-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2013-04-25
2013-06-30
2013-12-07
2013-07-31
2022-05-11
2022-04-11
2022-03-31
2022-01-12
2022-01-09
2013-06-27
2019-11-19
2013-04-13
2013-08-04
2020-05-19
(Opinia o całej trylogii)
Cała trylogia jest ogromnym bestsellerem, książki sprzedały się w wielu milionach egzemplarzy w wielu krajach. Powstały filmy na ich podstawie... Czyli jednym słowem ogromny sukces, którego niestety nie dożył pisarz...
Nie wiem, dlaczego, ale czasami mam tak, że to co jest bestsellerem, mnie odpycha i stwierdzam, że nie mam ochoty tego poznawać. Tak było z "Harrym Potterem", a do niedawna i z serią "Millennium". Najzabawniejsze jest to, że mam takie odczucia tylko w przypadku książek, po które NAPRAWDĘ warto sięgnąć.
Wspomniałam o Potterze i właśnie tak sobie myślę, że z obiema seriami przeżyłam podobną drogę: Niechęć i odrzucenie. Potem obejrzenie filmu - w tym przypadku rodzice oglądali "Dziewczynę z tatuażem", a prawie zawsze się do nich przyłączam, nawet jeśli oglądają totalny gniot - które skutkuje tym, że nabieram chęci na książki. Polowanie na nie. Dorwanie w swojej ręce. Czytanie z wypiekami na twarzy i... miłość.
Zakochałam się w trylogii i mimo że każda część jest bardzo obszerna, nie żałuję ani sekundy poświęcone na jej czytanie. Stieg Larsson stworzył genialną powieść: interesujący bohaterowie (w szczególności genialna Lisbeth Salander, która właśnie stała się moją ulubioną bohaterką literacką), świetna fabuła, muszę dodać, że bardzo dopracowana. W licznych opisach znajdziemy wiele szczegóły, wręcz szczególiki, które dodają niesamowitego realizmu całej historii. Naprawdę byłabym w stanie uwierzyć, że to stało się naprawdę. Jak na kryminał przystało, mamy wiele morderstw, przestępczości itp. Pojawiają się zaskakujące sytuacje, a nawet i dawkę tych zabawnych. Nie raz się roześmiałam, np. w drugiej części, kiedy Lisbeth chciała kupić mieszkanie i jej reakcja na to, jak została potraktowana - jak tu jej nie lubić? :)
Ostatnio mało co trafia do listy moich ulubionych książek. Mało co zachwyca mnie tak bardzo, że nie tylko historia dosłownie mnie pochłania, chciałabym mieć całą serię w domu, ale przede wszystkim po jej przeczytaniu do mojej głowy wpada myśl: "Chciałabym tak pisać". A to jest największy komplement, jaki mogę powiedzieć.
Nic dziwnego, że seria osiągnęła taki sukces. Naprawdę szkoda, że autor tej wspaniałej serii nie mógł go zobaczyć na własne oczy i szkoda, że nigdy nic nie napisze. Dodam tylko, że powieść tak wciąga (tu mówię o pierwszej części), że nawet gdy dokładnie pamiętałam, jak to było z tą historią, kto za tym wszystkim stoi itp. nie mogłam się oderwać od książki.
Więcej moich opinii na www.innaodinnych.com
(Opinia o całej trylogii)
Cała trylogia jest ogromnym bestsellerem, książki sprzedały się w wielu milionach egzemplarzy w wielu krajach. Powstały filmy na ich podstawie... Czyli jednym słowem ogromny sukces, którego niestety nie dożył pisarz...
Nie wiem, dlaczego, ale czasami mam tak, że to co jest bestsellerem, mnie odpycha i stwierdzam, że nie mam ochoty tego poznawać....
2020-08-07
Pod pierwszą częścią "Millennium" napisałam opinię o całej trylogii, ale naszło mnie, żeby tu wspomnieć o tej konkretnej części.
„Dziewczyna…” jest oczywiście drugą częścią. O ile „Mężczyźni…” można potraktować jako jedną całość, ponieważ cała zagadka zostaje rozwiązana w tym jednym tomie, druga część jest zaledwie początkiem do ogromnej afery, która kończy się w takim momencie, że po prostu trzeba od razu sięgnąć po część 3. Dlatego Wam radzę: Jeśli zamierzacie przeczytać „Dziewczynę…” lepiej nie zaczynajcie, jeśli nie macie w domu trzeciej części, jeśli nie chcecie szaleć z niepewności „co się działo później?”. Nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzieć: Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam!
Pod pierwszą częścią "Millennium" napisałam opinię o całej trylogii, ale naszło mnie, żeby tu wspomnieć o tej konkretnej części.
„Dziewczyna…” jest oczywiście drugą częścią. O ile „Mężczyźni…” można potraktować jako jedną całość, ponieważ cała zagadka zostaje rozwiązana w tym jednym tomie, druga część jest zaledwie początkiem do ogromnej afery, która kończy się w takim...
2020-08-09
2013-10-14
2017-02-05
Georgina jest sukubem i uwodzi mężczyzn, by wyssać z nich energię życiową, której potrzebuje do życia. Jednak jest zakochana w śmiertelniku, z którym tworzy związek, ale nie może go nawet pocałować, nie mówiąc o czymś więcej, z obawy przed wyssaniem jego energii. Jakby tego było dla niej mało, w jej życiu pojawia się stary przyjaciel, który jest inkubem i wciąga ją w jego plan, który może skończyć się fatalnie. Do tego śmiertelny kumpel wpadł w nałóg i okazuje się, że to, co bierze, jest czymś więcej niż tylko narkotykiem…
Sama akcja jest ciekawa, wiele się w niej dzieje. Tu nie ma miejsca na nudę, no dobrze, kogoś może nudzić związek Georginy i Setha, jednak autorka starała się skupić na innych rzeczach i do powieści wprowadzić równowagę. Myślę, że jej się udało. Dodatkową zaletą jest poczucie humoru zawarte w książce, często zdarzają się zabawne dialogi czy sytuacje, np.:
„Skończyło się na tym, że wypożyczyliśmy Gladiatora. (…) Seth słuchał ze zdumieniem moich uwag na temat historycznych nieścisłości — głównie o tym, o ile bardziej brudne i cuchnące było imperium rzymskie.”
czy:
„— Ty pieprzona zdziro.
— Przyganiał kocioł czajnikowi.
— Garnkowi. Przyganiał kocioł garnkowi. Jeśli chcesz używać metafor, rób to prawidłowo.
— To nie była metafora. To było… no wiesz. — Zapatrzył się w przestrzeń, mrugając. — Jedna z tych rzeczy, które oznaczają inną rzecz. Ale to nie to samo. Tylko podobne.
— Chodzi ci o metaforę?”
Pod względem bohaterów mamy tu bardzo szerokie urozmaicenie. Pojawia się wielu ludzi, jednak uwaga czytelnika skupia się bardziej na nieśmiertelnych istotach. Pierwszą z nich jest oczywiście główna bohaterka, sukub. W pierwszej części poznajemy jej historię, o tym jak stała się sukubem. W drugiej mamy kolejne wspomnienie o jej byłym mężu, tym razem jak go spotkała. Poza tym jest to bohaterka, która wzbudza sympatię i tak jak każdy człowiek, popełnia błędy. Od początku serii nie poznajemy nikogo podobnego do niej, aż do momentu, w którym pojawia się Bastien — inkub, stary przyjaciel Georginy. Prosi ją o przysługę, a ona pomaga mu w planowanej pracy, więc postać często pojawia się w książce. Zachowanie Bastiena jest trochę irytujące, ale mimo wszystko czytelnikowi jest go po prostu… żal. Zresztą jak go nie lubić za metaforę, którą zacytowałam powyżej? W związku z nim pojawił się kolejny zabawny dialog, tym razem między Georginą, a Sethem:
„— Kiedy mówisz „stary przyjaciel”, masz na myśli… epokę lodowcową?
— Nie. Oczywiście że nie.
— Ach.
— Znamy się zaledwie jakieś czterysta lat.”
Poza sukubem i inkubem poznajemy dwie najważniejsze osoby: Jerome, który jest lokalnym demonem i tym samym szefem Georginy oraz jej nieśmiertelnych przyjaciół; „Nie na próżno pycha jest jednym z siedmiu grzechów głównych. Jerome, jako wierny sługa piekieł, nie mógł się na to nie złapać. Widywałam już wcześniej, jak kierowała nim pycha; nie lubił, kiedy ktoś kwestionował jego pozycję. I choć miał wiele słabości, powiedziałabym, że ta najprędzej mogła skłonić go do działania.”
I Carter, który jest aniołem oraz… przyjacielem demona. Obaj są nadzwyczaj zgodni i rzadko pojawiają się osobno. To znaczy, częściej pojawia się sam Carter np. w spotkaniu z Georginą czy jej przyjaciółmi (z którymi lubi grać np. w karty) niż sam Jerome. Zazwyczaj byli ze sobą zgodni, ale kiedy już im się zdarzało poprztykać: „Słuchanie kłótni Jerome’a i Cartera zawsze wytrącało z równowagi. (…) Patrząc na ich kłótnie, trudno było się nie zastanawiać, co się wydarzy, jeśli przestaną nad sobą panować. Wywrócone stoliki. Eksplodujące szklanki. Czterej jeźdźcy apokalipsy.” Ogólnie rzecz biorąc tworzą nie tylko niezwykłą, ale i sympatyczną parę.
Poza nimi wśród przyjaciół głównej bohaterki znajdziemy: Hugh (diabełek) oraz Cody i Peter (wampiry). Pojawiają się rzadko, głównie w tle podczas przyjacielskich spotkań, jednak sama ich obecność podoba mi się, w szczególności, że wampiry nie wysuwają się tu na pierwszy plan, a wszyscy trzej tworzą zabawne postacie.
„— To odrażające — mruknęłam. — Piłam krew. Fuj.
Cody i Peter wymienili spojrzenia i wyszczerzyli się radośnie.”
Nie mogę odmówić Richelle jednego: oryginalności. Nie jestem pewna, czy do tej pory spotkałam się z jakąkolwiek książką, w której pojawiały się sukuby i inkuby jako bohaterowie (nie licząc wzmianki o nich), a już na pewno nie spotkałam książki, w której byłyby główną postacią. Dzięki temu seria o Georginie wyróżnia się na tle innych. Podoba mi się również to, że nie występują tylko one, ale znajdziemy tu również anioły, demony, diabły, a w pierwszej części nawet Nefilimy. Książka została napisana po sukcesie „Zmierzchu”, więc plus za to, że wampiry nie są tu głównymi bohaterami, a zaledwie tłem dla reszty. Przecież równie dobrze Richelle mogła napisać opowieść o Cody’m albo Peterze, a jednak tego nie zrobiła.
Książkę czyta się szybko i przyjemnie. Jest ciekawa, plusem są również zabawne dialogi, o których wspominałam. Polecam wszystkim całą serię, szczególnie „Melancholię sukuba”. Powiedziałabym nawet, że pierwsza część jest ciut lepsza od drugiej, chyba ze względu na Nefilimy. Książkę odradzam tylko osobom, które nie lubią czytać o seksie, czego w powieści o sukubie raczej nie można uniknąć. Nie tylko są tutaj bezpośrednie rozmowy na ten temat, ale również wiele opisów, można nawet powiedzieć, że bardzo dokładnych. Jednak jeśli to komuś nie przeszkadza, bardzo polecam, a sama wrócę do serii jeszcze nie raz.
Georgina jest sukubem i uwodzi mężczyzn, by wyssać z nich energię życiową, której potrzebuje do życia. Jednak jest zakochana w śmiertelniku, z którym tworzy związek, ale nie może go nawet pocałować, nie mówiąc o czymś więcej, z obawy przed wyssaniem jego energii. Jakby tego było dla niej mało, w jej życiu pojawia się stary przyjaciel, który jest inkubem i wciąga ją w jego...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-02-07
2017-02-12
Jedną z dwóch rzeczy, które mnie zaintrygowały i zachęciły do przeczytania książki, to jej opis. Drugą rzeczą oczywiście jest sam tytuł, który już od razu wpadł mi w oko, kiedy książka stała na półce w bibliotece. To nie jest powieść czy opowiadanie. Ktoś mógłby nazwać „Radość Niedoskonałości” poradnikiem, ale… nie zgodziłabym się z nim. To nie jest poradnik, w którym mamy wyłożone na tacy jak np. sprzątać, gotować, robić zakupy, jak… żyć. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z tego rodzajem książki. Chyba głównie dlatego, że nie czytam autobiografii etc. Ale nie, to też nie jest autobiografia. Więc co to jest? „Osobisty przewodnik po życiu, miłości i babskiej lekkomyślności” — możemy przeczytać to na okładce. Veronica w swojej książce opisała swoje życie. A w zasadzie opisała to, czego się nauczyła podczas ponad 30 lat. Jak nauczyła się akceptować siebie i być szczęśliwą.
Cenię Veronicę za to, że opisała wszystkie swoje niedoskonałości. Wspomniała o swoim trudnym dzieciństwie, chorobie, która dotknęła ją, gdy była już dorosłą kobietą. Z pewnością przeżyła wiele trudnych chwil, jednak ani razu nie miałam uczucia, że żali się na swój los. To nie było celem tej książki i tego tam nie znajdziemy. Są opisy jej trudnych chwil, ale z dodaną dawką humoru i jako dodatek potwierdzający tezę, którą wprowadziła kilka zdań wcześniej. Opisała tylko długą drogę, jaką musiała przejść, by zdobyć pewność siebie.
Zastanawiam się, jaki był cel Veronici, kiedy pisała tę książkę. Jeśli napisała ją „ku pokrzepieniu serc”, świetnie jej się to udało. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Opisując swoje ułomności i błędy, opisała, czego się na ich podstawie nauczyła. Co powinniśmy (w tym ona sama) robić, aby być szczęśliwym. Na podstawie tej książki wypisałam stronę A4 różnych rad, wskazówek, czy cytatów, które tu znalazłam. Nie zawsze mi to wychodzi, ale staram się tego trzymać. To mnie podtrzymuje na duchu. Za każdym razem, kiedy czytam tę książkę, a w szczególności, gdy jestem w połowie (rozdziały 5 i 6) czuję jak ze strony na stronę, ze zdania na zdanie rośnie moja wiara w siebie i poprawia mi się humor. To dla mnie było coś niesamowitego, bo do tej pory nigdy nie spotkałam się z czymś, co by na mnie tak bardzo oddziaływało.
Książka ma swoje maleńkie wady, których bym nie dostrzegła, gdyby nie komentarze innych. Całość jest podzielona na 3 części, z czego pierwsza i trzecia mogą trochę przynudzać. Myślę, że to zależne od czytelnika. Mnie to nie przynudza. Może sam początek, ale potem już się w to wkręcam i za każdym razem wynoszę coś dodatkowego z lektury.
Pierwsze, co zrobiłam po przeczytaniu tej książki za pierwszym razem, to sprawdziłam, czy można ją gdzieś kupić. Gdy zauważyłam, że jest dostępna na empik.com od razu ją zamówiłam. I nigdy nie żałowałam jej zakupu. Za każdym razem, kiedy myślę sobie, że jestem do kitu, jestem tak beznadziejna, że nigdy w życiu nic nie osiągnę, sięgam po nią i czytam. Po „spotkaniu” z Veronicą mam naładowane akumulatory i tak podwyższoną wiarę w siebie, że mogłabym nią góry przenosić. Daje mi siłę do walki o własne marzenia i o to, co najbardziej liczy się w życiu: szczęście. Dlatego zawsze przymykam oczy na drobne niedociągnięcia i z całego serca kocham tę książkę. Bardzo się cieszę, że trafiła w moje ręce.
Dziś to moja ulubiona książka i wątpię, żeby kiedykolwiek miało się to zmienić.
Jedną z dwóch rzeczy, które mnie zaintrygowały i zachęciły do przeczytania książki, to jej opis. Drugą rzeczą oczywiście jest sam tytuł, który już od razu wpadł mi w oko, kiedy książka stała na półce w bibliotece. To nie jest powieść czy opowiadanie. Ktoś mógłby nazwać „Radość Niedoskonałości” poradnikiem, ale… nie zgodziłabym się z nim. To nie jest poradnik, w którym mamy...
więcej Pokaż mimo to