-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1140
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać366
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński21
Biblioteczka
2015-10-17
2019-01-13
Kiedy w brutalnych okolicznościach ginie emerytowany policjant, śledczy prowadzący tę sprawę uświadamiają sobie, że ich zawód ma dość wyraźną wadę - z biegiem lat rośnie liczba wrogów, którzy niekoniecznie żyją zgodnie z przykazaniami. Kto mógł zabić starego glinę, czyżby jakiś rzezimieszek przez niego zapuszkowany niedawno odzyskał wolność? Tak rozpoczyna się ta historia, a to dopiero początek wielkiej tajemnicy, której rozwiązanie mogę uznać za całkiem zaskakujące.
Mnogość wątków i bombardowanie informacjami sprawia, że "Oszukana" momentami troszeczkę przytłacza. Autorka bardzo stara się, żeby każdy bohater z którym się zapoznamy był "jakiś", co niesie za sobą sporą objętość. Osobiście mogłabym żyć bez wiedzy, że Kate Linville niekoniecznie radziła sobie z własnym życiem, a nadkomisarz Caleb Hale to były alkoholik, ponieważ uważam, że właściwie nie wpływa ona zbytnio na fabułę.
Muszę przyznać, że to było całkiem niezłe. Może trochę nazbyt rozwlekłe, ale naprawdę całkiem dobrze się czytało.
Kiedy w brutalnych okolicznościach ginie emerytowany policjant, śledczy prowadzący tę sprawę uświadamiają sobie, że ich zawód ma dość wyraźną wadę - z biegiem lat rośnie liczba wrogów, którzy niekoniecznie żyją zgodnie z przykazaniami. Kto mógł zabić starego glinę, czyżby jakiś rzezimieszek przez niego zapuszkowany niedawno odzyskał wolność? Tak rozpoczyna się ta historia,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-11-06
Pomysł na fabułę był bardzo ciekawy. Szara myszka z wiochy zabitej deskami, Elaine Dawson, wyrusza odważnie w świat. Niestety, splot niefortunnych okoliczności sprawia, że nie dociera na ślub swojej koleżanki, nawet gorzej - przepada bez wieści. Po kilku latach Rosanna, owa koleżanka i była dziennikarka, która była przyczyną wyjazdu Elaine ze swojej norki, dostaje propozycję napisania artykułów o zganionych osobach. Oczywiście sprawa Dawson jest numerem jeden na jej liście, w końcu to była prawie przyjaciółka. Poszukiwania prawdy nigdy nie są łatwe, w tej sprawie również wiele rzeczy ujrzy światło dzienne, chociaż nie dla każdego będzie to powód do radości.
Wszystko super, tyle że główna bohaterka znów jest bardziej irytująca niż dająca się lubić. Jak już zabieram się za czytanie babskich thrillerów, gdzie krwi i flaków jest jak na lekarstwo, to miło jest, gdy główna bohaterka to jakaś fajna babka. Rosanna do tego gatunku nie należy, ale wymienianie tego, co mi w niej nie pasuje byłoby spoilerem, więc nie będę się nad nią znęcać. Całe śledztwo, poszukiwanie prawdy i rozwiązanie nie było złe, jakieś tam próby zmylenia przeciwnika były i nie mogę narzekać na wielką nudę.
Do dań głównych serwowanych przez panią Link dopisuję zdrady. Wszelakiej maści niewierność, w małżeństwie, luźnym związku, w ogóle. Nie wiem skąd autorka bierze inspiracje do tworzenia tak naiwnych, nierozważnych i wręcz rozwiązłych kobiet. Płaczliwe mimozy uzależnione od mężczyzn to jedno, ale to wskakiwanie do łóżka po pół dnia znajomości też mnie zaczyna irytować :P
Czas na chwilę przerwy od twórczości pani Link, muszę trochę odpocząć od tego zbiorowiska dziwnych kobiet z problemami.
Pomysł na fabułę był bardzo ciekawy. Szara myszka z wiochy zabitej deskami, Elaine Dawson, wyrusza odważnie w świat. Niestety, splot niefortunnych okoliczności sprawia, że nie dociera na ślub swojej koleżanki, nawet gorzej - przepada bez wieści. Po kilku latach Rosanna, owa koleżanka i była dziennikarka, która była przyczyną wyjazdu Elaine ze swojej norki, dostaje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-12-31
Muszę przyznać, że lubię takie historie, w których przeszłość miesza się z teraźniejszością i czasami nawet wpływa na przyszłość. Uważam również, że Charlotte Link potrafi dobrze opowiadać, pomimo iż ma zbyt dużą słabość do załamanych kobiet. Chociaż właściwie im jestem starsza i bardziej doświadczona życiem, tym chyba coraz mniej mi to przeszkadza. Ewentualnie długi urlop od dzieł autorki tak na mnie podziałał.
"Ciernista róża" w moich oczach ma wiele zalet. Może będę w małej opozycji do innych opinii, ale początek (właściwie do momentu odnalezienia "pierwszych zwłok", o których wspomina okładka) był dla mnie najciekawszy. Przede wszystkim wątek relacji między Beatrice i Helene - niosący spory ładunek emocjonalny. Już dłuższy czas nie miałam przyjemności czytać o tak skomplikowanym psychologicznie związku między dwoma osobami, może to przez fakt, że męczyłam ostatnio Dickensa (taki mały żarcik). Plusem oczywiście dla mnie jest również osadzenie wątku z przeszłości w realiach II WŚ.
Teraz minusy. Właściwie największym minusem w moich oczach było zakończenie. Spodziewałam się jednak, że sprawy związane z przeszłością odegrają główną rolę, a wyszło... zresztą sami się przekonajcie, jakie jest rozwiązanie tej zagadki. Za minus uważam również wprowadzenie wątku puszczalskiej Mai, zbędny irytujący dodatek do całkiem niezłej fabuły.
Muszę przyznać, że lubię takie historie, w których przeszłość miesza się z teraźniejszością i czasami nawet wpływa na przyszłość. Uważam również, że Charlotte Link potrafi dobrze opowiadać, pomimo iż ma zbyt dużą słabość do załamanych kobiet. Chociaż właściwie im jestem starsza i bardziej doświadczona życiem, tym chyba coraz mniej mi to przeszkadza. Ewentualnie długi urlop...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-01-05
Zacznę od tego, że pomysł na zawiązanie fabuły był jak na panią Link dość makabryczny. Dla mnie takie rozwiązanie jest plusem, ale szczerze mówiąc trochę byłam zaskoczona czytając tę książkę. "Lisia dolina" zawiera bowiem również drobne przełamanie schematu i zamiast płaczliwej mimozy znajdziemy tu nawet bizneswoman. Miło było dla odmiany nie współczuć jakiejś biednej, uciemiężonej i wykorzystywanej kobiecie.
Tak mnie to wszystko rozstroiło, że dałam się popisowo złapać i dopiero chwilę przed samym końcem połączyłam puzzelki i odgadłam kto za tym wszystkim stoi. Super, lubię takie niespodzianki. Jednak mały odwyk od czytania thrillerów sprzyja większemu zadowoleniu z lektury.
Podsumowując - "Lisia dolina" potrafi zaciekawić, może nawet dacie się nabrać jak ja i dopiero pod koniec domyślicie się jak to wszystko się zakończy. Nie jest to może najlepsza książka pani Link, ale na pewno warto po nią sięgnąć.
Zacznę od tego, że pomysł na zawiązanie fabuły był jak na panią Link dość makabryczny. Dla mnie takie rozwiązanie jest plusem, ale szczerze mówiąc trochę byłam zaskoczona czytając tę książkę. "Lisia dolina" zawiera bowiem również drobne przełamanie schematu i zamiast płaczliwej mimozy znajdziemy tu nawet bizneswoman. Miło było dla odmiany nie współczuć jakiejś biednej,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2007
Oto książka, od której rozpoczęłam przygodę z twórczością Tess Gerritsen. Byłam nią tak oczarowana, że z miejsca dodałam autorkę do swoich ulubionych. Sama książka również do tej pory jest jedną z moich ulubionych i czytanych wielokrotnie, chociaż nigdy już nie poczuję tych emocji, które wyzwoliła czytana po raz pierwszy. Szkoda!
Zazdroszczę tym czytelnikom, którzy jeszcze jej nie czytali.
Skąd taka optymistyczna ocena? Było w niej wszystko co mi potrzebne do idealnego thrillera (takiego obyczajowego oczywiście, o obniżonej zawartości krwi i flaków): zbrodnia popełniona przez tajemniczego mordercę, trochę miłości i oczywiście medycyny :) Młodzi lekarze, ich perypetie związane z pobieraniem nauk, zajęcia w prosektorium, walka z gorączką połogową - takie tematy bardzo mnie interesowały. Plus historia rozgrywająca się w dwóch różnych okresach historycznych, a to też jest chwyt, który bezbłędnie na mnie działa. Niewiele jest znanych mi thrillerów okołomedycznych osadzonych w takim przedziale czasowym, więc tym bardziej byłam nim zachwycona, chociaż mianem thrillera medycznego bym tej książki nie nazwała.
A poruszany problem gorączki połogowej to opisywany również u Thorwalda dramat położnic, którego rozwiązanie było jednocześnie banalne i wyśmiewane. Mycie rąk. Cieszmy się, drogie panie, że żyjemy w czasach aseptyki i antyseptyki!
Oto książka, od której rozpoczęłam przygodę z twórczością Tess Gerritsen. Byłam nią tak oczarowana, że z miejsca dodałam autorkę do swoich ulubionych. Sama książka również do tej pory jest jedną z moich ulubionych i czytanych wielokrotnie, chociaż nigdy już nie poczuję tych emocji, które wyzwoliła czytana po raz pierwszy. Szkoda!
Zazdroszczę tym czytelnikom, którzy jeszcze...
2016-11-05
Charlotte Link znana jest z produkowania thrillerów z dużą dawką obyczajówki. Podobnie jest i tym razem, bo oprócz ohydnych morderstw małych dziewczynek, autorka zaaplikuje nam sporą dawkę zagmatwanych relacji międzyludzkich i upchniętych głęboko w pamięci problemów, o których chciałoby się zapomnieć na zawsze. Niestety, mimo iż lubię takie klimaty, coś tym razem nie chwyciło i "Echo winy" jest raczej rozczarowaniem.
Największą wadą tej książki jest dla mnie główna bohaterka, Virginia, która strasznie mnie denerwowała. Początkowo wydawało się, że będzie to kolejna płaczliwa mimoza, ale jak się zaskakująco okazało Virginia do gatunku kruchych kobietek nie należy. Mimo to nie potrafiłam wykrzesać w sobie żadnych pozytywnych uczuć do jej osoby, a kolejne jej tajemnice wychodzące na światło dzienne tylko mnie utwierdzały w niechęci. A jak już się znielubi jakąś postać to trudno przejmować się jej problemami na serio, a szkoda, bo im więcej emocji wzbudza taka książka tym lepiej się ją później ocenia.
Wątek zaginięć dziewczynek miał być odpowiedzialny za napięcie, ale został poprowadzony w raczej schematyczny i dość przewidywalny sposób, chociaż dużym plusem jest, że nie byłam do końca pewna sprawcy. Poza tym został przytłoczony osobą Virginii i jej życiem, zaskakujące wskazanie mordercy rozmyło mi się w tym całym chaosie jaki autorka poczyniła w życiu głównej bohaterki. Zmęczyłam się problemami Virginii i z ulgą zakończyłam lekturę "Echa winy", chociaż pomysł autorka miała bardzo dobry.
Chciałam ocenić całość na 5/10, ale jednak skłaniam się ku wyższej ocenie, jeżeli przymknie się oko na irytującą Virginię, to zostaje dobra książka z rodzaju "bardziej obyczajowych thrillerów". Z tym "doskonałym, mrocznym thrillerem" z okładki to wiadomo, że trochę przesadzili :)
Charlotte Link znana jest z produkowania thrillerów z dużą dawką obyczajówki. Podobnie jest i tym razem, bo oprócz ohydnych morderstw małych dziewczynek, autorka zaaplikuje nam sporą dawkę zagmatwanych relacji międzyludzkich i upchniętych głęboko w pamięci problemów, o których chciałoby się zapomnieć na zawsze. Niestety, mimo iż lubię takie klimaty, coś tym razem nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-11-01
Jak wielu czytelników przede mną i ja zauważyłam, że Charlotte Link uwielbia pewien typ kobiety, który w małym stężeniu byłby do zniesienia, ale zazwyczaj autorce do fabuły "sypie się" ciut za dużo ze słoiczka z naklejką "zapłakane, uzależnione od mężczyzn kobiety".
W "Nieproszonym gościu" mamy tego bardzo jaskrawy przykład - Karen, która jest wiecznie zasmarkana i w depresji, a jej mąż Wolf stracił do niej cały szacunek i serce. Mimo iż mam zupełnie odmienny charakter od niej, nawet polubiłam tę postać i przez całą książkę miałam nadzieję, że w końcu postawi się Wolfiemu, trzask prosto w jadaczkę! :)
W zasadzie wątek Karen mógł zostać pominięty, ale pasował idealnie do modelu smutnej mimozy stosowanego przez Link, a jak już poznamy trudne rodzinne życie naszej zapłakanej bohaterki, to może się ona przecież na coś przydać. Problemy rodzinne nie będą więc najgorszym co spotka Karen - zostanie ona wplątana w dość makabryczne wydarzenia, przy których Wolf i jego stosunek do żony to pikuś. Z drugiej strony historii wyskoczy kolejna kobieta w depresji, tym razem po utracie męża - Rebeka Brandt. Oczywiście losy tych dwóch pań zostaną połączone, a ja nie zamierzam tutaj zdradzać w jaki sposób :)
Szczerze mówiąc to po przeczytaniu kilku opinii spodziewałam się nudy przez większość książki i zaskakującej, nadrabiającej to końcówki, a w moim przypadku było raczej odwrotnie. Bardziej podobał mi się początek i środek historii niż jej zakończenie, które dla mnie jest trochę przekombinowane, dlatego tylko 6 gwiazdek.
Jak wielu czytelników przede mną i ja zauważyłam, że Charlotte Link uwielbia pewien typ kobiety, który w małym stężeniu byłby do zniesienia, ale zazwyczaj autorce do fabuły "sypie się" ciut za dużo ze słoiczka z naklejką "zapłakane, uzależnione od mężczyzn kobiety".
W "Nieproszonym gościu" mamy tego bardzo jaskrawy przykład - Karen, która jest wiecznie zasmarkana i w...
2016-10-31
Już tak dawno nie czytałam nic Charlotte Link, że zapomniałam jaka to dobra rozrywka, szczególnie na jesienne wieczory.
W "Złudzeniu" poznamy Laurę, której poukładane życie zacznie się rozsypywać jak domek z kart. Jej mąż nagle znika bez wieści, a próbując go odnaleźć Laura poznaje prawdę, która niekoniecznie pokrywa się z obrazem człowieka, z którym się związała. Czy zawsze możemy być pewni, że osoba z którą spędzamy życie, jest wobec nas szczera?
Charlotte Link nie stawia na makabrę, oszałamiające tempo akcji i zawiłe śledztwa. Chyba mogę powiedzieć, że większość książki się wlecze, ale to w tym przypadku nawet pożądane. Autorka potrafi połączyć życie tak wielu osób w tak zawiły i często dramatyczny sposób, że odkrywanie prawdy momentami przypomina obieranie cebuli. Jednym z jej ulubionych tematów na trudne relacje międzyludzkie jest samotność i obsesja, które i w tej książce będą wiodły prym.
"Złudzenie" nie zostanie jedną z moich ulubionych książek autorki, ale czytało mi się ją bardzo dobrze. Szkoda, że nie potrafiłam wzbudzić w sobie cieplejszych uczuć do żadnej z postaci, bo to zawsze podwyższa moją ocenę takich książek.
Już tak dawno nie czytałam nic Charlotte Link, że zapomniałam jaka to dobra rozrywka, szczególnie na jesienne wieczory.
W "Złudzeniu" poznamy Laurę, której poukładane życie zacznie się rozsypywać jak domek z kart. Jej mąż nagle znika bez wieści, a próbując go odnaleźć Laura poznaje prawdę, która niekoniecznie pokrywa się z obrazem człowieka, z którym się związała. Czy...
2015-10-20
Moim zdaniem ”Latarnik” to jak dotąd najsłabsza część Sagi o Fjällbace. Główną i najcięższą wadą części siódmej jest przewidywalność. Wątek Annie i historię rodziny mieszkającej na Gråskär w XIX wieku rozgryzłam po kilku stronach, pozostałe wątki również dość szybko stały się mało zaskakujące. Dalej już tylko przerzucałam strony w poszukiwaniu napięcia, które mniej lub bardziej, ale jednak w poprzednich częściach było odczuwalne. Tym razem niestety go zabrakło, momentami wiało nudą. Do tego autorka zaczęła uprawiać jakieś wakacje z duchami, nie znoszę takich elementów w thrillerach, naprawdę. Za to z marszu jest gwiazdka niżej.
Nie za bardzo też ogarnęłam sens wstawek z przeszłości w tej części, były w tak luźny sposób powiązane ze współczesną historią, że bez wahania można je wyrzucić z książki. Pewnie nikt by nie zauważył ich braku.
Po skończeniu miałam dziwne wrażenie, że kilka wątków zostało pominiętych przy rozwiązaniu. Może tym razem jednak było ich po prostu za dużo, pogubiłam się ja albo autorka. Powiedzmy, że ja. Biorę to na klatę.
Męczy mnie też depresyjność wątku obyczajowego. Nie rozumiem zamysłu autorki, która kończąc poprzedni tom postanowiła wywrócić życie prywatne głównych bohaterów do góry nogami. Mnie takie rozwiązanie nie przypadło do gustu, w prawdziwym życiu mamy tak wiele problemów, że nie potrzebuję się dodatkowo dołować życiem osobistym i bolesnymi przeżyciami znajomych z Fjällbaki.
Sięgam po kolejny tom z nadzieją, że „Latarnik” to tylko chwilowy spadek formy pani Läckberg.
Moim zdaniem ”Latarnik” to jak dotąd najsłabsza część Sagi o Fjällbace. Główną i najcięższą wadą części siódmej jest przewidywalność. Wątek Annie i historię rodziny mieszkającej na Gråskär w XIX wieku rozgryzłam po kilku stronach, pozostałe wątki również dość szybko stały się mało zaskakujące. Dalej już tylko przerzucałam strony w poszukiwaniu napięcia, które mniej lub...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-09-26
Druga książka z serii za mną. Tym razem chłodnego klimatu nie przewidziano, ale nawet mimo to czytało mi się tę książkę całkiem przyjemnie.
Proporcje między częścią obyczajową a kryminalną jak dla mnie są w porządku. Lubię mieć możliwość zżycia się z bohaterami, nie znoszę antypatycznych macho-gliniarzy i ich stereotypowego szpanowania w śledztwie. Patrik jest przeciwieństwem takiego bohatera, dlatego bardzo go polubiłam. Podobnie jak Erikę, która nie lata po miejscach zbrodni jak kot z pęcherzem (a koty mam dwa, więc wiem o czym mówię) i nie rozwiązuje samodzielnie zagadki, obijając mordy wszystkim podejrzanym, którzy się po drodze nawiną. Takie tematy są już dla mnie nudne. To czym była zajęta w całej tej części było tak zwyczajne, że aż prawdziwe. A co to było - przekonajcie się sami :)
Jeżeli chodzi o część kryminalną to była całkiem ciekawa. W kilku momentach dałam się wyprowadzić w pole, ale ostateczny zwrot akcji rozgryzłam wcześniej, może przez styczność z medycyną. Mimo to daję siedem gwiazdek, bo pomysł uważam za bardzo dobry.
Mnie się styl autorki podoba, zobaczymy jak pójdzie dalej :)
Druga książka z serii za mną. Tym razem chłodnego klimatu nie przewidziano, ale nawet mimo to czytało mi się tę książkę całkiem przyjemnie.
Proporcje między częścią obyczajową a kryminalną jak dla mnie są w porządku. Lubię mieć możliwość zżycia się z bohaterami, nie znoszę antypatycznych macho-gliniarzy i ich stereotypowego szpanowania w śledztwie. Patrik jest...
2015-10-10
Piąty tom sagi o Fjällbace jest bardzo nierówny. Ma wiele zalet, głównie te, które doceniałam w poprzedniej części, więc ich wymieniać nie będę. Sam pomysł na szperanie w przeszłości matki Eriki jest w porządku, a powiązania z wojną też mi przypadły do gustu, bo tematyka II WŚ należy do moich zainteresowań.
Niestety tym razem mogę wymieniać również wady, których wcześniej nie było lub może nie rzucały się tak w oczy. Dlatego ocena będzie niższa niż w przypadku poprzednich części.
Wymieniając wady zgadzam się z opinią Gwiazdki.
Pierwszą i chyba najcięższą wadą jest tytuł. Jest jak wielki żółty neon wskazujący na rozwiązanie zagadki. Zupełnie bez sensu psuje intrygę i naprowadza nas na rozwiązanie szybciej niż pies myśliwski wywącha ustrzelone zwierzę. Taki to właśnie strzał w stopę, jak już jesteśmy w klimacie broni palnej.
Drugą wadą jest dla mnie wysłanie Patrika na urlop tacierzyński i spiknięcie go z byłą żoną. Wątek ten jest przewidywalny aż do bólu, moim zdaniem można było go spokojnie pominąć. Ceniłam we wcześniejszych częściach Erikę za to, że nie próbuje prześcignąć swojego męża w śledztwie, a tutaj autorka sama doprowadziła do tego, że tak się właśnie stało. Mi to średnio odpowiada.
Trzecia rzecz, którą również zauważyła już Gwiazdka – przez chwilę nie mogłam doliczyć się ile ta Maja ma lat, bo z opisu jej wyczynów wychodziło, że na pewno więcej niż rok, co mi się nie zgadzało z poprzednimi częściami. Trochę nad wiek rozwinięta jest ta dziewuszka, jest to może czepianie się szczegółów, ale przez takie małe potknięcia książka traci na realizmie, który tak zachwalałam we wcześniejszych częściach.
Męczy mnie też trochę stężenie ciąż i porodów w tej książce, wygląda na to, że do Fjällbaki nie dotarła jeszcze wiedza o środkach antykoncepcyjnych :P
Ostatnią rzeczą do jakiej się przyczepię jest sposób przedstawienia pamiętników matki Eriki. Myślałam, że będą to fragmenty pamiętnika, z datami i osobistymi notatkami Elsy, ale autorka postanowiła zamienić je na kształt wstawek znanych nam z poprzednich części. To mnie rozczarowało.
Książka jest też ciut przegadana, ale że miałam się już więcej nie czepiać to na tym koniec wad.
Czytając opis byłam pewna, że ta książka bardzo mi się spodoba i nie spodziewałam się, że dam jej tylko 6 gwiazdek. Niestety, patrząc na ten mój spis jej wad, nie mogę dać więcej, a nawet chwilę zastanawiałam się nad pięcioma gwiazdkami. Szkoda.
Piąty tom sagi o Fjällbace jest bardzo nierówny. Ma wiele zalet, głównie te, które doceniałam w poprzedniej części, więc ich wymieniać nie będę. Sam pomysł na szperanie w przeszłości matki Eriki jest w porządku, a powiązania z wojną też mi przypadły do gustu, bo tematyka II WŚ należy do moich zainteresowań.
Niestety tym razem mogę wymieniać również wady, których wcześniej...
2011
Znacie Dolores Claiborne? Jeszcze nie? To najwyższy czas się zapoznać!
Historię Dolores trudno jest mi oceniać, łatwiej było jej wysłuchać, a dokładniej czytać. W końcu to książka.
Cała opowieść to monolog głównej bohaterki, która, jeżeli zechcecie, opowie i Wam o swoim życiu. Brzmi dość nudno, ale nie dajcie się zmylić. Bo życie Dolores Claiborne było pełne emocji, niekoniecznie tych pozytywnych.
Czy to usprawiedliwia fakt, że zabiła swojego męża? Tego nie wiem, ale może Wy znajdziecie odpowiedź na to nurtujące pytanie.
Dzień, w którym zgasło słońce, znów ujawni swoje tajemnice.
„Dolores Claiborne” to podobna liga jak „Misery” i „Gra Geralda”. W tej książce znajdziemy wiele powiązań szczególnie z tą ostatnią, od zaćmienia słońca po… nie zdradzę nic więcej, bo zepsuję Wam przyjemność z czytania.
Tak jak w przypadku wymienionych przeze mnie tytułów, również tym razem ta prosta historia bardzo przypadła mi do gustu. King bardzo dobrze wybrnął z problemu, jakim niewątpliwie było ograniczenie możliwości budowania całej fabuły do monologu jednej osoby. Stworzył naprawdę ciekawą postać, która mimo popełnionych czynów nie wzbudza tylko negatywnych uczuć. Ja na przykład polubiłam Dolores Claiborne, nawet jeżeli pozbawiła życia swojego męża.
Czy to jest horror? Nie, jak dla mnie raczej dramat obyczajowy.
„Błyskotliwe studium charakteru i ciemnych stron kobiecej psychiki…”? Jak najbardziej.
Polecam!
Znacie Dolores Claiborne? Jeszcze nie? To najwyższy czas się zapoznać!
Historię Dolores trudno jest mi oceniać, łatwiej było jej wysłuchać, a dokładniej czytać. W końcu to książka.
Cała opowieść to monolog głównej bohaterki, która, jeżeli zechcecie, opowie i Wam o swoim życiu. Brzmi dość nudno, ale nie dajcie się zmylić. Bo życie Dolores Claiborne było pełne emocji,...
2015-10-24
Nie, nie, nie! Czytałam i oczom nie mogłam uwierzyć.
Wszystko, co podobało mi się w poprzednich częściach, autorka postanowiła albo wyrzucić, albo zmodyfikować.
Dzięki temu wyszło z tego coś przewidywalnego i wtórnego, co mnie niestety rozczarowało.
Zacznijmy od pary głównych bohaterów, szczególnie Eriki. Jej zachowanie z książki na książkę stawało się coraz bardziej irytujące, ale w „Fabrykantce aniołków” osiągnęło szczyt nieracjonalności i głupoty. Narobiła im Läckberg dzieciaków i mimo to postanowiła, że Erika jednak będzie prowadzić swoje własne śledztwa, wyszło to bardzo mało realnie. Co tam trójka wrzeszczących maluchów w domu, ona musi prześcignąć Patrika, bo przecież mu się nie pochwali zdobytymi informacjami. O tym, że włamali im się do domu też nie powie, po co, ten jej mąż to jakiś policjant jest, czy coś?
Wątek Anny… to jest chyba najgorszy wątek tej książki. Nie będę Wam zdradzać szczegółów, ale momentami czułki mi opadały jak czytałam co ta kobieta wyprawia. Od początku serii jej zachowanie mnie wkurzało, ale to co się działo w tej części przeszło moje pojęcie. Nigdy nie lubiłam tej postaci, ale trochę współczucia dla niej miałam. Niestety już nie mam.
Następna rzecz, której się po prostu nie da nie zauważyć, to kolejna kobieta spodziewająca się dziecka. Nie wiem po co autorka tak mnoży te ciąże w serii. To już jest naprawdę męczące, nawet para lesbijek spodziewa się kolejnego dziecka, no ludzie! Jak jeszcze raz będę musiała czytać o wielkich brzuchach, sapaniu i porodzie to naprawdę się zdenerwuję ;)
Intryga prowadzona w „Fabrykantce aniołków” nie była zła, ale za dużo Läckberg nawrzucała do niej wszystkiego. I jeszcze terroryści do tego, bo na czasie.
Chciałoby się powiedzieć DOŚĆ, ale na półce stoi ostatnia książka z serii. Spróbujmy, może będzie lepiej!
Nie, nie, nie! Czytałam i oczom nie mogłam uwierzyć.
Wszystko, co podobało mi się w poprzednich częściach, autorka postanowiła albo wyrzucić, albo zmodyfikować.
Dzięki temu wyszło z tego coś przewidywalnego i wtórnego, co mnie niestety rozczarowało.
Zacznijmy od pary głównych bohaterów, szczególnie Eriki. Jej zachowanie z książki na książkę stawało się coraz bardziej...
2014-09-23
Zupełnie nie byłam przygotowana na emocje, które we mnie wzbudziła ta książka. Spodziewałam się banalnej historii kryminalnej, a otrzymałam dość smutną lekcję przypominającą, że w życiu nie zawsze musi być kolorowo i nie zawsze wszystko kończy się jak w bajce.
Bohaterka książki momentami mnie strasznie irytowała swoim postępowaniem, ale momentami było mi jej zwyczajnie żal.
Wiem, że każdy w życiu musi ponosić konsekwencje swoich decyzji, ale czytając miałam nieodparte wrażenie, że Jennifer Parker naprawdę wkurzyła o kilku aniołów za dużo.
Bardzo podobały mi się sceny w sądzie i opis wygrywanych przez bohaterkę rozpraw - pewnie dlatego, że jestem zupełnie niewtajemniczona w te tematy (dzięki temu nie mogłam się do niczego przyczepić i nic mi nie psuło czytania :)).
Polecam, naprawdę warto sięgnąć po "Gniew Aniołów".
Zupełnie nie byłam przygotowana na emocje, które we mnie wzbudziła ta książka. Spodziewałam się banalnej historii kryminalnej, a otrzymałam dość smutną lekcję przypominającą, że w życiu nie zawsze musi być kolorowo i nie zawsze wszystko kończy się jak w bajce.
Bohaterka książki momentami mnie strasznie irytowała swoim postępowaniem, ale momentami było mi jej zwyczajnie...
2014-12-07
Bardzo miła odmiana od czytanych przeze mnie ostatnio kryminałów i thrillerów, w których na pierwszy plan najczęściej wysuwają się detektywi i prowadzone przez nich śledztwo. Tutaj autorka najwięcej uwagi poświęca przedstawieniu postaci, ich życiu prywatnemu, stosunkom międzyludzkim i problemom z jakimi muszą się borykać. Porusza wiele bardzo trudnych tematów takich jak życie w samotności, izolacja od społeczeństwa, molestowanie seksualne oraz obojętność innych ludzi na krzywdę innych.
Portrety psychologiczne bohaterów są bardzo dobrze nakreślone, dzięki temu szybko wciągnęłam się w akcję i nie mogłam się oderwać od czytania (do tego stopnia, że pierwszą część książki przeczytałam na raz :)). Rozwiązania nie domyśliłam się zanim nie było już dosadnie zasugerowane kto jest winien morderstw, a nawet po tym akcja dalej trzymała w napięciu.
Wielkim plusem dla mnie jest oczywiście osadzenie całej historii w okresie śnieżnej, mroźniej zimy. Uwielbiam po prostu takie tło dla akcji, a dodatkowo opisy autorki bardzo działały na moją wyobraźnię.
Długo zwlekałam z przeczytaniem tej książki (czekając chyba właśnie na nadejście zimy, wydawała mi się idealną porą na jej lekturę), ale za to trafiła ona idealnie w moje upodobania i dodaję ją do ulubionych :)
Polecam!
Bardzo miła odmiana od czytanych przeze mnie ostatnio kryminałów i thrillerów, w których na pierwszy plan najczęściej wysuwają się detektywi i prowadzone przez nich śledztwo. Tutaj autorka najwięcej uwagi poświęca przedstawieniu postaci, ich życiu prywatnemu, stosunkom międzyludzkim i problemom z jakimi muszą się borykać. Porusza wiele bardzo trudnych tematów takich jak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-01-07
Książkę dostałam w prezencie i od razu zabrałam się do czytania nie poświęcając zbyt dużo uwagi opisowi z okładki. To moje drugie spotkanie z autorką, więc spodziewałam się raczej czegoś w rodzaju thrillera, dlatego pierwsze rozdziały przyniosły rozczarowanie. Początkowo czytanie szło mi bardzo opornie, ale już po chwili dałam się wciągnąć w bardzo ciekawą historię rodzinną z wojnami w tle.
Bo "Dom sióstr" to przede wszystkim saga rodzinna, elementy kryminału i napięcie pojawiając się i owszem, ale po przebrnięciu przez prawie 600 stron opowieści o życiu Frances Gray. Jej historia jest jednak intrygująca, pełna różnych emocji zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych, opisana bez idealizowania i pewnie dlatego ma się wrażenie, że mogłaby się wydarzyć naprawdę. Autorka bardzo dokładnie przedstawiła zmiany zachodzące w psychice bohaterów pod wpływem ich różnorodnych doświadczeń życiowych, a szczególnie po przeżyciu piekła na wojnie.
Całość oceniam jako bardzo dobrą, nawet mimo kilku nużących fragmentów.
Książkę dostałam w prezencie i od razu zabrałam się do czytania nie poświęcając zbyt dużo uwagi opisowi z okładki. To moje drugie spotkanie z autorką, więc spodziewałam się raczej czegoś w rodzaju thrillera, dlatego pierwsze rozdziały przyniosły rozczarowanie. Początkowo czytanie szło mi bardzo opornie, ale już po chwili dałam się wciągnąć w bardzo ciekawą historię rodzinną...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-01-29
"Budzący grozę krajobraz, opustoszała farma i krwawa tajemnica sprzed lat!"
To zdanie jest idealnym przykładem opisu z okładki, który może zachęcić mnie do sięgnięcia po książkę. Bardzo lubię dawne historie i tajemnice, jeżeli dodatkowo jest też trochę krwi i makabry to zapowiada się wciągająca lektura.
Charlotte Link i tym razem nie zawiodła moich oczekiwań, jednak jest kilka minusików, które trochę psuły czytanie.
Tajemnicza historia sprzed lat sama w sobie nie była zła, ale moim zdaniem powinna być bardziej wyrazista i mieć ciut większy wpływ na opisane współczesne wydarzenia. Nie podobał mi się też trochę sposób wyjawienia jej zakończenia, szkoda że autorka nie dodała trochę więcej szczegółów w liście Fiony.
Irytujące były też te wszystkie biedne kobiety z problemami, momentami można było odnieść wrażenie, że tylko takie cierpiętnice chodzą po ziemi. Nawet komisarz Valerie Almond nie uchroniła się od kilku ciamajdowatych cech. Co za dużo, to niezdrowo. Nie każda kobieta to chodząca depresja.
Ostatni mały minusik to fakt, że odkryłam kto za tym wszystkim stoi trochę wcześniej niż autorka pozwoliła sobie na ostateczne wyjaśnienia. Szkoda, zaskakujące zakończenia są najlepsze :)
Poza tymi kilkoma wadami książka jest naprawdę wciągająca i przyjemnie spędziłam z nią czas. Podoba mi się styl autorki i sposób w jaki tworzy fabułę.
"Drugie dziecko" przypominało mi momentami inną książkę autorki ("Dom sióstr"). W obu przypadkach mamy spisaną tajemniczą historię sprzed lat, która rzutuje na obecne wydarzenia oraz w każdej z nich opisane jest w jaki sposób okrucieństwo przeżytej wojny może zmienić człowieka.
Polecam i na pewno sięgnę po kolejną książkę pani Link.
"Budzący grozę krajobraz, opustoszała farma i krwawa tajemnica sprzed lat!"
To zdanie jest idealnym przykładem opisu z okładki, który może zachęcić mnie do sięgnięcia po książkę. Bardzo lubię dawne historie i tajemnice, jeżeli dodatkowo jest też trochę krwi i makabry to zapowiada się wciągająca lektura.
Charlotte Link i tym razem nie zawiodła moich oczekiwań, jednak jest...
2015-02-13
"Wielbiciel" to całkiem dobry thriller, taki w stylu pani Link, czyli więcej psychologii i obyczajówki niż napięcia i dreszczy.
Autorka zarysowała postać "swojego" psychopaty dość szczegółowo, opisała możliwe przyczyny jego zachowań, kryteria jakimi kieruje się przy wyborze partnerki oraz przebieg jego związków z kobietami, od radosnego początku do mniej radosnego końca.
W szpony takiego wielbiciela wpada główna bohaterka, a co będzie dalej - trzeba się samemu przekonać.
Książka jest wciągająca, miło się czyta, ale jednak ma kilka minusów.
Moim zdaniem jest mocno naciągana, a miejscami nawet oderwana od rzeczywistości. Wiem, że to nie jest dokument, ale pewne nielogiczne zachowania postaci działały mi na nerwy.
Poza tym odniosłam wrażenie, że całość jest zbyt poprawna. Prawie jak od linijki :) Grzecznie, po nitce do kłębka doszliśmy do zakończenia, które jest już zupełnie przewidywalne.
"Wielbiciel" to przyjemna książka, ale nie polecam rozpoczynać od niej przygody z twórczością Link, mnie by na pewno nie zachęciła do jej kontynuowania.
"Wielbiciel" to całkiem dobry thriller, taki w stylu pani Link, czyli więcej psychologii i obyczajówki niż napięcia i dreszczy.
Autorka zarysowała postać "swojego" psychopaty dość szczegółowo, opisała możliwe przyczyny jego zachowań, kryteria jakimi kieruje się przy wyborze partnerki oraz przebieg jego związków z kobietami, od radosnego początku do mniej radosnego końca....
2015-03-21
"W dół rzeki" przez większą część stanowi historię raczej obyczajową. Trzon tej powieści stanowi rodzina głównego bohatera Adama, która do najszczęśliwszych nie należy. Po samobójstwie żony ojciec Adama próbował ułożyć sobie życie na nowo z inną kobietą, jednak kiedy na jego farmie dochodzi do okrutnej zbrodni, a jego nowa partnerka obciąża w sądzie jego syna wszystko przewraca się do góry nogami. Postawiony przed trudnym wyborem ojciec wygnał syna z domu. Po pewnym czasie Adam Chase postanawia odwiedzić rodzinne strony.
Powrót syna marnotrawnego odbywa się jednak trochę inaczej niż wszyscy zainteresowani mogliby sobie życzyć, a do tego na jaw zaczynają wychodzić nowe zbrodnie. Koszmar powraca, a Adam staje się kolejny raz głównym podejrzanym.
Początek trochę mnie nudził. Czekałam na te okrutne zbrodnie, a ciągle były problemy rodzinne, miłosne i podobna gadka szmatka. Z czasem jednak było coraz mniej roztkliwiania się nad emocjami, a więcej akcji. Nowe tropy, zaskakujące fakty nie wyeliminowały do końca rozlazłych elementów obyczajowych, ale powstała jakaś równowaga. Dlatego moim zdaniem końcówka wypadła dużo lepiej niż początkowe przynudzanie, a za całkiem przyzwoite zakończenie daję 6/10.
"W dół rzeki" przez większą część stanowi historię raczej obyczajową. Trzon tej powieści stanowi rodzina głównego bohatera Adama, która do najszczęśliwszych nie należy. Po samobójstwie żony ojciec Adama próbował ułożyć sobie życie na nowo z inną kobietą, jednak kiedy na jego farmie dochodzi do okrutnej zbrodni, a jego nowa partnerka obciąża w sądzie jego syna wszystko...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Syrenka” w porównaniu do „Niemieckiego bękarta” wypada trochę lepiej. Intryga może nie jest bardzo zagmatwana i jakoś specjalnie zaskakująca, ale przynajmniej tym razem tytuł nie sugeruje nam rozwiązania, zanim w ogóle zajrzymy do książki.
Autorka ma pewien schemat na prowadzenie akcji i w ogóle na całą konstrukcję książki, który ogólnie bardzo lubię, ale w Sadze o Fjällbace zaczyna mnie on już trochę nudzić. Gdybym nie czytała tomów jeden po drugim pewnie nie uznałabym tego za żaden minus, w końcu wstawki z przeszłości łączące się z teraźniejszością uwielbiam. Udaję więc, że tego nie zauważyłam i że nadal mi się to podoba.
Część obyczajowa, czyli wszystko poza śledztwem, zaczyna wędrować w trochę zbyt szalonym kierunku. Rola Eriki, którą w drugiej części uznałam za naturalną i przez to prawdziwą, w tej zamieniła się na coś zupełnie przeciwnego. Mimo swojego stanu zaczęła prowadzić własne śledztwo, oczywiście bez wiedzy Patrika, a nawet posunęła się dalej i postanowiła wsadzić nos w policyjne sprawy. Dla mnie odbija się to bardzo negatywnie na wiarygodności książki, dodaje sztuczności i stanowi jej wadę. Do tej pory ceniłam postać Eriki właśnie za w miarę zdroworozsądkowe podejście do pracy męża, jednak autorka postanowiła trochę zwiększyć jej udziały w wątku kryminalistycznym.
Końcówka wywołała we mnie mieszane uczucia. Przez pozostałych pięć tomów wszystko odbywało się w miarę naturalnie, ale zakończenie szóstego to już chyba nadmiar atrakcji, przynajmniej jak dla mnie. Nie wiem dlaczego autorka postanowiła aż tak zamieszać w życiu naszych głównych bohaterów, chyba muszę zabrać się za kolejny tom i się przekonać. Mam nadzieję, że to nie był tylko tani chwyt marketingowy.
„Syrenka” w porównaniu do „Niemieckiego bękarta” wypada trochę lepiej. Intryga może nie jest bardzo zagmatwana i jakoś specjalnie zaskakująca, ale przynajmniej tym razem tytuł nie sugeruje nam rozwiązania, zanim w ogóle zajrzymy do książki.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAutorka ma pewien schemat na prowadzenie akcji i w ogóle na całą konstrukcję książki, który ogólnie bardzo lubię, ale w Sadze o...