-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik239
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2024-04-16
2024-04-14
2024-03-17
Po Szczeliny sięgam namiętnie od ich pierwszej książki – po niektóre szybciej, niektóre trochę na mojej półce czekają. Ale chyba żadnej poprzedniej książki nie bałam się tak bardzo, jak tej. Czułam się jak nieprzygotowany do klasówki uczeń liceum, który za chwile miał pokazać jak mało wie o świecie w rozmowie z kolegą, który od dzieciaka pochłaniał encyklopedie jak płatki. Jak się okazuje zupełnie niepotrzebnie.
Bardzo możliwe, że to będzie największe moje zaskoczenie w tym roku. Na niewielkiej ilości stron Conway prezentuje nam świat, który wydaje nam się doskonale znamy – bo przecież swoje do szkoły pochodziliśmy, potem coś tam poczytaliśmy, troszeczkę liznęliśmy na studiach – a jak się okazuje ta wiedza jest tak miałka, że właściwie nie wiemy nic. Dzięki sześciu surowcom, które kształtują naszą przeszłość i teraźniejszość poznajemy losy świata i razem z autorem udajemy się poteoretyzować na temat naszej najbliższej i tej dalszej przyszłości.
I co najważniejsze, autor w ogóle nie męczy czytelnika. To nie jest ten wykład, na który idzie się uciąć sobie drzemkę. Nie, nie, to jest ten wykład, gdy sylabus wydaje się najnudniejszym zajęciem we wszechświecie, ale sala zawsze jest pełna studentów. Ed Conway ma niesamowity dar opowiadania o rzeczach potencjalnie bardzo skomplikowanych w sposób łatwy i przyjemny. Nic tylko pozazdrościć.
„Na kartach tej książki odbyliśmy podróż tam i z powrotem w czasie” – to była niesamowicie satysfakcjonująca podróż.
Szczeliny w tym 2024 roku niesamowicie pozytywnie mnie zaskakują. Najpierw reportażem o Korei i teraz „Skarbami ziemi”. Nie mogę powiedzieć nic więcej, jak zaparzcie sobie herbatę, rozsiądźcie się wygodnie i ruszajcie w tę podróż bez lęku. Na pewno się nie rozczarujecie.
Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu Szczeliny.
Współpraca barterowa
Po Szczeliny sięgam namiętnie od ich pierwszej książki – po niektóre szybciej, niektóre trochę na mojej półce czekają. Ale chyba żadnej poprzedniej książki nie bałam się tak bardzo, jak tej. Czułam się jak nieprzygotowany do klasówki uczeń liceum, który za chwile miał pokazać jak mało wie o świecie w rozmowie z kolegą, który od dzieciaka pochłaniał encyklopedie jak płatki....
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-13
2024-03-12
2024-02-12
2024-02-09
2024-02-03
Znacie to uczucie, gdy po przeczytaniu książki już wiecie, że było to coś na tyle wyjątkowego, że już teraz możecie powiedzieć „oto jedna z najlepszych książek tego roku”.No właśnie, ja to ostatnio przeżyłam. Bo nie wierzę, że znajdzie się aż 10 książek lepszych od tej.
To nie tak, że byłam całkowicie zielona w temacie Korei Północnej. Miałam za sobą oczywiście głośny reportaż „I nie macie światu czego zazdrościć” pewnie jak większość osób, które trochę bardziej interesują się reportażem. No właśnie, tylko „Wielki skok Grupy Lazarus” to coś zupełnie innego. Od tej strony akurat mogłam nazwać siebie żółtodziobem, dlatego z jeszcze większą ciekawością zaczęłam lekturę. Bo nie sztuką jest opisać trudny temat, sztuką jest zrobienie tego w taki sposób, żeby największy laik zrozumiał i doskonale się bawił.
Brytyjski dziennikarz śledczy Geoff White ma jednak styl pisania, którego może mu pozazdrościć niejeden autor powieści sensacyjnych. Jego reportaż momentami czyta się jak najlepszą trzymającą w napięciu powieść szpiegowską, bo choć wydarzenia, które opisuje mogą się wydawać nieprawdopodobne, to gdzieś na drugim końcu świata właśnie to się wydarzyła. Pod nosem całego świata i oszukać tak naprawdę daliśmy się wszyscy.
Nie wiem, co by musiało się wydarzyć, żeby ta książka nie pojawiła się w moim zestawieniu najlepszych na koniec tego roku. Tak wiem, mamy luty, natomiast już dawno nie czytałam czegoś z takimi wypiekami na twarzy i zaangażowaniem. Tej pozycji po prostu nie da się w żaden sposób odłożyć! Przyciąga uwagę czytelnika z powrotem zaraz po zamknięciu książki i ani się człowiek nie obejrzy, a znów siedzi z nosem w literkach całkowicie zaangażowany w lekturę.
Nie powiem wam nic więcej, przeczytajcie po prostu sami! Nie pożałujecie
Znacie to uczucie, gdy po przeczytaniu książki już wiecie, że było to coś na tyle wyjątkowego, że już teraz możecie powiedzieć „oto jedna z najlepszych książek tego roku”.No właśnie, ja to ostatnio przeżyłam. Bo nie wierzę, że znajdzie się aż 10 książek lepszych od tej.
To nie tak, że byłam całkowicie zielona w temacie Korei Północnej. Miałam za sobą oczywiście głośny...
2024-02-03
2024-01-16
2023-11-30
Świetna robota i kolejne świetne Szczeliny. Miałam jednak problem w połowie, żeby utrzymać swoją uwagę
Świetna robota i kolejne świetne Szczeliny. Miałam jednak problem w połowie, żeby utrzymać swoją uwagę
Pokaż mimo to2023-11-28
Jak na reportaż, ma naprawdę mocne otwarcie...
Ale mimo wszystko zabrakło mi jakiegoś zgrabnego rozpoczęcia i w sumie tez podsumowującego zakończenia. Środek był naprawdę dobry, jeśli nie powiedzieć świetny. No ale właśnie, trochę to wygląda jakby nie było pomysłu jak zacząć i jak skończyć.
Mimo to daję wysoką ocenę, środek naprawdę mocno mi to wynagrodził!
Jak na reportaż, ma naprawdę mocne otwarcie...
Ale mimo wszystko zabrakło mi jakiegoś zgrabnego rozpoczęcia i w sumie tez podsumowującego zakończenia. Środek był naprawdę dobry, jeśli nie powiedzieć świetny. No ale właśnie, trochę to wygląda jakby nie było pomysłu jak zacząć i jak skończyć.
Mimo to daję wysoką ocenę, środek naprawdę mocno mi to wynagrodził!
2023-11-27
Przerażająca książka, aż skóra cierpnie jak się ją czyta
Przerażająca książka, aż skóra cierpnie jak się ją czyta
Pokaż mimo to2023-11-02
Chiny to może i drugie supermocarstwo na świecie, ale dla mnie to praktycznie czarna dziura. Nic, null, zero. Po prostu nigdy nie czułam się jakoś mocno zaangażowana w tym kierunku. Jasne, zanim pewne podstawy, bo przecież nie mieszkam pod kamieniem i czytam wiadomości ze świata. Jednak często brakuje mi kontekstu. A na rynku brakowało mi jakiegoś zgrabnego „kompendium” wiedzy na ten temat, który grubością nie przypominałby opasłej księgi historycznej, a stylem najnudniejszego podręcznika do historii. Teraz wreszcie można powiedzieć: dzięki za Michała Lubinę.
Autor zabiera czytelnika (dosłownie) w podróż pogranicza. Za rękę ciągnie nawet tak opornego w tych sprawach czytelnika, jak ja i z cierpliwością najlepszego nauczyciela tłumaczy wszystko od początku do końca. Jasne jest to reportaż, który wymaga od czytelnika pewnej dozy skupienia. To nie lektura naraz, na lekkie słoneczne popołudnie i zmęczoną głowę. Tu 100% uwagi musi być skupiona na każdym zdaniu.
To też jeden z niewielu wypadków, gdy obecność autora w reportażu zupełnie mi nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie! Jego wszędobylskość i ciekawość jedynie wzbudza w czytelniku ciepłe uczucia. Dzięki temu znalazłam w sobie tę dziecięcą iskierkę zainteresowania, gdy wszystko było niezwykle interesujące. Nagle złapałam się na tym, że potrafiłam dosłownie zniknąć na kilka godzin w czeluściach swojego mieszkania, myśląc, że jestem kilkaset tysięcy kilometrów od domu.
Lubina skrupulatnie buduje w głowie czytelnika obraz Chin – imperium wciąż głodnego, non stop marzącego o większym terytorium kosztem swoich sąsiadów. A także tych sąsiadów, których jednocześnie ciągnie do o wiele bardziej rozwiniętego starszego brata, a jednocześnie odczuwają lęk, wobec tego, jak silne mogą okazać się jego wpływy.
Nic nie wiecie na ten temat? Nie ma sprawy, ta książka to strzał w przysłowiową dziesiątkę. Coś tam kojarzycie, ale za specjalistów się nie uważacie? Żaden problem, ten reportaż to wygodne uporządkowanie wiedzy z lekki tonem i lekką zgryźliwością od autorską. A to zawsze cenię, nawet w poważnej literaturze faktu.
Chiny to może i drugie supermocarstwo na świecie, ale dla mnie to praktycznie czarna dziura. Nic, null, zero. Po prostu nigdy nie czułam się jakoś mocno zaangażowana w tym kierunku. Jasne, zanim pewne podstawy, bo przecież nie mieszkam pod kamieniem i czytam wiadomości ze świata. Jednak często brakuje mi kontekstu. A na rynku brakowało mi jakiegoś zgrabnego „kompendium”...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-09
2023-10-11
Po 24 lutego na polskim rynku książki nastąpił prawdziwy bum. Zewsząd patrzyły na czytelnika czerwone okładki z twarzą Putina albo podtytułem „poznaj tajemnice Rosji”. I nic dziwnego, że polski czytelnik tak zachłannie po nie sięgał, sama byłam w tej grupie, która kupiła chyba wszystkie reportaże i eseje o tej tematyce. Desperacko próbowałam zrozumieć. Ale czegoś mi brakowało. Bo o ile grzebała w brudach Kremla, to o współczesnej Rosji i jej mieszkańcach wiedziałam naprawdę niewiele. Tę lukę częściowo wypełnił reportaż Jeleny Kostiuczenko „Przyszło nam tu żyć”, ale było to dla mnie za mało.
Jak wygląda rzeczywistość współczesnego Rosjanina? A Rosjanki? Czym jest ta słynna dacza? Jak przetrwać w kraju, który przez wielu zagranicznych obywateli został już całkowicie skreślony? Czy Rosja ma szansę się zmienić? Marcin Strzyżewski doskonale wie, o czym pisze i czuć to na każdej stronie tej książki. I przekopuje się przez dane statystyczne, najbardziej absurdalne aspekty życia byle tylko odpowiedzieć czytelnikowi na te pytania.
Strzyżewski zabiera czytelnika w długą podróż po kraju, w którym absurd goni absurd. Gdzie, choć jeszcze do niedawna Rosję uważano za mocarstwo, ludzie na potęgę uprawiają ziemniaki, żeby mieć co włożyć na talerz, pralki działają bez wody, wizyta u szamana jest na porządku dziennym, a kobieta w białej sukni ma nadzieję, że małżonek „nie będzie bił”. Ta narracja o wiele bardziej pasuje do obrazków splądrowanych na Ukrainie domów, z których żołnierze wynosili sprzęty gospodarstwa domowego, kosztowności i właściwie wszystko, co tylko udało im się unieść.
Tu w końcu czytelnik może zajrzeć dalej niż do samego Kremla. Problemy normalnych ludzi i to z czym muszą borykać się we własnym kraju. Przy okazji autor polemizuje ze stwierdzeniem, że „w Rosji żyje się najgorzej”. Każdy kraj ma swoje problemy i bolączki, z którymi muszą się mierzyć jego mieszkańcy.
Marcin Strzyżewski analizuje dokładnie te największe i najbardziej absurdalne dla polskiego czytelnika. Przytacza fakty i statystyki, ale w taki sposób, że czytelnik nie czuje się przytłoczony wiedzą, jaką serwuje mu autor książki. I to jest największą zaletą tego reportażu. Lekkość pióra, przy naprawdę trudnym temacie. Gdy jednocześnie czytelnikowi ściska organy wewnętrzne, a z drugiej strony nie czuje się przyciśnięty na tyle mocno, że odłoży tę książkę na półkę i będzie się zastanawiał, czy warto wrócić do tego mocarstwa absurdu.
„Rosja. Mocarstwo absurdu i nonsensu” to pozycja, która w końcu uzupełniła tę lukę w mojej głowie. To w końcu coś zupełnie innego. Co prawda od polityki i jej przedstawicieli nigdy nie da się uciec, ale Strzyżewski w końcu uchyla nam drzwi normalnych domów i mieszkań. Żebyśmy z jego pomocą mogli podejrzeć życie tych, którzy istnieją pod twardą ręką Putina.
______
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Szczeliny
Po 24 lutego na polskim rynku książki nastąpił prawdziwy bum. Zewsząd patrzyły na czytelnika czerwone okładki z twarzą Putina albo podtytułem „poznaj tajemnice Rosji”. I nic dziwnego, że polski czytelnik tak zachłannie po nie sięgał, sama byłam w tej grupie, która kupiła chyba wszystkie reportaże i eseje o tej tematyce. Desperacko próbowałam zrozumieć. Ale czegoś mi...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-10
2023-08-18
Oczekiwałam od niej większego rysu historycznego i jednak rozbicia na poszczególne państwa. Wiem, kłoci się to z ogólną koncepcją, którą przyjął autor, ale ostatecznie po przewróceniu ostatniej strony w mojej głowie powstała jedna wielka chaotyczna masa, której nie miał kto posegregować na odpowiednie szufladki.
Oczekiwałam od niej większego rysu historycznego i jednak rozbicia na poszczególne państwa. Wiem, kłoci się to z ogólną koncepcją, którą przyjął autor, ale ostatecznie po przewróceniu ostatniej strony w mojej głowie powstała jedna wielka chaotyczna masa, której nie miał kto posegregować na odpowiednie szufladki.
Pokaż mimo to2023-07-31
2023-07-29
Reportaży o miłości powstało w ostatnim czasie kilka. Temat został rozpracowany na tylu różnych płaszczyznach, że aż ciężko uwierzyć, że udałoby się napisać coś nowego, albo chociaż świeżego. Bo ile można czytać o tym samym w reportażach? No właśnie, do powieści się wraca, a co z literaturą faktu? Dlatego mimo wszystko do tej pozycji z repertuaru wydawnictwa Szczeliny podchodziłam dość ostrożnie. Jak się okazało zupełnie niepotrzebnie, bo dałam się porwać już po przewróceniu pierwszej strony.
Co jednak nie oznacza, że książka jest bez wad. Można trochę powiedzieć, że autor chce złapać za dużo srok za ogon jednocześnie. Niektóre wątki są zbytnio pospieszone, a przy innych tupałam już niecierpliwie nogą. Jeszcze inni uznają, że jest ich po prostu za dużo jak na jedną książkę. Piskale nie można jednak odmówić dobrego pióra i przytrzymywania czytelnika przy lekturze. Bo naprawdę miałam problem, żeby ją odłożyć. Tak dałam się autorowi zamotać, że ostatecznie przeczytałam tę pozycję prawie na raz. Co przy dodatkowo tak trudnym temacie jest tylko atutem.
Piskała zabiera czytelników w podróż przez Erytreę, Tanzanie, Kongo, Ugandę i Etiopię. Przez rozległe problemu, które dręczą umęczone upałem ziemie i ludzi. Czy w świecie, gdzie głód, bieda i ciągłe wojny są na porządku dziennym jest jeszcze miejsce na jakiekolwiek uczucie inne niż chęć przeżycia?
Nigdy nie pomyślałabym, że przeczytam reportaż o Afryce skupiający się na miłości. A jednak skupienie się autora na tym jednym konkretnym i wspólnym dla wszystkich niezależnie od miejsca zamieszkanie akcencie, dodatkowo uwypukla, to na co najbardziej powinniśmy zwrócić uwagę w tej pozycji. Na to jak tak naprawdę wygląda tam teraz współcześnie życie. Jak potoczyły się często przemilczane konflikty, o którym nie mamy zielonego pojęcia. Jak bardzo powinniśmy skorygować sobie spojrzenie na ten kraj. Nie jest to reportaż w 100 % doskonały, bo też niewiele takich jest. Ale uważam, że jest to coś, za co warto się zabrać na początku swojej przygody z tym gatunkiem. Wierzę, że wielu z początkujących czytelników po spotkaniu z tą lekturę zagości w ramionach literatury faktu na dłużej.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Szczeliny
Reportaży o miłości powstało w ostatnim czasie kilka. Temat został rozpracowany na tylu różnych płaszczyznach, że aż ciężko uwierzyć, że udałoby się napisać coś nowego, albo chociaż świeżego. Bo ile można czytać o tym samym w reportażach? No właśnie, do powieści się wraca, a co z literaturą faktu? Dlatego mimo wszystko do tej pozycji z repertuaru wydawnictwa Szczeliny...
więcej Pokaż mimo to