-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2018-05-14
Myślę, że jest to najważniejsza książka, jaką przeczytałam w całym moim życiu.
Myślę, że jest to najważniejsza książka, jaką przeczytałam w całym moim życiu.
Pokaż mimo to2018-06-17
moonybookishcorner.blogspot.com
To nie jest moja pierwsza książka Stiefvater - i na pewno nie ostatnia. Chociaż "The Raven Cycle" jest dla mnie po prostu fajną i przyjemną serią, to "Wyścig śmierci" jest moją absolutnie ulubioną książką. Kocham styl pisania Stiefvater i jej historie, dlatego żadnym zaskoczeniem jest to, że sięgnęłam po "Przeklętych Świętych" tak szybko, jak było to możliwe. I na całe szczęście nie zawiodłam się, bo teraz Stiefvater awansuje u mnie na jedną z moich ulubionych autorek, a jej najnowsza książka wskakuje na listę moich ukochanych. Ta historia po prostu nie mogła zostać opisana lepiej i nikt nie poradziłby sobie z nią tak jak to zrobiła Stiefvater. Ona nie opisuje po prostu tej opowieści - ona bawi się słowami, tak jak, wtedy gdy Pustynia stała się kochanką, która testuje siłę uczucia swojego wybranka.
"Smutek trochę przypomina mrok. Jedno i drugie zaczyna się tak samo. Maleńka, płytka kałuża niepokoju osadza się na dnie żołądka. Smutek szybko się zagotowuje i silnie wrze, po czym kipi, wypełniając najpierw żołądek, później serce, płuca, ręce, gardło, następnie naciska na bębenki uszne, pęcznieje w czaszce i wreszcie z sykiem uwalnia się przez oczy. Natomiast mrok narasta niczym formacja skalna. Powolny naciek niepokoju utwardza powierzchnię śliskiej grudki bólu. Z czasem mrok narasta przypadkowymi warstwami, powiększając się tak powoli, że nie zauważa się go, aż wypełni każdą szczelinę pod skórą, utrudniając lub wręcz uniemożliwiając ruch.
Mrok nigdy nie kipi. Zawsze zostaje wewnątrz."
Pomimo mojej ogromnej miłości do tej książki, potrafię zrozumieć, dlaczego niektórym ta książka nie przypadnie do gustu. Jest to ten typ powieści, w której nie wiele się dzieje i całkowicie skupia się na swoich bohaterach. Niektórzy uznają to za nudne, jednak dla mnie zawsze najważniejsi w danej książce są jej bohaterowie, a nie fabuła. Jakby tak o tym pomyśleć to dokładnie nic nie wydarzyło się w tej książce. Do Bicho Raro przyjechała dwójka nieznajomych, Beatriz i Pete raz ruszyli w pogoń za koniem imieniem Salto i raz wybuchł pożar - to wszystko.
"Jednak wszyscy mamy w sobie mrok. Rzecz w tym, ile zdołamy pomieścić w sobie światła."
Uwielbiam czytać książki pisane z jednej perspektywy, ponieważ wtedy naprawdę można wczuć się w historię i przeżycia głównych bohaterów. Mimo wszystko bardzo cieszy mnie różnorodność głosów w "Przeklętych świętych" i to skakanie od jednej głowy do drugiej. Tak jak mówiłam - to bohaterowie są tutaj na pierwszych planie, a nie fabuła. I jak można się domyślać, każdy z nich jest po prostu wspaniały. Mamy w tej książce kobietę, na którą ciągle pada deszcz, olbrzyma, który zawsze chciał trochę więcej prywatności, bliźniaczki spętane ze sobą wężem i całą chmarę innych pątników, którzy po prostu nie potrafią poradzić sobie ze swoim mrokiem.
"Niemal zawsze potrafimy wskazać ten setny cios, ale nie zawsze dostrzegamy dziewięćdziesiąt dziewięć innych rzeczy, które zdarzają się, zanim się zmienimy."
Wszystko się zgadza w tej książce - ta historia, bohaterowie, atmosfera dusznego Bicho Raro. To książka, którą musicie przeczytać. Niesie ze sobą niesamowity przekaz, że aby pokonać swoje demony, najpierw trzeba stanąć z nimi twarzą w twarz, ale także, że nie zawsze jesteśmy skazani na samych siebie w walce z mrokiem. "Przeklęci Święci" to ta książka, którą teraz będę polecać każdej możliwej osobie.
moonybookishcorner.blogspot.com
To nie jest moja pierwsza książka Stiefvater - i na pewno nie ostatnia. Chociaż "The Raven Cycle" jest dla mnie po prostu fajną i przyjemną serią, to "Wyścig śmierci" jest moją absolutnie ulubioną książką. Kocham styl pisania Stiefvater i jej historie, dlatego żadnym zaskoczeniem jest to, że sięgnęłam po "Przeklętych Świętych" tak...
2018-06-07
2018-05-03
2018-04-26
2017-09-07
moonybookishcorner.blogspot.com
Lula i Rory, dwójka nastolatków z małego miasta Hawthorne w Karolinie Północnej, są przyjaciółmi od lat. Obydwoje borykają się z trudną sytuacją rodzinną, co zbliża ich do siebie. Mają OBSESJĘ na punkcie Z Archiwum X - cytowanie całych odcinków przychodzi im z niezmierną łatwością. Ich losy przedstawione zostały w dwóch częściach. Pierwsza część z perspektywy Rory'ego opowiada o wszystkich wydarzeniach aż do ucieczki Luli, druga pozwala Luli wytłumaczyć się ze wszystkich swoich działań od czasu ucieczki.
Nie lubię Sci-fi i nigdy nie widziałam ani jednego odcinka Z Archiwum X. Dla fanów wcześniej wspomnianych rzeczy czytanie tej książki mogłoby być niesamowitą gratką. Jeśli chodzi o mnie, nie mogłoby mnie to mniej obchodzić. A jednak mogłabym wiecznie czytać o fascynacji i rozważaniach nad tym serialem Luli i Rory'ego. Wszystko dlatego, że autorka przedstawia to w tak przyjemnym w odbiorze sposobie pisania. Nie jest pretensjonalna. Nie próbuje popisać się wiedzą. Sprawia, że naprawdę potrafiłam utożsamić się z głównymi bohaterami jako fangirl. Mogłam poczuć połączenie z Rory'm, który podczas złych dni ogląda "Rozważną i Romantyczną", a mówiąc o swoim związku, przyznaje, że chciałby romansu niczym z książki Jane Austen. Mogłam się utożsamić z Lulą dzięki jej absolutnej miłości do Aragorna z "Władcy Pierścieni" i dzięki temu, jak woli uciekać do fikcyjnego świata niż zmierzyć się z tym realnym.
"No dobrze, może i lubię uciekać w popkulturę. Wolę kibicować grupie elfów i czarodziejów ratujących Śródziemie przed siłami zła, niż oglądać na przykład Randkę w ciemno albo patrzeć, jak jakaś gospodyni domowa wstrzykuje sobie w usta tłuszcz z własnego tyłka."
Z biegiem historii odkrywamy coraz to głębsze warstwy ich przyjaźni. Jeszcze zanim możemy czytać o tej historii z perspektywy Luli, dowiadujemy się co tak naprawdę szuka w przyjaźni z Rory'm.
" - Sądziłam, że jeśli nawet nie możemy być... to przynajmniej jedziemy na tym samym wózku, Rory.
- To znaczy?
- Że oboje... jesteśmy samotni. - Jej głos był niewiele głośniejszy od szeptu. "
Lula czuła się samotna i właśnie dlatego tak bardzo trzymała się przyjaźni z Rory'm. Nawet jeśli nie mogła go mieć "tak jak chciała", jego przyjaźń była dla niej oparciem w samotności. Wszystko do czasu aż wyszło na jaw, że Rory ma romans ze swoim o wiele starszym szefem Andy'm. Lula ucieka. Rory dopiero tracąc Lulę, uświadamia sobie, jak bardzo jej potrzebuje i jak bardzo był skupiony na sobie.
"Nie mogłem - nie chciałem - uwierzyć, że Lula zniknęła, być może na zawsze. Na zawsze nie wchodziło w rachubę. Na zawsze obmywało mnie jak potężna fala, burząc moją równowagę i poczucie kierunku, pozostawiając mnie w pustce."
Sięgając po tę książkę, spodziewałam się lekkiej opowieści o nastolatkach, którzy nie do końca wiedzą, czego chcą od życia. Dostałam jednak przepiękną powieść podejmującą tak wiele niezmiernie istotnych współcześnie tematów. Przeczytałam tę książkę w jeden dzień. Już od pierwszej strony poczułam, że to jest to. Styl pisania Brothers jest tak lekki i przyjemny, jednak jej historie są tak poważne i przejmujące do głębi. Dawno już nie czułam tak mocnej więzi z głównymi bohaterami.
"Dziwna i Taki jeden" jest piękną powieścią o odkrywaniu własnej tożsamości seksualnej, wzlotach i upadkach przyjaźni, problemach pierwszej miłości, która czasem może okazać się jedynie złudzeniem. Książka podejmuje również temat rodzicielstwa - pokazuje, że założenie rodziny nie jest życiowym celem każdego człowieka. A także, że nie mamy wpływu no to, z kim łączą nas więzy krwi. Z drugiej strony jednak widzimy, że ostatecznie rodzinę można wybrać i że czasem musimy coś utracić, aby zyskać o wiele więcej. Meagan Brothers w swojej książce zmierza się również z problemem alkoholizmu i z jego wyniszczającym wpływem na życie rodzinne. Ogólnie mówiąc, ta książka ma TO wszystko. Jest niesamowicie zróżnicowana i nie chodzi mi tylko o wątek LGBT (za który jestem ogromnie wdzięczna).
Ta książka dała mi wszystko to, czego mogłam oczekiwać od książki LGBTQ+. Okazała się dla mnie wspaniałym zaskoczeniem i nie mogę polecić jej Wam wystarczająco.
moonybookishcorner.blogspot.com
Lula i Rory, dwójka nastolatków z małego miasta Hawthorne w Karolinie Północnej, są przyjaciółmi od lat. Obydwoje borykają się z trudną sytuacją rodzinną, co zbliża ich do siebie. Mają OBSESJĘ na punkcie Z Archiwum X - cytowanie całych odcinków przychodzi im z niezmierną łatwością. Ich losy przedstawione zostały w dwóch częściach....
moonybookishcorner.blogspot.com
Przeczytałam wiele książek w moim życiu. Tych złych i dobrych. Tych, które znam jak własną kieszeń i tych, o których zapomniałam od razu po odłożeniu na półkę. Tych oryginalnych i tych popadających w ten sam schemat, jak mnóstwo innych. "Królowa Tearlingu"...Czytając ją, czułam, jakby to była pierwsza książka w moich rękach.
"Młoda księżniczka musi upomnieć się o tron i stoczyć bój z potężną czarownicą w decydującej rozgrywce między światłością a mrokiem. Kelsea dorastała w ukryciu, z dala od królewskiej twierdzy, i niewiele wie o straszliwej przeszłości Tearlingu. Jej przodkowie odpłynęli z chylącego się ku upadkowi świata, by stworzyć nowy, wolny od technologii. Jednak społeczeństwo podzieliło się na trzy zastraszone narody oddające hołd czwartemu: potężnemu Mortmesne pod rządami okrutnej Szkarłatnej Królowej. W dniu dziewiętnastych urodzin Kelsea wyrusza w niebezpieczną podróż do stolicy, gdzie ma zająć należne jej miejsce na tronie Tearlingu. Jednak zło, jakie odkrywa w sercu królestwa, popycha ją ku śmiałemu czynowi, który otwiera Szkarłatnej Królowej drogę do zemsty. Śmiertelnie niebezpieczni przeciwnicy – od skrytobójców po ludzi posługujących się najmroczniejszą magią krwi – snują plany zamordowania dziewczyny. Kelsea dopiero rozpoczyna walkę o ocalenie królestwa. Pełna zagadek, zdrad i niebezpieczeństw droga do jej przeznaczenia jest próbą ognia, z której wyłoni się legenda... lub która doprowadzi do jej upadku."
*opis ze strony wydawnictwa Galeria Książki
Tej książki nie można podciągnąć do jednej grupy, kategorii. Jest to pierwsza część trylogii - mam za sobą już dwa tomy. Muszę przyznać, że o wiele więcej mam do powiedzenia o "Inwazji na Tearling" niż o "Królowej Tearlingu", dlatego można się dość szybko spodziewać recenzji drugiego tomu. Mimo wszystko, uważam, że ta książka jest niesamowitym początkiem trylogii - już teraz mogę powiedzieć, że jest to jedna z moich ulubionych serii. To była tak cholernie dobra książka. Może akcja nie była szczególnie rozwinięta, ale nie mogłam narzekać na nudę. Autorka skupiła się w pierwszym tomie na przedstawieniu postaci i dobrym wprowadzeniu nas do świata przedstawionego. Nie uważam, żeby fabuła miała jakieś braki, bo po przeczytaniu drugiej części wszystko pięknie ułożyło mi się w głowie. Nawet jeśli dane rozdziały nie wprowadzały nic do fabuły to i tak nie mogłam się oderwać od czytania. Johansen oczarowała mnie swoimi zdolnościami. Kobieta ma naprawdę wielki talent. Jest to piekielnie dobrze napisana książka.
Bohaterowie tej powieści to jej największa zaleta. Każdy z nich ma jakąś historię, którą chcesz poznać w całości ze wszystkimi szczegółami. A ponieważ jest to książka pisana z różnych perspektyw, każdy rozdział jest tak samo ciekawy. Szczególnie spodobały mi się fragmenty z punktu widzenia Szkarłatnej Królowej. Jej umysł wydaje się być tak złożony i mroczny. Jest to kobieta bez serca, a jej czyny są bezlitosne, co czyni jej rozdziały zaskakującymi - czytelnik tylko czeka, co okrutnego zrobi tym razem.
Kelsea, królowa Tearlingu, jest niezwykłą główną bohaterką. Wiem, że całe życie była przygotowywana do bycia królową, ale dla nikogo nie byłoby to łatwe, a ona radzi sobie z tym znakomicie. Chociaż w "Inwazji na Tearling" zbacza odrobinę z moralnej ścieżki, nadal jest godną podziwu królową, o której czytało mi się z ogromną przyjemnością.
Kolejna rzecz, która mi się bardzo podobała - Kelsea jest brzydka jak noc i dobrze o tym wie, a inni nie zamydlają jej oczu, że jest inaczej. Wielki plus! Nawet jeden z moich ulubionych bohaterów tej książki bez problemu porównał ją do mężczyzny i nie bał się skończyć na stryczku.
Kelsea jest młoda, ale bardzo rozważna. Jestem niesamowicie wdzięczna, że w końcu dostajemy kobiecą postać, która ma jaja i nie jest szarą myszką, która myśli tylko o swoim księciu na białym koniu. Jak ja nienawidzę szarych myszek!
Wzmianka o księciu na białym koniu sprowadza mnie do jeszcze jednej zalety tej książki - brak wątku romantycznego. Nigdy nie ukrywałam, że jestem romantyczką i kocham dobry romans w książkach, a nawet nie sięgam po takie książki, które owego wątku nie posiadają. Tutaj jednak wątek romantyczny zniszczyłby wszystko. Tak, w drugiej części pojawiają się pewne "zawiłości" i jak to bywa z młodymi kobietami - ich umysły są pełne myśli o przystojnych mężczyznach, ale tak nie jest w pierwszym tomie trylogii.
"Królowa Tearlingu" zawiera też wiele opowieści moralistycznych, które są opowiadane przez poszczególnych bohaterów i choćby dlatego warto przeczytać tę książkę - żeby je poznać. Szczególnie dobrze zapisała mi się w myślach opowieść o ojcu i synie - mam ochotę ją opowiedzieć każdej napotkanej osobie.
Chyba nie ma takiego aspektu tej książki, który by mi się nie podobał. Rozumiem, że niektórzy mogą narzekać na niezbyt rozwiniętą akcję. Tak, niewiele się dzieje. Ale tak jak mówiłam - bohaterowie! Co było też ogromnym plus tej książki to to, że Kelsea jest otoczona samymi dorosłymi ludźmi. Najbardziej nie lubię w młodzieżówkach tego, że często bohaterowie, którzy mają nawet i tylko 17 lat zajmują miejsca i pozycje, które nie są możliwe do osiągnięcia w tak młodym wieku - nawet w powieściach fantastycznych! W tej książce są sami dorośli ludzie. Straż królewska składa się z samych 40-letnich mężczyzn i nawet służba ma już swoje lata.
Myślę, że właśnie dlatego ciężko określić kategorię tej książki - nie wpasowuje się w nic innego, co czytałam wcześniej i to sprawia, że jest to niezmiernie oryginalna i wyjątkowa powieść. Te znienawidzone przez wszystkich schematy (lub jak Booktube lubi to nazywać "tropes") - nie znajdziecie ich w tej książce. Ani jednego, przysięgam.
Podsumowując, zakochałam się w tej historii. "Królowa Tearlingu" jest genialnym wprowadzeniem do trylogii. A jeśli moja recenzja pierwszej części nadal nie przekonała Was do sięgnięcia po tę serię, poczekajcie na recenzję "Inwazji na Tearling" - nie wspomniałam tutaj o wielu zaletach tej historii, które ujawniają się dopiero w drugiej części, a sprawiły one, że jest to teraz jedna z moich ulubionych książek i gdybym tylko mogła, dałabym jej 100/10.
moonybookishcorner.blogspot.com
Przeczytałam wiele książek w moim życiu. Tych złych i dobrych. Tych, które znam jak własną kieszeń i tych, o których zapomniałam od razu po odłożeniu na półkę. Tych oryginalnych i tych popadających w ten sam schemat, jak mnóstwo innych. "Królowa Tearlingu"...Czytając ją, czułam, jakby to była pierwsza książka w moich rękach.
"Młoda...
moonybookishcorner.blogspot.com
Słyszałam o tej książce już wiele, ale jakoś nigdy nie natknęłam się na nią ani w księgarniach ani w bibliotekach. Jednak pewnego magicznego dnia ta oto książka pojawiła mi się w proponowanych do przeczytania ebookach...No i przepadłam. Czytałam tę książkę cały Boży dzień, nie mogłam się od niej oderwać i skończyłam ją tego samego dnia. Ta historia całkowicie mną zawładnęła. "Uprowadzona" Lucy Christopher nie jest zwykłą książką. Nie jest to tylko ogromnie ciekawa historia z genialnie zarysowanymi postaciami i krajobrazem. Ta książka miesza w głowie. Człowiek nagle łapie się na wierzeniu w większe dobro i mniejsze zło - a przez całe życie wyrzekałam się, że takie coś jak "większe dobro" istnieje. Christopher w swojej powieści ukazuje nam całkowicie inny obraz porwania - piękny i gorszący jednocześnie.
"Zobaczyłeś mnie, zanim ja zauważyłam ciebie."
Główna bohaterka, Gemma, zostaje porwana z lotniska w Bangkoku - przystojny mężczyzna zagaduje ją, stawia kawę, odurza narkotykami i porywa do samego środka Australii. Gemma jest przerażona, jednak jej porywacz może nie być takim zagrożeniem, jakiego się spodziewa. Jednoczesne próby ucieczki przeplatają się z próbą zrozumienia, dlaczego Tyler porwał właśnie ją, i stawieniu czoła trudom życia na pustkowiu.
Autorka miesza z naszym umysłem tak, jak robi to z umysłem Gemmy. Wiemy, że Tyler jest porywaczem, jest tym złym, może też jest niezbyt zrównoważony psychicznie. Ale dla mnie osobiście nie miało to żadnego znaczenia. Tak jak Gemma przeżywałam mój własny syndrom sztokholmski. Z każdą stroną coraz bardziej rozumiałam Tylera, współczułam mu, żałowałam go. Byłam całkowicie zaślepiona nim. Tyler pokazał Gemmie Australię w taki sposób, że sama czułam ogromną potrzebę, żeby kupić bilet na samolot jeszcze tego samego dnia i polecieć tam i doświadczyć to wszystko na własnej skórze. To miejsce było rajem. I tu kolejny raz ukazuje się to, jak autorka namieszała mi w głowie. To nie był raj! Gemma była tam przetrzymywana wbrew jej woli, a jednak i tak chciałam, żeby została tam na zawsze. Na zawsze!
To, co ogromnie podobało mi się w tej książce to, że Tyler nigdy nie był zagrożeniem dla Gemmy. Tak, porwał ją na jakieś pustkowie w Australii, ale nigdy nie dotknął jej w niewłaściwy sposób. Nie porwał jej dla jej ciała. Porwał ją, bo chciał ją "uratować". Chociaż może tylko tak myślał, że ją ratuje, uważam, że wykonał swoje zadanie i naprawdę ją uratował - ach, ten syndrom sztokholmski.
Gemma jest wszystkim, czego można oczekiwać od głównej bohaterki. Jest uparta, ciągle próbuje uciekać, trzyma się jak najdalej od Tylera, nie ufa mu. Ile to już takich książek było, w których główne bohaterki zakochały się w swoich porywaczach już po jednym dniu. Gemma nie jest taka. Do samego końca była rozważna i używała swojej głowy. I chociaż między głównymi bohaterami rozwija się uczucie, nie wygląda to tak, jak moglibyście się spodziewać.
"Ludzie, na których nam zależy to nie zawsze Ci, na których powinno."
Tyler jest tak wspaniałym człowiekiem. Tak, naprawdę to powiedziałam. Porywacz jest wspaniałym człowiekiem. Nie wiem, chyba jestem zakochana. Zdaję sobie sprawę ze wszystkich jego wad, z jego błędów i z niezrównoważenia psychicznego, ale kompletnie nie zwracam na to uwagi. Porywacz Gemmy kochał naturę całym swoim sercem, kochał Australię - jej czerwony piasek i jej stworzenia. Żył w zgodzie z przyrodą i nie potrafię sobie wyobrazić, jak wytrzymał tyle lat w Londynie, obserwując swoją przyszłą ofiarę. Tyler wydaje się być aspołeczny, ale równocześnie jest bardzo dobry ze słowami. Nigdy nie pomyślałabym, że będę po stronie porywacza.
"A ciężko jest kogoś nienawidzić, kiedy się go rozumie."
Ta historia wzrusza i łamie serce. Lucy Christopher ma przepiękny styl pisania. Może w niektórych momentach poczułam, że opisy są zbyt obszerne, jednak zdarzyło mi się to najwyżej dwa razy. Książka niesamowicie wciąga czytelnika i do samego końca ma się nadzieje na happy end, jednak czy go dostajemy? O tym musicie się przekonać sami.
Niczego tak nie pragnę, jak drugiej części tej książki, ale jednocześnie uważam, że to byłoby ogromne zło. Książka ta skończyła się pod pewnym względem idealnie, a pod drugim okropnie. Mam mętlik w głowie! Jest to zdecydowanie jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku (co z tego, że rok dopiero się zaczął), a ponieważ przeczytałam to jako ebook, to mogę spokojnie stwierdzić, że jest to najlepszy ebook w całym moim życiu. Mocno polecam wszystkim!
moonybookishcorner.blogspot.com
więcej Pokaż mimo toSłyszałam o tej książce już wiele, ale jakoś nigdy nie natknęłam się na nią ani w księgarniach ani w bibliotekach. Jednak pewnego magicznego dnia ta oto książka pojawiła mi się w proponowanych do przeczytania ebookach...No i przepadłam. Czytałam tę książkę cały Boży dzień, nie mogłam się od niej oderwać i skończyłam ją tego samego dnia. Ta...