia, która nie daje mi spokoju - zdanie były podzielone... Czy to znaczy że Eugenia Pol przekupiła część świadków, czy jednak była dla części dzieci rzeczywiście dobra i pomagała im, a dla reszty była potworem? A może ta reszta ma fałszywe wspomnienia? A może ci, którzy ją chwalili mają fałszywe? Dlaczego relacje są tak rozbieżne? Przyznam, że miałbym problem z osądzeniem jej po tym co przeczytałem, na szczęście to nie ja musiałem ją sądzić...
Natomiast pewnym minusem książki są powtórzenia i to w bliskiej od siebie odległości - nie wiem czy to konieczny zabieg, bo niby wydaje się to pasować do treści ale wygląda to trochę dziwnie i chyba jednak obniża jakość książki.
(czytana/słuchana: 8-9.02.2022)
4/5 [7/10]
Niewiele dotychczas słyszałem o obozie dla dzieci w Łodzi, dlatego książka była ciekawa. Wstrząsająca - też (chociaż słyszałem podobnie brutalne relacje z podobnych "domów opieki" dla dzieci w Niemczech i to nawet powojennych...).
Tyle plusów. No i może jeszcze to że przytoczone zostały relacje nie tylko negatywne na temat głównej "bohaterki", bo znaleźli się tacy, którzy...
Napaliłem się na tą książkę bardzo... i trochę rozczarowałem. Treść jest nadal ważna i byłaby może ciekawsza, ale podana tu jest w dosyć nieciekawy sposób... taki typowo naukowy, suche fakty, z tym że bardziej takie "księgowe" niż psychologiczne, przynajmniej ja to tak odebrałem. Psychologii jest niby trochę, ale nie tyle ile się spodziewałem i bym sobie życzył. Cóż, chyba niewiele więcej autor mógł napisać nie wymyślając, rozumiem że materiał źródłowy był dosyć skąpy... ale po prostu liczyłem na więcej.
(czytana: 21.04-11.05.2024)
4/5 [7/10]
Napaliłem się na tą książkę bardzo... i trochę rozczarowałem. Treść jest nadal ważna i byłaby może ciekawsza, ale podana tu jest w dosyć nieciekawy sposób... taki typowo naukowy, suche fakty, z tym że bardziej takie "księgowe" niż psychologiczne, przynajmniej ja to tak odebrałem. Psychologii jest niby trochę, ale nie tyle ile się spodziewałem i bym sobie życzył. Cóż, chyba...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to