-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1140
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać366
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński21
Biblioteczka
2024-05-04
2024-05-01
„Dziewczyna, która klaszcze” to dość klasyczny horror, bazujący na motywie dziwnej osady i wydarzeniach okraszonych paranormalnym tchnieniem grozy.
To historia trochę obyczajowa, a trochę nawet kryminalna – cały koszmar zbudowany jest bowiem wokół tajemniczych, krwawo zakończonych procederów, mających miejsce kilkadziesiąt lat wcześniej w posiadłości, do której przeznaczenie i zła wola ściągają jednego z głównych bohaterów. W powieści podobała mi się jej konstrukcja i z wolna coraz bardziej zagęszczająca się akcja. Epilog w formie klamry związanej z niektórymi wydarzeniami świetnie zwieńczył całość.
Bardzo podobał mi się styl językowy autora. Nieliczne wulgaryzmy nie raziły po oczach, a wypowiedzi poszczególnych bohaterów podbijały ich stan emocjonalny. Naprawdę wyobrażałam sobie różne sytuacje, które ich spotykały i potrafiłam zwizualizować te reakcje na dane słowa czy zdarzenia.
Brakowało mi trochę głębi i może jakiegoś szerszego rozpisania niektórych postaci, nawet przez krótkie scenki z wizjami przeszłości. Tak naprawdę nie dowiadujemy się za wiele nawet o samej postaci Mirka – jednego z głównych bohaterów. Nie uznaję tego za wielki minus, bowiem mogło być tak, że autor po prostu chciał skupić się na tragedii mrocznej posiadłości i jej mieszkańców.
Nie jest to horror, który przeraził mnie na wskroś. Prawdę mówiąc praktycznie w ogóle mnie nie wystraszył, ale jestem dość odporna na tego typu motywy i ten rodzaj grozy (czysto paranormalna) nieszczególnie potrafi mnie poruszyć. Wciągnęła mnie natomiast sama tajemnica i muszę przyznać, że do końca nie była pewna, jaka prawda stoi za historią dziewczyny, która przyklaskuje rozgrywającym się dookoła dramatom, a może mimo ich.
Nie jest to must be, ale nie zmarnujecie przy tej książce czasu, o ile oczekujecie zagmatwanej opowieści o ludziach i ich zbrodniach, a nie dreszczy, które wywrócą wasze emocje do góry nogami.
„Dziewczyna, która klaszcze” to dość klasyczny horror, bazujący na motywie dziwnej osady i wydarzeniach okraszonych paranormalnym tchnieniem grozy.
To historia trochę obyczajowa, a trochę nawet kryminalna – cały koszmar zbudowany jest bowiem wokół tajemniczych, krwawo zakończonych procederów, mających miejsce kilkadziesiąt lat wcześniej w posiadłości, do której...
2024-04-08
Do świata, który wyczarowała dla nas Marta Mrozińska zaprosiły mnie dobre opinie o książce. Chwytanie się debiutanckiej powieści to zawsze pewne ryzyko, ale tym razem popłaciło.
Świat słowiańskich demonów został w tej pozycji przedstawiony w bardzo zgrabny sposób. Autorka nie zsyła na nas od razu deszczu potworów, czarownic czy dawnych rytuałów, budując napięcie stopniowo oraz stosując bardzo duży wachlarz rozbieżności pomiędzy doświadczeniami i umiejętnościami poszczególnych bohaterów. Stykamy się przez to z odczuciem podobnym do tego, jakiego mogą doświadczać osoby występujące w tej historii.
Co jest prawdziwe i ile znaczenia mają dawne wierzenia? Gdzie kończy się baśń, zabobon czy przyzwyczajenie, a wkracza mistyczna siła?
Elementy fantastyczne wprowadzone przez autorkę nie dominują nad historią. Są jej nierozerwalną częścią, filarem głównego wątku fabularnego, ale nie zagłuszają emocji i decyzji, które będą podejmować postacie, a zwłaszcza główna bohaterka – Bora.
Borę trudno jednoznacznie lubić, muszę przyznać, ale nie jest to absolutnie żaden zarzut do postaci. Przeciwnie – to bardzo sensownie wykreowana osoba, która postanowiła nie być ofiarą i wziąć życie w swoje ręce, nierzadko wykazując się przy tym brutalnością czy brakiem empatii. Narzucona przez nią tarcza w wielu przypadkach buduje bardzo dobry dramatyzm sytuacyjny i z ciekawością można śledzić rozwój poszczególnych relacji.
Po raz kolejny ponarzekam na wulgaryzmy. Po co? Odnoszę wrażenie, że wielu polskich twórców stawia teraz na to, że polska mowa nie może bez nich funkcjonować, z czym ja się absolutnie nie zgadzam. To dla mnie jedyny autentycznie duży minus języka powieści. W moim odczuciu współczesne „rzucanie mięsem” dodatkowo zabijało klimat quasi-starosłowiańskich realiów. Dobrze, że nie było iż aż tak wiele, jak mogłoby być.
Zakończenie zaskakuje. Zostało zbudowane na bazie bardzo zgrabnej, logicznej pętli przypadków, o których czytamy pod koniec powieści. Domyka historię tak, że czuje się zarówno satysfakcję, jak też chce sięgnąć po drugą część.
No to kiedy druga część? Ja czekam.
Do świata, który wyczarowała dla nas Marta Mrozińska zaprosiły mnie dobre opinie o książce. Chwytanie się debiutanckiej powieści to zawsze pewne ryzyko, ale tym razem popłaciło.
Świat słowiańskich demonów został w tej pozycji przedstawiony w bardzo zgrabny sposób. Autorka nie zsyła na nas od razu deszczu potworów, czarownic czy dawnych rytuałów, budując napięcie stopniowo...
2024-04-28
A co jeśli nad Oz zawisło kolejne, pozornie zupełnie nieoczywiste zagrożenie? Kilkoro bohaterów, znanych nam z opowieści o Czarnoksiężniku, gotowych jest wskoczyć w ten świat raz jeszcze i raz jeszcze przeciwstawić się wrogom. Tylko kto tym razem zagraża mieszkańcom urokliwej krainy?
Zły czarnoksiężnik z Oz, to mocno rozbudowana o elementy RPG (gier bazujących na odgrywaniu konkretnych postaci, posiadających określony zestaw cech i/lub umiejętności). Muszę przyznać, że jeszcze nie miałam do czynienia z pozycją tego typu, do której realnie musiałam rozpisywać karty postaci i mogłam rozczytywać historię z różnych perspektyw.
W instrukcji zasugerowano, że książkę można czytać na trzy sposoby – z użyciem kości, kart lub po prostu pomijając poszczególne rzuty. Ja przy przerabianiu historii Dorotki i Czarownicy zdecydowałam się na użycie pełnych statystyk i przeprowadzanie wszystkich rzutów. Jak się bawić, to na całego. Muszę przyznać, że było to bardzo ciekawe doświadczenie, mocno różnicujące dalsze losy, ale… sama walka mi osobiście szybko się znudziła.
O ile używanie zdolności i testowanie zręczności do końca przynosiło mi wiele zabawy, o tyle trzaskanie się z potworkami na zmazywanie punktów wytrzymałości po pewnym czasie zaczęłam pomijać. We wstępnym instruktażu możemy też poczytać o tym, że warto tworzyć mapę. Moim zdaniem nie warto. Lokacje wcale nie są aż tak skomplikowane, by nie dało się spamiętać wyborów, a podane w poszczególnych paragrafach wskazówki często wydawały mi się bardzo wieloznaczne w kontekście określania kierunków.
Niektóre z historii wydają się ciekawsze, inne mniej. Bardzo podobała mi się ścieżka Czarownicy, do której dołączono kilka prostych, ale interesujących zagadek. Perspektywa Dorotki była pierwszą, po jaką sięgnęłam i być może dlatego też przypadła mi do gustu. Kolejne przejścia tej gry fabularnej niestety okazały się dla mnie sporym rozczarowaniem i tak naprawdę bazowały na dużej powtarzalności zdarzeń. Na plus zaliczam przypisanie różnych kodów do różnych postaci, wybór zdolności specjalnych i przerzucanie paragrafów do tych, które są przypisane do konkretnej postaci (należało do określonego symbolu dodać lub odjąć konkretną liczbę). Tutaj trochę poległa historia Czarnoksiężnika, w której nie dość, że znalazłam żeńskie formy językowe, gdy historia powoływała się na wspólne paragrafy, jak też w jednym przypadku dwa razy ustęp przekierowywał do innego fragmentu, więc koniec końców należało przeczytać trzeci fragment. Miałam też wrażenie, że ta opowieść została napisana trochę jako zapchajdziura.
Świetnym pomysłem było jak dla mnie wrzucenie do krainy Oz elektroniki. Podbiło to futurystyczny klimat, dodało kilka ciekawych zwrotów akcji i sprawiło, że dobrze znane nam rejony zaczęły oddychać powiewem czegoś nowego, świeżego i kreatywnego. Minusem jest dla mnie określenie tej historii jako horror. Być może jestem zbyt odporna na grozę, ale przyznam, że nie mam zielonego pojęcia, co poza potencjalną krzywdą zwierząt może kogoś przerazić w tej opowieści.
Polecam. Mimo kilku niedociągnięć, to najlepsza paragrafówka z jaką do tej pory miałam do czynienia, choć może przemawia przeze mnie dusza gracza RPG. Myślę, że większości czytelników znudzi się po dwóch, trzech rozegraniach, ale wciąż warto się z nią zmierzyć i wskoczyć do tej zupełnie pokręconej, intrygującej wizji autora.
A co jeśli nad Oz zawisło kolejne, pozornie zupełnie nieoczywiste zagrożenie? Kilkoro bohaterów, znanych nam z opowieści o Czarnoksiężniku, gotowych jest wskoczyć w ten świat raz jeszcze i raz jeszcze przeciwstawić się wrogom. Tylko kto tym razem zagraża mieszkańcom urokliwej krainy?
Zły czarnoksiężnik z Oz, to mocno rozbudowana o elementy RPG (gier bazujących na...
2024-04-22
Marcin Majchrzak przenosi nas w przyszłość. Nie jest to jednak to jednak nowoczesna wizja tętniącego życiem megalopolis, w którym niczym w Gwiezdnych Wojnach w powietrzu mkną błyszczące od nowości pojazdy, a ludzkie możliwości ogranicza tylko ich wyobraźnia. Przedstawiona w powieści rzeczywistość okazuje się znacznie bardziej przyziemna, wręcz druzgocząca. Upadek z wysokości marzeń boli.
Przedstawiony w „Antychryście” świat to niezbyt odległa w czasie dystopia, w której ludzie zatracają się w życiu sieciowym na tyle, by przestać odczuwać radość z doświadczania go poza systemem. W społeczeństwie zanika potrzeba dzielenia się emocjami z drugim człowiekiem, rozwijania samoświadomości istnienia czy rozwoju wykraczającego poza minimum niezbędne do wykonywania wyznaczonej pracy. Ekologiczna katastrofa, spowodowana bezrefleksyjnym drenowaniem zasobów Ziemi, sprowadza na Ziemię naukowców myślących o tworzeniu wielkich rzeczy dla mas. Cuda technologii pozostają dostępne jedynie dla możnych, przeciętny obywatel systemu marzy o czymś zgoła innym. Wystarczy wejść do kapsuły Sarcoff i poddać się eutanazji, aby zakończyć swoje bezcelowe w odczuciu życie i zostać bohaterem, który uwolni przeludnioną planetę od swojego chciwego, egoistycznego wręcz oddechu. Zrób miejsce innym. To chyba nic trudnego?
Jest to bardzo trudna lektura. Nie byłam w stanie przeczytać jej na raz. Wizja w wielu elementach wydaje się na tyle prawdopodobna, że może wydawać się bardzo zimnym prysznicem. Autor stawia nas przed wieloma pytaniami, na które nie udziela jednoznacznej odpowiedzi. Przyjdzie nam się zastanowić między innymi nad tym: kto lub co jest tytułowym Antychrystem.
Autor porusza wiele trudnych współcześnie tematów i nie boi się wkładać w myśli i usta bohaterów kontrowersyjnych opinii. Żongluje też motywami religijnymi. Co jest fikcją literacką, pozostaje dla mnie fikcją. Osobiście nie miałam problemu z odcięciem tego potencjalnych poglądów autora czy swoich własnych i nie zamierzam tego roztrząsać na tę chwilę. Wizja jest spójna z wizją zmian w społeczeństwie.
Przeszkadzały mi wulgaryzmy. Wiem, że chodziło o odwzorowanie nowomody i tego, dokąd zmierza czystość językowa, ale byłam naprawdę bliska odłożenia tej pozycji na półkę. Gdyby powieść nie zainteresowała mnie tak bardzo, naprawdę nie zniosłabym takiej ilości przekleństw. Drodzy pisarze, naprawdę, jest jeszcze sporo ludzi na świecie, którzy ich nie używają, i których rażą one na równi albo bardziej niż nagminne błędy interpunkcyjne lub ortograficzne w wydanych pozycjach. Swoją drogą, w tym wydaniu można znaleźć kilka literówek.
Reasumując, „Antychryst” to dobra pozycja, otwierająca umysł na to, co może nas czekać, jako społeczeństwo prawie zupełnie uzależnione obecnie od konsumpcjonizmu i życia w wirtualnej rzeczywistości (paradoksalnie właśnie wrzucam recenzję na portal online). Na pewno nie jest to książka dla osób, które źle zniosą motywy samobójstwa czy mogą poczuć się urażone niezbyt pozytywnie przedstawionymi wątkami o transseksualizmie. Może być to też kiepski wybór dla kogoś, kto nie przepada za wulgaryzmami, motywami pornograficznymi lub nie do końca majestatycznymi odwołaniami do religii.
Zdecydujcie sami. Ja jeszcze długo będę rozmyślać o tej pozycji.
Marcin Majchrzak przenosi nas w przyszłość. Nie jest to jednak to jednak nowoczesna wizja tętniącego życiem megalopolis, w którym niczym w Gwiezdnych Wojnach w powietrzu mkną błyszczące od nowości pojazdy, a ludzkie możliwości ogranicza tylko ich wyobraźnia. Przedstawiona w powieści rzeczywistość okazuje się znacznie bardziej przyziemna, wręcz druzgocząca. Upadek z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-16
Do sięgnięcia po książkę skusiły mnie wysokie noty od czytelników i przejrzane opinie. Przyznam, że dawno nie czytałam nic tak dziwnego i w żadnym wypadku tego określenia nie stosuję tutaj w wydźwięku negatywnym. Nie. To jest po prostu bardzo osobliwa, bardzo pokręcona książka. Kiedy dotarłam dalej niż za połowę jej objętości, wciąż nie miałam bladego pojęcia, czy bym ją komuś poleciła, czy wręcz przeciwnie. Po lekturze całości już wiem.
Tak, poleciłabym.
Autorka przenosi nas do swojej wizji Nowego Jorku, w którym śmiertelnicy żyją równoległe z istotami magicznymi. Spotkamy fey i zetkniemy się w niej z pewnego rodzaju nieumarłymi, ale przede wszystkim zapoznamy się z przedstawicielami dwóch rodzin czarownic, którzy walczą ze sobą na płaszczyźnie prowadzenia biznesu i niezależności. W tej wersji świata proza życia, jego prozaiczność i przyziemność mieszają się z mistycyzmem i baśniowością, a wszystko to owijają zarówno subtelne motywy romantyczne, jak brutalne akty namiętności.
Powieść w pewnym stopniu nawiązuje do szekspirowskiego „Romea i Julii” oraz jeszcze jednej historii, której nie zdołałam zidentyfikować w krótkim rozpoznaniu, jakie przeprowadziłam. Nawiążę do tego pierwszego. Nie jestem fanką „Romea i Julii” i darzę ten dramat absolutną subiektywną niechęcią. Nigdy ta historia mnie nie przekonywała swoim romantyzmem, mimo że w moim sercu tli się uwielbienie do opery i wszelakich, nawet przerysowanych opowieści o miłości i śmierci. Czytając opinie o „One For My Enemy” natknęłam się na wiele porównań historii bohaterów książki do historii bohaterów szekspirowskich. Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Oczywiście, autorka wplotła w swoją fabułę pewne elementy mające uderzać w motyw zwaśnionych rodów i tragedię niespełnionej miłości, ale w żadnym wypadku i żadnej z par postaci nie widzę adaptacji tego dramatu, przeniesienia do we współczesność czy choćby większych podobieństw. Olivie Blake dosłownie wyrywa narządy swoim bohaterom, karmi ich nawzajem i naprzemiennie mroczną i jasną stroną ludzkiej natury oraz zakrzywia czas, który pozostaje bezradny wobec siły uczucia.
Bywało, że nie miałam pojęcia, czy przedstawione w książce wydarzenia mają sens. Z początku mnie to trapiło i być może dlatego zwlekałam z oceną. Później jednak zrozumiałam – ta książka to emocje, a emocje nie są logiczne. Te historię się czuje, nie obejmuje logiką.
Nie znaczy tu oczywiście, że mamy do czynienia z bełkotem i brakiem jakiejkolwiek konsekwencji pisarki. Z pewnością jednak w trakcie lektury czytelnik styka się niekiedy z zupełnym szaleństwem zdarzeń, ich następstw i przemian bohaterów.
Językowo autorka sobie radzi, zgrabnie balansując między poetyką, a wręcz wulgarną wizją świata rzeczywistego. Pewnie nie powinnam wobec tego drugiego narzekać na przekleństwa, ale ponarzekam, bo ich nie lubię, a momentami mamy tego dużo, naprawdę dużo i to odstręcza osobę, która sama ich nie używa. Czat jednego z duetów bohaterów prowadzony przez telefony niesie za sobą wrażenie obcowania z literaturą typu YA, ale nie dajcie się zwieść. Ja dałam z początku, a to naprawdę nie jest powieść dla młodzieży. Moim zdaniem, nie. Autorka dostosowała tutaj rozmowę pod młodsze pokolenie bohaterów w trakcie zwykłej, codziennej komunikacji.
„One For My Enemy” to naprawdę dziwny twór. I z niegasnącym zdziwieniem po lekturzę muszę stwierdzić, że bardzo mi się podobał. Zakończenie naprawdę mnie poruszyło i pięknie domknęło całość.
Polecam, ale tylko tym, którzy mają ochotę na zetknięcie się z interesującą, „cringe’ową” opowieścią o miłości trwającego poprzez czas i przestrzeń.
Do sięgnięcia po książkę skusiły mnie wysokie noty od czytelników i przejrzane opinie. Przyznam, że dawno nie czytałam nic tak dziwnego i w żadnym wypadku tego określenia nie stosuję tutaj w wydźwięku negatywnym. Nie. To jest po prostu bardzo osobliwa, bardzo pokręcona książka. Kiedy dotarłam dalej niż za połowę jej objętości, wciąż nie miałam bladego pojęcia, czy bym ją...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-27
Drugi i ostatni tom dylogii o dwójce osób pokiereszowanych przez życie, których odwzajemniona miłość okazuje się być najlepszą terapią.
Ta część w moim odczuciu wypadła znacznie słabiej i mniej wiarygodnie niż poprzednia. Mimo przeskoków fabularnych, kolejne etapy rozliczeń z traumami są wrzucane w kolejne rozdziały w bardzo prosty sposób. To dobra powieść obyczajowa, ale pod względem psychologicznym brakuje w niej napięcia – o ironio, bo bohaterów los wcale dalej nie oszczędza pod kątem przykrych zdarzeń.
Dla mnie wymiana zdań bohaterów i przedstawienie ich myśli względem partnera były przesłodzone. To jednak rzecz gustu i trudno tutaj skierować do tej pozycji jakiś realny zarzut. Pod kątem językowym było to rozpisane bardzo dobrze.
Zakończenie dość przewidywalne, ale chyba takie było w tym przypadku najlepsze. Pewne wątki powinny się rozwiązywać się w klarowny, niekoniecznie przekombinowany sposób w tego gatunku literaturze.
Drugi i ostatni tom dylogii o dwójce osób pokiereszowanych przez życie, których odwzajemniona miłość okazuje się być najlepszą terapią.
Ta część w moim odczuciu wypadła znacznie słabiej i mniej wiarygodnie niż poprzednia. Mimo przeskoków fabularnych, kolejne etapy rozliczeń z traumami są wrzucane w kolejne rozdziały w bardzo prosty sposób. To dobra powieść obyczajowa, ale...
2024-03-20
Książka „Bolesna tajemnica” to bardzo wartościowa tematycznie, wręcz terapeutyczna pozycja dla osób zmagających się z różnego rodzaju traumami, posiadających blokady w kontaktach społecznych. Powieść czyta się bardzo dobrze, ale moim zdaniem kolejne przełomowe wydarzenia są nie do końca realistycznie rozciągnięte w czasie. Trudno mi, niestety, uwierzyć, żeby tak szybko w ludziach następowały pewne zmiany.
Po drugi tom na pewno sięgnę.
Książka „Bolesna tajemnica” to bardzo wartościowa tematycznie, wręcz terapeutyczna pozycja dla osób zmagających się z różnego rodzaju traumami, posiadających blokady w kontaktach społecznych. Powieść czyta się bardzo dobrze, ale moim zdaniem kolejne przełomowe wydarzenia są nie do końca realistycznie rozciągnięte w czasie. Trudno mi, niestety, uwierzyć, żeby tak szybko w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-16
Książka to nieomal przepisany jeden do jednego scenariusz filmowy. Być może celowo nie pokuszono się o żadne większe zmiany czy wzbogacenie treści. Trochę lepiej wypadają opisy nauki Luke'a na Dagobah. Mam wrażenie, że tu te parę linijek zmiany dało trochę pełniejszy obraz talentu młodego Jedi.
W oczy rzuca się od razu zupełnie inny wizualny wizerunek mistrza Yody – nie mam takiej wiedzy, żeby ocenić, czemu zdecydowano się na ten wariant. Słyszałam, że to jakiś stary koncept graficzny, którego ostatecznie nie wdrożono do filmów.
Tłumaczenie strasznie koślawe, zawiera takie jak „klatki piersiowe, ręce i brzuchy wybuchały pod śmiertelnie celnym ogniem jednego człowieka-kobiety i jednego Wookie-mężczyzny”. Nie ma ich wiele, a to jest chyba perełka w całym tekście, ale trudno traktować ten przekład poważnie.
Nie polecam nawet fanom Gwiezdnych Wojen. Ta pozycja niczego nie wniosła do mojego życia.
Książka to nieomal przepisany jeden do jednego scenariusz filmowy. Być może celowo nie pokuszono się o żadne większe zmiany czy wzbogacenie treści. Trochę lepiej wypadają opisy nauki Luke'a na Dagobah. Mam wrażenie, że tu te parę linijek zmiany dało trochę pełniejszy obraz talentu młodego Jedi.
W oczy rzuca się od razu zupełnie inny wizualny wizerunek mistrza Yody – nie...
2024-03-11
Bardzo przyjemna, częściowo zaskakująca pozycja z gatunku literatury romantycznej i obyczajowej. Nieidealna miłość w nieidealnym świecie XXI wieku oraz doskonały humor, który autorka zgrabnie wplata do kolejnych scen, czyni tę powieść niezwykle przyjemną do rozczytania.
Bardzo przyjemna, częściowo zaskakująca pozycja z gatunku literatury romantycznej i obyczajowej. Nieidealna miłość w nieidealnym świecie XXI wieku oraz doskonały humor, który autorka zgrabnie wplata do kolejnych scen, czyni tę powieść niezwykle przyjemną do rozczytania.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-14
Zima, która rozpoczęła się już w pierwszym tomie cyklu, rozpostarła swoje długie skrzydło na dalsze losy Sofji. Cień padający na bohaterów powieści, padł niestety i na mój entuzjazm, gasząc płomień, który wskrzesiła „Alef”. To już nie to samo.
W drugim tomie świat oglądamy wpierw oczyma Tymiana, później zaś Sofji. Ta pierwsza część w moim odczuciu wypadła zdecydowanie słabiej, choć żadna nie skradła mi serca. Być może miałam zbyt wielkie oczekiwania po poprzedniczce.
W „Aurorze” na mroźnej północy, gdzie toczą się losy bohaterów, gaśnie praktycznie cały ogień rozkrzesany baśniowością, mistycyzmem i magią – w tym jej mrocznymi aspektami poprzedniego tomu. To co wcześniej mnie urzekało tajemniczością i niedopowiedzeniami, tutaj odkrywałam w sposób znacznie bardziej dosłowny. Zaginęła gdzieś tajemniczość raków, zatrważająca groza dyktowana przez gobliny, po których nie wiadomo czego można się spodziewać, czy niedopowiedziany aspekt dwoistej natury zawodu kata. Mamy do czynienia z przygodówką, okraszoną fantastyką i surowością życia człowieka zesłanego w niewolę.
Miałam wrażenie, że koncepcje przeplatały się w sposób bardzo chaotyczny i o ile do „Alef” pasowało mi niedookreślanie pewnych spraw, tutaj urywanie ich w pół drogi trochę męczyło mnie w odbiorze. Przesłanie było dla mnie jasne, ale nie czarowało, nie urzekało i nie grzmociło mnie emocjonalnie tak jak w poprzednim tomie.
Sporo motywów znałam już z twórczości Pratchetta – rozwinięto koncept rozkazów wkładanych do głów golemów czy idei bycia niewidocznym dla społeczeństwa, co stosowała nierzadko znana ze Świata Dysku Susan Sto Helit. Szkoda, że nie poszło to w jakąś pokraczną, wynaturzoną stronę, która czymś by mnie zaskoczyła.
Wielkim minusem była dla mnie także zatrważająca ilość wulgaryzmów, włożonych w usta bohaterów. O ile byłam w stanie jako tako przymykać oko na ich ilość w poprzednim tomie, tutaj czułam się mocno zdegustowana i byłam bliska zarzucenia czytania tylko z tego powodu.
Na plus wybija się jak zwykle doskonały warsztat autora. Uważam, że Radek Rad świetnie żongluje słowem i maluje niesamowite akapity swoją kreatywnością pisarską. Zbudowane przez niego zdania czyta się z przyjemnością (o ile nie są przesiąknięte przekleństwami). Niewielu znam pisarzy, którzy piszą tak zgrabnie i z takim wyczuciem.
Czy odradzam? To zależy. Powieść z pewnością spodoba się wielu odbiorcom i jest kontynuacją losów bohaterów z pierwszej części. Jeśli jednak zachwycała was tajemnica, uroki i mroki rzucane na świat znany z „Alef”, możecie być rozczarowani lekturą drugiego tomu.
Zima, która rozpoczęła się już w pierwszym tomie cyklu, rozpostarła swoje długie skrzydło na dalsze losy Sofji. Cień padający na bohaterów powieści, padł niestety i na mój entuzjazm, gasząc płomień, który wskrzesiła „Alef”. To już nie to samo.
W drugim tomie świat oglądamy wpierw oczyma Tymiana, później zaś Sofji. Ta pierwsza część w moim odczuciu wypadła zdecydowanie...
2024-02-18
To absolutnie świetna pozycja przygodowo-fantastyczna, przy której czytaniu będą dobrze bawić się nie tylko dzieci, ale i dorośli. Pozwala zaśmiewać się do łez, balansując na humorze absurdu i czarnym, pozwala też na refleksję i smutek.
Świat powieści to zarówno bajkowa kraina, w której chlebowe ludki tańczą na piekarskiej ladzie, jak też miejsce, w którym ludzie cierpią jak i w naszym otoczeniu, głodują lub nawet umierają, gdy doprowadzą organizm na skraj wyczerpania.
Sama intryga jest zmyślna, ale poprowadzona w sposób wyjątkowo prosty. No ale jest to książka dla dzieci i taka miała być, by płynnie poprowadzić czytelnika przez dzieje losu czarodziejki Mony i jej przyjaciół.
Dostałam w prezencie, przeczytałam i nie żałuję. Zakwas Bob będzie dla mnie inspiracją do kreatywnych gier, które prowadzę.
To absolutnie świetna pozycja przygodowo-fantastyczna, przy której czytaniu będą dobrze bawić się nie tylko dzieci, ale i dorośli. Pozwala zaśmiewać się do łez, balansując na humorze absurdu i czarnym, pozwala też na refleksję i smutek.
Świat powieści to zarówno bajkowa kraina, w której chlebowe ludki tańczą na piekarskiej ladzie, jak też miejsce, w którym ludzie cierpią...
2024-02-25
Bardzo dobrze napisana książka przygodowa. Nie jest przełomowa i raczej nie zmieni niczyjego życia, ani nie doprowadzi nikogo do łez z powodu oddziaływania na emocje, ale to kawałek solidnej literatury w swoim gatunku.
Jak w przypadku wielu książek z uniwersum Star Wars – aby zrozumieć wątki, wymagana jest znajomość przynajmniej niektórych produkcji filmowych. „Ahsoka” bazuje w dużej mierze na jednym z odcinków serii „Tales of the Jedi”, ale moim zdaniem nie można się też obejść bez obejrzenia epizodów 1-3 klasycznej sagi i serii animowanej „Clone Wars”.
Czy to minus? Nie do końca. Książki Star Wars pozostają gratką raczej tylko dla fanów tej koncepcji. Na pewno po „Ahsokę” warto sięgnąć. Nie trzeba, ale warto, jeśli chce się spędzić kilka godzin na rozczytywaniu jej losów po tym jak galaktykę obezwładnił rozkaz 66.
Bardzo dobrze napisana książka przygodowa. Nie jest przełomowa i raczej nie zmieni niczyjego życia, ani nie doprowadzi nikogo do łez z powodu oddziaływania na emocje, ale to kawałek solidnej literatury w swoim gatunku.
Jak w przypadku wielu książek z uniwersum Star Wars – aby zrozumieć wątki, wymagana jest znajomość przynajmniej niektórych produkcji filmowych. „Ahsoka”...
2024-02-12
2024-02-11
Jeśli szanujecie swój wolny czas, jeśli nawet lubicie uniwersum Star Wars, ale także dobrą historię i wreszcie – jeśli nie jesteście tak naiwni jak ja, by wierzyć, że ta historia rozkręci się po kilkudziesięciu czy nawet kilkuset stronach – nie czytajcie tego.
Styl jest bardzo toporny, co może być winą tłumaczenia lub samego oryginału. Brakuje mu polotu, a powtórzenie goni powtórzenie – czasem imienia „Vader” używa się kilka razy w jednym krótkim akapicie. Wyrostki Twil’leków raz są określane mianem „ogonów”, by ni stąd ni zowąd po kilkudziesięciu stronach stać się „lekku”.
W historii tej nie ma emocji, nie ma czegokolwiek poza niezbyt porywającą i przewidywalną akcją. Dodam jeden punkt do jedynki za parę dobrych zdań o wewnętrznej walce Vadera z jego ciężarem.
Jeśli szanujecie swój wolny czas, jeśli nawet lubicie uniwersum Star Wars, ale także dobrą historię i wreszcie – jeśli nie jesteście tak naiwni jak ja, by wierzyć, że ta historia rozkręci się po kilkudziesięciu czy nawet kilkuset stronach – nie czytajcie tego.
Styl jest bardzo toporny, co może być winą tłumaczenia lub samego oryginału. Brakuje mu polotu, a powtórzenie goni...
2024-01-31
2024-01-27
Ależ to było zaskoczenie.
Sięgając po tę pozycję, spodziewałam się lekko okraszonej mrokiem przygodówki, w której zatli się romans, trochę intryg i spisków, a wszystko spowije mgła tajemniczej magii.
I to dostałam, ale też o wiele więcej.
Rzeczywiście początek powieści może sugerować, że mamy do czynienia z powieścią jakich wiele, może nawet nieco wpadającą w nurt książek młodzieżowych, skupiającą się na miłości między dwojgiem bohaterów i rozwojem mocy głównej bohaterki.
Tak jednak jak historia posuwa się naprzód, tak też wciąga czytelnika w wykreowany przez tajemniczą istotę Koszmar. Budowane przez autorkę napięcie sprawia, że ciężko się od tej pozycji oderwać. Wiele kwestii da się przewidzieć, ale brnięcie przez kolejne etapy działań bohaterów i tak sprawia wiele przyjemności z odbioru lektury.
Zakończenie niby częściowo przewidywalne, ale jednocześnie szokujące pod kątem emocjonalnym. No i co mi pozostaje – muszę zapolować na drugim tom.
Ależ to było zaskoczenie.
Sięgając po tę pozycję, spodziewałam się lekko okraszonej mrokiem przygodówki, w której zatli się romans, trochę intryg i spisków, a wszystko spowije mgła tajemniczej magii.
I to dostałam, ale też o wiele więcej.
Rzeczywiście początek powieści może sugerować, że mamy do czynienia z powieścią jakich wiele, może nawet nieco wpadającą w nurt książek...
Zanim uniwersum Gwiezdnych Wojen zostało przejęte przez inną korporację, już stanowiło kopalnię inspiracji, które popchnęły twórców do rozpisania historii sięgających fabułą i czasem akcji poza to, co mogliśmy zobaczyć w pierwszych filmach. Dziś wiele z tych opowieści uznaje się za niekanoniczne, bowiem zostały wyparte przez inne produkcje wytwórni. Czy wciąż warto po nie sięgać?
„Dziedzic Imperium” to jedna z takich pozycji. Zetkniemy się w niej z nieistniejącą w nowym kanonie Mary Jade czy zupełnie innymi kolejami losu rodziny Solo. Muszę przyznać, że chociaż daleko mi do ostrej krytyki zmian wprowadzonych przez wytwórnię, tak zwane legendy (wcześniejszy kanon) mają w sobie tę nutę magii opowieści, której brakuje mi w większości aktualnych propozycji. To za tę przygodową nutę, towarzyszącą rozterkom moralnym bohaterów, tak bardzo lubiłam pierwsze filmy.
Książka niesamowicie wciąga już od pierwszych rozdziałów. Znane i lubiane postacie z pierwszej trylogii filmowej mierzą się z problemami wszechświata, każde na swój własny sposób. Powieść bardzo płynnie wprowadza do świata nowych bohaterów, inteligentnie i wiarygodnie kontynuując fabułę z „Powrotu Jedi”. Wspaniale jest móc oglądać chociażby Leię, która cieszy się przyszłym macierzyństwem, jednocześnie dzieląc uwagę na dyplomację i politykę oraz szkolenie w użytkowaniu Mocy. Znacznie ciekawiej, mam wrażenie, prezentuje się też sam wielki admirał Thrawn, który zupełnie nie interesował mnie w propozycjach wizualnych („Rebels”, „Ahsoka”), wydając mi się wtedy bardzo nudną i płaską postacią. Akcja ciągle prze naprzód, serwując czytelnikowi zarówno sporą dawkę obyczajówki, przygodówki jak też opisów strategii wojennej i politycznej.
Jest to pierwsza książka Star Wars, która zrobiła na mnie wrażenie. Dotychczas, kierując się sentymentem, niektóre z nich uznawałam za „możliwe ; z ciekawymi motywami”. „Dziedzic Imperium” w jakiś sposób wciągnął mnie bez reszty na tyle, że… przeczytałam go w parę dni.
Jeśli lubicie pierwszą trylogię filmowych Gwiezdnych Wojen i nie dostajecie migreny podczas rozważań co jest teraz kanonem, a co nie, to pozycja obowiązkowa. Na pewno wam się spodoba.
Zanim uniwersum Gwiezdnych Wojen zostało przejęte przez inną korporację, już stanowiło kopalnię inspiracji, które popchnęły twórców do rozpisania historii sięgających fabułą i czasem akcji poza to, co mogliśmy zobaczyć w pierwszych filmach. Dziś wiele z tych opowieści uznaje się za niekanoniczne, bowiem zostały wyparte przez inne produkcje wytwórni. Czy wciąż warto po nie...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to