-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2019-12-27
2019-02-23
2019-03-01
2019-01-25
Ponad rok temu w Polsce został wydany 10 tom Sagi o Fjälbacce, o której wspominałam Wam tutaj już nie raz. Bardzo ją lubię i aż sama się dziwię, że jeszcze nie przeczytałam najnowszej części, którą przecież mam w domu. Postanowiłam w tym roku to naprawić, ale ponieważ zapomniałam sporo treści z poprzednich części, obiecałam sobie każdego miesiąca przeczytać chociaż jedną z nich. Dzięki temu w styczniu przypomniałam sobie Księżniczkę z lodu.
Nie wiem już, który raz to czytałam. Trzeci? Czwarty? Za każdym razem mam ten sam problem z tą powieścią: po jakimś czasie nic z niej nie pamiętam. Naprawdę. Jedyne, co zostaje mi w głowie to ofiara, którą znaleziono w wannie z podciętymi nadgarstkami. To wydarzenie z początku książki, bo przecież jej spora część to śledztwo, podczas którego Erika oraz policjanci próbują odkryć, kim jest morderca. Z drugiej strony, czy jest to koniecznie wada książki? Przecież mogę do niej wracać i za każdym razem być tak samo zaskoczona, gdy w końcu czytelnik poznaje tożsamość mordercy.
Powieść można podzielić na dwie części: Jedną z nich jest śledztwo. Czytelnik poznaje policjantów i częściowo zarysy ich charakterów. Na razie są podane ogólnie, z wyjątkiem Bertila i Patricka, których poznajemy lepiej. Dzięki temu, że znam dalsze części cyklu, wiem jak rozwinęli się ci bohaterzy i powrót do pierwszej części był małym szokiem, przede wszystkim w przypadku Bertila ;) Oczywiście zostały opisane ich metody pracy, a właściwie głównie Patricka, fajne jest to, że nie są mistrzami dedukcji i nie rozwiązują zagadki w 5 minut, tylko potrafią coś przeoczyć, a w pewnym momencie zaskoczyć i coś ważnego przychodzi im na myśl, co mieli właściwie tuż przed nosem. Swoje śledztwo prowadzi również Erika, jako osoba prywatna nie ma tyle możliwości, co policja, jednak dzięki temu, że ludzie ją znają, a ona sama jest ciekawska i drąży temat, często więcej się dowiaduje.
Druga część jest obyczajowa, skupiona głównie na Erice. Sporo dowiadujemy się o jej życiu, jak i życiu jej siostry Anny. Każda z nich ma jakieś swoje perypetie życiowe, nie mogło też zabraknąć romansu. Myślę, że również dlatego ta seria jest tak lubiana przez wielu czytelników. Dzięki sporym objętościom książek, znalazło się tu miejsce na wszystko, bez poczucia chaosu. Pomieszanie gatunków wychodzi jej na dobre, szczególnie że później sięgałam po książki, głównie po to, by poznać dalsze losy Eriki i innych, a sprawa kryminalna była sprawą drugorzędną. Oczywiście, jeśli ktoś nie będzie się trzymać chronologii książek, to te obyczajowe wątki mogą znudzić albo zirytować, dlatego to nie seria na wyrywki. Lepiej trzymać się kolejności.
Camilla nie boi się podjąć trudnych tematów, co również jest sporą zaletą książki. W pierwszej części znajdziemy wątki o zdradzie, przemocy domowej, molestowaniu seksualnemu, alkoholizmie… i oczywiście samo morderstwo ma logiczne wytłumaczenie, poznajemy motywy mordercy. Dla mnie to spora zaleta całej sagi.
Spora część bohaterów, przede wszystkim tych, którzy przewijają się przez całą sagę, wywołuje jakieś emocje u czytelnika. Niektórych od razu polubiłam, innych wręcz przeciwnie, są tacy, których zachowanie strasznie mnie irytuje… Dla mnie to ogromna zaleta, bo nic nie jest gorszego niż książka, w której bohaterowie są obojętni…
Księżniczkę z lodu czyta się szybko, do tego niesamowicie wciąga. Najlepiej się zabrać za nią, kiedy możecie poświęcić kilka godzin na czytanie ;) Serdecznie polecam każdemu fanowi zagadek kryminalnych i obyczajówek, a ja mam nadzieję, że w tym miesiącu dam radę przeczytać Kaznodzieję :)
Więcej moich opinii na www.innaodinnych.com
Ponad rok temu w Polsce został wydany 10 tom Sagi o Fjälbacce, o której wspominałam Wam tutaj już nie raz. Bardzo ją lubię i aż sama się dziwię, że jeszcze nie przeczytałam najnowszej części, którą przecież mam w domu. Postanowiłam w tym roku to naprawić, ale ponieważ zapomniałam sporo treści z poprzednich części, obiecałam sobie każdego miesiąca przeczytać chociaż jedną z...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-12
„Kamieniarz” to oczywiście 3 tom „Sagi o Fjällbace” i spokojnie mogę uznać, że z pierwszych trzech to zdecydowanie najlepszy tom. Wszystko rozpoczyna się od odnalezienia zwłok kilkuletniej dziewczynki, która najprawdopodobniej utonęła w nieszczęśliwym wypadku, dopóki nie okazuje się, że… utonęła w słodkiej wodzie, a następnie została wrzucona do morza. Trwają poszukiwania mordercy, który może zagrażać życiu innych dzieci.
Powieść od początku do końca trzyma w napięciu i chociaż jest dłuższa od poprzedniej części, pochłonęłam ją szybciej, ponieważ kompletnie nie mogłam się od niej oderwać. Poznajemy kolejnych mieszkańców Fjällbaki i ich tajemnice. Jednocześnie w retrospekcjach poznajemy życie Agnes, żony tytułowego Kamieniarza i choć początkowo może się wydawać, że jej historia nie ma nic wspólnego z morderstwem Sary… nic bardziej mylnego. Zakończenie i rozwiązanie zagadki jest tak zaskakujące, że przecierałam oczy ze zdumienia. Szczególnie, kiedy wszystko się idealnie ze sobą połączyło. I tak jak w przypadku poprzedniej części, również tutaj widzimy, jak ważne jest wychowanie dziecka i że sposób w jaki matka zachowuje się w stosunku do swojego dziecka przekłada się na jego życie i zachowania. Polecam.
„Kamieniarz” to oczywiście 3 tom „Sagi o Fjällbace” i spokojnie mogę uznać, że z pierwszych trzech to zdecydowanie najlepszy tom. Wszystko rozpoczyna się od odnalezienia zwłok kilkuletniej dziewczynki, która najprawdopodobniej utonęła w nieszczęśliwym wypadku, dopóki nie okazuje się, że… utonęła w słodkiej wodzie, a następnie została wrzucona do morza. Trwają poszukiwania...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-30
Po ostatnich zdaniach „Kamieniarza” koniecznie musiałam przeczytać kolejną część sagi. Niestety, ku mojemu rozczarowaniu, „Ofiara losu” toczy się kilkanaście tygodni po ostatniej scenie z poprzedniej części, więc właściwie czytelnik od razu wie, jak to wszystko się skończyło. Szkoda, spodziewałam się pociągnięcia tego wątku chociaż na część książki…
W „Ofierze losu” oczywiście mamy kolejne morderstwa. I chociaż ja, wstyd się przyznać, nie domyśliłam się, kto jest winny (jak się czyta wieczorami i zasypia nad książką, to umykają pewne sprawy), to domyślenie się tego jest proste. Moja mama już w połowie rozwiązała zagadkę, a jestem pewna, że i mnie udałoby się wcześniej, gdybym nie była śpiąca za każdym razem, gdy zaczynałam czytać. Jednak… czy ktoś się domyśli czy nie, spokojnie mogę powiedzieć, że to najgorsza część sagi. Oczywiście biorę pod uwagę tylko pierwsze cztery części. Camilla niestety miała spadek formy i to widać. Historia mordercy, która zawsze była jednym z najciekawszych elementów książki, mimo zaskoczeń i dziwnej sytuacji, wieje nudą. Nie podobało mi się również zakończenie książki, takie… nijakie. I do tego czytanie o młodych ludziach biorących udział w programie Fucking Tunum, czyli czegoś podobnego do Warsaw Shore… Trochę irytujące…
Mam naprawdę mieszane uczucia do tej książki, bo zaczęła się dobrze. Niestety potem było coraz gorzej. Oczywiście sagę polecam, a najlepiej ją zacząć od pierwszej części. Mimo że „Ofiara losu” jest spadkiem formy Camilli, i tak warto ją przeczytać, chociażby po to, żeby czegoś więcej dowiedzieć się o głównych bohaterach, nie mieć takiej dziury w znajomości ich życiorysu, jaka by się wytworzyła po ominięciu tej książki. Poza tym obiektywnie patrząc, nie jest to zła książka: Camilla po prostu poprzednimi częściami wysoko postawiła sobie poprzeczkę. Mam nadzieję, że dalsze części będą dorównywały poziomem „Kaznodziei” i „Kamieniarzowi”.
Po ostatnich zdaniach „Kamieniarza” koniecznie musiałam przeczytać kolejną część sagi. Niestety, ku mojemu rozczarowaniu, „Ofiara losu” toczy się kilkanaście tygodni po ostatniej scenie z poprzedniej części, więc właściwie czytelnik od razu wie, jak to wszystko się skończyło. Szkoda, spodziewałam się pociągnięcia tego wątku chociaż na część książki…
W „Ofierze losu”...
2019-07-08
Mimo że książka jest adresowana głównie do dzieci i młodzieży, jako fanka skoków narciarskich koniecznie chciałam ją przeczytać. Dzięki mojej przyjaciółce Karolinie miałam tę okazję. Podczas czytania ewidentnie widać, że autor zwraca się do młodzieży i posługuje się takim dziecinno-młodzieżowym stylem, co starszego czytelnika może trochę drażnić. Jednak jeśli kogoś interesują skoki, nie tylko sylwetki kilku skoczków, którzy w ostatnich latach osiągnęli sporo w tym sporcie, a również informacje o podstawach: skoczniach, stylu, kombinezonach itp., to książka jest dla niego. Ja osobiście bardzo się wciągnęłam, całość przeczytałam bardzo szybko, i chociaż wszystko zostało opisane bardzo skrótowo, książka może być świetnym wprowadzeniem lub przypomnieniem sobie podstawowych faktów. Dodatkowym plusem są zdjęcia. Polecam, ale tylko fanom skokom narciarskim.
Więcej moich opinii na www.innaodinnych.com
Mimo że książka jest adresowana głównie do dzieci i młodzieży, jako fanka skoków narciarskich koniecznie chciałam ją przeczytać. Dzięki mojej przyjaciółce Karolinie miałam tę okazję. Podczas czytania ewidentnie widać, że autor zwraca się do młodzieży i posługuje się takim dziecinno-młodzieżowym stylem, co starszego czytelnika może trochę drażnić. Jednak jeśli kogoś...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-14
2020-02-20
Chociaż interesuję się sportem, zdrowym odżywianiem i staram się wprowadzić to w moje życie (czy się udaje czy nie, różnie z tym bywa), właściwie nie śledzę fitblogerek, fityoutuberek itd. Wyjątkiem jest Agata, którą obserwuję na instagramie i do mnie trafia, ufam jej i korzystam z jej ćwiczeń. Czasem zerknę również na kanał Jacka Bilczyńskiego (ostatnio niestety bardzo rzadko i mam spoooore zaległości w jego filmach), ale jeśli chodzi o całą resztę to właściwie bardziej ich unikam. Dlatego też usłyszałam o Marcie dopiero gdy na Targach Książki w Katowicach Iza wypatrzyła na jednym stoisku jej książkę i ją kupiła. To właśnie od Izy usłyszałam, że Marta jest fajna i że książka jest spoko, więc pożyczyłam.
Jestem pozytywnie zaskoczona tą książką. Wszystkie informacje zostały podane w prosty i przystępny sposób. Idealnie nadaje się dla osób, które dopiero chcą rozpocząć swoją przygodę z byciem fit, czyli zdrowym odżywianiem się oraz treningami. Podoba mi się, że Marta zaczyna książkę od rady: zrób podstawowe badania, zanim zaczniesz trenować. Później opisuje mity dot. cudownych diet. Sporą część książki poświęca odżywianiu się, dodatkowo znajduje się tu kilka przepisów. Na pewno nie skorzystam z wszystkich, ale może częścią z nich się zainspiruje. Oczywiście prawie połowa książki jest poświęcona ćwiczeniom, gdzie czytelnik dowiaduje się, jak zacząć treningi, jak się w ogóle do tego zabrać, dlaczego rozgrzewka jest taka ważna itp.
Myślę, że jeśli chodzi o wiedzę to można Marcie zaufać. Była sportowcem, skończyła AWF i obecnie jest trenerką. Motywuje do działania, jednocześnie przypominając, że nie tylko trening czy odżywianie jest ważne, ale również sen i regeneracja. Jednym zdaniem: ma zdrowe podejście, bez wpadania w przesadę i do tego też namawia swoje czytelniczki. Ponieważ książka miała być prosta w odbiorze, jest tu wiele uproszczeń. Nie wiem, jak np. w kwestii sportu, ale dopatrzyłam się zbyt wielkiego uproszczenia, gdy poświęciła jedną stronę na zdrowy sen. Jeśli ktoś kompletnie nie ma zielonego pojęcia o badaniach dot. zdrowego snu, jak śpimy, ile czasu człowiek potrzebuje, to ten fragment może go wprowadzić w błąd. Przede wszystkim chodzi o dwa zdania, w którym Marta twierdzi, że wystarczy 6—7,5 godziny snu (niekoniecznie, czasami dorosły człowiek potrzebuje nawet 9 godzin, nie mówiąc o tym, że nastolatki, które również mogą czytać tę książkę, mogą nawet potrzebować więcej snu), a w drugim zdaniu napisała (zgodnie z prawdą), że powinniśmy spać tak, aby nie budzić się w środku cyklu (jeden z nich trwa 1,5 godziny). Tu brakło tylko malutkiej, króciutkiej informacji przypominającej, że człowiek potrzebuje ok. 15 minut na zaśnięcie, które przy planowaniu długości snu również należy wziąć pod uwagę. I wiem, z jednej strony to są drobnostki, z drugiej… od kilku lat czytam różne artykuły, które dotyczą snu i na które wpadam (w większości dzięki aplikacji Pocket), że ta tematyka stała się moją obsesją ;)
Jeszcze jedną zaletą książki są zdjęcia. Sporo ładnych, kolorowych zdjęć. Również ćwiczenia są ładnie opisane i z odpowiednim zdjęciem, by wiedzieć, o co chodzi. Książka motywuje do zadbania o siebie, żeby zacząć zdrowo się odżywiać, ćwiczyć i myślę, że w pewnym stopniu przygotowuje do rozpoczęcia pracy nad sobą. Oczywiście to są tylko podstawy, z czasem trzeba się dokształcić z innych źródeł (albo np. bloga Marty), ale ta książka to zbiór najważniejszych informacji dla początkujących, którą warto mieć w domu. Co więcej, dzięki Codziennie fit rozważam na poważnie czy nie zacząć biegać*… czego nie robiłam od dawna, bo nie przepadałam za tym. Ale może po prostu nieodpowiednio się za to zabierałam? Książkę polecam.
Więcej moich opinii na www.innaodinnych.com
Chociaż interesuję się sportem, zdrowym odżywianiem i staram się wprowadzić to w moje życie (czy się udaje czy nie, różnie z tym bywa), właściwie nie śledzę fitblogerek, fityoutuberek itd. Wyjątkiem jest Agata, którą obserwuję na instagramie i do mnie trafia, ufam jej i korzystam z jej ćwiczeń. Czasem zerknę również na kanał Jacka Bilczyńskiego (ostatnio niestety bardzo...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-01-16
2021-06-01
2019-08-11
Odkąd kilka lat temu pojawiła się ta książka na rynku, chciałam ją przeczytać. Dopiero teraz, dzięki mojemu narzeczonemu, miałam okazję. Co w tej książce takiego szczególnego? A to, że jest to komedia kryminalna napisana
po śląsku. Chociaż sama mało godom, to na szczęście jestem w stanie dość dobrze zrozumieć ślōńsko godka i nie miałam problemów ze zrozumieniem treści. Co więcej, książka jest naprawdę zabawna, przede wszystkim spodobało mi się i bawiło mnie, gdy kōmisorz musiał współpracować z Warszawiakiem. Na początku zaskoczyło mnie, że jest to zbiór opowiadań, a nie jeden kryminał, chociaż plusem jest to, że ostatecznie wszystko łączy się w całość. Drugim zaskoczeniem było pojawienie się istot nadprzyrodzonych. Na początku byłam sceptycznie nastawiona do tego pomysłu, ale ponieważ wykorzystano postacie ze śląskich legend jak np. utopce, połednice czy skarbnik, i naprawdę autor miał pomysł, jak je wykorzystać (i właściwie to o nie wszystko się rozchodzi) to właściwie dziś uważam to za największy plus tej książki. Jeśli tylko choć trochę rozumiecie śląską gwarę i lubicie zabawne kryminały, koniecznie musicie to przeczytać. Ja jestem zachwycona i koniecznie muszę dorwać kontynuacje.
Więcej moich opinii na www.innaodinnych.com
Odkąd kilka lat temu pojawiła się ta książka na rynku, chciałam ją przeczytać. Dopiero teraz, dzięki mojemu narzeczonemu, miałam okazję. Co w tej książce takiego szczególnego? A to, że jest to komedia kryminalna napisana
po śląsku. Chociaż sama mało godom, to na szczęście jestem w stanie dość dobrze zrozumieć ślōńsko godka i nie miałam problemów ze zrozumieniem treści. Co...
2019-11-19
Jedną z dwóch rzeczy, które mnie zaintrygowały i zachęciły do przeczytania książki, to jej opis. Drugą rzeczą oczywiście jest sam tytuł, który już od razu wpadł mi w oko, kiedy książka stała na półce w bibliotece. To nie jest powieść czy opowiadanie. Ktoś mógłby nazwać „Radość Niedoskonałości” poradnikiem, ale… nie zgodziłabym się z nim. To nie jest poradnik, w którym mamy wyłożone na tacy jak np. sprzątać, gotować, robić zakupy, jak… żyć. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z tego rodzajem książki. Chyba głównie dlatego, że nie czytam autobiografii etc. Ale nie, to też nie jest autobiografia. Więc co to jest? „Osobisty przewodnik po życiu, miłości i babskiej lekkomyślności” — możemy przeczytać to na okładce. Veronica w swojej książce opisała swoje życie. A w zasadzie opisała to, czego się nauczyła podczas ponad 30 lat. Jak nauczyła się akceptować siebie i być szczęśliwą.
Cenię Veronicę za to, że opisała wszystkie swoje niedoskonałości. Wspomniała o swoim trudnym dzieciństwie, chorobie, która dotknęła ją, gdy była już dorosłą kobietą. Z pewnością przeżyła wiele trudnych chwil, jednak ani razu nie miałam uczucia, że żali się na swój los. To nie było celem tej książki i tego tam nie znajdziemy. Są opisy jej trudnych chwil, ale z dodaną dawką humoru i jako dodatek potwierdzający tezę, którą wprowadziła kilka zdań wcześniej. Opisała tylko długą drogę, jaką musiała przejść, by zdobyć pewność siebie.
Zastanawiam się, jaki był cel Veronici, kiedy pisała tę książkę. Jeśli napisała ją „ku pokrzepieniu serc”, świetnie jej się to udało. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Opisując swoje ułomności i błędy, opisała, czego się na ich podstawie nauczyła. Co powinniśmy (w tym ona sama) robić, aby być szczęśliwym. Na podstawie tej książki wypisałam stronę A4 różnych rad, wskazówek, czy cytatów, które tu znalazłam. Nie zawsze mi to wychodzi, ale staram się tego trzymać. To mnie podtrzymuje na duchu. Za każdym razem, kiedy czytam tę książkę, a w szczególności, gdy jestem w połowie (rozdziały 5 i 6) czuję jak ze strony na stronę, ze zdania na zdanie rośnie moja wiara w siebie i poprawia mi się humor. To dla mnie było coś niesamowitego, bo do tej pory nigdy nie spotkałam się z czymś, co by na mnie tak bardzo oddziaływało.
Książka ma swoje maleńkie wady, których bym nie dostrzegła, gdyby nie komentarze innych. Całość jest podzielona na 3 części, z czego pierwsza i trzecia mogą trochę przynudzać. Myślę, że to zależne od czytelnika. Mnie to nie przynudza. Może sam początek, ale potem już się w to wkręcam i za każdym razem wynoszę coś dodatkowego z lektury.
Pierwsze, co zrobiłam po przeczytaniu tej książki za pierwszym razem, to sprawdziłam, czy można ją gdzieś kupić. Gdy zauważyłam, że jest dostępna na empik.com od razu ją zamówiłam. I nigdy nie żałowałam jej zakupu. Za każdym razem, kiedy myślę sobie, że jestem do kitu, jestem tak beznadziejna, że nigdy w życiu nic nie osiągnę, sięgam po nią i czytam. Po „spotkaniu” z Veronicą mam naładowane akumulatory i tak podwyższoną wiarę w siebie, że mogłabym nią góry przenosić. Daje mi siłę do walki o własne marzenia i o to, co najbardziej liczy się w życiu: szczęście. Dlatego zawsze przymykam oczy na drobne niedociągnięcia i z całego serca kocham tę książkę. Bardzo się cieszę, że trafiła w moje ręce.
Dziś to moja ulubiona książka i wątpię, żeby kiedykolwiek miało się to zmienić.
Jedną z dwóch rzeczy, które mnie zaintrygowały i zachęciły do przeczytania książki, to jej opis. Drugą rzeczą oczywiście jest sam tytuł, który już od razu wpadł mi w oko, kiedy książka stała na półce w bibliotece. To nie jest powieść czy opowiadanie. Ktoś mógłby nazwać „Radość Niedoskonałości” poradnikiem, ale… nie zgodziłabym się z nim. To nie jest poradnik, w którym mamy...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-16
2019-11-07
2019-12-10
Kiedyś, lata temu, obejrzałam ekranizację, a następnie przeczytałam książkę. Choć muszę przyznać, że zdecydowana większość fabuły wyleciała mi z głowy, nigdy nie zapomniałam o samej książce i jej głównym motywie: Holly straciła męża, który umarł na raka mózgu. Kilka tygodniej później dostaje paczkę z listami, w których jej mąż przygotował zadanie na każdy miesiąc, a każdy z nich podpisywał słowami PS Kocham cię.
W powieści podoba mi się to, że mam wrażenie, że czytam o kilku najturdniejszych miesiącach życia prawdziwej kobiety. Bohaterowie zostali dobrze wykreowani, w każdym odnajdziemy zarówno zalety, jak i wady. Nawet zmarły Gerry nie jest otoczony świętością, nie raz Holly przypomina sobie czy pojawia się to w rozmowach, jak czasami denerwował innych. Jak każdy człowiek. Większość bohaterów wzbudza sympatię, również dzięki temu, że nie są czarno-biali. Dzięki temu łatwiej się z nimi zżyć, przeżywać ich problemy, czy cieszyć się z radosnych chwil. Książka wzbudza wiele emocji: czasami potrafi wzruszyć (przede wszystkim pod koniec), czasami rozśmiesza, czasami trzyma w napięciu, kiedy aż chce się dowiedzieć, bo było dalej... Podoba mi się również samo zakończenie, które na całe szczęście nie jest przesłodzone i zdecydowanie jest realne. Prawdę mówiąc nie spodziewałam się, że autorka kiedykolwiek napisze kontynuację, ale cieszę się, że będę mogła znów zajrzeć do życia Holly i jej najbliższych. Jestem ciekawa, jak wyglądają jej relacje z przyjaciółmi czy rodzeństwem, które cały czas się rozwijały w PS Kocham cię. Przede wszystkim warta uwagi jest relacja Holly z Richardem i to jak ona dojrzała, by poznać starszego brata na nowo...
Mimo to, że książka opowiada głównie o żałobie, czyta się ją lekko i przyjemnie. Pomysł na główny motyw jest tak dobry, że trudno o niej zapomnieć. Może nie jest to jedna z powieści, które nagle odmienią czyjeś życie, ale myślę że warto po nią sięgnąć. Moim zdaniem to jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza książka Cecelii Ahern z tych, które do tej pory przeczytałam. Polecam.
więcej moich opini na www.innaodinnych.com
Kiedyś, lata temu, obejrzałam ekranizację, a następnie przeczytałam książkę. Choć muszę przyznać, że zdecydowana większość fabuły wyleciała mi z głowy, nigdy nie zapomniałam o samej książce i jej głównym motywie: Holly straciła męża, który umarł na raka mózgu. Kilka tygodniej później dostaje paczkę z listami, w których jej mąż przygotował zadanie na każdy miesiąc, a każdy z...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-02-19
2019-09-05
"Syrenka” jest już szóstą powieścią sagi o Fjällbace. Poznajemy kolejne losy Eriki, jej męża Patricka, siostry Anny i kilku innych osób stale występujących w sadze. W tej części bohaterowie muszą rozwiązać kolejną zagadkę, odszukać nie tylko mordercę, ale i człowieka, który grozi kilku osobom.
Jak to zwykle w tej sadze bywa, poza opowieścią, która dzieje się teraz, mamy retrospekcje. Na początku nie wiemy, kogo one dotyczą, ale chyba w połowie książki zaczęłam się domyślać, kim jest ten chłopak. Mimo to zakończenie „Syrenki” mnie zaskoczyło, to, kim jest sprawca, również.
Jeśli spodobały Wam się pierwsze części sagi, z pewnością spodoba Wam się i „Syrenka”. Czyta się to dobrze, lektura wciąga, główni bohaterowie wzbudzają sympatię, miło jest widzieć zmiany w ich życiach, a nawet w ich charakterach. Zagadka kryminalna również jest ciekawa, chociaż wiele rzeczy możemy się domyślić w trakcie lektury, myślę, że zawsze znajdzie się jakiś element, na który byśmy nie wpadli i który nas zaskoczy. A jeśli jeszcze nie znacie tej serii, napiszę to, co chyba zawsze piszę: polecam. Jest to jedna z najlepszych serii kryminalnych, jakie czytałam w życiu.
"Syrenka” jest już szóstą powieścią sagi o Fjällbace. Poznajemy kolejne losy Eriki, jej męża Patricka, siostry Anny i kilku innych osób stale występujących w sadze. W tej części bohaterowie muszą rozwiązać kolejną zagadkę, odszukać nie tylko mordercę, ale i człowieka, który grozi kilku osobom.
Jak to zwykle w tej sadze bywa, poza opowieścią, która dzieje się teraz, mamy...
2019-12-20
2019-04-05
Póki co mam w domu 4 części „Sagi o Fjällbace” szwedzkiej pisarki Camilli Läckberg. Zaczęło się od tego, że dałam mamie na urodziny część pierwszą i tak nam się spodobała, że wręczanie jej kolejnego tomu na urodziny czy święta stało się naszą małą tradycją. I choć mama wie, co dostanie w prezencie, cieszy się, ponieważ wie, że dostanie coś, co jej się spodoba. A przy okazji korzystam i ja, ponieważ zamiłowanie do kryminałów chyba wyssałam z jej mlekiem.
Nie mogę porównać „Kaznodziei”, który jest drugim tomem sagi z „Księżniczką z lodu” (część 1), ponieważ minął ponad rok przerwy, zanim zajrzałam do tej lektury. Nadal nie mogę uwierzyć, że ta książka stała rok na półce, zanim znalazłam czas, żeby ją przeczytać. Chociaż może to i lepiej, w tym momencie mam jeszcze dwie kolejne części…
Lektura, jak wiele kryminałów, zaczyna się od śmierci. Odnaleziono zwłoki niemieckiej turystki, a wraz z nią szkielety, jak się okazało, dwóch zaginionych dziewczyn sprzed wielu lat. Obrażenia wskazują na tego samego sprawcę, ale podejrzany za poprzednie morderstwa nie mógł być sprawcą w tym, ponieważ już od dawna nie żyje. Policja nie ma łatwego zadania, gdyż musi się zmierzyć z rozwikłaniem obu zagadek, jak i z tajemnicami pewnej, skłóconej rodziny. Do tego dochodzi wyścig z czasem, ponieważ zaginęła kolejna dziewczyna, która prawdopodobnie jest więziona przez mordercę…
Książka rozpoczyna się dość leniwie, ponieważ skupia się w dużej mierze na dwójce głównych bohaterów – policjantowi Patrikowi i jego ciężarnej partnerce Erice. Dopiero później, wraz z tym, jak bardzo posuwa się śledztwo do przodu i jak wiele pojawia się pytań, morderstwa wysuwają się na pierwszy plan, a domowe życie bohaterów schodzi w tło. I powiem szczerze, że coś takiego mi się podoba. Akcja nie kręci się tylko i wyłącznie wokół morderstwa, ale widzimy jak śledztwo wpływa na policjantów i ich życie rodzinne.
Samo śledztwo jest ciekawe, a im dalej, tym robi się ciekawiej i napięcie rośnie. Do tego stopnia, że czytając ostatnie 100 stron nie byłam w stanie oderwać się od książki. Dobrze, że był piątek i mogłam czytać do późna. I chociaż krótko przed zakończeniem książki pojawia się w umyśle czytelnika domysł, kto jest mordercą, nadal w pewnym stopniu to zaskakuje. Chociaż tym elementem zaskoczenia, nie jest może kto, ale dlaczego. I człowiek zaczyna myśleć oraz zastanawiać się nad tym, jak bardzo mają wpływ na umysł kłamstwa, którymi są karmione dzieci. Czasami konsekwencje są ogromne.
Książkę polecam. Warto, naprawdę.
Póki co mam w domu 4 części „Sagi o Fjällbace” szwedzkiej pisarki Camilli Läckberg. Zaczęło się od tego, że dałam mamie na urodziny część pierwszą i tak nam się spodobała, że wręczanie jej kolejnego tomu na urodziny czy święta stało się naszą małą tradycją. I choć mama wie, co dostanie w prezencie, cieszy się, ponieważ wie, że dostanie coś, co jej się spodoba. A przy okazji...
więcej Pokaż mimo to