-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński1
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać315
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2015-12-27
2015-10-17
2015-04-11
2015-03-23
2013-06-26
2012-08-23
2012-08-22
Wiecie, że z Wiedźmami się nie zadziera? Zwłaszcza z tymi rudymi i wrednymi. A takich nie brakuje. A ten kto narazi się Wiedźmie, może bardzo marnie skończyć. Tak więc radzę Wam lepiej – nie ryzykujcie!
Po wielu niesamowitych przygodach Wolha Redna nadal nie ma spokoju. Tym razem trafia do warowni bogobojnego zakonu Białego Kruka (chociaż ten kruk ponoć bardziej przypomina mizernego kurczaka). W miejscu tym panuje strach, ponieważ nocami pojawia się upiór. I to nie w celach takich, żeby kogoś tylko zdenerwować albo zrobić kawał. O nie, ta strzyga jest dużo bardziej poważna. Jakby tego było mało, okazuje się, że na Wolhę ktoś poluje i grozi jej wielkie niebezpieczeństwo. A poza tym wkrótce ma wyjść za mąż – i tu ją boli! Bo jak to tak… zamężna wiedźma?
„Wiedźma naczelna” to piąta i ostatnia część przygód wyżej wymienionej bohaterki. Pierwsze cztery części były moim zdaniem naprawdę niesamowite, pokochałam tę serię od pierwszych stron. Nie wyobrażam sobie więc, że miałabym nie sięgnąć po rozstrzygającą część tego cyklu. Poza tym wiem, że cała seria znajdzie się kiedyś u mnie na półce – i to obowiązkowo!
Cóż mogę powiedzieć, styl pisarki się nie zmienił, byłoby to co najmniej dziwne. Nadal mamy swobodny język, który jest bardzo łatwy i przyjemny w odbiorze. Czasami ciężko zrozumieć pewne wypowiedzi, ale to ze względów kulturowych, którymi różnią się poszczególni bohaterowie. W końcu nie można wymagać, żeby Orsana mówiła takim samym językiem jak inni, skoro nie pochodzi z ich stron. Poza tym taki Walek – czy widzieliście kiedyś trolla mówiącego pięknym i dostojnym językiem? No właśnie. Ja też nie. Nadal mamy tutaj niesamowitą dawkę humoru, ciężko się nie popłakać ze śmiechu w pewnych momentach.
Ogromnym plusem jest różnobarwność bohaterów. W tej części występują wszyscy Ci, z którymi mieliśmy wcześniej do czynienia – Welka, Orsana, Walek, Len czy Rolar. Pojawiają się także inni, nowi, ale nie są aż tak ważni jak Ci wymienieni przeze mnie. Wolha nadal pozostaje rudą, upartą złośnicą, która zawsze musi postawić na swoim. Za to właśnie ją kocham! Ta postać jest po prostu niesamowita, bardzo często zdarzało mi się z nią utożsamić. Jedna z moich ulubionych postaci literackich jeśli chodzi o kobiety. Dalej uwielbiam Walka, mimo że jest trollem. Ale to on zawsze potrafi mnie rozbawić do łez. A Len był tym razem wyjątkowo romantyczny, co także mi się spodobało.
Mamy tutaj wiele ciekawych i interesujących przygód, wiele się dzieje, akcja toczy się w miarę szybko. Każda sytuacja potrafi nas pochłonąć, cała powieść zdecydowanie wzbudza ciekawość i wciąga. Ja byłam ogromnie ciekawa jak pani Gromyko postanowi zakończyć jedną z moich ulubionych serii, więc z jednej strony chciałam przeczytać szybko, a z drugiej przedłużałam to, jak tylko mogłam. Nie chciałam po prostu tak szybko żegnać się z tą historią i bohaterami. Ale niestety przyszedł ten czas. Jeśli chodzi o zakończenie, to w sumie nie wyobrażam sobie innego, chociaż czegoś mi minimalnie zabrakło. Czegoś mocniejszego i głębszego, chociaż powiem szczerze, że końcowe sceny były naprawdę świetne!
Z czystym sumieniem polecam gorąco całą serię! Na pewno spodoba się osobom, które lubią przeżywać wiele przygód, a także tym, którzy lubią sporą dawkę dobrego humoru oraz uparte i wredne bohaterki!
Wiecie, że z Wiedźmami się nie zadziera? Zwłaszcza z tymi rudymi i wrednymi. A takich nie brakuje. A ten kto narazi się Wiedźmie, może bardzo marnie skończyć. Tak więc radzę Wam lepiej – nie ryzykujcie!
Po wielu niesamowitych przygodach Wolha Redna nadal nie ma spokoju. Tym razem trafia do warowni bogobojnego zakonu Białego Kruka (chociaż ten kruk ponoć bardziej przypomina...
Świetna była, pamiętam, że omawialiśmy w szkole fragment, a ja się z ciekawości wzięłam za całość... aż sobie do niej muszę wrócić :D
Świetna była, pamiętam, że omawialiśmy w szkole fragment, a ja się z ciekawości wzięłam za całość... aż sobie do niej muszę wrócić :D
Pokaż mimo to2012-06-01
Oh uwielbiam ją! :D Czytałam dobre parę lat temu, ale była świetna :D Jak i reszta książek tego autora :D
Oh uwielbiam ją! :D Czytałam dobre parę lat temu, ale była świetna :D Jak i reszta książek tego autora :D
Pokaż mimo to
Czy „Black Ice” było książką, na którą czekałam? Cóż, wiedziałam, że jak najbardziej będę chciała ją przeczytać, bowiem seria Becci „Szeptem” jest mi dobrze znana i mile ją wspominam. Dlaczego więc nie miałabym sięgnąć po kolejną powieść, która wyszła spod pióra tej autorki? Skoro wywarła na mnie dobre wrażenie, to nic nie wskazywało na to, że nie zrobi tego ponownie. Pojawił się tutaj jeszcze jeden przekonujący fakt – słowo „thriller”. Byłam naprawdę ciekawa, czy pani Fitzpatrick uda się stworzyć mroczną historię pełną grozy, skoro do tej pory trzymała się romansów paranormalnych.
Britt wraz ze swoją przyjaciółką ma się udać na wypad w góry, ale nie będzie to zwyczajna wycieczka, podczas której będą leniuchować i się obijać. Bądź co bądź obrały kierunek, gdzie znajduje się domek należący do rodziny Korbie, ale Britt zamierza udać się na wyprawę wzdłuż łańcucha górskiego Teton. Korbie nie jest tym do końca zachwycona, ale Britt długo ćwiczyła, aby wytrwać w tej podróży i udowodnić samej sobie, że jest w stanie przetrwać taką survivalową wycieczkę. No… może nie tylko sobie, ale również bratu Korbie – Calvinowi, który nie ukrywając, jest jej nie do końca spełnioną miłością. Szybko okazuje się, że ma on towarzyszyć dziewczynom podczas wędrówki i Britt ma co do tego mieszane uczucia, ale w górach czeka ją coś o wiele gorszego niż użeranie się z byłym chłopakiem.
Thriller młodzieżowy? Nie mówię, że się nie da napisać czegoś takiego, bo właściwie napisać to można wszystko. Rzecz w tym, w jaki sposób będzie to napisane. Co mi po thrillerze, który nie wywołuje we mnie emocji? W którym brak jakiegokolwiek napięcia, lęku, niedopowiedzeń i niepewności? NIC! Dokładnie nic. Wtedy nie można nawet mówić o thrillerze… Łatwo więc się domyślić, że pani Fitzpatrick miała przed sobą dosyć ciężkie zadanie. Muszę Was jednak uspokoić – z tego, co napisałam do tej pory, wynikałoby, że nie sprostała temu wyzwaniu. Błąd! Sprostała i to jak!
Oczywiście thriller młodzieżowy nie co różni się od thrillera skierowanego do dorosłych czytelników, ale Becca i tak nieco poszalała. Jeżeli tylko macie zdolność do zżywania się z głównymi bohaterami, to myślę, że doskonale poczujecie wszystko to, co towarzyszyło Britt podczas tych kilku dni spędzonych w górach. Lęk, strach, niepewność – a to dopiero początek góry lodowej. Takie wydarzenia wywierają odcisk na ludzkiej psychice już na zawsze, nie raz ludzie budzą się z krzykiem w środku nocy po to, aby po chwili uświadomić sobie, że znajdują się jednak we własnym łóżku, w bezpiecznym domu. Nie da się ukryć, że Britt mimo tego, że jest harda i silna, a również sprytna i inteligentna, nie miała zbyt łatwej drogi ucieczki. Ludzka psychika nie jest niezniszczalna, a takie sytuacje, gdzie ma się przystawioną lufę broni do skroni czy przez przypadek dotyka się ludzkich kości, nie jest dla niej niczym przyjemnym.
Becca Fitzpatrick zdecydowanie zadbała o odpowiedni klimat i atmosferę, a osadzenie akcji powieści w mroźnych górach, z dala od cywilizacji i innych ludzi, okazało się być strzałem w dziesiątkę. Dodało tej historii jeszcze więcej dramaturgii, a i nie można powiedzieć, żeby bohaterowie byli mało realistyczni. Autorce naprawdę udało się w znakomity sposób przelać swoją wizję na papier, dzięki czemu czytelnik zostaje całkowicie porwany do tego świata – nawet jeżeli tego nie chce (ale odrobina adrenaliny jeszcze nikomu nie zaszkodziła, prawda?). Właściwie jest to ten rodzaj lektury, podczas czytania którego przed naszymi oczami, a właściwie w naszej głowie, wyświetla się film, a my, mimo że jesteśmy w sumie tylko biernymi obserwatorami, to i tak odczuwamy wszystko razem z bohaterami.
„Black Ice” było książką, która nie pozwała mi o sobie zapomnieć chociażby na chwilę. Wyobrażacie sobie, że potrafiłam nawet czytać po kryjomu n a wykładach? Że kładłam się już spać, wiedząc, że rano czeka mnie brutalna pobudka, a jednak i tak czytałam pod kołdrą? Wiedziałam, że dopóki nie dojdę do ostatniej strony, to nie zaznam spokoju. I nie ukrywam, że w pewnej chwili stało się oczywiste to, kto jest zły, a kto dobry… komu można zaufać, a komu nie. Czy było to zaskoczenie? Początkowo owszem, bowiem Becca trochę mi w głowie pomieszała, ale bardzo spodobała mi się jej wizja i pomysł.
„Black Ice” to połączenie wciągającej fabuły, znakomitego stylu, realistycznych bohaterów i wielu emocji oraz chwil, w których serce podchodzi do gardła. Myślę, że gdyby ktoś zabrał się za tę lekturę będąc na feriach zimowych w domku w górach, miałby gwarantowane nieprzespane noce i przez cały pobyt zastanawiałby się, co czyha na niego w cieniu drzew. Porusza wyobraźnię? Porusza! A to, w połączeniu z wyżej wymienionymi elementami sprawia, że otrzymujemy cudowną powieść, obok której nie można przejść obojętnie.
Czy „Black Ice” było książką, na którą czekałam? Cóż, wiedziałam, że jak najbardziej będę chciała ją przeczytać, bowiem seria Becci „Szeptem” jest mi dobrze znana i mile ją wspominam. Dlaczego więc nie miałabym sięgnąć po kolejną powieść, która wyszła spod pióra tej autorki? Skoro wywarła na mnie dobre wrażenie, to nic nie wskazywało na to, że nie zrobi tego ponownie....
więcej Pokaż mimo to