-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński15
Biblioteczka
2024-05-05
2024-02-26
2023-12-10
2023-12-09
2023-07-29
2023-03-11
2023-03-07
2022-04-18
2022-04-15
2021-10-30
2021-09-03
David Gaider ponownie zaprasza nas do świata gry "Dragon Age", przedstawiając nową książkową historię rozszerzającą wiedzę fanów serii — zarówno o uniwersum, jak i o poszczególnych postaciach (także przedstawionych na ekranach komputera). "Powołanie" jest więc drugą książką o Erze Smoka przetłumaczoną na język polski, rozszerzającą opowieść Marica — króla Fereldenu, któremu udało się odbić swój naród z okupacji Orlais. Ostrzegam jednak! Recenzja ma lekkie spoilery; co prawda nic zanadto drastycznego, ale warto mieć tę myśl na uwadze.
Fabuła ma miejsce osiem lat po wydarzeniach z "Utraconego tronu". Od tamtej pory Maricowi udało się uporządkować fereldeński bałagan przy pomocy swojego przyjaciela, Loghaina. Ten względny spokój zostaje zakłócony przez pojawienie się Szarych Strażników: oddziału przeznaczonego do zwalczania mrocznych pomiotów oraz ciągnącej się wraz z nimi Plagi. Komendantka Genevieve zwraca się do króla z prośbą o pomoc w ekspedycji na Głębokie Ścieżki w celu odnalezienia jej brata. Niepowodzenie misji może skończyć się tragicznie — być może wybuchem kolejnej Plagi.
Tak mniej-więcej prezentuje się zarys historii "Powołania". Oczywiście obecność Marica w wyprawie jest powiązana z poprzednią książką — Głębokie Ścieżki były jedną z wielu lokacji zwiedzonych przez głównych bohaterów, a Genevieve zależy na dotarciu do miejsca odkrytego przez króla. Sam Maric zgadza się na udział w tajemnicy przed Loghainem wierzącym, że cały pomysł jest jedynie orlezjańskim spiskiem mającym na celu ponowne obalenie władcy. Innymi słowy, dowódca wojsk nie będzie mógł się wykazać w tej opowieści.
Książka skupia się przede wszystkim na genezie Szarej Straży, serwując czytelnikowi zbiór najważniejszych informacji o rytuale Dołączenia, służbie oraz jej zakończeniu (czyli tytułowym powołaniu). Ponownie mamy do czynienia z lekkim syndromem poradnika, w którym to autor przedstawia prawie że podręcznikowo informacje ze świata. Na szczęście "Powołanie" robi to lepiej niż "Utracony tron", ponieważ znaczna część informacji została wciśnięta między dialogi. A wiadomo, że całość brzmi naturalniej kiedy kazanie wygłasza doświadczona postać zamiast narratora w trzeciej osobie.
Czytając czułam się z lekka klaustrofobicznie — w pozytywnym tego słowa znaczeniu, o ile można tak powiedzieć. Znaczna część fabuły mija nam na Głębokich Ścieżkach złożonych z podziemnych korytarzy i jaskiń, w których czai się plugastwo. Jako osoba, która jest zaznajomiona z grami i wie jak mniej-więcej przedstawiają się Głębokie Ścieżki oraz grasujące w nich potwory, naprawdę wczułam się w atmosferę niepokoju oraz poczucia, że cała ta ekspedycja prowadzi donikąd — jedynie głębiej pod ziemię.
W "Powołaniu" mamy do czynienia z większą ilością postaci niż wcześniej. Oprócz Marica i Genevieve w ekspedycji uczestniczy szóstka innych Szarych Strażników, w tym znani z gier Duncan oraz Fiona (w swoich młodszych wersjach, oczywiście). Niestety, mimo widocznych starań, mam wrażenie że pozostała czwórka bohaterów zgubiła się gdzieś w cieniu. Owszem, mamy motyw ze snami w Pustce, które przedstawiają nam ich wersję "idealnej teraźniejszości" — ma to jednak miejsce dopiero pod koniec książki, kiedy jest już nieco za późno na ocieplenie stosunku czytelnika. Co więcej, przewidywalnym jest że żadna z postaci, które nie pojawiają się w grach nie dożyje ostatniej strony.
Inną wadą książki jest zakończenie. Nie jest ono co prawda złe, mam jednak wrażenie że wydarzyło się zbyt szybko. Przez kilkaset stron jesteśmy świadkami trwającej bardzo długo ekspedycji, gdzie z każdą kolejną stroną gaśnie nadzieja... po czym przychodzą ostatnie trzy rozdziały i wszystkie problemy zostają nagle rozwiązane. Największe "aha" przyszło wraz z nagłym wkroczeniem Loghaina, którego przeczucie nigdy nie zawodzi.
Krótko mówiąc, "Powołanie" jest lepsze niż "Utracony tron" — jest lepiej napisane, bardziej fabularne i tworzy świetny klimat towarzyszący czytelnikowi przez większość czasu. Nie jest to książka idealna i ma swoje wady, ale całościowo stanowiła przyjemną lekturę. Mam nadzieję, że wkrótce doczekamy się polskiej kontynuacji!
David Gaider ponownie zaprasza nas do świata gry "Dragon Age", przedstawiając nową książkową historię rozszerzającą wiedzę fanów serii — zarówno o uniwersum, jak i o poszczególnych postaciach (także przedstawionych na ekranach komputera). "Powołanie" jest więc drugą książką o Erze Smoka przetłumaczoną na język polski, rozszerzającą opowieść Marica — króla Fereldenu, któremu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021
Seria "Dragon Age" na zawsze zaklepała sobie miejsce w moim sercu jeżeli chodzi o ulubione gry; i akurat na początku mojej przygody w Empiku pojawiły się książki z tego samego uniwersum. W dniu walentynek — pozdrawiam w tym momencie chłopaka — stałam się więc szczęśliwą posiadaczką "Utraconego tronu", czyli prequela do pierwszej części gry. Dodam tylko, że w momencie lektury byłam jako-tako zaznajomiona z "Dragon Age: Origins" i kojarzyłam głównego antagonistę... znaczy, w tym przypadku akurat protagonistę.
"Utracony tron" bowiem jest poniekąd historią Loghaina, którego w grach poznajemy jako przysłowiowego starego buca mającego do nas problem natury politycznej — ale od początku! Fabuła dzieje się w krainie zwanej Thedas, w skład którego wchodzi kilka innych państewek — w tym Orlais oraz Ferelden będące w stanie wojny. Głównym bohaterem jest Maric: książę Fereldenu, który zostaje zmuszony do ucieczki po nagłej śmierci matki z rąk wrogich wojsk. Marica ratuje właśnie Loghain, młody banita przepłacający ten gest życiem swojej wioski.
Fabularnie książka przedstawia wydarzenia na około dwadzieścia lat przed rozpoczęciem akcji gry i można ją potraktować jako taki swoisty poradnik po świecie przedstawionym. Autorowi udało się wspomnieć prawie każde miejsce, z jakim spotykamy się jako gracz — każda rasa lub lokacja jest przejrzyście opisana, stąd też kreacja Thedas w wyobraźni powinna przejść bez większego zarzutu. Jednocześnie przez tę prostotę wypowiedzi czułam się momentami, jakbym czytała poradnik a nie książkę z własną historią; trochę tutaj za dużo prowadzenia czytelnika za rączkę.
Krótko mówiąc, pod względem lektury "Utracony tron" czytało mi się przyjemnie i szybko, chociaż czasami faktycznie traciłam ten ciąg fabularny na skutek kolejnej pomocnej dopiski na temat miejsca wydarzeń. Pod kątem oryginalnej gry, cieszę się że Loghaina przedstawiono jako barwniejszą postać; dzięki temu można wybaczyć fakt, że w samej grze jest on dosyć sztampowym przeciwnikiem, którego motywy ciężko zrozumieć. Jednocześnie sporo tracił przy nim Maric, w którego postać nie mogłam się już tak dobrze wczuć; brakowało mu trochę głębi, a przeskok ze strudzonego nastolatka w prawdziwego króla był zbyt nagły.
Na minus idą także relacje między postaciami. Szczerze mówiąc, od Marica i Loghaina nie biła jakaś szczególna więź, mimo że wydarzenia w "Utraconym tronie" miały uczynić ich przyjaciółmi na całe życie. Do tego dochodzi jeszcze dziwny wątek czworokąta miłosnego między nimi a Rowan i Katriel, przez który dynamika w zespole była bardzo napięta; czytając czułam się jakbym obserwowała tykającą bombę.
Jeszcze inną kwestią są przedstawione wydarzenia. Jak wspomniałam wyżej, nie czułam za bardzo rozwoju postaci Marica i miałam wrażenie, że jego przemiana była zbyt nagła. Mniej-więcej w momencie pojawienia się Katriel fabuła zaczęła iść dziwnym tempem, a ja gubiłam się w opisach wydarzeń.
Mimo wszystko, "Utracony tron" uważam za w porządku książkę dla fanów serii. Dla mnie było to miłe urozmaicenie poszerzające horyzonty na osobowość Loghaina — mam jednak nadzieję, że pozostałe książki z cyklu o Erze Smoka są nieco lepiej napisane i nie traktują się jak podręcznik dla gracza, który nie wie czym jest krasnolud.
Seria "Dragon Age" na zawsze zaklepała sobie miejsce w moim sercu jeżeli chodzi o ulubione gry; i akurat na początku mojej przygody w Empiku pojawiły się książki z tego samego uniwersum. W dniu walentynek — pozdrawiam w tym momencie chłopaka — stałam się więc szczęśliwą posiadaczką "Utraconego tronu", czyli prequela do pierwszej części gry. Dodam tylko, że w momencie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021
Kiedy ujrzałam reklamę "Piekarni Czarodzieja" na Facebooku, zastanawiałam się czy to algorytmy aż tak mnie wyśledziły, czy to może wydawnictwo wydało bardzo dużo pieniążków na promocję — tak czy siak, poczułam się dziwnie zaintrygowana (zwłaszcza że w tamtym czasie dopiero wychodziłam z dołka czytelniczego trwającego od paru lat, sądząc po dacie mojej ostatniej recenzji). Zbliżały się moje urodziny, to i pomyślałam że warto siebie troszeczkę wynagrodzić za trudy minionych miesięcy.
"Piekarnia Czarodzieja" fabularnie prezentuje się dosyć specyficznie. Głównym bohaterem jest szesnastoletni chłopak, którego imienia nie jest nam dane poznać. Protagonista, którego sytuacja rodzinna jest bardziej niż skomplikowana, ucieka pewnego wieczoru z domu, a schronienie znajduje w pobliskiej piekarni. Ekscentryczny właściciel zaprasza go do pieca będącego czymś pokroju zajęczej dziury z "Alicji w Krainie Czarów"...
Tym sposobem główny bohater staje się pracownikiem zaczarowanej piekarni, z dala od rodzinnych problemów. Muszę przyznać, że książka bardzo mnie zaskoczyła — po opisie oraz okładce spodziewałam się czegoś pokroju bajki Disneya, tymczasem w zamian otrzymałam baśń tak mroczną jak dawne pierwowzory uwielbianych animacji. "Piekarnia Czarodzieja" jest wciągająca i jednocześnie zadziwiająco mroczna, poruszając tematy które nie dla każdego mogą być komfortowe w odbiorze.
Choć przez 200 stron nie poznajemy imion większości postaci — jedyne co dostajemy to pseudonimy — to nie miałam żadnego problemu z wyobrażeniem sobie świata przedstawionego na równi z troskami naszego protagonisty. Co najciekawsze, opowieść prezentuje nam dwa potencjalne zakończenia: swoisty podział na "dobre" i "złe", z jakim najczęściej spotykamy się w grach fabularnych.
"Piekarnia Czarodzieja" jest dla mnie takim małym arcydziełem, które przerwało moją nieszczęśliwą passę unikania książek; polecam to dzieło każdemu, kto lubuje się w mroczniejszych baśniach. I jednocześnie ostrzegam — momentami naprawdę jest bardzo ponuro, a tematy przejawiające się przez strony mogą stanowić negatywne bodźce.
Kiedy ujrzałam reklamę "Piekarni Czarodzieja" na Facebooku, zastanawiałam się czy to algorytmy aż tak mnie wyśledziły, czy to może wydawnictwo wydało bardzo dużo pieniążków na promocję — tak czy siak, poczułam się dziwnie zaintrygowana (zwłaszcza że w tamtym czasie dopiero wychodziłam z dołka czytelniczego trwającego od paru lat, sądząc po dacie mojej ostatniej recenzji)....
więcej mniej Pokaż mimo to2021
2021
2016
2013
2013
George R.R. Martin zabiera czytelników w podróż po historii rodu Targaryeonów — od czasów Aegona I Zdobywcy, aż po kres smoków. Polskiej tradycji stała się zadość, dlatego "Ogień i krew" zostało podzielone na dwie części, przełamując historię pod koniec panowania Viserysa I.
Sięgając po tę powieść wiedziałam, że jest ona napisana specyficznym językiem i bliżej jej do książki historycznej, aniżeli prozy. Jest to coś, co niektórych do "Ognia i Krwi" zraziło — i szczerze mówiąc, nie można się tym osobom dziwić. Czytając, nie doświadczymy dialogów ani skomplikowanej ewolucji postaci.
W zamian jednak mamy wielowątkowość oraz zwroty akcji, które potrafią trzymać w napięciu. I mimo że na początku ciężko było przywyknąć mi do stylu pisania, z czasem nie mogłam się oderwać od lektury. Bohaterów jest wiele, poszczególne wydarzenia zamykają się w ciągu kilku stron (lub mniej), a praktycznie co rozdział witają nas nowe nazwiska — nie czułam jednak, żeby było chaotycznie. Choć niektóre sceny zasługiwały na większe rozbudowanie — którego z oczywistych powodów GRRM nie mógł tu zaoferować — to dalej świetnie się bawiłam; bo kluczem jest traktowanie "Ognia i krwi", jako właśnie historyczne dopowiedzenie do znanego nam już uniwersum.
W tym momencie warto zauważyć, że historia Targaryenów posiada różne źródła — mniej lub bardziej prawdopodobne. Jedne wydarzenia posiadają niezbite dowody, a inne ograniczają się do rozmaitych plotek, bez możliwości poznania prawdy. Jest to dla mnie czymś intrygującym i osobiście od razu sięgałam na fora internetowe, by poznać teorie czytelników. :D
Po "Ogień i krew" zdecydowanie warto sięgnąć; jednocześnie chciałabym zaznaczyć, że jest to pozycja bardziej dla fanów książek GRRM. Osoby, które z jakiegoś powodu nie słyszały o Pieśni Lodu i Ognia (w dowolnej formie) mogą czuć się zdezorientowane.
George R.R. Martin zabiera czytelników w podróż po historii rodu Targaryeonów — od czasów Aegona I Zdobywcy, aż po kres smoków. Polskiej tradycji stała się zadość, dlatego "Ogień i krew" zostało podzielone na dwie części, przełamując historię pod koniec panowania Viserysa I.
więcej Pokaż mimo toSięgając po tę powieść wiedziałam, że jest ona napisana specyficznym językiem i bliżej jej do...