Autorka powieści science-fiction, historyczka zajmująca się Imperium Bizantyjskim i planerka miejska. W swoich pracach porusza kwestię polityki granicznej, retoryki, propagandy i krańców świata. Wychowała się w Nowym Jorku, a później także w Turcji, Kanadzie i Szwecji , obecnie mieszka w Baltimore ze swoją żoną, pisarką Vivian Shaw.
Niezbyt często zdarza się, żeby kontynuacja nagradzanej powieści również doczekała się takiego uznania w środowisku. Arkady Martine zabłysnęła powieścią A Memory Called Empire zdobywając nagrodę Hugo (odpowiednik literackiego Nobla w światku fantastyki),aby dwa lata później powtórzyć sukces z A Desolation Called Peace.
Ta pierwsza pozycja podobała mi się, było coś nowego zarówno w warstwie głównego pomysłu na fabułę jak i w tej warstwie alegorycznej, za którą przecież tak lubimy dobre science fiction. Jej kontynuacja, "Pustkowie zwane pokojem" ma wszystkie jej wady i żadnych zalet.
Nowego pomysłu fabularnego w niej nie ma, świat który już poznaliśmy nie odkrywa nic nowego. Prawie 500 stron dłuży się niemiłosiernie, akcja kuleje, fabuły tyle co w przeciętnym opowiadaniu. Pomysł na pierwszy kontakt żenująco słaby i zwyczajnie głupi: komunikacja między technologicznymi cywilizacjami raczej opierałaby się na uniwersalnym języku matematyki, a nie na osobistym spotkaniu przedstawicieli którzy pokazują sobie obrazki i próbują nauczyć się swojej mowy.
Muszę przyznać również, że w warstwie społecznej budzi mój sprzeciw wizja świata, w której role poszczególnych płci i rodziny tak bardzo różni się od obecnych. W świecie tym większość personelu wojskowego (w tym oczywiście dowódcy) to prawie wyłącznie kobiety. Mężczyźni pojawiają się głównie w rolach drugoplanowych, często negatywnych. W całej powieści nie ma miejsca dla choćby jednego związku heteroseksualnego, za to dowiadujemy się, że większość ludzi pochodzi z klonowania.
Całość można raczej uznać za social-fiction, nie science-fiction, bo nauki nie ma tu wcale. Jest niby anturaż znany z kanonu (statki kosmiczne, wormhole, działa energetyczne),ale są tylko plastikowym elementem tła. Kosztem irytujących dywagacji nad trudami początku burzliwego romansu głównych bohaterek.
Nuda, wtórność i - największa z obelg - brak wiarygodności zbudowanego świata.
Jedynym plusem bogaty, barwny język.
[Edit] Po przeczytaniu innych opinii: czytałem w oryginale i doceniam bogactwo użytego języka. Zarzuty, że napisane prostym nieskomplikowanym językiem być może obciąża polskiego tłumacza.
Anioł niemocy - Jacek Sobota
Zaczyna się elegancko. Język, ładne tło, jakaś zapowiedź zaczepiająca, ale potem autor w poszukiwaniu filozoficznej mądrości i duchowej głębi zaczyna mielić bezsensowne farmazony, fabuła idzie w kierunku baśni o głupim Jasiu, gdzie jest wszystko tylko nie logika i na koniec okazuje się, że miasto bohatera połknęło, przetrawiło i wyobsrało. Artystowska wydmuszka.
5/10
Psy wojny - Wojciech Szyda
Ludzkość jako funkcja hazardowych rozgrywek demonicznych bytów. Zgrabnie napisane, lakoniczne, bezpretensjonalne.
7/10
Extra Ecclesiam - Bartłomiej Dzik
Religijny cyberpunk? W posłowiu autor deklaruje symetryzm, w tekście właściwym jest jednak bliższy rzeczywistości. Doktryny teologiczne, z definicji wewnętrznie sprzeczne, mają sens jedynie w opowiadaniu fantastycznym. Doceniam przedstawienie Watykanu - korporacji bez zasad.
7/10
Adiuva - Arkady Martine
Czytałem ze dwa tygodnie wcześniej, w tej chwili niczego nie pamiętam, w notatkach tylko jedno słowo "bełkot. No i tyle.
1/10
I ci, którzy przychodzą - Sarah Avery
Opowiadania Le Guin do którego tekst się odwołuje nie znam, ta wiedza nie jest chyba jednak konieczna, wydźwięk jest oczywisty. Mamy tu pytanie o granice hipokryzji, ile jesteśmy w stanie zaakceptować dla zachowania naszego komfortu, jak mocno odpychamy od siebie świadomość, że jesteśmy elementem światowego systemu wyzysku.
7/10
Ostatni bogowie - Sam J. Miller
Opowiadanie podobne do poprzedniego. Tyle, że tym razem sednem nie jest traktowanie drugiego człowieka a podejście do ekologii i brak refleksji nad zmianami i kierunkiem w jakim zmierzamy.
7/10
Publicystyka:
Numer z wiodącą nutą religijną, więc rednacz we wstępniaku bredzi bezmyślnie symetrystycznie. Potem wywiad z serialowym Jaskrem, ominąłem, dalej znowu wiedźmiński wywiad, ominąłem jeszcze szybciej. Dalej mamy takie sobie rozważania o aspektach ekologiczno-religijno-filozoficznych Diuny i dość informacyjny w tonie referacik o przenikaniu do rzeczywistości religii wymyślonych (jakby były inne). Drugą część działu zaczyna sympatyczny tekst o grach paragrafowych czyli miksie gry i opowieści. Kosik utyskuje nad lekceważeniem fizyki w kinie popularnym, a Orbitowski jak zwykle duma nad kondycją człowieka na podstawie kolejnego marnego filmu.
Recenzje:
Jak zwykle ostatnimi czasy, na plus, poza jedną wstydliwą wpadką.
Komiks:
I..., nie ma Lila ni Puta. Co za ulga. Zamiast tego spis rocznika 2021. Można? Można!
Publicystycznie w zasadzie sieczka, literacko bardzo ok, numer wart lektury.
7/10