rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Sir Arthur Conan Doyle ustami Sherlocka Holmesa wypowiada pewnego razu słowa: Spośród wszystkich duchów przeszłości najgorsze są duchy tych, których kochaliśmy. Witold Banach w swojej książce niektóre rozdziały poświęca właśnie im. I udowadnia, że duchy te można ujarzmić, a nawet oswoić, jeśli tylko dobrze zna się ich środowisko. A on, oprócz tego, że nie gubi się na jego zakrętach, dodatkowo darzy je uczuciem.

Wspomnianą sceną, przez którą przetaczają się wszystkie postacie w książce jest rodzinne miasto autora – Ostrów Wielkopolski. Tym, których noga nigdy jeszcze nie miała okazji stąpać po ostrowskiej ziemi, Ostrów z „Kronik” będzie jawił się jako miasto pachnące wspomnieniami i żywą historią. Myślę jednak, że momentami trudno będzie im odnaleźć się na mapie i większą przyjemność z lektury będą czerpali ci, którzy zawarli chociaż przelotną znajomość z miastem. Tak jak niektórzy bohaterowie książki.

Wszyscy z nich – czy to zasłużeni dla ludzkości, czy bliscy sercu autora w pewnym momencie swojego życia przeprowadzają swoje życiowe ścieżki przez Ostrów Wielkopolski. Moimi ulubionymi momentami w książce są rozdziały opowiadające o Cioci Zosi i fragmenty dziennika Zinaidy Gippius, być może dlatego że bliski jest mi, bądź co bądź, feministyczny charakter obu postaci. Jedna z nich – pisarka, druga – ekscentryczka. Pierwsza prześlizgująca się przez miasto niczym zjawa, druga –uchwycona w szczegółowych wspomnieniach rodzinnych i obrysowana historią krewnych. Warto zwrócić uwagę na misterne ułożenie rozdziałów, które biegną chronologicznie. Mamy więc nie tylko kalejdoskop bohaterów, ale także kalejdoskop Ostrowa na przestrzeni wieków.

Zazdroszczę autorowi zabawy, jaką musiało mu sprawiać dokopywanie się do dokumentów (np. fragmentów „Orędownika Ostrowskiego”, które umieszcza w książce i które potwierdzają jego słowa), fragmentów zapisków swoich bohaterów (dopełniając ich psychologicznego portretu) i śladów ich obecności w jego mieście. Jestem przekonana, że tak właśnie nazwałby Ostrów – jako swoje miasto. Bo związanie z rodzinnym miastem emanuje przez karty książki i kreuje aurę ogromnej pisarskiej pasji pana Banacha, którą odżywiają korzenie zapuszczone na ostrowskiej ziemi.

Sir Arthur Conan Doyle ustami Sherlocka Holmesa wypowiada pewnego razu słowa: Spośród wszystkich duchów przeszłości najgorsze są duchy tych, których kochaliśmy. Witold Banach w swojej książce niektóre rozdziały poświęca właśnie im. I udowadnia, że duchy te można ujarzmić, a nawet oswoić, jeśli tylko dobrze zna się ich środowisko. A on, oprócz tego, że nie gubi się na jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Camera lucida kontrastuje z tradycyjnie kojarzoną z podwalinami fotografii camerą obscurą (łac.ciemna komnata) już w samej nazwie. „Jasna komnata” stworzona została w 1980r., a wydano ją dwa miesiące przed śmiercią autora - Rolanda Barthes’a. Francuski teoretyk literatury, filozof i lingwista zwykle koncentrował się strukturalizmie, semiotyce i antropologii, nigdy nie zbliżając się w swoich książkowych rozważaniach do tej dziedziny sztuki, jaką jest fotografia. Pobieżne zainteresowanie „malowaniem światłem” można było jednak zauważyć śledząc eseje autora wydawane już w latach
60-tych.
Kontrast, o którym wspomniałam na samym początku, dotyczy przede wszystkim merytorycznej warstwy utworu. Choć podtytuł (Refleksje o fotografii) jasno wskazuje na możliwość subiektywnego podejścia do opisywanych zjawisk, to autor w przeważającej części książki zanadto obciąża ją warstwą indywidualnych doświadczeń. Autopsja jest, naturalnie, koniecznym warunkiem do stworzenia autentycznego dzieła, jednak u Barthesa zasłania często sedno sprawy. Można powiedzieć że autor zamiast docierać do źródła, wciąż krąży po jego brzegu.
Główną osią w „Świetle obrazu” (polski odpowiednik tytułu) jest zagadnienie studium i punktum. Choć charakter obu tych kwestii zostaje przez autora opisany najobszerniej, nie znaczy to że wyczerpuje go on całkowicie. Studium synonimuje zastosowanie, niesprecyzowane przedłożenie zastanego „teraz”. Jest politycznym świadectwem odbierania rzeczywistości, która w chwili percypowania staje się historyczną. Jej głównymi cechami jest niedoprecyzowanie, a także kontakt oparty na relacji kreatora
i konsumenta (widza). Wyżej w hierarchii postrzegania zdjęć autor stawia punktum, które jest niczym ukłucie, ranka, dźgnięcie, wywołuje szok i odnosi obserwatora do osobistych doświadczeń. Zagadnienie studium i punktum nie jest dziś (niemal 40 lat po wydaniu książki) żadnym fenomenem, jednak
z powodu czasowej przepaści czytelnik musi pamiętać o dozie wyrozumiałości dla prezentowanych treści.
Najciekawszą dla mnie stroną książki były wplatane gdzieniegdzie przez autora, może nawet przypadkiem, definicje fotografii. Wyłapanie ich i uporządkowanie daje szeroki ogląd na to, czym fotografia może być, lub czym faktycznie jest. Transformuje rzeczywistość bez wątpienia w nią
(w kontraście do historii), przypomina haiku (bo tak jak i ono jest wypełniona treścią w idealnych proporcjach i wystrzega się dążenia do ekspansji treści), nie przywołuje przeszłości, lecz ją odrestaurowuje (jest rezurekcją), jest certyfikatem teraźniejszości, dzięki niej czas miniony staje się namacalny, bo możemy dotknąć go zatrzymanego w postaci zdjęcia, w końcu – fotografia wyraża się w aoryście (czas przeszły, dokonany). Zdjęcie natomiast, przez wzgląd na fakt, że możemy tylko ślizgać się po jego powierzchni i nigdy w pełni odkryć uwięzionego w nim znaczenia, Barthes nazywa aresztem interpretacji.
Mimo tego, że romans Roland’a Barthes’a z fotografią trwał krótko, to książka trwale wpisała się
w kanon filozoficzno-fotograficznych lektur. Z żalem można powiedzieć, że nie spełnia stawianych przed nią oczekiwań, a wynoszoną wartością są jedynie (lub może aż, bo w końcu od laika fotografii) poukrywane strzępki prawdziwie obiecujących spostrzeżeń. Myśli, które żal byłoby porzucić, czytelnik musi już rozwijać na własną rękę. Być może, jak mówi Barthes, będziemy zawsze jak Golaud, który nigdy nie odkrył tajemnicy – bo fotografia, niczym Melisanda, nie mówi, lecz pozwala nam patrzeć.

Camera lucida kontrastuje z tradycyjnie kojarzoną z podwalinami fotografii camerą obscurą (łac.ciemna komnata) już w samej nazwie. „Jasna komnata” stworzona została w 1980r., a wydano ją dwa miesiące przed śmiercią autora - Rolanda Barthes’a. Francuski teoretyk literatury, filozof i lingwista zwykle koncentrował się strukturalizmie, semiotyce i antropologii, nigdy nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Wszystko za życie” to historia-reportaż napisana przez Jona Krakauera – urodzonego w 1954 roku pisarza i dziennikarza amerykańskiego, sławnego dzięki swoim alpinistycznym wyprawom. Po prośbie redakcji magazynu „Outside” Krakauer podejmuje się napisania reportażu o zagadkowej śmierci chłopaka znalezionego w przyczepie kempingowej wśród lasów Alaski. Opowieść o wydarzeniach roku 1992 to czysty hołd złożony postaci Chrisa McCandlessa jak i wszystkim marzycielom-podróżnikom.
Opowieść o „świętym tułaczu” to już biblia wszystkich niespokojnych dusz, które poszukują ucieczki od ucywilizowanego świata. Książka Krakauera urzeka. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że jest to trywialna historia o urzeczywistnianiu marzeń, ale właśnie w tym aspekcie tkwi cały przepis na jej świetność. Właśnie owo „stawanie się” (ucieleśnianie na pozór nierealnych planów, materializowanie się przygody, zastosowanie swoich przekonań w prowadzeniu określonego trybu życia) tak imponuje dzisiejszym miasto-tułaczom zawieszonym w niewypowiedzianej tęsknocie za większym fragmentem wolności niż park. Oprócz nich, w głównym bohaterze cząstkę siebie odnajdą
z pewnością także wszyscy współcześni pustelnicy, upojeni nieograniczoną zasadą wolności, oraz buntownicy – zahipnotyzowani wizją rytmu życia oderwanego od cywilizacji i grającego melodię na własnych zasadach. To na nonkonformizmie i zamiłowaniu do literatury osadzona jest Chris’owska życiowa filozofia. Społeczeństwo jawi mu się jako zepsuty twór, bezkształtna masa kierujących się mylnymi drogowskazami ludzi, zatraconych w „mieć” a nie w ”być”.
Sprawnie napisany i niezwykle szczegółowy reportaż każe domniemywać, że autor poświęcił tej pracy znacznie więcej, niż oczekiwał od niego „Outside”. Mrówczą pracę i pasję z jaką Krakauer oddał się książce czuje się już od pierwszych stron, ponieważ we wstępie autor zaznacza, że jego fascynacja przedstawionym tematem nie miała jedynie zawodowego charakteru. Prześladowały go szczegóły śmierci głodowej młodego człowieka i nieokreślone podobieństwo charakterów jego i Chrisa. Śledzenie szczegółów wędrówki chłopaka graniczyło z obsesją, której owocem jest „Wszystko za życie”.
Na wielką pochwałę zasługuje więc fakt, że praca utrzymana jest w obiektywnym tonie i autor stara się nie zdradzać swojej postawy, zajmowanej względem czynów dokonywanych przez chłopaka. Można jedynie powiedzieć, że reportaż jest odpowiedzią na zarzuty i polemiką z bezrefleksyjnymi opiniami mediów, które w czasie niedalekim od zaginięcia 24-latka grzmiały o „nieodpowiedzialnym, aroganckim idiocie.” Krakauer te słowa przecedza, rozjaśnia tło, lecz przede wszystkim dociera do źródeł – przeprowadza rozmowy z osobami, które znały McCandelssa osobiście. To one kolorują portret młodego marzyciela-realisty, dzikiego ducha z twardo zakreślonym systemem przekonań, zbuntowanego inteligenta i naiwnego idealisty. W książce „Wszystko za życie” intryguje postać Chrisa, imponuje drobiazgowość i styl autora, w końcu urzeka, lecz i przeraża przygoda, która zdarzyła się
w rzeczywistości.

„Wszystko za życie” to historia-reportaż napisana przez Jona Krakauera – urodzonego w 1954 roku pisarza i dziennikarza amerykańskiego, sławnego dzięki swoim alpinistycznym wyprawom. Po prośbie redakcji magazynu „Outside” Krakauer podejmuje się napisania reportażu o zagadkowej śmierci chłopaka znalezionego w przyczepie kempingowej wśród lasów Alaski. Opowieść o wydarzeniach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Izaak Babel – żyd z Odessy. Ochotnik armii Budnionnego kryjący się pod fałszywym nazwiskiem. Protokolant na własne potrzeby. Aresztowany na podstawie fałszywych zarzutów. Zgładzony za antyradziecką działalność.

Tajny dziennik przetłumaczony został przez Jerzego Pomianowskiego – człowieka okrzykniętego „tłumaczem idealnym i rosyjskim łącznikiem. Oprócz dziennika Pomianowski, pasjonat Izaaka Babla napisał opartą na jego motywach sztukę Sodoma i Odessa oraz esej Żyd z Odessy. Archipelag Gułag Sołżenicyna możemy przeczytać w macierzystym języku tez właśnie dzięki niemu.

Sam Babel mówił, „iż chwilami wydaje mu się, że potrafi wszystko pojąc, to jednej rzeczy nie zrozumie nigdy – przyczyn tej czarnej podłości, co nosi uprzykrzoną nazwę antysemityzm.” Za latami tych żydowskich upokorzeń w Rosji ciągną się lata poszukiwania. Simon Markisz, badacz twórczości Babla, twierdził, że bohaterem jego prozy jest żydowskie wykorzenienie i szukanie nowej tożsamości w idei rewolucji. W prozie pisarza bardzo wyraźnie widać wyobcowaną jednostkę narratora wobec wszystkich opisywanych zjawisk. Idąc za głosem rewolucji w 1920 na tyłach armii czerwonej mógł nie tyle przypatrzeć się wszystkim jej szczegółom, ale poczuć ją na własnej skórze. I kreślić jej portret w tajnym dzienniku. To właśnie on jest relacją z trasy, sprawozdaniem z mordów, charakteryzacją wynaturzonego środowiska współtowarzyszy i fotograficzną pocztówką z napotykanych miejsc.

Ilja Erenburg (rosyjski pisarz XX wieku) twierdził, że „Babel opowiadał niezwykłym głosem o niezwykłych rzeczach”. Trudno zgodzić się z tą tezą przeczytawszy Dziennik pisany językiem prostym, momentami kolokwialnym. Przywodzi on na myśl opowieść dziecka, które znalazłszy się w nowej rzeczywistości opisuje ją typowym dla jego wieku słownictwem. Ten odbiór wzmacniają ponadto krótkie zdania pojedynczo złożone. Relacja Babla, choć pierwszoosobowa, jest w pewien sposób obiektywna. Krótkie myśli, obserwacje, malarskie obrazy zatrzymane w czasie – Babel daje nam rysunek świata, w jakim się znalazł. Narrator statysta – zdziwiony i zatopiony w kontrastach. Jego bohaterowie będą więc wpisywać się w mozaikę, która składa się na jego spojrzenie heroiczni i śmieszni, dziecinni i okrutni. Ani do Rosjan, ani do Polaków nie czuje współczucia, żadnego z tych narodów także nie usprawiedliwia. To wyobraźnia czytelnika połączona z jego wrażliwością i znajomością kontekstu tworzy pełen obraz okrutnej, bezwzględnej i dzikiej bolszewickiej wyprawy.

Dziennik 1920 to studium wojennego chaosu. Osoba narratora jest niesiona z prądem rozjuszonej, głodnej mordu hordy bolszewików. W skryciu odnotowuje antagonistyczne napięcia rewolucji rosyjskiej. Kolejne miasta oznaczają kolejne mordy, gwałty, rabunki. Armia wznieca pożary i zostawia po sobie szlak zgliszczy. To tak znaczy się dzięki nim rewolucja – jako kres obecnego stanu, powrót do absolutnego początku. Niosący ją czerwonoarmiści, jak przystało na jej wyznawców, sami reprezentują więc podobne cechy. To pierwotność i szaleńcza dzikość oraz żądza krwi zaszczepiona już nieco później.

Pisarzowi szybko przyszło zapłacić za pisanie Dziennika. Choć w 1928 roku dzięki wstawiennictwu Maksyma Gorkiego zdołał wraz z całą rodziną wyjechać za granicę, to już 11 lat później został aresztowany. Zginął w 1940 roku przyznawszy się do antyradzieckiej działalności trockistowskiej. Choć dorobek Babla jest skromny, to jego proza zajmuje ważne miejsce w dorobku literatury Europy XX-wieku.

Izaak Babel – żyd z Odessy. Ochotnik armii Budnionnego kryjący się pod fałszywym nazwiskiem. Protokolant na własne potrzeby. Aresztowany na podstawie fałszywych zarzutów. Zgładzony za antyradziecką działalność.

Tajny dziennik przetłumaczony został przez Jerzego Pomianowskiego – człowieka okrzykniętego „tłumaczem idealnym i rosyjskim łącznikiem. Oprócz dziennika...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Dziecko wojny” (a w oryginale tak naprawdę „Dziewczyna na wojnie”) jest debiutem Sary Nović wydanym w 2016 roku. Słysząc słowo wojna każdy z nas automatycznie przyporządkowuje mu rzeczywistość dwóch najkrwawszych konfliktów w historii Europy.

Ta książka nie jest jednak opowieścią wtłoczoną między niezliczone okładki, na których wisi odpowiedzialność zarówno trzymania jak i ujawniania sekretów tamtych okresów. Ta książka jest świeża, bo na temacie, którego dotyczy, dopiero teraz zasklepiają się rany. Wojna na Bałkanach z 1991 roku (być może nie tak głośna jak przodowniczki, jednak porównywalnie pracowita jeśli liczyć zebrane żniwo) staje się tematem, który będzie można głośno zgłębiać. A Sara Nović właśnie rozpoczęła publicznie pierwszy rozdział.

Autorka mieszkała zarówno w Chorwacji jak i Stanach Zjednoczonych więc znając po trochu każdą z kultur mogła z powodzeniem napisać historię Any. Jej bohaterkę poznajemy gdy ma lat 10, rower i wiernego przyjaciela Lukę. To wyznacza jej świat, który powoli zaczyna walić się w gruzy wraz z pierwszymi bombami zrzucanymi na Zagrzeb.
Ogromnym plusem książki jest prosty język i pierwszoosobowa narracja. Brak metaforyczności jest kluczem, którego autorka użyła by dotrzeć do wyobraźni prostego czytelnika, który pierwszy raz spotyka się z tym tematem, a może nawet z tym rejonem geograficznym. W tym miejscu zaznaczę, że lektura może być lekko rozczarowująca dla osób, które znają już przeszłość Bałkan, i dla których nie będzie to odkrywanie kart historii. Dla niektórych użyta przez Nović faktografia może wydać się zbyt uboga, a relacja z konfliktu zbyt pobieżna. Dla tych czytelników książka, być może, nie przyczyni się do pogłębienia wiedzy, ale będzie zaczątkiem wielu przemyśleń.
Po przeczytaniu „Dziecka wojny” nachodzi nas ponura refleksja nad znaczeniem słowa, którym zwykliśmy określać konflikty zbrojne. „Wojna” przybiera mnóstwo masek, z których kojarzą ją poszczególne narody. Kim innym wydaje się mieszkańcom Europy zachodniej, kim innym jest dla Słowian z południa, a w oczach przybyszów zza Oceanu Atlantyckiego przybiera zupełnie inny wygląd. Kolejnym słowem, którego po tej lekturze nie traktujemy już tak jednowymiarowo jest tożsamość.
Wraz z nimi napływają kolejne: dom, więzy krwi…
Relacja Any z Chorwacji różni się od relacji ze Stanów. Bohaterka, choć na różnych etapach swojego życia, w każdej rzeczywistości zmaga się z tymi samymi upiorami – rzeczywistymi lub podstępnie wkradającymi jej się w sny. Nawet po wielu latach nie jest w stanie wymazać z pamięci obrazów ze swojej ojczyzny.
Warto zaznaczyć, że większą przyjemność z czytania czerpać będą ci, którzy mieli choćby przelotny kontakt z językiem chorwackim. Tłumaczka zostawia w niektórych miejscach chorwackie słowa, używane na co dzień. Satysfakcja płynąca z łatwego ich rozszyfrowania jest budująca szczególnie dla początkujących, za to niezaznajomionych domysły nad znaczeniami mogą irytować.

Skoro mi, jako Polce "Dziecko wojny" zostało w pamięci i sercu na długo, to mogę z pewnością stwierdzić, że tym bardziej bliską lekturą stanie się dla kogoś z południowych rejonów Europy. Liczę tez na to, że debiut Sary Nović niedługo będzie jednym z wielu dzieł, które wyszły spod pióra autorki.

„Dziecko wojny” (a w oryginale tak naprawdę „Dziewczyna na wojnie”) jest debiutem Sary Nović wydanym w 2016 roku. Słysząc słowo wojna każdy z nas automatycznie przyporządkowuje mu rzeczywistość dwóch najkrwawszych konfliktów w historii Europy.

Ta książka nie jest jednak opowieścią wtłoczoną między niezliczone okładki, na których wisi odpowiedzialność zarówno trzymania jak...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Myśl to forma odczuwania. Susan Sontag w rozmowie z Jonathanem Cottem Jonathan Cott, Susan Sontag
Ocena 7,4
Myśl to forma ... Jonathan Cott, Susa...

Na półkach: ,

"Lubię przezroczystą ciszę, przez którą druga osoba może przeniknąć."
Mi udało się przez nią przejść i wyobrazić sobie, że to ze mną Susan Sontag prowadzi tą wielowątkową, inspirującą pogawędkę.
Sama Susan twierdziła, że chciałaby pisać inaczej. Ja uważam, że wszystko z czym podzieliła się ze światem(czy za pomocą pióra, czy podczas wywiadów) było na tamtą chwilę doskonałe, nie do poprawki.
Z Susan rozmawia się lekko, choć poruszane tematy bynajmniej do takich nie należą. Jako młody górnik kultury otrzymałam od niej bank odniesień i wskazówek. Niestety, wypełniony grafik rozchwytywanej pisarki nie pozwolił na dokładne pochylenie się nad wieloma kwestiami, przez co czułam ogromny niedosyt!
Susan mówiła otwarcie, w dystyngowany sposób wyrzucając z siebie kolejne spostrzeżenia i analogie. Właśnie tak-widziałam ją jako nieskończony zbiór sprzeczności!
W rozmowie drażniło mnie jej podejście do metafor. Negując ich współczesne nadużywanie, twierdziła,że pragnie się od nich odciąć. Kilka stron dalej natrafiłam na kilka, którymi się posłużyła(m.in.gdy mówi o powrocie do lektur z dzieciństwa i młodości).
Postawa Susan Sontag, z jednej strony bardzo otwarta, z drugiej usiłująca wyzbyć się każdego "albo-albo". W moich oczach rozstrojona, w jej oczach-wolna. Chwilami mogłabym wypomnieć jej uprzedzenie do paru spraw!
Moja ocena jest jednak pozytywna, bo istotą rozmowy jest w końcu wymiana różnych spostrzeżeń, a spostrzeżenia Susan były bardzo wzbogacające. "Wpuścić powietrze, otworzyć, drzwi!" -tak nawoływała w mojej głowie jeszcze parę razy po tym jak przewróciłam ostatnią stronę.

"Lubię przezroczystą ciszę, przez którą druga osoba może przeniknąć."
Mi udało się przez nią przejść i wyobrazić sobie, że to ze mną Susan Sontag prowadzi tą wielowątkową, inspirującą pogawędkę.
Sama Susan twierdziła, że chciałaby pisać inaczej. Ja uważam, że wszystko z czym podzieliła się ze światem(czy za pomocą pióra, czy podczas wywiadów) było na tamtą chwilę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mankell przyciągnął mnie do siebie pierwszą powieścią o Joelu, który razem z psem biegł ku gwieździe. Pragnąc dalej towarzyszyć przesympatycznemu 11-latkowi w wyścigu codziennych dni przez szwedzkie chodniki i lasy sięgnęłam po drugą część. Cienie miały urosnąć o zmierzchu, tak jak wyzwania, z którymi musiał zmierzyć się chłopiec. Wyzwaniami nazwano niestety problemy, które Joel stworzył sobie sam, przez własną głupotę. Proste,lecz poruszające przemyślenia zamieniły się w bełkot. Przez pierwszą część książki Mankell każe rozbierać nam Cud na części pierwsze, choć chyba sam nie do końca pojmuje jego reguły. W drugiej części zaś można załamać ręce, obserwując zachowanie Joela, który z beztroskiego i mądrego chłopaka, staje się bohaterem tragicznym. Szukając najlepszego przyjaciela urzeka się Złem, które towarzyszy mu odtąd jak najwierniejszy kompan. Szukając lepszego życia dla Gertrud, uprzykrza je nie tylko jej, ale i wszystkim innym dookoła. Najsmutniejsze jest to, że nawet na końcu książki Joel nie dostrzega swojej winy, której mógłby choćby pożałować i dać nadzieję czytelnikowi na to, że wyrośnie na porządnego człowieka. Jednak "od myślenia o tym, ile na niebie jest gwiazd prawie kręci mu się w głowie." Biedny Joel.

Mankell przyciągnął mnie do siebie pierwszą powieścią o Joelu, który razem z psem biegł ku gwieździe. Pragnąc dalej towarzyszyć przesympatycznemu 11-latkowi w wyścigu codziennych dni przez szwedzkie chodniki i lasy sięgnęłam po drugą część. Cienie miały urosnąć o zmierzchu, tak jak wyzwania, z którymi musiał zmierzyć się chłopiec. Wyzwaniami nazwano niestety problemy, które...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Piękne istoty Kami Garcia, Margaret Stohl
Ocena 6,8
Piękne istoty Kami Garcia, Margar...

Na półkach: , , ,

Jesteś biały czy czarny?
Chwileczkę, zaraz się przekonamy... Twoja osobowość nie może być złożona, zaraz umieścimy cię po właściwej stronie. Zrobimy z ciebie płytką postać o niezwykłym imieniu i interesującym rysopisie, tak byś wydawał się interesujący dla czytelnika. Wciśniemy w niestandardowy kostium, żebyś się nie wyróżniał. I damy ci słabe kwestie. Załatwione. I broń Boże żadnych improwizacji!

Ta książka, nie mająca za grosz magii, jest w rzeczywistości historią o dwojgu zdezorientowanych nastolatkach i ich rodzinach, w których nie sposób się połapać. Najciekawsze w bohaterach są zdecydowanie ich skomplikowane, kilkuczłonowe imiona (podziwiam, jeśli ktoś którekolwiek zapamiętał). Podczas czytania jest aż mdło od opisów, usiłujących wywołać mroczny klimat i grozę. A kolejne strony aż proszą się o akcję, by w końcu coś się wydarzyło.
Nie zachwyciła mnie, nie spodobała mi się, nie wytrzymałam nawet do końca.

Jesteś biały czy czarny?
Chwileczkę, zaraz się przekonamy... Twoja osobowość nie może być złożona, zaraz umieścimy cię po właściwej stronie. Zrobimy z ciebie płytką postać o niezwykłym imieniu i interesującym rysopisie, tak byś wydawał się interesujący dla czytelnika. Wciśniemy w niestandardowy kostium, żebyś się nie wyróżniał. I damy ci słabe kwestie. Załatwione. I broń...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka musi znaleźć swoich czytelników. Musi opleść się wokół waszych dłoni i skierować kroki do ulubionego czytelniczego kąta. Bo gdy zaczniecie czytać to już nie będziecie mogli przestać. Będziecie czuć niedosyt grozy i historii, których lepiej nie opowiadać po zmroku. Zupełnie jak Edgar-główny bohater. Już samo imię podsuwa pierwszą wskazówkę. Czy ktoś słyszał o chłopcu Edgarze? W książkach dla dzieci nie pojawiają się bynajmniej takie imiona. A średniowieczne demony, duchy utopionych w jeziorze dziewczynek i ślepe podstępne staruszki?

Jeśli szczęście wam dopisze, a ponura atmosfera domu nie odstraszy to dostąpicie zaszczytu wysłuchania kilku opowiadań ekscentrycznego wuja Mortimera-lepiej jednak nie zadawajcie zbyt wielu pytań...

Ta książka musi znaleźć swoich czytelników. Musi opleść się wokół waszych dłoni i skierować kroki do ulubionego czytelniczego kąta. Bo gdy zaczniecie czytać to już nie będziecie mogli przestać. Będziecie czuć niedosyt grozy i historii, których lepiej nie opowiadać po zmroku. Zupełnie jak Edgar-główny bohater. Już samo imię podsuwa pierwszą wskazówkę. Czy ktoś słyszał o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Skusiłam się. Okładka była piękna, magiczna i tajemnicza, opis zachęcający, a opinie pozytywne. Oczekiwałam jednak za dużo. Często tak jest, gdy z niecierpliwością czeka się na "wielki tytuł".
Pomysł był świetny. Jestem pewna, że gdyby ten nietuzinkowy zamysł poddać lepszej obróbce, wyszedłby z tego prawdziwy diament.
Tymczasem książka zaczyna rozkręcać się powoli. Mozolnie czyta się kolejne strony, na pozór zagłębiając się w historii i realiach, w jakich znajdują się bohaterowie, a tak naprawdę tylko ich dotykając. Lucy, a raczej Sophia jest zwykłą, lecz cudowną dziewczyną, której rozpaczliwie pragnie Daniel przez wszystkie swoje życia.
Dlaczego jest tak niezwykła? Chłopak po prostu to czuje i już. Dwie główne postacie, które powinny być tu wyrazistymi charakterami są jedynie marionetkami wykorzystanymi do opowiedzenia ciekawej akcji. Nie mają ciekawych hobby, nie mają ulubionych zespołów, nie rzucają się w oczy ani nie chowają się w cieniu! Są mdli.
Książka nie wciągnęła mnie tak, jak się spodziewałam. Okazała się po prostu przeciętną lekturą dobrą na deszczowy dzień.

Skusiłam się. Okładka była piękna, magiczna i tajemnicza, opis zachęcający, a opinie pozytywne. Oczekiwałam jednak za dużo. Często tak jest, gdy z niecierpliwością czeka się na "wielki tytuł".
Pomysł był świetny. Jestem pewna, że gdyby ten nietuzinkowy zamysł poddać lepszej obróbce, wyszedłby z tego prawdziwy diament.
Tymczasem książka zaczyna rozkręcać się powoli. Mozolnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książki Brooksa są niesamowite. Trochę dlatego, że ktoś w końcu pokazał iż świat, w którym się obracamy kiedy mamy po naście lat nie jest usłany płatkami róż. Na pewno dlatego, że wszystko jest tak realne, że mogłoby wydarzyć się obok nas. Albo przydarzyć się nam. A najbardziej dlatego, że uczucia bohaterów są tak żywe, tak rzeczywiste i przynajmniej dla mnie często bardzo bliskie, że czasem czyta się wręcz o sobie. Znak szczególny to specyficzny klimat, który łączy wszystkie dotychczas przeczytane przeze mnie książki autora, i który nie pozwala odrywać oczu od książki bo po prostu wciąga nas do środka. Nie potrafię powiedzieć więcej - to wspaniałe, że w książkach można znaleźć siebie.

Książki Brooksa są niesamowite. Trochę dlatego, że ktoś w końcu pokazał iż świat, w którym się obracamy kiedy mamy po naście lat nie jest usłany płatkami róż. Na pewno dlatego, że wszystko jest tak realne, że mogłoby wydarzyć się obok nas. Albo przydarzyć się nam. A najbardziej dlatego, że uczucia bohaterów są tak żywe, tak rzeczywiste i przynajmniej dla mnie często bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Charliego zapamiętam przede wszystkim za nieskończoność.
Za to, że w sumie banalny ale piękny sposób pisał o niesamowitych uczuciach towarzyszących chwilom, które bardzo łatwo przegapić. Pokazał, że te barwne urywki codzienności można wyłapać i zachować w pamięci na zawsze, czyniąc jednymi z najpiękniejszych chwil naszego życia. Aby wciąż się mieniły i nie bledły, nie traciły koloru, wciąż żyły.
Za to, że tak bardzo cenił swoich przyjaciół i ludzi, których miał wokół siebie.
Za to, że w tak delikatny sposób pokazał życie. I jego kilka kart. I te szczęśliwe chwile, dzięki którym czujemy że żyjemy i te, o których wolelibyśmy zapomnieć. I to, że bez nich nie bylibyśmy sobą.

Wydaje mi się, że to właśnie chciał przekazać Charlie. Żeby uczestniczyć w życiu cały czas, bo wszystko co stworzymy, przeżyjemy czy czego doświadczymy tworzy nas samych.

Wiem że "Charlie" pozostanie mi w pamięci na bardzo długo. Mam nadzieję, że na zawsze. Bo przecież ta historia nie kończy się na kartach książki.

"To naprawdę wspaniałe."

Charliego zapamiętam przede wszystkim za nieskończoność.
Za to, że w sumie banalny ale piękny sposób pisał o niesamowitych uczuciach towarzyszących chwilom, które bardzo łatwo przegapić. Pokazał, że te barwne urywki codzienności można wyłapać i zachować w pamięci na zawsze, czyniąc jednymi z najpiękniejszych chwil naszego życia. Aby wciąż się mieniły i nie bledły, nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka to jedno wielkie nieporozumienie.

Ta książka to jedno wielkie nieporozumienie.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

I wtedy ją zobaczył.
Stała tam, opierając się o ścianę. Uśmiechała się. Był to jeden z tych niewielu uśmiechów, które pamięta się przez całe życie. Stał jak zaczarowany, nie mogąc się poruszyć. Mógł tylko trwać i wpatrywać się w nią.

Książka napisana przez Kevina Brooksa opowiada o bardzo niezwykłej relacji dwojga nastolatków. Bardzo delikatnej, ale głębokiej. Pokazuje głębię przyjaźni, sens życia i wartość miłości.

Rzadko bywał pewny siebie. Był tylko zwykłym chłopcem w czarnej czapce lubiącym dźwięki gitary. Ale od tamtego czasu wszystko się zmieniło.

Narratorem książki jest Joe, który przez przypadek ociera się o czarny półświatek. O rzeczy, o których wcześniej tylko słyszał, o których wiedział, że istnieją, ale których istnienia wolałby nie doświadczyć. Wkraczanie w dorosłość, niezrozumienie, smutek, odtrącenie i strach, ale także męstwo, wierność i odwaga a wszystko to oczami Joe’go tworzy zupełnie niezwykły klimat. Mroczny, a zarazem tak bliski młodym ludziom.

Stała naprzeciw niego i patrzyła mu głęboko w oczy. Jej twarz była pozbawiona jakichkolwiek uczuć. Co miał zrobić? Cokolwiek? Nic?

Niezwykle opisane emocje tworzą razem książkę pełną ludzkich odczuć i wrażeń. Historię prawdziwą.

Ale potem przyjrzał się uważniej, skupił na tym, co naprawę się liczy i zamiast zwrócić uwagę na brak tego, czego oczekiwał, zobaczył ją. Candy.

Przede wszystkim jest to wzruszająca opowieść o naszym wnętrzu , o niezliczonej ilości jego emocji i sile. Sile wewnętrznej, sile miłości i sile nadziei.

I wtedy ją zobaczył.
Stała tam, opierając się o ścianę. Uśmiechała się. Był to jeden z tych niewielu uśmiechów, które pamięta się przez całe życie. Stał jak zaczarowany, nie mogąc się poruszyć. Mógł tylko trwać i wpatrywać się w nią.

Książka napisana przez Kevina Brooksa opowiada o bardzo niezwykłej relacji dwojga nastolatków. Bardzo delikatnej, ale głębokiej. Pokazuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Delirium” to druga książka po świetnym debiucie ( „7 razy dziś”) Lauren Oliver, po którą zapewne każdy jej czytelnik z uśmiechem sięgnął. Intryguje tajemnicza okładka – z pozoru zwyczajna, ale jednak ukrywająca wiele szczegółów, których na pierwszy rzut oka się nie zauważa. A i pomysł jest arcyciekawy i świeży – akcja toczy się w czasach, w których miłość jest chorobą. Nie wiedziałam czego spodziewać się po „Delirium”. Więc zaczęłam czytać.
Z początku nie wywarła na mnie oszałamiającego wrażenia, myśli głównej bohaterki lekko irytowały, ale w stronach pozbawionych akcji brnęłam dalej. Możliwe, że było to zasługą pierwszoosobowej narracji, (specyficznej u pani Oliver) którą uwielbiam. Rozdziały bez żadnych rewelacji, ale za to z prawdziwymi opisami uczuć i emocji przepływały mi gładko między palcami.
I w końcu się doczekałam. Była przygoda, była miłość i były ciarki ale też uśmiech na twarzy i w końcu myśl „co będzie dalej!?”. Zmieniły się nawet poglądy głównej bohaterki , przez co czytanie stało się jeszcze przyjemniejsze. Wszystko zwieńczone jest trzymającym w napięciu zakończeniem, którego zapewne nikt z czytelników się nie domyśli.
Jednym słowem – świetna.

„Delirium” to druga książka po świetnym debiucie ( „7 razy dziś”) Lauren Oliver, po którą zapewne każdy jej czytelnik z uśmiechem sięgnął. Intryguje tajemnicza okładka – z pozoru zwyczajna, ale jednak ukrywająca wiele szczegółów, których na pierwszy rzut oka się nie zauważa. A i pomysł jest arcyciekawy i świeży – akcja toczy się w czasach, w których miłość jest chorobą....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Jaki piękny jest ten świat. Tylko czarne-białe. To jest proste widzę, wiem. Już tu siedzę jakiś czas. Lubię dużo wiedzieć. I nie wzrusza mnie już nic."

Chyba każdy z nas wyobrażał kiedyś sobie świat idealny - pozdawiony przemocy, bólu, strachu i cierpienia.

"Nie wszystko możesz mieć."

W takim właśnie świecie żyje główny bohater - w przyszłości bez kolorów, uczuć i kolorów.

"Nie mogę zrobić nic, sterowany jestem wciąż."

Społeczeństwo jest kontrolowane. Każdy wykonuje ściśle określoną funkcję. Wszystko jest zaplanowane, zapięte na ostatni guzik. Nie ma zaskoczeń. Nie ma nieprzewidywalych sytułacji. I prawdopodobnie nigdy by nie było. Gdyby nie Jonasz.

"Powiedzieć coś bym chciał. Mam pustkę w głowie. Zgubiłem znowu się. I niechce mi się nic. Jestem już zmęczony."

Czyatjąc książkę uświadamiamy sobie, jak ważne są krótkie chwile naszej codzienność. Ile warte są słowa, emocje, dźwięki. Jak ważną rolę spełniają kolory. Jak bardzo cieszy nas śnieg, dziki powiew wiatru na twarzy, zapach wiosny.

Mysloviz. Sprzedawcy marzeń.

Niespełnione marzenia mogą stać się naszym ocaleniem.

"Jaki piękny jest ten świat. Tylko czarne-białe. To jest proste widzę, wiem. Już tu siedzę jakiś czas. Lubię dużo wiedzieć. I nie wzrusza mnie już nic."

Chyba każdy z nas wyobrażał kiedyś sobie świat idealny - pozdawiony przemocy, bólu, strachu i cierpienia.

"Nie wszystko możesz mieć."

W takim właśnie świecie żyje główny bohater - w przyszłości bez kolorów, uczuć i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobra rada: sięgnijcie po tę książke, gdy naprawdę nie macie nic innego do roboty, a przeczytaliści już wszystkie pozycje na liście "chcę przeczytać". Ave, Vea, Eva, Ave, Vea, Eva - w kółko to samo i w dodatku pozbawione sansu. Bezdomny Anioł na ziemi? Cóż za przewidywalna niespodzianka, że Eva potrafi z nim rozmawiać!Świecące pióro? No jeasne, Eva zaraz je znajdzie!
(dobrnęłam do końca tylko dlatego,że była to lektura!)

Dobra rada: sięgnijcie po tę książke, gdy naprawdę nie macie nic innego do roboty, a przeczytaliści już wszystkie pozycje na liście "chcę przeczytać". Ave, Vea, Eva, Ave, Vea, Eva - w kółko to samo i w dodatku pozbawione sansu. Bezdomny Anioł na ziemi? Cóż za przewidywalna niespodzianka, że Eva potrafi z nim rozmawiać!Świecące pióro? No jeasne, Eva zaraz je...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niesamowity pomysł, niesamowici bohaterowie, niesamowita książka

Niesamowity pomysł, niesamowici bohaterowie, niesamowita książka

Pokaż mimo to


Na półkach:

Lektura? Chyba najlepsza, dotychczas przeze mnie czytana
Książka dla chłopców? Absolutnie nie.
Magiczna? Nie, wzruszająca prostotą.
I tak strasznie chwytająca za serce, że na końcu nie można powstrzymać łez.

Lektura? Chyba najlepsza, dotychczas przeze mnie czytana
Książka dla chłopców? Absolutnie nie.
Magiczna? Nie, wzruszająca prostotą.
I tak strasznie chwytająca za serce, że na końcu nie można powstrzymać łez.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Piękna ksiązka. Tak poruszająca, że przy małym księciu wydajemy się okropni, źli, wielcy, ale za razem tak delikatna, że rozpływamy się w słowach.

Piękna ksiązka. Tak poruszająca, że przy małym księciu wydajemy się okropni, źli, wielcy, ale za razem tak delikatna, że rozpływamy się w słowach.

Pokaż mimo to