Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , ,

W dzisiejszych czasach, w sobie szybkich i znacznie mniej zawodnych mediów elektronicznych, zanika upodobanie do wymieniania się pocztą tradycyjną. W Świecie Dysku rolę listów papierowych praktycznie w całości przejęły wieże nadawcze, zwane sekarami, a jednak do bólu pragramatyczny rządzący Ankh-Morpork lord Vetinari zleca wielokrotnemu przestępcy – Moistowi von Lipwigowi reaktywowanie na w poły martwego Urzędu Pocztowego. Nie mając wielkiego wyboru, nasz bohater, mając za kuratora sądowego golema Pompę, przyjmuje to zadanie, nieoczekiwanie znajdując w nim coś na kształt życiowego wyzwania, które porywa go bez reszty.

Nie sądzę, by Sir Terry wiedział wiele o Polsce, a jednak trudno się nie uśmiechnąć, czytając o hałdach niedoręczonej poczty, nadgorliwym przestrzeganiu regulaminu czy stereotypowo ujętych rodzinach pocztowców. Autor w bardzo uniwersalny, niestety również bardzo prawdziwy sposób obnaża wady działania urzędów publicznych niejako wskazując na to, że dopiero zaangażowanie kogoś spoza systemu, potrafi do tych instytucji wnieść powiew świeżości i ruszyć zastałą machinę biurokracji. Terry Pratchcett odwołuje się też w swojej grotesce do prywaciarzy, a także samej idei demokracji. Wiele uwagi przypisanej jest także manipulacji, wizerunkowi i znaczeniu symboli oraz podobnie jak w „Prawdzie” czy „Kosiarzu” – wiary ludzi w to, w co chcą wierzyć.

W zabawny, na swój sposób mocno przerysowany sposób uderza też w wartość waluty i kolekcjonerstwo. Naprawdę cudownie czytało się fragmenty o zbieraczach szpilek, czy w późniejszym czasie – pocztowych atrybutów. Wspaniale ujęte są sentymentalne aspekty poczty tradycyjnej, bez unikania wyszczególnienia wad tego środka przekazu.

Jak to u Pratchetta bywa, groteska przeplatana jest bardzo wzruszającymi, trafnymi życiowo analogiami, osobistymi tragediami bohaterów oraz błyskotliwą oceną psychologicznych i socjologicznych aspektów społeczeństwa. Główny wątek romantyczny mi zupełnie nie przypadł do gustu. Zamysł autora w tym względzie jest dla mnie raczej jasny, a jednak panna Dearheart wydaje się mi bardzo płaską postacią, której nie potrafię lubić ani nawet żywić wobec niej jakichkolwiek emocji. Widać, że najwięcej uwagi i kreatywności przypadło na tworzenie sylwetki Moista oraz golemów. Spotkamy w tym tomie także przedstawicieli straży miejskiej czy lokalnej gazety, ale są to role epizodyczne.

„Piekło pocztowe” to jedna z lepszych książek sir Terry’ego Pratchetta, do której chętnie wracam. Mimo związku z bohaterami z innych tomów, można uważać ją za względnie niezależną pozycję ulokowaną w Świecie Dysku i polecić ją komuś, kto chce zacząć przygodę z twórczością tego autora. Bo warto go poznać i warto o nim mówić.

Dopóki o kimś się mówi, pozostaje żywy w naszej pamięci.
GNU Sir Terry Pratchett.

W dzisiejszych czasach, w sobie szybkich i znacznie mniej zawodnych mediów elektronicznych, zanika upodobanie do wymieniania się pocztą tradycyjną. W Świecie Dysku rolę listów papierowych praktycznie w całości przejęły wieże nadawcze, zwane sekarami, a jednak do bólu pragramatyczny rządzący Ankh-Morpork lord Vetinari zleca wielokrotnemu przestępcy – Moistowi von Lipwigowi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Jak bardzo prawdziwe są wspomnienia, nasze wyobrażenia i ile może zmienić nasza świadomość podchodzenia do prób, jakie stawia przed nami życie – w kolejnej ze swoich powieści, Sir Terry przyciąga dla czytelnika w każdym wieku nieco nieba, byśmy mogli obejrzeć je pod takim tylko kątem jak chcemy… Zaraz, to je można chwycić? Czemu nie. W końcu najprawdziwsza dla nas magia tkwi w codzienności.

W tej części znów spotykamy się z młodą czarownicą Tiffany Obolałą i chociaż autor proponuje co jakiś czas streszczenia minionych wydarzeń, trudno mi oprzeć się wrażeniu, że może ona wiele tracić w odbiorze czytelnika, który nie zapoznał się wcześniej z „Wolnymi Ciut Ludźmi”, gdzie poznajemy szczegóły zawiązania relacji między główną bohaterką a ludem niebieskich Nac Mac Feeglów czy jej babcią.

Tiffany, znacznie bardziej pewna siebie i świadoma istoty czarownictwa, wyrusza poznać świat poza Kredą i podjąć naukę magii. Życie zaskoczy ją na wielu płaszczyznach, jednocześnie przypominając jej skąd pochodzi i kim jest. Wszystkie doświadczenia mają przygotować młodą wiedźmę na starcie z ulnikiem, zagrożeniem, którego nawet nie widać. Przekonajcie się sami czy spryt i kreatywność będzie kluczem w tej walce, czy też na losach mieszkańców Świata Dysku zaważy coś jeszcze.

Nie jest to moja ulubiona część cyklu i realnie będzie się plasować dość nisko w moim osobistym rankingu pozycji z tej serii. Nac Mac Feeglowie to dla mnie trochę żart na jeden raz i trochę mnie już męczył swoją powtarzalnością i niewyszukalnością. To bardzo proste postacie, którym brakuje tej iskierki zadziornego humoru, jaki mają chociażby także „nieskomplikowani” strażnicy w innym podcyklu. Koncept postaci pani Plask wydawał się ciekawy, ale ostatecznie został poprowadzony również w dość niedbały sposób, porzucający go w pół drogi. Na plus oceniam zmianę charakteru głównej bohaterki, która dojrzewa na naszych oczach i zaczyna coraz bardziej rozumieć osobę babci Obolałej.

Pozycję polecam fanom autora i tym, którzy chcą przeczytać cały cykl lub zapoznać się z wszystkimi losami Tiffany. Ani dorośli, ani młodzież nie odnajdą w niej raczej niczego przełomowego lub nad wyraz wartościowego, a przecież Mistrz Pratchett napisał wiele ciekawszych powieści, nad którymi warto przysiąść.

Jak bardzo prawdziwe są wspomnienia, nasze wyobrażenia i ile może zmienić nasza świadomość podchodzenia do prób, jakie stawia przed nami życie – w kolejnej ze swoich powieści, Sir Terry przyciąga dla czytelnika w każdym wieku nieco nieba, byśmy mogli obejrzeć je pod takim tylko kątem jak chcemy… Zaraz, to je można chwycić? Czemu nie. W końcu najprawdziwsza dla nas magia...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Zanim uniwersum Gwiezdnych Wojen zostało przejęte przez inną korporację, już stanowiło kopalnię inspiracji, które popchnęły twórców do rozpisania historii sięgających fabułą i czasem akcji poza to, co mogliśmy zobaczyć w pierwszych filmach. Dziś wiele z tych opowieści uznaje się za niekanoniczne, bowiem zostały wyparte przez inne produkcje wytwórni. Czy wciąż warto po nie sięgać?

„Dziedzic Imperium” to jedna z takich pozycji. Zetkniemy się w niej z nieistniejącą w nowym kanonie Mary Jade czy zupełnie innymi kolejami losu rodziny Solo. Muszę przyznać, że chociaż daleko mi do ostrej krytyki zmian wprowadzonych przez wytwórnię, tak zwane legendy (wcześniejszy kanon) mają w sobie tę nutę magii opowieści, której brakuje mi w większości aktualnych propozycji. To za tę przygodową nutę, towarzyszącą rozterkom moralnym bohaterów, tak bardzo lubiłam pierwsze filmy.

Książka niesamowicie wciąga już od pierwszych rozdziałów. Znane i lubiane postacie z pierwszej trylogii filmowej mierzą się z problemami wszechświata, każde na swój własny sposób. Powieść bardzo płynnie wprowadza do świata nowych bohaterów, inteligentnie i wiarygodnie kontynuując fabułę z „Powrotu Jedi”. Wspaniale jest móc oglądać chociażby Leię, która cieszy się przyszłym macierzyństwem, jednocześnie dzieląc uwagę na dyplomację i politykę oraz szkolenie w użytkowaniu Mocy. Znacznie ciekawiej, mam wrażenie, prezentuje się też sam wielki admirał Thrawn, który zupełnie nie interesował mnie w propozycjach wizualnych („Rebels”, „Ahsoka”), wydając mi się wtedy bardzo nudną i płaską postacią. Akcja ciągle prze naprzód, serwując czytelnikowi zarówno sporą dawkę obyczajówki, przygodówki jak też opisów strategii wojennej i politycznej.

Jest to pierwsza książka Star Wars, która zrobiła na mnie wrażenie. Dotychczas, kierując się sentymentem, niektóre z nich uznawałam za „możliwe ; z ciekawymi motywami”. „Dziedzic Imperium” w jakiś sposób wciągnął mnie bez reszty na tyle, że… przeczytałam go w parę dni.

Jeśli lubicie pierwszą trylogię filmowych Gwiezdnych Wojen i nie dostajecie migreny podczas rozważań co jest teraz kanonem, a co nie, to pozycja obowiązkowa. Na pewno wam się spodoba.

Zanim uniwersum Gwiezdnych Wojen zostało przejęte przez inną korporację, już stanowiło kopalnię inspiracji, które popchnęły twórców do rozpisania historii sięgających fabułą i czasem akcji poza to, co mogliśmy zobaczyć w pierwszych filmach. Dziś wiele z tych opowieści uznaje się za niekanoniczne, bowiem zostały wyparte przez inne produkcje wytwórni. Czy wciąż warto po nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Dziewczyna, która klaszcze” to dość klasyczny horror, bazujący na motywie dziwnej osady i wydarzeniach okraszonych paranormalnym tchnieniem grozy.

To historia trochę obyczajowa, a trochę nawet kryminalna – cały koszmar zbudowany jest bowiem wokół tajemniczych, krwawo zakończonych procederów, mających miejsce kilkadziesiąt lat wcześniej w posiadłości, do której przeznaczenie i zła wola ściągają jednego z głównych bohaterów. W powieści podobała mi się jej konstrukcja i z wolna coraz bardziej zagęszczająca się akcja. Epilog w formie klamry związanej z niektórymi wydarzeniami świetnie zwieńczył całość.

Bardzo podobał mi się styl językowy autora. Nieliczne wulgaryzmy nie raziły po oczach, a wypowiedzi poszczególnych bohaterów podbijały ich stan emocjonalny. Naprawdę wyobrażałam sobie różne sytuacje, które ich spotykały i potrafiłam zwizualizować te reakcje na dane słowa czy zdarzenia.

Brakowało mi trochę głębi i może jakiegoś szerszego rozpisania niektórych postaci, nawet przez krótkie scenki z wizjami przeszłości. Tak naprawdę nie dowiadujemy się za wiele nawet o samej postaci Mirka – jednego z głównych bohaterów. Nie uznaję tego za wielki minus, bowiem mogło być tak, że autor po prostu chciał skupić się na tragedii mrocznej posiadłości i jej mieszkańców.

Nie jest to horror, który przeraził mnie na wskroś. Prawdę mówiąc praktycznie w ogóle mnie nie wystraszył, ale jestem dość odporna na tego typu motywy i ten rodzaj grozy (czysto paranormalna) nieszczególnie potrafi mnie poruszyć. Wciągnęła mnie natomiast sama tajemnica i muszę przyznać, że do końca nie była pewna, jaka prawda stoi za historią dziewczyny, która przyklaskuje rozgrywającym się dookoła dramatom, a może mimo ich.

Nie jest to must be, ale nie zmarnujecie przy tej książce czasu, o ile oczekujecie zagmatwanej opowieści o ludziach i ich zbrodniach, a nie dreszczy, które wywrócą wasze emocje do góry nogami.

„Dziewczyna, która klaszcze” to dość klasyczny horror, bazujący na motywie dziwnej osady i wydarzeniach okraszonych paranormalnym tchnieniem grozy.

To historia trochę obyczajowa, a trochę nawet kryminalna – cały koszmar zbudowany jest bowiem wokół tajemniczych, krwawo zakończonych procederów, mających miejsce kilkadziesiąt lat wcześniej w posiadłości, do której...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Twórczość Sienkiewicza charakteryzuje taki język i styl pisania, który zupełnie do mnie nie trafia. Po „Ogniem i mieczem” zdecydowałam się sięgnąć, widząc że zostało zrealizowane jako Superprodukcja Audioteki i nie zawiodłam się, bo historia się broni. Potrzebowałam tylko odebrać ją przez inne medium.

Mając w pamięci adaptację filmową, którą widziałam wcześniej przynajmniej parę razy, bardzo zdziwiłam się, że zmiany w stosunku do materiału źródłowego są aż tak znaczące. Być może częściowo wynika to z tego, że książka ma w sobie treści na przynajmniej kilkuodcinkowy serial. Jako książkowych głównych bohaterów widzę przede wszystkim Zagłobę i księcia Jaremę. Wszystkie postacie zostały dobrze wykreowane, ale odnoszę wrażenie, że te rzeczywiście charakteryzowała największa głębia i złożoność charakterów. Podobało mi się to, że w powieści tej warstwa obyczajowa gładko przeplatała się z częścią przygodowo-historyczną. Ciężko było narzekać na nudę, śledząc którykolwiek z etapów tej książki. Odnoszę wrażenie, że po scenie wyzwolenia pewnej postaci, zapomniano trochę o Bohunie, a szkoda, bo miał potencjał jako nieoczywisty moralnie bohater brodzący na granicy dwóch światów i dwóch kultur.

Adaptacja dźwiękowa Superprodukcji według mnie jest wybitna. Andrzej Grabowski jest najlepszym Zagłobą, jakiego miałam okazję poznać w wersji aktorskiej, a Jarosław Boberek jako Longinus Podbipięta nie ustępował poziomem znanemu z filmu Andrzejowi Zborowskiemu. Muzyka zespołu Percival podbijała klimat staropolski.

Świetna produkcja, która podbiła walory powieści. Kierując się swoim gustem i wspomnieniami z czasów szkolnych nigdy w życiu nie sięgnęłabym po wersję papierową w jej surowej formie, a dzięki audiobookowi odkryłam, że proza Sienkiewicza może kryć w sobie naprawdę ciekawe historie.

Twórczość Sienkiewicza charakteryzuje taki język i styl pisania, który zupełnie do mnie nie trafia. Po „Ogniem i mieczem” zdecydowałam się sięgnąć, widząc że zostało zrealizowane jako Superprodukcja Audioteki i nie zawiodłam się, bo historia się broni. Potrzebowałam tylko odebrać ją przez inne medium.

Mając w pamięci adaptację filmową, którą widziałam wcześniej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

A co jeśli nad Oz zawisło kolejne, pozornie zupełnie nieoczywiste zagrożenie? Kilkoro bohaterów, znanych nam z opowieści o Czarnoksiężniku, gotowych jest wskoczyć w ten świat raz jeszcze i raz jeszcze przeciwstawić się wrogom. Tylko kto tym razem zagraża mieszkańcom urokliwej krainy?

Zły czarnoksiężnik z Oz, to mocno rozbudowana o elementy RPG (gier bazujących na odgrywaniu konkretnych postaci, posiadających określony zestaw cech i/lub umiejętności). Muszę przyznać, że jeszcze nie miałam do czynienia z pozycją tego typu, do której realnie musiałam rozpisywać karty postaci i mogłam rozczytywać historię z różnych perspektyw.

W instrukcji zasugerowano, że książkę można czytać na trzy sposoby – z użyciem kości, kart lub po prostu pomijając poszczególne rzuty. Ja przy przerabianiu historii Dorotki i Czarownicy zdecydowałam się na użycie pełnych statystyk i przeprowadzanie wszystkich rzutów. Jak się bawić, to na całego. Muszę przyznać, że było to bardzo ciekawe doświadczenie, mocno różnicujące dalsze losy, ale… sama walka mi osobiście szybko się znudziła.

O ile używanie zdolności i testowanie zręczności do końca przynosiło mi wiele zabawy, o tyle trzaskanie się z potworkami na zmazywanie punktów wytrzymałości po pewnym czasie zaczęłam pomijać. We wstępnym instruktażu możemy też poczytać o tym, że warto tworzyć mapę. Moim zdaniem nie warto. Lokacje wcale nie są aż tak skomplikowane, by nie dało się spamiętać wyborów, a podane w poszczególnych paragrafach wskazówki często wydawały mi się bardzo wieloznaczne w kontekście określania kierunków.

Niektóre z historii wydają się ciekawsze, inne mniej. Bardzo podobała mi się ścieżka Czarownicy, do której dołączono kilka prostych, ale interesujących zagadek. Perspektywa Dorotki była pierwszą, po jaką sięgnęłam i być może dlatego też przypadła mi do gustu. Kolejne przejścia tej gry fabularnej niestety okazały się dla mnie sporym rozczarowaniem i tak naprawdę bazowały na dużej powtarzalności zdarzeń. Na plus zaliczam przypisanie różnych kodów do różnych postaci, wybór zdolności specjalnych i przerzucanie paragrafów do tych, które są przypisane do konkretnej postaci (należało do określonego symbolu dodać lub odjąć konkretną liczbę). Tutaj trochę poległa historia Czarnoksiężnika, w której nie dość, że znalazłam żeńskie formy językowe, gdy historia powoływała się na wspólne paragrafy, jak też w jednym przypadku dwa razy ustęp przekierowywał do innego fragmentu, więc koniec końców należało przeczytać trzeci fragment. Miałam też wrażenie, że ta opowieść została napisana trochę jako zapchajdziura.

Świetnym pomysłem było jak dla mnie wrzucenie do krainy Oz elektroniki. Podbiło to futurystyczny klimat, dodało kilka ciekawych zwrotów akcji i sprawiło, że dobrze znane nam rejony zaczęły oddychać powiewem czegoś nowego, świeżego i kreatywnego. Minusem jest dla mnie określenie tej historii jako horror. Być może jestem zbyt odporna na grozę, ale przyznam, że nie mam zielonego pojęcia, co poza potencjalną krzywdą zwierząt może kogoś przerazić w tej opowieści.

Polecam. Mimo kilku niedociągnięć, to najlepsza paragrafówka z jaką do tej pory miałam do czynienia, choć może przemawia przeze mnie dusza gracza RPG. Myślę, że większości czytelników znudzi się po dwóch, trzech rozegraniach, ale wciąż warto się z nią zmierzyć i wskoczyć do tej zupełnie pokręconej, intrygującej wizji autora.

A co jeśli nad Oz zawisło kolejne, pozornie zupełnie nieoczywiste zagrożenie? Kilkoro bohaterów, znanych nam z opowieści o Czarnoksiężniku, gotowych jest wskoczyć w ten świat raz jeszcze i raz jeszcze przeciwstawić się wrogom. Tylko kto tym razem zagraża mieszkańcom urokliwej krainy?

Zły czarnoksiężnik z Oz, to mocno rozbudowana o elementy RPG (gier bazujących na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Marcin Majchrzak przenosi nas w przyszłość. Nie jest to jednak to jednak nowoczesna wizja tętniącego życiem megalopolis, w którym niczym w Gwiezdnych Wojnach w powietrzu mkną błyszczące od nowości pojazdy, a ludzkie możliwości ogranicza tylko ich wyobraźnia. Przedstawiona w powieści rzeczywistość okazuje się znacznie bardziej przyziemna, wręcz druzgocząca. Upadek z wysokości marzeń boli.

Przedstawiony w „Antychryście” świat to niezbyt odległa w czasie dystopia, w której ludzie zatracają się w życiu sieciowym na tyle, by przestać odczuwać radość z doświadczania go poza systemem. W społeczeństwie zanika potrzeba dzielenia się emocjami z drugim człowiekiem, rozwijania samoświadomości istnienia czy rozwoju wykraczającego poza minimum niezbędne do wykonywania wyznaczonej pracy. Ekologiczna katastrofa, spowodowana bezrefleksyjnym drenowaniem zasobów Ziemi, sprowadza na Ziemię naukowców myślących o tworzeniu wielkich rzeczy dla mas. Cuda technologii pozostają dostępne jedynie dla możnych, przeciętny obywatel systemu marzy o czymś zgoła innym. Wystarczy wejść do kapsuły Sarcoff i poddać się eutanazji, aby zakończyć swoje bezcelowe w odczuciu życie i zostać bohaterem, który uwolni przeludnioną planetę od swojego chciwego, egoistycznego wręcz oddechu. Zrób miejsce innym. To chyba nic trudnego?

Jest to bardzo trudna lektura. Nie byłam w stanie przeczytać jej na raz. Wizja w wielu elementach wydaje się na tyle prawdopodobna, że może wydawać się bardzo zimnym prysznicem. Autor stawia nas przed wieloma pytaniami, na które nie udziela jednoznacznej odpowiedzi. Przyjdzie nam się zastanowić między innymi nad tym: kto lub co jest tytułowym Antychrystem.
Autor porusza wiele trudnych współcześnie tematów i nie boi się wkładać w myśli i usta bohaterów kontrowersyjnych opinii. Żongluje też motywami religijnymi. Co jest fikcją literacką, pozostaje dla mnie fikcją. Osobiście nie miałam problemu z odcięciem tego potencjalnych poglądów autora czy swoich własnych i nie zamierzam tego roztrząsać na tę chwilę. Wizja jest spójna z wizją zmian w społeczeństwie.

Przeszkadzały mi wulgaryzmy. Wiem, że chodziło o odwzorowanie nowomody i tego, dokąd zmierza czystość językowa, ale byłam naprawdę bliska odłożenia tej pozycji na półkę. Gdyby powieść nie zainteresowała mnie tak bardzo, naprawdę nie zniosłabym takiej ilości przekleństw. Drodzy pisarze, naprawdę, jest jeszcze sporo ludzi na świecie, którzy ich nie używają, i których rażą one na równi albo bardziej niż nagminne błędy interpunkcyjne lub ortograficzne w wydanych pozycjach. Swoją drogą, w tym wydaniu można znaleźć kilka literówek.

Reasumując, „Antychryst” to dobra pozycja, otwierająca umysł na to, co może nas czekać, jako społeczeństwo prawie zupełnie uzależnione obecnie od konsumpcjonizmu i życia w wirtualnej rzeczywistości (paradoksalnie właśnie wrzucam recenzję na portal online). Na pewno nie jest to książka dla osób, które źle zniosą motywy samobójstwa czy mogą poczuć się urażone niezbyt pozytywnie przedstawionymi wątkami o transseksualizmie. Może być to też kiepski wybór dla kogoś, kto nie przepada za wulgaryzmami, motywami pornograficznymi lub nie do końca majestatycznymi odwołaniami do religii.

Zdecydujcie sami. Ja jeszcze długo będę rozmyślać o tej pozycji.

Marcin Majchrzak przenosi nas w przyszłość. Nie jest to jednak to jednak nowoczesna wizja tętniącego życiem megalopolis, w którym niczym w Gwiezdnych Wojnach w powietrzu mkną błyszczące od nowości pojazdy, a ludzkie możliwości ogranicza tylko ich wyobraźnia. Przedstawiona w powieści rzeczywistość okazuje się znacznie bardziej przyziemna, wręcz druzgocząca. Upadek z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

W wojnie nie ma niczego wzniosłego. W wojnie nie ma niczego szlachetnego. W wojnie nie ma niczego honorowego.
Na polu bitwy, w błocie, chłodzie, z odciskami na stopach i pustym brzuchem dopominającym się o napełnienie czymkolwiek wszyscy jesteśmy tacy sami, sprowadzeni z piedestału idei do roli walczących o przetrwanie.

W tym tomie przenosimy się do Borogravii, państwa znanego z umiłowania do prowadzenia konfliktów, które argumentują na wszelaki możliwy sposób. Chociaż w powieści pojawia się kilka znanych nam postaci – np. Samuel Vimes czy Angua ze straży albo przedstawiciele gazety Ankh-Morpork, można tę książkę traktować jako względnie niezależne dzieło. Bez znajomości Świata Dysku, umknie nam część smaczków, ale spokojnie zrozumiemy trzon fabuły.

W typowej dla swojej twórczości ogromnej dozie absurdu, tutaj skupionej przede wszystkim na kontekście polityki i religii, jako narzędzia kreującego doktryny społeczne, autor po raz kolejny obnaża schematy, którymi kieruje się społeczeństwo. Stawia nas także przed wieloma ważnymi, w moim odczuciu, pytaniami o tożsamość, samoświadomość i możność decydowania o swoim losie w skali mikro i makro. Dużo uwagi poświęconej jest motywowi oczekiwań ludzi wobec siebie nawzajem, z uwzględnieniem ról jakie są nam narzucone lub sami przybieramy i zmianom w tych oczekiwaniach wobec potencjalnej zmianie ról i okoliczności.
To przede wszystkim także wiecznie aktualna historia o ludziach, którzy decydują o życiu i śmierci innych ludzi. I o ludziach, którzy pozwalają lub muszą na to pozwalać.

Książka w pewnym momencie wrzuca nas w totalne koło absurdu, którego szczegółów nie mogę wam zdradzić, nie psując wam radości z odkrywania tego samemu, jednocześnie stanowiące komediowy ton znany nam ze Świata Dysku, jak też naturalne podbicie kuriozalności sytuacji, w jaką ludzie wtłaczają siebie nawzajem. Autor także praktycznie wprost obnaża hipokryzję, wcale nie wybielając osób, które padają jej ofiarą.

W moim odczuciu jest to jedna z najlepszych książek Sir Terry’ego Pratchetta. Na pewno sięgnę po nią ponownie za jakiś czas.

Dodam jeszcze, że wampir uzależniony od kofeiny skradł moje serce.

W wojnie nie ma niczego wzniosłego. W wojnie nie ma niczego szlachetnego. W wojnie nie ma niczego honorowego.
Na polu bitwy, w błocie, chłodzie, z odciskami na stopach i pustym brzuchem dopominającym się o napełnienie czymkolwiek wszyscy jesteśmy tacy sami, sprowadzeni z piedestału idei do roli walczących o przetrwanie.

W tym tomie przenosimy się do Borogravii, państwa...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Do sięgnięcia po książkę skusiły mnie wysokie noty od czytelników i przejrzane opinie. Przyznam, że dawno nie czytałam nic tak dziwnego i w żadnym wypadku tego określenia nie stosuję tutaj w wydźwięku negatywnym. Nie. To jest po prostu bardzo osobliwa, bardzo pokręcona książka. Kiedy dotarłam dalej niż za połowę jej objętości, wciąż nie miałam bladego pojęcia, czy bym ją komuś poleciła, czy wręcz przeciwnie. Po lekturze całości już wiem.
Tak, poleciłabym.

Autorka przenosi nas do swojej wizji Nowego Jorku, w którym śmiertelnicy żyją równoległe z istotami magicznymi. Spotkamy fey i zetkniemy się w niej z pewnego rodzaju nieumarłymi, ale przede wszystkim zapoznamy się z przedstawicielami dwóch rodzin czarownic, którzy walczą ze sobą na płaszczyźnie prowadzenia biznesu i niezależności. W tej wersji świata proza życia, jego prozaiczność i przyziemność mieszają się z mistycyzmem i baśniowością, a wszystko to owijają zarówno subtelne motywy romantyczne, jak brutalne akty namiętności.

Powieść w pewnym stopniu nawiązuje do szekspirowskiego „Romea i Julii” oraz jeszcze jednej historii, której nie zdołałam zidentyfikować w krótkim rozpoznaniu, jakie przeprowadziłam. Nawiążę do tego pierwszego. Nie jestem fanką „Romea i Julii” i darzę ten dramat absolutną subiektywną niechęcią. Nigdy ta historia mnie nie przekonywała swoim romantyzmem, mimo że w moim sercu tli się uwielbienie do opery i wszelakich, nawet przerysowanych opowieści o miłości i śmierci. Czytając opinie o „One For My Enemy” natknęłam się na wiele porównań historii bohaterów książki do historii bohaterów szekspirowskich. Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Oczywiście, autorka wplotła w swoją fabułę pewne elementy mające uderzać w motyw zwaśnionych rodów i tragedię niespełnionej miłości, ale w żadnym wypadku i żadnej z par postaci nie widzę adaptacji tego dramatu, przeniesienia do we współczesność czy choćby większych podobieństw. Olivie Blake dosłownie wyrywa narządy swoim bohaterom, karmi ich nawzajem i naprzemiennie mroczną i jasną stroną ludzkiej natury oraz zakrzywia czas, który pozostaje bezradny wobec siły uczucia.

Bywało, że nie miałam pojęcia, czy przedstawione w książce wydarzenia mają sens. Z początku mnie to trapiło i być może dlatego zwlekałam z oceną. Później jednak zrozumiałam – ta książka to emocje, a emocje nie są logiczne. Te historię się czuje, nie obejmuje logiką.
Nie znaczy tu oczywiście, że mamy do czynienia z bełkotem i brakiem jakiejkolwiek konsekwencji pisarki. Z pewnością jednak w trakcie lektury czytelnik styka się niekiedy z zupełnym szaleństwem zdarzeń, ich następstw i przemian bohaterów.

Językowo autorka sobie radzi, zgrabnie balansując między poetyką, a wręcz wulgarną wizją świata rzeczywistego. Pewnie nie powinnam wobec tego drugiego narzekać na przekleństwa, ale ponarzekam, bo ich nie lubię, a momentami mamy tego dużo, naprawdę dużo i to odstręcza osobę, która sama ich nie używa. Czat jednego z duetów bohaterów prowadzony przez telefony niesie za sobą wrażenie obcowania z literaturą typu YA, ale nie dajcie się zwieść. Ja dałam z początku, a to naprawdę nie jest powieść dla młodzieży. Moim zdaniem, nie. Autorka dostosowała tutaj rozmowę pod młodsze pokolenie bohaterów w trakcie zwykłej, codziennej komunikacji.

„One For My Enemy” to naprawdę dziwny twór. I z niegasnącym zdziwieniem po lekturzę muszę stwierdzić, że bardzo mi się podobał. Zakończenie naprawdę mnie poruszyło i pięknie domknęło całość.

Polecam, ale tylko tym, którzy mają ochotę na zetknięcie się z interesującą, „cringe’ową” opowieścią o miłości trwającego poprzez czas i przestrzeń.

Do sięgnięcia po książkę skusiły mnie wysokie noty od czytelników i przejrzane opinie. Przyznam, że dawno nie czytałam nic tak dziwnego i w żadnym wypadku tego określenia nie stosuję tutaj w wydźwięku negatywnym. Nie. To jest po prostu bardzo osobliwa, bardzo pokręcona książka. Kiedy dotarłam dalej niż za połowę jej objętości, wciąż nie miałam bladego pojęcia, czy bym ją...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Do świata, który wyczarowała dla nas Marta Mrozińska zaprosiły mnie dobre opinie o książce. Chwytanie się debiutanckiej powieści to zawsze pewne ryzyko, ale tym razem popłaciło.

Świat słowiańskich demonów został w tej pozycji przedstawiony w bardzo zgrabny sposób. Autorka nie zsyła na nas od razu deszczu potworów, czarownic czy dawnych rytuałów, budując napięcie stopniowo oraz stosując bardzo duży wachlarz rozbieżności pomiędzy doświadczeniami i umiejętnościami poszczególnych bohaterów. Stykamy się przez to z odczuciem podobnym do tego, jakiego mogą doświadczać osoby występujące w tej historii.
Co jest prawdziwe i ile znaczenia mają dawne wierzenia? Gdzie kończy się baśń, zabobon czy przyzwyczajenie, a wkracza mistyczna siła?

Elementy fantastyczne wprowadzone przez autorkę nie dominują nad historią. Są jej nierozerwalną częścią, filarem głównego wątku fabularnego, ale nie zagłuszają emocji i decyzji, które będą podejmować postacie, a zwłaszcza główna bohaterka – Bora.

Borę trudno jednoznacznie lubić, muszę przyznać, ale nie jest to absolutnie żaden zarzut do postaci. Przeciwnie – to bardzo sensownie wykreowana osoba, która postanowiła nie być ofiarą i wziąć życie w swoje ręce, nierzadko wykazując się przy tym brutalnością czy brakiem empatii. Narzucona przez nią tarcza w wielu przypadkach buduje bardzo dobry dramatyzm sytuacyjny i z ciekawością można śledzić rozwój poszczególnych relacji.

Po raz kolejny ponarzekam na wulgaryzmy. Po co? Odnoszę wrażenie, że wielu polskich twórców stawia teraz na to, że polska mowa nie może bez nich funkcjonować, z czym ja się absolutnie nie zgadzam. To dla mnie jedyny autentycznie duży minus języka powieści. W moim odczuciu współczesne „rzucanie mięsem” dodatkowo zabijało klimat quasi-starosłowiańskich realiów. Dobrze, że nie było iż aż tak wiele, jak mogłoby być.

Zakończenie zaskakuje. Zostało zbudowane na bazie bardzo zgrabnej, logicznej pętli przypadków, o których czytamy pod koniec powieści. Domyka historię tak, że czuje się zarówno satysfakcję, jak też chce sięgnąć po drugą część.

No to kiedy druga część? Ja czekam.

Do świata, który wyczarowała dla nas Marta Mrozińska zaprosiły mnie dobre opinie o książce. Chwytanie się debiutanckiej powieści to zawsze pewne ryzyko, ale tym razem popłaciło.

Świat słowiańskich demonów został w tej pozycji przedstawiony w bardzo zgrabny sposób. Autorka nie zsyła na nas od razu deszczu potworów, czarownic czy dawnych rytuałów, budując napięcie stopniowo...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Gdzie kończy, a gdzie zaczyna się sen? Być może śnimy całe życie marząc o tym, co mogłoby się stać, a się nie stało i o tym co zdarzyło w inny sposób, niż zdarzyć by się mogło.
Prawdę zna tylko porcelanowa figurka, którą otrzymałaś od swej babki, niemo obserwująca twoje życie z półki. Ona wie, ona widzi. Pamięta i towarzyszy. Niczego ci jednak nie powie, bo pewnych rzeczy ludziom wiedzieć nie wolno.

„Wolni Ciut Ludzie” to przepiękna opowieść o tradycji i przywiązaniu, przepleciona błyskotliwością Pratchetta, którą wplata on w słowa i wspomnienia dyskowych czarownic. W powieści tej baśniowość i mrok sennych koszmarów oraz ludzkich pragnień płynnie przenika się z realizmem życia pasterskiego i szczyptą polityki feudalnej.

Język niebieskoskórych wojowników, do złudzenia nawiązujących przynajmniej w pewnym stopniu do Szkotów, dla mnie osobiście był bardzo męczący w dłuższym odbiorze. Stanowią oni jednak ważny element historii, łączący w sobie surowość usposobienia i abstrakcję założeń, którymi bohaterowie kierują się na każdym kroku.

Powieść kłania się młodzieży, ale przeznaczona jest dla także dla bardziej doświadczonych w latach osób, które dostrzegą drugie dno i zechcą zanurzyć się w mglistość swojego własnego dzieciństwa.

Gdzie kończy, a gdzie zaczyna się sen? Być może śnimy całe życie marząc o tym, co mogłoby się stać, a się nie stało i o tym co zdarzyło w inny sposób, niż zdarzyć by się mogło.
Prawdę zna tylko porcelanowa figurka, którą otrzymałaś od swej babki, niemo obserwująca twoje życie z półki. Ona wie, ona widzi. Pamięta i towarzyszy. Niczego ci jednak nie powie, bo pewnych rzeczy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Drugi i ostatni tom dylogii o dwójce osób pokiereszowanych przez życie, których odwzajemniona miłość okazuje się być najlepszą terapią.

Ta część w moim odczuciu wypadła znacznie słabiej i mniej wiarygodnie niż poprzednia. Mimo przeskoków fabularnych, kolejne etapy rozliczeń z traumami są wrzucane w kolejne rozdziały w bardzo prosty sposób. To dobra powieść obyczajowa, ale pod względem psychologicznym brakuje w niej napięcia – o ironio, bo bohaterów los wcale dalej nie oszczędza pod kątem przykrych zdarzeń.

Dla mnie wymiana zdań bohaterów i przedstawienie ich myśli względem partnera były przesłodzone. To jednak rzecz gustu i trudno tutaj skierować do tej pozycji jakiś realny zarzut. Pod kątem językowym było to rozpisane bardzo dobrze.

Zakończenie dość przewidywalne, ale chyba takie było w tym przypadku najlepsze. Pewne wątki powinny się rozwiązywać się w klarowny, niekoniecznie przekombinowany sposób w tego gatunku literaturze.

Drugi i ostatni tom dylogii o dwójce osób pokiereszowanych przez życie, których odwzajemniona miłość okazuje się być najlepszą terapią.

Ta część w moim odczuciu wypadła znacznie słabiej i mniej wiarygodnie niż poprzednia. Mimo przeskoków fabularnych, kolejne etapy rozliczeń z traumami są wrzucane w kolejne rozdziały w bardzo prosty sposób. To dobra powieść obyczajowa, ale...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka „Bolesna tajemnica” to bardzo wartościowa tematycznie, wręcz terapeutyczna pozycja dla osób zmagających się z różnego rodzaju traumami, posiadających blokady w kontaktach społecznych. Powieść czyta się bardzo dobrze, ale moim zdaniem kolejne przełomowe wydarzenia są nie do końca realistycznie rozciągnięte w czasie. Trudno mi, niestety, uwierzyć, żeby tak szybko w ludziach następowały pewne zmiany.
Po drugi tom na pewno sięgnę.

Książka „Bolesna tajemnica” to bardzo wartościowa tematycznie, wręcz terapeutyczna pozycja dla osób zmagających się z różnego rodzaju traumami, posiadających blokady w kontaktach społecznych. Powieść czyta się bardzo dobrze, ale moim zdaniem kolejne przełomowe wydarzenia są nie do końca realistycznie rozciągnięte w czasie. Trudno mi, niestety, uwierzyć, żeby tak szybko w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka to nieomal przepisany jeden do jednego scenariusz filmowy. Być może celowo nie pokuszono się o żadne większe zmiany czy wzbogacenie treści. Trochę lepiej wypadają opisy nauki Luke'a na Dagobah. Mam wrażenie, że tu te parę linijek zmiany dało trochę pełniejszy obraz talentu młodego Jedi.

W oczy rzuca się od razu zupełnie inny wizualny wizerunek mistrza Yody – nie mam takiej wiedzy, żeby ocenić, czemu zdecydowano się na ten wariant. Słyszałam, że to jakiś stary koncept graficzny, którego ostatecznie nie wdrożono do filmów.

Tłumaczenie strasznie koślawe, zawiera takie jak „klatki piersiowe, ręce i brzuchy wybuchały pod śmiertelnie celnym ogniem jednego człowieka-kobiety i jednego Wookie-mężczyzny”. Nie ma ich wiele, a to jest chyba perełka w całym tekście, ale trudno traktować ten przekład poważnie.

Nie polecam nawet fanom Gwiezdnych Wojen. Ta pozycja niczego nie wniosła do mojego życia.

Książka to nieomal przepisany jeden do jednego scenariusz filmowy. Być może celowo nie pokuszono się o żadne większe zmiany czy wzbogacenie treści. Trochę lepiej wypadają opisy nauki Luke'a na Dagobah. Mam wrażenie, że tu te parę linijek zmiany dało trochę pełniejszy obraz talentu młodego Jedi.

W oczy rzuca się od razu zupełnie inny wizualny wizerunek mistrza Yody – nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Astronauci” to pierwsza książka Stanisława Lema i dla mnie akurat niestety – było to mocno odczuwalne podczas lektury.

W powieści mierzymy się z wizją wyprawy na Wenus, która pozostawała w ówczesnym czasie dla ludzi nieokreślonym i niezwykle tajemniczym lądem, dającym pole do popisu wyobraźni i między innymi właśnie twórcom literatury w konwencji science-fiction. Pomysł był ciekawy, a stosowane przez autora porównania do chociażby wspinaczki w Himalajach, potrafiły poruszać wizją podobnych barw, mierzenia się z nieznanym, braku widoczności, do której jesteśmy przyzwyczajeni, czy przekraczania granic własnych możliwości.
Wspomniana już górska opowieść, opisana wcześniej lekcja odpowiedzialności za bezpieczeństwo załogi oraz wreszcie finał, poruszały też tę szukającą empatycznych przekazów stronę mojej natury.

Niestety, dobrnięcie do tych perełek często wiązało się z przegrzebywaniem się przez skrajnie techniczne opisy absolutnie każdej mechaniki czy procesu chemicznego z najdrobniejszymi, niemającymi wiele z literaturą piękną wspólnego szczegółami. Zgaduję jednak, że wobec dziś szerszego dostępu do wiedzy, wtedy takie konstrukcje literackie mogły przywoływać wypieki na twarzy u spragnionych nauki ścisłej młodych umysłów.
Nie jestem przekonana do trzymania tajemnicy obcej cywilizacji aż do absolutnie ostatnich stron powieści i przekazania jej w jednym wielkim wyrzucie informacji. Zostawione przez autora poszlaki, mi akurat nie mówiły niczego na temat możliwego przebiegu wydarzeń na planecie.

Książkę polecam, ale tylko zagorzałym fanom Lema, którzy zdecydują zmierzyć się z szerszym spektrum jego twórczości.

„Astronauci” to pierwsza książka Stanisława Lema i dla mnie akurat niestety – było to mocno odczuwalne podczas lektury.

W powieści mierzymy się z wizją wyprawy na Wenus, która pozostawała w ówczesnym czasie dla ludzi nieokreślonym i niezwykle tajemniczym lądem, dającym pole do popisu wyobraźni i między innymi właśnie twórcom literatury w konwencji science-fiction. Pomysł...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo przyjemna, częściowo zaskakująca pozycja z gatunku literatury romantycznej i obyczajowej. Nieidealna miłość w nieidealnym świecie XXI wieku oraz doskonały humor, który autorka zgrabnie wplata do kolejnych scen, czyni tę powieść niezwykle przyjemną do rozczytania.

Bardzo przyjemna, częściowo zaskakująca pozycja z gatunku literatury romantycznej i obyczajowej. Nieidealna miłość w nieidealnym świecie XXI wieku oraz doskonały humor, który autorka zgrabnie wplata do kolejnych scen, czyni tę powieść niezwykle przyjemną do rozczytania.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Pośród istot kolorowego świata pełnego fantazyjnych kształtów i magii kolorów ląduje kosmiczny pojazd ludzkiego grzechu chciwości i pychy. Rasa ludzka nawiązuje kontakt z obcą cywilizacją z ciężkimi butami i bronią wkraczając w nieznany obszar. Gwałt i przemoc oraz brak porozumienia wyzwalają w człowieku agresję i potrzebę walki o przetrwanie.
Kto jednak pozostaje agresorem? Metaforyczna bestia z dzikiej krainy czy człowiek, wkładający rękę w jej paszczę, by dotknąć kła?
A co jeśli stwór uciekł z klatki?

Sama koncepcja „Edenu” porusza bardzo ważny i wiecznie aktualny temat hierarchii społecznej, dyktowanej potrzebami danej grupy. To też opowieść o ciężkim tąpnięciu w radioaktywny, raniący obie strony obszar zakłóconej różnokulturowym kodowaniem komunikacji. Czy genialna?

Nie. Mi niestety, zabrakło w tej powieści czegoś, co wyróżniałoby ją na tle innych historii o nieznanych rasach, lądowaniu na obcej planecie i walki o przetrwanie. Większa część tej historii bazowała na przedzieraniu się przez trudny teren i odpieraniu zagrożeń przez członków załogi. Ostatnie rozdziały bardziej dawały do myślenia i zostawiały już w podświadomości nutę oderwaną od sztampowości pozostałej części powieści, ale dla mnie to trochę za mało.

Podobno od „Edenu” warto zacząć, żeby rozpocząć przygodę z twórczością Stanisława Lema. Jeśli szukacie porządnie napisanej powieści science-fiction, byś może ten wybór Wam podpasuje. Ja oczekiwałam czegoś, co pociągnie moją uwagę lub serce mocniej w stronę tego kawałka świata fikcji, ale niczego takiego nie odnalazłam w tej pozycji.

Pośród istot kolorowego świata pełnego fantazyjnych kształtów i magii kolorów ląduje kosmiczny pojazd ludzkiego grzechu chciwości i pychy. Rasa ludzka nawiązuje kontakt z obcą cywilizacją z ciężkimi butami i bronią wkraczając w nieznany obszar. Gwałt i przemoc oraz brak porozumienia wyzwalają w człowieku agresję i potrzebę walki o przetrwanie.
Kto jednak pozostaje...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Nauka płynie z przeszłości. Co powiedzielibyśmy samemu sobie sprzed kilku, kilkudziesięciu lat mając wiedzę taką, jaką mamy dziś? Jak spojrzelibyśmy na przemiany w społeczeństwie?

To co dla jednego pokolenia jest ognistą chwilą przełomu, pełną nadziei i planów, dla przyszłych generacji może stanowić przestrogę, inspirację lub pozostać jedynie rzuconym na wiatr prochem zatartych w pamięci zdarzeń.

Pamiętajmy o tych, którzy walczyli za przekonania. Pamiętajmy o tym, jacy byliśmy.
Pamiętajmy Sir Terrego Pratchetta. Chociaż nie ma go już wśród nas, jego spojrzenie na społeczeństwo pozostaje często bardziej niż aktualne.

Nauka płynie z przeszłości. Co powiedzielibyśmy samemu sobie sprzed kilku, kilkudziesięciu lat mając wiedzę taką, jaką mamy dziś? Jak spojrzelibyśmy na przemiany w społeczeństwie?

To co dla jednego pokolenia jest ognistą chwilą przełomu, pełną nadziei i planów, dla przyszłych generacji może stanowić przestrogę, inspirację lub pozostać jedynie rzuconym na wiatr prochem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Bardzo dobrze napisana książka przygodowa. Nie jest przełomowa i raczej nie zmieni niczyjego życia, ani nie doprowadzi nikogo do łez z powodu oddziaływania na emocje, ale to kawałek solidnej literatury w swoim gatunku.
Jak w przypadku wielu książek z uniwersum Star Wars – aby zrozumieć wątki, wymagana jest znajomość przynajmniej niektórych produkcji filmowych. „Ahsoka” bazuje w dużej mierze na jednym z odcinków serii „Tales of the Jedi”, ale moim zdaniem nie można się też obejść bez obejrzenia epizodów 1-3 klasycznej sagi i serii animowanej „Clone Wars”.
Czy to minus? Nie do końca. Książki Star Wars pozostają gratką raczej tylko dla fanów tej koncepcji. Na pewno po „Ahsokę” warto sięgnąć. Nie trzeba, ale warto, jeśli chce się spędzić kilka godzin na rozczytywaniu jej losów po tym jak galaktykę obezwładnił rozkaz 66.

Bardzo dobrze napisana książka przygodowa. Nie jest przełomowa i raczej nie zmieni niczyjego życia, ani nie doprowadzi nikogo do łez z powodu oddziaływania na emocje, ale to kawałek solidnej literatury w swoim gatunku.
Jak w przypadku wielu książek z uniwersum Star Wars – aby zrozumieć wątki, wymagana jest znajomość przynajmniej niektórych produkcji filmowych. „Ahsoka”...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

To absolutnie świetna pozycja przygodowo-fantastyczna, przy której czytaniu będą dobrze bawić się nie tylko dzieci, ale i dorośli. Pozwala zaśmiewać się do łez, balansując na humorze absurdu i czarnym, pozwala też na refleksję i smutek.

Świat powieści to zarówno bajkowa kraina, w której chlebowe ludki tańczą na piekarskiej ladzie, jak też miejsce, w którym ludzie cierpią jak i w naszym otoczeniu, głodują lub nawet umierają, gdy doprowadzą organizm na skraj wyczerpania.

Sama intryga jest zmyślna, ale poprowadzona w sposób wyjątkowo prosty. No ale jest to książka dla dzieci i taka miała być, by płynnie poprowadzić czytelnika przez dzieje losu czarodziejki Mony i jej przyjaciół.

Dostałam w prezencie, przeczytałam i nie żałuję. Zakwas Bob będzie dla mnie inspiracją do kreatywnych gier, które prowadzę.

To absolutnie świetna pozycja przygodowo-fantastyczna, przy której czytaniu będą dobrze bawić się nie tylko dzieci, ale i dorośli. Pozwala zaśmiewać się do łez, balansując na humorze absurdu i czarnym, pozwala też na refleksję i smutek.

Świat powieści to zarówno bajkowa kraina, w której chlebowe ludki tańczą na piekarskiej ladzie, jak też miejsce, w którym ludzie cierpią...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to