-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik1
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej, by móc otrzymać książkę Ałbeny Grabowskiej „Odlecieć jak najdalej”LubimyCzytać4
-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
Biblioteczka
2023-03-11
2023-03-07
2014
Pamiętam jak moja siostra zaczęła oglądać dopiero co wychodzący w 2011 roku serial "Gra o tron". Miałam wówczas jedynie trzynaście lat i kiedy tylko chciałam zobaczyć jakiś odcinek z nią, odmawiała. Dopiero niedawno stwierdziła, że jestem "wystarczająco dorosła" na rozpoczęcie tej serii. I początkowo faktycznie zamierzałam to zrobić - dopóki nie ujrzałam na półce sklepowej dwóch pierwszych tomów "Pieśni Lodu i Ognia". Postanowiłam zacząć więc od oryginału i wziąć się za lekturę.
Westeros. Siedem królestw, siedem różnych rodów. Stark, Arryn, Tully, Lannister, Baratheon, Tyrell i Targaryen - wszystkimi krainami zarządza król zasiadający na słynnym Żelaznym Tronie. Od czasu obalenia Targaryenów i zniszczenia wszystkich pozostałych przy życiu dziedziców, władzę sprawuje Robert Baratheon ze swoją małżonką, Cersei Lannister. Pewnego dnia przybywa on na teren Starków, zamieszkiwany przez jego bliskiego przyjaciela - lorda Eddarda. Informuje go o tajemniczej śmierci dotychczasowego Królewskiego Namiestnika - Jona Arryna - i jednocześnie prosi go o przyjęcie tej pracy. Eddard, pomimo początkowego wahania i chęci zostania ze swoją rodziną w Winterfell, zgadza się przybyć do Królewskiej Przystani. Nie jest świadom tego, jakie konsekwencje poniesie w przyszłości...
Nie spodziewałam się, że "Gra o tron" spodoba mi się na tyle, że stanie się jedną z moich ulubionych książek. Ale cóż - stało się. Fabularnie nie mam nic do narzucenia - jest spójnie, są tajemnice i dworskie knowania. Nie bez powodu cykl George'a R.R. Martina uważany jest za "coś" na miarę książek Tolkiena. Co najbardziej podoba mi się w tym tytule - nikt, dosłownie nikt nie jest bezpieczny. Każdy może umrzeć lub zostać poważnie zraniony, tu nie ma podziału na "faworytów do przeżycia" i tych, którzy na pewno zginą. Najbardziej zaskoczyła mnie (i zapewne także wielu innych czytelników) śmierć pewnej osoby spośród głównych postaci. Od tej pory nieustannie obawiam się o życia swoich ulubionych bohaterów...Ale cóż, to jest gra o tron. Tutaj można wygrać lub zginąć.
Styl pisania na początku był ciężki - jednak z każdym kolejnym rozdziałem czytało się coraz przyjemniej. Opisy są rozbudowane i poprawne gramatycznie, więc co tu dużo mówić? Nie czyta się wprawdzie szybko - w większości scen przedstawione są elementy ważne dla fabuły i trzeba się skupić, by je wszystkie zapamiętać. A w tym kryje się jeden minus - postacie. Nie mam tu na myśli tych ważniejszych, tylko te, które pojawiają się epizodycznie. W całej książce jest multum nazwisk i pomniejszych rodów - niektóre mogą odegrać większą rolę w kolejnych rozdziałach/tomach, więc nie wypada o nich zapomnieć. Ale jak tu to wszystko teraz zapamiętać...?
Każdy rozdział ukazywany jest z perspektywy innej osoby. Jest to dość ciekawy zabieg, ponieważ możemy poznawać dalszą fabułę na wiele rozmaitych sposobów. Także każda postać ma inne spojrzenie "na świat", co daje nam różnorodność poglądów. Problem pojawia się dopiero, kiedy mamy przed sobą rozdział z kimś, kogo możemy nie darzyć sympatią. Wtedy czytanie staje się z lekka udręką i tylko czekamy na przejście do następnej perspektywy.
Najważniejszym z narratorów jest zapewne Eddard Stark. Kiedy go poznajemy, jest jeszcze władcą Winterfell, które zamieszkuje wraz ze swoją rodziną. Polubiłam go - jest osobą sprawiedliwą, różniącą się od wielu innych władców w Siedmiu Królestwach. Nie ma "złowrogich" poglądów, wręcz przeciwnie - stara się odchodzić od takich metod. Kolejna jest lady Catelyn - małżonka Neda, która jest w stanie oddać życie za swoje dzieci. Oficjalnie to ona miała pozostać na Północy i tam sprawować rządy - ma jednak też swój własny wątek. Kiedy kończyłam pierwszy tom, była dla mnie neutralna - jednakże w pierwszych rozdziałach irytowało mnie jej podejście do Jona. Jon Snow - bękart Eddarda, nie mający zbyt wielu praw. Postanawia dołączyć do Nocnej Straży znajdującej się na Murze oddzielającym królestwa od terenów Dzikich Ludzi. Jego fabuła jest całkiem ciekawa, a samego Jona polubiłam.
Oprócz tego, główną perspektywę prowadzą Sansa (najstarsza córka Eddarda i Catelyn, która ma nie do końca zaszczytne grono jednej z najmniej lubianych przeze mnie postaci), Arya (młodsza siostra Sansy, która w przeciwieństwie do niej jest moją ulubioną bohaterką), Bran (jeden z najmłodszych dzieci Starków, którego pewne okoliczności zmuszą do pozostania w Winterfell), Tyrion (najmłodszy z rodzeństwa Lannisterów, karzeł, który nadrabia braki w sile wiedzą) oraz Daenerys (jedna z ostatnich ocalałych Targaryenów, która za rozkazami swojego starszego brata poślubiła Drogo, khala klanu Dothraków).
"Gra o tron" to mocny i brutalny pierwszy tom sagi "Pieśni Lodu i Ognia". Interesująca fabuła, zwroty w akcji i różnorodne postacie sprawią, że historia ta z pewnością nie będzie nudna. Może się jedynie wydawać taka dla osób, które zaczęły od serialu telewizyjnego. Dlatego też przed jego obejrzeniem polecam zapoznanie się z książkowym odpowiednikiem.
Pamiętam jak moja siostra zaczęła oglądać dopiero co wychodzący w 2011 roku serial "Gra o tron". Miałam wówczas jedynie trzynaście lat i kiedy tylko chciałam zobaczyć jakiś odcinek z nią, odmawiała. Dopiero niedawno stwierdziła, że jestem "wystarczająco dorosła" na rozpoczęcie tej serii. I początkowo faktycznie zamierzałam to zrobić - dopóki nie ujrzałam na półce sklepowej...
więcej mniej Pokaż mimo to2014
2014
2014
George R.R. Martin zabiera czytelników w podróż po historii rodu Targaryeonów — od czasów Aegona I Zdobywcy, aż po kres smoków. Polskiej tradycji stała się zadość, dlatego "Ogień i krew" zostało podzielone na dwie części, przełamując historię pod koniec panowania Viserysa I.
Sięgając po tę powieść wiedziałam, że jest ona napisana specyficznym językiem i bliżej jej do książki historycznej, aniżeli prozy. Jest to coś, co niektórych do "Ognia i Krwi" zraziło — i szczerze mówiąc, nie można się tym osobom dziwić. Czytając, nie doświadczymy dialogów ani skomplikowanej ewolucji postaci.
W zamian jednak mamy wielowątkowość oraz zwroty akcji, które potrafią trzymać w napięciu. I mimo że na początku ciężko było przywyknąć mi do stylu pisania, z czasem nie mogłam się oderwać od lektury. Bohaterów jest wiele, poszczególne wydarzenia zamykają się w ciągu kilku stron (lub mniej), a praktycznie co rozdział witają nas nowe nazwiska — nie czułam jednak, żeby było chaotycznie. Choć niektóre sceny zasługiwały na większe rozbudowanie — którego z oczywistych powodów GRRM nie mógł tu zaoferować — to dalej świetnie się bawiłam; bo kluczem jest traktowanie "Ognia i krwi", jako właśnie historyczne dopowiedzenie do znanego nam już uniwersum.
W tym momencie warto zauważyć, że historia Targaryenów posiada różne źródła — mniej lub bardziej prawdopodobne. Jedne wydarzenia posiadają niezbite dowody, a inne ograniczają się do rozmaitych plotek, bez możliwości poznania prawdy. Jest to dla mnie czymś intrygującym i osobiście od razu sięgałam na fora internetowe, by poznać teorie czytelników. :D
Po "Ogień i krew" zdecydowanie warto sięgnąć; jednocześnie chciałabym zaznaczyć, że jest to pozycja bardziej dla fanów książek GRRM. Osoby, które z jakiegoś powodu nie słyszały o Pieśni Lodu i Ognia (w dowolnej formie) mogą czuć się zdezorientowane.
George R.R. Martin zabiera czytelników w podróż po historii rodu Targaryeonów — od czasów Aegona I Zdobywcy, aż po kres smoków. Polskiej tradycji stała się zadość, dlatego "Ogień i krew" zostało podzielone na dwie części, przełamując historię pod koniec panowania Viserysa I.
więcej Pokaż mimo toSięgając po tę powieść wiedziałam, że jest ona napisana specyficznym językiem i bliżej jej do...