-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-03-03
2024-01-17
"Wróćmy słowom sens i treść!
Twarz wróćmy słowu, bo bez twarzy
Największe słowo nic nie waży!" - cytując Młynarskiego. Wróćmy sens i treść, które to wypaczają ludzie pokroju Markiewka, słowom takim jak: pomoc, solidarność, równość, kapitalizm. Słowa mają znaczenie.
Zaserwowana nam przez autora książka, to ideologiczna papka, której nie powinno się czytać, gdy nic nie wie się czy to o lewicy czy liberalizmie, gdyż autor wypacza ich znaczenie. To ten sam poziom manipulacji i nieuczciwości intelektualnej, którą zaserwowano nam w "Ekonomii obwarzanka".
U Orwella czytamy, że wojna to pokój. Wolność to niewola. Ignorancja to siła. Podobnej retoryki trzyma się Markiewka utożsamiając szerzenie wolności z wyzyskiem, przymusem i przemocą. Autor uważa, że państwo ma narzucać takie a takie rozwiązania (te popierane przez autora oczywiście) a ludzie muszą się przystosować, bo ludzie pokroju autora najlepiej wiedzą, co dla nich dobre.
Ty, człowieku, nie jesteś nic wart - mówi wprost autor. Zanim pomyślisz o sobie musisz pomyśleć nie tylko o swoich bliskich, nie o przyjaciołach a o klimacie, zwierzętach, czy nawet całkiem obcych ludziach z drugiej strony świata. Najpierw wszyscy dookoła, dopiero potem Ty, bo jesteś im cos winien i masz zaciągnięte względem nich zobowiązanie - to kolejna manipulacja autora, bo zobowiązanie to coś, co dobrowolnie i świadomie bierze się na siebie. W ten sposób autor promuje samopoświęcenie i skrajny altruizm.
Dobrowolność - pojęcie, na które nie ma miejsca w świecie autora a rozwiązania mają być narzucane siłowo przez państwo. W końcu lewica najlepiej wie, co jest dobre - nie dla jednostki a dla społeczeństwa. Autor pisze: "dwie grupy aktorów zawierają transakcję, która W ICH MNIEMANIU jest dla nich korzystna" (s. 109) - cóż autor zdaje się siedzieć w ludzkich głowach i wie lepiej od nich, co dla kogo jest korzystne. Tak ujawnia się kolejna brzydka cecha autora i lewicy w ogólności - pycha.
Z jednej strony autor krytykuje dotowanie banków i korporacji z publicznych pieniędzy (co jest słuszną krytyką) i nazywa to jednocześnie kapitalizmem (co nie jest prawdą), z drugiej strony dotowanie tego, co autor uważa za słuszne jest już w porządku (s. 122)
W książce znajdziemy też typowe dla lewicy manipulowanie pojęciem kapitalizm. Autor pisze: Plan Marshalla program polegający na wydawaniu pieniędzy podatnika amerykańskiego w Europie przecież właśnie jest z Ameryki, a jak Ameryka to kapitalizm a skoro tak, to wszystko co wychodzi z Ameryki jest kapitalizmem! Otóż nie. Ingerencja w gospodarkę nie ma nic wspólnego z wolnym rynkiem i kapitalizmem - jest jego wypaczeniem. Mówienie wiec, że zwolennicy wolnego rynku popierają interwencje typu New Deal czy Plan Marshalla, bo przecież są to programy z kapitalistycznej ameryki nie oznacza, że są to programy oparte o wolny rynek. Ten sam błąd powiela w swojej książce: "23 rzeczy, których nie mówią ci o kapitalizmie", przytaczany przez Markiewka Ha-Joon Chang.
Wolny rynek to dobrowolność i swoboda zawierania umów. Wolny rynek to przede wszystkim poszanowanie prawa własności a w związku z tym praw jednostki. Autor twierdzi: "Jeśli rynek wycenia coś wysoko, to najwidoczniej tak musi być" - nie wspomina jednak o tym, że rynek to LUDZIE, to ludzie wartościują i jeśli coś jest wycenione wysoko przez rynek, to znaczy tyle, że znalazł się ktoś, dla kogo ta rzecz jest tyle właśnie warta.
"Neoliberalizm to kapitalizm do potęgi drugiej" (s. 21) - czyli w sumie co? Tego się nie dowiadujemy, rzucony w eter slogan.
Markiewka pięknie stara się pokazać, jakie to jest niesprawiedliwe, że jedni rodzą się w bogatych domach i w związku z tym stać ich na lepszą edukację a inni, wywodzący się biedniejszych domów, nie mają aż takich możliwości. Sprawiedliwym, wedle autora, jest więc zabranie jednym i rozdanie tego drugim. Szkoda tylko, że autor nie zdaje sobie sprawy, że odziedziczenie majątku nie jest równoznaczne z jego utrzymaniem Szkoda również, że autor nie zadał sobie trudu, by wyjaśnić czy byłby poświęcił rękę artysty, dajmy na to Chopina, by wyrównać szansę osób, które nie miały takiego szczęścia jak on, by urodzić się zdolnymi.
Czy świetnego malarza należy oślepić, by przypadkiem nie malował lepiej niż ci bez talentu, a którym wymarzyło się być malarzami? Według autora byłoby to zapewne sprawiedliwie społecznie, wszak równość szans przede wszystkim.
Czy świetnego muzyka należy pozbawić słuchu, by ci, którzy nie mają słuchu muzycznego mieli szanse z nim konkurować, wszak równość szans przede wszystkim.
Nie wiem na ile słowa: "Gdyby socjaliści rozumieli ekonomię, to nie byliby socjalistami" przypisywane Friedrichowi Hayekowi są rzeczywiście jego słowami, niemniej jednak są to słowa wybitnie prawdziwe, co autor wielokrotnie udowadnia na kartach swojej książki. A pisze on np. tak: "Kiedy liczba chętnych na dany towar przewyższa jego dostępność, ceny rosną. Pojawia się inflacja." (s. 194) - jeśli więc chętnych na truskawki jest więcej niż dostępnych truskawek, cena truskawek rośnie i mamy wtedy inflację? By nie pastwić się nad niewiedzą autora wystarczy wspomnieć, że inflacja to spadek wartości pieniądza, a to z kolei dopiero powoduje wzrost cen - nie konkretnego towaru, co zdaje się sugerować autor, a powszechny wzrost cen.
Autor często pisze o trzech grupach: konserwatystach, liberałach i lewicy (s. 105), a potem na końcu stwierdza, że lewica chce konserwować usługi publiczne, które innym wydają się przeżytkiem. Sam więc, nie wprost oczywiście, przyznaje, że konserwatyzm może być lewicowy, tak więc zaproponowany podział jest bez sensu.
Bzdur i manipulacji w książce oczywiście jest więcej. Serdecznie odradzam.
"Wróćmy słowom sens i treść!
Twarz wróćmy słowu, bo bez twarzy
Największe słowo nic nie waży!" - cytując Młynarskiego. Wróćmy sens i treść, które to wypaczają ludzie pokroju Markiewka, słowom takim jak: pomoc, solidarność, równość, kapitalizm. Słowa mają znaczenie.
Zaserwowana nam przez autora książka, to ideologiczna papka, której nie powinno się czytać, gdy nic nie wie...
2023-10-14
2023-08-14
Dlaczego liberalizm zawiódł? Według autora, dlatego że nie jest konserwatyzmem. Główny zarzut autora opiera się na tym, że liberalizm zmienił zastany porządek. To tak, jakby zarzucać kotu, że nie szczeka.
Książka ciekawa, jednak naciągana. Autor liberalizm utożsamia z szeroko pojętym subiektywizmem, hedonizmem i porzuceniem moralności - róbta, co chceta, balujmy jakby jutra nie było i nie przejmujmy się niczym, coś jest dobre, bo ja tak czuję. Niekiedy dodaje też - byle nie naruszać praw innych. Z tego, że ludziom pozwala się wybierać ma wynikać, że wszyscy porzucą wcześniejszy porządek. Zdaniem autora z liberalizmu ma powodować zerwanie więzi społecznych - jak gdyby oczywistym było, że brak przymusu oznacza odstąpienie od zawieranych relacji międzyludzkich, tworzenia wspólnot o stowarzyszeń - z tego zaś autor wysnuwa, że to prowadzi do alienacji jednostki, wzrostu poczucia odosobnienia i oderwania od wspólnoty. Dalej jednostki takie mają nalegać na zastąpienie więzi społecznych ingerencją państwa stąd też wedle autora liberalizm nieuchronnie prowadzi do etatyzmu, co jest totalną bzdurą. Tego typu tyrady prowadzone są przez całą książkę, dopiero w zakończeniu! autor mimochodem w jednym zdaniu pisze o tym, co przemilczał przez całą książkę, że liberalizm przez wolność rozumie: "niezależność od arbitralnej władzy króla". Tyle. W żaden sposób nie wynika z tego, że w liberalnym społeczeństwie z definicji zanikać muszą więzi społeczne. Nie wynika z tego również, że jednostki które sobie nie radzą mogą naciskać na władze, by te tworzyły pod nie prawa i przywileje - to jest wykolejenie, zniekształcenie idei liberalnej a nie jej konsekwencja.
Czytając tę książkę trzeba mieć na względzie, że Autor jest Amerykaninem i używa tamtejszej terminologii nazywając liberałami tych, których my nazwalibyśmy socjalistami, socjaldemokratami czy progresywistami.
Ciekawe jest też to, że autor popierając swoje tezy posługuje się pracami wielu autorów, w tym współczesnych i niszowych. W przypadku liberalizmu swoje wywody opiera nieomal wyłącznie o Hobbes'a, Locke'a niekiedy wspominając Milla. W jednym miejscu wspomina Bryana Caplana i raz Hayeka, o zgrozo nazywając go nawet nie liberałem, libertarianinem podczas gdy był on w najlepszym razie socjaldemokratą. Nazywanie Hayeka libertarianinem wręcz nie przystoi komuś, kto zawodowo zajmuje się filozofią polityki.
Na plus zdecydowanie zasługuje wspomnienie o Rumspringa - nie miałem pojęcia o istnieniu takiego zwyczaju u Amiszów. Niemniej przy tym temacie znowu wychodzi różnica terminologiczna. Autor liberałem nazywa swojego rozmówcę, który proponował aby zastanowili się nad tym, w jaki sposób można wyzwolić młodych Amiszów spod jarzma kultury i religii.
Dlaczego liberalizm zawiódł? Według autora, dlatego że nie jest konserwatyzmem. Główny zarzut autora opiera się na tym, że liberalizm zmienił zastany porządek. To tak, jakby zarzucać kotu, że nie szczeka.
Książka ciekawa, jednak naciągana. Autor liberalizm utożsamia z szeroko pojętym subiektywizmem, hedonizmem i porzuceniem moralności - róbta, co chceta, balujmy jakby jutra...
2023-02-26
2021-09-05
Szczerze mówiąc jest mi nieco głupio, bo spodziewałem się czegoś innego. To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Anne Applebaum i szczerze mówiąc książkę tę kupiłem dla żartu. Spodziewałem się głupot w stylu Sylwii Spurek. Ta muszę przyznać pozytywnie mnie zaskoczyła.
Książka pobieżnie opowiada o mechanizmach zdobywania władzy przez populistów typu PiS, węgierski Fidesz czy hiszpański VOX. No właśnie, pobieżnie. Autorka w żadnym miejscu nie dała podstaw do sądzenia, że rości sobie prawo do nazywania jej pracy innowacyjną. Nie wymyśla koła od nowa. Z erudycją wspominając innych autorów, wydarzenia z przeszłości, jak chociażby sprawa Dreyfusa pokazuje nam, że podobne rzeczy miały już miejsce w przeszłości. Dlatego też nie rozumiem podniesionego tu lamentu na zerową odkrywczość.
Autorka odwołuje się do prywatnych doświadczeń, znajomości, wywiadów, wspomina gazety, w których pracowała. Nie po to jednak by chwalić się rozległymi znajomościami, a po to by pokazać jak ludzie się zmieniają, zmieniają się ich poglądy. Aż chciałoby się za Grechutą zapytać: "jak rozpoznać ludzi, których już nie znamy".
Czy warto? Myślę, że tak. Szczególnie dla tych, którzy nie za bardzo śledzą to, co się dzieje i nie rozmyślają nad tym, jak PiS zdobywa władzę i jak ją wykorzystuje.
Sama książka jest naprawdę porządnie wydana. Twarda, elegancka okładka. Duże litery, przez co książka jest rzeczywiście krótsza niż się wydaje. No i co mi się podoba, a czego wielu książkom brakuje - duże marginesy. Oby więcej książek było tak porządnie wydawanych!
Szczerze mówiąc jest mi nieco głupio, bo spodziewałem się czegoś innego. To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Anne Applebaum i szczerze mówiąc książkę tę kupiłem dla żartu. Spodziewałem się głupot w stylu Sylwii Spurek. Ta muszę przyznać pozytywnie mnie zaskoczyła.
Książka pobieżnie opowiada o mechanizmach zdobywania władzy przez populistów typu PiS, węgierski...
2021-06-24
2016-09-11
2021-02-28
2020-12-19
2020-12-08
2020-03-16
2020-02-23
2019-08-05
2019-05-01
2017-03-16
Książki Ayn Rand można podzielić na dwie kategorie. Pierwsza to beletrystyka, a druga to zbiory esejów. "Powrót człowieka pierwotnego" zalicza się do drugiej kategorii. W książce znajdziemy naprawdę świetnie napisane eseje, których motywem przewodnim jest ukazanie prawdziwego oblicza altruizmu i kolektywizmu w różnych ich postaciach. W "Powrocie człowieka pierwotnego" poza esejami Rand, znajdziemy też kilka napisanych przez Petera Schwartza, które niczym nie odbiegają od linii wyznaczonej przez autorkę. Jest to książka, po przeczytaniu której naprawdę zaczyna się inaczej widzieć świat. Pokazana jest manipulacja i zakłamanie, wręcz oszustwa, tak zwanego mainstreamu. Ukazane są prawdziwe cele i dążenia ruchów ekologicznych, feministycznych czy innych kolektywistów. Należy zauważyć, że pomimo tego iż książka napisana jest przez kobietę, to ta nie szczędzi gorzkich słów współczesnemu jej feminizmowi - współczesny nam działa dokładnie na tej samej zasadzie. Teksty zostały napisane na przełomie lat 60-70 nie straciły jednak na swojej aktualności. Widzimy wręcz, że przewidywania Rand się sprawdzają, jest dokładnie tak, jak pisała kilka dekad temu. Naprawdę warto przeczytać!
Książki Ayn Rand można podzielić na dwie kategorie. Pierwsza to beletrystyka, a druga to zbiory esejów. "Powrót człowieka pierwotnego" zalicza się do drugiej kategorii. W książce znajdziemy naprawdę świetnie napisane eseje, których motywem przewodnim jest ukazanie prawdziwego oblicza altruizmu i kolektywizmu w różnych ich postaciach. W "Powrocie człowieka pierwotnego"...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-02-10
2018-05-08
Nie wiem czego spodziewałem się po tej książce, szczególnie że odstrasza już sam tytuł - "Włącz DEMOkrację", bo tak ta książka się nazywa, a autorem jest Robert Biedroń. Podejrzewałem jednak, że będzie to sieczka. Nie myliłem się. Biedroń w swojej nowej książce stara się indoktrynować już najmłodszych czytelników i wmówić im, że najlepszym systemem jest demokracja, wszak jak pisze może nie wszystkim demokratyczny wybór się spodoba jednak wszyscy poczują sie odwiedzialni i zaangażowani.
Książka przewidziana jest jako gra dla dzieci. Po każdym rozdziale jest mały quiz. Wszystko fajnie z wyjątkiem tego, że za podanie nieprawidłowej odpowiedzi autor tez daje punkty - na pocieszenie. Od najmłodszych lat stara się uczyć, że nawet jeśli ci coś nie wyjdzie, to i tak dostaniesz coś w nagrodę. To obrzydliwa, roszczeniowa postawa, którą krzepi autor.
Pomijam już fakt, że autor używa słów nieznanym w języku polskim takich jak np. premiera - w odniesieniu do osoby płci żeńskiej piastującej stanowisko Prezesa Rady Ministrów. Nie, Beata Szydło nie była premierą, Ewa Kopacz też nie była premierą. Stanowiskiem obu pan był Premier, a dokładnie Prezes Rady Ministrów.
Autor tak chwali demokrację, wspomina fakt, że Adolf Hitler doszedł do władzy ale nie wspomina o tym w jaki sposób doszedł do tej władzy,a doszedł w sposób demokratyczny właśnie. Problemem jest fakt, że motłoch ma prawa wyborcze. A jak Biedroń wspomniał w książeczce - historia lubi sie powtarzać. Więc dopóty osoby jak Kaczyński, Obama, Trump czy Hitler będą zajmować najwyższe stanowiska w państwach, dopóki nadal będziemy utrzymywać ten najbzdurniejszy ustrój jaki wymyśliła ludzkość - demokrację, czyli dopói zezwalać będziemy motłochowi na wybieranie władz.
Książka zdecydowanie nie powinna trafiać w ręce dzieci, nieświadomych o niewyrobionym światopoglądzie, bo przynieść może więcej szkody niż dobrego.
Nie wiem czego spodziewałem się po tej książce, szczególnie że odstrasza już sam tytuł - "Włącz DEMOkrację", bo tak ta książka się nazywa, a autorem jest Robert Biedroń. Podejrzewałem jednak, że będzie to sieczka. Nie myliłem się. Biedroń w swojej nowej książce stara się indoktrynować już najmłodszych czytelników i wmówić im, że najlepszym systemem jest demokracja, wszak...
więcej mniej Pokaż mimo to
Do tej książki podchodziłem trochę jak pies do jeża. Po przeczytaniu najpierw "Lewicy dla opornych" obawiałem się, że ta książka trzymać będzie podobny poziom i w równym stopniu będzie siać dezinformację. Szczególnie, że zanim zabrałem się za książkę, to sprawdziłem przypisy do niej. Spodziewając się bogoojczyźnianych klimatów tym bardziej podchodziłem do książki z rezerwą.
Książka składa się z trzech rozdziałów dotyczących genealogii prawicy - pierwszy rozdział jest w moim odczuciu najciekawszy, gdyż daje rys historyczny poszczególnych obszarów, składowych koncepcji prawicy przedstawionej przez Szułdrzyńskiego. W kolejnym rozdziale Autor stara się zrozumieć skąd bierze się współczesne zagubienie prawicy, pisze o lewicowym skręcie prawicy w kierunku tożsamościowym w czym upatruje sukcesów PiS, Fideszu czy Trumpa. W trzecim, ostatnim rozdziale Autor stara się przedstawić wyzwania stojące przed prawicą w XXI wieku, jeśli ta nie chce być całkiem wypchnięta przez lewicę.
Część moich obaw sprzed przeczytania książki została, całe szczęście, rozwiana - dotyczy to głównie kwestii bogoojczyźnianych niebędących, całe szczęście, nachalnie promowanymi i to nie wokół nich kręci się książka. Owszem, tematy kościoła, patriotyzmu czy nacjonalizmu są poruszane jednak w sposób strawny, nienachalny i nierobiący czytelnikowi sieczki z mózgu.
W pewnych momentach mam wrażenie Autor sam sobie przeczy. Raz pisze, że prawica nie jest żadnym spójnym systemem tyko zbiorem różnych nurtów politycznych, w tym kapitalizmu (s. 13), by potem pisać, że wierzący w idee myślicieli takich jak Mises, Friedman czy Hayek są na wymarciu, bo ten koncept się wyczerpał (s. 103). Otóż nie dość, że apologeci wolnego rynku nie są gatunkiem zagrożonym wyginięciem, to i sam koncept się nie wyczerpał - czego przykładem jest Javier Milei, niedawno wybrany prezydent Argentyny.
Autor wielokrotnie powtarza zwrot "myśl prawicowa i konserwatywna" (s. 73) a skoro konserwatyzm jest ideą prawicową, to należałoby uznać, że część feministek to tak naprawdę przedstawicielki prawicy. Mam tu na myśli szczególnie te feministki, które potrzebę feminatywów uzasadniają tym, że przed drugą wojną światową były one powszechne a następnie wyplenione przez PRL. Oznacza to więc, że chcą przywrócić i zakonserwować część obowiązującego niegdyś ładu społecznego. Odwołując się przy tym, nie wprost, do mądrości poprzednich pokoleń. Jest to wniosek śmiały, który spotkałby się z oburzeniem feministek natomiast spójny z przedstawioną przez Autora wizją prawicowości.
Szułdrzyński tak samo często jak "myśl prawicowa i konserwatywna" zdaje się pisać "obóz liberalny i lewicowy" (s. 211), jakby te dwie idee były ze sobą w komitywie. Otóż nie są. Są to przeciwstawne sobie koncepcje. Lewicowa opowiada się za różnie nazwanymi kolektywami, zaś liberalizm za prawami jednostki, uważa on, że prawa przynależą jednostce, nie ma kolektywnych praw.
No i tu dochodzimy do clue - w ostatecznym rozrachunku Autor stwierdza, na przykładzie podejścia po polityki publicznej, że prawica od lewicy różni się wyłącznie kosmetycznie. Szułdrzyński, słusznie, stwierdza, że w Stanach w kręgach Republikańskich (a więc prawicowych, wg słów Autora), publiczna służba zdrowia uchodzi za komunizm (s. 214). Mamy więc wyraźną dychotomię: publiczne - prywatne, a sprowadzając ją do podstawowej kwestii: kolektyw - jednostka. I to jest sedno różnic między prawicą a lewicą. Szułdrzyński zauważa zaś, że w Polsce i lewica i prawica ma wizję tego, jak szkoła ma wyglądać. Według prawicy w szkole powinno się bardziej zanurzać w kulturowym rezerwuarze, by szkoła dawała akces do zbioru wiedzy a dla lewicy ważne jest wyrównanie szans. Schodząc poziom niżej - i lewica i prawica w tym kontekście ma podejście kolektywistyczne - różnią się wyłącznie ubarwieniem kolektywizmu.
To samo w poruszonej sprawie walki z bezdomnością. Według Autora nie jest to spór między lewicą i prawicą, a raczej skutecznym lub mniej skutecznym sposobem prowadzenia polityki. Takie postawienie sprawy zawiera presupozycję: państwo ma walczyć z bezdomnością. Co znowu stawia lewicę i prawicę w jednym, etatystycznym, rzędzie.
To, co mnie też zabolało, szczególnie w kontekście ostatniego rozdziału, to wielokrotne wspominanie o myśli Chantal Delsol (s. 175), konserwatywnej filozof, bez wymienienia jej dzieł w przypisach. Jej wypowiedzi i stanowisko są przytaczane ale, skąd one pochodzą? Gdzie zawarła tę myśl? Nie wiadomo.
Podsumowując: pozycja ciekawa, dająca do myślenia z otwartym polem do dyskusji i doprecyzowania pewnych tematów. Z całą pewnością pozycja lepsza niż Lewica dla opornych.
Do tej książki podchodziłem trochę jak pies do jeża. Po przeczytaniu najpierw "Lewicy dla opornych" obawiałem się, że ta książka trzymać będzie podobny poziom i w równym stopniu będzie siać dezinformację. Szczególnie, że zanim zabrałem się za książkę, to sprawdziłem przypisy do niej. Spodziewając się bogoojczyźnianych klimatów tym bardziej podchodziłem do książki z...
więcej Pokaż mimo to