-
Artykuły6 książek o AI przejmującej władzę nad światemKonrad Wrzesiński20
-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać316
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
Biblioteczka
Napiszę króciutko. Wspaniały kryminał, doskonale napisany, zmuszający do myślenia, trzymający w napięciu, mówiący coś o relacjach między ludźmi oraz między człowiekiem a Bogiem. Nie będę tracić czasu na pisanie, idę czytać "Ziarno prawdy".
Napiszę króciutko. Wspaniały kryminał, doskonale napisany, zmuszający do myślenia, trzymający w napięciu, mówiący coś o relacjach między ludźmi oraz między człowiekiem a Bogiem. Nie będę tracić czasu na pisanie, idę czytać "Ziarno prawdy".
Pokaż mimo to
Przez pierwsze rozdziały ciężko było mi przebrnąć, ale to moja wina, bo bezpośrednio przed lekturą "Tajemnicy…" czytałam Witkowskiego (karkołomne połączenie) i musiałam przestawić się na, wymagający zdecydowanie większego skupienia, styl Dickensa. Gdy już udało mi się wgryźć w tę powieść, to nie mogłam się od niej oderwać.
W tej książce jest wszystko, czego mogłabym od niej oczekiwać: ciekawa i wielowątkowa fabuła, narastająca tajemniczość, humor. Dickens po mistrzowsku buduje napięcie i stopniowo odsłania coraz więcej nowych informacji, które wcale nie zbliżają nas do rozwiązania zagadki, ale sprawiają, że mamy coraz więcej wątpliwości, chcemy wiedzieć więcej i łapczywie brniemy przez kolejne strony powieści.
Nie mogę też zapomnieć o galerii fenomenalnych postaci, w której moim ulubieńcem jest „z grubsza ciosany” pan Grewgious.
W mojej świadomości ta powieść nosi tytuł: "Tajemnica tajemnicy Edwina Drooda". Od początku bowiem wiadomo, że powieść nie została ukończona i nie dowiemy się, co tak na prawdę stało się z Edwinem (Żyje? Uciekł? Został zamordowany, a jeśli tak, to przez kogo?) Jestem zaciekawiona do tego stopnia, że po śmierci chcę trafić tam, gdzie trafił Dickens, bo koniecznie muszę wypytać go o wszystko.
Przez pierwsze rozdziały ciężko było mi przebrnąć, ale to moja wina, bo bezpośrednio przed lekturą "Tajemnicy…" czytałam Witkowskiego (karkołomne połączenie) i musiałam przestawić się na, wymagający zdecydowanie większego skupienia, styl Dickensa. Gdy już udało mi się wgryźć w tę powieść, to nie mogłam się od niej oderwać.
W tej książce jest wszystko, czego mogłabym od...
W 1841 roku wydane zostało opowiadanie Poego "Zabójstwa przy rue Morgue" i świat literatury zyskał Augusta Dupina, genialnego detektywa, który jest jednocześnie poetą i matematykiem. Ten pierwiastek artystycznego myślenia był później często wykorzystywany w konstruowaniu postaci literackich detektywów amatorów. G.K. Chesterton poszedł jednak o krok dalej, żeby nie powiedzieć, że pojechał po bandzie i wykreował detektywa, który jest wyłącznie artystą. Stworzony przez niego bohater często powtarza, że w żadnym wypadku nie jest umysłem praktycznym. Jest człowiekiem, który ulega nagłym impulsom, patrzy na świat inaczej, ale widzi więcej.
Wbrew temu, co można przeczytać w opisie książki, zamieszczone w zbiorze opowiadania nie są sensacyjne. Jeśli miałabym zastanawiać się nad tym, czy ten zbiór przypadłby do gustu nałogowemu czytelnikowi powieści kryminalnych, który oczekuje przede wszystkim trzymania w napięciu i rozrywki, to pewnie musiałabym powiedzieć, że nie. Ale nie o to tu chodzi. Chesterton przy pomocy swoich opowiadań daje nam do zrozumienia, że Świat jest zagadką, tajemnicą i wcale nie usiłuje powiedzieć, że możemy objąć tę tajemnicę rozumem. Przeciwnie, mówi wręcz, że pozorne „wyzbycie się” rozumu i balansowanie na granicy szaleństwa niekiedy pozwala zobaczyć więcej. Zwraca naszą uwagę na wszechobecny udział Boskiej interwencji w ludzkie życie, bo czym jeśli nie właśnie tym są rozmaite impulsy i zachcianki, którym ulega główny bohater.
Chesterton mógł dać czytelnikowi traktat filozoficzny, ale dał wartościowy i dowcipny zbiór opowieści detektywistycznych, które zmuszają do myślenia. Nie przekalkował utartych już schematów. Pokazał własne, oryginalne spojrzenie na klasyczną literaturę kryminalną i stworzył intrygującą postać, która mówi nam coś o świecie i Bogu, ale w żadnym wypadku nie jest stawiana na równi z nim.
To było moje pierwsze spotkanie z Chestertonem i już nie mogę się doczekać aż sięgnę po kolejne pozycje autora, a ten wyjątkowy zbiór z pewnością przeczytam ponownie.
W 1841 roku wydane zostało opowiadanie Poego "Zabójstwa przy rue Morgue" i świat literatury zyskał Augusta Dupina, genialnego detektywa, który jest jednocześnie poetą i matematykiem. Ten pierwiastek artystycznego myślenia był później często wykorzystywany w konstruowaniu postaci literackich detektywów amatorów. G.K. Chesterton poszedł jednak o krok dalej, żeby nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jest główny bohater, facet, który próbuje wejść z kimś w relację, ale jednocześnie robi wszystko, żeby się do nikogo nie zbliżyć. Są kobiety, z którymi bohatera nie łączy nic poza wymianą wydzielin i gotówki. No, i wreszcie pojawia się Ona, nastolatka, z którą łączy go coś więcej, dużo więcej. Pod wpływem znajomości z Martą w bohaterze zaczyna zachodzić zmiana…
Może nie ma tu niczego zaskakującego, ale ja tę powieść po prostu pożarłam. Nie potrafiłam oderwać się od tej narracji, w której co chwilę zmienia się dystans. I nie chodzi tu tylko o osobę, w której bohater snuje opowieść.
Książka jest bardzo specyficzna pod względem stylistycznym, ale właśnie w taki sposób powinna brzmieć historia opowiadana przez głównego bohatera, 50-letniego, zgorzkniałego mężczyznę po przejściach. Arcykrótkie zdania, emocjonalna powściągliwość języka i ironia sprawiają, że opowieść nawet przez chwilę nie jest tandetna, a mogłaby taka być gdyby narrator zaczął uderzać w płaczliwy ton albo próbował ją uwznioślić.
Nie napiszę niczego nowego. „Kurator” jest przejmującą historią o samotności absolutnej, o potrzebie bliskości z drugim człowiekiem.
Cóż więcej mogę powiedzieć... Takiego zakończenia się spodziewałam, ale lekturę skończyłam ze smutkiem i zastanawiam się, czy to wszystko mogło skończyć się inaczej…
Jest główny bohater, facet, który próbuje wejść z kimś w relację, ale jednocześnie robi wszystko, żeby się do nikogo nie zbliżyć. Są kobiety, z którymi bohatera nie łączy nic poza wymianą wydzielin i gotówki. No, i wreszcie pojawia się Ona, nastolatka, z którą łączy go coś więcej, dużo więcej. Pod wpływem znajomości z Martą w bohaterze zaczyna zachodzić zmiana…
Może nie ma...
Przedmiotem śledztwa z powieści Lema jest zagadka dziwna, niepokojąca. Gdyby ta sama sprawa została opisana w klasycznej powieści detektywistycznej, błyskotliwy detektyw przedstawiłby przyziemne rozwiązanie zagadki i wszystko stałoby się nieznośnie proste, racjonalne.
Nie jest to jednak klasyczna proza detektywistyczna. Nie mamy w niej detektywa o wybitnej umysłowości, lecz zupełnie przeciętnego i mocno pogubionego śledczego, który nie radzi sobie ze sprawą znikających ciał.
Na tle utworów należących do nurtu kryminalnego "Śledztwo" jest powieścią wyjątkową, dziwną. W żadnym wypadku nie jest to utwór, który czytałoby się dla rozrywki. Przeciwnie, momentami lektura "Śledztwa" jest trudna i męcząca, ale nie sposób się od niej oderwać. Męczy, ale wgryza się w mózg, pozostawia czytelnika z zamętem w głowie, poczuciem bezradności i mnóstwem pytań, na które nie ma prostych odpowiedzi.
Powiedziałabym, że nie jest to powieść detektywistyczna, ale filozoficzna, momentami teologiczna.
Na sam koniec dodam jeszcze, że warto przeczytać tę książkę obok "Kosmosu" Gombrowicza.
Przedmiotem śledztwa z powieści Lema jest zagadka dziwna, niepokojąca. Gdyby ta sama sprawa została opisana w klasycznej powieści detektywistycznej, błyskotliwy detektyw przedstawiłby przyziemne rozwiązanie zagadki i wszystko stałoby się nieznośnie proste, racjonalne.
Nie jest to jednak klasyczna proza detektywistyczna. Nie mamy w niej detektywa o wybitnej umysłowości, lecz...
Jedna z moich ulubionych pozycji w literackim dorobku Pilcha. Autor nie szczędzi czytelnikowi scen dosadnych, ale nawet gdy opisuje rzyganie, pisze o nim z właściwą sobie lekkością i humorem. Oczywiście można zarzucić Pilchowi zbytnią delikatność w opisywaniu upadku alkoholika. Rzecz jednak w tym, że bez tej subtelności nie byłby to już styl Jerzego Pilcha. "Pod mocnym aniołem" nie jest ulotką przestrzegającą przed zgubnym wpływem alkoholu, nie jest powieścią-przestrogą. Powiedziałabym raczej, że jest poruszającym utworem, który pozostawia nadzieję na wyjście z nałogu.
Jedna z moich ulubionych pozycji w literackim dorobku Pilcha. Autor nie szczędzi czytelnikowi scen dosadnych, ale nawet gdy opisuje rzyganie, pisze o nim z właściwą sobie lekkością i humorem. Oczywiście można zarzucić Pilchowi zbytnią delikatność w opisywaniu upadku alkoholika. Rzecz jednak w tym, że bez tej subtelności nie byłby to już styl Jerzego Pilcha. "Pod mocnym...
więcej mniej Pokaż mimo to
W największym skrócie: nowela o rozdarciu między szaleństwem, które daje głównemu bohaterowi szczęście, a normalnością, której wymaga od niego najbliższe otoczenie. O niemożności przystosowania się i tragiczności życia w sprzeczności z własną naturą.
Zastanawia jedna kwestia - jak brzmiałaby ta historia, gdyby Czechow zdecydował się uczynić głównego bohatera narratorem...
Lektura bardzo przyjemna, wymagająca skupienia i zmuszająca do myślenia.
W największym skrócie: nowela o rozdarciu między szaleństwem, które daje głównemu bohaterowi szczęście, a normalnością, której wymaga od niego najbliższe otoczenie. O niemożności przystosowania się i tragiczności życia w sprzeczności z własną naturą.
Zastanawia jedna kwestia - jak brzmiałaby ta historia, gdyby Czechow zdecydował się uczynić głównego bohatera...
Powieść gotycka doskonała pod każdym względem. Zachwyca niezwykle precyzyjną narracją i kunsztownym, ale nie pretensjonalnym językiem. Wywołuje zgorszenie, ale również wzrusza, a momentami doprowadza do wściekłości…
Przepyszna proza!
Powieść gotycka doskonała pod każdym względem. Zachwyca niezwykle precyzyjną narracją i kunsztownym, ale nie pretensjonalnym językiem. Wywołuje zgorszenie, ale również wzrusza, a momentami doprowadza do wściekłości…
Przepyszna proza!
Z "Drwalem" nie było mi po drodze. Chciałam przeczytać tę powieść zaraz po jej premierze, ale ciągle odkładałam to na później. A to nie było w bibliotece, a to żal mi było pieniędzy, bo były ważniejsze książki do kupienia. Jesienią zeszłego roku kupiłam (połowa sukcesu!), ale odłożyłam ją na półkę, bo były ważniejsze książki do czytania. W końcu, kilka dni temu śniło mi się, że ją czytam (!). Tego było już za wiele. Po przebudzeniu postanowiłam uczynić sen proroczym. Pierwsze strony onej powieści szły jak po grudzie, bo każde zdanie czytał w mej głowie głos Witkowskiego, a to mnie drażniło. Później zamilkł. Udało się, czytam, i to jak czytam. Nie mogę przestać i nie chcę przestać. Chcę, żeby "Drwal" już nigdy się nie skończył, chcę porwać tę książkę w ostateczne objęcia, leżeć na otomanie i czytać już do końca życia. Ale tak się nie da, przeczytałam i teraz jest mi przykro.
Kilka lat temu włączyłam sobie chandlerowskie "Kłopoty to moja specjalność" zrealizowane na deskach Teatru Sensacji Kobra (o ile teatr telewizji może mieć deski). Wytrzymałam 15 minut. Dlaczego w PRL-u nie da się wystawić Chandlera? Ano dlatego, że jak do polskiego udawania doda się jeszcze udawanie czarnego amerykańskiego kryminału, to już jest za dużo, jest cyrk i jest żałośnie. Amerykański czarny kryminał ma swoje prawa, PRL ma swoje prawa i zderzenie tych dwóch przestrzeni jest ponad moje siły. Wyszła z tego groteska i śmiech rozpaczy. W Polsce nie da się zrobić Ameryki, koniec, kropka. Ale nic nie szkodzi, bo Witkowski pokazał, że w Polsce nie trzeba udawać Ameryki, my mamy swoje za uszami i na tym należy się skupić zamiast patrzeć tęsknie za ocean.
Ktoś tu napisał, że „Drwal” ma w sobie tylko śladowe ilości kryminału. Bzdura! A może to ja zwariowałam, może ta powieść zadziałała na mnie jak lexotan, skoro uważam, że Witkowski popełnił świetny, może nie od razu czarny, ale jednak kryminał.
Ok, książka jest trochę odjechana, ale trzeba też powiedzieć, że ma w sobie sporo realizmu. Mówiąc po stendhalowemu "Drwal" jest zwierciadłem, które przechadza się ulicami w Międzyzdrojach i odbija błoto z kałuży nadmorskich miejscowości po sezonie, pokazuje, że polskie bogactwo to w gruncie rzeczy bieda, tandeta i wielkie udawanie. Odbija też ludzkie osobowości. Luj, Hipster, Rozklekotany, Jadźka, Pan Kazimierz, Krewetka… Wszystkie postaci są skonstruowane po mistrzowsku, a jeśli sprawiają wrażenie przerysowanych, to tylko dlatego, że w zderzeniu z sobą wydają się takie być. Ale właśnie o to tu chodzi, żeby Hipster stał naprzeciw Luja i żebyśmy mogli pośmiać się, nie tyle z różnic między nimi, co z cech, które dzięki takiemu zestawieniu są uwypuklone.
Nie chcę przedłużać tych zachwytów. Powiem więc jeszcze tylko, że ta książka jest po prostu doskonale napisana. Witkowski ma niezwykły dar opowieści, dar "gadania"(nie muszę zgadzać się ze wszystkim, ale chłonę każde zdanie), który mogę porównać tylko z darem Jerzego Pilcha (Jurek, wiesz, że Ciebie kocham najbardziej ;)). Kończę już i idę sobie upolować jakiegoś luja, żeby mu "nakupować".
Z "Drwalem" nie było mi po drodze. Chciałam przeczytać tę powieść zaraz po jej premierze, ale ciągle odkładałam to na później. A to nie było w bibliotece, a to żal mi było pieniędzy, bo były ważniejsze książki do kupienia. Jesienią zeszłego roku kupiłam (połowa sukcesu!), ale odłożyłam ją na półkę, bo były ważniejsze książki do czytania. W końcu, kilka dni temu śniło mi...
więcej Pokaż mimo to