-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik264
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2015-11-01
2015-08-24
Muszę przyznać, że dzieło pani Radcliffe to jedna z ciekawszych powieści jakie dane mi było ostatnio przeczytać. Chociaż muszę przyznać, że nie czytało mi się jej tak lekko jak bym sobie tego życzyła. Dobrze, rozumiem iż autorka lubiła poezję i zrozumiem nawet umieszczanie cytatów z wierszy innych autorów na początku każdego rozdziału. Spotkałam się już z czymś takim nawet we współczesnych książkach i mi to jak najbardziej nie przeszkadza. Ale przeplatanie wypowiedzi bohaterów poezją? Naprawdę? Dla mnie to już zbyt dużo. Ale na szczęście można te fragmenty spokojnie omijać, bo nie są ani istotne dla fabuły, ani nawet ciekawe, nie do końca wierzę w talent autorki na tym polu. Inną dość irytującą kwestią są opisy. Ja naprawdę jestem tolerancyjna jeśli o te kwestie chodzi. Ciężko mnie złamać, jestem wytrwałym czytelnikiem. Tylko, że ponad dwieście pierwszych stron to niemalże tylko o wyłącznie deskrypcja krajobrazu! Ja nawet bym z chęcią poczytała o malowniczych miejscach, tylko że według mnie można to było zrobić bardziej proporcjonalnie: trochę opisów, trochę akcji i tak na zmianę. Denerwowało mnie też ciągłe przemieszczanie się bohaterów z miejsca w miejsce, naprawdę wolałabym żeby tego "łażenia" było mniej.
Troszeczkę ponarzekałam na początku, tylko nie myślcie, że ta książka jest taka zła, bo gdy już akcja zacznie się rozpędzać, to wydarzenia zaczynają następować po sobie masowo. Nie ważne, że niektóre z nich są nawet bardziej niż zastanawiające, skoro czyta się to z zapartym tchem i ciekawością? Jest śmiesznie, strasznie, klimatycznie i groteskowo. Nawiedzone zamki, groźne szczyty górskie, niebezpieczne przełęcze, nie do końca zrozumiałe zjawiska budują atmosferę grozy od samego początku. Autorka dość ciekawie buduje tajemnicę skrupulatnie konstruując pajęczynę intrygi, która znajduje swoje logiczne i racjonalne rozwiązanie na samym końcu. To jest właśnie cechą charakterystyczną dla prozy autorki, wszelkie niezwykłe wydarzenia przewijające się wydarzenia zostają wyjaśnione zgodnie z oświeceniowym rozumowaniem.
Słów kilka odnośnie bohaterów. Jak można się domyślić zostali jasno i wyraźnie pogrupowaniu na tych dobrych i złych. Emilia typowa ofiara w powieści gotyckiej to postać ckliwa, załamująca ręce nad swoim losem, tęskniąca za ukochanym a przede wszystkim mdlejąca. Pod najbłahszym nawet powodem. Jeszcze w żadnej z czytanych przeze mnie książek bohaterka nie mdlała tak często. Udało m się znaleźć nawet ciekawą informację na stronie The Guardiana, gdzie policzono, że zaliczyła ona aż 10 omdleć na przestrzeni powieści, co daje jej absolutne pierwsze miejsce pod względem mdlejących postaci we wszystkich powieściach gotyckich. Nie ma co - zaszczytne osiągnięcie. Gratulacje! Wybranek jej serca - hrabia Valancourt jest postacią jeszcze mniej interesującą, dobrze że pojawia się rzadko. Jak to zwykle w tego typu powieściach bywa czytelnika bardziej interesują czarne charaktery - tutaj mamy Montoniego - osobę intrygującą, typowy czarny charakter zamieszany w ciemne interesy.
Podsumowując jest to powieść z którą moim zdaniem warto się zapoznać.
Muszę przyznać, że dzieło pani Radcliffe to jedna z ciekawszych powieści jakie dane mi było ostatnio przeczytać. Chociaż muszę przyznać, że nie czytało mi się jej tak lekko jak bym sobie tego życzyła. Dobrze, rozumiem iż autorka lubiła poezję i zrozumiem nawet umieszczanie cytatów z wierszy innych autorów na początku każdego rozdziału. Spotkałam się już z czymś takim nawet...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-09-08
Gniew. Według słownika to gwałtowna reakcja na jakiś przykry bodziec zewnętrzny wyrażająca się niezadowoleniem i agresją. Słowo zdecydowanie nacechowane negatywnie. A jednak autor postanowił nadać swemu dziełu właśnie taki niewdzięczny tytuł. Jaki był tego cel? Czy nazwanie tej książki w niniejszy sposób zostało podyktowane tylko i wyłącznie kwestiami marketingowymi, bo słowo to jest ewidentnie "chwytliwe", szczególnie dla tego gatunku? Nie. Była to decyzja na pewno przemyślana i w mojej ocenie - trafna. Ciężko byłoby mi teraz po przeczytaniu znaleźć tytuł, który trafniej oddawał by jej kwintesencję. Dzieło Miłoszewskiego przepełnione jest gniewem. Od samego początku do końca. Narastającym emocjom, które znajdują swój upust dopiero na końcu.
Nadszedł w końcu ten czas, gdy i ja w końcu zabrałam się za zakończenie trylogii Miłoszewskiego. Kryminały to zdecydowanie moja bajka, chociaż obecnie ciągnie mnie coraz częściej do klasyki, toteż gdy po raz pierwszy zabierałam się za twórczość autora miałam już za sobą sporo lepszych i gorszych książek w moim ulubionym gatunku. "Uwikłanie" nie zachwyciło mnie i kto wie, czy gdyby nie to, że bardzo zaciekawiła mnie fabuła "Ziarna prawdy" nie skończyłabym mojej przygody z warszawskim prokuratorem na części pierwszej. Na szczęście dałam Szackiemu drugą szansę i o dziwo sam główny bohater nie irytował mnie już tak bardzo, a sama powieść stała się jedną z moich ulubionych.
Wróćmy jednak do tematu. "Gniew" to jak na razie ostatnia wydana powieść zdobywcy Nagrody Wielkiego Kalibru oraz Paszportu "Polityki" Zygmunta Miłoszewskiego. Swoją premierę miała 8 października 2014 roku i zgodnie z zapowiedziami autora jest ostatnią częścią z serii o prokuratorze Szackim.
Muszę przyznać, że książka którą dane mi było przeczytać to dobry kryminał. Sięgający po klasyczne wzorce i utarte schematy, a jednak zaliczający się jak najbardziej do tej współczesnej formy gatunku, w której nie tylko zagadka odgrywa ważną rolę, ale także warstwa obyczajowa. Miłośnicy twórczości Miłoszewskiego doskonale wiedzą, że w swoje utwory wplata wstawki publicystyczne, tym razem także porusza istotną tematykę - przemoc w rodzinie. Porusza też tematy związane z miastem, w którym rozgrywa się akcja - zimowym Olsztynem. A wszystko to w towarzystwie nieodstępującej mgły i marznącej mżawki.
Trup nie ściele się gęsto, ale z pewnością nie oznacza to, że jest mało brutalnie, bo tych którzy giną spotykają prawdziwe okropności. Na kartach książki nie brakuje cierpienia i bólu. A klimat jest ciężki i ponury. A co z zagadką? Na pewno została sprawnie zaplanowana i dobrze wkomponowana, tylko, że no niestety mi udało się odgadnąć zakończenie. Chociaż nie, tylko w połowie (ci co czytali zrozumieją). W związku z tym moja ocena zostanie nieco zaniżona. Co jak co ale zaskoczenie w tym gatunku jest warunkiem koniecznym. Mimo wszystko czytało mi się bardzo dobrze i z zaciekawieniem śledziłam rozwój śledztwa.
Wszystko było by piękne i fajne, gdyby tylko autor nie poszedł pod koniec za bardzo w stronę sensacji. Nie chciałabym tu nikomu spolerować, więc nie wyjaśnię co mam na myśli, ale jak dla mnie nie pasowało to za bardzo do stylu całej trylogii. Zbyt banalny i przewidywalny chwyt, który w tej powieści był absolutnie zbędny. Ale jakby nie było Miłoszewski pokazuje, że rozumie o co chodzi we współczesnej prozie kryminalnej i mimo, iż tworzy powieści komercyjne wie, że współczesnemu czytelnikowi nie wystarczy tylko i wyłącznie rozrywka, chce też przedstawienia jakiegoś problemu związanego ze światem w którym żyje.
Co się zaś tyczy bohaterów to jestem całkiem zadowolona. Autor stworzył postaci ciekawe, charakterystyczne i interesujące. Szacki już od "Ziarna prawdy" przestał mnie irytować, wielką miłością do niego dalej nie zapałałam, ale były momenty, że nawet go polubiłam. Z pośród pozostałych to ciekawie czytało mi się fragmenty z patologiem Frankensteinem. Cała reszta też w porządku.
Podsumowując ostatnia część trylogii trzyma poziom poprzedniczek. Nie brakuje w niej charakterystycznego dla autora czarnego humoru, ironii oraz krytyki społecznej. Styl autora nie pozostawia nic do zarzucenia, jest lekki i przyjemny. Największym z minusów jest wspomniane już wyżej zakończenie. Nie spodobało mi się też to, że dalsze losy Szackiego nie zostały nam wyjaśnione. Autor jasno zadeklarował, że nie napisze już więcej żadnego kryminału, więc sądzę, że powinien przedstawić czytelnikom co stało się z prokuratorem. No chyba, że postać ta pojawi się jeszcze kiedyś w powieści Miłoszewskiego - ale już nie kryminalnej. No zobaczymy. Gdybym miała ułożyć wszystkie trzy tomy zgodnie z kolejnością, która z nich najbardziej mi się podobała, to lista ta wyglądała by następująco: "Ziarno prawdy", "Gniew" i najmniej "Uwikłani". Polecam.
Gniew. Według słownika to gwałtowna reakcja na jakiś przykry bodziec zewnętrzny wyrażająca się niezadowoleniem i agresją. Słowo zdecydowanie nacechowane negatywnie. A jednak autor postanowił nadać swemu dziełu właśnie taki niewdzięczny tytuł. Jaki był tego cel? Czy nazwanie tej książki w niniejszy sposób zostało podyktowane tylko i wyłącznie kwestiami marketingowymi, bo...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-09-05
Było ciężko. Niby krótka książeczka, nieco ponad 100 stron, ale nuda totalna. A po ostatnich moich recenzjach powinniście już wiedzieć, że mnie zamęczyć wcale nie tak łatwo i nawet niektóre znienawidzone lektury oceniam pozytywnie. Niestety tym razem. Jest to powieść epistolarna, czyli składająca się z listów, w większości do Wilhelma - przyjaciela Wertera, ale też do Lotty oraz jeden do Alberta. Cała rzeczywistość zostaje nam przedstawiona oczami głównego bohatera - Wertera, który chcąc odpocząć od zgiełku wyjeżdża na wieś, gdzie piękną dziewczynę - Lottę, w której od razu się zakochuje. Sprawę komplikuje fakt, iż dziewczyna jest już zaręczona z innym, którego kocha. Co tu dużo mówić klasyczny trójkąt. Może się to wydać z początku ciekawe, jednakże jak dla mnie relacje między bohaterami nie zostały nie zostały na tyle intrygująco przedstawione jak bym tego oczekiwało. Zabrakło napięcia i poczucia niepewności jak się to wszystko potoczy. Od początku przewidywałam jak rozwiąże się sytuacja bohaterów. Jednak tym co najbardziej mnie wymęczyło był zupełny brak akcji. Wszystko toczyło się tak powoli i aż do bólu nudno.
Werter to postać istotna dla literatury. Stał się pierwowzorem postawy werterycznej, która bardzo często pojawiała się później w utworach romantycznych. Czuł się samotny, nie zrozumiany przez otoczenie. Nie zyskał mojej sympatii, irytowały mnie jego stany depresyjne, bierność a przede wszystkim użalanie się nad sobą. Sprawiał na mnie wrażenie ogromnego egoisty, który wyolbrzymia swoje problemy, dlatego za nic nie mogłam mu współczuć. Spokojnie mogę go zaliczyć w poczet najbardziej irytujących postaci literackich. Pozostali bohaterowie zostali moim zdaniem zbyt słabo opisani, bym mogła ich ocenić.
W swoim utworze porusza autor kwestię ograniczoności języka, temat samobójstwa jako aktu świadczącego o niezależności człowieka i jego niczym nie ograniczonej możliwości kierowania własnym życiem. Na pewno książka była bardzo ważna dla rozwoju literatury. Ciekawym jest również odbiór z jakim spotkało się to dzieło. Ukazanie się "Cierpień..." w 1774 roku było naprawdę wielkim wydarzeniem literackim. Młodzi ludzie zaczęli naśladować strój Wertera ( niebieski frak i żółtą kamizelkę). Europę zalała też fala samobójstw inspirowanych zachowaniem głównego bohatera. Mnie sama powieść nie zachwyciła i nie sądzę bym kiedykolwiek do niej jeszcze wróciła.
Było ciężko. Niby krótka książeczka, nieco ponad 100 stron, ale nuda totalna. A po ostatnich moich recenzjach powinniście już wiedzieć, że mnie zamęczyć wcale nie tak łatwo i nawet niektóre znienawidzone lektury oceniam pozytywnie. Niestety tym razem. Jest to powieść epistolarna, czyli składająca się z listów, w większości do Wilhelma - przyjaciela Wertera, ale też do Lotty...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-08-31
Tak jak widzicie postanowiłam się zmierzyć z jedną z najbardziej nienawidzoną przez uczniów lekturą. Czego ja się nie nasłyszałam i nie naczytałam na temat tej powieści. Że nudna, że akcja się wolno toczy, a już przede wszystkim te przerażające nieskończonością opisy. Nic tylko zmora, której chyba nikt tak na prawdę nie przeczytał. A ja, że żadnej książki się nie boję i im gorszą sławą się szczyci z tym większą chęcią przetestuję ją na własnej skórze. A moje wrażenia zaraz wam opiszę.
"Nad Niemnem" to powieść pozytywistyczna Elizy Orzeszkowej. Po raz pierwszy opublikowana została w roku 1887 na łamach "Tygodnika Ilustrowanego". W postaci książkowej ukazało się w 1888 roku. Pierwotnie powieść miała nosić tytuł "Mezalians". Autorka pracowała nad tekstem głównie w dworze w Miniewiczach, niedaleko wsi Bohatyrowicze. Wesele Elżuni inspirowane jest jednym z wesel w którym uczestniczyła Orzeszkowa.
Nie no naprawdę, czuję się zawiedziona. Wszyscy wszem i wkoło zapewniali mnie o okropności tej lektury, jaka to męka, beznadzieja i całkowity gniot. Już się cieszyłam, że będę mogła wytknąć autorce wszelkie minusy jej dzieła i zmasakrować je w mojej recenzji. A tu proszę, jak się okazuje nastawienie okazało się całkowicie nieadekwatne. Jak tylko przyniosłam książkę z biblioteki i zaczęłam czytać, tak mnie wciągnęło, że na raz pochłonęłam pięćdziesiąt stron. Widać niewdzięczna sława jest na wyrost, bo zdecydowanie miałam wątpliwą przyjemność czytać gorsze lektury i inne powieści, a ta ku mojemu zdziwieniu przypadła mi do gustu.
Jednym z najczęstszych zarzutów stawianych dziełu Orzeszkowej są opisy. Nie będę zaprzeczać jest ich bardzo dużo i o wcale nie małej długości. W moim wydaniu zostały im poświęcone trzy pierwsze strony, dodajmy - małym druczkiem. Ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Wiedziałam jakiego typu jest to utwór i nie oczekiwałam trzęsienia ziemi jak u Hitchcocka. Ten typ literatury rządzi się swoimi zasadami, a autorka miała zamiar stworzyć dzieło realistyczne, nie do końca jej to co prawda wyszło, bowiem krytyka literacka klasyfikuje to dzieło bardziej jako epopeję. Mi osobiście deskrypcje krajobrazu wcale nie przeszkadzały, a nawet wręcz przeciwnie dzięki nimi mogłam się przenieść do pięknych okolic Niemna i poobserwować rozgrywające się tam wydarzenia. Pisarka w znakomity sposób przemawia do naszej wyobraźni sprawiając, że jej słowa stają przed naszymi oczami niczym obraz. Natura sportretowana na łamach powieści wprost żyje. Przyjemnie, nieśpiesznie, wylegując się w ogrodzie pochłaniałam tą historię raz na jakiś czas odrywając się od lektury, by rozejrzeć się z kolei po otaczającej mnie przyrodzie. Otoczenie też niewątpliwie wpłynęło na moje odczucia.
Ale tym co mnie najbardziej zadowoliło jest całe multum rozmaitych postaci. Lubię, gdy w powieści znajduję różniących się od siebie i dobrze sportretowanych bohaterów. A tutaj udało mi się znaleźć nie mało indywiduów. Orzeszkowa spisała się znakomicie i doskonale oddała typy ludzi jej współczesnych, zwracając dużą wagę na wiarygodne portrety psychologiczne. Polubiłam główną bohaterkę - Justynę, za jej postępowanie, zaradność a przede wszystkim przemianę. Po części też ją rozumiałam, nie dziwiło mnie to, że nie potrafiła być bezczynna, chciała działać. Przyznać też trzeba, że całkiem charakterna była i koniec końców potrafiła postawić na swoim. Może jest też nieco szablonowa, tak jak też jej miłość do Jana, i ma to wszystko na celu wpojenie czytelnikowi wartości pozytywistycznych, ale mi to tak bardzo znowu nie przeszkadzało. Ale przede wszystkim Marta! jaka szkoda, że nie pojawia się tak często jak ja bym tego chciała. Stara panna, schorowana, ale ironia i czarny humor nie odstępują jej ani na krok. Na dodatek ta groteskowa historia z cholerą w tle. Uwielbiam. Do tego jeszcze pani Emilia wiecznie chora na globus (przeczytacie to się dowiecie cóż to takiego) oraz irytujący żartowniś Kirło. Gwarantuję, że nie raz podczas czytania wybuchniecie śmiechem.
Styl autorki godny jest podziwu, obrazowy, wykwintny i dopracowany, po prostu piękny. Cała fabuła jest troszeczkę nostalgiczna, poprzez odnoszenie się do wydarzeń z powstania styczniowego. Jest trochę romansu, patosu, humoru. Duże znaczenie ma tutaj głównie dialog, narracja schodzi na dalszy plan. Autorka starała się zindywidualizować język, którym posługują się poszczególni bohaterowie. Powieść ta na pewno nie spodoba się wszystkim, jednak nie jest aż tak straszna jak ją przedstawiają. Na pewno nie nadaje się do szybkiego czytania, bo jest to bardziej utwór, którym należy się powoli delektować. Polecam zwłaszcza miłośnikom prozy pozytywistycznej, pięknych krajobrazów i realistycznych bohaterów. Odradzam fanom szybkiej akcji.
Tak jak widzicie postanowiłam się zmierzyć z jedną z najbardziej nienawidzoną przez uczniów lekturą. Czego ja się nie nasłyszałam i nie naczytałam na temat tej powieści. Że nudna, że akcja się wolno toczy, a już przede wszystkim te przerażające nieskończonością opisy. Nic tylko zmora, której chyba nikt tak na prawdę nie przeczytał. A ja, że żadnej książki się nie boję i im...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-08-25
Autor tak jak tego oczekiwałam przeniósł mnie w świat barwnego, ale także niebezpiecznego świata dwudziestolecia międzywojennego. Otrzymałam rasową powieść sensacyjną z wieloma zwrotami akcji i bohaterami z ciemnymi tajemnicami. Podczas czytania odwiedzamy tętniące życiem nocne kluby tamtejszej Warszawy, jesteśmy świadkami gangsterskich porachunków i rozmaitych romansów. Oczywiście, jak też można się domyślić po tytule jesteśmy też świadkami różnych procesów, opisanych troszeczkę naiwnie, w końcu to powieść popularna - najważniejsze, by wzbudzała emocje, a mimo to ciekawie i barwnie.
Początkowo byłam bardzo zaintrygowana i książka niebywale mnie wciągnęła. Ciekawiły mnie sekrety bohaterów, chciałam je jak najszybciej odkryć, nie przeszkadzały mi nawet ciut zbyt patetyczne dialogi, nie sądzę, by naprawdę ludzie się tak do siebie zwracali. Z czasem zaczęło robić się jeszcze ciekawiej - eksperymenty na ludziach, już wtedy chciano mieć możliwość decydowania o kolorze oczu, włosów dziecka. Aż tu nagle doszło do wyjaśnienia sekretu głównej bohaterki i... Nie mogłam dalej tego czytać. Nie wierzę, że ona mogła tak przyjąć całą prawdę. Zniesmaczyło mnie to, nie mogłam dalej czytać tych bzdur. Musiałam zrobić sobie przerwę. Dopiero po pewnym czasie byłam w stanie wrócić do czytania. Nie czułam już jednak takiego zainteresowania jak na początku jednakże doczytałam do końca.
Moje odczucia względem bohaterów zmieniły się z czasem. W pierwszej części główny bohater - Jan Wikler wydawał mi się jedną z tych nietuzinkowych bohaterów, lubiących przygody, trochę awanturników, ale takich których jak najbardziej można polubić. Ale było tak tylko do wspomnianego wcześniej przeze mnie momentu. Podobnie miałam z tytułową bohaterką. Alicja Horn, pierwsza kobieta prokurator jawiła mi się jako osoba silna, niezależna, inteligentna. Bardzo jej kibicowałam, ale po późniejszym jej zachowaniu stała się dla mnie bardziej irytująca od samego Wiklera. Jedynie postaci dalszoplanowe wydały mi się przyjemniejsze, zwłaszcza Julka - dziewczyna znajdująca się pod opieką Horn.
Ciężko mi ocenić tę książkę. Mimo wszystko jest to dość ciekawy obraz epoki, może ciut podkolorowanej, co tu dużo mówić autor na wyobraźnię narzekać nie mógł. Mnie jednakże pewna rzecz za bardzo zniechęciła i nie pozwala mi na wydanie całkowicie pozytywnej opinii. Mimo to myślę, że wielu książka może się spodobać, nie brakuje tutaj bowiem ech fascynacji hipnozą, mediumizmem.
Autor tak jak tego oczekiwałam przeniósł mnie w świat barwnego, ale także niebezpiecznego świata dwudziestolecia międzywojennego. Otrzymałam rasową powieść sensacyjną z wieloma zwrotami akcji i bohaterami z ciemnymi tajemnicami. Podczas czytania odwiedzamy tętniące życiem nocne kluby tamtejszej Warszawy, jesteśmy świadkami gangsterskich porachunków i rozmaitych romansów....
więcej mniej Pokaż mimo to2015-08-13
Na wstępie chciałabym przyznać, że tak, udało mi się, dokonałam rzeczy niemożliwej - przeczytałam "Chłopów". Całość. Chociaż zajęło mi to cały lipiec i część sierpnia, chociaż wydawać by się mogło, że tylko ktoś niespełna rozumu mógłby się porywać na coś takiego i poświęcić niemałą część wakacji na czytanie tej przecież znienawidzonej lektury szkolnej. I to na dodatek całości! Podczas gdy nawet na rozszerzeniu z języka polskiego wymagana jest tylko część pierwsza. Możecie mnie uznać za wariata, jak chcecie. Ale ja nie żałuję.
Wakacje to czas kiedy w końcu udaje mi się znaleźć odrobinę więcej wolnego czasu. Oczywiście wykorzystuję go w znacznej części na czytanie. Dlatego też lubię w trakcie lata uraczyć się klasyką. Zwykle sięgałam po książki z poza kanonu, ale gdy zobaczyłam ile lektur i to na dodatek dość opasłych czeka mnie w najbliższym roku szkolnym postanowiła, że no trudno spróbuję z jakąś uporać się właśnie teraz. Powieść naszego noblisty "Chłopi" wydali mi się najcięższa toteż masochistycznie zdecydowałam się na nią. Uznałam, że przeczytam tyle ile mi się uda, a jeśli mi się nie spodoba po prostu ją odłożę. Nic na siłę, w końcu są wakacje. Jak się jednak okazało szybko wsiąknęłam w tę historię.
Dzieło polskiego noblisty to obszerna epopeja chłopska. W historii przez niego opowiadanej przeplatają się różne wątki, wydarzenia i bohaterowie. Akcja obejmuje cały rok: od jesieni do lata. Jest to naprawdę monumentalne dzieło, które może odstraszać niektórych niemałą liczbą stron do przeczytania. Bardzo podobało mi się to, że w powieści nie brakuje szczegółowych, acz wcale nie za długich opisów, które w niezwykle namacalny sposób oddają zmiany zachodzące w przyrodzie wraz ze zmianą następujących po sobie pór roku. Reymont chciał w ten sposób ukazać rytm życia wiejskiego nieodłącznie przecież związanego ze zmianami w naturze. Inną istotną kwestią poruszaną w tej książce są uroczystości i święta, które również zostały odmalowane niezwykle żywo i realistycznie. Wiem, że zapewne większość z was, gdy słyszy frazę "długie opisy" kręci nosem, zwłaszcza, gdy jest to lektura. Przyznam, że mnie to nie dziwi specjalnie. Doskonale zdaję sobie bowiem sprawę, że wiele nauczycielek języka polskiego ma pewną tendencję do zapowiadania lektury na kilka dni przed rozpoczęciem jej omawiania i biedy uczeń, który już podejmie się tej ciężkiej próby przeczytania tego jednego obowiązkowego tomu, w pośpiechu będzie omijał niepotrzebne na kartkówkę opisy, wertując książkę w poszukiwaniu jakiejś akcji, byleby coś wiedzieć na test. Tu od razu nasuwa się pytanie, czy "Chłopi" powinni być lekturą obowiązkową? Czy w ogóle jest sens tworzenia kanonu pewnych utworów i nakazywanie ich czytania innym? Myślę, że to już jest pytanie na całkiem inny wpis.
Językiem powieści jest gwara. To też może odstraszać. Mi jednakże stylizacja na wiejski sposób mówienia nie sprawiła zbyt wielkiej trudności i szybko się do niej przyzwyczaiłam. Przyznać jednak muszę, że niektóre słowa były zbyt ciężkie do odszyfrowania i żałuję, że w moim wydaniu nie znajdowały się jakieś przypisy, które wyjaśniały by mi ich znaczenie. Styl jakim posługuje się autor jest bardzo przyjemny i dopracowany. Książkę czyta się płynnie. Mimo moich obaw akcji jest całkiem sporo, chociaż muszę przyznać, że nie czytałam tej powieści jednym ciągiem. Czasami gdy naszła mnie ochota pochłaniałam sporą liczbę stronnic, po czym gdy czułam się już nieco zmęczona robiłam sobie przerwę na kilka dni i w międzyczasie zabierałam się z lekturę jakiejś innej powieści.
Tym co mnie najbardziej w tej historii zachwyciło to niezwykle ciekawe nakreślenie sylwetek bohaterów. Są to postaci żywe, nieustannie zmieniające się. Także mój stosunek do poszczególnych osób ulegał zmianie wraz z zachowaniem jakie prezentowały w danych sytuacjach. Myślę, że każda, nawet najrzadziej przewijająca się w opowieści postać jest istotna dla całej historii. Jeśli mam być jednak szczera, to po przeczytaniu całości uznaję, że nie polubiłam żadnego bohatera. Początkowo miałam oczywiście takich do których pałałam większą sympatią, jednakże po ich późniejszym zachowaniu traciłam ją niemal całkowicie. U Reymonta nie ma postaci cukierkowych, wyidealizowanych, będących przykładem cnót wszelakich. Jest wręcz przeciwnie, ludzie przez niego opisywani, są czasami aż do bólu rzeczywiści wraz ze swoimi wadami. Niekiedy zachowanie co poniektórych mnie bardzo dziwiło, zwłaszcza w relacjach rodzinnych. Niemniej jednak w powieści została nakreślona bardzo duża rozpiętość charakterów ludzkich, tyle intrygujących co irytujących. A choćby największa femme fatale Lipiec i zapewne pobliskiej okolicy - piękna Jagna. Postać ciekawa, nietuzinkowa a jednocześnie bardzo ale to bardzo denerwująca swoim lekkomyślnym zachowaniem. Moją antypatię zaczął wzbudzać też w pewnym momencie Antek. Jedyną bohaterką, którą może nie tyle co lubiłam, a bardziej podziwiałam była Hanka, która po niełatwych przeżyciach zmieniła się i stała się kobietą zaradną i wytrwałą. Gdyby tylko nie to jej bezpodstawne uwielbienie do niedoceniającego jej męża. Za dużo w głównych bohaterach chciwości, prymitywności, egoizmu a za mało tego zwykłego ludzkiego współczucia, bym mogła się z którymś z nich utożsamić.
Podsumowując "Chłopi" to dzieło nie takie straszne jak je malują. Zachęcam by je przeczytać. Oczywiście nie każdemu musi się od razu spodobać, bo wiadomo gusta są różne i nie każdy musi być zainteresowany w tej tematyce. Warto jednak zawsze spróbować, a jeśli nie pójdzie, to po prostu odłożyć na półkę. Nie zmuszać się. Nawet jeśli jest to lektura. Czasami nawet lepiej jest przeczytać streszczenie, znam to z własnego doświadczenia. Mi ta książka przypadła do gustu, niemniej jednak nie zachwyciła na tyle bym uznała ją za jedną z ulubionych.
Na wstępie chciałabym przyznać, że tak, udało mi się, dokonałam rzeczy niemożliwej - przeczytałam "Chłopów". Całość. Chociaż zajęło mi to cały lipiec i część sierpnia, chociaż wydawać by się mogło, że tylko ktoś niespełna rozumu mógłby się porywać na coś takiego i poświęcić niemałą część wakacji na czytanie tej przecież znienawidzonej lektury szkolnej. I to na dodatek...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-08-06
Lato w pełni. Na zewnątrz panuje okropny upał. Najlepszym sposobem na jego przetrwanie jest w moim wypadku sięgnięcie po lekką wakacyjną lekturę. Niedawno miałam okazję zapoznać się z twórczością Zbigniewa Nienackiego, czyli twórcy legendarnego już Pana Samochodzika. Jako, że powieść "Niesamowity dwór" okazała się wyborną decyzją właśnie na wakacje, z tym większą chęcią sięgnęłam po kolejną część z owej serii. Jak zwykle, tak i tym razem nie czytałam po kolei, ale po tomie piątym pochłonęłam czwarty.
Nie zawiodłam się i tym razem. Autor zaskakuje nas wartką akcją i ciekawie skonstruowanymi intrygami. Nie brakuje dziwnych wydarzeń, podejrzanych typków, harcerzy i oczywiście doskonałego humoru. Jednak mi osobiście najbardziej podobała się inteligentnie zbudowana zagadka tajemniczych szachownic. Od samego początku pisarz zasypuje nas rozmaitymi tropami i wskazówkami, jednakże tylko część z nich jest nam potrzebna do odkrycia prawdy. Sądzę, że wątek detektywistyczny wyszedł doskonale, toteż czytelnik pozostaje w niepewności aż do samiutkiego końca.
Inną kwestią która skradła moje serce jest godna pozazdroszczenia umiejętność Nienackiego do opisywania miejsc. Dzięki jego niesłychanie plastycznym opisom miałam wrażenie, że ja również jestem uczestnikiem przedstawianych wydarzeń. Całość utworu psuje tylko moim zdaniem zbyt nachalne wychwalanie ustroju socjalistycznego. Ale na to zawsze można przymknąć oko. Najważniejsze, że jest klimat, tajemnica i cała galeria przekomicznych postaci. Nic tylko czytać.
Lato w pełni. Na zewnątrz panuje okropny upał. Najlepszym sposobem na jego przetrwanie jest w moim wypadku sięgnięcie po lekką wakacyjną lekturę. Niedawno miałam okazję zapoznać się z twórczością Zbigniewa Nienackiego, czyli twórcy legendarnego już Pana Samochodzika. Jako, że powieść "Niesamowity dwór" okazała się wyborną decyzją właśnie na wakacje, z tym większą chęcią...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07-18
O jakże ja uwielbiam czytać o zamkach, dworach i wszelkiego rodzaju starych posiadłościach. A już szczególnie, gdy we wcześniej wymienionych dzieją się jakieś dziwne i podejrzane rzeczy. Tajemnice, zagadki i duchy to coś co w książkach bardzo lubię. Dlatego też z wielką chęcią sięgnęłam po powieść polskiego pisarza Zbigniewa Nienackiego o wdzięcznym tytule "Niesamowity dwór".
Nie czytam zbyt wiele utworów dla młodzieży, jakoś tak wyszło, że bardzo wcześnie zaczęłam interesować się literaturą dla dorosłych. Postanowiłam jednak nadrobić zaległości i zapoznać się z kultową serią o Panu Samochodziku. Mój wybór padł właśnie na "Niesamowity dwór". Nie jest to część pierwsza, no cóż nie mam szczęścia do zaczynania jakichkolwiek cykli książkowych od początku. Znalazłam różne informacje na temat numeru tego tomu, jedni podają, że jest on czwarty, inni - piąty. Niemniej jednak, jak zdążyłam zauważyć każda część jest autonomicznym dziełem i opisuje inną przygodę, toteż wszystko było dla mnie praktycznie zrozumiałe.
Jestem bardzo zadowolona z decyzji o zapoznaniu się z Panem Samochodzikiem. Powieść ta okazała się idealnym wyborem na lato. Autor w doskonały sposób przedstawia nam historię, w której nie brakuje przygód, tajemnic i oczywiście duchów. Dobrze oddany został też klimat starej posiadłości. Jednakże tym, co najbardziej mnie ujęło, był humor. Sarkazm, ironia, groteskowe sytuacje łagodzą nam nieco przewidywalne rozwiązanie. Niemniej jednak zachęcam do przeczytania. Nawet ci starsi czytelnicy mogą ze spokojem sięgnąć po tę powieść i przymknąć oko na pewne niedociągnięcia. Warto. Zwłaszcza ze względu na plejadę groteskowych postaci. Zwłaszcza doskonałego Bigosa, ale i panna Wierzchoń nie raz was rozbawi. Polecam.
O jakże ja uwielbiam czytać o zamkach, dworach i wszelkiego rodzaju starych posiadłościach. A już szczególnie, gdy we wcześniej wymienionych dzieją się jakieś dziwne i podejrzane rzeczy. Tajemnice, zagadki i duchy to coś co w książkach bardzo lubię. Dlatego też z wielką chęcią sięgnęłam po powieść polskiego pisarza Zbigniewa Nienackiego o wdzięcznym tytule "Niesamowity...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07-02
Po raz kolejny Coben serwuje nam w swojej powieści masę mocnych wrażeń. Nie brakuje szybkiej akcji i niespodziewanych zwrotów akcji. Oczywiście autor nie byłby sobą, gdyby nie zaserwował czytelnikowi sporej dawki mocnych emocji a także co najważniejsze wielu mylących tropów i skomplikowanych zagadek. Nic tu nie jest takie jakie się wydaje. Intryga goni intrygę, a zamiast odpowiedzi dostajemy porcję kolejnych pytań niedających się rozwiązać.
Po tym wszystkim, co powyżej napisałam wydawać by się mogło, że jest dobrze, ba nawet bardzo. W końcu czego oczekiwać więcej od kryminału. Co jest nie tak. Nie narzekam aż tak bardzo, więc książka powinna mi się podobać. Właściwie to nawet tak jest, ale zabrakło mi tutaj czegoś. Maleńki szczegół, a jednak tak istotny - świeżość. Coś nowego, oryginalnego, zaskakującego. Czytałam dużo kryminałów, bowiem ten gatunek z niewyjaśnionych względów wyjątkowo mi pasuje. Czytam niekiedy serie jednego autora i po przeczytaniu kilku poprostu czuję znużenie. Ciągle te same mechanizmy, schematy. Może po prostu w tym gatunku wszystko już było i ciężko stworzyć coś nowego.
Ale mimo wszystko dzieło Cobena to przyzwoity thriller. Wciągający i łatwy w odbiorze. I może o to właśnie chodzi. Dobra lektura na lato. Napisana przystępnie i prosto.
Po raz kolejny Coben serwuje nam w swojej powieści masę mocnych wrażeń. Nie brakuje szybkiej akcji i niespodziewanych zwrotów akcji. Oczywiście autor nie byłby sobą, gdyby nie zaserwował czytelnikowi sporej dawki mocnych emocji a także co najważniejsze wielu mylących tropów i skomplikowanych zagadek. Nic tu nie jest takie jakie się wydaje. Intryga goni intrygę, a zamiast...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07-07
Chyba powoli zaczynam się włączać w grono miłośników twórczości polskiej królowej kryminału. To dopiero moja druga książka autorstwa Joanny Chmielewskiej, a już mnie do siebie przekonała tym specyficznym poczuciu humoru, tego czarnego który lubię najbardziej, ale też pewnej dozy absurdu, którą pisarka serwuje nam w swoich utworach. W jej książkach lubię również to, że zaznajamia mnie z różnymi rzeczami, którymi wcześniej się nie interesowałam. W przypadku "Złotej muchy" był to bursztyn i sprawy z nim związane, tym razem udało mi się dowiedzieć co nieco o falerystyce i numizmatyce, a pośrednio o tym do czego zdolni są wszelkiej maści zbieracze.
Nie zawiodłam się. "Bułgarski bloczek" okazał się lekką i przyjemną pozycją, wprost idealną na lato. Czytało mi się szybko i bez oporów. Styl autorki jest trochę taki gawędziarski, mówiony. W tym przypadku występuje narracja pierwszoosobowa - osobą relacjonującą przebieg zdarzeń jest pyskata i bezczelna Joanna, która przez swoją pasję i znajomą Grażynkę wplątuje się w aferę rozgrywającą się w niewielkim Bolesławcu. Główną bohaterkę mogę bez wątpienia zaliczyć do jednych z największych zalet tej książki. Jest zdecydowanie postacią oryginalną i nietypową.
W utworze nie brakuje ironii, satyry i ciętych uwag głównej bohaterki. Nie powiem żeby akcja pędziła na złamanie karku, równocześnie nie jest przesadnie rozwlekła. Tak w umiarze. Przyczepić się muszę samej zagadki kryminalnej, która nie jest zbyt dobrze dopracowana, a zakończenie w ogóle nie zaskakuje. Ale mimo tego defektu nie jest to zła powieść. To nie jest to końca kryminał, bo dużo tutaj wątków obyczajowych, niemniej jednak zachęcam do przeczytania.
Chyba powoli zaczynam się włączać w grono miłośników twórczości polskiej królowej kryminału. To dopiero moja druga książka autorstwa Joanny Chmielewskiej, a już mnie do siebie przekonała tym specyficznym poczuciu humoru, tego czarnego który lubię najbardziej, ale też pewnej dozy absurdu, którą pisarka serwuje nam w swoich utworach. W jej książkach lubię również to, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-06-28
Jakoś tak w zeszłe wakacje miałam przyjemność zapoznać się z twórczością jednej z najpopularniejszych obecnie pisarek powieści kryminalnych z Ameryki - Tess Gerritsen. Po przeczytaniu tej pierwszej powieści miałam całkiem dobre odczucia. Dobry thriller, trzymał w napięciu, a co bardzo ważne w tego typu literaturze język mimo, że niezbyt skomplikowany, nie był aż tak prosty, by graniczył z kompletną grafomanią, tak jak to ostatnio zarzucałam Cobenowi. Autorka wywarła na mnie dobre wrażenie, dlatego też z chęcią sięgnęłam po inną powieść jej autorstwa.
Thriller Gerritsen to naprawdę dobrze skonstruowany kryminał, który wciąga czytelnika już od pierwszej strony. Oprócz zagadki tym co sprawia, że utwór ten jest taki ciekawy są liczne nawiązania do starożytnych podań i legend. Myślę, że wielu czytelników gustuje w takich smaczkach, mi zdecydowanie uprzyjemniły one zapoznawanie się z powyższą lekturą. Zagadki, tajemne bractwa, sekty, demony - któż nie lubi o tym czytać? Elementów horroru tu zaiste nie brakuje, jednakże nie dominują one wcale nad całością, a jedynie nadają pewnego kolorytu całej historii, która zdecydowanie trzyma się bardziej ziemi. Jest krwawo niekiedy, nie przeczę, ale jest to wszystko zrobione z umiarem, autorka nie przytłacza odbiorcy zbyt szczegółowymi opisami makabry, skupiając się bardziej na przedstawieniu zagadki i scharakteryzowaniu postaci, niźli samych morderstw. Zwłaszcza bohaterowie są całkiem ciekawi, w szczególności ludzie wchodzący w skład owego klubu Mefista, nietuzinkowe osobistości trzeba przyznać.
Co nie koniecznie na plus to sama zagadka, bo tak troszeczkę jak na mój gust zbyt przewidywalna, od dawna gustuję w tego typu literaturze, więc żeby mnie zaskoczyć, trzeba się naprawdę bardzo postarać, a tak wracając do tej książki to rozwiązanie może i mnie w pełni nie zaskoczyło, acz zarazem nie było aż takie proste do przewidzenia, mam nadzieję, że rozumiecie co mam na myśli. Zawsze mogło być lepiej, ale też i gorzej więc nie narzekam. Wyszło przyzwoicie i tyle. Tak jak też wcześniej wspomniałam język utworu jest również odpowiedni. Jak na thriller, śmiem twierdzić, że jeśli napiszę, że dobry, nie będzie to w żadnym razie jakąś przesadą. Czytało mi się płynnie, łatwo, dialogi dobrze skonstruowane nie rażą sztucznością. Przyzwoite czytadło. Polecam.
Jakoś tak w zeszłe wakacje miałam przyjemność zapoznać się z twórczością jednej z najpopularniejszych obecnie pisarek powieści kryminalnych z Ameryki - Tess Gerritsen. Po przeczytaniu tej pierwszej powieści miałam całkiem dobre odczucia. Dobry thriller, trzymał w napięciu, a co bardzo ważne w tego typu literaturze język mimo, że niezbyt skomplikowany, nie był aż tak prosty,...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-06-19
Są dzieła, które przenoszą nas w zupełnie inny świat. Są książki, których mnogość interpretacji jest tak wielka, że uniemożliwia nam to zrozumienie jej za pierwszym razem. Są utwory po których przeczytaniu nasze spojrzenie na świat ulga pewnej zmianie, słowem zaczynamy dostrzegać więcej szczegółów, stajemy się bardziej krytyczni i dociekający. Taka właśnie jest powieść rosyjskiego pisarza Michaiła Bułhakowa "Mistrz i Małgorzata". Książka, którą autor tworzył przez 12 lat pozostaje do dziś niedoścignionym arcydziełem, które nie pozwala zamknąć się w sztywnych ramach, którego nie da się zakwalifikować do precyzyjnie określonego gatunku i które wciąż możemy poznawać na nowo poprzez kolejne odczytywanie jej sensu.
Po ową lekturę sięgnęłam jak można się domyślić ze względu na to, że znajduje się ona w spisie lektur. Mimo tego faktu nie czułam akurat względem niej żadnego uprzedzenia, bowiem słyszałam, iż jest to jeden z tych wyjątkowych utworów, które mimo że czytane pod przymusem zbierają zdecydowanie pochlebne opinie. Po przeczytaniu mogę jasno i definitywnie stwierdzić, że wszystkie te oceny są jak najbardziej uzasadnione. Bardzo się cieszę, że było mi dane zapoznać się z tym dziełem. Po ostatnim dość długim czasie spędzonym na pochłanianiu literatury popularnej, byłam już zmęczona tą "papką" i czułam, że potrzebuję czegoś "mądrzejszego" - klasyki. Dzięki zajęciom z języka polskiego tytuł został mi narzucony, jednak tym razem muszę przyznać, że był on nadzwyczaj adekwatny do moich oczekiwań.
Nie wiem od czego by tu rozpocząć moje zachwyty i rozpływanie się nad wielkością "Mistrza i Małgorzaty". Zbyt wiele czynników wpływa na jej wartość. Ale może rozpocznę od moich ogólnych wrażeń i odczuć. Tak więc tym co zdecydowanie ujęło mnie podczas czytania to wielowątkowość i wieloznaczność przedstawionej historii. Początkowo wydawało mi się to trochę chaotyczne, jednak im dalej posuwałam się w fabule, tym bardziej wszystkie wątki i wydarzenia zaczynały się zazębiać i tworzyć jedną spójną całość. To historia szkatułkowa prowadzona na kilku płaszczyznach. Postaci jest naprawdę sporo, dlatego radzę czytać uważnie, bo możne później tak jak ja mieć pewne problemy z przypomnieniem sobie kim był jakiś bohater o którym właśnie czytamy. Sprawę komplikują znacznie zwłaszcza długie nazwiska rosyjskie.
Tym co najbardziej przypadło mi do gustu było przesycenie dzieła tym specyficznym rodzajem humoru, który nie raz powodował, że podczas czytania dosłownie śmiałam się do książki. Ironia, sarkazm, absurd i groteska - to pierwsze skojarzenia jakie przychodzą mi na myśl do opisania tej lektury. Nie sądźcie jednak, że jest to jakaś tam marna komedyjka, a gdzież! To doskonała uczta słowa pisanego w najlepszym wydaniu. Autor zręcznie łączy elementy zabawne z tymi poważnymi, a wykorzystuje ironię, by przedstawić w krzywym zwierciadle ludzkie przywary, wady totalitaryzmu oraz panoramę społeczeństwa rosyjskiego w latach trzydziestych dwudziestego wieku. Tekst ma również formę paraboli o wiecznej walce dobra ze złem i o sile jaką ma prawdziwa miłość. To także obraz pokazujący nam proces powstawania powieści. Pozostawia nam również pocieszenie, że przecież "rękopisy nie płoną" i za odwagę czeka nas kiedyś nagroda.
Tak jak już wcześniej napomknęłam możliwość interpretacji jest wprost nieskończona, a każdy w tej historii znajdzie coś nowego, innego. Jednak moim zdaniem do zrozumienia tej książki potrzebna jest pewna wiedza, niezbędne są zdecydowanie szerokie kompetencje kulturowe i pewna znajomość historii bez tego nie dziwi mnie, że niektórzy piszą, że im ta książka w ogóle się nie spodobała, no nic dziwnego, skoro jej nie zrozumieli. Nawet ja chociaż pokochałam tą książkę już za pierwszym razem wiem, że gdybym przeczytała tę powieść raz jeszcze odkryłabym coś nowego, co wcześniej przegapiłam lub coś czego nie do końca zrozumiałam. "Mistrz i Małgorzata" to lektura intertekstualna, autor nawiązuje do licznych konwencji i dzieł literackich - przede wszystkim do "Fausta" Goethego.
Na wielką pochwałę zasługuje również doskonały język jakim operuje pisarz, nie nudzi długimi opisami, ale za pomocą inteligentnych dialogów przepełnionych ironią śmieszy, a zarazem daje do myślenia. Inną kwestią, którą muszę zdecydowanie pochwalić jest kreacja bohaterów. Jest ich dużo, to prawda, ale każdy jest inny, specyficzny, wyróżnia się czymś od pozostałych. Mi osobiście najbardziej spodobała się szajka Wolanda, a w szczególności kot Behemot - uwielbiam takie wypadanie postacie. Najlepiej czytało mi się te fragmenty, w których to właśnie oni się pojawiali.
Podsumowując "Mistrz i Małgorzata" to powieść, która odbiega znacznie od innych książek poprzez oryginalność i unikatowość swojej tematyki. Autor stworzył historię ponadczasową, która mimo upływu lat wciąż bawi i wzrusza nowe grono czytelników. Nie jest żadnym nadużyciem nazwanie jej arcydziełem. Po prostu klasyka, warto znać.
Są dzieła, które przenoszą nas w zupełnie inny świat. Są książki, których mnogość interpretacji jest tak wielka, że uniemożliwia nam to zrozumienie jej za pierwszym razem. Są utwory po których przeczytaniu nasze spojrzenie na świat ulga pewnej zmianie, słowem zaczynamy dostrzegać więcej szczegółów, stajemy się bardziej krytyczni i dociekający. Taka właśnie jest powieść...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-06-13
"Bez śladu" to powieść zawierająca wszystkie podstawowe elementy powieści detektywistycznej: akcja toczy się szybko, pojawiają się nawet dwie zbrodnie: zaginięcie i morderstwo, do samego końca nie wiemy co się wydarzyło. Książkę czyta się szybko, jednak mnie osobiście przeszkadzał troszeczkę język, zbyt prosty nawet jak na kryminał. Wydarzenia co prawda rozwijały się szybko, jednakże irytowały mnie troszeczkę wstawki z życia detektywa, według mnie całkowicie zbędne, można było je skrócić. Nie czułam napięcia, historia średnio mnie zaintrygowała, a niektóre elementy fabuły, były zbyt naciągane jak na mój gust. Bohaterowie przewijający się przez powieść są jak dla mnie zbyt sztuczni i powiedziałabym nawet - papierowi. Mimo wszystko pozycja ta jest przyzwoitym wyborem dla osób, które chcą się na chwilę rozerwać z literaturą niewysokich lotów. Dobra opcja dla miłośników literatury popularnej. Nie żałuję, że przeczytałam, ale wracać do niej nie będę.
"Bez śladu" to powieść zawierająca wszystkie podstawowe elementy powieści detektywistycznej: akcja toczy się szybko, pojawiają się nawet dwie zbrodnie: zaginięcie i morderstwo, do samego końca nie wiemy co się wydarzyło. Książkę czyta się szybko, jednak mnie osobiście przeszkadzał troszeczkę język, zbyt prosty nawet jak na kryminał. Wydarzenia co prawda rozwijały się...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Dziady" to trudna lektura. A w szczególności część III. Zbyt wiele możemy znaleźć tam nawiązań, odniesień i niedopowiedzeń, symboli i całej gamy różnorodnych postaci. Fakt, że jest to lektura i to jedna z tych najważniejszych na pewno nie działa na jej korzyść. Nie dziwi mnie więc niechęć wielu uczniów, wszak jestem jedną z nich, którzy nie darzą tego dzieła ciepłymi uczuciami. Niemniej jednak uważam, że warto dać szansę twórczości polskiego pisarza i zapoznać się z jednym z jego najważniejszych dzieł.
Całość składa się z czterech części. Jednak tak naprawdę zawsze koncentruje się na tylko na trzech, gdyż pierwsza nie została przez Mickiewicza dokończona. Pierwszy raz kontakt z tym dramatem miałam będąc w drugiej klasie gimnazjum. Omawialiśmy wtedy część drugą. Pamiętam, że niezwykle mi się spodobała. Uwielbiam ten gotycki i mroczny klimat. Sam obrzęd został przedstawiony bardzo ciekawie. Akcja rozgrywająca się w cmentarnej kaplicy w Dzień Zaduszny i wywoływanie duchów to tematyka jak najbardziej dla mnie.
Będąc już w drugiej klasie liceum (czyli we wrześniu tego roku) miałam okazję zapoznać się z częścią czwartą. Dramat, tym razem traktujący o nieszczęśliwej miłości również od razu zyskał moją sympatię. Czytałam go wieczorem, gdy za oknem było już ciemno, co na pewno ułatwiło mi jego odbiór. I chociaż nie jestem wielką fanką takich historii ta mnie zachwyciła. Myślę, że to przede wszystkim przez tą atmosferę grozy.
Na końcu przyszedł czas na część trzecią, o całkowicie innej tematyce - narodowowyzwoleńczy. Główny bohater - Gustaw z kochanka romantycznego staje się kochankiem ojczyzny - Konradem. Jest to niewątpliwie najtrudniejsza, najbardziej skomplikowana i dająca największe pole do interpretacji. Przyznam się, że za pierwszym razem nie wiedziałam o co w niej chodzi. Niezwiązane ze sobą sceny stanowiły dla mnie zagadkę, pozbawioną logiki i niezrozumiałą. Dopiero po szczegółowym omówieniu podczas lekcji całość nabrała większego sensu, ale i tak sądzę, że do tej części muszę jeszcze dorosnąć.
Podsumowując "Dziady" to zdecydowanie jedna z moich ulubionych lektur szkolnych. Dzieło niezwykłe, pozwalające na coraz to nowe odczytywanie. Napisane pięknym językiem i posiadające niezwykły klimat.
"Dziady" to trudna lektura. A w szczególności część III. Zbyt wiele możemy znaleźć tam nawiązań, odniesień i niedopowiedzeń, symboli i całej gamy różnorodnych postaci. Fakt, że jest to lektura i to jedna z tych najważniejszych na pewno nie działa na jej korzyść. Nie dziwi mnie więc niechęć wielu uczniów, wszak jestem jedną z nich, którzy nie darzą tego dzieła ciepłymi...
więcej Pokaż mimo to