-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel22
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel3
Biblioteczka
2019-08-27
2015-12-20
Stopniując. Nie zagadka. Takoż tajemnica. Nie zawiłość.
Tedy co ? Misterium.
Ono jest winne. Winne coraz szybszemu przerzucaniu kartek. Winne kwerendzie tyczącej kota, wśród dziesięciu zatrwożonych myszek.
Wszystko jak na dłoni, a błądzimy. Kto drapieżnikiem jest, a kto ofiarą. Łatwe dictum ? Akurat ! Kości zostały rzucone i nie jest to bynajmniej pusty frazes. Dobry pisarz nie prowadzi swych bohaterów, on za nimi podąża. Nie tworzy wydarzeń, a obserwuje ich przebieg. Albowiem wszystkie stworki składają się z sumy swych doświadczeń. I ta suma właśnie, wyjdzie myszkom bokiem. A kot ? Kocisko będzie głodne. Głodne jak nigdy.
Nie robię wrzawy wokół murzynków alias żołnierzyków.
Dla mnie mogłoby być dziesięciu murzynków w mundurkach.
Liczy się kunszt pisarki. To jest istotne.
W życiu piękne są tylko chwile.
Właśnie jedna z nich minęła :)
Stopniując. Nie zagadka. Takoż tajemnica. Nie zawiłość.
Tedy co ? Misterium.
Ono jest winne. Winne coraz szybszemu przerzucaniu kartek. Winne kwerendzie tyczącej kota, wśród dziesięciu zatrwożonych myszek.
Wszystko jak na dłoni, a błądzimy. Kto drapieżnikiem jest, a kto ofiarą. Łatwe dictum ? Akurat ! Kości zostały rzucone i nie jest to bynajmniej pusty frazes. Dobry...
2018-08-02
A więc drach. Afgański Drach.
O tyle podobny do polskiego, o ile tragiczną historią obu narodów, pół świata można obdzielić.
O tyle analogiczny, o ile krotność ciemiężców przez wieki policzyć.
O tyle równoległy, o ile wojny cierpienia potęgują.
I siostrzany o tyle , o ile kolory życia podobne być mogą.
Drach - wolności synonim.
Latawiec - niezależności wariacja.
By zdołał się wzbić, potrzeba mu niewiele.
Wystarczy serca poryw i wiara. Wiara w ludzi.
Dobrej myśli podmuch, zaufania bryza, przyjaźni zefirek.
W powietrzu tak łatwo już nie będzie. Leciutko napięte płótno, gdy muśnie je wiatr, zadrży nagle, jak tylko silniejszy powiew poczuje. Lecz nadal ufne będzie, gdyż oddanie sterującym nim ludziom silniejsze. I to go zgubi w końcu, bo cechy, które go wyróżniają, solą są w oku.
Cyklonu, który nadciąga.
Sztormu, który wywróci Jego świat do góry nogami.
Huraganu, który wwierci mu w serce cierń. I tam pozostanie.
Rana tkwić będzie także w moim sercu.
I niech tak zostanie.
Ponieważ w błogiej nieświadomości trwanie, po stokroć gorsze jest od prawdy.
Dla Was -- tysiąc razy.
Afirmuję.
A więc drach. Afgański Drach.
O tyle podobny do polskiego, o ile tragiczną historią obu narodów, pół świata można obdzielić.
O tyle analogiczny, o ile krotność ciemiężców przez wieki policzyć.
O tyle równoległy, o ile wojny cierpienia potęgują.
I siostrzany o tyle , o ile kolory życia podobne być mogą.
Drach - wolności synonim.
Latawiec - niezależności wariacja.
By...
2019-02-07
Przeczytawszy dziesięć stron, czarno w przyszłość spojrzałem, dręczony obawą, że kolejna zima przy lekturze mnie zastanie.
Nic bardziej mylnego.
Nawet, powiem Wam , że nawet, przez dni kilka zapomniałem o Dyrektorze Ojcu, Donaldzie Kaczorze i panu Misiewiczu. Sorry, tylko M. Bo przy tej książce zapomnicie oddychać prawie :).
Wiecie co to walec. Wiecie, że to takie wielkie coś, co toczy się pomalutku ale nieubłaganie. I zgniata i miażdży i rujnuje. Zgniata morale, miażdży próżność naszą i ego rujnuje. To tego typu walec właśnie. I tak strona za stroną gwiazd przybywało....Och Brazos , Brazos, gnałeś mnie przez całe Stany, a doprowadziłeś mnie do ściany ! To jedna z tych książek, które są lepsze z każdym akapitem, każdym zdaniem , słowem każdym.... Doszło nawet do tego, że neta odpaliłem, autora poszukałem i w oczy mu spojrzałem. Niezmiernie ciekaw, co też w nich dostrzegę. I mądrość wychwyciłem i rozsądek ujrzałem i dalekowzroczność odnotowałem. Bo gość subtelnie pisać potrafi o czarnych jaźni stronach, dyskretnie intymne poruszać sprawy, finezyjnie do spraw seksu podejść i ulotnie o miłości opowiedzieć. A także o przyjaźni ogromnej, oddaniu i poświęceniu. I to nie w wielkiej epopei, nie w cymelium psychologicznym, nie w ponadczasowym dziele.
Ale w westernie.
W najprostszej z prostych, zdać by się mogło formie przekazu.
Zbudowany siłą opisanych postaci oznajmiam :
Brazos uczy. Brazos radzi. Brazos nigdy Cię nie zdradzi :)
Przeczytawszy dziesięć stron, czarno w przyszłość spojrzałem, dręczony obawą, że kolejna zima przy lekturze mnie zastanie.
Nic bardziej mylnego.
Nawet, powiem Wam , że nawet, przez dni kilka zapomniałem o Dyrektorze Ojcu, Donaldzie Kaczorze i panu Misiewiczu. Sorry, tylko M. Bo przy tej książce zapomnicie oddychać prawie :).
Wiecie co to walec. Wiecie, że to takie wielkie...
2018-11-20
Brak słów. Chce się coś napisać ale nie wiadomo jak zacząć. Macie czasami podobnie? Tak, książka jest rewelacyjna. I to pod wieloma względami. Może dlatego nie wiem jak zacząć? Podejrzewam,że gdybym był katalończykiem, byłoby mi łatwiej. A tak, różnorodność treści historycznych i kulturowych,tak innych od naszych korzeni zrobiła swoje. Czytając miałem sto myśli na minutę. No i to suche,jakby dziennikarskie przekazywanie treści. Fantastyczne. Realia tamtej epoki zamknięte w pigułce. Zaręczam jednak ,że nie jest to pigułka lekkostrawna i daje popalić szarym komórkom. Delektujcie się więc...
Brak słów. Chce się coś napisać ale nie wiadomo jak zacząć. Macie czasami podobnie? Tak, książka jest rewelacyjna. I to pod wieloma względami. Może dlatego nie wiem jak zacząć? Podejrzewam,że gdybym był katalończykiem, byłoby mi łatwiej. A tak, różnorodność treści historycznych i kulturowych,tak innych od naszych korzeni zrobiła swoje. Czytając miałem sto myśli na minutę....
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-06
Piątek, piąteczek, piątunio.
Książka, książeczka, książczunia :)
Délicieux, delicious, delikates.
Central Intelligence Agency, Mossadzik,(MI6) EM AJ SEKS :)
Ptasie wywiadu mleczko, szpiegowania łakoć, tudzież kawior agentury, sprawiły, że dzień czytania przestał być ponury.
No to żem się się rozpisał i marzenia rozkołysał.
Jakbym czas miał....to normalnie na balkonie cały dzień, siedziałbym jak samego siebie cień. Obserwowałbym, analizował, kto z kim wychodzi, a kto się całował. Dybałbym na osobników podejrzanych, w niecne knowania pod Żabką zamieszanych. I wywiedziałbym się na bieżąco, co w trawie piszczy, deprawująco.
Ach, mrzonki...Gdzie mi tam do asów wywiadu. Już bardziej na zydelku siadu. Bo bolą korzonki:)
A w książce żar. Tajnych tajniaków czar. Idywiduów złych koszmàr. Walki dobra ze złem wywàr. O Bożym Świecie zapomnicie, Morell wynagrodzi Was sowicie i polecicie jak Stoch na igelicie. Stracicie czucie i uważajcie, by nazajutrz do pracy, nie pójść w jednym bucie. Na miejscu są wszystkie ochy i achy, bo wyrafinowane te szachy. I nie jakieś stukostrachy, tylko Appalachy. Smaku i finezji, w niewidzialnym świecie, od którego się nie oderwiecie. A znajomym powiecie, żeby w całym powiecie, czytano tę książkę w duecie.
Zarzucicie spanie, zarzucicie seks. Taka to morowa opowiastka jest :)
Piątek, piąteczek, piątunio.
Książka, książeczka, książczunia :)
Délicieux, delicious, delikates.
Central Intelligence Agency, Mossadzik,(MI6) EM AJ SEKS :)
Ptasie wywiadu mleczko, szpiegowania łakoć, tudzież kawior agentury, sprawiły, że dzień czytania przestał być ponury.
No to żem się się rozpisał i marzenia rozkołysał.
Jakbym czas miał....to normalnie na balkonie cały...
2016-08-07
Absolutnie tak wypada jawić się na cmentarzu.
Rzewnie, nostalgicznie i z cieniem wiatru tylko.
Nutką, którą rejestruję pośród mogił, gdy zamieniam się w słuch. Gdy przestawiam wajchę na wzrok, wyodrębniam szlak, jakim tu zawędrowałem. Gościniec to szeroki. Choć nie brak w nim stromizm i serpentyn. Arteria cierpi na długich prostych deficyt. Wręcz głód . Na stycznych można się rozpędzić. Tu nie ma takiej technologii. Hamulcowym szybkości są pyszna wymowa i urzekająca forma. Co parę zakrętów biorę się za boki, skądinąd w nekropolii niestosowne. Lecz jak to powstrzymać , gdy żebrak na mych oczach, modeluje się na krasomówcę złotoustego. Profiluje na oratora elokwentnego. Fasonuje na showmana narracyjnego ? Zważać też muszę na rozwidlenia nieprzejezdne. Zablokowane. By z trawersu nie zboczyć. W tym celu sygnatury lustruję . Są nimi karby i wyżłobienia wyciosane na korze genealogicznego drzewa. Kryjące hipotezy i tezy, prawdę objawioną i miłość nieskalaną. Jest mi o tyle ciężko, że taszczę swe bambetle. Tłumoczki rutyny. Mą kompetencję w tych zakresach. Ale pocieszam się. Bo stronice te, przeznaczone dla nas, są tak naprawdę o nas. O tych, łaknących słowa pisanego jak źdźbło rosy. O spotykających literaturę w słońca promieniach i burzy grozie. O hurmie z LC i samotników w kątach bibliotek zaszytych. Chłonących tę magię nieprzebraną. Magię czytania.
Piękno w byt przemieniających.
Absolutnie tak wypada jawić się na cmentarzu.
Rzewnie, nostalgicznie i z cieniem wiatru tylko.
Nutką, którą rejestruję pośród mogił, gdy zamieniam się w słuch. Gdy przestawiam wajchę na wzrok, wyodrębniam szlak, jakim tu zawędrowałem. Gościniec to szeroki. Choć nie brak w nim stromizm i serpentyn. Arteria cierpi na długich prostych deficyt. Wręcz głód . Na stycznych można...
2017-04-23
Sługa Boży, w konfesjonale na chleb pracujący, ani chybi, co rusz, od swych słyszy owieczek -- ZAZDROSZCZĘ.
Moja skromna osoba również Wam, ten grzech wyznaje. Z tym, że ja zazdroszczę okrutnie.
Ma zawiść na Zafonie się skupia. I wokół Jego prozy wiruje. Po drugiej części, mianuję siebie na maniakalnego wielbiciela, zarówno z obrządku, jak i orientacji. Przyczyn takiej postawy jest bez liku. Wyczuwalny zapach książek. Autentyczna woń drukarskiej farby i szelest kartek wertowanych. Obfita doza na wyobraźnię leku i obezwładniający humor. Literacki bon vivant. Deszyfracja ezoteryczna, prawie jak rytuał. Jeżące się na rękach włoski. W końcu alfa i omega gustu mego. Sami widzicie, że to cielęcy zachwyt prawie. I jak tu do spowiedzi nie iść ? A jakby jeszcze mało było, to wszystko dzieje się bez zadęcia i bez pompy. Spod jego pióra nic się nie wyrywa. A słowa z motorycznej siły wypływają. I nie są grubo ciosane. Znam autorów, którzy piszą, zamiast ,,pluć i łapać". A w tym drugim święciliby sukcesy.
Zafon pisze zmysłami. Jak magiczna symfonia metafor. Jak mentalne harakiri. Jak spirytystyczny seans. To remedium, na moje wewnętrzne ja. Nic, tylko cmokać.
Te właśnie ekwilibrystyczne zdolności, są powodem animozji mych.
I to unikalne paranie się piórem.
Plus króliczka gonienie, zamiast jego złapanie.
Cherubinkowa finezja.
Ciekawe, czy małe zafoniątka, pójdą w ojca ślady ?
Więcej grzechów nie pamiętam.
Sługa Boży, w konfesjonale na chleb pracujący, ani chybi, co rusz, od swych słyszy owieczek -- ZAZDROSZCZĘ.
Moja skromna osoba również Wam, ten grzech wyznaje. Z tym, że ja zazdroszczę okrutnie.
Ma zawiść na Zafonie się skupia. I wokół Jego prozy wiruje. Po drugiej części, mianuję siebie na maniakalnego wielbiciela, zarówno z obrządku, jak i orientacji. Przyczyn takiej...
2018-02-09
Przyjąłem onegdaj zasadę, że niektóre pozycje mają mnie zaskakiwać. Źle czy dobrze – obojętnie. Mam o nich wiedzieć tylko tyle, że się ukazały. Nawet opinie Szanownych Czytelników, pozwalam sobie czytać dopiero po lekturze.
Ta do nich należy.
Jeżeli czytam ze ściśniętym gardłem
Jeżeli bezwiednie zaciskam dłonie
Jeżeli mój wzrok śmiga po literach, aż miło
By za moment się zatrzymać, wrócić, zatrzymać, wrócić
Jeżeli uderza mnie realizm i namacalność
A włoski na rękach przybierają wygląd lasu antenek
To książka dla mnie
Bo ona żyje
Bo opowiada o nas. O ludziach. Ich relacjach z innymi i sobą samym. O doczesności zdeterminowanej przypadkiem. O okropieństwach wojny i jej konsekwencjach. O tym, jak ważni jesteśmy dla tych, którzy nas kochają. O tym, że nie żyjemy na niby. I za wybory trzeba płacić. Bo szczęście za darmo nie istnieje. I jeszcze o tym, że mimo czającego się wokół zła, ZAWSZE dobry elf lub inna rusałka pomocną wyciągną dłoń. O stawianiu czoła przemijaniu. Stawianiu czoła monotonii. I w końcu o tym, że w walce z tytułową rdzą, nie stoimy na przegranej pozycji. Bo nie jesteśmy sami.
Tego nie napisał Jakub Małecki.
Zrobił to Jakub Olbrzymi. Jakub Nie Lada.
Jakub Wybitny.
Piękna skonsolidowana forma, którą uwielbiam.
Minimum chemii, maximum smaku.
Przyjąłem onegdaj zasadę, że niektóre pozycje mają mnie zaskakiwać. Źle czy dobrze – obojętnie. Mam o nich wiedzieć tylko tyle, że się ukazały. Nawet opinie Szanownych Czytelników, pozwalam sobie czytać dopiero po lekturze.
Ta do nich należy.
Jeżeli czytam ze ściśniętym gardłem
Jeżeli bezwiednie zaciskam dłonie
Jeżeli mój wzrok śmiga po literach, aż miło
By za moment się...
2017-03-31
Psyche spenetrowana.
Dojmujące pandemonium z opętaniem.
Za sprawą miotającej się duszy, żebra od wewnątrz poobijane. Mało tego. Serce i dusza nie mieszczą się wspólnie pod dachem jednym. Doczesna powłoka zbyt ciasna jest. Co więcej, kosy na sztorc stawiają. Duch dysponuje odkupienia grzechów orężem. Serce pięć rozkochanych pułków stawia. Do tego wojska zaciężne z chuci toporami. I kawaleria z odsieczą starca mistycznego. W centrum tej zawieruchy, w oku cyklonu, niewiasta, na miły Bóg, przebywa. Ona to, od inauguracji Ewy, to miejsce bezwietrzne piastuje. A wokół niej tajfun. Namiętności tornado. Rozżarzone zmysły i posiadania ferwor. Czołgi, armaty i biała broń. Wszystko, by posiąść. Dulcyneę, płeć nadobną. Gołębicę. Pytanie, czy warto ? Na szali więzy krwi postawić ? Ognisko domowe benzyną polewać ? Rękę na absolut podnosić ? Brat przyjaciel, brat wróg. Kochanie prawdziwe, kochanie nieprawdziwe. Jest jeszcze jeden pałasz. Sami ludzie uczynili z niego Boga. To wszechobecny, wszechobejmujący, wszechogarniający, Pan Kapusta. Bóg nad Bogi. Pan Świata i Pan Przestworzy.
Bo wiecie, rozumiecie, można być dobrym człowiekiem ale źle żyć.
Sami oceńcie, czy Grunwald to, czy Waterloo.
Wszyscy jesteśmy braćmi (Karamazow).
I naturalnie, siostrami.
Psyche spenetrowana.
Dojmujące pandemonium z opętaniem.
Za sprawą miotającej się duszy, żebra od wewnątrz poobijane. Mało tego. Serce i dusza nie mieszczą się wspólnie pod dachem jednym. Doczesna powłoka zbyt ciasna jest. Co więcej, kosy na sztorc stawiają. Duch dysponuje odkupienia grzechów orężem. Serce pięć rozkochanych pułków stawia. Do tego wojska zaciężne z chuci...
2016-01-30
Skończyłem.
I mam ochotę zacząć. Od nowa.
Jeszcze raz, tym razem na spokojnie, bogatszy o przeżyte impresje.
Dobra. Bardzo dobra. Rewelacyjna. Wybitna. Arcydzieło. Zbrodnia I Kara.
To odpowiednia gradacja.
Bałem się. Bałem się Dostojewskiego. Pierwszy krok zrobiłem z duszą na ramieniu. Stawiając kolejne stwierdziłem w osłupieniu, że wraca na swoje miejsce. Koło serca chyba. Bo wyzwolenie jest możliwe. Bo w najgorszej walce, walce z samym sobą, można zatriumfować. Bo kara może oznaczać odrodzenie. Kara zresztą, zaczęła się na długo przed zbrodnią. I nie była jednowymiarowa. Fiodor mógł spokojnie żonglować tytułem i nazwać swą kompozycję Kara I Zbrodnia. I by nie chybił. Prywatnie zmieniał poglądy. Ewoluował. Popełniał błędy. Ale w tej książce jest eminentny. Dostojny pan Dostojewski. Jego artyzm bije z każdej kolejnej strony, a przebogata konfiguracja wątków zmusza do przerw, celem przyswojenia kwintesencji. Dlatego wrócę :)
Wszak wiele jest dróg, które człowiek wybrać może. Reguły życia nie są dewizą raz na zawsze daną. A refleksje mogą mieć rozrzut ogromny. Człowiecza zmysłowość odmieniona przez wszystkie przypadki, odurza.
Coś czuję, że jutrzejszy ranek będzie inny. Kompletniejszy.
Skończyłem.
I mam ochotę zacząć. Od nowa.
Jeszcze raz, tym razem na spokojnie, bogatszy o przeżyte impresje.
Dobra. Bardzo dobra. Rewelacyjna. Wybitna. Arcydzieło. Zbrodnia I Kara.
To odpowiednia gradacja.
Bałem się. Bałem się Dostojewskiego. Pierwszy krok zrobiłem z duszą na ramieniu. Stawiając kolejne stwierdziłem w osłupieniu, że wraca na swoje miejsce. Koło serca...
2017-10-08
Chcę czytać takie książki przez osiem dni w tygodniu i trzynaście miesięcy w roku. Król Ludwik Słońce XIV rzucił kiedyś ,,o małom nie czekał,,. Ja rzucę – o małom nie zwlekał. Nieomal zaniechał...Ale od czego LC jest i grono znajomych z gustowną orientacją detektywistyczną. Ano od sugerowania, podpowiadania, awizowania. Tej i podobnych jej pozycji. Zdarza mi się czytać kryminały z przymrużonymi oczyma. Bywa mi je zamykać, patrzeć przez palce, pobłażać. Nic z tych rzeczy miejsca nie miało. Oczy szeroko otwarte sprawiły, żem pogruchotany jest. A rozdzierająca fabuła przysłoniła styl, esprit i suspens. Autor zna swój fach i doszukiwanie się Jego potknięć byłoby nie na miejscu. Byłoby jak wysłanie kornika na korepetycje z dziur robienia.
Zbyt głęboko mnie drasnąłeś Johnie Hart, bym napisał TAK. Tak mi rób. To nie ten rodzaj płasko kryminalnych zadr.
To zadry rysujące karoserię. Zatykające tłumik.
I sypiące piasek do baku.
Chcę czytać takie książki przez osiem dni w tygodniu i trzynaście miesięcy w roku. Król Ludwik Słońce XIV rzucił kiedyś ,,o małom nie czekał,,. Ja rzucę – o małom nie zwlekał. Nieomal zaniechał...Ale od czego LC jest i grono znajomych z gustowną orientacją detektywistyczną. Ano od sugerowania, podpowiadania, awizowania. Tej i podobnych jej pozycji. Zdarza mi się czytać...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-07-20
Nie powiem kogo, ale zapytałem.
- Czytałaś może ,, Na wschód od Edenu ,, ?
Odpowiedź brzmiała - Oczywiście. To ta, co ją zeżarł krokodyl !
Stanęło mi serce. Czas się zatrzymał.
W ciszy słychać było tylko, pomału przeskakujące zapadki. W Jej pamięci. I mucha brzęczała jak Boeing 777. Do autorefleksji jednak nie doszło, bo skromnie spuściłem powieki, mówiąc - To nie TEN Eden, pszczółko.
- A jaki to Eden jest ?
- TEN Eden ruguje z Twego jestestwa wszystkie zebrane dotychczas prawdy objawione. I odsłania je na nowo. Jeżeli nie wykażesz się męstwem, zadławi Cię jak suchoty. Wejdziesz do drugiego człowieka. Wejdziesz do wielu ludzi. Będziesz ich głową, oczami i małym palcem u nogi. Ciekawe, w kim się rozgościsz ? Pobudzi Cię niewidzialna ostroga. Inaczej marzenia swe, wyrażać zaczniesz. Staniesz się mieszaniną namiętności i taktu. Zostaniesz czeladnikiem czarta i aplikantem anioła. Ogorzejesz od słońca, podczas gdy lód będzie lizać Twoje stopy. Doczekasz, ukarania za grzechy innych i na wszelki wypadek pokutę odmówisz. Nauczysz się, jak nie powodować sobą wibracji, tak by nawet cień Księżyca Cię nie dostrzegł. Rąbek po rąbku będziesz zrywać obiecane tajemnice. A żarzące płomyki podejrzeń, wypalą się do ogarka. Możesz się wić, i tak odciśnie na Tobie piętno. Po czym przebije żądłem. Ale też, jeśli pozwolisz, wyssie jad. Siostrą Ci będzie ułuda , a bratem lęk.
To Eden, który ciśnie Tobą o ścianę, by niebawem przytulić.
I niemożliwe, żebym płakał, czytając o trzech facetach, którzy siedzą przy stole i gadają.
A ja płaczę.
Usiądziesz także. Ot tak, zwyczajnie. I iskrzącymi oczyma będziesz patrzeć w niebo.
Będzie to nawet ciut zabawne.
- Do czego Ci ten kontakt ? - zapytała podejrzliwie.
- To taki specjalny włącznik gwiazd.
Zaświecę je nad całą Kalifornią - usłyszałem własny głos.
Nie powiem kogo, ale zapytałem.
- Czytałaś może ,, Na wschód od Edenu ,, ?
Odpowiedź brzmiała - Oczywiście. To ta, co ją zeżarł krokodyl !
Stanęło mi serce. Czas się zatrzymał.
W ciszy słychać było tylko, pomału przeskakujące zapadki. W Jej pamięci. I mucha brzęczała jak Boeing 777. Do autorefleksji jednak nie doszło, bo skromnie spuściłem powieki, mówiąc - To nie TEN...
2017-07-12
Krzywdę zrobili.
Damon z Limanem. Matt z Dougiem.
Zabrali się za coś, co ich przerosło. Zdecydowanie.
Zabrali NIEPOWTARZALNOŚĆ.
A panowie Tony GirroyW. i Blake Herron, scenarzyści, do Częstochowy na kolanach udać się powinni. I w niebiesiech Ludluma o absolucję zaklinać. Pomiędzy anioły szukając, te krnąbrne bardziej kwerendując :) Po opiniach widzę, że sporo z Was się zasugerowało, stymulowanym było, zainspirowanym ostało, filmu kanwą. Filmu założeniem. Filmu zarysem.
Błąd kochani. Kardynalny , pryncypialny, fundamentalny błąd. Film od książki dzieli czarna dziura. Dzielą lata świetlne i wynik na stówę Bolta z gepardem. Dzieli Kanion Wielki i Rów Mariański. Dzielą miesięcznice, Balcerowicz i Dyrektor Ojciec. Chyba o niczym nie zapomniałem ? No, malutki błąd się wkradł. Przekonanie,że białe jest białe a czarne jest czarne.
Książka jest biała, czarny film. Książka to majstersztyk, film grafomanią zalatuje. Ludlum najlepsze geny swe przekazał, obraz antykoncepcję zażył. Józek ! Nie daruję Ci tej nocy !
Wieki temu pisałem - Gęsia skórka pojawiła się przy pierwszych zdaniach i tak już zostało. Mistrzostwo świata! Obowiązkowa pozycja miłośnika gatunku. Bez niej nie ma punktów odniesienia do setek podobnych pozycji.
Nie puszczam i obstaję.
Krzywdę zrobili.
Damon z Limanem. Matt z Dougiem.
Zabrali się za coś, co ich przerosło. Zdecydowanie.
Zabrali NIEPOWTARZALNOŚĆ.
A panowie Tony GirroyW. i Blake Herron, scenarzyści, do Częstochowy na kolanach udać się powinni. I w niebiesiech Ludluma o absolucję zaklinać. Pomiędzy anioły szukając, te krnąbrne bardziej kwerendując :) Po opiniach widzę, że sporo z Was się...
2017-05-11
Sumarycznie i esencjonalnie afirmuję myśl pana Hugo od ,,A,, do ,,Y,,.
Zet pozostawiam panu Disneyowi. I tylko jemu.
I tak jak knedle nie są, niestety, czeskie, i tak jak ,, Whiskey In The Jar,, nie napisała Metallica, tak Hugo nie rozprzestrzenił swego dzieła w stanie nienaruszonym. Naruszył Disney i chwała mu za to. Chwała również Thin Lizzy za utwór i Niemcom za Knödl .
Nawiasem mówiąc, lube Panie, czy Wy naprawdę musicie być tak piękne ? Cudowne tak, że literatura ległaby w gruzach, gdyby Was zabrakło ? Toć największe dzieła Świata tego, całują rąbki sukien Waszych. Wielbią Was ci, co z rodu szpetnego się wywodzą. A na ich widok konie parskają :) Nie inaczej jest w przypadku tym.
ΑΝАΓΚΗ -- tyle wystarczy, by powieść napisać. Wenę poczuć i generator włączyć. Sprężynę naciągnąć i podnietę znaleźć. Pasję wytropić i zew krwi zwęszyć. Aha. Trzeba się jeszcze nazywać Hugo. By ze zwrotu – przeznaczenie – uczynić jedną z emocjonalnych studni. Z której wodę nasze babcie piły, my pijemy i wnuki będą pić. Dzieło to wielkie, bo inklinacja i chuć, niewiele nas od zwierząt różni. Oczywiście na zwierząt korzyść. A pożądanie niczym sushi na stole z nierdzewki leży. Nie każdy podły, głowę popiołem posypać potrafi. I kalectwo ducha cechy poetyckie mieć może. Język Moliera to maniera przednia.
Tylko mnogość macho niezmienną jest. Do tej wymarzonej.
I na koniec.
Nie wszyscy brzydale serca szpetne mają.
Sumarycznie i esencjonalnie afirmuję myśl pana Hugo od ,,A,, do ,,Y,,.
Zet pozostawiam panu Disneyowi. I tylko jemu.
I tak jak knedle nie są, niestety, czeskie, i tak jak ,, Whiskey In The Jar,, nie napisała Metallica, tak Hugo nie rozprzestrzenił swego dzieła w stanie nienaruszonym. Naruszył Disney i chwała mu za to. Chwała również Thin Lizzy za utwór i Niemcom za Knödl ....
2017-03-21
Mapa. Europy mapa.
Toczący się po niej kiścień, masłakiem zwany.
Kula z kolcami, nie oszczędzająca nikogo.
Człowieka, państwa, kompozycji globalnej.
Prawda paląca o katach i ofiarach. Winnych i niewinnych. Zdrajcach i nieugiętych. Turlające się libretto, wróć, niczym rak esencja żrąca. To pretekst.
Twardocha pretekst, by operację uskutecznić. Na żywym Polski ciele. Żywym dlatego, że było ,,kiedyś,,. Bez ,,kiedyś,, nie byłoby ego. Nie byłoby jaźni. Nie byłoby nas.
To ,,kiedyś,, zapewne, nie takie, jakim byśmy go chcieli. W wyobrażeniach żyjące. To raczej forma leczenia przez duszy pognębienie. Postać literacka nie wchodzi frontowymi drzwiami. Nawet przez balkon, albo od tarasu. Wślizguje się przez okienko piwniczne. Od najciemniejszej, żałosnej strony.
Jest zła immanentną częścią. Jest dobra antonimem.
Skórą na drugą stronę wywróconą.
Jest Polakiem. Jest Niemcem.
Jest wszystkim. Jest niczym. Jest Ślązakiem.
Wyższa kultura pisania. Choć samo pisanie kulturalne nie jest. To jak męskie granie. Trochę po pijaku, trochę z ciężkim brzmieniem a trochę nostalgiczne. Jędrne acz nie aroganckie.Tuli się i odtrąca.
Z pewnością nie na jedno popołudnie.
I nie dla rozrywki.
Dla gardła ściśniętego. I pięści.
Prawda Kosteczku ? Prawda ? Pięści ?
A postać czarna to Sen Wieczny. Dobra Śmierć.
Chapeau bas Ślązaku z Pilchowic. Chapeau bas.
I rani mnie ta książka i płaczę przez nią.
I przerażony jestem.
I zachwycony jestem.
Mapa. Europy mapa.
Toczący się po niej kiścień, masłakiem zwany.
Kula z kolcami, nie oszczędzająca nikogo.
Człowieka, państwa, kompozycji globalnej.
Prawda paląca o katach i ofiarach. Winnych i niewinnych. Zdrajcach i nieugiętych. Turlające się libretto, wróć, niczym rak esencja żrąca. To pretekst.
Twardocha pretekst, by operację uskutecznić. Na żywym Polski ciele. Żywym...
2017-03-13
Na początku była negacja.
Nic mnie nie przestraszy bardziej, niż ,,Pojedynek Potworów,,. Który przez dziurkę od guzika kurtki kumpla, oglądałem w kinie. Raz on, raz ja. Po sekund parę. Takie potworne Potwory to były. Całe 7 lat miałem. Pani kasjerce bajer wtryniłem, że niby 12 mam. Uwierzyła. Albo chciała uwierzyć, by kino nasze osiedlowe pustkami nie świeciło. Odbiegam od tematu. Ale czujecie to ! Kino Osiedlowe ! To takie nierealne teraz, jak Biedronki brak :) Tak więc kilka kin mniej i parę Biedronek dalej, wymężniałem. I ani mi w głowie, bać się było. Nawet żony. O horrorach nie wspominając. Wtedy w me ręce Harris wpadł. I nagle szparki zapragnąłem. Jak kania dżdżu. Nawet do kumpla zadzwoniłem. Kurtki już nie miał i wrażenie odniosłem, że się o mnie martwi.
A ja zostałem.
Sam na sam z ,, Milczeniem Owiec,,.
Jak żyć i czytać dalej ? Bez dziurki !
Pomału zbierałem się w sobie. Dookoła same bloki – myślę. Owcy nie uświadczysz. Sąsiad ma Bedlingtona terriera. Ale to pies – starałem się uspokoić. Tylko aparycję merynosa nosi. W szafie połowy drugiej – natura martwa. Z Nowego Targu przywieziona. Sama poruszyć się nie powinna. Supremacją było, kiedy córeczka w MiniMini Owieczkę kiedyś przygłośniła. W drzazgi poszedłem. Do szefa zadzwoniłem. Że helicobacter pylori posiadam.
I o urlop uspokajający proszę.
To pierwszy był raz.
Gdy Potwory z Pojedynku dziecinne mi się wydały.
A negacja spontanicznie w akceptację przedzierzgnęła.
100 lat temu napisałem ,, chwyciło i trzymało coraz mocniej,,.
Podtrzymuję.
Na początku była negacja.
Nic mnie nie przestraszy bardziej, niż ,,Pojedynek Potworów,,. Który przez dziurkę od guzika kurtki kumpla, oglądałem w kinie. Raz on, raz ja. Po sekund parę. Takie potworne Potwory to były. Całe 7 lat miałem. Pani kasjerce bajer wtryniłem, że niby 12 mam. Uwierzyła. Albo chciała uwierzyć, by kino nasze osiedlowe pustkami nie świeciło. Odbiegam od...
2016-09-26
Już nawet nie galopujemy. To zbyt wolno. Cwał ? Ooo, licznik jeszcze niedomknięty ? Toż latamy. Niczym do Pegaza zaprzężeni . Zamykamy opony, jak dobrze rozróżniam slang motocyklistów. 45 stopni pochyłu jest potrzebne i tyle dokładnie osiągamy. O tym, co Dumas z moim błędnikiem wykonał, świadczą oczy zaryglowane podczas słuchania. Bałem się je otworzyć, by nie stracić z wizji władcy huraganu, zemsty demona. I koronkowego sieci tkania. Zapytacie, po co sieć ? Ano wszy się plenią. Iskanie nie pomaga, więc wzorem pająka zaczaić się trzeba. Sprawdzić czy oczka nie za małe. By sprawiedliwych nie skrzywdzić, a pluskwy się nie prześlizgły. I czekać można. Cierpliwie. Nawet dać szansę. Pozwolić by insekt potwierdził, że jest insektem. Że zasłużenie karę poniesie. I z szyderczym uśmieszkiem sam wlazł pod gilotynę. Dopiero gdy ostrze już w drodze, zdał sobie sprawę, że Bóg istnieje. I sprawiedliwy On, choć nierychliwy.
Ależ dzieło. Ależ myśli swobodne. Ależ intryga. Ależ baśń !
A jakie spojrzenie trzeźwe, ogląd świata prawdziwy. Fałsz zauważony. Napiętnowana obłuda. A gdy za barykadę zerkniesz, dusze prawe dostrzeżesz. Bo bez makijażu, życie tak wygląda właśnie. I jaka aktualna ona. Wczoraj napisana nie oddałaby lepiej sprawy sedna. Imć Aleksander Totalny, z domu Dumas. Sprawi , że nasze oblicze będzie się zmieniało. Od niewinnego uśmiechu, poprzez zmarszczkę czoło przecinającą, do łzy z wolna kapiącej.
Gdzie spokój groźniejszy jest od gniewu.
A honor, Stwórcy arcydziełem.
...i jeszcze jedno...
ach..gdyby tak teściowa mówiła do mnie Panie Zięciu...jest w tym żargonie czar jakiś :)
Już nawet nie galopujemy. To zbyt wolno. Cwał ? Ooo, licznik jeszcze niedomknięty ? Toż latamy. Niczym do Pegaza zaprzężeni . Zamykamy opony, jak dobrze rozróżniam slang motocyklistów. 45 stopni pochyłu jest potrzebne i tyle dokładnie osiągamy. O tym, co Dumas z moim błędnikiem wykonał, świadczą oczy zaryglowane podczas słuchania. Bałem się je otworzyć, by nie stracić z...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-11-25
To była czarna jak sadza, długa, nieprzespana noc.
Bóg nie pisze scenariuszy.
Sami je piszemy.
Zerknijmy na pokurcza. Niski, brunet, oczy ciemne.
Rasowy aryjczyk.
I albo on był kretynem, albo byli nimi jego rodacy.
Niestety, raczej to drugie.
Quasimodo zawładnął Rasą Panów. Chichot historii.
Jakżesz tej pokrace daleko było do ideału.
Gad z wąsikiem.
Gdzież piękne blond włosy, gdzież błękitne oczy, gdzież figura postawna.
A mimo to wystarczył dotyk. Jak u Midasa. I nie było to złoto.
Kulfon muśnięcie zamieniał w ból, cierpienie i śmierć.
Właśnie, śmierć.
Dochodzimy do sedna. Jedyna sprawiedliwa. Jedyna bez alibi na godzinę zejścia tego gnoma. Jeszcze nigdy w dziejach Świata nie miała takiej harówki. W końcu do tego została stworzona. Zabierała więc miliony z obozów, miast i frontów. Czy była ślepym żniwiarzem ? Tak. Była zaślepiona nienawiścią. Ludzi do ludzi.
Kolory życia zbrukane krwią.
Świat skąpany we łzach.
Potworne wspomnienia potwornych czasów.
Opisane z WIELKIM wyczuciem.
Nie za pomocą słów. Za pomocą szarpnięć
Przez Śmierć. Która zwraca się do nas. Nie do nich.
Wie, że oni nie zrozumieją.
A na końcu bezgłos.
Który nie jest milczeniem.
ps. tak wiem, oni Fitzka czytają
i Link
a powinni przeczytać TO
...spróbować przynajmniej
To była czarna jak sadza, długa, nieprzespana noc.
Bóg nie pisze scenariuszy.
Sami je piszemy.
Zerknijmy na pokurcza. Niski, brunet, oczy ciemne.
Rasowy aryjczyk.
I albo on był kretynem, albo byli nimi jego rodacy.
Niestety, raczej to drugie.
Quasimodo zawładnął Rasą Panów. Chichot historii.
Jakżesz tej pokrace daleko było do ideału.
Gad z wąsikiem.
Gdzież piękne blond...
2016-10-02
Jest Pan i Pani jest.
Jest kurz, jest pot i łza jest.
Serca skurcz jest i dreszcz jest.
Czy jest coś czego nie ma ? Ależ tak.
Rzeczywistości.
Nie ma pokoju mojego. Ścian nie ma. Sufitu. Lampy.
Żony. Dzieci. Dwóch kotów. Nie ma wczoraj. Nie ma jutra.
Jest Remarque. Siedzi gdzieś w mroku. Ledwo sylwetkę dostrzegam.
On mówi. Opowieść snuje. O sobie.
O wspominaniu zła , które odeszło i wyczekiwaniu zła, które nadchodzi.
Ravic ? Nazywam się Remarque. Owcą czarną jestem. Niemcem niedobrym.
Ręki na cześć wodza nie prostuję. Na Żydów nie pluję.
To i ojczyzna nie dla mnie.
Niewielu nas. Ale zawsze. Gdzie się podziać mamy ? Jak przyszłość planować ?
Czy kochać jeszcze możemy, gdy serce wyrwane ?
Nie, lepiej zapomnę i żyć spróbuję. Ale co to ? Jak? Czy to możliwe ?
By spokój odzyskać,zabić muszę ? Ja kochać chciałem. Istnieć zacząć na nowo.
Kobietę znalazłem....albo Ona mnie. O duszo rozdarta!
Kocham czy nienawidzę ?!
Mówi głośno, coraz głośniej. Krzyczy. Za głowę się chwytam. Cisza.
To cisza krzyczy. Drżę. Sylwetki nie ma.
Jest sufit i lampa jest. I koty patrzą na mnie.
Skończyłem ? A może zaczynam.
Myśli zbierać.
Jest Pan i Pani jest.
Jest kurz, jest pot i łza jest.
Serca skurcz jest i dreszcz jest.
Czy jest coś czego nie ma ? Ależ tak.
Rzeczywistości.
Nie ma pokoju mojego. Ścian nie ma. Sufitu. Lampy.
Żony. Dzieci. Dwóch kotów. Nie ma wczoraj. Nie ma jutra.
Jest Remarque. Siedzi gdzieś w mroku. Ledwo sylwetkę dostrzegam.
On mówi. Opowieść snuje. O sobie.
O wspominaniu zła , które...
Czytacie ?
To znaczy, że żyjecie.
Nie wszyscy takie mają szczęście.
Bowiem życie jest wspaniałe, ale bywa też okrutne.
I to na samym początku, zaczątku, zaraniu, zalążku.....
Malusie aniołki wciąż do boskiego trafiają żłobka.
I nie jest to ich wybór.
To decyzja, która zapada niezależnie od nich.
A Bogiem, który desygnuje do życia bądź śmierci jest....ich własna mama.
Mama Bóg, nim Bogiem została, miała wybór. Miała ROZUM. Miała wolną wolę.
Mama Bóg, nim Bogiem się stała, wszystkie decyzyjne atrybuty posiadała.
I nie mam tu na myśli kobiet potwornie skrzywdzonych, ponieważ one wyboru nie miały.
Myślę o mamach, które wybór miały ....
Właśnie o takim , najcięższym kalibrze dylematów moralnych, pisze Irving.
Raz, dwa, trzy, na Świat przyjdziesz Ty. Albo.
Na kogo wypadnie na tego bęc.
Rozterki, dezorientacja, rozdarcie..
Zagubienie, destrukcja, śmierć.
Poród.
Wrota raju czy bramy piekieł ?
I, o słodka ironio, te fundamentalne pytania postawione są w atmosferze prawie beztlenowej. Ba ,z przewagą podtlenku azotu, znanego bliżej, jako gaz rozweselający. I, jeżeli w opinii poprzedniej napisałem, że z Nesserem zaistniała kompatybilność, to teraz pojęcia nie mam, jak się odnaleźć.
Co to było ?
Prawy do lewego, lewy do prawego?
Tańcowały dwa Michały, jeden duży drugi mały ?
Wspólny pływ na dziobie Titanica z rozpostartymi ramionami ?
Ostatni raz rżałem tak, o ile pamiętam, jakieś sto lat temu, przy Marku Piegusie. Z tym, że Piegus był kryminalną komedią, a tu do czynienia mamy z dramatem (potwornym) w literaturze pięknej. Gdzie śmiech ze wszech miar uzasadniony nie jest. A jednak się sprawdza. Bo bez niego i specyficznego irvingowskiego warsztatu, moglibyśmy po ścianach chodzić. I paznokcie do krwi obgryzać. A chyba nie tym autorowi zależało. Sądzę, że to zabieg celowy, dystans na celu mający, który nieodzowny jest do jako takiego ogarnięcia umysłem, upiorności zaułków egzystencji naszej.
Nieskończenie refleksyjny przekaz.
Horrendum salomonowych fraz.
W prostocie uderzająca, biegła i wyważona cesja światopoglądu, który zabija.
Posiadająca wszelkie inklinacje, by uratować choć jednego malutkiego.....aniołka.
I z przyczyny tej, jest książką wybitną.
Czytacie ?
więcej Pokaż mimo toTo znaczy, że żyjecie.
Nie wszyscy takie mają szczęście.
Bowiem życie jest wspaniałe, ale bywa też okrutne.
I to na samym początku, zaczątku, zaraniu, zalążku.....
Malusie aniołki wciąż do boskiego trafiają żłobka.
I nie jest to ich wybór.
To decyzja, która zapada niezależnie od nich.
A Bogiem, który desygnuje do życia bądź śmierci jest....ich własna mama.
Mama...