-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać229
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać6
-
Artykuły„Nie chciałam, by wydano mnie za wcześnie”: rozmowa z Jagą Moder, autorką „Sądnego dnia”Sonia Miniewicz1
Biblioteczka
2024-05-27
2022-03-04
2020-03-08
2018-02-05
Wszyscy wiedzą, że piątki przynoszą pecha. Nawet najdrobniejsze przedsięwzięcie może zakończyć się katastrofą, o większych nie wspominając. Cóż więc uczynić, kiedy rankiem tego pięknego dnia sufit wali się na głowy? Nic prostszego - złapać pecha macką i poddusić, żeby stracił chęć do psucia wszystkiego. Można przy okazji zarobić łajbę wątpliwego pochodzenia i jeszcze bardziej podejrzaną załogę. Dobra zabawa gwarantowana!
Marcin Mortka to pisarz, tłumacz, pilot wycieczek i lektor. Znamy go w większości z książek dla dzieci i młodzieży, lecz "Morza" raczej nie nadają się dla najmłodszych. Spore nagromadzenie wulgaryzmów, które w innych tekstach mogłoby razić, tutaj komponuje się idealnie, niczym nie różniąc od fachowego nazewnictwa żeglarskiego. Którego też jest mnóstwo, jednak bez obaw - nie trzeba znać znaczenia wszystkich nazw, gdyż rozumie się je intuicyjnie.
Niesamowite poczucie humoru autora sprawia, że wszyscy fani zabawy do łez będą usatysfakcjonowani - nie wierzę, że znajdzie się ktoś odporny na te wszystkie żarty słowne czy sytuacyjne. Nie wierzę również, że ktoś powie, że wieje nudą. O, co to, to nie. Akcja pędzi jak szalona, nie pozwalając na chwilę wytchnienia. Nie znajdziemy tutaj kilkustronicowych opisów przyrody czy nudnych monologów bezbarwnych osób. Każda postać jest barwnie zarysowana, każdy fragment otoczenia ożywa na kartkach książki. W końcu przychodzi ostatnia strona i zdziwienie: "jak to, to już? Przecież dopiero co się zaczęło...", jednak jest to pozorne. Nie sposób przeczytać całości w dwie godzinki w przerwie między odkurzaniem a myciem okien. Zalecane delektowanie się każdym zdaniem i przerywanie lektury na napady śmiechu. A kiedy ktoś spojrzy na Ciebie jak na wariata - no bo jak to tak: śmiać się do książki? - nie przejmuj się i czytaj dalej, bo warto!
---
(przeczytana po raz pierwszy 25.12.2013)
Wszyscy wiedzą, że piątki przynoszą pecha. Nawet najdrobniejsze przedsięwzięcie może zakończyć się katastrofą, o większych nie wspominając. Cóż więc uczynić, kiedy rankiem tego pięknego dnia sufit wali się na głowy? Nic prostszego - złapać pecha macką i poddusić, żeby stracił chęć do psucia wszystkiego. Można przy okazji zarobić łajbę wątpliwego pochodzenia i jeszcze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-08-21
2014-06-04
2017-02-17
2014-02-10
Wielkie nadzieje, wielkie rozczarowanie.
Od kiedy pierwszy raz ujrzałam okładkę "Wszechświatów", moim celem życiowym stało się zdobycie własnego egzemplarza. Po miesiącach oczekiwań i wielu straconych okazjach, udało się. W końcu cudo było moje! Mogłam umrzeć spełniona i szczęśliwa. Ale nieco później zagłębiłam się w treść i... no cóż, umieranie odwołane.
Książka sama w sobie jest w dosyć dużym formacie (wysokością na mojej półce dorównuje jej tylko jedna), a i na pierwszy rzut oka wydaje się być całkiem przyzwoitej grubości. Znaczy grubości przyzwoitej jest, lecz wcale nie przekłada się to na liczbę stron. Niecałe 300. Ale za to jakie grube kartki! Aż mi, przyzwyczajonej do raczej zwykłych, ciężko było je przekładać. Kolejnym drażniącym elementem były krótkie rozdziały, czasem 3-4-stronowe. Gdyby tak inaczej sformatować tekst, nie zająłby więcej niż 200 stron. Jak łatwo można się domyślić, na takiej ilości ciężko upchnąć coś sensownego... A pomysł na fabułę dosyć złożony. I jak tu zmieścić historię, która mogłaby rozrosnąć się i rozkwitnąć, oczarowywując czytelnika i wciągając go systematycznie, warstwa po warstwie, w każdy po kolei alternatywny świat? Ano, nie da się.
Historia zaczyna się opisami tajemniczych omdleń dwojga nastolatków znajdujących się po różnych stronach kuli ziemskiej. Podczas nich słyszą tajemnicze głosy, chłopak widzi dziewczynę i odwrotnie. Kiedy udaje im się nieco lepiej skontaktować i Alex dowiaduje się, gdzie mieszka Jenny, postanawia potajemnie wyjechać do Australii i spotkać się z nieznajomą. Niestety, kiedy dociera na miejsce umówionego spotkania, jest sam, pomimo telepatycznych zapewnień, że dziewczyna znajduje się dokładnie w tym samym miejscu. I tu zaczyna się podróż po różnych wersjach rzeczywistości...
Albo ostatnio przeczytałam zbyt dużo dobrych książek i gust mi się wyostrzył, albo sposób pisania (i tłumaczenia?) jest po prostu kiepski. Ciągle czegoś mi brakowało, ciągle coś umykało. Najprawdopodobniej sens. Za to, oprócz korekty technicznej, która schowała się pod stół ze wstydu, zostałam uraczona kochanym masełkiem maślanym. Po co pisać, że gumka była elastyczna, albo że kliknięcie myszką szybkie? Toż to oczywista oczywistość. Ale, wracając do sensu, którego nie było... Podczas lektury miałam wrażenie, że wszystko jest tak infantylne i głupie, że gdyby na ulice wyszły strajkujące mamuty domagające się zwiększenia racji żywnościowych, byłoby to mądrzejsze niż zachowanie bohaterów. Ojej, słyszę głosy, polecę z Włoch do Australii i nie powiem rodzicom, gdzie jestem, najwyżej pokrzyczą na mnie jak wrócę i wszystko wróci do normy. Litości. Z drugiej strony, to głupie uczucie, kiedy chce się wrzeszczeć na bohaterkę, żeby nie zachowywała się jak idiotka, bo to tylko równoległy świat... Cóż, irytujące. A co najgorsze, przechodzimy przez te wszystkie dziwaczne miejsca, alternatywne wszechświaty, końce świata i inne podejrzane rzeczy, żeby na końcu się dowiedzieć, że tak naprawdę nic się nie wyjaśniło. Co trzecie zdanie to "nie wiem/nie rozumiem/nie wierzę/to niemożliwe", a pod koniec, uwaga, to samo. To tak, jakby ktoś napisał kryminał i nie podał na końcu nazwiska mordercy.
Podsumowując, boleśnie się zawiodłam. Liczyłam na coś lepszego, piękniejszego w treści i formie, a tu taki bełkot. 3 gwiazdki za okładkę i 1 za pomysł.
Wielkie nadzieje, wielkie rozczarowanie.
Od kiedy pierwszy raz ujrzałam okładkę "Wszechświatów", moim celem życiowym stało się zdobycie własnego egzemplarza. Po miesiącach oczekiwań i wielu straconych okazjach, udało się. W końcu cudo było moje! Mogłam umrzeć spełniona i szczęśliwa. Ale nieco później zagłębiłam się w treść i... no cóż, umieranie odwołane.
Książka sama w...
2016-10-23
2015-08-07
Nie rozumiem, no po prostu w głowie mi się nie mieści, jak można być jednocześnie autorem całkiem niezłej trylogii "Legenda" i tego badziewia. Wytłumaczy mi to ktoś?
"Mhhhroczne piętno" to książka tak pseudo-mhhhroczna, że przy próbach zrozumienia jej i/lub przebrnięcia przez nią w jeden wieczór z mózgu robi się papka. Czarna. Mhrocznie czarna. Och, główna bohaterko, czemu duszę twą* spowija moc mroczna i opętująca? Dlaczego nie potrafisz jej okiełznać? Mówili ci, ach, mówili, żeś niebezpieczna, a ty karmisz się ich strachem i, cholera, przeginasz.
Adelina Jakieś_trudne_nazwisko jest naznaczona, bo w dzieciństwie chorowała i w nagrodę otrzymała moc. Ale nie wiedziała, że ją ma. A ojciec był wobec niej niemiły, bo chciał, żeby, skoro już jest oszpecona (nie ma jednego oka, co nie przeszkadzało jej bodajże dwa razy mrugać obydwoma), miała jakąś moc. Ale wystarczy, że ojciec ją chce sprzedać jako kochankę; moc jej się znalazła i ojca obudzonego sztućcami spadającymi z okna zabiła. Znaczy koń zabił. Przypadkiem. Robi się ciekawie, nie? Potem siedzi w więzieniu, mają ją stracić, zostaje uwolniona przez jakiegoś Kosiarza, nuuda. Przestaje być nudno, kiedy zaczynają jej się podobać dwaj chłopcy. Najważniejsi w organizacji, w której się znalazła. Taka nowość, nikt wcześniej na to nie wpadł. No i dzieje się tam akcja, bohaterka nam się miota od jednego złego do drugiego złego, który chyba nie jest zły, bo ją przecież uratował, ale ten pierwszy zły twierdzi, że ten drugi jest zły, więc chyba jest i trzeba go zdradzić, przy okazji całując. Takie tam. I spoiler spoiler spoiler.
Nie chcę tu streszczać całej fabuły, więc musicie mi uwierzyć na słowo, że kupy to to się nie trzyma. Wspomniane już miotanie się, wewnętrzne rozterki "powiem, nie powiem, powiem, nie powiem...", nagła miłość do siostry, której całe życie zazdrościła, oczywiście super wspaniała moc i świat, którym rządzi niedobry król z bandą Inkwizytorów (brzmi znajomo, prawda?) składają się na niestrawną papkę, w której dodatkowo zgrzytają błędy logiczne. Ot - chłopak rzuca się na przeciwnika ze sztyletami, wcale nie upada, ale zaraz podnosi się z ziemi. Chyba fruwa w takim razie. Drugi przykład: dziewczyna chlaśnięta przez pierś mieczem, krwawi, przy upadku zaliczyła głową coś twardego, leży sobie i drżącej ręki podnieść nie może, ale kilka sekund później już zrywa się na równe nogi. I nawet jej się w głowie nie zakręciło! A to tylko wierzchołek góry lodowej błędów i błędzików logicznych.
Skoro już ustaliliśmy, że autorka nam się nie popisała, czas trochę objechać wydawnictwo. Raz - literówki, błędy wszelakiej maści, frazy przetłumaczone tak, że spod nich wyziera oryginał. Dwa - co robi wspomnienie Włoch na okładce? To nie ma niczego wspólnego z Włochami oprócz gondoli i masek. Na początku jest mapka, nie doszukałam się kształtu buta. Państewka czy co to tam jest mają swoje dziwne, całkiem zmyślone nazwy. Skąd te Włochy, no skąd? Trzy - może to średnio istotne, ale tak niewygodnej do trzymania książki w życiu w rękach nie miałam.
Słowem - rozczarowałam się. Liczyłam na coś zgrabnego, na młodzieżówkę łatwą do połknięcia z powiewem ciekawego pomysłu, a tu takie bagno. Nie polecam, lepiej przeznaczyć czas na coś porządniejszego.
*Tłumacz/redaktor/korektor/wszyscy razem wzięci mają patelnią przez łeb za używanie "mą" zamiast "moją" itp. I za tak karygodne błędy, jak literówka w imieniu jednego z główniejszych bohaterów. Amen.
Nie rozumiem, no po prostu w głowie mi się nie mieści, jak można być jednocześnie autorem całkiem niezłej trylogii "Legenda" i tego badziewia. Wytłumaczy mi to ktoś?
"Mhhhroczne piętno" to książka tak pseudo-mhhhroczna, że przy próbach zrozumienia jej i/lub przebrnięcia przez nią w jeden wieczór z mózgu robi się papka. Czarna. Mhrocznie czarna. Och, główna bohaterko, czemu...
2014-05-05
2015-03-20
Mam ambiwalentne uczucia co do tej książki.
Po pierwsze - muszę się przyczepić, bo jak nie, to wybuchnę. Korekta tej książki leży, kwiczy i stęka, umierając w samotności. Podczas lektury możemy znaleźć całą masę błędów, od klasycznego "roku dwutysięcznego trzeciego" po "w siedzi" zamiast "w sieci". Naprawdę można się było bardziej postarać.
No, to teraz przejdźmy do plusów dodatnich i plusów ujemnych. Z elementów działających na korzyść możemy wymienić fakt, że problem uzależnień jest coraz poważniejszy i należy o nim mówić - czyli samo powstanie tej pozycji było słuszne. Dodatkowo autor reprezentuje umiarkowane podejście, czyli nie uważa internetu za zło wcielone i prostą drogę do wiecznego potępienia. Możemy przeczytać o realnych pytaniach i prawdziwych sytuacjach oraz zastanowić się, jak my poradzilibyśmy sobie z danym problemem.
A co mi w takim razie nie pasowało, skoro to taka pouczającą lektura? Otóż z każdym kolejnym rozdziałem miałam wrażenie, że autor powtarza po raz kolejny to samo i to samo, tylko innymi słowami. Słowniczek na końcu jest w zasadzie marnowaniem kartek, bo kto uważnie czytał, ten wszystkie pojęcia w nim zawarte poznał w trakcie czytania. Ciekawym pomysłem było zamieszczenie na końcu kodów QR do filmików na YouTubie, jednak podczas ich oglądania miałam wrażenie, że autor czasem cytuje fragmenty swojej książki.
Reasumując, pozycja daje do myślenia (szczególnie, kiedy czytając o uzależnieniu od telefonu co chwilę po niego sięgamy), jednak wydaje mi się, że można ją było zawrzeć w może krótszej, a i przy okazji zawierającej mniej błędów formie.
Mam ambiwalentne uczucia co do tej książki.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPo pierwsze - muszę się przyczepić, bo jak nie, to wybuchnę. Korekta tej książki leży, kwiczy i stęka, umierając w samotności. Podczas lektury możemy znaleźć całą masę błędów, od klasycznego "roku dwutysięcznego trzeciego" po "w siedzi" zamiast "w sieci". Naprawdę można się było bardziej postarać.
No, to teraz przejdźmy do plusów...