-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać1
-
ArtykułyPortret toksycznego związku w ostatnich dniach NRD. Międzynarodowy Booker dla niemieckiej pisarkiKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać6
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
Biblioteczka
2020-10-21
2021-01-08
"WSPINACZKA" - LITERACKA ODPOWIEDŹ NA "WSZYSKO ZA EVEREST"
"Wspinaczkę" trudno oceniać jak jasny gwint. Trudność rodzi porównanie do "Wszystko za Everest". A porównać trzeba, ponieważ obie pozycje są o tej samej wyprawie na Everest, nawiązują do siebie i jedna drugą oskarża.
Z jednej strony "Wspinaczka" to dla mnie świetna książka i wielka przyjemność mojego czytania (konkretna, rzeczowa, nie przegadana, łatwa w odbiorze i super ciekawa).
Z drugiej jak się porówna z nominowaną do Nagrody Pulitzera "Wszystko za Everest" Jona Krakauera, to literacko gad Krakauer pisze lepiej niż Anatolij Bukriejew. Lepiej, ponieważ niezwykle ciekawie, umie wciągać jak ruchome bagna, budować napięcie, a przede wszystkim tworzy rewelacyjne sylwetki wspinaczy.
Z trzeciej strony, jak się na spokojnie zestawi "Wspinaczkę" i "Wszystko za Everest", to nie potępiam Rosjanina, przeciwnie uważam, że Krakauer się na niego niesłusznie uparł, być może chciał za wszelką celę znaleźć kozła ofiarnego, a Anatolij Bukriejew dobrze się do tego nadawał jako introwertyk, w dodatku średnio przyjemny w obejściu. Mimo tego "Wszystko za Everest" się tak rewelacyjnie czytało...
Oceniając egoistycznie i skrajnie subiektywnie daję gadowi Krakauerowi jedną gwiazdkę więcej niż Bukriejewowi, mimo że mnie wkurza jak jasny gwint za stosunek do autora książki "Wspinaczka".
Nie wchodząc głęboko w ocenę wyprawy, której dotyczą obie ww. książki: nawet gdyby Rosjanin zawinił, czego moim zdaniem nie zrobił, to i tak nie powinno się go oceniać. Kto się pcha na wyprawę komercyjną na Everest, ten musi liczyć się ze śmiercią, nawet jakby wykupił sobie obstawę 3 przewodników i 10 Szerpów. Nawet jakby go nieśli na noszach, to i tak może dostać obrzęku mózgu i umrzeć z powodu samej wysokości, zwłaszcza jak w strefie śmierci rozpęta się burza. Jak ktoś igra z ogniem, a potem ma pretensje, że go poparzyło, to może zasadnie oskarżać tylko samego siebie. Za szukanie winnych na siłę drażni mnie Krakauer, ale nie zmienia to faktu, że jest świetnym autorem. Dlatego "Wszystko za Everest" ma 8 *, a "Wspinaczka" jedną mniej (7).
"WSPINACZKA" - LITERACKA ODPOWIEDŹ NA "WSZYSKO ZA EVEREST"
"Wspinaczkę" trudno oceniać jak jasny gwint. Trudność rodzi porównanie do "Wszystko za Everest". A porównać trzeba, ponieważ obie pozycje są o tej samej wyprawie na Everest, nawiązują do siebie i jedna drugą oskarża.
Z jednej strony "Wspinaczka" to dla mnie świetna książka i wielka przyjemność mojego czytania...
2020-12-16
2019-02-18
Nienawidzę nienawiści
George Mallory, który w 1924 r. zginął podczas próby wejścia na Mount Everest jest dla Anglików bohaterem narodowym. I tej chwale niczego nie ujmuje fakt, że po pierwszej nieudanej wyprawie na najwyższą górę świata jeździł po USA z tournee reklamowanym plakatami według których jego wyprawa była ... uwieńczona sukcesem. Sprawę wytłumaczono tym, że jakiś przedsiębiorca trochę okłamał. I w pełni zgadzam się z Anglikami, bo czasem życie pisze scenariusze poza nami, a ci najwięksi podróżnicy dają z siebie bardzo dużo i to czy wyprawa była dokładnie taka jak się mówi czy nieco inna bywa w świetle innych osiągnięć drugorzędne (czasem więcej przeciwieństw musiał pokonać ten, który przegrał niż ten, który wygrał).
Podobnie nasz Kapuściński. Jeździł? Jeździł! A że nie dokładnie tak jak pisał, to co to mnie w sumie obchodzi, skoro jego książki są świetne? Nikt nie zaprzeczy, ze Kapuściński znał Afrykę, jeździł po niej, wgryzał się w nią i nią żył. I to z jego książek przebija. Reszta jest nie ważna. (W zakresie Kapuścińskiego jedna uwaga - uważam jego dzieła za świetne ale poza "Cesarzem", który jest sprzeczny z WSZYSTKIMI opracowaniami historycznymi a zgodny jedynie z doktryną radziecką, mimo czego przedarł się do opinii i zafałszował historię).
Są jednak ludzie, podróżnicy polscy, którzy mają zamiłowanie do prawdy. I to tak szalone, obłędne, że kiedy jeden z nich jest wpisany do księgi rekordów Guinnessa, to mimo braku funduszy zbierają się, za ostatnie pieniądze jadą do dżungli amazońskiej, odnajdują Indianina, który był przewodnikiem polskiego rekordzisty, robią śledztwo, wyciągają z Indianina zeznania obciążające, że Polak oszukał, bo 10 km był ciągnięty, a sam nie wiosłował i zaczynają proces usunięcia rekordu z księgi.
Czasem myślę, że gdyby niektórzy Polacy ten nadludzki wysiłek, jaki wkładają w szkodzenie innym przekuli w wysiłek twórczy, to bylibyśmy drugą Japonią. Ja uważam to co zrobili polscy podróżnicy z M. Gienieczko za obrzydliwe i wyryłam sobie w pamięci listę tych, którzy najbardziej darli się, pisali, szkalowali jako osoby, które będę czytelniczo unikać. Obrzydliwość!
Tak więc po rozprawieniu się z wrogami autora przechodzę do treści - książka rewelacyjna w czytaniu! Gienieczko umie zainteresować, a przede wszystkim czyni tematem, to co najbardziej kocham w książkach tego typu: mróz, ekstremalne pokonywanie siebie, wyzwania. Jest tak zimno, że człowiek czytając zgrzyta zębami. Nie ma przegadania i brak tu czegoś, czego nienawidzę w książkach o Rosji - wchodzenia w całą tą rosyjską depresję. Jak ja nie znoszę tego pławienia się opowieściach alkoholików, samotnych matek i całego tego bezsensu! A 99 % polskich książek o Syberii idzie w tą nutę. Dlatego Gienieczko to jedyny chyba autor piszący o północy w sposób, który trawię. Z powyższych względów z pewnością sięgnę jeszcze nie raz po autora w odróżnieniu od jego wrogów, którzy zamiast jechać na Syberię i napisać coś takiego zdychają z zazdrości i spłukują się na udowadnianie nieścisłości. A zazdrościć jest czego, ponieważ poza przygodami życia autor istotnie umie pozyskać wielkie środki na wyprawy i dobrze się sprzedać. Tyle, że ja ciesze się jeżeli ktoś ma takie umiejętności, więc to postrzegam tylko na plus. Książkę zdecydowanie polecam.
Nienawidzę nienawiści
George Mallory, który w 1924 r. zginął podczas próby wejścia na Mount Everest jest dla Anglików bohaterem narodowym. I tej chwale niczego nie ujmuje fakt, że po pierwszej nieudanej wyprawie na najwyższą górę świata jeździł po USA z tournee reklamowanym plakatami według których jego wyprawa była ... uwieńczona sukcesem. Sprawę wytłumaczono tym, że jakiś...
2019-04-04
PASJONUJĄCY TEMAT + DOBRY WARSZTAT AUTORÓW + RZETELNOŚĆ DZIENNIKARSKA = MOJA WIELKA PRZYJEMNOŚĆ CZYTANIA
Biografia Kukuczki stanowi moim zdaniem opis życia klinicznego przykładu uzależnienia od adrenaliny. Ludzie ginęli przy nim jak muchy, a on szedł i szedł. W końcu dostał to, do czego praktycznie rzecz biorąc ślepo dążył i co przy takim nagromadzeniu sytuacji niebezpiecznych było oczywiste i umarł gdzieś tam wśród chmur w Himalajach w bardzo zresztą dziwnych okolicznościach.
Życie Kukuczki odmalowane zostało na kartach książki bardzo ciekawie i rzetelnie. Nie jest to ani laurka ani krytyka, postać zarysowana została wieloaspektowo, kolorowo, prawdziwie. Weźmy na przykład relacje z żoną. Pokazano człowieka, którego nigdy nie było w domu, z którym nie można było nawet jeden raz wyjechać na wakacje. Ale z drugiej strony wyłania się kobieta, której to od początku pasowało i twierdzi, że była szczęśliwa. Wiedziała, że nie może stawiać sprawy na ostrzu noża, więc nie powiedziała nigdy ja albo góry, albowiem od poznania się wiedziała, że on wybrałby góry. Skoro im to pasowało to trudno, żebym ja mogła mieć do tego uwagi, no bo na jakiej niby podstawie? Z drugiej strony mamy osobę religijną, wierną, która bez jakiejkolwiek zwłoki, po wyprawach, wracała do żony, nawet kosztem gniewu współtowarzyszy podróży. Mamy też osobę, która przegrała w wyścigu zdobywania ośmiotysięczników, ponieważ chciała być przy żonie w czasie porodu. Widzimy też człowieka bezkompromisowego, wybierającego zawsze cięższe osiągnięcia, dla którego nie liczyło się to aby wejść, zaliczyć i odcinać kupony, ale żeby wejść w trudnym stylu, niezdobytą ścianą, w zimowej porze itp.
Ważne dla mnie jest to, że książka napisana jest bardzo dobrze. Trzyma w napięciu, jest ciekawa, ale ponadto stanowi też owoc rzetelnej pracy - choćby na poziomie zbierania materiałów. Autorzy dotarli do starych tekstów, pamiętników, do wielu źródeł osobowych (rodziny, przyjaciół, wrogów, rywali). Spisali się - moim zdaniem - na piątkę.
Dodatkowej wartości i smaku książce dodają fascynujące wątki PRL-owskie. Cudownie mi było czytać o powojennych wyprawach w polskie góry, realiach w ówczesnych zakładach pracy, przemycie na granicach, imprezach, dorabianiu himalaistów na pracach wysokościowych, o wyposażeniu uczestników wypraw, stosunkach w PRL-owskim świecie himalaistów itp.
Pozycja z pewnością warta przeczytania.
PASJONUJĄCY TEMAT + DOBRY WARSZTAT AUTORÓW + RZETELNOŚĆ DZIENNIKARSKA = MOJA WIELKA PRZYJEMNOŚĆ CZYTANIA
Biografia Kukuczki stanowi moim zdaniem opis życia klinicznego przykładu uzależnienia od adrenaliny. Ludzie ginęli przy nim jak muchy, a on szedł i szedł. W końcu dostał to, do czego praktycznie rzecz biorąc ślepo dążył i co przy takim nagromadzeniu sytuacji...
2020-11-09
W skrócie o biografii Jensa Munka, duńskiego żeglarza, żyjącego na przełomie XVI i XVII wieku, powiem tak: rzetelna i wzbudzająca emocje historia niezwykle ciekawego życia, pokazana na tle szerokiego kontekstu historyczno - społeczno - obyczajowego, z rewelacyjnym zakończeniem, dobrym środkiem i okropnym początkiem.
Właśnie tak. Początek okropny. Musiałam odłożyć, wrócić do pozytywnych opinii (zwłaszcza Balcara, którego b. szanuję) wziąć głęboki oddech i zacząć męczarnię ponownie. Po kilkudziesięciu stronach zaczęło być coraz bardziej ciekawie, od środka książka mnie pochłonęła, a końcówka poszła błyskawicznie, aż ciężko było odłożyć. Dobrze czasem zdać się na gust innych i nie zniechęcić się przedwcześnie :)
Styl nieco ciężkawy, książka rzetelnie napisana, a historia rozmyta szerokim tłem. Tyle, że z biegiem czasu cały ten kontekst historyczny i społeczny zaczyna mocno wciągać (zwracam uwagę m.in. na rewelacyjne opisy: stosowanych kar fizycznych, profesji katów, życia na statku, szkorbutu itp.).
Sądzę, że gdyby całość napisana była tak zwięźle i konkretnie jak końcówka, to byłby przebój. Ale czy wtedy nie szkoda tego całego kontekstu historyczno - społecznego? Rzadko kiedy po lekturze biografii ma się taki szeroki obraz czasów i miejsc jak tu.
Oceniam pomiędzy 6,5 - 7.
8 * nie dam przez udręczenie początkiem. Mniej gwiazdek nie można, ponieważ historia napisana zbyt rzetelnie, a biografia bardzo zajmująca. Polecam, ale chyba raczej osobom, które lubią zapomniane książki historyczne i których nie zniechęca szeroki kontekst w biografiach.
W skrócie o biografii Jensa Munka, duńskiego żeglarza, żyjącego na przełomie XVI i XVII wieku, powiem tak: rzetelna i wzbudzająca emocje historia niezwykle ciekawego życia, pokazana na tle szerokiego kontekstu historyczno - społeczno - obyczajowego, z rewelacyjnym zakończeniem, dobrym środkiem i okropnym początkiem.
Właśnie tak. Początek okropny. Musiałam odłożyć, wrócić...
2014-02
Nie będę się wypowiadać na temat prawdziwości / nie prawdziwości opisanych zdarzeń ani na temat ewentualnej kradzieży pomysłu, ponieważ brak mi w tym zakresie wiedzy.
Natomiast sama książka jest bardzo dobra, trzyma w napięciu, jest arcyciekawa i czyta się ją z bardzo dużą łatwością. Nie sposób jej odłożyć, ponieważ wciąga niemiłosiernie.
Genialna lektura na czas wyjazdu, podróży, bo absorbuje i nie nuży. Film według mnie dużo gorszy mimo świetnych aktorów i dobrych zdjęć - głównie z powodu zmian w scenariuszu w stosunku do książki, które według mnie były niekorzystne, no ale to moja subiektywna opinia.
Ciesze się jednak, że Hollywood, z tak dobrymi aktorami powstał film na temat Polaka i jego niewiarygodnych przygód. Gdyby książka nie była tak bardzo wciągająca i ciekawa to film by nie powstał.
Jedna z lepszych książek z kategorii podróżnicze, jakie czytałam.
Nie będę się wypowiadać na temat prawdziwości / nie prawdziwości opisanych zdarzeń ani na temat ewentualnej kradzieży pomysłu, ponieważ brak mi w tym zakresie wiedzy.
Natomiast sama książka jest bardzo dobra, trzyma w napięciu, jest arcyciekawa i czyta się ją z bardzo dużą łatwością. Nie sposób jej odłożyć, ponieważ wciąga niemiłosiernie.
Genialna lektura na czas wyjazdu,...
2019-03-08
Myślę, że Anna Czerwińska mogłaby udzielać korepetycji z pisania książek podróżniczych wielu współczesnym autorom. Od 50 strony "Nanga Parbat góra o złej sławie" po prostu nie mogłam odłożyć; wciągnęła mnie jak kryminał, podniosła ciśnienie, rozbudziła i pochłonęła. Nie ma tu przegadania, pustych stron. Każde zdanie ma sens. Świetne opisy przyrody, relacji międzyludzkich w połączeniu w prostym, jasnym językiem powodują, że nawet ktoś, kto nie ma pojęcia o górach jasno i wyraźnie widzi każdy szczegół wyprawy. Dawno nie czytałam osoby, która umie sprawnie opisywać świat.
Tę książkę można wykładać na kursach pisania, zestawiając ją np. z Dziennikami Kamińskiego (skądinąd fantastycznego podróżnika). W Dziennikach Kamińskiego (które ostatnio przerwałam w połowie) mamy kilkaset stron według tej samej matrycy: dziś wstałem o godzinie, zjadłem x, po drodze szczeliny, wiatr, odmroziłem policzek, zimno, w czasie przerwy rozmawialiśmy o literaturze. Sto, sto pięćdziesiąt jednobrzmiących takich stron można przeczytać, ale 200, 300 to dla mnie strata czasu. Anna Czerwińska z kolei ma jakiś zamysł na całość, poza opisem wyprawy, jest umiejętność budowania napięcia, a nawet ciekawe przerwania chronologii i zabawa z retrospekcjami. Na deser ładnie opisane stosunki międzyludzkie, poprawny, arcy-plastyczny język i masa innych atrakcji. Te dwa przykłady pokazują, że nie wystarczy wyjechać, dokonać osiągnięcia, a potem to opisać, trzeba mieć jakiś pomysł na książkę i warsztat, a Anna Czerwińska udowodniła, że ona tymi środkami biegle włada.
Dziś od rana czytam o autorce i wydaje mi się niesamowicie ciekawym człowiekiem. Anna Czerwińska z zawodu jest doktorem nauk farmaceutycznych, lecz od wielu lat nie pracuje w swoim zawodzie – porzuciła go dla gór, które są jej największą pasją. Wejściem na Everest w 2000 roku skompletowała Koronę Ziemi jako drugi Polak po Leszku Cichym. W momencie wejścia na Everest była najstarszą kobietą, która stanęła na tym szczycie.
Przeczytałam dziś kilka wywiadów z nią i we wszystkich urzeka. Mówi tak jak pisze: ciekawie, krótko i na temat ale bardzo mądrze. Jej wnioski są logiczne. Nade wszystko zaś widać z jej słów do dziś wielką pokorę i miłość do gór.
Książka kończy się posłowiem na temat dalszych losów członków wyprawy. Większość umarła w górach, nasza Anna Czerwińska żyje do dziś i trzyma się znakomicie. Czy to doświadczenie i rozsądek czy szczęście? Pewnie wszystko po trochu.
Książkę bardzo serdecznie polecam każdemu, nawet osobom całkowicie niezainteresowanym wspinaczką wysokogórską.
Myślę, że Anna Czerwińska mogłaby udzielać korepetycji z pisania książek podróżniczych wielu współczesnym autorom. Od 50 strony "Nanga Parbat góra o złej sławie" po prostu nie mogłam odłożyć; wciągnęła mnie jak kryminał, podniosła ciśnienie, rozbudziła i pochłonęła. Nie ma tu przegadania, pustych stron. Każde zdanie ma sens. Świetne opisy przyrody, relacji międzyludzkich w...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-09-02
Chyba się przeproszę z A. F. Ossendowskim, z którym się pogniewałam po „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”. Tymczasem okazało się, że „Wśród czarnych”, książka znacznie słabiej oceniona przez czytelników niż „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”, mi podobała się nieporównywalnie bardziej. Fakt, że uwielbiam czytać o podróżach po Afryce sprzed 100 lat, więc temat ewidentnie jest mój. Kilka rozdziałów moim zdaniem jest rewelacyjnych np. ten o Sudanie francuskim (nie mylić z Sudanem). Sudan Francuski (Mali) ze wspomnień Ossendowskiego to wspaniałe miasta z równymi ulicami, rozwijające się rolnictwo z nowoczesnymi technikami uprawy roślin (stosowanie pługów, nawozów), szkoły dla zdolnych tubylców, w których uczyli się zawodu lekarza, weterynarza, różnych rzemiosł itp., opis domostw wieśniaków, obok których stały zasobne spichlerze z zapasami żywności itp. Wiem, że większość mnie za to zdanie zabije, ale wydaje mi się, że lepiej by im było, gdyby zostali kolonią. Zwłaszcza, że w okresie którego dotyczy relacja z podróży Francuzi traktowali swoją kolonię dość dobrze, a mieszkańców ze względnym szacunkiem. Mam w tym zakresie podobne przemyślenia jak w „Rzece krwi”…
Rewelacyjny moim zdaniem jest też rozdział o prognozach w zakresie odejścia od kolonializmu (zgadza się czas, miejsce i wiele szczegółów). Generalnie spostrzeżenia autora oceniam jako zjadliwe i często słuszne. Nie spełniła się tylko chyba prognoza wyeliminowania głodu ale gdyby nie odejście od kolonializmu możliwe, że słupki by poszły w pożądanym kierunku.
Świetnie czyta się też sam opis podróży. Plusem jest brak fantazjowania i kolorowania, który tak mnie raził w „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”.
Książka mimo, że jest zbiorem odrębnych relacji z podróży po Afryce stanowi spójną, zwartą całość. Czyta się łatwo.
Na minus opisy polowań. Ale tak chyba było, że ludzie w przeszłości byli okrutnymi barbarzyńcami, lubiącymi wszystko mordować. Pamiętam czytane dawno temu opisy, związane z pojawieniem się pierwszego człowieka na Antarktydzie. Jak zobaczył mnóstwo ciekawych ludzi pingwinków, to mordował je aż śnieg zalał się krwią, a Antarktyda zamieniła się w cmentarzysko. Nawet jak człowiek nie potrzebował tyle mięsa, skór i nie wiem czego jeszcze, to zabijał dla zabijania, a martwe zwierzęta marnowały się, zupełnie niewykorzystane. Podobną refleksję miałam podczas zwiedzania pałacu w Łańcucie. Tam też zobaczymy pawilony z afrykańskimi trofeami myśliwskimi. Po jaką cholerę jechać pół świata, żeby wybijać w Afryce zwierzęta, a potem ich martwe szczątki wieszać w budynkach? Dobrze, że te czasy minęły, bo ta obsesja zabijania i mordowania na polowaniach wszystkiego, co się rusza była po prostu obrzydliwa.
Osobiście polecam zwłaszcza tym, którzy lubią opisy podróży w stylu retro z tym, że radzę stosować moją technikę czytania, polegającą na omijaniu stron o polowaniach, które oceniam jako obrzydliwe (jedno tylko mi się podobało – opis jak za polującymi szła cała afrykańska wieś: mężczyźni, kobiety, dzieci z maczetami, nożami itp. a po upolowaniu zwierza myśliwi zostawiali sobie głowę i nogę resztę oddając tubylcom, którzy od razu przystępowali do konsumpcji. Przynajmniej najedli się mięsa, więc był jakiś pożytek).
Moim zdaniem książka na 7,5 *, za polowania odejmuję 1* więc wychodzi 6,5*.
Chyba się przeproszę z A. F. Ossendowskim, z którym się pogniewałam po „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”. Tymczasem okazało się, że „Wśród czarnych”, książka znacznie słabiej oceniona przez czytelników niż „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”, mi podobała się nieporównywalnie bardziej. Fakt, że uwielbiam czytać o podróżach po Afryce sprzed 100 lat, więc temat ewidentnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-28
Nie dotarłam jeszcze do "Pamiętników" Beniowskiego, ale w międzyczasie znalazłam ich dobre, archaiczne opracowanie, które samo w sobie stanowi całkiem wartościową lekturę.
Zachęcam do zapoznania się z dziełem Bukowieckiej. Ona sama nazywa swoją książkę streszczeniem. Ostatnie polskie wydanie pamiętników liczy 620 stron, a opiniowana lektura 447. Główna cześć książki to dosłowne cytaty. Autorka przez całe strony oddaje głos Beniowskiemu i najważniejsze wydarzenia opisuje jego własnymi słowami. Sygnalizuje kwestie, które pomija np. dane geograficzne, sporo tłumaczy, trochę moralizuje w starodawnym, uroczym stylu. Bukowiecka wydała swoje streszczenie w 1910 r. stąd archaiczny język. Książka przesycona jest patriotyzmem w starodawnym wydaniu.
Ogólnie całość wyszła bardzo smaczna. Czyta się szybko, przyjemnie, książka trzyma w napięciu.
Minus - Beniowski trochę za bardzo pokolorowany i przesłodzony - aż nieco mdli od tego cukru.
Z pewnością wiem też po tej lekturze, że "Pamiętniki" przeczytać po prostu trzeba, ponieważ już ze streszczenia wyłania się niesamowity człowiek, przewyższający swoją epokę inteligencją i szlachetnością. Ktoś kto w czasach kolonialnych miał podejście do ludów wyspiarskich pełne szacunku i miłości. Prawdziwy romantyczny bohater. Rozumiem czemu zachwycał Słowackiego, Konopnicką i szereg innych autorów.
Nie dotarłam jeszcze do "Pamiętników" Beniowskiego, ale w międzyczasie znalazłam ich dobre, archaiczne opracowanie, które samo w sobie stanowi całkiem wartościową lekturę.
Zachęcam do zapoznania się z dziełem Bukowieckiej. Ona sama nazywa swoją książkę streszczeniem. Ostatnie polskie wydanie pamiętników liczy 620 stron, a opiniowana lektura 447. Główna cześć książki to...
2020-08-17
Wczoraj rano przeczytałam opinię „PIEROGI_I_PĄCZKI”. Po kilku godzinach nerwowych poszukiwań upolowałam książkę, a wczoraj wieczorem skończyłam czytać. Inaczej być nie mogło, skoro właśnie takich pozycji szukam.
Czy było warto?
- Na pewno tak.
Jak się czytało?
- Pierwsze 50 stron połknęłam jak wygłodzony wilk jagnię. Coś wspaniałego! Reszta szła wolniej, ponieważ treść rozwodniona została większą ilością przemyśleń i spostrzeżeń o życiu. Końcówka podkręciła emocjonalność, nawet uroniłam jedną łzę. Ogólnie polecam i jestem bardzo wdzięczna, że wczoraj dowiedziałam się o istnieniu tej perełki.
Nie będę zdradzać treści ale uwielbiam książki o ludziach sukcesu, którzy osiągnęli rzeczy niebywałe startując od zera, a tu chyba nawet od poziomu poniżej zera.
Sam opis życia niewolników, ich relacji z panami i stosunków po zniesieniu niewolnictwa w USA – rewelacja. To trzeba znać!
Na uwagę zasługuje, że czarnoskóry autor przez całą książkę nie pisze ani jednego złego słowa o białych. Nie ma tu chorych pretensji, żądań, jakie dziś słyszymy z amerykańskich ulic o dyskryminacji, a na uwagę zasługuje pochodzący z 1905 r. cytat autora (przytaczany w opinii Pierogi_i_Pączki), gdzie czarnoskóry oznajmia, że 10.000.000 niewolników w USA ma lepszy żywot niż reszta rozsianych po świecie murzynów.
Autor wzbudza we mnie dużą sympatię. Nie dziwię się, że gdy podróżował pociągiem tysiące ludzi stało na stacjach, żeby mu machać i go pozdrawiać. To człowiek przez duże Cz,takich ludzi się po prostu szanuje i to szanuje go każdy: i biały, i czarny i czerwony.
Zachęcam też do lektury, ponieważ jest bardzo ciekawa i łatwo dostępna (koszt od kilku do kilkunastu złotych, a jest też osiągalny darmowy PDF na Wikiźródła).
Wczoraj rano przeczytałam opinię „PIEROGI_I_PĄCZKI”. Po kilku godzinach nerwowych poszukiwań upolowałam książkę, a wczoraj wieczorem skończyłam czytać. Inaczej być nie mogło, skoro właśnie takich pozycji szukam.
Czy było warto?
- Na pewno tak.
Jak się czytało?
- Pierwsze 50 stron połknęłam jak wygłodzony wilk jagnię. Coś wspaniałego! Reszta szła wolniej, ponieważ treść...
2020-08-10
ZASKAKUJĄCE CUDEŃKO HISTORYCZNE ZA 9 ZŁ Z BIEDRONKI
Od zawsze lubiłam historię i w szkole często sięgałam po książki historyczne, ale w latach mojego liceum i szkoły podstawowej, a zatem kiedy czytałam tego typu literaturę, chyba nie było pozycji takiej jak ta. Takiej jak ta, czyli tak zajmującej, tak pasjonującej i do tego tak łatwej w odbiorze. Książeczkę kupiłam w Biedronce za 9 zł i od niechcenia otworzyłam, żeby przeczytać jedną stronę, zorientować się mniej więcej w temacie i odłożyć aż skończę zaczęte rzeczy. Niestety po jednej kartce nie dało rady odłożyć przez cały dzień, a zatem do ostatniej strony. Wciąga bowiem to cudeńko jak ruchome bagna.
Nie kojarzyłam wcześniej autorki ale po lekturze sądzę, że jest to osoba, która urodziła się po to, by pisać, ponieważ ma niesamowity talent, lekkie pióro i umiejętność pochłonięcia bez reszty uwagi czytelnika. Zresztą teraz widzę, że w każdej opinii pojawia się uwaga o łatwości czytania, czyli to chyba powszechna opinia czytelników. To jest sztuka tak pasjonująco pisać o historii. I to pisać nie fabularyzowaną powieść historyczną ale normalną książkę historyczną. Moje uznanie za wyważenie, proporcje, brak jakiegokolwiek przegadania tematu i stworzenie czegoś tak pasjonującego!
Chyba po latach wrócę do książek historycznych, a na pewno do lektur autorstwa ocenianego właśnie cudeńka.
Na marginesie dziś od rana znów pognałam do Biedronki, skoro można tam upolować TAKIE książki i zauważyłam, że w kraju, w którym podobno nikt nie czyta nie było już tych książek, na które patrzyłam w zeszłym tygodniu, były inne. Wszystkie rozkupione i to w małej wsi na Dolnym Śląsku, pozbawionej turystów, pół godziny od gór. To pokazuje, że ludzie kupują książki o ile są łatwo dostępnej i tanie (wszystkie po 9 ,99 zł). Nie chcę uprawiać reklamy ale wydaje mi się, że ten dyskont spełnia całkiem ładne zadanie w propagowaniu czytelnictwa.
ZASKAKUJĄCE CUDEŃKO HISTORYCZNE ZA 9 ZŁ Z BIEDRONKI
Od zawsze lubiłam historię i w szkole często sięgałam po książki historyczne, ale w latach mojego liceum i szkoły podstawowej, a zatem kiedy czytałam tego typu literaturę, chyba nie było pozycji takiej jak ta. Takiej jak ta, czyli tak zajmującej, tak pasjonującej i do tego tak łatwej w odbiorze. Książeczkę kupiłam w...
2020-04-08
Gdybym była robotem zaprogramowanym tak, żeby ocenić tę książkę według ważnych dla mnie kryteriów, to ocena by była niższa, a teraz zaczęłabym wywlekać na światło dzienne różne wady. Tyle, że nie jestem robotem. Jeżeli mimo wad coś mi się podoba i sprawia przyjemność, to niecelową jest krytyka.
Na pewno mogę jasno powiedzieć, że warto było czytać, wzruszyć się i oderwać na chwilę od świata. Natomiast szkoda, że ta przygoda była tak krótka, niektóre kwestie nie poruszone, inne liźnięte.
Na plus opis młodości oraz recenzje obrazów i oceny malarstwa. Zaletą było też przytoczenie wielu cytatów z wypowiedzi znanych ludzi, którzy znali Alberta osobiście. Podobało mi się również odmalowanie inteligencji w Europie, z którą stykał się Albert zanim stwierdził, że będzie bezdomny. Całe to otoczenie Alberta rozsiane po Europie oraz mieszkające w Polsce z perspektywy czasu jawi się jako niezwykle apetyczny kąsek czytelniczy.
Na minus powiem tylko tyle, że mało tu duchowości - jak by nie było to książka o świętym. Przede wszystkim jednak za mało o nędzarzach i podopiecznych, brudzie, obrzydliwościach. Cały temat tej nędzy, odczłowieczenia, upodlenia towarzyszy, z którymi zamieszkał brat Albert został nawet nie liźnięty. A to tutaj bardzo ważne na kogo zamienił swoich uczonych kolegów. Z książki nie wynika jaki koszmar był na początku: bród, smród, choroby, alkohol, morderstwa, brak jakichkolwiek ludzkich zachowań. W to wszedł i w tym się unurzał, zostając jednak czystym. Z takimi ludźmi zamieszkał. I wcale nie było tak, że od razu bezdomni powiedzieli, że w takim razie się zmieniają, bo były i bunty i chamstwo. Nie mówiąc o niewygodach. Kiedyś o tym czytałam w równie małej książeczce. Cóż wszyscy się uparli, żeby pisać o Albercie w okropnie krótkich książeczkach.
Tak czy inaczej polecam. Przyjemna lektura ale troszkę szkoda, że autor nie zmierzył się bardziej i nie wszedł głębiej w życie Alberta.
Gdybym była robotem zaprogramowanym tak, żeby ocenić tę książkę według ważnych dla mnie kryteriów, to ocena by była niższa, a teraz zaczęłabym wywlekać na światło dzienne różne wady. Tyle, że nie jestem robotem. Jeżeli mimo wad coś mi się podoba i sprawia przyjemność, to niecelową jest krytyka.
Na pewno mogę jasno powiedzieć, że warto było czytać, wzruszyć się i oderwać...
2019-11-21
Uwielbiam książki opisujące samotne wyprawy rowerowe. Tym razem trasa wiedzie przez Azję, która zawsze mnie bardzo pociągała. Wyprawa z gatunku takich, jaki lubię najbardziej: bez pieniędzy ale z dużym samozaparciem.
Książka ma dość słabe opinie ale ja ich nie podzielam. Subiektywnie dostałam wszystko czego oczekiwałam sięgając po tę pozycję. Literatury na miarę Nobla w książkach podróżniczych nie szukam, więc nie jestem zawiedziona, gdy nie znajduję. Za to jak wspaniale było wylegiwać się w łóżku i czytać jak ktoś się męczy rowerem pedałując bez pieniędzy przez Azję!
Autor z lekką depresją ale o dziwo mi to nie przeszkadzało (zazwyczaj to mi bardzo psuje odbiór).
Generalnie nie żałuję, że przeczytałam ale czytanie tej książki to zaspokajanie moich ściśle subiektywnych potrzeb czytelniczych.
Uwielbiam książki opisujące samotne wyprawy rowerowe. Tym razem trasa wiedzie przez Azję, która zawsze mnie bardzo pociągała. Wyprawa z gatunku takich, jaki lubię najbardziej: bez pieniędzy ale z dużym samozaparciem.
Książka ma dość słabe opinie ale ja ich nie podzielam. Subiektywnie dostałam wszystko czego oczekiwałam sięgając po tę pozycję. Literatury na miarę Nobla w...
2019-04-08
Chyba już wiem jak osiągnę sławę i bogactwo. Napiszę książkę o Putinie. To nic, że nic o nim nie wiem, skoro autorka też nie miała żadnej wiedzy, a wydała biografię prezydenta Rosji, sprzedając ją w wielu krajach i nieźle na tym zarabiając. Każdy wie, że Putin pilnie strzeże swoich tajemnic i zebranie sensacyjnych danych o nim nie jest prostym zadaniem. Pytanie brzmi jednak, czy nie wiedząc prawie niczego rzetelny dziennikarz podejmuje wysiłki twórcze?
I dwa: czy rzetelny dziennikarz pisze aż tak jednostronnie? Ja wiem, że temat jest specyficzny, ale są pewne zawody, w których skrajna jednostronność i przesadna emocjonalność kojarzy się z brakiem profesjonalizmu. Bez względu na to, czy całym sercem kocham, czy nienawidzę uważam, że na subiektywne opinie mogę sobie pozwolić ja - nieznany człowiek, rodzący w bólach przez nikogo nie czytane opinie na portalu książkowym, ale nie ktoś, kto pisze zawodowo i na tym zarabia.
Dodam, że z książki nie dowiedziałam się ani jednej rzeczy, o której nie miałam pojęcia, a nienawiść do Putina jest tu tak nabrzmiała, że aż śmieszna. I nie twierdzę wcale, że autorka powinna go kochać; mogła nie znosić, proszę bardzo, ale powinna podejść rzetelnie, zebrać materiały, opisać wielopłaszczyznowo, uchwycić różne punkty widzenia, a nie sprzedawać brak wiedzy w połączeniu z wybujałą emocjonalnością. Moim zdaniem szkoda czasu.
Chyba już wiem jak osiągnę sławę i bogactwo. Napiszę książkę o Putinie. To nic, że nic o nim nie wiem, skoro autorka też nie miała żadnej wiedzy, a wydała biografię prezydenta Rosji, sprzedając ją w wielu krajach i nieźle na tym zarabiając. Każdy wie, że Putin pilnie strzeże swoich tajemnic i zebranie sensacyjnych danych o nim nie jest prostym zadaniem. Pytanie brzmi...
więcej mniej Pokaż mimo to
Moim zdaniem jest to rewelacyjna, trzymająca w napięciu, jedna z najlepiej napisanych książek o zdobywaniu gór. Uwielbiam tę tematykę, więc czytanie stanowiło dla mnie prawdziwą ucztę.
To co wyróżnia tę pozycję spośród innych z zakresu literatury górskiej, to rewelacyjny warsztat, połączony z niebywałą umiejętnością budowania napięcia i przedstawiania sylwetek wspinaczy oraz ciekawe przedstawiona kwestia wypraw komercyjnych plus ładnie zarysowany wątek Szerpów. Do tej pory czytałam wspomnienia albo biografie profesjonalnych himalaistów, którzy mają odpowiednie umiejętności. Tu mamy wspinaczkę z punktu widzenia osób, które zapłaciły za bycie wprowadzonym przez przewodnika na Everest. Szczerze mówiąc po raz pierwszy zetknęłam się tematem wypraw komercyjnych i uważam go za niezwykle pasjonujący. Opisy związane z Sandy Pittman, milionerką, która „kupiła sobie” wejście na szczyt jak nowy dom i ciągnęła ekskluzywne jedzenie, TV itp. – bezcenne.
Natomiast na marginesie powiem, że jako człowiek, który kocha góry i w swoim czasie spędzał tam cały czas wolny, subiektywnie, kompletnie nie pojmuję, po co pchać się na Everest takim tłumom ludzi. Oczywiście nikogo nie oceniam i nie zabraniam. Chcą, to niech się zabijają. Nie jestem zwolennikiem ograniczeń, myślę, że każdy sam o sobie powinien decydować. Natomiast tego nie rozumiem. Dla mnie góry to przede wszystkim przyjemność, zdrowa wentylacja płuc, przyjemny wysiłek i zachwyt nad pięknem świata. Dlatego nigdy nie pociągała mnie niezdrowa wspinaczka wysokogórska w rozrzedzonym powietrzu. Tu zaś , jak ładnie napisał autor „wspinaczka na Everent polega przede wszystkim na wytrzymywaniu bólu”. Z każdą minutą spędzoną na pewnej wysokości organizm ulega wyniszczeniu, komórki nerwowe rozpadają się, krew staje się niebezpiecznie gęsta i mazista. Naczynia włosowate w siatkówce samoistnie pękają. Serca również w nocy biją jak oszalałe. Do tego dochodzi duszność i nie tylko brak możliwości odczuwania przyjemności, ale niezdolność do myślenia i postrzegania rzeczy. Jak napisał autor na pewnej wysokości nie ma ani kontemplacji piękna, ani normalnego myślenia, jest tylko ból, niepełna świadomość i parcie do przodu jak rodzaj pokuty. Krótko mówiąc, znajdując się powyżej 7,9 tys. metrów n.p.m., organizm zaczyna umierać. Tu każdy krok w dół zwiększa szansę na przeżycie, a pozostawanie w skrajnie niekorzystnych warunkach zmniejsza je z każdą sekundą. Zabija nie tylko wysokość i temperatura (średnio to -30 stopni), ale i huraganowy wiatr, który poruszać się może z prędkością 160 km/godz, który powoduje jeszcze szybsze wychłodzenie organizmu. W dodatku wyprawy komercyjne powodują, że czasem w strefie śmierci przy szczycie są kolejki, które znacznie wydłużają zejście (sławne zdjęcie Nirmala "Nims" Purja, przedstawiające tłum i kolejkę w strefie śmierci). Po co płacić 200000 zł za takie "miłe doznania"? Za cały ten ból i chorą ambicję? Trochę inaczej postrzegam profesjonalnych himalaistów, którzy takie życie sobie obrali i mają odpowiednie umiejętności, a nieco inaczej bogatych, spełnionych ludzi, którzy zostawiają w Japonii albo USA rodziny, domy, świetną pracę i giną w męczarniach albo wracają z amputowanymi kończynami czy przeszczepionym nosem, tracąc czasem możliwość dotychczasowego zarobkowania.
Jedynymi, których rozumiem w tym wysokogórskim wariactwie są szerpowie, górale himalajscy, urodzeni na wysokości 4.000 m.n.p.m., którzy mają wybór: albo żyją w nędzy albo pomagają himalaistom, czy turystom urzeczywistniać ich chore ambicje. Jeżeli człowiek stoi przed dylematem: nędza albo zapewnienie dobrego bytu rodzinie i szacunek u swoich, to wspinaczka znajduje usprawiedliwienie. Szkoda tylko, że i oni drogo płacą za marzenia ludzi z nizin, ponieważ giną jak muchy na ołtarzu cudzych, pomylonych aspiracji. Zresztą jest to moim zdaniem jakiś rodzaj ekonomicznego niewolnictwa: dźwigaj moje toboły, telewizor, jedzenie i ciągnij mnie, ryzykując życie, bo taki mam kaprys, a tylko Ty masz fizycznie możliwość bycia moim koniem pociągowym.
Reasumując książka świetna i temat mój, więc daję maksymalną ocenę 8 * (w tej kategorii moje 8 * = 10 *) i życzę sobie samej więcej tak cudownych książek. Dziękuję też moim znajomym za wiedzę o tej perełce!
Moim zdaniem jest to rewelacyjna, trzymająca w napięciu, jedna z najlepiej napisanych książek o zdobywaniu gór. Uwielbiam tę tematykę, więc czytanie stanowiło dla mnie prawdziwą ucztę.
więcej Pokaż mimo toTo co wyróżnia tę pozycję spośród innych z zakresu literatury górskiej, to rewelacyjny warsztat, połączony z niebywałą umiejętnością budowania napięcia i przedstawiania sylwetek wspinaczy...