-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-04-28
2024-03-31
Hal, młoda tarocistka, rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy. Nadal nie może pogodzić się ze śmiercią matki. Ponadto, człowiek, od którego pożyczyła sporą sumę, chce odzyskać swoje należności. Gdy Hal otrzymuje tajemniczy list, wydaje się, że jej sytuacja może się poprawić. Dowiaduje się z niego, że jej babcia - Hester Westaway, zmarła. Ale szkopuł w tym, że dziewczyna jest przekonana, że jej dziadkowie dawno zmarli. Hal podejmuje niebezpieczną grę. Czy książka przypadła mi do gustu? Czy suspens i plot twist to wartość dodana powieści? Czy podobała mi się kreacja głównej bohaterki? I czy podobała mi się otoczka powieści? Może zacznę od tego, że to moje drugie spotkanie z brytyjską autorką. „Pod kluczem” delikatnie rzec ujmując nie przypadła mi do gustu. Ale dałem autorce drugą szansę. Z jakim skutkiem? Jeśli chodzi o zarys psychologiczny sylwetki głównej persony, to powieść stoi na naprawdę wysokim poziomie. Hal wiele przeżyła. Kolejne zawirowania życiowe, nie ułatwiły materialnej sytuacji bohaterki. Również jej życie uczuciowe daleko odbiega od normy. Jej defensywna postawa wobec otoczenia, jej brak pewności wynika z trudnych przeżyć, które ukształtowały jej charakter. Podjęła jednak wyzwanie, i wyszła ze swojej strefy komfortu. Wszystko postawiła na jedną kartę. I to dosłownie. Motyw czytanie przyszłości z tarota, nieodparcie kojarzył mi się z powieścią Williama Lindsaya Greshama „Zaułek koszmarów”. Podobieństwa nad wyraz są widoczne. Mogłoby się wydawać, że „Śmierć pani Westaway” to gatunek, który reprezentuje typ literatury, który powinien być napędzany wydarzeniami. Ale sprawa ma się zgoła inaczej. Bowiem akcenty zostały bardziej uwypuklone na obyczaj i kreacje bohaterów. Na czym jednak trochę cierpi suspens. Pierwsza część książki to wstęp i podwalina do wydarzeń, które co prawda przyspieszają, ale jeśli chodzi o napięcie to trochę, tego elementu zabrakło. Natomiast plot twist w sposób umiarkowany mnie zadowolił. Byłem zaskoczony finałem powieści. Ale nie przyprawił mnie o większe emocje. Natomiast było czuć ducha powieści Agaty Christie i Daphne du Maurier . Otoczka powieści bardzo przypadła mi do gustu. Wiktoriańskie klimaty był wyczuwalny w każdym aspekcie książki. Posępna, groteskowa i złowroga posiadłość na szczerych polach, która skrywa swoje tajemnice. Wrzosowiska, torfowiska, bagna. Mgła gęsta jak zsiadłe mleko. To wszystko tworzy klimat, który w pewnym stopniu nadaje powieści pewnych walorów, które powinny przykuć uwagę czytelnika. Sama narracja, miała coś w sobie, hipnotyzującego, bowiem z dużym zaangażowaniem, zainteresowaniem i przejęciem pochłaniałem kolejne strony. Konstrukcja fabuły sama w sobie była ciekawa. Bowiem autorka wplotła w główną treść, krótkie retrospekcje z przeszłości, które dopełniły główny wątek, nadając mu pewnej tajemniczości, niepokoju oraz nieprzewidywalności. Reasumując, „Śmierć pani Westaway”, to może nie kryminał, najwyższych lotów, który by przyprawiał o gęsią skórkę. Ale tak naprawdę zalet powieści, gdzie indziej trzeba upatrywać. Nie mrocznego suspensu i niesamowitego plot twistu, ale przesłania, że nawet gdy wydaje nam, że jesteśmy zagonieni w kozi róg, to jednak czynione dobro, może do nas wrócić z podwójną siłą, w najmniej oczekiwanym momencie. Chociaż takich walorów w powieściach kryminalnych nie szukam, ale szanuje formę i koncept autorki na książkę. Ogółem dobra powieść.
Hal, młoda tarocistka, rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy. Nadal nie może pogodzić się ze śmiercią matki. Ponadto, człowiek, od którego pożyczyła sporą sumę, chce odzyskać swoje należności. Gdy Hal otrzymuje tajemniczy list, wydaje się, że jej sytuacja może się poprawić. Dowiaduje się z niego, że jej babcia - Hester Westaway, zmarła. Ale szkopuł w tym, że dziewczyna jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-23
Za prekursora powieści kryminalnych, uważa się XIX – wiecznego, nowelistę, poetę i krytyka Edgara Alana Poe. Gatunek ten jest najczęściej czytanym rodzajem literatury pośród czytelników w naszym kraju. Jego popularność ciągle wzrasta. Na najwyższy poziom wzniósł go szwedzki pisarz Stieg Larsson, tworząc legendarną trylogię Millenium. Możemy wyodrębnić kilka pochodnych tego gatunku. Można wyróżnić kryminał psychologiczny z dominującymi wątkami obyczajowymi, oraz krwisty suspens, który charakteryzuje się opisami mrożącymi krew w żyłach. Niektóre serie kryminalne są mniej lub bardziej udane. Na naszym rynku wydawniczym możemy wyróżniać cykle, które kuszą nowymi historiami i bohaterami . Niekiedy ma to sens, bowiem poziom zazwyczaj rażąco nie pikuje. Ale czasem czuć zmęczenie materiału. Jak sprawa się ma już z dziewiątym tomem opowiadającym o adwokat Joannie Chyłce i jej partnerze Kordianie Oryńskim? Czy wątek kryminalny jest mocna stroną powieści? I czy niniejsza powieść broni się jako thriller prawniczy? Zanim odpowiem na te ważkie pytania, pokrótce nakreślę zarys fabularny powieści. Pewnej nocy w domu szczęśliwego małżeństwa rodziny Skalskich, sąsiedzi słyszą krzyk. A kiedy policjanci zjawiają się na miejscu, odnajdują bestialsko zamordowaną matkę i jej dzieci. Jedyny trop wiedzie do głowy rodziny. Chyłka decyduje się bronić oskarżonego, mimo że ten od razu przyznaje się do popełnienia okrutnej zbrodni. Jak już wiadomo „Umorzenie” to kolejny tom z serii o pani adwokat. Cykl miał lepsze lub gorsze momenty. Dla mnie to nadal rozrywka na niezłym poziomie. Można dywagować nad stylem pisarskim autora, ale narracja nadal jest bardzo wciągająca. Jednak jak na dzień dzisiejszy jest to najsłabszy tom serii. Na ten stan rzeczy złożyło się wiele elementów, detali i faktów. Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że cała fabuła jest grubymi nićmi szyta. Podczas czytania miałem nieodparte wrażenie, że pisarzowi trochę zabrakło paliwa, do stworzenia historii, która by okazała się oryginalna, pomysłowa i frapująca. Zabrakło tej iskry, która by na nowo rozpaliła ogień fabularny, w moim sercu. Jest to również tom, w którym najmniej jest zwrotów akcji. Wątek obyczajowy jest tu dominujący. Nic nie mam do takiego zabiegu w powieściach kryminalnych, ale odnosiłem wrażenie, że fabuła stoi w miejscu, a kolejne rozdziały nie popychają historii do przodu. Jeśli zaś chodzi o aspekt kryminalny i elementu suspensu. To również w tym względzie mam pewne uwagi. Po prostu powieść nie trzyma w napięciu. Rozwiązanie szarady okazało się mało spektakularne, błyskotliwe i oryginalne. Może ma to ręce i nogi, ale jeśli zaś chodzi o punkt kulminacyjny to powieść nie „dowiozła”. Cykl o Chyłce przede wszystkim jest reklamowany jako seria thrillerów prawniczych, który konkurują z dziełami amerykańskiego pisarza Johna Grishama. „Umorzenie” to powieść, która w tym elemencie, w pewnym stopniu również zawiodła. Tego elementu w niniejszej powieści było jak na lekarstwo. Remigiusz Mróz , nie dał tym razem wielkiego pola do popisu bohaterom. Jest to o tyle dziwne, że poprzednie tomy w sporych „ilościach” w swojej konstrukcji fabularnej zawierały ten element składowy. Jednak w tym wszystkim, i tak z sporą przyjemnością pochłonąłem kolejny tom opowiadający o niezłomnej parze adwokatów. Myślę, że niniejsza powieść pełni role przejściową do kolejnej części, która mam nadzieję będzie bardziej przemyślana. Może moja ocena jest na wyrost, ale to jednak nadal pozycja, która nomen omen reprezentuje pewną klasę. Reasumując, „Umorzenie” to najkrótszy tom serii. Co za tym idzie, jest trochę mniej wszystkiego…, emocji, suspensu i zwrotów akcji. Ale jestem daleki od porzucenia serii. Będę czytał cykl do tej pory, kiedy będzie mi to sprawiało przyjemność. Pozycja obowiązkowa dla fanów serii, i autora. Dla mnie dobre rzemiosło bez błysku. Ale jednak warte przeczytania. Polecam.
Za prekursora powieści kryminalnych, uważa się XIX – wiecznego, nowelistę, poetę i krytyka Edgara Alana Poe. Gatunek ten jest najczęściej czytanym rodzajem literatury pośród czytelników w naszym kraju. Jego popularność ciągle wzrasta. Na najwyższy poziom wzniósł go szwedzki pisarz Stieg Larsson, tworząc legendarną trylogię Millenium. Możemy wyodrębnić kilka pochodnych tego...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-15
Protagoniści we współczesnych powieściach kryminalnych, charakteryzują się pewnymi inklinacjami. Najczęściej jest to nie przerobiona trauma, złamane serce, i słaba samoakceptacja. Jak zazwyczaj bywa na dodatek na głowę spada, trudne, skomplikowane i złożone śledztwo. Wtedy główna persona musi podjąć wyzwania rzucone przez bezwzględnego mordercę. Stoczyć pojedynek nie tylko ten intelektualny, ale również fizyczny. Z takim typem narracji czytelnik ma również przyjemność, zapoznając się z niniejszą powieścią. Czy kolejne spotkanie z prozą Charlotte Link, zaliczę do udanych? Czy powieść trzyma w napięciu? Czy plot twist mnie zaskoczył? I czy podobała mi się kreacja bohaterów? Zanim odpowiem na te nurtujące pytania, wpierw przybliżę zarys fabularny powieści. Na rozległych wrzosowiskach północnej Anglii znaleziono zwłoki zaginionej rok wcześniej czternastoletniej Saski Morris. Niedługo potem ginie kolejna nastolatka, Amelie Goldsby. Czy w obu przypadkach chodzi o tego samego sprawcę? W okolicy, z zamiarem sprzedaży rodzinnego domu, przebywa także sierżant Kate Linville ze Scotland Yardu. Przez przypadek poznaje zrozpaczonych rodziców Amelie i nie z własnej woli rozpoczyna śledztwo. Jest to punkt wyjściowy dla całej fabuły. „Poszukiwanie” to bardzo solidny kryminał. Z dużą ilością opisów. Co jak na kryminał nie jest tak oczywiste. Bardzo przypadła mi sceneria do gustu. Lubię klimaty małomiasteczkowego społeczeństwa. Poczucia zagrożenia, wyobcowania, nieufności i zagrożenia. Tematów tabu, wspólnej podejrzliwości i obiekcji. Książkę bardzo się dobrze czyta. Cała historia jest bardzo angażująca. Narracja stoi na naprawdę wysokim poziomie. Wszystkie składniki rzemiosła pisarskiego są zbalansowane, tworząc swoistą „ucztę” czytelniczą. Natomiast jeśli chodzi o sam suspens i plot twist, może nie jest idealnie notabene zawsze może być lepiej, ale i pod tym względem moje oczekiwania w większym stopniu zostały zaspokojone. Powieść ta nie zawiera w sobie makabrycznych, mocnych i potwornych opisów. Jest to przede wszystkim kryminał psychologiczny. Który również działa na wyobraźnię, i może przyprawić o mocniejsze bicie serca. Kolejnym mocnym punktem powieści są jej bohaterowie. Muszą oni się mierzyć z wieloma niebezpieczeństwami, zagrożeniami i problemami. Ale również z wewnętrznymi „demonami”, które nie dają o sobie zapomnieć. Autorce udało się wykreować postacie z krwi i kości. Z którymi czytelnik powinien się łatwo utożsamić. Ich rozterki, nie spełnione marzenia, trudne przeżycia, zostały plastycznie opisane przez niemiecką pisarkę. W tym wszystkim, autorka nie zostawia naszych bohaterów samym sobie. Bowiem pojawia się iskierka nadziei, która może rozpalić ogień, który rozjaśni mrok. Reasumując, „Poszukiwanie” to bardzo dobry, kryminał. Może nie zmieni nic na rynku wydawniczym, ale na tyle jest angażujący, że powinien przypaść do gustu większości czytelników. Dla mnie to kolejne spotkanie z twórczością niemieckiej pisarki. Na pewno nie ostatnie. Sięgając po kryminały tej autorki, wiem, że dostanę rozrywkę na naprawdę niezłym poziomie. Nic mi nie pozostaje innego jak rekomendować niniejszą powieść. Polecam.
Protagoniści we współczesnych powieściach kryminalnych, charakteryzują się pewnymi inklinacjami. Najczęściej jest to nie przerobiona trauma, złamane serce, i słaba samoakceptacja. Jak zazwyczaj bywa na dodatek na głowę spada, trudne, skomplikowane i złożone śledztwo. Wtedy główna persona musi podjąć wyzwania rzucone przez bezwzględnego mordercę. Stoczyć pojedynek nie tylko...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-11
Poczucie winy, może przygnieść. Wyrzuty sumienia nie dawać spokoju. Te aspekty naszego życia, które mogą spotkać, każdego z nas, są nieodłącznym elementem naszej egzystencji. W tym wszystkim warto zachować zdrowy rozsądek. Nawet w trudnych chwilach nie warto się katować się i nie brać wszystkiego do siebie. Bowiem, zbyt wielkie przejmowanie się wszystkim, do niczego nie prowadzi. To właśnie te kwestie, które przed chwilą przedstawiłem są głównym motywem powieści „Śreżoga”, polskiej autorki Katarzyny Puzyńskiej. Pod płaszczykiem intrygi kryminalnej, znajdują się „dramaty”, z którymi muszą się mierzyć i żyć bohaterowie dwunastego tomu kryminalnej sagi o Lipowie. Jakie są moje wrażenia na świeżo po lekturze? Czy zostały zachowane proporcje pomiędzy wątkiem obyczajowym a kryminalnym ? I czy plot twist okazał się udany, frapujący i zaskakujący? O tym za chwilę. Wpierw chciałbym trochę rzucić światła na zarys fabularny powieści. W okolicy Lipowa giną trzy osoby. Ich ciała zostały zmasakrowane. Zamiast dłoni i stóp sterczą za to groteskowe ptasie nóżki. Ale to nie pierwszy raz, kiedy sprawca zabiera ze sobą trofeum. Cienie przeszłości mają niepokojący wpływ na teraźniejszość Czy prawdą jest, że kto usłyszy dźwięk wrzeciona kikimory, ten umrze? Po dramatycznych wydarzeniach z poprzedniego tomu, powoli opada kusz. Ale zło nie śpi, i podnosi „łeb”. Jest najbardziej obszerny tom ze wszystkich pozostałych. Ale narracja na tyle ciekawa, że pozwoliła na szybkie pochłoniecie tego „grubaska”. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że powieść posiada pewne mankamenty. Ale również zalety, które w mojej recenzji jak najbardziej zaakcentuje i spróbuję uwypuklić. Może zacznę od tego trochę słabszego „oblicza” powieści. Plot twist to istota powieści kryminalnej, i niestety rozwiązanie szarady to najsłabsza strona powieści. Głównym błędem autorki było zbyt duże nagromadzenie bohaterów i wątków. Jakby autorka, chciała nadać powieści na siłę zbyt wielkiego rozmachu. Suspens niestety był bardzo słabo zaznaczony, namacalny i niepokojący. Miałem wrażenie, że w tej „materii” pisarka, straciła pazur, przez co powieść trochę okazała się „przyciężkawa” i mało ekscytująca. Plot twist okazał się pustą wydmuszką, która nie mogła zaskoczyć. Ale to nie oznacza, że nie czerpałem przyjemności z lektury. Krótkie rozdziały powodowały, że książkę przeczytałem w ekspresowym tempie. Bowiem każdy epizod pobudzał moje zainteresowanie dalszym przebiegiem historii. Natomiast wątek obyczajowy i jego realizacja to wartość dodana powieści. Niektórzy mogą narzekać, że powieść jest za bardzo rozwleczona. Po części się z tym zgadzam, ale z drugiej strony autorka kupiła mnie ciekawymi portretami psychologicznymi bohaterów. Dzięki „głęboko”, zarysowanemu wątkowi obyczajowemu, miałem uczucie podczas czytania, że ich losy nie były mi obojętne. Ich plany, marzenia, sukcesy, ale również porażki, tragedie i traumy to „kwestie”, które w mistrzowski sposób zostały wykreowane, wyeksponowane i przedstawione. Dzięki czemu powieść posiada drugie „dno”. Natomiast został jak najbardziej zachowany balans miedzy wątkiem obyczajowym, a kryminalnym. W tej kwestii nie było dominującego „motywu” fabularnego. Chciałbym jeszcze wspomnieć, o wątku fantastycznym w powieści. Naczytałem się wielu komentarzy i opinii, że ten zabieg nie był trafiony przez pisarkę i źle wykorzystany zwłaszcza w późniejszych tomach. Ale w tym punkcie mojej recenzji chciałbym zaznaczyć, że jako fanowi kryminałów i nie tylko, nie widzę w tym względzie większego mankamentu fabularnego i literackiego. Jestem tego zdania, że kolejne tomy opowiadające o Lipowie są inne i może trochę odbiegają poziomem od początku twórczości autorki, ale w gruncie rzeczy jest to również rozrywka na niezłym poziomie. Reasumując, „Śreżoga”, to pomimo, pewnych nieścisłości, niespójności i nielogiczności to kawał porządnego kryminału, który broni się przede wszystkim ciekawym tłem obyczajowym. Jest to również historia, o daniu sobie drugiej szansy, i wybaczeniu drugiej osobie. Bowiem to co wydaje się z pozoru trudne i zagmatwane, może się okazać, kwestią mało istotną, którą łatwo wyjaśnić i rozwiązać. Pozycja obowiązkowa dla fanów pisarki, ale również czytelników, którzy mają ochotę na literaturę mniej zobowiązującą i ambitną. Z mojej strony deklaruje, że na pewno sięgnę po kolejne tomy, bowiem przy dwunastym tomie o Lipowie dobrze się bawiłem. Polecam.
Poczucie winy, może przygnieść. Wyrzuty sumienia nie dawać spokoju. Te aspekty naszego życia, które mogą spotkać, każdego z nas, są nieodłącznym elementem naszej egzystencji. W tym wszystkim warto zachować zdrowy rozsądek. Nawet w trudnych chwilach nie warto się katować się i nie brać wszystkiego do siebie. Bowiem, zbyt wielkie przejmowanie się wszystkim, do niczego nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-15
Rodzimy się jako istoty z gruntu dobre. Od narodzin nasze serca są czyste i nieskazitelne. Dopiero gdy stawiamy pierwsze kroki, wypowiadamy pierwsze słowa, powoli kształtuje się nasza osobowość. Dziecko wchłania bodźce z otoczenia, niczym gąbka wodę. Wszystko może się popsuć, gdy na drodze naszego rozwoju stanie czynnik, który może się okazać delikatnie mówiąc niepożądany. Gorącym tematem do dyskusji okazuje się kwestia, która dotyczy naszego ukształtowania, jako dorosłą osobę odpowiadającą za swoje czyny. Czy geny są powodem naszego skażenia na charakterze? które, mogą doprowadzić do niepożądanych skutków, czy to bodźce zewnętrzne i wpływ środowiska, są odpowiedzialne za nasze zachowanie? Tyle odpowiedzi co perspektyw? Moim celem nie będzie danie odpowiedzi na to bardzo trudne pytanie , ale przybliżenie sylwetki upadku człowieka, który był „najlepszym” z wszystkich „aktorów” tego „dramatu”. Zanim, mam nadzieje w sposób merytoryczny, wyłuszczę swoje racje, przybliżę zarys fabularny powieści. Lata 70., skorumpowane miasto pełne przestępców. Macbeth z niewielu nieprzekupnych policjantów, jest dowódcą jednostki specjalnej. Po brawurowej akcji wymierzonej w handlarzy narkotyków zaczyna piąć się po szczeblach kariery, Wpiera go Lady, piękna i wpływowa właścicielka kasyna. Jaki będzie koniec tej historii? Zanim przejdę do meritum recenzji przybliżę genezę powstania powieści. Z okazji przypadającej w 2016 roku 400. Rocznicy śmierci Williama Szekspira brytyjski wydawca Hogarth Press zaprosił do współpracy bestsellerowych pisarzy. Jednym z nich był mistrz skandynawskiego kryminału Jo Nesbo. I tak powstała unowocześniona wersja dramatu słynnego brytyjskiego dramaturga Williama Szekspira. Moi mili pewnie się zastanawiacie, czy takie projekty maja sens? Odpowiadam z całą mocą… „Zdecydowanie Tak”!!! Na przykładzie niniejszej powieści, mogę z ręką na sercu powiedzieć, że jestem oczarowany tą powieścią. Ale po kolei. Macbeth, który był niewyróżniającym się policjantem, mogłoby się wydawać szczęśliwym zbiegiem okoliczności, zaczął powoli się wdrapywać coraz wyżej w hierarchii służby prawa. Ale tak naprawdę był to początek jego końca. Za podszeptem swojej żony Lady, wkroczył na ścieżkę zbrodni. A spirala przemocy, występku i mordu, tylko obdarła głównego bohatera ze wszystkich cnót jakimi jego osobowość do tej pory się charakteryzowała. Macbeth zatracił się w chorej ambicji, wspierany przez swoją nemezis. Zmiana w jego osobowości, okazała się zatrważająca i głęboka. Jego najniższe instynkty wzięły górę, zamieniając go, w to co sam przez całe życie „tępił”, niszczył” i unicestwiał. Ale granica miedzy dobrem a złem jest bardzo krucha. Nie tylko główna persona i jej moralny upadek są mocnym punktem powieści. Głównym motywem powieści jest nie tylko niezaspokojona rządza władzy, ale również „rozkład” miasta. Narkotyki jako przedmiot „zniewolenia” oligarchów, zasypują miasto. Prowadząc do „rozkładu” metropolii. Każdy z nizin społecznych, ale również bogatych, jest upaprany w niegodziwościach, nikczemności i szemranych interesach. Czy istnieje szansa odkupienia win. Jo Nesbo w swojej powieści pomimo mrocznych tonacji, daję nadzieje na Happy End. Ale droga do tego jest trudna, ciernista i długa. Ale istnieją na tym świecie siły dobra. Co jest w samo w sobie pokrzepiające. Niesamowitym mocnym punktem powieści, nie tylko jest kreacja głównej persony, ale również innych bohaterów. Stadium obłędu jest tak sugestywnie, namacalnie i plastycznie przedstawione, że może nawet najbardziej zaprawianego w „boju” czytelnika przyprawić o ciarki na skórze. Jeden fałszywy krok, jedna trauma, jedno uszkodzenie neuronów, może doprowadzić do szaleństwa, z którego niema wyjścia, ani ratunku. Natomiast „Macbeth” jako powieść policyjna, moim zdaniem dzięki złożonej narracji to niesamowicie rasowy kryminał. Pomimo, że nomen omen historia jest oklepana, to jednak dotyka w sposób inwazyjny, ekspansywny i agresywny czytelnika, łapiąc za gardło, aż ten musi odłożyć książkę, aby nabrać głębszego oddechu. Jest to powieść niewątpliwie dla czytelników o mocnych nerwach. Podsumowując, powieść posiada w sobie wielki ładunek emocjonalny. Trudno obok niej przejść obojętnie. Dla mnie Jo Nesbo wywiązał się z zadania i mistrzowsko wstrzelił się w temat. Dla mnie skandynawski pisarz kryminałów udowodnił, że jest najlepszy w swoim fachu. Jest to najlepszy thriller, który przeczytałem w tym roku. Suspens, zagadka kryminalna i „ekspozycja” chorego umysłu, to elementy, które wnoszą powieść na niebotyczny poziom. Pozycja obowiązkowa dla fanów autora, ale również dla czytelników, którzy nie boja się wędrówki w głąb największego koszmaru, który może zawładnąć waszymi umysłami. Gorąco Polecam!!!
Rodzimy się jako istoty z gruntu dobre. Od narodzin nasze serca są czyste i nieskazitelne. Dopiero gdy stawiamy pierwsze kroki, wypowiadamy pierwsze słowa, powoli kształtuje się nasza osobowość. Dziecko wchłania bodźce z otoczenia, niczym gąbka wodę. Wszystko może się popsuć, gdy na drodze naszego rozwoju stanie czynnik, który może się okazać delikatnie mówiąc niepożądany....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-21
Rzym. Rok 1683 roku. W pewnej gospodzie w tajemniczych okolicznościach zapada na dziwną chorobę jeden z gości. Trucizna czy dżuma? W obawie przed epidemią podróżni zostają poddani kwarantannie. Jeden z podróżnych opat Melani, wraz z karłowatym posługaczem wszczynają śledztwo. A tymczasem Wiedeń zostaje oblężony przez Turków, i czeka na odsiecz króla Polski Jana III Sobieskiego. Czy powieść mi się podobała? Czy klimat epoki nowożytnej był wyczuwalny? Czy zagadka kryminalna napędzała fabułę powieści? I czy kreacja głównego bohatera przypadła mi do gustu? Chciałbym więc zacząć od otoczki powieści. Bowiem jest wiele do opisania i poruszenia, w tym aspekcie. Mroczna czeluść katakumb. Relikwie niewiadomego pochodzenia. Ciemne podziemia. Strach spotęgowany, groźbą wybuch epidemii dżumy. Wróg u bram, chrześcijańskiego świata. To wszystko powoduje, że czytelnik może odczuć strach i napięcie jakie towarzyszyło gościom gospody. To wszystko jest okraszone atmosferą klaustrofobii…- syndromem zamkniętego pomieszczenia. Grozę potęguje grasujący morderca, który okazuje się nieuchwytny, groźny i diabelnie inteligentny. Ale to co interpretujemy się na pierwszy rzut „poznawczy”, może się jednak okazać mirażem, fałszem i kalumnią. Czytelnik z rozdziału na rozdział dostaje więcej „danych”. Ale zagadka przez to nie okazuje się łatwiejsza do rozwiązania i zinterpretowania. Właśnie motyw zbrodni, w niniejszej powieści jest dość zgrabnie zagrany, wykreowany i wykorzystany. Jest to niewątpliwie zaleta powieści. Chociaż w tej kwestii mam pewne zastrzeżenia. Odbiorca, bowiem zostaje „zalany” informacjami dotyczącymi epoki. Przez co główny wątek zostaje nieco „rozcieńczony” i, w pewnym momencie fabularnym, nie co wieje nudą. Ale z drugiej strony rozumiem ten zabieg wykorzystany w powieści przez autorów. Bowiem poprzez wstawki historyczne, które notabene mogą czasami nużyć i męczyć okazują się nieodłącznym elementem książki. Może to niektórych czytelników, odstraszyć, ale ja to wszystko wziąłem za „dobrą monetę” i zanurzyłem się z przyjemnością w meandry epoki. Niniejsza lektura, to swoiste kompendium wiedzy na temat ówczesnego Rzymu, pontyfikatów głowy apostolskiej, oraz spisków na najwyższym szczeblu władzy. Można zarzucić powieści pewną schematyczność. Wielki wpływ na duet pisarski, miało niewątpliwie dzieło włoskiego erudyty Umberto Eco „Imię Róży”. Ale pomimo tego dość widocznego i trochę przeszkadzającego w czytaniu „faktu”, powieść, a zwłaszcza w późniejszej „fazie” bardzo mi się dobrze czytało. Niewątpliwie mam słabość do takiej tematyki. A co jeśli chodzi o rozwiązanie szarady. W pewnym stopniu może nie okazała się widowiskowa, oszałamiająca ani frapująca, ale na tyle zadowalająca, że powieść całościowo odbieram pozytywnie. Na deser sobie zostawiłem istotę powieści, czyli jej bohaterów. Historia jest opisana z perspektywy karłowatego posługacza, który pomaga rozwikłać zagadkę, kryminalną. Każdy z nas ma plany, marzenia i prawo do szczęścia. Jednak los zazwyczaj spłata nam figla. Ale pomimo wszystko, warto walczyć o swoje , i dążyć do wytyczonego celu. Bowiem to nas definiuje jako istoty myślące, szukające swojej drogi i ścieżki w tym nieprzyjaznym miejscu jakim czasami okazuje się nasze najbliższe otoczenie. I tą właśnie postawę reprezentuje nasz główny narrator. Którego marzeniem jest zostać kronikarzem. Jego dar obserwacji, empatia i wrażliwość to nie tylko atrybuty, które są nieodłącznym elementem przyszłego zawodu, ale również pomagają mu w rozwiązaniu szarady, oraz w zrozumieniu pobudek mordercy. Summa summarum, powieść dobra zwłaszcza, jej druga część. Miałem nieodparte wrażenie, że w pewnym momencie, fabuła złapała drugi oddech, a akcja ruszyła z kopyta. Powieść powinna się spodobać fanom zagadek kryminalnych, o mocno zarysowanym tle historycznym. Ale również tym, czytelnikom, którzy są bardzo dociekliwi, i pragną swoją spostrzegawczość wystawić na duży wysiłek intelektualny. Polecam.
Rzym. Rok 1683 roku. W pewnej gospodzie w tajemniczych okolicznościach zapada na dziwną chorobę jeden z gości. Trucizna czy dżuma? W obawie przed epidemią podróżni zostają poddani kwarantannie. Jeden z podróżnych opat Melani, wraz z karłowatym posługaczem wszczynają śledztwo. A tymczasem Wiedeń zostaje oblężony przez Turków, i czeka na odsiecz króla Polski Jana III...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-07
Morderstwo można popełnić, z różnych powodów. Z pobudek materialnych, z miłości lub po prostu z lęku. Czasami się zastanawiamy słysząc, czy to z środków przekazu medialnego, czy z gazet o różnych wynaturzeniach, które prowadzą do tragedii. Co siedzi w głowie sprawcy zbrodni? Nawet fachowcy czasami rozkładają bezradnie ręce. Są różne typy sprawców. Działający racjonalnie na swój wypaczony sposób, lub całkowicie odklejeni od rzeczywistości, których poczytalność jest bardzo wątpliwa. Na potrzeby powieści twórcy kryminałów tworzą i kreują złoczyńców, którzy sieją popłoch wśród zazwyczaj okrojonego społeczeństwa. Do takich autorek oczywiście się zalicza królowa kryminałów Agata Christie. Jest jedną z autorek najchętniej czytanych przez współczesnego czytelnika. Stworzyła wiele schematów i wątków kryminalnych, żonglując nimi tak umiejętnie, że nawet najbardziej wnikliwy mól książkowy, częściej jest wpuszczany w maliny, niż odgaduje, kto zabił. Czy zaskoczył mnie plot twist? Czy warstwa psychologiczna i obyczajowa, z której znana jest brytyjska pisarka, również pełni w powieści wiodącą rolę? I czy podobała mi się sama powieść? O tym za chwilę. Chciałbym rzucić trochę światła na zarys fabularny powieści. Puntem wyjściowym dla powieści jest zabójstwo małej Joyce. Która została utopiona podczas niewinnej halloweenowej zabawy, bo powiedziała, że kiedyś była świadkiem morderstwa. Wezwany na pomoc Herkules Poirot ma więc do rozwiązania sprawę zabójstwa sprzed kilku dni i… kilku morderstw sprzed paru lat. Jeśli chodzi o klimat powieści to jak najbardziej został zachowany podskórnie lęk, który czytelnikowi towarzyszy podczas lektury. Bowiem morderca jest sprytny, bezwzględny i piekielnie inteligentny. Z ręką na sumieniu przyznaje, że nie odgadłem symetrii wątków powyższej powieści, które powinny nasunąć mi trop, kto jest mordercą. Jest coś w książkach Agaty Christie, że trudno pomimo powielanych schematów fabularnych notabene brytyjska pisarka napisała blisko osiemdziesiąt kryminałów i zbiorów opowiadań, odgadnąć „clue” powieści. Co nadaje jej dziełom pewnej rasowości, splendoru i statecznego powabu. Natomiast mam takie odczucie, że tym razem obok wątku kryminalnego niebagatelna rolę w powieści pełniła warstwa psychologiczna. Powieść „Wigilia wszystkich świętych” to przede wszystkim stadium rozkładu i zgnilizny duszy ludzkiej. Tylko w chorym umyśle, może powstać zamierzenie i plan działania, prowadzący do morderstwa dziecka. A utopienie dziewczynki to jedna najohydniejszych zbrodni, jaką może popełnić człowiek. Licho nie śpi, i gdy się przebudzi, sieje spustoszenie, grozę i okropność. Pod wieloma postaciami, krąży po świecie, i w sposób okrutny, makabryczny i szatański wybiera ofiarę. Nie przypadkowo brytyjska pisarka swoją powieść osadziła w okresie święta zmarłych. Lepiej zostawić zmarłych w spokoju. Wartością dodaną książki jest niewątpliwie czasami irytujący belgijski detektyw Herkules Poirot. Można go nie lubić. Czasami wręcz irytuje swoim zachowaniem, i wysokim mniemaniem o swojej osobie. Ale jestem w tym gronie fanów byłego policjanta, że na to wszystko przymykają oko, i za zapartym tchem obserwują prace jego szarych komórek, które wykorzystuje, aby dopaść mordercę. Powieść sama w sobie jest bardzo dobra, ale mam nieodparte wrażenie, że można było z fabuły „wycisnąć” jeszcze więcej. Niektóre wątki moim zdaniem zostały zbyt szybko ucięte i potraktowane po macoszemu. A sam motyw mordercy nie do końca mnie przekonał. Trochę jednak można było wyczuć zbytnią schematyczność, i zbyt skostniałą konstrukcje fabularną. Zwłaszcza było to wyczuwalne w ostatnich akordach powieści. Brakowało pewnego polotu, rozmachu i błyskotliwości w meritum powieści. Summa summarum, zaliczam niniejszą powieść do udanych. Może się nie wybija niczym błyskotliwym ,ani specjalnym, ale jej konstrukcja jest zadowalająca i powinna zadowolić fanów pisarki. Ale również czytelników, którzy może chcą spróbować swoich sił w klasyce gatunku. Zachęcam, bowiem profity z czytania, niniejszej powieści, są nad wyraz odczuwalne. Polecam.
Morderstwo można popełnić, z różnych powodów. Z pobudek materialnych, z miłości lub po prostu z lęku. Czasami się zastanawiamy słysząc, czy to z środków przekazu medialnego, czy z gazet o różnych wynaturzeniach, które prowadzą do tragedii. Co siedzi w głowie sprawcy zbrodni? Nawet fachowcy czasami rozkładają bezradnie ręce. Są różne typy sprawców. Działający racjonalnie na...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-17
Każdy kryminał, powinien mieć to „coś”, co sprawia, że zapominamy o całym świecie. A nasze myśli, nieustannie kręcić się wokół szarady, która zanim przeczytamy ostatni akapit, nie dam nam „spokoju”. Styl pisarza naprawdę jest ważny, nie wspominając o kreacji bohaterów i końcowym plot twiście. Rasowy thriller, tym się różni od dobrego, ze gdy wsiąkniemy w meandry dochodzenia. i „Modus operandi” mordercy, to autor może nas doprowadzić do stanu, że czujemy zaciśniętą rękę na gardle, która nie rozluźnia chwytu, aż do finałowego rozwiązania tajemnicy. Czy taka jest najnowsza powieść szwedzkiej pisarki Camilii Lackberg, która wraca do fanów z jedenastym tomem opowiadającym o kolejnych losach mieszkańców Fjallbaki? Czy plot twist okazał się uderzeniem w „punkt”, prosto w moje serce i umysł, Czy kreacja bohaterów przypadła mi do gustu? Zanim odpowiem na te ważkie pytania, pokrótce opowiem o zarysie fabule. Miasteczkiem wstrząsa wiadomość o dwóch zbrodniach. Ktoś bestialsko morduje znanego fotografa przygotowującego właśnie wystawę w miejscowej galerii. Dwa dni później do strasznej zbrodni dochodzi na pobliskiej wysepce, gdzie sławny pisarz pracuje nad dziesiątym tomem swojej powieści. Czy obie zbrodnie coś łączy? Na to pytanie spróbują odpowiedzieć prowadzący śledztwo Patrik Hedstrom i jego wydział śledczy. Na początku moich racji, musza przyznać, że to najbardziej niedopracowana powieść z całej serii. Ale paradoksalnie świetna narracja, która posiadała mankamenty, a zarazem pewien powab sprawiła jednak, że na jednym wydechu pochłonąłem tą cegiełkę. W tej powieści atrakcyjność nie polegała na bezbłędnym poprowadzeniu wątku kryminalnego i obyczajowego, notabene w początkowej fazie powieści odgadłem tożsamość mordercy, ale w pewnej prostocie, która nie jest zarzutem, ale pewną zaletą, która sprawia, że powieść może trafić do szerszego grona czytelników. I w tym gronie również moja skromna osoba się znajduje. Nie wiem, z czego wynika moja słabość do niniejszej powieści, ale naprawdę bardzo dobrze mi się ją czytało. Zupełnie mnie nie raziły błędy merytoryczne. Fabuła, która momentami była rozwodniona, również negatywnie nie wpływała na mój ogólny odbiór powieści. Jak już podkreśliłem, szybko ustaliłem mordercę, ale, i tak udało się autorce wywieść mnie w pole. Bowiem wątek kryminalny, posiadał drugie dno. Za co wielka chwała pisarce. Zwrotów akcji było wiele, a przedstawienie motywu mordercy ,okazało się spektakularne, widowiskowe i zjawiskowe. Suspens również momentami był wyczuwalny, co nadaje powieści pewnej rasowości i literackiego splendoru. Trzeba wspomnieć o wątku obyczajowym, który pełni ważną rolę w powieści. W wcześniejszych tomach, niektóre sytuacje mnie trochę mnie irytowały, ale pomimo, powielania, niektórych schematów relacji pomiędzy bohaterami, tym razem to mi nie przeszkadzało. Może było trochę za dużo opisów, które zupełnie nie wpłynęły na fabule, ale ogólnie watek obyczajowy oceniam pozytywnie. Udało się autorce sprawić, ze losy bohaterów były dla mnie nie obojętne, a wręcz przeciwnie przejmowałem się ich troskami, dylematami, i bolączkami. Ostrzegam w tym tomie pisarka rzuca postaci na głęboka wodę. Podsumowując, „Kukułcze jajo” to może nie ożywczy, ani najlepszy kryminał Lackberg, ale posiada cechy, które mogę tu śmiało napisać nadają powieści pewnej rasowości. Pozycja, powinna się spodobać wszystkim fanom cyklu. Ale również wszystkim czytelnikom , którzy nie mieli wcześniej przyjemności z twórczością szwedzkiej pisarki. Polecam.
Każdy kryminał, powinien mieć to „coś”, co sprawia, że zapominamy o całym świecie. A nasze myśli, nieustannie kręcić się wokół szarady, która zanim przeczytamy ostatni akapit, nie dam nam „spokoju”. Styl pisarza naprawdę jest ważny, nie wspominając o kreacji bohaterów i końcowym plot twiście. Rasowy thriller, tym się różni od dobrego, ze gdy wsiąkniemy w meandry...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-31
Mgła, która spowija wszystko. Zasłania to co widoczne i ukryte, na pierwszy rzut oka. Jej mleczna konsystencja, jest tak gęsta, że łatwo się zaginąć. Za tym zjawiskiem, może się kryć nienazwana groźba. A licho nie śpi. A „Zło czai się wszędzie”. Trudno się przebić oryginalnym pomysłem na fabułę, zwłaszcza podgatunkiem jakim jest kryminał. Ale bywają wyjątki. Czy Izabelli Janiszewskiej udała się ta sztuka? Czy bohaterzy zostali dobrze wykreowani? Czy złożoność fabularna okazała się zaletą powieści, czy też wadą? I czy plot twist zrobił na mnie wrażenie? Zanim odpowiem na te nurtujące pytania, nakreślę zarys fabularny powieści. Kiedy dziewiętnastoletnia Alicja Jarosz znika mglisty poranek, na mieszkańców Sinic pada strach. Potęguje go świadomość. Że nie jest pierwszą nastolatką, która weszła w unoszącą się nad łąkami biel i przepadła bez śladu. Co stało się z dziewczyną? I czy wróci, skoro inni przed nią zaginęli bez wieści? Może zacznę od tego „Ludzie z mgły” Jest to bardzo dobry kryminał. Posiada walory warsztatowe i literackie, które mogą być dla postronnego czytelnika atrakcyjne. Ale ja jednak w euforie bym nie popadał . Bowiem niniejszej książce trochę brakuje, aby została „ogłoszona”, rasowym dreszczowcem. Na taki stan rzeczy, niewątpliwie wpływ ma fakt, że powieści brakuje „mięsa”. Brakuje momentów przyspieszania, i napięcia. Suspens to towar deficytowy historii. Moje odebranie powieści może jest nieco surowe. Pewnie miałem inne oczekiwania. Bowiem zderzyłem się z powieścią nie mrożącą krew w żyłach, ale summa summarum bardzo dobrze poprowadzonym kryminałem psychologicznym. Zanim przejdę płynnie do tego aspektu. Chciałbym nadmienić, elementy, szczegóły i detale, które najmniej mi przypadły do gustu. Poprowadzona fabuła na dwóch płaszczyznach czasowych, to zabieg, który czytelnik kryminałów dobrze zna. Proza Puzyńskiej i Lackberg, to najlepsze przykłady takiego poprowadzenia wątku fabularnego. I z tym zabiegiem mamy do czynienia w tej powieści. Ale finalnie ten zabieg nie rozwiązuje głównego wątku kryminalnego. Co dla mnie nie jest wielkim mankamentem powieści. Natomiast samo rozwiązanie szarady, również mnie nie doprowadziło do jakiś większych emocji i szybszego bicia serca. Co prawda nie domyśliłem się kto jest sprawcą, ale finalnie nie podniosło to mojej oceny powieści. Trochę ponarzekałem, więc przejdę do atutów powieści. Które takowe posiada książka. Portrety psychologiczne postaci to najmocniejsza strona powieści. Bohaterowie zostali w sposób perfekcyjny wykreowani. Posiadają swoją charyzmę, głębie, i magnetyzm. Nie są jednowymiarowi, ani nijacy. Jest to zbiór person, który pod wieloma względami może być atrakcyjny dla czytelnika. Ich złożona psychika, jest nad wyraz zagmatwana, dzięki czemu trudno się dopatrzeć klarownego obrazu, na który składa się odbiór danej osoby. Zaginięcie Alicji, dziewczyny, która poszła dopiero co na studia, która poczuła, że żyje. To właśnie w jej najbliższym otoczeniu, trzeba dopatrywać się osoby, która nie mogła się pogodzić z jej nową naturą. Moim zdaniem historia opisana w tej powieści, może nie przetrwać próby czasu, i zniknąć w odmętach natłoku wydawniczego. Co o tyle jest smutne, że narracja, miała o wiele większy potencjał. Ale to tylko moja subiektywna opinia. Podsumowując, moje wrażenia po lekturze są pozytywne, i na pewno sięgnę po inną książkę tej autorki. Dla mnie zabrakło tego „czegoś”, abym piał z zachwytów. Co nie zmienia faktów, że to dobry, a momentami bardzo dobry kryminał. Książkę polecam, dla czytelników, którzy jeszcze nie odkryli prozy Izabeli Janiszewskiej, ale również tym, gdzie przeżycia wewnętrzne bohaterów, ich smutki, bolączki i trudy codzienności, wybijają się na pierwszy plan w przedstawionej historii. Polecam.
Mgła, która spowija wszystko. Zasłania to co widoczne i ukryte, na pierwszy rzut oka. Jej mleczna konsystencja, jest tak gęsta, że łatwo się zaginąć. Za tym zjawiskiem, może się kryć nienazwana groźba. A licho nie śpi. A „Zło czai się wszędzie”. Trudno się przebić oryginalnym pomysłem na fabułę, zwłaszcza podgatunkiem jakim jest kryminał. Ale bywają wyjątki. Czy Izabelli...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-19
Nikomu nie trzeba przedstawiać Remigiusza Mroza. Bowiem jest to pisarz niesamowicie płodny, a jego kolejne książki to ważne wydarzenie na naszym rynku wydawniczym. Wiele cyklów, które stworzył rozpalają wyobraźnię kolejnej fali czytelników. Można zarzucać autorowi zbyt wielką wtórność i powielanie schematów. Może zarzuty mają racje bytu i są na miejscu, ale kolejny tom o Chyłce pokazał, że Mroz jest mistrzem pisania historii, obok, których czytelnik nie przejdzie obojętnie. Gdzie tkwi sukces polskiego autora? Czy plot twist okazał się frapujący? I jakie są moje wrażenia po lekturze? Zanim odpowiem na te pytania, przybliżę zarys fabularny powieści. W drodze na Annapurnę, jeden z najgroźniejszych szczytów na świecie, ginie troje polskich wspinaczy. Ekipy ratunkowe odnajdują jedynie przysypane śniegiem, poskręcane liny, ale nie trafiają na żaden inny ślad po grupie. Kilka tygodni później jedyna członkini wyprawy pojawia się na granicy nepalsko- tybetańskiej, po czym zostaje zatrzymana. Polscy śledczy przewożą ją do kraju, gdzie ma odpowiadać za zabójstwo- okazuje się bowiem, że aby przeżyć w górach, doprowadziła do śmierci swoich towarzyszy. I w tym momencie na scenę wkracza duet adwokatów, dobrze nam znanych. Pomimo, że kolejne tomy opowiadające o przygodach Chyłki i Oryńskiego, kolokwialnie rzecz ujmując są pisane na jedno kopyto, to jednak z lektury czerpałem niesamowitą frajdę. Na ten stan rzeczy ma wpływ wiele czynników. Sam styl pisarza jest bardzo przystępny. Dialogi są świetnie skonstruowane, a nawiązania do popkultury nadają powieści powabu, atrakcyjności i sznytu nowej przygody. Można powieści zarzucić oderwanie od rzeczywistości i, w niektórych momentach pojawiające się absurdalności w konstrukcji fabularnej, ale na ten aspekt patrzę ze szerszego kontekstu. Bowiem, te nieścisłości logiczne, może pojawiają się w powieści „lawinowo” to jednak jest do tak ubrane w słowa, że trudno nie oprzeć warsztatowi pisarza. Remigiusz Mroz jest mistrzem suspensu, mało pozornie nie pasujące elementy układanki, na koniec tworząc całość o iście frapującej, atrakcyjnej i eleganckiej retoryce. Wszystkie wątki są z iście zegarmistrzowską precyzją wyważone dzięki czemu, fabuła nie leci łeb na szyję, a z gracją jest zachowany balans fabularny. Powieść ma wiele wątków, które zostały zainicjowane w poprzednich tomach. „Kontratyp” pod tym względem płynnie przechodzi i kontynuuje wątki, nadający powieści szerokiego, urozmaiconego i wielowarstwowego znaczenia. Jeśli chodzi o plot twist, to nie domyśliłem się rozwiązaniu szarady, a moje teorie okazały się delikatnie rzecz ujmując nie trafione. Rozwiązanie zagadki kryminalnej zostało przedstawione w sposób klarowny, a motywy protagonisty okazały się nad wyraz niecne, niegodziwe i perfidne. Uważam, że cały cykl o Chyłce, to powieści o niesamowitym natężeniu emocjonalnym. Można zarzucić autorowi, że zrobił z tego operę mydlaną lub jak to woli telenowelę. Ale zapoznając się na dzień dzisiejszy z ósmym tomem cyklu, to jednak nie widzę tendencji spadkowej. Mam nadzieję, że ten trend się utrzyma, i być może pani adwokat, dostarczy mi jeszcze rozrywki na najwyższym poziomie. Reasumując, „Kontratyp” to świetna kontynuacja przygód Chyłki i Zordona. Nie czuje zmęczenia materiału. A wręcz przeciwnie. W powieści czuć myśl przewodnią, która z uporem jest utrzymana przez autora, dzięki czemu powieść nie rozjeżdża się fabularnie. Pozycja dla fanów pisarza, ale również dla innych czytelników, którzy poszukują książki o mniej wymagającej treści na okres wakacyjny. Dla mnie powieść bardzo udana. Gorąco Polecam.
Nikomu nie trzeba przedstawiać Remigiusza Mroza. Bowiem jest to pisarz niesamowicie płodny, a jego kolejne książki to ważne wydarzenie na naszym rynku wydawniczym. Wiele cyklów, które stworzył rozpalają wyobraźnię kolejnej fali czytelników. Można zarzucać autorowi zbyt wielką wtórność i powielanie schematów. Może zarzuty mają racje bytu i są na miejscu, ale kolejny tom o...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-22
„Trzymaj swoich przyjaciół blisko, ale jeszcze bliżej trzymaj swoich wrogów”. Ten cytat legendarnego mistrza słowa pisanego Mario Puzo, jak najbardziej może być sloganem, a zarazem kwintesencją, powieści Vincenta V. Severskiego. Polski pisarz notabene funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, na kartach swojego cyklu odkrywa i pokazuje od kuchni, mechanizmy, które działają na arenie światowej polityki, technik szpiegostwa i globalnego zagrożenia. Powieść „Nieśmiertelni” jak najbardziej wpisuje się w wzór poprzednich części cyklu. Ale czy równie spektakularnie ? Jakie są moje wrażenia po lekturze? I czy takiego rodzaju literatura jest potrzebna na naszym rynku wydawniczym? Zanim odpowiem na te ważkie pytania, pokrótce przybliżę fabułę powieści. Ekipa Konrada Wolskiego znów rusza do akcji. W Teheranie daleko poza granicami kraju, ma zapobiec konfliktowi zbrojnemu na skalę światową. Jednocześnie na politechnice w Sztokholmie ktoś brutalnie morduje cztery osoby. Chciałbym moją analizę zacząć od tego najważniejszego, czyli konstrukcji fabularnej. Zaczyna się trzęsieniem ziemi jak u Hitchcocka, i mogłoby się wydawać, że napięcie będzie tylko wzrastać. Ale w tym konkretnym przypadku polski autor studzi zapędy czytelnika. I serwuje w pewnym stopniu wyważoną historię, gdzie siatka szpiegowska, która oplata cały świat, pełni kluczową rolę w powieści. Mogłoby się wydawać, że to spory zarzut jeśli chodzi o istotę powieści, ale styl i warsztat Severskiego zaciera ten aspekt. Bowiem język jakim operuje pisarz, ociera się o wybitność. A wszystko co było zawarte w powieści, pochłaniałem z nie małym zaangażowaniem, ciekawością i skupieniem. Muszę się przyznać, że przy lekturze pierwszego tomu, trochę się czułem się wynudzony. Ale ostatnie akcenty „Nielegalnych”, zmieniły moją optykę, jeśli chodzi o całość, jak i później cały cykl. Dlaczego o tym wspominam? Bowiem „Nieśmiertelni” trzymają bardzo równy poziom poprzednich powieści autora. Niektórzy czytelnicy mogą i odebrać niniejszą powieść, jako przegadaną i mało „spontaniczną”. Ale ja zaliczam się do obozu entuzjastów, którym nie przeszkadza dość powolna narracja. Bowiem budowanie podwalin pod finał, to była czysta „poezja”. Natomiast moim małym zarzutem jest trochę zbyt mało wyszukane, i nietrzymające w napięciu finalne akcenty ostatecznej rozwałki. Może zbiegiem czasu docenię ten zabieg. Mam słabość do autorów, którzy puszczają oko do czytelnika, jeśli chodzi o nawiązania do wszechogarniającej nas popkultury. W tym aspekcie zostałem rozpieszczony przez autora. Jestem zdania, że potrzebne są powieści tego typu. Bowiem, cykl Severskiego, ma w sobie coś z reportażu. Dzięki czemu czytelnik może dogłębnie poznać tajniki szpiegostwa: geopolitycznego, gospodarczego i przemysłowego. Te wszystkie elementy składają się na pewną rzetelność, fachowość i solidność, która wręcz wypływa z kart powieści. Niesamowicie mocnym punktem powieści są jej główni bohaterowie. Poświęcenie, braterstwo broni, heroizm i oddanie, to określenia, które są tworzywem, na który składa się ekipa Konrada Wolskiego. Czułem podczas czytania powieści, wielka chemię między członkami zespołu. Każdy z nich by poszedł w ogień za przyjacielem. Wielkim szacunkiem, można darzyć głównych protagonistów, którzy wszystko zrobią, aby wykonać swoją misję. Determinacja, samozaparcie, niezłomność, to cechy prawdziwego szpiega, który w obliczu zagrożenia nie zdradzi ojczyzny. Ale Severski ukazuje również drugą stronę medalu. Niektóre działania bohaterów mogą się okazać niejednoznaczne w odbiorze. Bowiem wiele jest perspektyw poznawczych. Nie wszystko jest białe lub czarne. Odcień szarości, jest nieodłącznym elementem poczynań szpiega. Dzięki czemu w książce nie mamy do czynienia z krystalicznymi bohaterami. Ale postaciami z krwi i kości. Którzy posiadają słabości, wady i słabe punkty. Reasumując, powieść bardzo dobra. Na wielu płaszczyznach wybitna. Pomimo, niektórych niedoskonałości, kolejna udana część cyklu. Lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów pisarza jak i książek Roberta Ludluma. Mogę zdradzić, że przygodę z autorem, można zacząć od tej części. Dla mnie była to świetna przygoda. Pomimo sporych gabarytów, powieść jak najbardziej wciągająca i łatwa w przyswojeniu. Gorąco Polecam.
„Trzymaj swoich przyjaciół blisko, ale jeszcze bliżej trzymaj swoich wrogów”. Ten cytat legendarnego mistrza słowa pisanego Mario Puzo, jak najbardziej może być sloganem, a zarazem kwintesencją, powieści Vincenta V. Severskiego. Polski pisarz notabene funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, na kartach swojego cyklu odkrywa i pokazuje od kuchni, mechanizmy, które działają na...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-09
Herkules Poirot. Dla niewtajemniczonych uważany za Anglika lub Francuza. Niezbyt wysokiego wzrostu. Jajowata głowa przechylona lekko na jedną stronę. Czarne sztywne, wypielęgnowane wąsy. Obsesja na punkcie symetrii, ładu i porządku. Cechująca tego detektywa, odrobina próżności i pewności siebie, może irytować, ale są to cechy wewnętrzne, które pomogły nie raz w uchwyceniu nawet najbardziej przebiegłego mordercy. Oczywiście niebagatelną rolę odgrywają szare komórki, które nie raz słynnemu belgijskiemu detektywowi ułatwiły, w rozwiązaniu nawet najbardziej zagmatwanej kabały. To właśnie postać Herkulesa Poirota najczęściej pojawiała się w powieściach słynnej pisarki Agaty Christie. Notabene autorka nie darzyło tego bohatera wielką estymą i sympatią. Przed wami drodzy czytelnicy recenzja zbioru opowiadań, którego bohaterem jest powyższa postać. „Dwanaście prac Herkulesa”. Jak sam tytuł mówi, opowiada o dwunastu pracach Poirota, która odnosi się i jest wariacją na temat mitycznych prac Heraklesa. Była to kara nałożona przez wyrocznię na herosa Heraklesa, za wymordowanie przez niego własnej rodziny. Czy taka antyczna forma mi się podobała? Czy zbiór opowiadań był ciekawy, intrygujący i interesujący? I czy niniejszą kompozycję mogę z ręku na sercu polecić? Jestem rozdarty. Wielka estymą i nostalgią darzę postać Poirota. Byłem bardzo ciekaw, do jakiego worka wrzucę jego przygody. Czy to będzie uczta literacka na wielu płaszczyznach poznawczych, czy też rozczarowanie. Bowiem kto czyta moje recenzje mógł zauważyć, i zaobserwować, że nie jestem wielkim fanem opowiadań. Są pod tym względem wyjątki, ale ogółem bardziej lubię dłuższą formę. Odpowiadam…- z całą sympatią do angielskiej pisarki, spotkało mnie tym razem rozczarowanie, które może nie jest dogłębne, ale pozostawiło po sobie poczucie solidnej goryczy. Zacznę od tego, że opowiadania są bardzo nierówne. O wiele bardziej mi się podobały te o tematyce stricte kryminalnej. Pisarka bardzo sobie dobrze poradziła z „motywem” morderstw, niż z opowieściami około kryminalnymi. I w tym niniejszym zbiorze jest to nad wyraz widoczne i wyczuwalne. Dwa opowiadania stały naprawdę na bardzo wysokim poziomie. W których można było wyczuć ducha opowiadań gotyckich. W których był wyczuwalny suspens, dreszczyk i powiew grozy. Reszta opowiadań stała na solidnym poziomie. Ale nie przekuły mojej uwagi i, nie oddziaływały inwazyjnie na moją wyobraźnię. Brakowało w nich klimatu i frapującej zagwozdki. Co o tyle jest smutne, że Agata Christie to jedna z moich ulubionych autorek jeśli chodzi o ten gatunek literacki. Problem jeśli chodzi o konstrukcje fabularną powtarza się z innym zbiorem opowiadań, notabene czytanego nie dawno przeze mnie. Mam nieoparte wrażenie, że Agata Christie w krótszej formie pokazywała tylko ułamek swojego kunsztu pisarskiego. Ale nie mi to oceniać, ani stawiać tak śmiałe tezy. Bowiem to tylko moje subiektywne odczucia i wrażenia. A jeśli chodzi o zdiagnozowanie i zdefiniowanie tego problemu, to są ode mnie osoby mądrzejsze i znające się bardziej na literaturze. Z mojej strony mogę tylko napisać, że zbiór mógłby być o wiele lepszy, ale również gorszy. W tym wszystkim mam jedną refleksję, że pomimo ogólnie rzec ujmując średniego poziomu zbioru. Jedno udało się autorce, przenieść z swoich powieści na opowiadania. Jest to oczywiście psychologia bohaterów, a co za tym idzie również zbrodni. Może nie we wszystkich opowiastkach ten motyw, gra główną rolę, ale przeważnie „clue” okazało się zazwyczaj ukryte, zawoalowane i sekretne. Co samo w sobie jest zaletą niniejszej kompozycji. Summa summarum „Dwanaście prac Herkulesa” nie będzie moja ulubioną pozycją Angielskiej pisarki. Jest wiele czynników, które mają wpływ na taki stan rzeczy. Co oczywiście nie oznacza, że mogę być w większości. Ogółem są to solidne opowiadania, z dwoma wybitnymi opowiastkami. Może zbiór bez polotu i fajerwerków, ale dla miłośników autorki pozycja obowiązkowa. Dla mnie pomimo, dobrych momentów, średnia rozrywka.
Herkules Poirot. Dla niewtajemniczonych uważany za Anglika lub Francuza. Niezbyt wysokiego wzrostu. Jajowata głowa przechylona lekko na jedną stronę. Czarne sztywne, wypielęgnowane wąsy. Obsesja na punkcie symetrii, ładu i porządku. Cechująca tego detektywa, odrobina próżności i pewności siebie, może irytować, ale są to cechy wewnętrzne, które pomogły nie raz w uchwyceniu...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-06
2023-05-22
Katarzyna Puzyńska to mistrzyni kryminałów, o mocno wyczuwalnym tle obyczajowym. Można ją porównać do mistrzyni suspensu Agaty Christie. Obie panie wiele łączy. Polska autorka w swojej twórczości nie boi się poruszać tematów tabu. Jej bohaterowie są pełnokrwiści. Bez zbędnego lukru i ugrzecznienia. To moje jedenaste spotkanie z mieszkańcami fikcyjnego Lipowa. Cały cykl miał swoje wzloty i upadki. Jak w ten deseń komponuje się powieść „Pokrzyk”? Czy dobrze się bawiłem? Czy wątek kryminalny okazał się frapujący? Czy suspens był wyczuwalny? I czy było czuć klimat poprzednich części? Moje przemyślenia zacznę od zarysu obyczajowego. Ten aspekt w niniejszej powieści został osadzony i oparty na wątku trójkąta miłosnego. Z całym szacunkiem do autorki przez trzy czwarte książki wydawało mi się, że czytam słabe romansidło. Ten motyw został przez pisarkę fatalnie poprowadzony. Miałem wrażenie, że to tylko zapychacz stron, który nic nie wnosi do głównej fabuły. Ale z drugiej strony finał uzmysłowił mi, że autorka nie do końca „popłynęła”, i w szerszym kontekście wyszła obronną ręką. To właśnie jeśli chodzi o zwieńczenie tego motywu, to najlepszy plot twist w całym cyklu. Co trochę podnosi ocenę powieści. I trochę pudruje inne niedostatki książki. Moje narzekania mogą okazać się wtórne i powtarzające się, ale nie byłbym sobą, aby ich nie wypunktować. Przede wszystkim mam wielkie zarzuty jeśli chodzi o samą konstrukcję wątku kryminalnego. Jeśli chodzi o koncept trudno „Pokrzyk” porównać do stricte powieści z pod płaszczyka tajemnicy. Ten motyw w przekazie okazał się rozmyty, nijaki, mdły i zbyt prozaiczny. Wątek kryminalny, ani przez chwilę nie trzymał w napięciu. Pomimo paru zwrotów akcji, nie poczułem żadnego dreszczyku emocji. A rozwiązanie szarady okazało się kompletnym niewypałem i niedomówieniem. Przez chwilę miałem chęć odłożyć powieść w kąt i dać sobie spokój. Ale w poprzednich tomach tyle zaznałem frajdy, że dałem szansę autorce. Powieść może nie jest wybitna, i posiada wiele mankamentów, to jednak ostatnie strony trochę zrekompensowały mi wyczuwalną gorycz, zniechęcenie i zawód. Reasumując, „Pokrzyk”, to lektura nad którą trudno się rozpływać się w zachwytach. Jest to jedna z najsłabszych części cyklu. Pomimo, tych niedoskonałości, słabych punktów i niedoróbek jednak sięgnę po kolejny tom. Pozycja dla prawdziwych fanów cyklu. Dla mnie powieść w dużej mierze nieudana.
Katarzyna Puzyńska to mistrzyni kryminałów, o mocno wyczuwalnym tle obyczajowym. Można ją porównać do mistrzyni suspensu Agaty Christie. Obie panie wiele łączy. Polska autorka w swojej twórczości nie boi się poruszać tematów tabu. Jej bohaterowie są pełnokrwiści. Bez zbędnego lukru i ugrzecznienia. To moje jedenaste spotkanie z mieszkańcami fikcyjnego Lipowa. Cały cykl miał...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-10
W karkonoskich Krotowicach znika jedenastoletnia Marta. To już drugi przypadek zaginięcia w ciągu ostatnich miesięcy. Policja podejrzewa pedofila, ale trop okazuje się fałszywy. Wkrótce Marta, cała i zdrowa, zostaje odnaleziona w starej kopalni uranu. Niestety, wraz z dziewczynką śledczy odkrywają ciała niezidentyfikowanych kobiet. Wojciech Chmielarz to jeden z najbardziej utalentowanych pisarzy młodego pokolenia. Jego książki to gotowy scenariusz na ekranizacje. Czego dowodem jest przeniesienie na duży ekran powieści „Wyrwa”. Z miejsca zostałem fanem pisarza. Czy niniejsza powieść podobała mi się? Czy suspens był wyczuwalny? I czy plot twist mnie zaskoczył i wzbudził wielkie emocje? Zacznę od warstwy obyczajowej, nad którą w tym punkcie recenzji chciałbym się pochylić. Jest to niesamowicie mocna strona powieści. Stanowi jej szkielet konstrukcyjny, do której są doczepiane wątki kryminalne. Ten aspekt w żadnej mierze nie zagłusza wątku tajemnicy, wręcz przeciwnie. Chmielarz w mistrzowski sposób dozuje czytelnikom wrażenia estetyczne. I jak wytrawny kucharz dodaje i proporcjonuje składniki, serwując danie o iście wykwintnym smaku. Wątek obyczajowy jeszcze jedną pełni rolę w powieści. Czytelnik oswaja się z bohaterami, śledząc ich poczynania. Autor zaznajamia nas z ich planami, marzeniami i pragnieniami. Ale również traumami, koszmarami i dramatami. Sam główny bohater, musi się mierzyć nie tylko z trudnym śledztwem, ale również lękami i trudnymi przeżyciami. Postać komisarza Jakuba Motki to wartość dodatnia, która nadaje powieści wiarygodności, rzetelności i wnikliwości. Niniejsza powieść to dobrze skonstruowany kryminał. Chmielarz zna się na swoim fachu, co jest niesamowicie wyczuwalne w jego powieści. Może to zostać odebrane jako krytyka, ale sądzę, że autora stać na więcej. Bolączka powieści jest jednak szczątkowo wyczuwalny suspens, prowadzący do rozwiązania wątku kryminalnego, który mnie zaskoczył, ale jednocześnie rozczarował. Jak to możliwe? Powodem takiego stanu rzeczy jest niewątpliwie pozbawiony dreszczyku emocji wątek tajemnicy. Nie czułem większych emocji podczas czytania. Pewna sterylność powieści nie pozwoliła mi w pełni zaangażować się w wątki fabularne, co psuje trochę odbiór całości. Ten stan rzeczy trochę poprawia wielowątkowość aspektu kryminalnego. Nie tylko główne rozwiązanie sprawy pojawia się w książce, ale również cała sprawa kryminalna posiadała drugie dno. Dzięki temu zabiegowi tylko najbardziej wnikliwy czytelnik rozwiąże i zinterpretuje wszystkie elementy układanki. Tu pojawiają się skojarzenia do powieści królowej kryminału Agaty Christie „Śmierć na Nilu”. Która jest podobnie skonstruowana do powyżej recenzowanej książki. Jeśli chodzi o domkniecie końcowych wątków. Konkluzja, „Farma Lalek” To sprawnie i fachowo napisany kryminał. Który przede wszystkim broni się postaciami. Może trochę brakuje grozy i poczucia niebezpieczeństwa, ale patrząc całościowo to nadal kawał porządnej gatunkowo literatury. Pozycja obowiązkowa dla fanów pisarza, ale również dla miłośników rodzimych kryminałów, którzy maja ochotę na przyjemnie spędzenie wolnego czasu. Polecam.
W karkonoskich Krotowicach znika jedenastoletnia Marta. To już drugi przypadek zaginięcia w ciągu ostatnich miesięcy. Policja podejrzewa pedofila, ale trop okazuje się fałszywy. Wkrótce Marta, cała i zdrowa, zostaje odnaleziona w starej kopalni uranu. Niestety, wraz z dziewczynką śledczy odkrywają ciała niezidentyfikowanych kobiet. Wojciech Chmielarz to jeden z najbardziej...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-12
Herkules Poirot i panna Marple, to sztandarowe postacie, wykreowane i stworzone przez słynną brytyjską pisarkę Agatę Christie. Miłośnicy autorki, do których notabene należę, wiedzą nie od dziś, że pisarka potrafiła zaskakiwać swoich fanów, nieszablonowym podejściem do wątku kryminalnego. „Morderstwo w Orient Expressie”, „Zabójstwo Rogera Ackroyda” i „Nie było już nikogo”, to znakomite przykłady na potwierdzenie tej tezy. Ale to nie będzie rozprawka o powieściach słynnej autorki, ale jej zbiorze opowiadań, gdzie tym razem nie uświadczymy w większy stopniu talentu Herkulesa Poirota, ani panny Marple. Gdyż bowiem jest to zbiór opowiadań wybranych z innych wydań. Między innymi: „Trzynaście zagadek” i „Świadek oskarżenia”. Sygnowanych na te najbardziej mroczne, niepokojące i zagadkowe w dorobku Agaty Christie. Ale czy tak jest w istocie? Jakie są moje wrażenia na świeżo po lekturze? I czy przekonałem się do takiej formy literackiej?. Przyznaję jako jej sceptyk. Zacznę od paru słów o tematyce, jakie przyświeca zbiorowi opowiadań „Śmierć nadchodzi jesienią”. Okultyzm, zjawiska nadprzyrodzone, zjawy, duchy. To zmienne, które w inwazyjny sposób opanowały fabułę opowiadań w tym tomiku. Ale czy zostały dobrze wykorzystane, to już inna bajka. Moim zdaniem, opowiadania są nierówne. Niektóre lepsze, inne mniej. Ale gwoli ścisłości, żadne nie sprawiło, że poczułem się nieswojo, nie przebiegły po moim ciele ciarki, nie dostałem gęsiej skórki. Bowiem opowiadania okazały się „bezzębne”. Brakowało mi w nich „mięsa”. Niektóre opowiadania nie posiadały zadawalającej puenty. Zjawiska paranormalne jako wątek wszystkich opowiadań, który większości z nas wydaje się obcy lub nie namacalny, powinien działać na wyobraźnie, tu jednak tego nie odczułem. Ale w tym wszystkim samo budowanie napięcia, jest mocną stroną zbioru. Suspens na naprawdę niezłym poziomie, który jednak prowadzi w większości przypadków do mało satysfakcjonującego, mało strasznego i mrocznego finału. Ubolewam nad tym bowiem, każde opowiadanie miało cząstkę talentu pisarki, ale nie „dowiozło” w najważniejszym momencie. Jeśli chodzi o tło i ekspozycje obyczajową, to pisarka znowu stanęła na wysokości zadania. Rezydencje na prowincji, gra w golfa na łonie natury, czy rozmowy przy herbacie, to elementy, które razem z sobą grają, tworząc bardzo dobrą konstrukcję opowiadań pod względem czysto warsztatowym. Na uwagę zasługuje aspekt psychologiczny, który pomimo, krótkiej formy został w sposób mistrzowski przez pisarkę rozbudowany. W niektórych opowiadaniach w sposób elegancki z czego i tak słynna była pisarka, wplatała wątki romantyczne, które niebagatelna rolę pełniły w konstrukcji fabularnej. Surowszym okiem oceniam, ten zbiór, bowiem nie jestem wielkim fanem, krótkich treści. Lubię Agatę Christie w formie dłuższej. co nie oznacza, że momentami, nieźle się bawiłem. Summa summarum, ten zbiór opowiadań, nie zmienił mojego negatywnego nastawienia, do takiej formy literackiej. Oczywiście może się to zmienić, ale czy przy okazji opowiadań Agaty Christie, czy innych autorów?, to już czas pokaże. W tym wszystkim jednak jestem trochę rozczarowany. Może „Śmierć nadchodzi jesienią”, zawiódł na najważniejszym polu, to jednak nie żałuje, że sięgnąłem po ten zbiór opowiadań, wznowiony w kolekcji jubileuszowej. Byle do następnego spotkania.
Herkules Poirot i panna Marple, to sztandarowe postacie, wykreowane i stworzone przez słynną brytyjską pisarkę Agatę Christie. Miłośnicy autorki, do których notabene należę, wiedzą nie od dziś, że pisarka potrafiła zaskakiwać swoich fanów, nieszablonowym podejściem do wątku kryminalnego. „Morderstwo w Orient Expressie”, „Zabójstwo Rogera Ackroyda” i „Nie było już nikogo”,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-05
2023-03-05
Pasożytnictwo występuje jak dobrze wiemy w florze i faunie. Pod wieloma postaciami, możemy obserwować, jak to zjawisko otacza nas w życiu codziennym. Są dobre strony tej kooperacji i współpracy. Ale jednak najczęściej nam termin kojarzy się negatywnie. Przykłady możemy mnożyć. Bowiem to człowiek człowiekowi, może być największym wrogiem, ciemiężycielem i konkurentem. Roznosi się to na wielu płaszczyznach czy to zawodowych, czy prywatnych. O tym wszystkim traktuje już trzynasty tom opowiadający o naszym bohaterze Harry Hole. Czy udało się Jo Nesbo, stworzyć po raz kolejny rasowy, krwisty i mięsisty kryminał? Czy to nie jest przypadkiem odcinanie kuponów? czy udało mi się wytypować mordercę? I czy pod względem psychologii poszczególnych postaci powieść stoi na wysokim poziomie? Zanim odpowiem na te ważkie pytania, przybliżę zarys fabularny powieści. W Oslo zostają zamordowane dwie dziewczyny. Główny podejrzany, potentat na rynku nieruchomości, wynajmuje Hole, by udowodnił jego niewinność. Zaczyna się wyścig z czasem, kto wygra ten pojedynek? Już dwunasty tom zapowiedział i pokazał, że warsztat norweskiego pisarza ewoluował. Bowiem w poprzednim tomie Nesbo, postawił na akcenty psychologii postaci. Co nic nie ujmuje autorowi. Oczywiście można narzekać, że „Nóż” to już nie to, że autor bardziej teraz się bardziej skupiał na otoczce obyczajowej i przeżyciach bohaterów. Ale moim zdanie trzeba na ten aspekt, spojrzeć z szerszej perspektywy. Ale nie o tym będzie moja rozprawka. Skupmy się na wyżej recenzowanej powieści. Jak oceniam „Krwawy księżyc”? Naprawdę bardzo wysoko. Bowiem do mistrzowskiego wykreowaniu bohaterów, nadania im głębi, wymiarowości i uwypuklenia słabych i mocnych stron, doszło to co pożeracze kryminałów i thrillerów uwielbiają, „mięsistej opowiastki”. To właśnie pod względem moje podniebienie czytelnicze zostało jak najbardziej zaspokojone. Z tego prostego powodu, że „Krwawy księżyc”, ukazuje w sposób mistrzowski zwichrowana psychikę mordercy. A to jest polane sosem nomem omen krwawego suspensu. To właśnie kolejne rozdziały tylko napędzały oś fabularną powieści. A suspens i klimat grozy, jest tak gęsty, że można kroić nożem. Było tyle zwrotów akcji, że nawet nie zliczę. Jest to znak filmowy Jo Nesbo, gdy już wytypujesz mordercę i witasz się z gąską, aż tu nagle autor wyjmuje królika z kapelusza, i wszystkie teorie, założenia i hipotezy w biorą łeb. Oczywiście nie udało mi się wytypować sprawcy. Takie „zamotanie” fabularne to tylko Nesbo może wykreować i stworzyć. Również jestem dopieszczony pod względem psychologii. Wspominałem o zwyrodniałym mordercy, ale inne postaci to tez unikatowe przedstawienie przeróżnych stadiów psychologii. Bohaterowie muszą się zmierzyć się z traumami, które maja wielki wpływ na dalsze ich egzystowanie. Dylematy, rozczarowania namiętności to przeważnie z tymi przymiotami muszą się mierzyć persony niniejszej powieści. Norweski pisarz, i tu zasługuje na wielkie oklaski. Ukazał jak trudno powrócić do „pionu”, gdy świat legnie w gruzach. I nie ma co „zbierać”. Ale jednocześnie, i to jest paradoks, zawsze istnieje wyjście, które na początku, może wydawać się ukryte, za powłoką żalu, rozpaczy i tęsknoty. Ale gdzieś tam znajduje się, i stanie się swoistym oczyszczeniem. Bowiem życie nie akceptuje próżni. Reasumując, „Krwawy Księżyc” to powieść i kryminał najwyższych lotów. Jest to rasowy przedstawiciel gatunku, który nie potrzebuje zbędnej reklamy. Pozycja obowiązkowa dla fanów cyklu, ale również dla fanów czegoś „mocnego”, wyrazistego i krwawego. Gorąco Polecam!!!
Pasożytnictwo występuje jak dobrze wiemy w florze i faunie. Pod wieloma postaciami, możemy obserwować, jak to zjawisko otacza nas w życiu codziennym. Są dobre strony tej kooperacji i współpracy. Ale jednak najczęściej nam termin kojarzy się negatywnie. Przykłady możemy mnożyć. Bowiem to człowiek człowiekowi, może być największym wrogiem, ciemiężycielem i konkurentem....
więcej mniej Pokaż mimo to
Panna Marple. Błyskotliwa starsza pani, która jako detektyw amator pomagała stróżom prawa rozwiązywać nawet najbardziej zawiłe i skomplikowane sprawy. Postać stworzona przez brytyjską królową kryminału Agatę Christie, wystąpiła w dwunastu powieściach. Jej intelekt nie jednego inspektora by zawstydził. Bowiem ta niepozorna staruszka, przeważnie na pierwszej linii ognia walczyła z przestępcami. Dla niektórych fanów pisarki, to właśnie postać panny Marple jest najbardziej lubiana. W pewnym sensie nie jest to dla mnie zaskoczeniem. Oczywiście mam inny typ głównego protagonisty, pewnego pana z wąsikiem i jajowatą głową. Ale to kwestia gustu i perspektywy. Mam dla was do zrecenzowania, zbiór dwunastu nowych historii w roli głównej występuje panna Marple. Napisanych przez dwanaście różnych autorek, które podjęły się tego wyzwania. Z jakim rezultatem? Czy czuć ducha brytyjskiej pisarki? I czy zapadły mi w pamięć niektóre z opowiadań w powyższym zbiorze. Na wstępie muszę przyznać, że pisarki bardzo się starały, aby oddać ducha dawnym powieściom pisarki. Jednak muszę przyznać, że z marnym efektem. Podstawowym problemem większości opowiadań, okazała się słaba narracja, która nie przykuła w sposób dostateczny mojej atencji i uwagi. Nie czułem w żadnym pierwiastku sztuki pisarskiej elementu, który by przeczył że to nie był skok na kasę. Niestety tak w istocie sprawa się przedstawia. Trzy, cztery opowiadania stały na niezłym poziomie, ale to za mało, abym ocenił ten zbiór pozytywnie. Te „twory”, bo nie nazwę tego opowiadaniami, były dla mnie drogą przez mękę. Przeważnie bardzo słaba intryga kryminalna, która przeważnie została zbyt płytko przedstawiona, lub zbyt rozciągnięta, nie ułatwiła płynnego czytania. Same postacie, również dalekie od standardów, które powinny być zachowane. Zwłaszcza postać głównej bohaterki panny Marple, okazała się karykaturalna. Może dla innych czytelników, którzy jeszcze nie mieli przyjemności zapoznać się twórczością Agaty Christie, niniejszy zbiór okaże się atrakcyjny. Dla mnie to tani chwyt marketingowy, i wykorzystanie marki. Zauważyłem, że takie podejścia hobbystyczne, do spuścizny znanych autorów są przeważnie chybione, niepotrzebne i bezsensowne. Może jestem zbyt rygorystyczny w swoim osądzie, ale mam nieodparte wrażenie, że takiego typu inicjatywy są z góry skazane na porażkę. Bowiem jak można imitować coś, co jest unikatowe niepowtarzalne i wyjątkowe. Niektórych rzeczy się nie rusza, i nie tyka. Oczywiście czasem, udaje się z tego typu projektach stworzyć coś sensownego i rzetelnego, ale jak historia i doświadczenie uczy, jest do bardzo trudne do zrealizowania. Summa summarum, niniejszy zbiór okazał się przeciętny, z paroma dobrymi rozwiązaniami fabularnymi, ale przeważnie zdominowanymi tanimi sztuczkami, które burzą ogólny obraz. Co o tyle jest smutne, że takie pozycje, maja rację bytu na rynku wydawniczym. Ten zbiór opowiadań daje nam fanom brytyjskiej pisarki do rąk argument, że tylko jedna jest królowa kryminału. Niniejszy zbiór omijać szerokim łukiem. Szkoda czasu.
Panna Marple. Błyskotliwa starsza pani, która jako detektyw amator pomagała stróżom prawa rozwiązywać nawet najbardziej zawiłe i skomplikowane sprawy. Postać stworzona przez brytyjską królową kryminału Agatę Christie, wystąpiła w dwunastu powieściach. Jej intelekt nie jednego inspektora by zawstydził. Bowiem ta niepozorna staruszka, przeważnie na pierwszej linii ognia...
więcej Pokaż mimo to