Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

"Wyznania gejszy" zaczęłam czytać od niechcenia, bo już długo leżało na mojej półce, a ostatnio po czytaniu na kindle'u nabrałam ochoty na papier. Od razu napiszę, że pod żadnym pozorem nie żałuję sięgnięcia po tę zgrabną powieść. Posiadam wydanie kieszonkowe, bo takie lubię najbardziej, a mimo pomniejszonej czcionki i dosyć sporej grubości książeczki, pochłaniałam rozdział za rozdziałem naprawdę szybko. Powieść napisana jest przyjemnym, lekkim stylem, nie stroniącym od lirycznych wyrażeń nadających charakteru narratorce. Postaci nie są sztampowe i chętnie śledzi się ich losy. Fabuła nie pozostawia nic do życzenia, książka wciąga stopniowo coraz bardziej. Jednak chyba najważniejszą cechą "Wyznań" jest bogactwo zawartych w tej książce informacji co o kulturze Japonii jak i o samych gejszach. Książka jest bezpruderyjna, szczera, a jednocześnie autor nie stara się nachalnie szokować. Pozycja obowiązkowa, jeśli ktoś jest zainteresowany kulturą orientu, ale jednocześnie polecam ją każdemu.

"Wyznania gejszy" zaczęłam czytać od niechcenia, bo już długo leżało na mojej półce, a ostatnio po czytaniu na kindle'u nabrałam ochoty na papier. Od razu napiszę, że pod żadnym pozorem nie żałuję sięgnięcia po tę zgrabną powieść. Posiadam wydanie kieszonkowe, bo takie lubię najbardziej, a mimo pomniejszonej czcionki i dosyć sporej grubości książeczki, pochłaniałam rozdział...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Moja „Lolita” to niepozorna, trochę wyświechtana książeczka formatu kieszonkowego, cała pomazana długopisem, bo tej książki bez długopisu czy ołówka czytać się nie da. Moja „Lolita” jest dla mnie jedną z najgenialniejszych książek na świecie. Wystarczyło mi otworzyć pierwszą stronę i zobaczyć… zobaczyć perfekcję stylu, idealnie dopracowane zdania, genialnie dobrane słowa.
Bohaterów „Lolity” chyba specjalnie nie trzeba przedstawiać. Jest Humbert, bardzo przystojny pan, ale już nie taki młody, swoją inteligencją i stylem, który bardzo chętnie „zniosłam”, sprawił, że pokochałam go od pierwszego zdania. I obok Humberta pojawia się Lo, Dollores, Dolly, Lolita. Lolita to nimfetka, chyba najbardziej nimfofa z nimfetek, jednak dziewczynka na swój sposób głupia i irytująca, z czego zdaje sobie sprawę Humbert… a jednak zakochuje się w niej. I tam zaczyna się ich podróż, w którą ja, jako czytelnik, zabrałam się bardzo ochoczo.
Moim zdaniem, książka jest genialna. Genialna dzięki językowi, dzięki bohaterom, dzięki przemyśleniom, dzięki fabule, dzięki temu, że czytelnik wyrzeka się swojej moralności i tylko kibicuje staremu Humbertowi w zdobyciu serca nimfetki. Książka idealnie dopracowana, zachwycająca, trzymająca czytelnika od pierwszego do ostatniego zdania w tym pięknym stanie literackiego uniesienia. Moja ukochana.

Moja „Lolita” to niepozorna, trochę wyświechtana książeczka formatu kieszonkowego, cała pomazana długopisem, bo tej książki bez długopisu czy ołówka czytać się nie da. Moja „Lolita” jest dla mnie jedną z najgenialniejszych książek na świecie. Wystarczyło mi otworzyć pierwszą stronę i zobaczyć… zobaczyć perfekcję stylu, idealnie dopracowane zdania, genialnie dobrane słowa....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Zrób mi jakąś krzywdę” to najlepszy tytuł, obok „Czułego Barbarzyńcy”, jaki znam. Ten tytuł jest idealny w każdym calu, delikatnie masochistyczny i subtelnie erotyczny, cały przypomina delikatne gryzienie szyi, które można aż poczuć. No i potem jest część „wszystkie gry video są o miłości” i ona dopełnia jeszcze cudowności tytułu, zabiera nas do tego konkretnego świata i wystarczy spojrzeć na tę niebieską okładkę, wspaniała, genialna. Niedostępność tej książki w bibliotekach i księgarniach tylko bardziej zachęca.
Niestety już po przeczytaniu paru stron coś mi nie pasowało. Wulgarność tej książki nie była przyjemna, była raczej brzydka, a cały ten sugerowany okładką świat okazał się tylko realiami „polskiego typowego studenta”, czyli imprezami, ruchaniem i piciem do zarzygania. I w takich realiach pojawia się historia trochę zaczerpnięta z mojej ukochanej „Lolity”, ale też nie do końca, bo Kaśka nimfetką do końca nie jest, ale moje oko wyrobione na Humbertowych przemyśleniach stwierdza, że kiedyś mogła być.
Dawid jest zwyczajnym facetem, wcale nie Humbertem, tylko takim zwyczajnym i w ogóle. Autor nie ukrywa tego, że Dawid ma być zwykły i jedyne, co czyni go niezwykłym, to zainteresowanie tą dziewczyną, zainteresowanie, które sprawi, że Dawid ją porwie z Sopotu, jak Humbert porwał Dolores z domu jej matki. I później, rzeczywiście, podróżują, zatrzymując się w tanich motelach, lecz ta Żulczykowa dwójka zupełnie różni się od tej Nabokovskiej, więc będą jeść kebab i pić tanie wino, i znów Lolita uwiedzie swojego opiekuna. Mi osobiście, większość książki aż do momentu ucieczki Kaśki od Dawida zlała się w całość. Nie rozumiałam też wyjątkowości Kaśki. Nie rozumiałam jej magnetyzmu. Wydawała mi się po prostu… kolejną zwykłą postacią, dziewczyną, która za dużo gra w gry, od której jakaś specjalna inteligencja nie biła, trochę taka zamknięta w swoim świecie i aspołeczna.
Jednak książkę można przeczytać. Można przeczytać niekoniecznie dla tych quasi-mądrości o rosyjskich biznesmenach, chociaż każdy pewnie miał kiedyś takie syndromy oniryzmu, niekoniecznie dla fabuły, albo dla tego obrazu młodzieży, tego sztucznego poczucia, że każda młodzież jest taka. Warto ją przeczytać dla paru ostatnich stron, dla pięknego, niewypowiedzianego monologu Dawida, dla kilku momentów, które są naprawdę ładne, dla outro. Te kilka momentów było moją „Zrób mi jakąś krzywdę”, reszta to te kilka stron, które można przewrócić, żeby ominąć.

„Zrób mi jakąś krzywdę” to najlepszy tytuł, obok „Czułego Barbarzyńcy”, jaki znam. Ten tytuł jest idealny w każdym calu, delikatnie masochistyczny i subtelnie erotyczny, cały przypomina delikatne gryzienie szyi, które można aż poczuć. No i potem jest część „wszystkie gry video są o miłości” i ona dopełnia jeszcze cudowności tytułu, zabiera nas do tego konkretnego świata i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Sagę pieśni i lodu” zaczęłam czytać trochę dlatego, że wraz z Gwiazdami i Księżycem Mojego Życia wymieniamy się zawartością biblioteczki, a trochę dlatego, że ten cykl narobił wokół siebie tyle szumu, co „Pięćdziesiąt Twarzy Graya”. Jakkolwiek, Saga bezsprzecznie wygrywa z Grayem, to nie jest to, z różnych powodów, mój typ literatury. Swoją przygodę z czytaniem zaczynałam oczywiście od fantastyki, raczej lżejszej, niż „Gra o tron”, ale dla mnie i tak wszystko sprowadza się do czasów a’la średniowiecznych, smoków, tajemniczych istot, humanoidalnych, oczywiście, rycerzów i księżniczków. Zatem i w „Grze” mamy piękną krainę, ale i tak kojarzącą się mocno z Europą średniowieczną (chociaż mapka załączona do tomiszcza dziwnie przypomina Ameryki), trochę rycerzy, zamki i nawet smoki. Jednak to oczywiście jest tylko tłem dla tytułowej gry, w której to albo się umiera, albo zasiada na tronie, gry de facto między charakterami i moralnościami. George Martin (niestety) bardzo wyraźnie wskazuje nam palcem kogo możemy polubić, a kogo nie. Postaci są bardzo wyraziste… i trochę aż za bardzo jednoznaczne. Joffrey jest zły (no, pod koniec książki na pewno), Eddard to taki ostatni rycerz sprawiedliwości, a Tyrion to taki w sumie bardzo dobry, ale pod przykryciem tego sztampowego dupka. No i kto by nie polubił karła, szczerego do bólu, cynicznego, z miękkim serduszkiem dla dziwek? Mam wrażenie, że te postaci są zbyt… typowe. To wszystko są zbyt szablonowe portrety psychologiczne.
Książka z taką ilością postaci oczywiście wymagała odpowiedniej formy, dlatego autor podzielił ją na rozdziały pisane (co prawda trzecioosobowym narratorem) z perspektywy różnych bohaterów. Co dziwne, tylko niektórych bohaterów. Teraz, podsumowując książkę, zastanawiam się, czemu nigdzie nie było rozdziału Joffreya? Albo Drogo? Albo Roberta? Dlaczego poznajemy świat Sagi Pieśni i Lodu oczami tylko wybranych stron? Trochę do jednak zabawne, że Martin tak ochoczo postawił Joffreya w pozycji Najgorszego Dupka Świata, jednocześnie odmawiając nam perspektywy tego dzieciaka. Nie da się jednak ukryć, że postaci są przystępne i te, które mają być „do lubienia”, są do lubienia.
Tym, co najbardziej mi przeszkadzało w czytaniu, była jakość tłumaczenia i język. Myślę, że jednak rozprawy o burdelach, dziwkach i pijaństwie w zestawieniu z uciążliwym gadaniem o honorze są zwyczajnie groteskowe. Język typowo dla gatunku, oczywiście pełen patosu i nazw własnych, równie charakterystycznych. I również typowo, część nazw została przetłumaczona (Bliźniaki), a część nie (Winterfell), pozostawiając mniej obytego w angielskim czytelnika bez komentarza tłumaczenia. Ale to są sprawy kosmetyczne.
Do książki podeszłam sceptycznie, bo miałam już zarys wyrobiony na przeglądaniu internetu, czyli książka ze smokami i seksem. Jakkolwiek i smoków i seksu w książce najwyraźniej jest mniej niż w serialu, a smoków jest całe trzy, a opisy seksu przypominają takie z tanich harlequinów, książka zbytnio mnie nie zaskoczyła. Fabuła jest taka, na jaką pozwalają bohaterowie. Na początku Eddard Stark jedzie na południe i już wiadomo, że odtąd wcale nie będzie dla niego lepiej. Kłótnie z królem, a potem bum, król umiera, ale wszyscy (czytający) dobrze wiemy, że to musiała być intryga, bo Ned truciznę węszy wszędzie (dopóki nie utną mu głowy). No i od kiedy umiera Robert to mam wrażenie, że po kolei będą ginąć wszyscy, bo taka w pierwszym tomie utrzymuje się tendencja. Jednak cóż… tak czy siak będę czekać do jakiejś Wielkiej Ogromnej Bitwy, gdzie wszyscy się o ten niewygodny stołek pozabijają, bo co to by była za książka bez spektakularnego punktu kulminacyjnego. Z drugiej strony, oczywiście jedynym wyjściem Martina jest urządzenie areny gladiatorów, z których każdego będziemy lubić i żałować.
Dialogi brzmią naturalnie, czyta się przyjemnie, fabuła wciąga i zachęca do sięgnięcia po kolejny tom. Książka co prawda oryginalnością nie grzesz, jednak jest to całkiem przyjemna powieść fantastyczna, pomijając patos, „ser”y, harlquinowe sceny erotyczne i gadanie o honorze, najlepiej w burdelu. Niewymagająca, ciekawa, wciągająca. Jednak czy aż tak genialna, jak twierdzą niektórzy?
Ps: Mojemu Gwiazdy i Księżycowi nie spodobała się moja opinia, jednak opinia zawsze będzie subiektywna.

„Sagę pieśni i lodu” zaczęłam czytać trochę dlatego, że wraz z Gwiazdami i Księżycem Mojego Życia wymieniamy się zawartością biblioteczki, a trochę dlatego, że ten cykl narobił wokół siebie tyle szumu, co „Pięćdziesiąt Twarzy Graya”. Jakkolwiek, Saga bezsprzecznie wygrywa z Grayem, to nie jest to, z różnych powodów, mój typ literatury. Swoją przygodę z czytaniem zaczynałam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trochę zbyt bajkowo, jak na poważną fantastykę.

Trochę zbyt bajkowo, jak na poważną fantastykę.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Balzacowania ciąg dalszy. Króciutka książeczka, niewiele fabuły, za to wiele charakterów.

Balzacowania ciąg dalszy. Króciutka książeczka, niewiele fabuły, za to wiele charakterów.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przystępnie napisana, całkiem fascynująca biografia. Polecam każdemu, kto chciałby się trochę zapoznać z historią Francji i rewolucji, jak i oczywiście samego Napoleona. Dużo faktów, rzetelna i obszerna lektura.

Przystępnie napisana, całkiem fascynująca biografia. Polecam każdemu, kto chciałby się trochę zapoznać z historią Francji i rewolucji, jak i oczywiście samego Napoleona. Dużo faktów, rzetelna i obszerna lektura.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jestem rozdarta, cholernie rozdarta. Bo owszem, Alicja jest jedną z ciekawszych i ważniejszych książek literatury powszechnej, ale została niestety w okropny sposób wchłonięta do tej tandetnej strony popkultury.

Jestem rozdarta, cholernie rozdarta. Bo owszem, Alicja jest jedną z ciekawszych i ważniejszych książek literatury powszechnej, ale została niestety w okropny sposób wchłonięta do tej tandetnej strony popkultury.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wydawałoby się - jest wątek gejowski, jest trochę seksualnie, trochę homofobii, całkiem niezłe dzieło. Jednak czyta się to trochę jak taki wymuszony harlequin z zupełnie wymuszonym dramatem na końcu. Bo owszem, homofobia, wiadomo, ale... ale nie. Nie rozumiem trochę zachwytu zarówno nad książką, jak i filmem, aczkolwiek film i tak chyba dodatkowo przegrywa. I nie do końca podoba mi się to "nieradzenie sobie z własną seksualnością". No cóż, po prostu nie mój gust. A naprawdę, naprawdę baardzo daleko mi od homofobii i wstrętu przed gejowskimi wątkami ;p

Wydawałoby się - jest wątek gejowski, jest trochę seksualnie, trochę homofobii, całkiem niezłe dzieło. Jednak czyta się to trochę jak taki wymuszony harlequin z zupełnie wymuszonym dramatem na końcu. Bo owszem, homofobia, wiadomo, ale... ale nie. Nie rozumiem trochę zachwytu zarówno nad książką, jak i filmem, aczkolwiek film i tak chyba dodatkowo przegrywa. I nie do końca...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka, którą czyta się bardziej dla postaci niż fabuły, a postaci bardziej intrygują, niż budzą sympatię. Nie jest to bynajmniej lektura lekka czy prosta, ale nie powinno to zniechęcać. Mocno zastanawia, skłania do wątpliwości nad sobą, a sama postać Księcia wywołuje wyrzuty sumienia. Historia, mam wrażenie, zakończyła się idealnie, w po prostu jedyny możliwy sposób. Żal Myszkina i żal Nastazji, Rogożyna chyba nawet też. Kiedyś zapewne wrócę, a i Dostoyevskyego pewnie niedługo jeszcze pomęczę...

Książka, którą czyta się bardziej dla postaci niż fabuły, a postaci bardziej intrygują, niż budzą sympatię. Nie jest to bynajmniej lektura lekka czy prosta, ale nie powinno to zniechęcać. Mocno zastanawia, skłania do wątpliwości nad sobą, a sama postać Księcia wywołuje wyrzuty sumienia. Historia, mam wrażenie, zakończyła się idealnie, w po prostu jedyny możliwy sposób. Żal...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Uwielbiam Chmielewską, cud kobitka. A i tak najważniejszy był nie trup, nie intryga, tylko ten mrożony przegotowany bób!

Uwielbiam Chmielewską, cud kobitka. A i tak najważniejszy był nie trup, nie intryga, tylko ten mrożony przegotowany bób!

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wokulski moim ideałem, naprawdę. Zawsze u męskich postaci podobała mi się ta wytrwałość w zdobywaniu kobiety. Książka sama w sobie trochę, trzeba przyznać, seksistowska, w końcu postać Izabeli jest skrajnie skrajna. W dodatku to ciągłe potępianie jej wyrachowania... Ale czy do końca możemy ją sklasyfikować jako czarną, a nie białą? W końcu na taką kobietę została wychowana, na, nie oszukujmy się, zimną egocentryczkę jedynie liczącą pieniądze i wielbicieli. Bardzo podobał mi się wątek z rzeźbą panny Łęckiej.

Wokulski moim ideałem, naprawdę. Zawsze u męskich postaci podobała mi się ta wytrwałość w zdobywaniu kobiety. Książka sama w sobie trochę, trzeba przyznać, seksistowska, w końcu postać Izabeli jest skrajnie skrajna. W dodatku to ciągłe potępianie jej wyrachowania... Ale czy do końca możemy ją sklasyfikować jako czarną, a nie białą? W końcu na taką kobietę została wychowana,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ah, ah, wszystko byłoby lepiej, gdyby Annie po prostu się zmarło ;p

Ah, ah, wszystko byłoby lepiej, gdyby Annie po prostu się zmarło ;p

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

niedoczytane, brak mi już sił

niedoczytane, brak mi już sił

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Piękno i brzydota to trochę trudna sprawa. Z jednej strony, wychowana jestem na prostych książeczkach, w których jest piękny dobry książę i brzydka zła czarownica, z drugiej, sytuacja, gdy piękno wiąże się z zepsuciem, a brzydota z ukrytym, wewnętrznym pięknem - oba rozwiązania są dość banalne. Ale nie do końca na pięknie, które doprowadza do zepsucia, opiera się wybitność "Portretu". Raczej myślę o doskonale wykreowanych postaciach i świetnemu ubraniu w słowa swojego manifestu. Jednocześnie, ciekawym wątkiem wydaje się być samo "sprowadzanie Doriana na złą drogę" czyli autorytet Harry'ego, jednego z moich ukochanych bohaterów. Stanowczo nie wolno w tej książce nikogo potępiać, w szczególności Doriana, bo nie o to przecież chodzi...

Piękno i brzydota to trochę trudna sprawa. Z jednej strony, wychowana jestem na prostych książeczkach, w których jest piękny dobry książę i brzydka zła czarownica, z drugiej, sytuacja, gdy piękno wiąże się z zepsuciem, a brzydota z ukrytym, wewnętrznym pięknem - oba rozwiązania są dość banalne. Ale nie do końca na pięknie, które doprowadza do zepsucia, opiera się wybitność...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wzdycham i wzdycham nad tym, o czym właściwie jest "Sto lat samotności". Na pewno nie jest to książka, którą się czyta łatwo. Już choćby drzewo genealogiczne to utrudnia. Na pewno wrócę kilkakrotnie, żeby do końca pojąć, o czym, jak, co i gdzie.

Wzdycham i wzdycham nad tym, o czym właściwie jest "Sto lat samotności". Na pewno nie jest to książka, którą się czyta łatwo. Już choćby drzewo genealogiczne to utrudnia. Na pewno wrócę kilkakrotnie, żeby do końca pojąć, o czym, jak, co i gdzie.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka, do której mam pewien sentyment objawiający się zasuszonymi kwiatami schowanymi między kartki.

Książka, do której mam pewien sentyment objawiający się zasuszonymi kwiatami schowanymi między kartki.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kafka, ah, Kafka...

Kafka, ah, Kafka...

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Osobiście, na swoje ryzyko, określam tę książkę jako wybitną. Chociaż wiem, że może się komuś wydać oklepana, banalna, prościutka, to jednak... Chodzi o to, że nie wiem, czy tak jest. Zaczynając od stylu, owej cudownie "łamanej angielszczyzny" która ewoluuje wraz z narratorką, poprzez samą budowę książki (rozdziały i definicje przed nimi) po samą treść, czyli totalne poczucie zagubienia w obcej kulturze. Te małe, aczkolwiek rozkoszne smaczki w postaci "ciekawostek" o chinach, ah, cudne. Ta naiwna prostota. To bijące poczucie inności. Ah, wszystko, wszystko w tej książce jest lekkie, cudowne, pełne wdzięku, a jednak czasami takie... refleksyjne. I chociaż można się zarzekać, że co to za refleksja, że to stek banałów, to myślę, że też... nie do końca ;)

Osobiście, na swoje ryzyko, określam tę książkę jako wybitną. Chociaż wiem, że może się komuś wydać oklepana, banalna, prościutka, to jednak... Chodzi o to, że nie wiem, czy tak jest. Zaczynając od stylu, owej cudownie "łamanej angielszczyzny" która ewoluuje wraz z narratorką, poprzez samą budowę książki (rozdziały i definicje przed nimi) po samą treść, czyli totalne...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zaczyna robić się ciekawie...

Zaczyna robić się ciekawie...

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to