-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2018-05-14
Myślę, że jest to najważniejsza książka, jaką przeczytałam w całym moim życiu.
Myślę, że jest to najważniejsza książka, jaką przeczytałam w całym moim życiu.
Pokaż mimo to2018-06-07
2018-04-26
2018-04-18
2018-02-14
moonybookishcorner.blogspot.com
Nie wiem, czy był to po prostu idealny czas, w którym ta książka wpadła w moje ręce, czy może naprawdę jest tak dobra, ale ogromnie mi się spodobała. Po całomiesięcznym męczeniu się z Władcą Cieni, o czym opowiem za niedługo w podsumowaniu października, wspaniale było sięgnąć po książkę, która niesamowicie poprawiła mi humor i wprost rozgrzała od środka.
Juliet dopiero co straciła matkę, która była sławną fotoreporterką. Sama myśl o tym, że jej ojciec mógłby chcieć pozbyć się sprzętu jej matki, sprawia, że Juliet wpada w panikę, a wręcz w histerię. Od jej tragicznej śmierci Juliet nawet nie jest w stanie sięgnąć po aparat, który wcześniej był dla niej jak przedłużenie jej ręki, z czego zawsze była bardzo dumna, bo łączyło ją to z mamą, która ciągle była gdzieś w świecie ryzykując życie. Dziewczyna spędza większość swojego czasu nad grobem matki, przelewając wszystkie swoje smutki na kartkę papieru w formie listu, którą następnie zostawia na grobie.
Declan Murphy czuje jakby stracił wszystko, na czym mu kiedykolwiek zależało. Jego siostra nie żyje, a ojciec siedzi w więzieniu. Matka nie chce nawet z nim rozmawiać, a ojczym postanowił obwiniać go o całe zło na tym świecie, w czym nie jest osamotniony, gdyż cała szkoła uważa go za beznadziejny przypadek.
Mogłoby się wydawać, że Juliet i Declan żyją w dwóch różnych światach, jednak gdy Declan pewnego dnia znajduje anonimowy list na jednym z grobów na cmentarzu, gdzie odbywa prace społeczne, odczuwa tak ogromne zrozumienie dla cierpienia autora listu, że postanawia na niego odpisać. Tak rozpoczyna się znajomość Declana i Juliet, chociaż żadne z nich nie wie, kim jest to drugie. Listy szybko zamieniają się w maile, w których dzielą się swoim bólem i przemyśleniami.
Chociaż po tytule spodziewałam się książki, która zniszczy mnie emocjonalnie, nic takiego się nie wydarzyło. Tak, była to smutna i poruszająca książka pod wieloma względami. I pomimo wielu poważnych, życiowych tematów podejmowanych przez autorkę, to nadal była to niezmiernie przyjemna lektura na deszczowy wieczór. Bo tak właśnie było w moim przypadku - sięgnęłam po tę książkę pewnego pochmurnego i zimnego wieczoru i parę godzin później miałam już całą tę książkę za sobą. Takie książki zawsze są dla mnie niesamowicie przyjemnym zaskoczeniem, bo uwielbiam to uczucie, gdy zasiadasz przed książką i nawet nie zauważasz, że czas mija jak szalony, aż nagle przewracasz ostatnią stronę książki, a tu nagle okazuje się, że za dwie godziny tak teoretycznie rozpoczyna się nowy dzień.
To, co jest wspaniałe w tej książce to to, że dwójka głównych bohaterów nie potrzebowała miłości, żeby poradzić sobie ze swoją stratą, co jest typowym lekiem na żałobę w innych książkach z działu Young Adult. W tym wszystkim chodziło jedynie o przyjaźń i całkowitą akceptację i wsparcie ze strony drugiego człowieka - już myślałam, że nigdy nie wyjdziemy ze schematu, w którym bohaterowie zapominają o wszystkich swoich problemach w chwili, gdy poznają swoją drugą połówkę.
Jednym z ważniejszych przesłań tej książki jest także to, jak skłonni są ludzie do wystawiania opinii na temat innych. Autorka poprzez postać Declana Murphy'ego wspaniale pokazuje, że nigdy nie można oceniać książki po okładce.
Jest to książka o stracie, uprzedzeniach, akceptacji, miłości, a przede wszystkim o tym, jak ruszyć naprzód po czymś, co sprawia, że chcemy zakopać się we wspomnieniach z przeszłości na zawsze. "Listy do utraconej" to niezmiernie poruszająca historia, która daje nadzieję na lepsze jutro.
moonybookishcorner.blogspot.com
Nie wiem, czy był to po prostu idealny czas, w którym ta książka wpadła w moje ręce, czy może naprawdę jest tak dobra, ale ogromnie mi się spodobała. Po całomiesięcznym męczeniu się z Władcą Cieni, o czym opowiem za niedługo w podsumowaniu października, wspaniale było sięgnąć po książkę, która niesamowicie poprawiła mi humor i wprost...
2017-09-07
moonybookishcorner.blogspot.com
Lula i Rory, dwójka nastolatków z małego miasta Hawthorne w Karolinie Północnej, są przyjaciółmi od lat. Obydwoje borykają się z trudną sytuacją rodzinną, co zbliża ich do siebie. Mają OBSESJĘ na punkcie Z Archiwum X - cytowanie całych odcinków przychodzi im z niezmierną łatwością. Ich losy przedstawione zostały w dwóch częściach. Pierwsza część z perspektywy Rory'ego opowiada o wszystkich wydarzeniach aż do ucieczki Luli, druga pozwala Luli wytłumaczyć się ze wszystkich swoich działań od czasu ucieczki.
Nie lubię Sci-fi i nigdy nie widziałam ani jednego odcinka Z Archiwum X. Dla fanów wcześniej wspomnianych rzeczy czytanie tej książki mogłoby być niesamowitą gratką. Jeśli chodzi o mnie, nie mogłoby mnie to mniej obchodzić. A jednak mogłabym wiecznie czytać o fascynacji i rozważaniach nad tym serialem Luli i Rory'ego. Wszystko dlatego, że autorka przedstawia to w tak przyjemnym w odbiorze sposobie pisania. Nie jest pretensjonalna. Nie próbuje popisać się wiedzą. Sprawia, że naprawdę potrafiłam utożsamić się z głównymi bohaterami jako fangirl. Mogłam poczuć połączenie z Rory'm, który podczas złych dni ogląda "Rozważną i Romantyczną", a mówiąc o swoim związku, przyznaje, że chciałby romansu niczym z książki Jane Austen. Mogłam się utożsamić z Lulą dzięki jej absolutnej miłości do Aragorna z "Władcy Pierścieni" i dzięki temu, jak woli uciekać do fikcyjnego świata niż zmierzyć się z tym realnym.
"No dobrze, może i lubię uciekać w popkulturę. Wolę kibicować grupie elfów i czarodziejów ratujących Śródziemie przed siłami zła, niż oglądać na przykład Randkę w ciemno albo patrzeć, jak jakaś gospodyni domowa wstrzykuje sobie w usta tłuszcz z własnego tyłka."
Z biegiem historii odkrywamy coraz to głębsze warstwy ich przyjaźni. Jeszcze zanim możemy czytać o tej historii z perspektywy Luli, dowiadujemy się co tak naprawdę szuka w przyjaźni z Rory'm.
" - Sądziłam, że jeśli nawet nie możemy być... to przynajmniej jedziemy na tym samym wózku, Rory.
- To znaczy?
- Że oboje... jesteśmy samotni. - Jej głos był niewiele głośniejszy od szeptu. "
Lula czuła się samotna i właśnie dlatego tak bardzo trzymała się przyjaźni z Rory'm. Nawet jeśli nie mogła go mieć "tak jak chciała", jego przyjaźń była dla niej oparciem w samotności. Wszystko do czasu aż wyszło na jaw, że Rory ma romans ze swoim o wiele starszym szefem Andy'm. Lula ucieka. Rory dopiero tracąc Lulę, uświadamia sobie, jak bardzo jej potrzebuje i jak bardzo był skupiony na sobie.
"Nie mogłem - nie chciałem - uwierzyć, że Lula zniknęła, być może na zawsze. Na zawsze nie wchodziło w rachubę. Na zawsze obmywało mnie jak potężna fala, burząc moją równowagę i poczucie kierunku, pozostawiając mnie w pustce."
Sięgając po tę książkę, spodziewałam się lekkiej opowieści o nastolatkach, którzy nie do końca wiedzą, czego chcą od życia. Dostałam jednak przepiękną powieść podejmującą tak wiele niezmiernie istotnych współcześnie tematów. Przeczytałam tę książkę w jeden dzień. Już od pierwszej strony poczułam, że to jest to. Styl pisania Brothers jest tak lekki i przyjemny, jednak jej historie są tak poważne i przejmujące do głębi. Dawno już nie czułam tak mocnej więzi z głównymi bohaterami.
"Dziwna i Taki jeden" jest piękną powieścią o odkrywaniu własnej tożsamości seksualnej, wzlotach i upadkach przyjaźni, problemach pierwszej miłości, która czasem może okazać się jedynie złudzeniem. Książka podejmuje również temat rodzicielstwa - pokazuje, że założenie rodziny nie jest życiowym celem każdego człowieka. A także, że nie mamy wpływu no to, z kim łączą nas więzy krwi. Z drugiej strony jednak widzimy, że ostatecznie rodzinę można wybrać i że czasem musimy coś utracić, aby zyskać o wiele więcej. Meagan Brothers w swojej książce zmierza się również z problemem alkoholizmu i z jego wyniszczającym wpływem na życie rodzinne. Ogólnie mówiąc, ta książka ma TO wszystko. Jest niesamowicie zróżnicowana i nie chodzi mi tylko o wątek LGBT (za który jestem ogromnie wdzięczna).
Ta książka dała mi wszystko to, czego mogłam oczekiwać od książki LGBTQ+. Okazała się dla mnie wspaniałym zaskoczeniem i nie mogę polecić jej Wam wystarczająco.
moonybookishcorner.blogspot.com
Lula i Rory, dwójka nastolatków z małego miasta Hawthorne w Karolinie Północnej, są przyjaciółmi od lat. Obydwoje borykają się z trudną sytuacją rodzinną, co zbliża ich do siebie. Mają OBSESJĘ na punkcie Z Archiwum X - cytowanie całych odcinków przychodzi im z niezmierną łatwością. Ich losy przedstawione zostały w dwóch częściach....
"We live and breathe words"
Arcydzieło.
Nie mam nic więcej do powiedzenia.
"We live and breathe words"
Arcydzieło.
Nie mam nic więcej do powiedzenia.
moonybookishcorner.blogspot.com
Słyszałam o tej książce już wiele, ale jakoś nigdy nie natknęłam się na nią ani w księgarniach ani w bibliotekach. Jednak pewnego magicznego dnia ta oto książka pojawiła mi się w proponowanych do przeczytania ebookach...No i przepadłam. Czytałam tę książkę cały Boży dzień, nie mogłam się od niej oderwać i skończyłam ją tego samego dnia. Ta historia całkowicie mną zawładnęła. "Uprowadzona" Lucy Christopher nie jest zwykłą książką. Nie jest to tylko ogromnie ciekawa historia z genialnie zarysowanymi postaciami i krajobrazem. Ta książka miesza w głowie. Człowiek nagle łapie się na wierzeniu w większe dobro i mniejsze zło - a przez całe życie wyrzekałam się, że takie coś jak "większe dobro" istnieje. Christopher w swojej powieści ukazuje nam całkowicie inny obraz porwania - piękny i gorszący jednocześnie.
"Zobaczyłeś mnie, zanim ja zauważyłam ciebie."
Główna bohaterka, Gemma, zostaje porwana z lotniska w Bangkoku - przystojny mężczyzna zagaduje ją, stawia kawę, odurza narkotykami i porywa do samego środka Australii. Gemma jest przerażona, jednak jej porywacz może nie być takim zagrożeniem, jakiego się spodziewa. Jednoczesne próby ucieczki przeplatają się z próbą zrozumienia, dlaczego Tyler porwał właśnie ją, i stawieniu czoła trudom życia na pustkowiu.
Autorka miesza z naszym umysłem tak, jak robi to z umysłem Gemmy. Wiemy, że Tyler jest porywaczem, jest tym złym, może też jest niezbyt zrównoważony psychicznie. Ale dla mnie osobiście nie miało to żadnego znaczenia. Tak jak Gemma przeżywałam mój własny syndrom sztokholmski. Z każdą stroną coraz bardziej rozumiałam Tylera, współczułam mu, żałowałam go. Byłam całkowicie zaślepiona nim. Tyler pokazał Gemmie Australię w taki sposób, że sama czułam ogromną potrzebę, żeby kupić bilet na samolot jeszcze tego samego dnia i polecieć tam i doświadczyć to wszystko na własnej skórze. To miejsce było rajem. I tu kolejny raz ukazuje się to, jak autorka namieszała mi w głowie. To nie był raj! Gemma była tam przetrzymywana wbrew jej woli, a jednak i tak chciałam, żeby została tam na zawsze. Na zawsze!
To, co ogromnie podobało mi się w tej książce to, że Tyler nigdy nie był zagrożeniem dla Gemmy. Tak, porwał ją na jakieś pustkowie w Australii, ale nigdy nie dotknął jej w niewłaściwy sposób. Nie porwał jej dla jej ciała. Porwał ją, bo chciał ją "uratować". Chociaż może tylko tak myślał, że ją ratuje, uważam, że wykonał swoje zadanie i naprawdę ją uratował - ach, ten syndrom sztokholmski.
Gemma jest wszystkim, czego można oczekiwać od głównej bohaterki. Jest uparta, ciągle próbuje uciekać, trzyma się jak najdalej od Tylera, nie ufa mu. Ile to już takich książek było, w których główne bohaterki zakochały się w swoich porywaczach już po jednym dniu. Gemma nie jest taka. Do samego końca była rozważna i używała swojej głowy. I chociaż między głównymi bohaterami rozwija się uczucie, nie wygląda to tak, jak moglibyście się spodziewać.
"Ludzie, na których nam zależy to nie zawsze Ci, na których powinno."
Tyler jest tak wspaniałym człowiekiem. Tak, naprawdę to powiedziałam. Porywacz jest wspaniałym człowiekiem. Nie wiem, chyba jestem zakochana. Zdaję sobie sprawę ze wszystkich jego wad, z jego błędów i z niezrównoważenia psychicznego, ale kompletnie nie zwracam na to uwagi. Porywacz Gemmy kochał naturę całym swoim sercem, kochał Australię - jej czerwony piasek i jej stworzenia. Żył w zgodzie z przyrodą i nie potrafię sobie wyobrazić, jak wytrzymał tyle lat w Londynie, obserwując swoją przyszłą ofiarę. Tyler wydaje się być aspołeczny, ale równocześnie jest bardzo dobry ze słowami. Nigdy nie pomyślałabym, że będę po stronie porywacza.
"A ciężko jest kogoś nienawidzić, kiedy się go rozumie."
Ta historia wzrusza i łamie serce. Lucy Christopher ma przepiękny styl pisania. Może w niektórych momentach poczułam, że opisy są zbyt obszerne, jednak zdarzyło mi się to najwyżej dwa razy. Książka niesamowicie wciąga czytelnika i do samego końca ma się nadzieje na happy end, jednak czy go dostajemy? O tym musicie się przekonać sami.
Niczego tak nie pragnę, jak drugiej części tej książki, ale jednocześnie uważam, że to byłoby ogromne zło. Książka ta skończyła się pod pewnym względem idealnie, a pod drugim okropnie. Mam mętlik w głowie! Jest to zdecydowanie jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku (co z tego, że rok dopiero się zaczął), a ponieważ przeczytałam to jako ebook, to mogę spokojnie stwierdzić, że jest to najlepszy ebook w całym moim życiu. Mocno polecam wszystkim!
moonybookishcorner.blogspot.com
więcej Pokaż mimo toSłyszałam o tej książce już wiele, ale jakoś nigdy nie natknęłam się na nią ani w księgarniach ani w bibliotekach. Jednak pewnego magicznego dnia ta oto książka pojawiła mi się w proponowanych do przeczytania ebookach...No i przepadłam. Czytałam tę książkę cały Boży dzień, nie mogłam się od niej oderwać i skończyłam ją tego samego dnia. Ta...