Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2015-01-10
2012-10-23
Baśnie i legendy. Wielokrotnie, jako dziecko lubiłam sięgać po te tajemnicze i magiczne historie, w których pojawiały się czarownice, zwierzęta przemawiały ludzkim głosem, a dobro i sprawiedliwość zwyciężały. To one jako jedne z pierwszych miały wpływ na kształtowanie mojej wyobraźni i dostarczały podstawowych informacji o naszej kulturze. Później jako 13-14latka przeżyłam fascynację baśniami z różnych części świata, które to z kolei rozbudziły we mnie fascynację odległymi krajami i ich obyczajami. Teraz jestem już trochę starsza, jednak dalej lubię sobie odświeżać nasze rodzime opowieści i dlatego sięgnęłam właśnie po "Baśnie i legendy polskie".
Zbiór wydany przez Naszą Księgarnię opatrzony został wstępem p. Marty Ziółkowskiej- Sobeckiej i zawiera w sobie takie teksty jak: Orle Gniazdo, Książę Popiel i myszy, Bazyliszek, Legenda o Wiśle czy Szewczyk Dratewka. Ogółem historii jest 51 i przyznam się szczerze, że trafiłam wśród nich na kilka, których do tej pory nie znałam. Ich treści omawiać nie będę, bo szczerze wątpię, że znalazłyby się osoby, które nie znają chociaż jednej z naszych, polskich legend. Skupię się natomiast bardziej na wydaniu, gdyż zasługuje ono na chwilę uwagi.
Książka ma twardą oprawę i strony z papieru bardzo dobrej jakości. Wszelkie ilustracje wykonał p. Mirosław Tokarczyk i moim zdaniem wykonał kawał ogromnie dobrej roboty. Rysunki są niezwykle barwne, stworzone prostą kreską i wzbogacają doznania w trakcie czytania. Jako, że jest to pozycja skierowana do najmłodszych czytelników to rozkład tekstu jest bardzo przejrzysty, marginesy są spore, a mini rysuneczki znajdują się na górze każdej ze stron. Plusem są też przypisy wyjaśniające słowa, które mogą być dla czytającego niezrozumiałe. Całość jest świetnie przemyślana i skomponowana, tak że miło się tą pozycję nawet po prostu przegląda.
"Baśnie i legendy polskie" to doskonała książka dla rodziców, którzy pragną spędzić trochę czasu na czytaniu swym pociechom. Jest to również świetny materiał na prezent dla młodszego rodzeństwa czy kuzynostwa. Poprzez bardzo różnorodne dobranie historii, każda latorośl znajdzie coś dla siebie i równocześnie pozna kawałek naszej kultury. Dodatkowo oczy cieszy w 100% dopracowane wydanie, a przecież to także jest istotne, gdyż dziecko w trakcie czytania będzie mogło przyjrzeć się postaciom występującym w poznawanych przez niego historiach. W prawdzie cena na okładce trochę ostudza zapał zakupowy (49,90zł!), to zawsze przecież można poszukać jakiejś promocji, bo dla tej jakości, naprawdę warto.
Baśnie i legendy. Wielokrotnie, jako dziecko lubiłam sięgać po te tajemnicze i magiczne historie, w których pojawiały się czarownice, zwierzęta przemawiały ludzkim głosem, a dobro i sprawiedliwość zwyciężały. To one jako jedne z pierwszych miały wpływ na kształtowanie mojej wyobraźni i dostarczały podstawowych informacji o naszej kulturze. Później jako 13-14latka przeżyłam...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-01-08
Sielanka. Tak jednym słowem można określić styl życia, jaki po bitwie z okrutnym magiem zaczęła prowadzić Jada. Chcąc się bowiem poczuć bezpieczniej, a także utrzymać stały kontakt z bliskimi jej od pewnego czasu mężczyznami, wiedźma zaproponowała, że zamieszkają we trójkę. W ten sposób wylądowała ona w łóżku z obłędnie gorącym i seksownym Mironem po jednej stronie oraz delikatnym i czułym Joshuą po drugiej. Wiadomo, że mężczyznom nie do końca odpowiadała opcja dzielenia się ubóstwianą Dorą, jednak cóż innego im pozostało skoro tylko tak żaden z nich nie czuł się poszkodowany. Zresztą sama wiedźma także czerpała radość z tych nowych czysto platonicznych dla niej relacji, gdyż w końcu była pewna, iż ma wokół siebie kogoś, kto ją autentycznie kocha.
Niestety jednak, jak to w życiu bywa, szczęście i spokój nie mogły trwać wiecznie.
Problemy zaczęły się od momentu, gdy ktoś zapragnął skłócić ze sobą wampiry i wilkołaki, a później także i kolejnych magicznych. W trakcie tych trudnych do wyjaśnienia wydarzeń pojawiła się dodatkowo jakaś dziwna i nikomu nieznana kobieta, która koniecznie chciała dotknąć Dorę. A później... później to już było tylko gorzej...
Od czasu, gdy przeczytałam "Złodzieja dusz" minęła już dłuższa chwila, dlatego z tym większą przyjemnością sięgnęłam po jego kontynuację i przyznam szczerze, w ogóle się nie zawiodłam. Mój niedosyt pozostawiony przez tom pierwszy w końcu został zaspokojony!
"Bogowie muszą być szaleni" przeczytałam zaledwie w kilka godzin, jednak sporo czasu zajęło mi myślenie o tym, co powinnam zawrzeć w swej opinii, tak, aby rzetelnie przygotować was do tego, czego możecie się spodziewać po tej książce. Nie jest to bowiem łatwą sprawą, gdyż p. Aneta zamieściła w swym dziele tak dużo różnych elementów, iż obawiam się, że nie oddam w pełni ducha jej książki. Postaram się przynajmniej skupić na tym, co według mnie jest najistotniejsze.
Można było się spodziewać, iż w kolejnej części główną bohaterką nadal pozostanie odważna i waleczna Jada, wiedźma z niewyparzoną buzią i poczuciem lojalności wobec bliskich. Tak jakby jej życie było jeszcze zbyt mało skomplikowane, los postanawia obarczyć ją w tym tomie kolejnym dziedzictwem, nowymi krewnymi i umiejętnościami, o których kobieta dowiaduje się w najmniej oczekiwanych momentach. W jej otoczeniu, jak już wspomniałam, stale znajdują się także paranormalni adoratorzy, którzy, gdyby zaszła taka potrzeba, skoczyliby za swą niesamowitą partnerką nawet w ogień (chociaż podejrzewam, że akurat dla Mirona nie byłoby w ogóle problemem). Relacje tych trojga są tym razem dużo głębsze, gdyż każdy z nich zdaje sobie sprawę, jakimi uczuciami się nawzajem darzą. Trochę irytuje fakt, że Dora ciągle zwraca się do współlokatorów per aniołku i diabełku, ale na dłuższą metę można się do tego przyzwyczaić (lub przestać zwracać na to uwagę). Nasi bohaterowie są świadomi nietypowości ich związku jednak obawiają się wykonać kolejny krok, aby tylko nie zachwiać układu, w którym każdy jest dosyć szczęśliwy. Joshua nie może być z Jadą przez funkcję, którą pełni. Dora nie może związać się z Mironem, żeby anioł nie poczuł się pokrzywdzony. Jednocześnie sama wiedźma kocha zarówno diabła, jak i swego niebiańskiego stróża. Jest to intrygujący impas, gdyż zdaje się nie być z niego wyjścia.
Nie nastawiajcie się jednak na to, że książka Jadowskiej to typowy paranormalny romans, gdyż wątek uczuciowy jest jedynie przyjemnym dodatkiem do niezwykle wartkiej fabuły pełnej różnorodnych zawirowań. Z jednej strony mamy bowiem do rozwiązania zagadkę, kto próbuje skłócić ze sobą Magicznych i co może na tym zyskać. Z drugiej natomiast tajemniczą kobietę, która z nieznanych nikomu przyczyn uparła się, aby uprzykrzyć naszemu trio życie. Tempo wydarzeń wzrasta dosłownie z minuty na minutę, gdyż autorka umiejętnie i sukcesywnie dostarcza wiedźmie i jednocześnie nam coraz więcej istotnych dla obu spraw informacji. Wszystko dąży do punktu kulminacyjnego, który gdy w końcu nadchodzi, rozkłada nas całkowicie na łopatki. Zakończenie jest tak niesamowite i nieprzewidywalne, że aż brak człowiekowi słów na jego opisanie.
Na wspomnienie zasługują także mitologiczne nawiązania, które pojawiając się w "Bogowie muszą być szaleni" sprawiły, że sama książka zaczęła przypominać mi trochę te z serii o druidzie Atticusie. Tutaj również na scenę wkraczają celtyckie bóstwa, których ulubioną czynnością jest bawienie się losem istot żyjących. Dodatkowo Jada ma dosłownie taki sam dar do wpadania w tarapaty, jak główny bohater amerykańskiego pisarza, a także całkiem podobne poczucie humoru. Odnoszę nawet wrażenie, że tych dwoje mogłaby się całkiem nieźle porozumieć.
Czy "Bogowie muszą być szaleni" zasługują na jakiś minus? Oprócz niewielkiego za przesyt słodkich zwrotów między trojgiem głównych bohaterów sądzę, że nie. Powieść jest przemyślana i dopracowana tak, że nie razi w oczy nieścisłościami czy wręcz sprzecznościami. Nie odczuwa się też w trakcie czytania "bezczelnie" pozostawionych wątków, które mają być kontynuowane w dalszych tomach, dzięki czemu nie wiadomo, co przygotowuje dla nas p. Aneta. Krótko mówiąc powieść ta jest niezwykle udaną i trzymającą poziom kontynuacją.
"Bogowie muszą być szaleni" w mój gust trafili idealnie i już nie mogę się doczekać aby sprawdzić, czy trzeci tom także wywoła we mnie tak duże emocje. Tym, którzy nie znają tej serii gorąco ją polecam!
Sielanka. Tak jednym słowem można określić styl życia, jaki po bitwie z okrutnym magiem zaczęła prowadzić Jada. Chcąc się bowiem poczuć bezpieczniej, a także utrzymać stały kontakt z bliskimi jej od pewnego czasu mężczyznami, wiedźma zaproponowała, że zamieszkają we trójkę. W ten sposób wylądowała ona w łóżku z obłędnie gorącym i seksownym Mironem po jednej stronie oraz...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-11-09
„Nie ciężka maszyna zziajana, zdyszana,
Lecz fraszka, igraszka, zabawka blaszana.”
Julian Tuwim „Lokomotywa”
Stojąc na peronie pośród tłumu ludzi, którzy tak jak ja czekają na transport, do jakichś oddalonych i czasem nawet tajemniczych miejsc, nie zastanawiałam się nigdy, czy pociągi mają swoje duchy? Czy są ludzie, których przywiązanie do kolei jest w stanie pomóc im w wykryciu zbliżającej się tragedii? Czy wreszcie, pociąg może tak po prostu zniknąć lub nawet przenieść się do innego wymiaru?
Stefan Grabiński określany jest mianem naszego polskiego E.A. Poe czy H.P. Lovecrafta. Jako autor był przedstawicielem noweli fantastycznej i twórcą gatunku: horror kolejowy. Interesowały go magia, parapsychologia i demonologia. Zmarł niedoceniony w ubóstwie. Książka „Demon ruchu i inne opowiadania” jest moją pierwszą stycznością z twórczością tego autora, ale zdecydowanie stwierdzam, że nie ostatnią.
Na cały zbiór składa się 25 opowiadań, które należy podzielić ze względów merytorycznych na dwie główne części. Pierwsza zawiera historie, z którymi powiązana jest kolej. Drugą część charakteryzują teksty, w których dominuje nuta mistycyzmu, demonizmu i symboliki ognia. Szczerze muszę przyznać, że obie w tak samo wielkim stopniu przyciągnęły mnie i zadziwiły, zarówno swoją treścią jak i stroną językową.
Pierwszym z elementów, które zdecydowanie zapadają w pamięć i dodają w jakiś sposób realności każdej z historii, są nazwiska osób w nich występujących. Nie są to nigdy nazwiska, które mogłyby mieć pochodzenie zagraniczne, dlatego czytelnik cały czas zdaje sobie sprawę, że mimo ogromnej tajemniczości i magii, każde z wydarzeń ma miejsce w Polsce. Kolejną rzeczą o której muszę wspomnieć jest ogromna autentyczność językowa. Pisarz z lekkością potrafi przejść z zagadnień natury psychologicznej, do dokładnych opisów elementów związanych z koleją. Czasami musiałam się dzięki temu odwoływać do pomocy słownika, ale ja akurat, wzbogacanie zasobu słów, dzięki lekturze, uważam za coś pozytywnego.
Na uwagę zasługują również postacie, które są przedstawione wielopłaszczyznowo i niezwykle realistycznie. Autor doskonale wykorzystuje swoją wiedzę z dziedziny psychologii, dzięki czemu bohaterowie i ich zachowania zyskują na głębi. W całej książce podobała mi się również wielotematyczność tzn. każde opowiadanie oparte jest na czymś innym, każde ma inny motyw przewodni, ale jednocześnie wszystkie, bez wyjątku wciągają i zaskakują adekwatnie dobraną puentą. Walka z własną jaźnią, pociąg widmo, demony pożaru, wampiry żywiące się energią życiową czy fascynacja ogniem, która doprowadza do tragedii, to tylko niewielki ułamek, z tego o czym traktują historie w tej książce.
Jestem świadoma, że nie wszyscy lubią sięgać po formę jaką są opowiadania, jednak z całą pewnością stwierdzam, że czegoś takiego jak „Demon ruchu…” jeszcze w rękach nie mieliście. Mroczny klimat, stymulowanie napięcia poprzez tajemnicze wydarzenia i istoty, a także piękny i bogaty język tworzą niezwykłą, momentami pełną grozy mieszankę. Podczas czytania nigdy nie jesteśmy pewni czy to co się dzieje, jest snem czy jawą. Nie jest to pozycja, którą czyta się w dwie godzinki, odkłada na półkę, a później o niej zapomina. Uczucie niepokoju, swoistej egzystencjalnej refleksji dodatkowo doprawione nutą mistycyzmu oraz okultyzmu. To właśnie takie coś ja nazywam dobrą literaturą, dlatego namawiam was, abyście zapoznali się z tą pozycją, gdyż autor jest moim zdaniem naprawdę naszym polskim E.A. Poe, jeżeli nawet nie kimś wybitniejszym.
„Nie ciężka maszyna zziajana, zdyszana,
Lecz fraszka, igraszka, zabawka blaszana.”
Julian Tuwim „Lokomotywa”
Stojąc na peronie pośród tłumu ludzi, którzy tak jak ja czekają na transport, do jakichś oddalonych i czasem nawet tajemniczych miejsc, nie zastanawiałam się nigdy, czy pociągi mają swoje duchy? Czy są ludzie, których przywiązanie do kolei jest w stanie pomóc im w...
2014-06-05
Niezbyt często zdarza mi się trafić na dramaty, które przypadną mi do gustu. Nie skłamię mówiąc, iż historie, w których jest dużo traumy, płaczu i życiowych zawirowań działają mi wręcz na nerwy. Nie sięgam świadomie po takie powieści, a zdarza mi się trafić na nie wyłącznie przypadkiem. Podobnie było z zaproponowanym mi do recenzji Hopeless. Ponieważ obiecałam, że nie przeczytam żadnej opinii o tej książce, zanim sama się z nią nie zapoznam, wiedziałam jedynie, że trąci ona kolejną młodzieżówką z dominującym wątkiem miłości. Sporo już takich przewinęło się przez moje ręce, czemu więc nie miałabym przeczytać i tej?- pomyślałam. Skąd mogłam wiedzieć, że mi się spodoba, wyrwie mi kilka godzin z życia i pozostawi całkowicie zniszczoną i pełną różnych, kipiących aż ze mnie uczuć?
Jak można pisać takie historie!? Jak można je wydawać i podsuwać całkowicie niewinnej i nieświadomej blogerce?!
Hopeless mnie dość mocno ugryzło, przeżuło i wypluło. Ale wiecie w tym pozytywnym sensie ;)
"Czasem odkrycie prawdy może odebrać nadzieję szybciej niż wiara w kłamstwa.
To właśnie uświadamia sobie siedemnastoletnia Sky, kiedy spotyka Deana Holdera. Chłopak dorównuje jej złą reputacją i wzbudza w niej emocje, jakich wcześniej nie znała. W jego obecności Sky odczuwa strach i fascynację, ożywają wspomnienia, o których wolałaby zapomnieć. Dziewczyna próbuje trzymać się na dystans – wie, że Holder oznacza jedno: kłopoty. On natomiast chce dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Gdy Sky poznaje Deana bliżej, odkrywa, że nie jest on tym, za kogo go uważała, i że zna ją lepiej, niż ona sama siebie. Od tego momentu życie Sky bezpowrotnie się zmienia."
Nie będę pisała nic więcej konkretnego o treści, bo zepsułabym wam tym samym przyjemność czytania. Napiszę natomiast o tym, dlaczego warto sięgnąć po tę książkę i czym mnie ona ujęła. A ujęła mnie wieloma rzeczami.
Jak już wspomniałam, historia ta jest dramatem z intensywnym wątkiem uczuciowym, chociaż według klasyfikacji z Goodreads powinnam raczej napisać, że przynależy do gatunku New Adult.
Głównymi bohaterami są tutaj Sky i Dean, cudowna para, która zdaje się być sobie dosłownie przeznaczona. Mimo że ich miłość rozpoczyna się dość naiwnie, bo od pierwszego wejrzenia, to typ rodzącego się między nimi uczucia jest jednym z tych, które sprawiają, że nawet czytelnikowi robi się jakoś ciepło w środku.
Odnośnie Deana muszę się przyznać, że za samo imię miał plusa na starcie, bo mogłam dzięki niemu wyobrażać go sobie, jako jednego z Winchesterów. Ostatecznie stałam się jednak jego fanką po tym, jak zobaczyłam, że na pierwszym miejscu stawia on zawsze dobro dziewczyny, na której mu zależy.
Sky z kolei to postać od samego początku intrygującą. Jej mocno zdystansowany charakter i stoicki spokój szybko budzą podejrzenia, że coś musi lub musiało być z nią nie tak.
Historia Sky i Deana wydaje się być początkowo całkiem zwyczajna. Młodzi mają standardowe wzloty i upadki. Pojawia się między nimi piękne, pierwsze zauroczenie, które dość szybko przechodzi w etap zalotów i obustronnych westchnień. Później jednak wkrada się w to wszystko ich przeszłość, która zmusza ich do skonfrontowania się traumatycznymi wydarzeniami wystawiającymi ich związek na ciężką próbę. To, co każde z tej dwójki bohaterów doświadczyło za młodu bardzo mocno wpływa na ich współczesne relacje i staje się też kluczem do wielu zachowań Sky.
Temat, który w tej książce jest poruszany zalicza się do niezwykle przykrych i ciężkich. Wiele scen czytało mi się z trudem, gdyż nie wyobrażam sobie, iż to ja lub ktoś mi bliski miałaby się znaleźć w podobnej sytuacji. Ta historia zmusza nas do myślenia, do trzymania oczu szeroko otwartych i zareagowania, gdy w naszym otoczeniu ktoś cierpi.
Hopeless nie jest kolejnym szablonowym, romansem dla nastolatek, napisanym tragicznie prostym czy infantylnym wręcz językiem. Równocześnie nie jest to również nie wiadomo, jak nowatorska historia stworzona przy pomocy wyszukanego słownictwa czy wysokiego stylu.
Dzieło pani Hoover zasługuje na swoją własną przegródkę, do której póki co, ja nie jestem w stanie wsadzić nic innego.
Hopeless to prostu piękna, uświadamiająca lektura ze ślicznym wątkiem miłosnym. Zapomniałabym wspomnieć, że aby zrównoważyć nam trudny temat przewodni autorka serwuje trochę zabawnych dialogów oraz kilka scen erotycznych. Są one przyjemnym uzupełnieniem, zwłaszcza relacji między Sky i Deanem.
Ja w tę książkę dosłownie wsiąknęłam i nie odłożyłam jej na bok póki nie doczytałam do samego końca. Nie znoszę górnolotnych porównań i frazesów, ale przyznam się, że jestem pewna, iż jeszcze do tego tytułu powrócę i będę równie mocno ją przeżywać, jak za pierwszym razem.
Na koniec jeszcze dodam, że samo wyjaśnienie tytułu jest śliczne w swej prostocie.
edit:
Wiecie tak naprawdę nie jestem do końca zadowolona z tej opinii. Nie umiem w pełni oddać słowami tego, co czuję po lekturze Hopeless. Chyba sama jestem zwyczajnie beznadziejna... A wy musicie samodzielnie zapoznać się z tą książką aby ocenić czy miała ona na was jakiś wpływ.
Niezbyt często zdarza mi się trafić na dramaty, które przypadną mi do gustu. Nie skłamię mówiąc, iż historie, w których jest dużo traumy, płaczu i życiowych zawirowań działają mi wręcz na nerwy. Nie sięgam świadomie po takie powieści, a zdarza mi się trafić na nie wyłącznie przypadkiem. Podobnie było z zaproponowanym mi do recenzji Hopeless. Ponieważ obiecałam, że nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-12-18
Skoro ostatnio przebywaliśmy na dzikich terenach, dzisiaj zabiorę was do jednego z krajów, który osiągną najwyższy poziom cywilizacyjny. Japonia to niewielkie państewko z ogromną historią. Kraj, gdzie codziennie ścierają się ze sobą tradycja z nowoczesnością. Gdzie jedną z ulubionych rozrywek jest karaoke, a reklamy atakują nas przesłodzonymi zwierzątkami i wielkookimi dziewczynkami. Gdzie ludzie bez skrępowania zażywają wspólnych kąpieli, ale zakochanym nie wolno publicznie okazywać czułości. Japonia jest pełna sprzeczności, ale mimo to przyciąga do siebie coraz więcej obcokrajowców pragnących poznać smak oryginalnego sushi oraz widok kwitnących drzew wiśni. Marzę o również o takim wyjeździe, dlatego książka "Japoński wachlarz" stała się dla mnie kolejną wyjątkową pozycją, swoistym drogowskazem i poradnikiem ku lepszemu poznaniu, tego pięknego miejsca.
Joanna Bator (polska pisarka, felietonistka i feministka) wyjechała do Japonii praktycznie nie znając języka japońskiego. Nie przeszkodziło jej to jednak w nawiązaniu wielu przyjaźni i poznaniu kultury tego, nowego dla niej, miejsca. Cechą, która w trakcie podróży wpłynęła na szybszą asymilację autorki, była niewątpliwie jej otwartość na wszelkie nowinki. Gdy po raz pierwszy zobaczyła japońską toaletę z zaciekawieniem wypróbowała każdą z jej funkcji. Bez większego problemu smakowała też potraw typu sernik z zielonej herbaty, czy trująca ryba fugu. Opisy jej przeżyć są konkretne i szczere. Autorka nie ukrywa, że mimo iż wiele jest tam wspaniałego, to mieszkanie w Japonii nie jest idealne. Utrwalony podział ról płciowych, system patriarchalny, czy wszechobecna pleśń, to tylko kilka z wymienionych przez nią minusów Kraju kwitnącej wiśni.
Książka podzielona została na części główne (rozpoczynające się cytatami) oraz zawierające się w nich podrozdziały. Pisarka nie skacze tematyką, ale nie przyjmuje również chronologicznego sposobu opowiadania przytrafiających jej się sytuacji. Skupia się raczej na kolejnych aspektach życia w Japonii bez bezpośredniego odniesienia do konkretnych dat. Często w swe przeżycia i doświadczenia wplata również ciekawostki historyczne, które na szczęście miło uzupełniają wiedzę laika, jednocześnie nie przytłaczając go suchymi faktami. Odniosłam wrażenie, że szczególny nacisk położony został jedynie na rolę, życie i funkcjonowanie kobiet we współczesnej Japonii.
Strona techniczna zachwyciła mnie tak samo jak i treść. Liczne kolorowe fotografie wspierają niewątpliwie wyobraźnię czytelnika, a pojawiające się od czasu do czasu napisane po japońsku hasła dodają tej książce klimatu orientu. Jedyne co mi się nie spodobało to rysunki na okładce, kojarzące mi się z hentai (komiksy o tematyce 18+). Przecież można było wybrać zamiast nich tak dużo innych symboli tego kraju...
Japonią interesuję się od wielu lat, dlatego jestem tą książką oczarowana.i wiem, że nie raz do niej powrócę. Dla osób nie mających wcześniej do czynienia z Krajem Kwitnącej Wiśni będzie to również dobry początek przygody. Pozycja ta nie jest ani zbytnio przesłodzona, ani za mocno krytyczna. Jest natomiast doskonałą kwintesencją, tego co o Japonii warto wiedzieć. Zdecydowanie musicie ją przeczytać :)
Skoro ostatnio przebywaliśmy na dzikich terenach, dzisiaj zabiorę was do jednego z krajów, który osiągną najwyższy poziom cywilizacyjny. Japonia to niewielkie państewko z ogromną historią. Kraj, gdzie codziennie ścierają się ze sobą tradycja z nowoczesnością. Gdzie jedną z ulubionych rozrywek jest karaoke, a reklamy atakują nas przesłodzonymi zwierzątkami i wielkookimi...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-05-15
Wyczekiwana, ukochana, najlepsza i najwspanialsza! Dzięki ogromnej uprzejmości wydawnictwa MAG mogłam przeczytać "Mechanicznego księcia" krótko po premierze i jestem w nim totalnie zakochana!
Fabuła
Przenosimy się do wiktoriańskiej Anglii. Tessa w dalszym ciągu znajduje się pod opieką Nocnych Łowców, a Ci starają się jej pomóc odkryć, kim byli jej rodzice i dlaczego dziewczyna posiada takie, a nie inne zdolności. Niestety nie jest to ich jedyne zdanie. W świetle ostatnich wydarzeń Clave stwierdziło, że Charlotte musi udowodnić, że mimo swojej porażki nadaje się na opiekunkę instytutu. Wyznaczono jej więc zadanie, aby w ciągu dwóch tygodni znalazła Mistrza i jego automaty.
Tessa spędza coraz więcej czasu z Jem'em i jednocześnie stara się nie myśleć o tym co czuje do Willa. Chłopcy w całkiem różny sposób traktują dziewczynę, jednak obydwoje okazują jej zainteresowanie przez co czuje się ona mocno skołowana. Tessa nie wie jednak, że Will ma powód, aby zachowywać się tak obcesowo, a czasami nawet okrutnie w stosunku do innych.
Czy Nocnym Łowcom uda się odkryć co knuje Mistrz?
Dlaczego Willem targają sprzeczne emocje?
Kim lub czym tak jest Tessa?
Nic wam nie powiem, bo po prostu musicie przeczytać tę książkę!
Wrażenia i rekomendacje
Postacie
Bohaterowie wstępnie opisani w "Mechanicznym aniele" dają się tutaj zdecydowanie lepiej poznać. Jem dalej jest chłopcem wyrozumiałym i czułym, jednak jego choroba coraz bardziej przeszkadza mu w normalnym funkcjonowaniu. Uczucia, którymi obdarzył Tessę w niewielkim stopniu wpływają na jego codzienne zachowanie, dlatego jako jeden z nielicznych potrafi skoncentrować się na narzuconym przez Clave zadaniu. Willem targają emocje i nie potrafi sobie z nimi poradzić. Zdecydowanie ciekawym elementem odnośnie jego osoby jest informacja o tym, dlaczego przez cały czas tak okropnie traktuje ludzi, którzy chcą się do niego zbliżyć. W "Mechanicznym księciu" poznajemy również bliżej jego przeszłość, a także porzuconą przez niego rodzinę. Dość ciężki okres przechodzi w tej historii Charlotte, która nie dość, że musi sobie radzić ze spiskującymi przeciwko niej członkami Clave, to dodatkowo nie odczuwa wsparcia ze strony męża, a Will i Jessamine także dokładają jej sporo problemów. Jedynie Tessa w moim odczuciu była postacią momentami dość irytującą, gdyż zauważyłam w niej typowe rozterki a'la Bella Swan: którego z chłopców wybrać skoro kocham ich obu?
Przebieg akcji
Fabuła kontynuuje wątki z tomu pierwszego, a także wprowadza całkiem nowe. Mamy więc walkę z automatami, intrygi Mistrza oraz Clave, przeszłość Will'a, pochodzenie Tessy, a także wywoływanie demonów czy sceny rodem z prawdziwego romansu. Styl w jakim pisze autorka jest z jednej strony dość prosty, a z drugiej bardzo dopracowany i nieinfantylny. Zachwycające dokładnością opisy miejsc oraz wydarzeń, a także dynamiczne sceny starć oraz zabawne dialogi powodują, że tak jak w przypadku innych powieści tej pisarki, po prostu nie można przerwać czytania.
Kto czytał "Mechanicznego anioła" koniecznie musi poznać jego kontynuację. Ci natomiast, którzy niestety nie znają tej serii powinni zdecydowanie po nią sięgnąć. Cassandra Clare stanęła na wysokości zadania i po raz kolejny pozbawiła mnie możliwości przespania nocki. Nie mam żadnych uwag, wszystko mi się podobało i od tej pory jestem pewna, że po nocach będzie mi się śnił Jem!
Wyczekiwana, ukochana, najlepsza i najwspanialsza! Dzięki ogromnej uprzejmości wydawnictwa MAG mogłam przeczytać "Mechanicznego księcia" krótko po premierze i jestem w nim totalnie zakochana!
Fabuła
Przenosimy się do wiktoriańskiej Anglii. Tessa w dalszym ciągu znajduje się pod opieką Nocnych Łowców, a Ci starają się jej pomóc odkryć, kim byli jej rodzice i dlaczego...
2012-04-02
Kim jest ta sympatycznie uśmiechająca się do nas, z okładki nowej książki p. Marcina Mortki, postać? To wiking Tappi. Mieszka on w magicznym Szepczącym Lesie, pełnym elfów, gadających zwierząt i trolli. Jego wiernymi towarzyszami są renifer Chichotek i kruk Paplak, a życie, które prowadzi, obfituje w przygody. Nie martwcie się jednak, z każdej z nich wychodzi obronną ręką dodatkowo często ucząc się czegoś nowego.
Historia Tappiego urzekła mnie już od pierwszych stron. Stało się tak z dwóch powodów: pierwszym jest piękne i dopracowanie wydanie, drugim jednocześnie przyjemna i pouczająca treść.
Technicznie książka posiada twardą oprawę, na której widnieje Tappi wraz z Chichotkiem. Ich uśmiechnięte buzie natychmiast przyciągnęły mój wzrok i nastawiły pozytywnie do czytania. Na pierwszych stronach książki jesteśmy uraczeni dwoma stronami pokazującymi nam, jak wygląda większość bohaterów, czekających na nas w tej opowieści. Także każda kolejna historia rozpoczyna się śliczną grafiką, związaną z treścią danej przygody. Dodatkowo w trakcie czytania przewijają się mini malunki postaci, czy to Tappiego, czy kogoś nowego. Na uwagę zasługuje również stały motyw na górze każdej strony, który dodaje książce klimatu. Ilustratorką przygód wikinga jest Pani Marta Kurczewska, która od tej pory będzie mi się bardzo przyjemnie kojarzyła.
Pana Mortkę poznałam już dzięki jednemu opowiadaniu i "Miasteczku Nonstead" skierowanym do starszych czytelników, dlatego byłam ciekawa, w jaki sposób napisał historię dla młodszego odbiorcy. Nie skłamię mówiąc, że Tappi jest niesamowity i zawładnął całkowicie moim sercem. Szczery i przyjazny wiking łatwo zjednuje sobie zarówno ludzi jak i zwierzęta. Cechuje go dobry charakter, prawdomówność i chęć pomocy innym. Zdecydowanie może być stawiany jako wzór dla dzieci.
Cieszy mnie, że Przygody Tappiego nie są zwykłą, płytką i lekką książeczką. Pan Mortka w ładny i subtelny sposób wplata, w napisane przez siebie historie, sporo pouczających elementów. Rozdziały są krótkie, jednak prawie zawsze zawierają morał, który każde dziecko z łatwością zrozumie. Język i styl są proste, ale jednocześnie nie infantylne.
Czytanie o Tappim i jego przyjaciołach sprawiło mi sporo frajdy. Nie spodziewałam się, że znów poczuję się jak dziecko i to dzięki brodatemu wikingowi. Książkę tą polecam każdemu, a szczególnie mocno tym, którzy mają w swym otoczeniu dzieci lubiące słuchać o przygodach. Tytuł ten nadaje się na dobry początek z literaturą fantasy, a przy okazji zawiera troszkę dydaktycznych elementów. Dopieszczony od strony technicznej, przyjemny pod względem treściowym- ja już teraz wiem, że przeczytam o Tappim swoim przyszłym dzieciom! :)
Kim jest ta sympatycznie uśmiechająca się do nas, z okładki nowej książki p. Marcina Mortki, postać? To wiking Tappi. Mieszka on w magicznym Szepczącym Lesie, pełnym elfów, gadających zwierząt i trolli. Jego wiernymi towarzyszami są renifer Chichotek i kruk Paplak, a życie, które prowadzi, obfituje w przygody. Nie martwcie się jednak, z każdej z nich wychodzi obronną ręką...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-02-03
Trójka niezwykłych dzieci, różniących się wyglądem, charakterem i sposobem wychowania. Mary Lennox dziecko dyplomaty i damy uwielbianej przez wszystkich wokoło. Colin Craven wiecznie chory, półsierota i na dodatek znienawidzony przez własnego ojca. Dickon Sowerby jedno z 12 dzieci, ciągle biegający po wrzosowiskach, najlepszy przyjaciel każdego zwierzaka. Mary od dziecka mieszkała w Indiach, gdzie otaczali ją głównie służący, gdyż rodzice nie mieli lub też nie chcieli mieć dla niej czasu. Jest nachmurzoną, kapryśną i wyniosłą dziewczynką, która po śmierci opiekunów musi przenieść się do swego wuja do Anglii. Colin jest chorowity i słaby, a dodatkowo przez wszystkich obgadywany. Praktycznie każdy sądzi, że wkrótce wyrośnie mu garb i umrze za młodu. Jego charakter cechuje łatwe popadanie w histerię, despotyzm i bezczelność. I w końcu Dickon kochany i otwarty chłopiec, nie użalający się nad biedą domu z którego pochodzi, czerpiący radość z każdego dnia, a nawet chwili.
Co mogło połączyć tak odmienne od siebie osoby? Tajemnica. Wspólny sekret, który dotyczy ogrodu z którym związana jest tragedia.
"Tajemniczy ogród" jest jedną z najpiękniejszych książek jaką w życiu czytałam. Pamiętam, że po pierwszym zapoznaniu się z nią, długo nie mogłam przestać odczuwać tej niesamowitej i magicznej wręcz atmosfery. Cudowne opisy i wspaniali bohaterowie to tylko dwa niezwykle dobrze dopracowane aspekty tej historii.
Autorka tej powieści jest angielką, która w wieku 16 lat przeprowadziła się wraz z rodziną do USA. Rozsławiły ją przede wszystkim książki dla dzieci, ale na swym koncie ma również powieści o tematyce społecznej. Spod jej pióra wyszły takie tytuły jak "Mały lord", "Mała księżniczka" i oczywiście "Tajemniczy ogród".
Uwielbiam w tej książce to, że jej treść i styl dopasowują się do pór roku, które są tłem wydarzeń. Przybycie Mary do Anglii jest czasem szarym, lekko mrocznym, tajemniczym. Jej przystosowanie, odkrycie ogrodu i poznanie Dickona to z kolei swoista wiosna. Finał jak już sami podejrzewacie to lato. Autorka doskonale operuje językiem, przez co każdy opis jest szczegółowy, atrakcyjny i jednocześnie nie męczący. Jest to jedna z tych książek, po które sięga się niezależnie od wieku czy płci. Porusza ona temat zaniedbania, samotności, przyjaźni a nawet dbania o przyrodę. Jest to cudowna historia o dorastaniu i odkrywaniu świata.
Warto również w tym momencie wspomnieć, że wydanie zaserwowane przez Zieloną Sowę, jest niezwykle przyjemne w czytaniu. Czcionka i marginesy są tak dobrane, że człowiek nie odczuwa przesytu, czy zmęczenia oczu. Bardzo lubię również wbudowane zakładki w postaci tasiemek, gdyż przypominają mi one stare książki. Na ogromną pochwałę zasługują moim zdaniem także graficy, którzy uprzyjemnili lekturę kilkoma adekwatnymi i nieźle wykonanymi rysunkami (tylko twarze ludzi nie do końca mi się podobały).
Piękno "Tajemniczego ogrodu" jest nie do podrobienia. Kocham tę historię całym sercem i wiem, że jest to książka, którą podsunę w przyszłości swoim dzieciom jako jeden z pierwszych tytułów. Nie ma w niej tętniącej akcji, a mimo wszystko odczuwa się lekki dreszczyk emocji i z wypiekami czyta się kolejne jej strony. Kto z was jej jeszcze nie zna, zdecydowanie musi to nadrobić.
Trójka niezwykłych dzieci, różniących się wyglądem, charakterem i sposobem wychowania. Mary Lennox dziecko dyplomaty i damy uwielbianej przez wszystkich wokoło. Colin Craven wiecznie chory, półsierota i na dodatek znienawidzony przez własnego ojca. Dickon Sowerby jedno z 12 dzieci, ciągle biegający po wrzosowiskach, najlepszy przyjaciel każdego zwierzaka. Mary od dziecka...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-11-18
Bycie niezależną wiedźmą dążącą do rozwoju swej wiedzy i jednocześnie przyszłą panną młodą, która ma się stać partnerką wampirzego władcy, trochę się ze sobą wyklucza. Presja, którą Wolha odczuwa, jest coraz większa, dlatego nie pozostaje jej nic innego jak wybrać się w kolejną podróż, aby rozwijać swe umiejętności i pomagać ludzkości, gnębionej przez wszelkiego rodzaju stwory.
Ohydztwa jest na świecie wiele. Smoki, strzygi, upiory a nawet duchy świętych potrafią nieźle dać się we znaki, jednak nasza ruda wiedźma nie jest osobą, która pozwala sobie w kaszę dmuchać, dlatego w efekcie z każdej potyczki wychodzi obronną ręką. W prawdzie od jej języka czasami więdną uszy, a jej upór potrafi mocno zadziałać na nerwy, jednak gdy tylko jest jakiś problem ludzie nie wahają się prosić ją o pomoc. Wynagrodzenie, które otrzymuje nie zawsze jest współmierne do pracy jaką wykonała, lecz ironiczne postrzeganie świata pozwala jej trzymać dystans do wszystkiego co ją spotyka. Jedynym wyjątkiem są sytuacje, w których coś zagraża jej wybrankowi. Wprawdzie jest on okropnym wampirem, który nie lubi wypełniać swoich królewskich obowiązków i na dodatek chce ją usidlić węzłem małżeńskim, ale lepszy żywy i denerwujący, niż martwy i cuchnący.
Wrażenia i rekomendacje
Tym razem zacznę od strony technicznej. Zachwycająca, piękna i przyciągająca wzrok okładka urzekła mnie od pierwszej chwili, gdy tylko ją ujrzałam. Nie powinno mnie to dziwić, gdyż poprzednie oddziaływały na mnie równie mocno. Jedyne co mnie lekko boli to to, że nie wyszła jeszcze wersja z twardą oprawą.
Naczelna to 5 tom z serii o Wolhie, upartej, rudej i ironicznej wiedźmie, która co rusz przeżywa nowe przygody. Przez te wszystkie części spotkała ona na swej drodze wiele postaci, z których kilka powraca w tomie 5. Książka podzielona jest na zaledwie 5 rozdziałów plus epilog. Każdy z nich to osobna historia, która spotyka Wolhę w trakcie jej samotnej podróży, a epilog to śliczne i zabawne podsumowanie całości.
Swoje „ohy” i „ahy” rozpocząć muszę właśnie od humoru. Język, który znam już z wcześniejszych opowieści jak zwykle mnie nie zawiódł. Czytałam tę książkę jadąc w pociągu, dlatego musiałam szczelnie owinąć się szalem, aby moje częste wybuchy śmiechu nie wzbudziły podejrzeń u pasażerów z przedziału. Narracja jest prowadzona przez Wolhę, która jest sarkastyczna, wredna i komentuje wszystko w bardzo bezpośredni sposób, za co szczerze mówiąc kocham ją od samego początku.
Oprócz mojej ulubionej wiedźmy przez powieść przewijają się po raz kolejny: wojowniczka Orsana, troll Wal, wampir Rolar oraz najlepszy z najlepszych (od którego te wszystkie Edwardy i Bille mogłyby się uczyć!) Len. Fabuła jest ciekawa i bardzo zaskakująca. Autorka zadziwiła mnie swoim niezwykłym nawiązaniem do treści poprzednich części (przez co musiałam sobie co nie co odświeżyć), jednak zrobiła to tak spójnie, że wszelkie powstałe w trakcie czytania wątpliwości i pytania zostały bardzo ładnie rozwiane. Zakończenie jest cudownym dopełnieniem wszystkich dotychczasowych historii, a także romantycznego wątku między Lenem i Wolhą („Ja nie chcę za mąż!”).
Jedyną rzeczą, do której mogę się doczepić, jest brak przypisów. Orsana kilkukrotnie w książce mówi w swojej niezrozumiałej dla mnie gwarze, dlatego sądzę, że mogłoby się pojawić jakieś wyjaśnienie jej słów.
Jeżeli do tej pory nie zaznajomiliście się z tą serią to koniecznie musicie nadrobić tę zaległość! Moim zdaniem nie ma tutaj żadnych wskazań wiekowych ani płciowych. Wolha jest niesamowitą bohaterką, o której mogłabym mówić godzinami i zdecydowanie zalicza się do moich ukochanych literackich postaci. Każdy z was znajdzie w niej coś co mu przypadnie do gustu, gdyż przedstawiona jest ona naprawdę wielopłaszczyznowo. Nie jestem też w stanie policzyć jak często w trakcie czytania tych 5 świetnych książek na mych ustach pojawiał się uśmiech, gdyż zdarzało się to praktycznie co chwilę. Uwielbiam tę serię i wiem, że sięgnę po nią jeszcze wielokrotnie, dlatego wy też nie zwlekajcie i w najbliższej wolnej chwili lećcie do sklepu/ biblioteki, gdyż Wolha nie jest cierpliwą osobą!
Bycie niezależną wiedźmą dążącą do rozwoju swej wiedzy i jednocześnie przyszłą panną młodą, która ma się stać partnerką wampirzego władcy, trochę się ze sobą wyklucza. Presja, którą Wolha odczuwa, jest coraz większa, dlatego nie pozostaje jej nic innego jak wybrać się w kolejną podróż, aby rozwijać swe umiejętności i pomagać ludzkości, gnębionej przez wszelkiego rodzaju...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-09-30
2013-09-30
2013-08-06
2011-12-06
Dzisiaj wybierzemy się w daleką podróż do kraju który zachwyca, zadziwia i często jest przez wszystkich marginalnie traktowany. Do kraju kangurów, Aborygenów i niezliczonych ilości stworów, które w drastyczny sposób mogą pozbawić nas życia. Ubierzcie się więc wygodnie, zaopatrzcie w spore zapasy wody i uważnie patrzcie pod nogi- ruszamy w Australię!
Bill Bryson jest amerykańskim pisarzem i podróżnikiem. Za swój dorobek literacki został odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego. Ode mnie dostaje dzisiaj nagrodę najbardziej zdystansowanego do siebie i tego co go spotyka, pisarza, którego pokochałam po przeczytaniu zaledwie jego jednego dzieła.
Autor stworzył książkę opowiadającą o swoich przygodach w trakcie licznych wypraw do Australii. Systematycznie z kolejnymi kartami podróżujemy poprzez różne rejony tego, znanego nam z kangurów i misiów koala świata, jednocześnie poznając liczne trudy towarzyszące przemieszczaniu się po tym kraju. Kapryśna pogoda, upalny klimat i ogrom niebezpiecznych zwierzaków, które z ogromną chęcią pozbawiłyby narratora nogi lub też innej części ciała, nie zniechęcają mężczyzny przed poznaniem tej fascynującej i pełnej sprzeczności ziemi.
Styl Brysona jest pełen komizmu. Nie będzie przesadą, gdy stwierdzę, że śmiałam się przez 90% tej książki. Jego autoironia, cięty język i ogromny dystans do siebie sprawiają, że czytelnik zaprzyjaźnia się z nim od pierwszej strony! Autor jest ogromnie otwartą i ekspresyjną osobą przez co każde opisane przez niego wydarzenie staje się świetną przygodą. Mężczyzna nie kryje się z tym, że lubił robić sobie przerwę na piwo, która często kończyła się ogromnym kacem, czy że zasnął w trakcie mini wycieczki zafundowanej mu przez znajomego (Mało tego że zasnął! Oślinił się i wydawał z siebie różne nieprzyzwoite odgłosy! :D). Przez tą niezwykłą szczerość odnosi się wrażenie jakby całą historie opowiadał nam jakiś najbliższy przyjaciel, a nie nieznany nam Amerykanin.
Zdecydowanie musze tej książce przyznać jeszcze plus, za bardzo zgrabnie wprowadzone ciekawostki historyczne. Nie ukrywam, że do tej pory o Australii wiedziałam tylko tyle co mi powiedziano na geografii lub z „Tomka w krainie kangurów” Alfreda Szklarskiego, dlatego takie smaczki jak premier, który wskoczył do oceanu i nie wrócił, czy mordercza meduza przysparzająca nieporównywalnego z niczym innym bólu, pochłaniałam i przyswajałam z szeroko otwartymi oczami. Szczerze wątpię czy z jakiejkolwiek innej przeczytanej ostatnio książki nauczyłam się tak wiele, jednocześnie nie odczuwając tego, że pochłaniam wiedzę.
Bryson w trakcie całej swojej opowieści podkreśla to, że kocha ten niezwykły ląd, mimo wielu jego sprzeczności. Jest to dla niego miła przystań, będąca połączeniem elementów dzikich i ujarzmionych, amerykańskich i brytyjskich, czegoś co już minęło i co dopiero nadchodzi. Ja z ręką na sercu przyznaję, że dzięki niemu głęboko zapragnęłam ujrzeć, to o czym pisał.
W trakcie tworzenia tej recenzji wielokrotnie walczyłam ze sobą, który cytat wybrać, żeby was zachęcić i pokazać w jakim stylu jest ta książka. Mój wybór padł na dialog dotyczący pewnego specyficznego hobby Australijczyków. Czy wiecie, że w tym kraju z zamiłowaniem tworzy się „duże rzeczy które kształtem mają przypominać inne rzeczy”. I tak w trakcie podróży po kraju możecie natknąć się na: wielkiego banana, homara, krewetkę, ostrygę, czy kosiarkę. Bryson na swej trasie natrafił właśnie na homara i przeprowadził przy nim dość ciekawą rozmowę:
- W Wauchope jest Wielki Byk (…) Jądra kołyszą mu się na wietrze
- Ma jądra?
- Jeszcze jakie. Gdyby na pana spadły, nieprędko by się pan podniósł!
Chwila milczenia na wyobrażenie sobie tej sceny.
-Ciekawe jak by to potraktowała firma ubezpieczeniowa- powiedziałem w końcu.
-No! (…) I te nagłówki w gazecie: „Mężczyzna zmiażdżony przez jaja byka”.
-„Tragiczne jaja w Australii”.
Sięgnijcie po tę książkę, gdyż jest ona niesamowita, zabawna, pouczająca i wciągająca. Gwarantuję wam niezapomnianą zabawę! :
Dzisiaj wybierzemy się w daleką podróż do kraju który zachwyca, zadziwia i często jest przez wszystkich marginalnie traktowany. Do kraju kangurów, Aborygenów i niezliczonych ilości stworów, które w drastyczny sposób mogą pozbawić nas życia. Ubierzcie się więc wygodnie, zaopatrzcie w spore zapasy wody i uważnie patrzcie pod nogi- ruszamy w Australię!
Bill Bryson jest...
2013-02-17
Nie ma chyba takiej osoby, która nie kojarzyłaby faktu, że baśnie zazwyczaj mają szczęśliwe zakończenie. Książę ratuje księżniczkę. Leśniczy uwalnia Czerwonego Kapturka i babcię. Jaś i Małgosia wracają do swojego ojca. Niewielu jednak zdaje sobie sprawę, że te cukierkowe happy endy powstały przede wszystkim na potrzeby dzieci oraz współczesnej popkultury, a w oryginalnych Baśniach braci Grimm nie zawsze było tak kolorowo.
Chcecie przykładu?* Księżniczka nie zmieniła żabiego króla w człowieka pocałunkiem, a siostry Kopciuszka wcale nie wciskały na siłę swych stóp do pantofelka, lecz za namową matki sięgnęły po nóż. Wiedzieliście o tym? Fascynujące prawda?**
Nowe wydanie Baśni Braci Grimm (o którym poniżej Wam opowiem trochę więcej) wydało tym razem wydawnictwo Albatros, które pokusiło się o publikację przekładu Philipa Pullmana (z angielskiego przełożył Pan Tomasz Wyżyński). Według był to z ich strony strzał w dziesiątkę!
Chociaż Anglik przyznaje się, że zdarzało mu się czasem zaingerować w treść, w moim odczuciu jest to jedno z lepszych polskich wydań tych historii. Wpływ na moją ocenę ma kilka elementów. Po pierwsze fakt, że Pullman opatrzył każdy tekst komentarzem zarówno interpretującym treść, jak i wykazującym powiązania między historiami Grimmów, a innych autorów, opartymi na tym samym motywie głównym. Po drugie bardzo dobre wydanie: twarda oprawa, dobrej jakości papier, czytelna czcionka i oczywiście wstęp, który przyjemnie wprowadza nas w klimat i atmosferę w jakich powstawały baśnie. Po trzecie niestety nie ma, ponieważ strasznie żałuję, ale w środku nie pojawiły się żadne mroczne grafiki, które według mnie idealnie komponowałyby się z całością.
Nie zamierzam ukrywać, iż lektura tej pozycji sprawiła mi wiele satysfakcji. Ponieważ od dziecka fascynują mnie baśnie, a dodatkowo lubię porównywać sobie tłumaczenie z oryginałem (a tutaj ze względu na pochodzenie historii moja germanistyka w końcu się przydała) wiedziałam, że pozycja ta ma szansę wejść do grona moich ulubionych. Dodatkowo przyjemnie czytało się treści znanych mi już z kilku źródeł opowieści, w ich kolejnej, nowej wersji. Te lekko mroczne, nawiązujące do folkloru historie zdecydowanie nadają się w tym wydaniu nie dla dzieci, lecz dla trochę starszych czytelników. Komentarze tłumacza przyjemnie wzbogacają posiadaną wiedzę oraz budzą ciekawość możliwościami interpretacji.
Ponieważ opowieści było aż 50 mogłam wydłużać i dawkować sobie tą literacką przyjemność (2-3 teksty do poduszki, nie więcej!). Nie zawiodłam się i nie żałuję ani grosza. Polecam gorąco i bez jakichkolwiek "ale"!
*KOCHAM PRZYKŁADY! :D
** Okej zrozumiem jeśli dla kogoś obcinanie pięt może nie być fascynujące ;)
Nie ma chyba takiej osoby, która nie kojarzyłaby faktu, że baśnie zazwyczaj mają szczęśliwe zakończenie. Książę ratuje księżniczkę. Leśniczy uwalnia Czerwonego Kapturka i babcię. Jaś i Małgosia wracają do swojego ojca. Niewielu jednak zdaje sobie sprawę, że te cukierkowe happy endy powstały przede wszystkim na potrzeby dzieci oraz współczesnej popkultury, a w oryginalnych...
więcej Pokaż mimo to