-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać3
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać4
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński25
Biblioteczka
2023-08-27
2022-07-03
2022-05-30
Takie tam czytadło. Trochę dziwak w swojej kategorii wagowej. Przy odrobinie dystansu do niemal trzydziestoletniej publikacji brukowej nawet nieszkodliwa.
Jako Harlequin (co sugerowałby format) słaby, bo według mnie między bohaterami nie ma wcale chemii (chyba że ktoś ma fetysz i lubi seksualizować męski instynkt opiekuńczy, bo to jest tu podciągnięte do potęgi n-tej), ot, kobitka na skraju załamania nerwowego, taka delikatna, taka drobniutka, o takich dziewczęcych kształtach (jakimś cudem po ciąży i porodzie), a on taki prawdziwy mężczyzna, co przyjdzie, huknie, że głupia ona i wszystko naprawi. Call me Daddy.
Jako kryminalno-detektywistyczna próbuje być zawiła, ale jeśli dochodzenie opiera się jedynie na tym, że przeszłość ujawniana jest stopniowo i istnieją dwa obozy świadków, w których po prostu jedni bełkoczą zabobonny nonsens A, a drudzy mówią o realiach, to prawdy idzie się szybko domyślić.
Ciekawa jest za to psychologia małej miejscowości, atmosfera zaszczucia, a nawet to, jak trzydzieści lat temu potrafiono "rozumieć gwałciciela" tak, żeby nie nazywać gwałtu gwałtem, tylko dlatego, że ofiarą była wrażliwa dziewczyna wrażliwa na los nieudaczników. Jakby szantaż to nie był szantaż. Przypadek kliniczny.
...Pisałam coś o nieszkodliwości lektury?
Cofam to.
Na to ostatnie można się oburzyć, ale książka ogólnie napisana jest w prostej konstrukcji, prostym językiem, przetłumaczonym w sztywny i papierowy sposób staromodnym stylem i ma łatwe do przewidzenia zakończenie, które poruszy tylko niewinne serca o wiktoriańskich ciągotach moralnych.
Takie tam czytadło. Trochę dziwak w swojej kategorii wagowej. Przy odrobinie dystansu do niemal trzydziestoletniej publikacji brukowej nawet nieszkodliwa.
Jako Harlequin (co sugerowałby format) słaby, bo według mnie między bohaterami nie ma wcale chemii (chyba że ktoś ma fetysz i lubi seksualizować męski instynkt opiekuńczy, bo to jest tu podciągnięte do potęgi n-tej),...
2022-05-13
Właściwie przepisany tom pierwszy na inną narrację. Nie wydarza się praktycznie nic nowego, oprócz faktu legalizacji posiadania klejnotu. Nawet wątek potomka jubilera z pierwszego tomu poprowadzony jakoś niemrawo. Dużo typowych dla autorki uszczypliwości i sarkazmu mającego świadczyć o głębokim afekcie między postaciami, bliźniaczki porządkują rodzinną dokumentację i właściwie to tyle. Tuż przed ujawnieniem diamentu geniusz bohaterek w interpretacji starych listów i prasy przechodzi w klasyczna zaćmę umysłową, służącą budowaniu napięcia. Chyba przedmiesiączkowego.
Nie wiem. Jakby te dwa tomy zmiksować, przeplatać współczesność i domysły wstawkami opisującymi faktyczne wydarzenia, to mogę miałoby to dla mnie więcej sensu.
Inaczej trochę szkoda na to czasu.
Właściwie przepisany tom pierwszy na inną narrację. Nie wydarza się praktycznie nic nowego, oprócz faktu legalizacji posiadania klejnotu. Nawet wątek potomka jubilera z pierwszego tomu poprowadzony jakoś niemrawo. Dużo typowych dla autorki uszczypliwości i sarkazmu mającego świadczyć o głębokim afekcie między postaciami, bliźniaczki porządkują rodzinną dokumentację i...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-04-27
Z "Szajką..." (pierwszym spotkaniu z autorką) się nie polubiłam mocno, "Diament" dostałam z polecenia.
Początek do mnie przemówił: mimo dowciapnych sarkastycznych wkrętów, historię o indyjskim klejnocie ukradzionym bóstwu, który objawia niemal magiczne właściwości, gdy jego posiadaczki wchodzą w najszczęśliwsze, pełne miłości związki, a ci, którzy chcieliby go pokalać - giną; diamencie stanowiącym niewyobrażalną wręcz wartość, a stawiającym ultimatum: "pieniądze albo miłość - miłość albo śmierć" - czyta się tę powieść niemal jak austenowską impresję z nutą fantastyczno-przygodowego zacięcia.
Międzynarodowa, wielopokoleniowa diamentowa odyseja, w której każdy opisany romans (a wiele ich, naliczyłam blisko trzydziestu) jest inny a równie barwnie opisany, choćby ujęty jakimś żartobliwym językowym zawijasem; knowania mieszają się z honorem, diament przewala się to tu, to tam, w nienaruszonym stanie, a drzewa genealogiczne łączą się i rozrastają, spotykają i znów rozchodzą w radosnym poplątaniu, przez który pod koniec przebiłam się bezczelnie maczetą, na skróty i bez faktycznego zrozumienia rodzinnych konotacji, bo telenowelowatego wyjaśniania, kto jest ojcem Pablito, kto z kim i ile potomstwa z tego było, rzucanie imionami bez związku z czymkolwiek - zwyczajnie nie przyswajam. To i tak niczemu nie służy.
Przez trzecioosobowy tom pierwszy przeszłam więc dość bezboleśnie, a dobicie w rodzinnej epopei do bliźniaczek z prologu ładnie domyka klamrę. Jest też ona dobrym otwarciem do tomu drugiego, który zaczyna się już pierwszoosobowo.
I nawet się cieszę, że mimo współczesnego wstępu historia podwójnie jajowatego kamienia została opowiedziana ab ovo. Jak pomyślę, że miałyby to być puste dywagacje i teorie snute na podstawie listów i policyjnych notatek, które produkowane były na temat diamentowej afery przez dziesiątki lat, to pewnie odłożyłabym książkę jeszcze wcześniej, niż "Szajkę". Historia ta, taka, jaka jest, ma polot i humor i dreszczyk niedopowiedzianej klątwy.
Z "Szajką..." (pierwszym spotkaniu z autorką) się nie polubiłam mocno, "Diament" dostałam z polecenia.
Początek do mnie przemówił: mimo dowciapnych sarkastycznych wkrętów, historię o indyjskim klejnocie ukradzionym bóstwu, który objawia niemal magiczne właściwości, gdy jego posiadaczki wchodzą w najszczęśliwsze, pełne miłości związki, a ci, którzy chcieliby go pokalać -...
2021-03-31
Obiecałam kiedyś komuś, że przeczytam tę powieść pod kątem "polskiego wstydku debiutanta, który nie chce pisać w polskich realiach". Tak o tym myślałam, znam dwie serie fantasy, które zostały osadzone w USA, bo trudno dostrzec cuda na własnym podwórku i myślałam, że "Wieża..." nie będzie od nich różna.
Myliłam się. "Wieża..." jest zupełnie innego kalibru.
Pani detektyw w depresji, z małej miejscowości pośrodku niczego, dostaje zagadkową sprawę śmierci dziewczyny, której chłopakiem okazuje się genialny profesor czegośtam akurat pozwalającego mu mieć odpowiednią wiedzę, by dostrzec w morderstwie wskazówki mogące pomóc schwytać zabójcę; oraz jeśli trzeba, umiącego się bić jak sam Bruce Lee, karate mistrz. Evelyn dopuszcza go do sprawy, traktując go jak maskotkę, a jej zawodowy partner, który jako jedyny trzyma się protokołu, zostaje sprowadzony do roli wioskowego głupka.
Ale śmierć wywalonej z uczelni za romans z wykładowcą pracownicy stacji paliw to dopiero początek - sprawa szybko eskaluje. Poważna rodzinna firma, sprawy spadkowe, grube pieniądze. Kolejne zabójstwo, dziwne rytuały, kamienne ołtarze, w międzyczasie wybory i udaremniony zamach na ambitnego polityka, jeszcze większe machloje finansowe w tle, pranie pieniędzy w liniach lotniczych, płatny zabójca, który zerwał się ze smyczy, religijni fanatycy, ucieczka na drugi koniec świata, romans bez romansu, porwanie jednego z głównych bohaterów, infiltracja, szpiegowanie, wpływy, mafia, jeszcze większe pieniądze, władza, sprawiedliwość, której nie stało się zadość, fajerwerki, bieg w stronę zachodzącego słońca po stopkę redakcyjną i o mój Boże, chyba tylko terroryzmu biologicznego tam nie było, chyba że w nawale informacji coś mi umknęło.
Zagmatwane, a jednak wszystko trzyma się kupy. W tym szaleństwie pojawiły się absolutnie wszystkie modne wątki z kryminałów tamtego okresu. Co mi podsunęło pewną myśl:
to jest parodia. Satyra.
Inkryminacja!
"Straszny film" w kryminale.
Sherlock Holmes w roli Jamesa Bonda, w asyście Detektyw w Depresji, ratują świat, choć koniec końców cieszą się, że w ogóle udało im się ujść z życiem i wracają do łapania drobnych oczajduszów, których największym przewinieniem jest napad rabunkowy. Do tego momentami wręcz komiksowy humor - z Detektywem Pajacem, ze Starą Azjatką - który już nawet nie udaje, że to kiedykolwiek miało być na poważnie.
Dlatego to nigdy nie mogło być osadzone w polskich realiach. Bo realia USA są częścią tego metażartu.
I nawet jeśli się mylę, to wolę myśleć w ten sposób, bo to sprawia, że ta fabularna czkawka gatunku jest dobra.
Ps. Plus za wybranie nietypowej religii do pastwienia się, co by się w miarę możliwości nikt nie obraził.
Obiecałam kiedyś komuś, że przeczytam tę powieść pod kątem "polskiego wstydku debiutanta, który nie chce pisać w polskich realiach". Tak o tym myślałam, znam dwie serie fantasy, które zostały osadzone w USA, bo trudno dostrzec cuda na własnym podwórku i myślałam, że "Wieża..." nie będzie od nich różna.
Myliłam się. "Wieża..." jest zupełnie innego kalibru.
Pani detektyw w...
2021-07-21
Powiało klasycznym, angielskim kryminałem, zapachniało starą dobrą Christie! W obszernej narracji pełnej analiz psychologicznych, czytelnik jest zwodzony i zagadywany, czasem do znudzenia, ale z drugiej strony oddaje to klimat odkrywania faktów o zgonie sprzed kilku miesięcy, co do którego nie można mieć szans na jakiekolwiek świeże ślady i jest się zdanym wyłącznie na relacje świadków, którzy plotą nierzadko trzy po trzy i sztuką jest wyłuskać istotne informacje, by dotrzeć do prawdy. Dodatkowo zagłębić się można w klimat Londynu, niuanse i różnice klasowe, co ubarwiają dodatkowo wyraziście podkreślone idiolekty.
Sam detektyw również jest postacią nietuzinkową, wyróżnia się na tle uzależnionych od kawy komisarzy z depresją, których było zatrzęsienie w tym roczniku. Strike przedstawiony zostaje z pełnym kolorytem i bagażem życiowym, który go zahartował, a nie przygniótł. Razem z bystrą Tymczasową Sekretarką, tworzą ciekawy duet właściwych ludzi na właściwym miejscu, którym ewidentnie sprawia przyjemność to, co robią.
Oczywiście czasem na stronie pojawia się zbyt wiele razy, że wykonano coś metodycznie. Czasem odnosi się wrażenie, że postaci są jednak trochę stereotypowe i przerysowane, a tylko główni bohaterowie potrafią poprawnie posługiwać się językiem. Samo zawiązanie akcji okazuje się kłócić trochę z rozwiązaniem zagadki. Jednak największym przewinieniem autorki było prawdopodobnie to, że ośmieliła się w ogóle książkę napisać, zamiast ciągnąć historię Henia Garncarza, jak sobie fani wymarzyli.
Jak na debiut w gatunku, powieść ma się jednak znakomicie, nawet jeśli jest trochę zbyt... podręcznikowa. Brakuje pewnej ledwo wyczuwalnej dojrzałości stylu, która ukształtowałaby postaci na dorosłych ludzi, a nie papierowe, dwuwymiarowe kukiełki, które mają wypełnić powierzoną im rolę. Kryminał to nie powieść dla młodzieży, nie trzeba się bawić w morały.
Powiało klasycznym, angielskim kryminałem, zapachniało starą dobrą Christie! W obszernej narracji pełnej analiz psychologicznych, czytelnik jest zwodzony i zagadywany, czasem do znudzenia, ale z drugiej strony oddaje to klimat odkrywania faktów o zgonie sprzed kilku miesięcy, co do którego nie można mieć szans na jakiekolwiek świeże ślady i jest się zdanym wyłącznie na...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-29
Jaki kraj, taki James Bond.
Chociaż muszę przyznać, że jest jakiś urok w tym, że porucznik chce tylko rozwiązać sprawę morderstwa, a obywatele nie współpracują, bo nie ufa się milicji.
Do odcinka serialu może bym się aż tak nie czepiała, ale książka rządzi się trochę innymi prawami. Narracja jest niezręczna, zwłaszcza wewnętrzne dialogi bohaterów są jakieś od czapy. Akcja skacze po łebkach, postaci pojawiają się bez związku, ot, ku uciesze, zwłaszcza pani, co brała Borewicza na stopa. Nie znam serialu, więc sama nie wiem, czego się spodziewałam. Bo nawiązania do agenta 007 na pewno są celowym żartem, ale w piórze Szmagiera są wyłożone bardzo dosłownie, brakuje mi subtelnej gry domysłów.
Nie pomaga też to, że czytelnik od początku zna zabójcę. Chodzi bardziej o poznanie życiowych losów bohaterów, niż złapanie mordercy.
Studentom kulturoznawstwa możne się natomiast książka przysłużyć przy badaniu zjawiska/wizerunku homoseksualizmu w literaturze.
Jaki kraj, taki James Bond.
Chociaż muszę przyznać, że jest jakiś urok w tym, że porucznik chce tylko rozwiązać sprawę morderstwa, a obywatele nie współpracują, bo nie ufa się milicji.
Do odcinka serialu może bym się aż tak nie czepiała, ale książka rządzi się trochę innymi prawami. Narracja jest niezręczna, zwłaszcza wewnętrzne dialogi bohaterów są jakieś od czapy. Akcja...
2015-01-31
Albo prolog/wstęp jest tak świetnie napisany, że brak znajomości pierwszego tomu mi w ogóle nie przeszkadzał, albo po prostu tom pierwszy jest względnie zbędny... Nie przepadam za bohaterami, którzy dopiero uczą się swoich nowych zdolności, wciskając przez cały czas, że oni chcą "normalnego życia". I pewnie dlatego, że w drugim tomie Ida walczy o życie i nie ma zwyczajnie czasu na takie smęcenie, byłam w stanie szamankę od umarlaków w ogóle polubić.
Raduchowska stworzyła świat bardzo barwny i plastyczny, z kolorowymi bohaterami (dosłownie). Praktycznie nie tyka "realnego" Wrocławia, po prostu nie musi. Odniosłam wrażenie, że to taka alternatywna rzeczywistość pełna magii i magicznej policji (gdyby nie wplatani sporadycznie laicy, jak np. taksówkarze), urban fantasy na granicy realizmu fantastycznego.
Bohaterowie nie są jacyś odkrywczy, ale mają swoje zalety. Zwłaszcza Ida - została świetnie poprowadzona jako postać walcząca z wizją (dosłownie) zbliżającej się śmierci. Świetnie oddane stany załamań w odpowiednich momentach, dobre momenty motywacyjne, oba w łagodnej sinusoidzie. Przyjemna naturalność.
Można by się nieźle rozpisać o zdolnościach, bo typologia wydaje się być dość drobiazgowa.
Zagadka? Całkiem wciągająca. Wizje były piękne, nawet jeśli Ida się nie popisała przy interpretowaniu sytuacji Kusiciela. No bo... kurczę. Tak się zastanawiam, czy autorka całkiem świadomie utrzymywała opinię Idy: "Kusiciel to psychol" czy sama też nie myślała o nim inaczej, mimo tak tragicznie i pięknie skonstruowanej historii. Ja temu facetowi naprawdę współczuję! Do tego ten finał! I epilog z furtką na trzeci tom.
Finał swoją drogą całkiem porządny. W końcu trochę prawdziwej magii i bicia po mordach nie uciekając się do retrospekcji, satysfakcjonujące objętościowo.
Główny problem mam ze stylem, zwłaszcza w dialogach. Stopień ironizacji niektórych wypowiedzi bywał wręcz nieznośny. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie ani jednej normalnie przeprowadzonej rozmowy. Wszyscy jacyś tacy wredni, poddenerwowani... W opisach to tak nie przeszkadzało, bo praktycznie wszystkie należały do Idy, ale bohaterowie przez to wydawali się jednakowi. Ten głupi czasownik na końcu zdania, dziwne (archaistyczne) słówka, które nie mogłyby być nawet w funkcji powiedzonek konkretnych postaci, bo występowały losowo u różnych...
Taki element humorystyczny? Bardziej mnie rozbawiło, jak pijana Ida prawie pobiła Rudą. Albo kiedy Kruchy pobił psychiatrę. Nie to, żeby bawiły mnie akty przemocy indywidualnej (chociaż właściwie to bawią, w większości), ale żarty sytuacyjne są lepsze od notorycznych złośliwości.
Trochę trudno mi się zdecydować na ocenę. Ale wrażenia ogólnie pozytywne i czytało się przyjemnie.
Albo prolog/wstęp jest tak świetnie napisany, że brak znajomości pierwszego tomu mi w ogóle nie przeszkadzał, albo po prostu tom pierwszy jest względnie zbędny... Nie przepadam za bohaterami, którzy dopiero uczą się swoich nowych zdolności, wciskając przez cały czas, że oni chcą "normalnego życia". I pewnie dlatego, że w drugim tomie Ida walczy o życie i nie ma zwyczajnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-06
Nowelka śledczo-kryminalna, gdzie udławiony kotletem trup mógłby wiele opowiedzieć ludziom o eskapizmie zupełnie nowej jakości. Plus to, co oczywiście zawarto w opisie: że niektóre historie powstają po to, by opowiadać o samej naturze tajemnicy, bo to, co nieopowiedziane i to, jak zostaje to przemilczane, działa na odbiorcę silniej, niż sztampowe, wydumane domysły i mętne rodzinne opowieści.
(Coś tam, coś tam odpowiedzialność dziennikarska, bla bla...)
Ciekawe doświadczenie o tyle, że kiedyś bawiłam się w wyszukiwanie najszybszych połączeń miedzy punktem A i B...
Nowelka śledczo-kryminalna, gdzie udławiony kotletem trup mógłby wiele opowiedzieć ludziom o eskapizmie zupełnie nowej jakości. Plus to, co oczywiście zawarto w opisie: że niektóre historie powstają po to, by opowiadać o samej naturze tajemnicy, bo to, co nieopowiedziane i to, jak zostaje to przemilczane, działa na odbiorcę silniej, niż sztampowe, wydumane domysły i mętne...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-07-31
Książka ma bajecznie rozwinięty portret psychologiczny mordercy. I to jest jej główny atut, nie zaś pan gliniarz na emeryturze. On co prawda też radzi sobie zgoła nieźle, ale morderca go bije na głowę.
Co nie zagrało? Dave jest przedstawiony jako myśliciel. A jednak idzie się spierać, czy jest geniuszem kryminalistyki. Pomoc jego żony jest nieoceniona (zwłaszcza, że wychodzi na to, że też lubi zagadki, chociaż się temu zaprzecza), David po prostu jest jak tablica korkowa, która gromadzi wszystkie informacje w jednym miejscu i porządkuje.
Prócz samego dochodzenia są też wątki poboczne, które dodają książce niejakiego uroku. Obok wyczerpujących (ale nie przesadzonych, spokojnie, to nie Orzeszkowa) opisów przyrody i sytuacji mamy wtrącenia do biografii Dave'a, jego relacje z rodziną, hobby. Niektórzy mogliby zapytać "Ale po co to?". Cóż, dzięki temu czuje się upływający czas, nie tylko suche fragmenty akcji właściwej. I postaci nabierają wyrazistości.
Ale, jak już mówiłam, atutem jest morderca. Niezwykle złożona gra, jaką prowadzi z policją, wciąga i fascynuje. Liczby, wiersze, miejsce morderstwa - wybitne. Verdon naprawdę się postarał, żeby to wszystko powymyślać.
- Pomyśl liczbę od 1 do 1000.
- A bo ja wiem? Gdzieś między 370 a 380.
- Czy ten zakres ma dla ciebie jakieś znaczenie?
- Tak. Gdzieś tutaj domyśliłam się, kto zabija. To trochę smutne, że Verdon nie zadaje przez Dave'a naprawdę oczywistego pytania. Nie będę mówić, o co chodzi, może sami się domyślicie. W każdym razie Dave kombinował z tym jak łysy koń pod górę.
Więc w sumie 7/10, ale:
1. Policjantkę z laptopem mogłabym niemal ostemplować znaczkiem MAMTAK, tylko że ja jestem jeszcze lepsza, ale nie budzę respektu...
2. Dave w sumie budzi odczucia pozytywne, zakończenie jest cudowne, a poza tym lubię introwertyków.
Książka ma bajecznie rozwinięty portret psychologiczny mordercy. I to jest jej główny atut, nie zaś pan gliniarz na emeryturze. On co prawda też radzi sobie zgoła nieźle, ale morderca go bije na głowę.
Co nie zagrało? Dave jest przedstawiony jako myśliciel. A jednak idzie się spierać, czy jest geniuszem kryminalistyki. Pomoc jego żony jest nieoceniona (zwłaszcza, że...
2020-07-26
Czy o detektywie na wakacjach można napisać kryminał? Ledwo.
Muszę dać sobie spokój z takim przypadkowym niechronologicznym czytaniem. Nie potrafię się odnieść do całości, zostaje mi tylko narzekać, że "Topielica" jest o tym, jaka Julia jest wyzwolona, piękna i niebezpieczna, pijana czy na kacu, chociaż dla mnie to taka zakompleksiona alkoholiczka z dildem w torebce, w razie musiałaby się na szybko pocieszyć, że ex ma narzeczoną, która w niczym nie przypomina Jej Zajebistości. Gdzie się nie obróci, widzi albo głupich Polaczków na wakacjach albo homo i nawet telefon na numer alarmowy jest świetną okazją do żartu z tego, jaka jest sławna i pożądana. Dialogi to generalnie papierowy spis złośliwości, które nie oddają tego, jakie są faktycznie między bohaterami relacje, więc narrator musi dodatkowo wszystko czytelnikowi wyjaśniać... albo przesłuchania. Zbrodnia jest makabryczna ot, żeby była. I tak jest tylko dodatkiem do całej żeglarskiej przygody panny Julii z wesołą załogą Aarona, aby to się jakoś zapętliło i wybroniło w gatunku, do którego aspiruje powieść. Wątek kryminalny jest szczątkowy, w już i tak króciutkiej książeczce, o ile nie kupuje się bajeczki, że 3/4 akcji jest o ciszy przed burzą.
...Z drugiej strony jeśli chodzi o znajomość żeglarskiego fachu i przyrody, to nie mogłam narzekać. Są to fragmenty, które nie brzmią, jak pisarstwo terapeutyczne o satyrycznym nacechowaniu, a jak prawdziwa proza, która tworzy nieprzerysowany, wyrazisty mikroklimat.
Thriller żeglarski, kryminał zamkniętych drzwi na dryfującej po otwartym morzu samotnej łodzi - może to jest powieść, którą autorka powinna napisać?
(Byle coś niezależnego, ze świeżymi bohaterami i bez tej pyszałkowatej rozgwiazdy na pokładzie. Z marynarzami z prawdziwego zdarzenia, których nie interesuje cena metki na ubraniu, tylko czy lina wytrzyma.)
Czy o detektywie na wakacjach można napisać kryminał? Ledwo.
Muszę dać sobie spokój z takim przypadkowym niechronologicznym czytaniem. Nie potrafię się odnieść do całości, zostaje mi tylko narzekać, że "Topielica" jest o tym, jaka Julia jest wyzwolona, piękna i niebezpieczna, pijana czy na kacu, chociaż dla mnie to taka zakompleksiona alkoholiczka z dildem w torebce, w...
2007
Zaskakujące jest to, że choć to ostatnia część serii (tylko ona wpadła mi w ręce), a i tak zrozumiałam, o czym i kim to jest.
Może to głupie, ale podziękuję, że na wstępie autorka wprost wybaczyła tym, którzy nie czytali poprzednich części.
"Może o mnie słyszeliście. Ale nie obrażę się, jeżeli nie. Zresztą chyba nawet tak bym wolała." - No, dziękuję bardzo.
"A mogliście o mnie słyszeć, bo to mnie prasa nazwała "dziewczyną od pioruna"." - Wierzcie lub nie, ale czytając to zdanie i resztę wstępu wcale nie odczułam, że były jakieś książki wcześniej.
Sama historia też ciekawa. Jess miała fajne podejście do tych dziewczyn. Jej dialogi z nimi - na plus.
Podobała mi się jej narracja. Jest jasna, wszystko wyjaśnia, nawet jeśli nie nadużywa słów.
Jeden tylko minus - nie czytając wcześniejszych części umyka istota jej związku. Idzie zrozumieć sytuację, ale jak ktoś chce zrozumieć ich stosunek do siebie, to trzeba poznać ich lepiej. Najlepiej od pierwszej części.
Zaskakujące jest to, że choć to ostatnia część serii (tylko ona wpadła mi w ręce), a i tak zrozumiałam, o czym i kim to jest.
Może to głupie, ale podziękuję, że na wstępie autorka wprost wybaczyła tym, którzy nie czytali poprzednich części.
"Może o mnie słyszeliście. Ale nie obrażę się, jeżeli nie. Zresztą chyba nawet tak bym wolała." - No, dziękuję bardzo.
"A mogliście o...
2009
Moja ulubiona część cyklu, ponieważ tym razem najbardziej wybija się Nika, przestając być żeńskim dodatkiem w drużynie, a wykazuje się inteligencją i zaradnością. Także dlatego chyba, że części dużo bliżej do fantasy, niż sci-fi.
Tajemnica trzech esperek, a może czarownic, groza górskiego pensjonatu na odludziu i dzielna drużyna znowu w akcji.
Moja ulubiona część cyklu, ponieważ tym razem najbardziej wybija się Nika, przestając być żeńskim dodatkiem w drużynie, a wykazuje się inteligencją i zaradnością. Także dlatego chyba, że części dużo bliżej do fantasy, niż sci-fi.
Tajemnica trzech esperek, a może czarownic, groza górskiego pensjonatu na odludziu i dzielna drużyna znowu w akcji.
2008
Ach, rok 2004. Początek gimnazjum (znaczy bohaterowie, dopiero teraz dociera do mnie, że są ode mnie jednak troszkę starsi, choć poznałam ich, gdy byli ode mnie młodsi), początek nowego etapu w życiu: nie tylko w edukacji, ale i rozwoju osobistym, ludzkim, emocjonalnym.
Genialny informatyk, pomysłowy wynalazca i esperka poznają się w prywatnym warszawskim gimnazjum. Choć placówka zama w sobie jest dośść oryginalna, młodzi nastolatkowie zaraz trafiają na ślad zagadki, przeżyją przygodę i zaprzyjaźnią się łatwo i do grobowej deski.
Książka łączy elementy wielu gatunków, a całość podana jest w lekkiej, humorystycznej oprawie. Błyskotliwe dzieciaki i wartka akcja techniczno-fantastycznych przygód.
Darzę wieloma ciepłymi wspomnieniami i polecam młodszym czytelnikom.
Ach, rok 2004. Początek gimnazjum (znaczy bohaterowie, dopiero teraz dociera do mnie, że są ode mnie jednak troszkę starsi, choć poznałam ich, gdy byli ode mnie młodsi), początek nowego etapu w życiu: nie tylko w edukacji, ale i rozwoju osobistym, ludzkim, emocjonalnym.
Genialny informatyk, pomysłowy wynalazca i esperka poznają się w prywatnym warszawskim gimnazjum. Choć...
2008
Dzieci, nie róbcie tego w domu! Od takich rzeczy jest policja.
Ale czytało mi się świetnie. Autor z lekkością łączy zabiegi domorosłych detektywów z błyskotliwym humorem, przygodą i nutką dreszczyku.
Ach, gdyby nie te wścibskie dzieciaki!
Dzieci, nie róbcie tego w domu! Od takich rzeczy jest policja.
Ale czytało mi się świetnie. Autor z lekkością łączy zabiegi domorosłych detektywów z błyskotliwym humorem, przygodą i nutką dreszczyku.
Ach, gdyby nie te wścibskie dzieciaki!
2010
Nie jest to arcydzieło. Już po pierwszych rozdziałach można się domyślać, kto tu jest tym złym i właściwie, kogo się nie wymieni - ma się rację. No, może 3-4 postacie są tymi "dobrymi". Poza tym jest do bólu przewidywalna, jako kryminał beznadziejna, jako romans mocno przekoloryzowana i naiwna i może tylko jako przewodnik turystyczny po Hongkongu trzyma jakiś poziom.
Nie jest to arcydzieło. Już po pierwszych rozdziałach można się domyślać, kto tu jest tym złym i właściwie, kogo się nie wymieni - ma się rację. No, może 3-4 postacie są tymi "dobrymi". Poza tym jest do bólu przewidywalna, jako kryminał beznadziejna, jako romans mocno przekoloryzowana i naiwna i może tylko jako przewodnik turystyczny po Hongkongu trzyma jakiś poziom.
Pokaż mimo to2010-11
Kiedy przeczytałam opis, wydawało mi się, że to będzie historia o tym, jak nawiązał się romans między Amerykanką i Japończykiem, którzy wspólnie starają się odtworzyć przeszłe wydarzenia, mają małe prywatne dochodzenie i... A gdzie tam!
Może to i spoiler, ale przynajmniej uczciwy wobec potencjalnego czytelnika: Yoshiro nie poznaje "historii znajomości" swojego ojca i ojca Anny, jak stara się wmówić notatka wydawnictwa. Wiecie dlaczego? Bo wcześniej popełnia samobójstwo.
"Mój ojciec zginął przez twojego!" "Och." "Musisz za to zapłacić!" "Och. Dlaczego?" "Kataki uchi!" "Och. OK." "Powinieneś się wstydzić, śmieciu! Wydymałam cię, a teraz masz się stoczyć na dno i skończyć ze sobą! Wmahahaha!!" "Och. OK." "Wyjeżdżam!" "Och. OK." - tak to mniej więcej wyglądało. Ja rozumiem, że Japończycy są postrzegani jako naród honorowy, karny i sumienny, ale to było przegięcie. Anna nie przedstawiła żadnych dowodów, po prostu nakrzyczała na Yoshiro i sobie poszła, bardzo zraniona. A Yoshiro potulnie wykonał jej wolę. Bezsens.
Poza tym:
Jaka "zmysłowość Anny"? Ona go praktycznie gwałci!
Jaki "system wartości"? Kontrast miedzy jego miłością do córki a biernym pozwalaniu Annie na dosłownie wszystko jest wręcz absurdalny!
Yoshiro zupełnie nie ma charakteru. Zachowuje się jak bezwolna kukła, nie potrafiłam wyobrazić go sobie inaczej, niż jako sztywniaka o pustym, mglistym spojrzeniu lalki i obojętnym wyrazie twarzy.
Anna to zimna suka, robot zaprogramowany na wykonanie woli matki. "[...] zaczyna wątpić w sens zemsty", napisano na okładce, ale to też bzdura. Miała o tym jeden akapit, najwyżej stronę, ale i tak robi swoje.
Najbardziej mnie zaskoczyło to, że po śmierci Yoshiro zostaje jeszcze jakieś 3/5 książki. "No dobra", myślę, "może będzie jeszcze o tym, jak właściwie zginął Derek?". I rzeczywiście, było. I to właściwie odtąd zaczyna się książka. I to właściwie tu znajdują się jedyne wartościowe fragmenty.
A kiedy Anna z frustracji zgasiła sobie papierosa na ramieniu, nie mogłam powstrzymać radosnego uśmiechu.
Kiedy przeczytałam opis, wydawało mi się, że to będzie historia o tym, jak nawiązał się romans między Amerykanką i Japończykiem, którzy wspólnie starają się odtworzyć przeszłe wydarzenia, mają małe prywatne dochodzenie i... A gdzie tam!
Może to i spoiler, ale przynajmniej uczciwy wobec potencjalnego czytelnika: Yoshiro nie poznaje "historii znajomości" swojego ojca i ojca...
2011-08-15
Choć stanowi niezależną całość, zakończenie wygląda, jakby brakowało jednego rozdziału albo - co gorsze - drugiego tomu. No i ta Kazia pod koniec... Niepokojące.
Z początku nie rozumiałam, co mają do siebie przeplatające się wątki Satyra i Kacpra, ale kiedy ostało to wyjaśnione, to mnie to powaliło na kolana. Jakie to oczywiste, że jedna anomalia w sztucznym świecie wywołuje kolejne! Wszystko jest bardzo konkretne, a zakończenie naprawdę wyjaśnia wszystko, całą logikę utworu.
Tym razem Ćwiek skupił się na wyobrażeniu czyśćca i naprawdę tego nie spartolił. Ostateczna decyzja podjęta przez Kacpra jest bardzo ludzka, choć egoistyczna. Ale ostatecznie to czyściec, tu nie ma świętych.
Choć stanowi niezależną całość, zakończenie wygląda, jakby brakowało jednego rozdziału albo - co gorsze - drugiego tomu. No i ta Kazia pod koniec... Niepokojące.
Z początku nie rozumiałam, co mają do siebie przeplatające się wątki Satyra i Kacpra, ale kiedy ostało to wyjaśnione, to mnie to powaliło na kolana. Jakie to oczywiste, że jedna anomalia w sztucznym świecie...
2011-08-31
Historia jest dość przerysowana, mamy tu ducha, który pragnie sprawiedliwości oraz dwójkę nastolatków, którzy na własną rękę rozwiązują tajemnicę morderstwa.
Ale czyta się bardzo przyjemnie, autorka wykorzystała właściwie wszystkie pojawiające się w narracji uwagi, nie ma tam praktycznie żadnego zbędnego elementu.
Kolejnym plusem są postaci. Już dawno nie miałam styczności z tak świetnymi projektami charakterów, są oni starannie dopracowani, mają przeszłość i oczekują przyszłości, co widać, nawet jeśli narracja oscyluje wokół Noi.
Poza tym wpisy z pamiętnika Elizy na początkach rozdziału - cudo, bo nawet jeśli stanowią integralną część historii, to są dowodem, że nie trzeba wygrzebywać sentencji innych pisarzy, by dobrać cytat do rozdziału.
Jedyny minus z powodu seansów spirytystycznych. Może nie tego, że w ogóle są, a tego, że duchy, których spokój został naruszony, robią się mściwe, a Gilbert, skoro z niego taki znawca rzeczy nadnaturalnych, powinien o tym wiedzieć. Co z tego Whisper za nawiedzony dom, skoro nawet krzesła samoistnie nie suwały się po podłodze?
Ale i tak przyjemnie się czytało.
Historia jest dość przerysowana, mamy tu ducha, który pragnie sprawiedliwości oraz dwójkę nastolatków, którzy na własną rękę rozwiązują tajemnicę morderstwa.
Ale czyta się bardzo przyjemnie, autorka wykorzystała właściwie wszystkie pojawiające się w narracji uwagi, nie ma tam praktycznie żadnego zbędnego elementu.
Kolejnym plusem są postaci. Już dawno nie miałam styczności...
Krótka historia o tym, że chciwość może skończyć się tragedią. Losy rodzin dwojga mężczyzn - polskiego leśniczego i niemieckiego myśliwego - splątała i połączyła wojna, a rozwiąże śmierć.
(A także o tym, że jeśli za dużo pepla się policji, to samemu się kręci na siebie stryczek).
Krótka historia o tym, że chciwość może skończyć się tragedią. Losy rodzin dwojga mężczyzn - polskiego leśniczego i niemieckiego myśliwego - splątała i połączyła wojna, a rozwiąże śmierć.
Pokaż mimo to(A także o tym, że jeśli za dużo pepla się policji, to samemu się kręci na siebie stryczek).