-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2014-04-29
2014-04-21
2014-04-12
2014-04-05
2013-10-03
2013-10-30
2013-11-21
2013-12-19
2014-03-18
2007-11-23
Jest to jeden z dramatów, który w dużej mierze jest wciąż aktualny. Każdy z nas jest Bohaterem. W swojej codzienności ze świecą przyjdzie nam szukać herosów bardziej mocarnych, niż my sami. Wszystko przez nas przepływa: chwile, myśli, inni ludzie. Nam też przecież mogliby rzec: "Czasy takie wielkie, ludzie jacyś mali". Różewiczowi w jakiś sposób udało się przenieść echo śmiechu Gogola na nasze realia, i w inszej formie. Dałem dziewięć zakładek.
Jest to jeden z dramatów, który w dużej mierze jest wciąż aktualny. Każdy z nas jest Bohaterem. W swojej codzienności ze świecą przyjdzie nam szukać herosów bardziej mocarnych, niż my sami. Wszystko przez nas przepływa: chwile, myśli, inni ludzie. Nam też przecież mogliby rzec: "Czasy takie wielkie, ludzie jacyś mali". Różewiczowi w jakiś sposób udało się przenieść echo...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-11-27
Nie lubię książek, które dysponują "rozmemłaniem" fabularnym, bądź metaforycznym. Mam tu na myśli zbyt głębokie i częste poetyckie porównania, jak i za ciężkie opisy uczuć. Jednak w przypadku Doriana wszystko znajduje swoje usprawiedliwienie dosłownie w kilku zdaniach. Jest to jedna z tych pozycji, którą należałoby traktować jako obowiązkową w chwili braku inspiracji. Mógłbym napisać nawet, ze jest to "piękna historia o pięknej historii", ale zdaje się, że wtedy sam wpadłbym w nurt, którego nie lubię.
Pozostaje pytać, czy Wilde miał przed sobą obraz (wizerunek, bądź człowieka realnego)Doriana Graya. Dałem dziewięć zakładek.
Nie lubię książek, które dysponują "rozmemłaniem" fabularnym, bądź metaforycznym. Mam tu na myśli zbyt głębokie i częste poetyckie porównania, jak i za ciężkie opisy uczuć. Jednak w przypadku Doriana wszystko znajduje swoje usprawiedliwienie dosłownie w kilku zdaniach. Jest to jedna z tych pozycji, którą należałoby traktować jako obowiązkową w chwili braku inspiracji....
więcej mniej Pokaż mimo to2013-01-10
Co widzimy, mając przed sobą "Panny z Awinionu"? Szok? Awangardę? Sztukę (sic!) ? Czytamy to malarstwo na tyle sposobów, na ile to możliwe (a raczej: ile jest obserwujących nas samych w danej chwili). Jednak mało kiedy zastanawiamy się nie "co autor miał na myśli", a "co autor myślał" albo "co zrobił przedtem/zaraz potem". Po przeczytaniu zwierzeń wnuczki Picassa na wspomniane już dzieło należałoby spojrzeć z lekkim uczuciem trwogi. Trudno bowiem pisać o TAKIM człowieku jako o człowieku, trudność ta jest tym większa, jeśli jest to ktoś z tej najbliższej rodziny.
Pablo Picasso jest przykładem na to, w jaki sposób nazwisko staje się ważniejsze od tego, kto je nosi. Z jednej strony pojawia się w nas pewnego rodzaju zrozumienia dla artysty. "No dobrze, zachowywał się, jak się zachowywał, ale ON MÓGŁ.". Z drugiej strony odzywa się w nas współczucie już nie tylko co dla osób w jego najbliższym otoczeniu, a nawet i dla samych dzieł, że żeby mogły powstać, poświęcić trzeba było wiele istnień (metafizyka). Dałem dziewięć zakładek.
Co widzimy, mając przed sobą "Panny z Awinionu"? Szok? Awangardę? Sztukę (sic!) ? Czytamy to malarstwo na tyle sposobów, na ile to możliwe (a raczej: ile jest obserwujących nas samych w danej chwili). Jednak mało kiedy zastanawiamy się nie "co autor miał na myśli", a "co autor myślał" albo "co zrobił przedtem/zaraz potem". Po przeczytaniu zwierzeń wnuczki Picassa na...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01-05
"To tak może wyglądać." mówiłem sobie kilkakrotnie towarzysząc Artemowi. Wizja Glukhovskyego nie należy do apokaliptycznych. Chyba właśnie na tym polega mocna strona "Metra 2033". Na tej sporej namiastce prawdopodobieństwa. Gdzie w końcu, na Wielkiego Czerwa, uda się rodzajowi ludzkiemu lepiej skryć przed niebezpieczeństwami na powierzchni Ziemi, jak nie pod nią?
W świecie "Metra" znajdujemy coś, czego wydaje się, ze brakuje we współczesnej literaturze sf. Tej filozoficznej wizji beznadziei świata, w którym przyszło żyć postaciom. Samo dzieło ma poniekąd wymiar pacyfistycznego manifestu. Inną sprawą jest umiejętność wprowadzenia zimna, wilgoci, ciemności i niepokojących odgłosów z dala, czyli wszystkiego tego, co można doświadczyć, przemierzając opuszczone metro. Dałem dziesięć zakładek. Czekam na następny przystanek.
"To tak może wyglądać." mówiłem sobie kilkakrotnie towarzysząc Artemowi. Wizja Glukhovskyego nie należy do apokaliptycznych. Chyba właśnie na tym polega mocna strona "Metra 2033". Na tej sporej namiastce prawdopodobieństwa. Gdzie w końcu, na Wielkiego Czerwa, uda się rodzajowi ludzkiemu lepiej skryć przed niebezpieczeństwami na powierzchni Ziemi, jak nie pod nią?
W świecie...
2013-01-31
Napisałbym "było dobrze, skończyło się fatalnie", i kliknąłbym "zapisz". Mógłbym. Ale nie byłbym sobą, gdybym choć trochę się na temat "Artysty..." nie rozpisał. Autorzy (sic!) zaczęli od przedstawienia bohatera, i tutaj zaczęło już trącić nudą. Gdzieś podróżuje. Kogoś spotyka. Coś się dzieje. Po pewnym czasie w czytelnika wstępuje fala nadziei na mrok, krew, morderstwo, i dramatyczne rozwikłanie zagadki. Zakończenie jest tak rozbrajająco żadne, że nie śmiałem nawet zapytać "Jak to?". Dałem jedną zakładkę.
Napisałbym "było dobrze, skończyło się fatalnie", i kliknąłbym "zapisz". Mógłbym. Ale nie byłbym sobą, gdybym choć trochę się na temat "Artysty..." nie rozpisał. Autorzy (sic!) zaczęli od przedstawienia bohatera, i tutaj zaczęło już trącić nudą. Gdzieś podróżuje. Kogoś spotyka. Coś się dzieje. Po pewnym czasie w czytelnika wstępuje fala nadziei na mrok, krew, morderstwo, i...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-11-02
Zanim zapoznałem się z "Solaris" zadrżałem, gdy dowiedziałem się, że sam Lem swojej powieści "nie rozumie". Zastanowiło mnie to, co można rozumieć pod "nie rozumieniem" (o, gro słów) książki przez siebie napisanej.
Jest to jedna z trudniejszych książek, z którymi się spotkałem. Może to za sprawą daleko sięgającej w czasie i przestrzeni przyszłości, a może swoistego rodzaju powagi sytuacji wybrzmiewającej z każdego zdania. Niemniej jednak, pomimo wrażenia, jakie wywarła na mnie teoria myślącego oceanu, z panem Lemem przywitam się jeszcze za długi czas. Muszę "powrócić na Ziemię". Dałem dziesięć zakładek. Odbiór.
Zanim zapoznałem się z "Solaris" zadrżałem, gdy dowiedziałem się, że sam Lem swojej powieści "nie rozumie". Zastanowiło mnie to, co można rozumieć pod "nie rozumieniem" (o, gro słów) książki przez siebie napisanej.
Jest to jedna z trudniejszych książek, z którymi się spotkałem. Może to za sprawą daleko sięgającej w czasie i przestrzeni przyszłości, a może swoistego rodzaju...
2014-02-02
Seria "Świata dysku" przez dość długi czas patrzyła na mnie z regału pobliskiej biblioteki. Nieświadomą reklamą dla tej serii jest zapewne sama jej "wielotomowość". Tak więc, znęcony długoterminową przygodą, uścisnąłem "Kolorowi magii" czytelniczą dłoń. Nie dało się w niej ukryć czysto angielskiego poczucia humoru. Miejscami można było się pogubić w fabule, ale są to pogubienia chwilowe, i nie sposób przy tym "łottefaknąć" z uśmiechem na twarzy. Dałem pięć zakładek.
Seria "Świata dysku" przez dość długi czas patrzyła na mnie z regału pobliskiej biblioteki. Nieświadomą reklamą dla tej serii jest zapewne sama jej "wielotomowość". Tak więc, znęcony długoterminową przygodą, uścisnąłem "Kolorowi magii" czytelniczą dłoń. Nie dało się w niej ukryć czysto angielskiego poczucia humoru. Miejscami można było się pogubić w fabule, ale są to...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-03
Powieść ma charakter konkretnego, obszernego artykułu w miesięczniku poświęconemu konkretnemu obszarowi. Nomen omen, historia opisana przez Chessexa znajduje oparcie w (być może) prawdziwych wydarzeń. Powieść ta jest przykładem na to, jak zgrabnie można połączyć zręczne pióro z krótką formą. Favez sprawia wrażenie, jakby był kuzynem Grenouilla ("Pachnidło" P.Suskinda) karty życia obydwóch młodzieńców opowiadają historie, która nijak nie pasuje do ich jestestw. Końcówka kopie w kuper moralnie. Dałem siedem zakładek.
Powieść ma charakter konkretnego, obszernego artykułu w miesięczniku poświęconemu konkretnemu obszarowi. Nomen omen, historia opisana przez Chessexa znajduje oparcie w (być może) prawdziwych wydarzeń. Powieść ta jest przykładem na to, jak zgrabnie można połączyć zręczne pióro z krótką formą. Favez sprawia wrażenie, jakby był kuzynem Grenouilla ("Pachnidło" P.Suskinda)...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-13
Debiut Whartona. Po przeczytaniu "Ptaśka" miałem wrażenie, że gdzieś tak w jednej czwartej czasu poświęconego na jego tworzenie, autor zgubił się w ciemnym lesie stworzonych przez siebie dwóch światów: Ala i Ptaśka. Tylko z jednym z nich zdołał wyjść na światło dzienne, i to tylko dlatego, że był bardziej realny. Spodziewałem się więcej. Więcej samych bohaterów, niż cały ten mleczny światek bohatera tytułowego. Muliste, ale zjadliwe, oczywiście dla tego, kto takowe potrawy ceni (lubi). Dałem sześć zakładek.
Debiut Whartona. Po przeczytaniu "Ptaśka" miałem wrażenie, że gdzieś tak w jednej czwartej czasu poświęconego na jego tworzenie, autor zgubił się w ciemnym lesie stworzonych przez siebie dwóch światów: Ala i Ptaśka. Tylko z jednym z nich zdołał wyjść na światło dzienne, i to tylko dlatego, że był bardziej realny. Spodziewałem się więcej. Więcej samych bohaterów, niż cały...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-23
Rzadko mi się zdarza, że gdy czytam, czuję się jakbym był w innym miejscu. W przypadku "Godzin" było akurat tak, jakbym siedział w jakiejś kawiarni na rogu. Takiej, gdzie mówią spokojnym, pięknym językiem. Gdzie za jego pomocą są przekazywane najróżniejsze historie. Dałem 10 zakładek, i numer telefonu, żebyśmy się kiedyś jeszcze spotkali.
Rzadko mi się zdarza, że gdy czytam, czuję się jakbym był w innym miejscu. W przypadku "Godzin" było akurat tak, jakbym siedział w jakiejś kawiarni na rogu. Takiej, gdzie mówią spokojnym, pięknym językiem. Gdzie za jego pomocą są przekazywane najróżniejsze historie. Dałem 10 zakładek, i numer telefonu, żebyśmy się kiedyś jeszcze spotkali.
Pokaż mimo to2014-03-03
"Dwie strony tego samego" przeczytałem dwa lata temu. Było to moje drugie ( po "Dżumie") zetknięcie z twórczością A.Camus. Wrażenie. Surowe oko. Chęć dojścia do podobnych wniosków. "Mit Syzyfa" - trudność, miejscami aż zapomina się, że autor pisał ten esej grubo przed obecnymi możliwościami kina/telewizji/człowieka jako takiego. Z kolei "Listy do przyjaciela Niemca"..ech, jak ma się w pamięci Linię Maginota..no, cóż. Pozostaje mi faktycznie wierzyć w heroizm taki, jak był opisany w "Listach...". Dałem osiem zakładek.
"Dwie strony tego samego" przeczytałem dwa lata temu. Było to moje drugie ( po "Dżumie") zetknięcie z twórczością A.Camus. Wrażenie. Surowe oko. Chęć dojścia do podobnych wniosków. "Mit Syzyfa" - trudność, miejscami aż zapomina się, że autor pisał ten esej grubo przed obecnymi możliwościami kina/telewizji/człowieka jako takiego. Z kolei "Listy do przyjaciela...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przez większą część książki co rusz zadawałem sobie pytanie: "Czym jeszcze pan Caroll mnie zaskoczy?", i za każdym razem byłem mile zaskoczony. Po jakimś czasie jednak ów element zaskoczenia stawał się coraz bledszy. To trochę tak, jakby malarzowi przy pracy nad swoim najlepszym, najciekawszym dziełem nagle zabrakło jednej z podstawowych barw, dlatego musi ratować się "substytutami". Niemniej, przyjemna lektura. Do posłuchania, rzekłbym. Dałem siedem zakładek.
Przez większą część książki co rusz zadawałem sobie pytanie: "Czym jeszcze pan Caroll mnie zaskoczy?", i za każdym razem byłem mile zaskoczony. Po jakimś czasie jednak ów element zaskoczenia stawał się coraz bledszy. To trochę tak, jakby malarzowi przy pracy nad swoim najlepszym, najciekawszym dziełem nagle zabrakło jednej z podstawowych barw, dlatego musi ratować się...
więcej Pokaż mimo to