-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2006
2018-12-31
Muszę przyznać, że lubię takie historie, w których przeszłość miesza się z teraźniejszością i czasami nawet wpływa na przyszłość. Uważam również, że Charlotte Link potrafi dobrze opowiadać, pomimo iż ma zbyt dużą słabość do załamanych kobiet. Chociaż właściwie im jestem starsza i bardziej doświadczona życiem, tym chyba coraz mniej mi to przeszkadza. Ewentualnie długi urlop od dzieł autorki tak na mnie podziałał.
"Ciernista róża" w moich oczach ma wiele zalet. Może będę w małej opozycji do innych opinii, ale początek (właściwie do momentu odnalezienia "pierwszych zwłok", o których wspomina okładka) był dla mnie najciekawszy. Przede wszystkim wątek relacji między Beatrice i Helene - niosący spory ładunek emocjonalny. Już dłuższy czas nie miałam przyjemności czytać o tak skomplikowanym psychologicznie związku między dwoma osobami, może to przez fakt, że męczyłam ostatnio Dickensa (taki mały żarcik). Plusem oczywiście dla mnie jest również osadzenie wątku z przeszłości w realiach II WŚ.
Teraz minusy. Właściwie największym minusem w moich oczach było zakończenie. Spodziewałam się jednak, że sprawy związane z przeszłością odegrają główną rolę, a wyszło... zresztą sami się przekonajcie, jakie jest rozwiązanie tej zagadki. Za minus uważam również wprowadzenie wątku puszczalskiej Mai, zbędny irytujący dodatek do całkiem niezłej fabuły.
Muszę przyznać, że lubię takie historie, w których przeszłość miesza się z teraźniejszością i czasami nawet wpływa na przyszłość. Uważam również, że Charlotte Link potrafi dobrze opowiadać, pomimo iż ma zbyt dużą słabość do załamanych kobiet. Chociaż właściwie im jestem starsza i bardziej doświadczona życiem, tym chyba coraz mniej mi to przeszkadza. Ewentualnie długi urlop...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-12-24
Mam problem z oceną tej książki i w skrócie postaram się opisać dlaczego, to będzie chyba najuczciwsza opinia, jaką mogę wystawić.
Przede wszystkim nie czytałam opisu z okładki zanim zabrałam się za lekturę. Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że to będą jakieś tradycyjne norweskie historie świąteczne. Po pierwszych dwóch opowiadaniach byłam więc trochę zaskoczona, ale czułam już z czym przyjdzie mi się zmierzyć.
Zdrady, śmierć, choroby, rozbite rodziny, prostytutki. Już ja znam takie numery w świątecznych książkach. Na okładce choinka, a na koniec głównego bohatera uśmiercimy żeby było weselej. Oczywiście w pierwszej chwili mnie zagotowało, bo o ile romantyczne historie z happy endem są pójściem na łatwiznę, tak granie na uczuciach poprzez zestawienie Bożego Narodzenia z jakąś tragedią również wychodzi w mojej opinii banalnie.
Wydawałoby się, że w takiej sytuacji książka nie ma u mnie szans. I tu właśnie dochodzimy do sedna problemu, bo muszę przyznać, że właściwie niektóre z tych historii były w porządku. Wszystkie przeczytałam bez specjalnego trudu, więc wystawiam ocenę 6/10.
Mimo to ostrzegam - jeżeli szukacie romantycznych i ciepłych opowieści, moim zdaniem to nie jest ta książka. Wolę to zaznaczyć, bo ja osobiście żałuję, że mnie nie uprzedzono.
Mam problem z oceną tej książki i w skrócie postaram się opisać dlaczego, to będzie chyba najuczciwsza opinia, jaką mogę wystawić.
Przede wszystkim nie czytałam opisu z okładki zanim zabrałam się za lekturę. Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że to będą jakieś tradycyjne norweskie historie świąteczne. Po pierwszych dwóch opowiadaniach byłam więc trochę zaskoczona,...
2018-12-20
Nieładnie jest zatytułować swoją książkę tak, żeby biedny czytelnik miał nadzieję na jakieś świąteczne klimaty, a później zapomnieć napisać coś związanego ze świętami. Bardzo nieładnie z pani strony, Anne Perry!
Agatha Christie jest tylko jedna, ale miałam ochotę na poczytanie czegoś lekkiego, z intrygą kryminalną, najlepiej ze świętami w tle. Nie łudziłam się, że będzie to drugie "Morderstwo w Boże Narodzenie", ale skoro wyłowili już tego trupa z jeziora, to liczyłam na coś więcej niż na samą wymuszoną wycieczkę (tutaj autorka się wstrzeliła idealnie, bo podróż będzie stanowić większą część tej opowieści, tylko świąt trochę zabrakło). Pomijam już samo wyjaśnienie, dlaczego ta eskapada ma się odbyć, bo pomysł szanownego "towarzystwa" uważam za głupi jak but, ale może w czasach epoki takie rzeczy były akceptowalne.
Opis z okładki streszcza jakieś 90% tej książki, a w ostatnich stronach następuje oczywiście zwrot akcji, który nic nie wnosi i właściwie wbrew nazwie niewiele zmienia. Jak się człowiek uprze, to jest w stanie przeczytać tę książkę w godzinę i to jest jej niezaprzeczalna zaleta - zmarnujesz tylko godzinę, a nie tydzień.
Nieładnie jest zatytułować swoją książkę tak, żeby biedny czytelnik miał nadzieję na jakieś świąteczne klimaty, a później zapomnieć napisać coś związanego ze świętami. Bardzo nieładnie z pani strony, Anne Perry!
Agatha Christie jest tylko jedna, ale miałam ochotę na poczytanie czegoś lekkiego, z intrygą kryminalną, najlepiej ze świętami w tle. Nie łudziłam się, że będzie...
2002
"Zaczęło się od tego, że Marley umarł. To nie ulegało wątpliwości. Świadectwo zgonu podpisali: ksiądz, urzędnik, grabarz i właściciel zakładu pogrzebowego. Scrooge, wspólnik Marleya, także je podpisał, a jego nazwisko było cenione, cokolwiek by podpisał".
Tak właśnie zaczyna się "Opowieść wigilijna", zimowo-świąteczna bajeczka z morałem. Początek ma dość makabryczny, chociaż i dalej będzie momentami mrocznie, ale o tym później. Zostałam do poznania tej klasyki literatury zmuszona, gdyż omawialiśmy ten utwór w szkole. Biorąc pod uwagę, że nie jest to najobszerniejsze dzieło autora, żadna większa krzywda mi się nie stała, chociaż te duszyska z łańcuchami potrafiły za dzieciaka trochę przestraszyć.
Zresztą chyba taki był zamysł autora, żeby napędzić stracha nie tylko zimnemu Ebenezerowi Scrooge, ale również każdemu, kto sięgnie po tę książkę. Przesłanie jest bowiem bardzo proste i obrazowo przedstawione. Musisz być dobry dla bliźnich, bo inaczej marnie skończysz, a na zmianę nigdy nie jest za późno. Nic szczególnego i jak dla mnie to bardzo uproszczona wizja naszego świata, z którą chyba nie do końca się zgadzam, ale to nie miejsce na moje wątpliwości.
Mi po ponownym przeczytaniu nasunęła się myśl, że jeżeli to co powiedział Marley o naszych ziemskich obowiązkach wobec bliźnich jest prawdą, to prawdopodobnie powinnam zacząć szukać sobie gustownego łańcuszka.
"Zaczęło się od tego, że Marley umarł. To nie ulegało wątpliwości. Świadectwo zgonu podpisali: ksiądz, urzędnik, grabarz i właściciel zakładu pogrzebowego. Scrooge, wspólnik Marleya, także je podpisał, a jego nazwisko było cenione, cokolwiek by podpisał".
Tak właśnie zaczyna się "Opowieść wigilijna", zimowo-świąteczna bajeczka z morałem. Początek ma dość makabryczny,...
2018-12-16
Najpierw niespodzianki.
Pierwsza niespodzianka - "Kolęda czyli opowieść o duchu" to znana mi już "Opowieść wigilijna", więc do przeczytania miałam tylko "Świerszcza za kominem".
Więcej niespodzianek nie odnotowano, niestety. Chociaż za małe zaskoczenie można przyjąć fakt, że historia z hałasującym owadem w tle nie jest zbyt świąteczna. Ta odsłona bajeczek z morałem, o których okładkowa zachwalajka mówi: "cudowne opowieści, tchnące ciepłem i namiętną troską o słabych i potrzebujących", była nudna. Nie cudowna, nie pozytywnie i świątecznie nastrajająca, ani nawet na siłę umoralniająca jak ta o strasznych wigilijnych duchach. Banalna i właściwie o niczym ważnym.
Na szczęście była to ostatnia odsłona mojego osobistego dramatu z Dickensem w roli głównej, więcej popisów ignorancji w temacie klasyki literatury w najbliższym czasie nie przewiduje się.
Najpierw niespodzianki.
Pierwsza niespodzianka - "Kolęda czyli opowieść o duchu" to znana mi już "Opowieść wigilijna", więc do przeczytania miałam tylko "Świerszcza za kominem".
Więcej niespodzianek nie odnotowano, niestety. Chociaż za małe zaskoczenie można przyjąć fakt, że historia z hałasującym owadem w tle nie jest zbyt świąteczna. Ta odsłona bajeczek z morałem, o...
2018-12-15
Tajemnica, która na zawsze pozostanie nierozwiązana...
Cóż może bardziej pobudzić naszą ciekawość niż fakt, że zakończenie ostatniej książki Karola Dickensa na wieki pozostanie tajemnicą, gdyż autor rozwiązanie tej zagadki zabrał do grobu?
Legenda, którą zdążyła obrosnąć ta książka to jedno, ale potencjał tej historii to zupełnie inna sprawa. Daleka jestem od zachwytów nad twórczością autora, ale akurat "Tajemnica Edwina Drooda" spodobałaby mi się prawie na pewno. Kryminalna intryga to o niebo lepszy temat niż bogate ciotki i korzystne testamenty.
Bardzo ciekawe są również rozważania na temat zakończenia tej historii oraz przedstawienie prawdopodobnego procesu sądowego, który mógłby się odbyć. W tym oczywiście zasług Dickensa nie ma wcale, ale mimo mojej niechlubnej niechęci do autora muszę przyznać, że ten pomysł mu się udał.
Tajemnica, która na zawsze pozostanie nierozwiązana...
Cóż może bardziej pobudzić naszą ciekawość niż fakt, że zakończenie ostatniej książki Karola Dickensa na wieki pozostanie tajemnicą, gdyż autor rozwiązanie tej zagadki zabrał do grobu?
Legenda, którą zdążyła obrosnąć ta książka to jedno, ale potencjał tej historii to zupełnie inna sprawa. Daleka jestem od zachwytów...
2018-12-08
Tytuł zobowiązuje?
Nie, nie mam już żadnych nadziei związanych z Karolem Dickensem. Pogodziłam się z losem, potraktowałam kolejną porcję prozy autora jak gorzkie lekarstwo, które trzeba zażyć. Raz, dwa i po krzyku.
Historia głównego bohatera to kolejna opowieść o dorastaniu i "radzeniu" sobie w życiu. Gdy okazało się, że Pip w cudowny sposób uzyskał sponsora, dzięki któremu zamiast uczciwie zarabiać na życie w kuźni będzie mógł zostać dżentelmenem (co w tym wypadku oznaczało po prostu "bywanie" w towarzystwie za czyjeś pieniądze), to wiedziałam już, że bez względu na dalsze jego losy, książka ta nie otrzyma więcej niż 5 gwiazdek na 10. Nie obchodzi mnie, że to ceniona powszechnie pozycja, że Dickens wielkim autorem był. Ja wysiadam. Już dawno nie zdarzyło się, żeby mnie tak denerwowały zwykłe powieści społeczno-obyczajowe.
Tytuł zobowiązuje?
Nie, nie mam już żadnych nadziei związanych z Karolem Dickensem. Pogodziłam się z losem, potraktowałam kolejną porcję prozy autora jak gorzkie lekarstwo, które trzeba zażyć. Raz, dwa i po krzyku.
Historia głównego bohatera to kolejna opowieść o dorastaniu i "radzeniu" sobie w życiu. Gdy okazało się, że Pip w cudowny sposób uzyskał sponsora, dzięki...
2018-11-30
"Opowieść o dwóch miastach" nie przejechała po mnie walcem jak poprzednie książki autora, z czego niezmiernie się cieszę. Czytanie przebiegło prawie bezboleśnie, ale co 600 stron to nie ponad 1300! Przy takim okrojeniu historii nawet styl Dickensa jest do strawienia.
Sama opowieść, jak sam tytuł wskazuje o dwóch miastach (z gilotyną w tle), może nie jest ogromnie wciągająca, akcja na pewno nie jest wartka, ale będzie tajemnica, będzie zwrot akcji i znajdzie się również miejsce na patetyczne zakończenie. Przynajmniej nikt nie dostanie spadku lub nie spotka bogatej ciotki, która mu ufunduje życie.
Na chwilę obecną "Opowieść o dwóch miastach" to dla mnie najciekawsza, najmniej bolesna do przebrnięcia i tym samym najlepsza książka Karola Dickensa, jaką miałam "przyjemność" przeczytać. Krwista okładka mojego wydania również na plus.
"Opowieść o dwóch miastach" nie przejechała po mnie walcem jak poprzednie książki autora, z czego niezmiernie się cieszę. Czytanie przebiegło prawie bezboleśnie, ale co 600 stron to nie ponad 1300! Przy takim okrojeniu historii nawet styl Dickensa jest do strawienia.
Sama opowieść, jak sam tytuł wskazuje o dwóch miastach (z gilotyną w tle), może nie jest ogromnie...
2018-11-23
Nie spodziewałam się, że przeczytanie książek z listy BBC będzie aż takim wyzwaniem. Nieudane spotkanie z Jacqueline Wilson uznałam za wypadek przy pracy, autorka była mi zupełnie nieznana, do tego tworzy raczej dla nastolatek, a ja już tego zacnego miana używać nie mogę. Gdyby ktoś zapytał mnie jeszcze pół roku temu, czy przeczytanie książek Karola Dickensa będzie dla mnie trudne i meczące, odpowiedziałabym uczciwie, że nie wydaje mi się, żeby tak było. Pomyliłabym się i to bardzo.
"Samotnia" to już kolejna książka autora, którą zmęczyłam (nie oszukujmy się, trochę mi wstyd, że to piszę, ale taka jest prawda). Po raz pierwszy od lat w trakcie czytania poczułam się jak uczniak zmuszany do przeczytania lektury w szkole, a szczerze mówiąc nie jest to uczucie warte przypomnienia. Biorąc pod uwagę ogólny zachwyt jaki wywołują książki autora, zaczynam wątpić w siebie, ale już wolę wyjść na ignoranta, niż zachwycać się czymś, co mnie zupełnie nie porusza.
Wydawało mi się, że nigdy czegoś takiego nie powiem, że to prawie świętokradztwo, ale gdyby ktoś podjął się okrojenia "Samotni", to wyszłoby to tej książce na dobre, a przynajmniej mi, bo nie brnęłabym przez nią tyle czasu. Przykro mi, ale chyba nie trawię stylu Dickensa. Świadczyć o tym może to, iż zalety tej historii dostrzegłam dopiero oglądając serial na podstawie książki (naprawdę napisałam to publicznie??).
Pocieszające jest tylko to, że pozostałe dwie książki Dickensa, które jeszcze na mnie czekają, nie mają 1300 stron.
P.S. Przepraszam wszystkich, których obraża moja ignorancja w temacie angielskiej klasyki. To nieuleczalne, pozostaje mi tylko współczuć.
Nie spodziewałam się, że przeczytanie książek z listy BBC będzie aż takim wyzwaniem. Nieudane spotkanie z Jacqueline Wilson uznałam za wypadek przy pracy, autorka była mi zupełnie nieznana, do tego tworzy raczej dla nastolatek, a ja już tego zacnego miana używać nie mogę. Gdyby ktoś zapytał mnie jeszcze pół roku temu, czy przeczytanie książek Karola Dickensa będzie dla mnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-12
"To poruszająca do głębi opowieść o niełatwym życiu prostego chłopaka w XIX-wiecznej Anglii od narodzin aż do wieku dojrzałego.
Bezpieczeństwo i ciepło rodzinnego domu młodego Dawida zostaje zburzone z chwilą powtórnego wyjścia jego matki za mąż. Od tego czasu dorastanie bohatera naznaczone jest przemocą, biedą i samotnością".
Jasne. Naznaczone "samotnością" jakieś 40 stron, bo później poznaje swoich szkolnych kumpli, a "biedą" kolejne 40, bo jak już trafi pod opiekę bogatej ciotki, to żadna większa krzywda mu się nie stanie.
Współczuję głównemu bohaterowi straty ojca i matki, ale to jeszcze nie największa tragedia, jaka mogła go w życiu spotkać, bo nie każdy żyjący rodzic jest dla swojego dziecka wzorem i oparciem. Współczuję mu również, że musiał iść jako dziecko do pracy żeby zarabiać na życie, ale mnie od dziecka uczono pracy fizycznej i żadna krzywda mi się nie stała. Chociaż i tak "najlepsze" cierpienia zaczynają się później:
"Rozkosz to była nie lada posiadać własny kącik i wiedzieć, że jak Robinson Crusoe ze swą fortecą, tak i ja, raz drzwi zamknąwszy, byłem nietykalny.
Rozkosz to była, idąc przez miasto, czuć w kieszeni klucze od własnego mieszkania i wiedzieć, że mogę zaprosić każdego, kto mi się podoba, nie oglądając się na nikogo, własnych tylko radząc się chęci".
Faktycznie, straszliwie ciężkie trudy musiał znosić nasz bohater! Mieszkanie wynajęła mu ciotka, w cenie wynajmu gospodyni domu otoczyła chłopaka matczyną troską zapewniając wikt i opierunek, doprawdy koszmarne warunki! Jak dobrze, że teraz mamy lepiej, musiałam tylko w wieku 19 lat uwiązać się kredytem studenckim, żeby móc mieszkać w pięć osób w dwupokojowym mieszkaniu! No luksusy takie, że ho ho! Ale brzdęk kluczy był, tylko zapraszać kogo mi się podoba było ciężko, bo współlokatorzy bykiem patrzyli na odwiedziny.
Serio? Chłopakowi się wszystko w życiu ułożyło jak po maśle, nawet pierwsza i dość nieprzydatna żona, postanowiła zwyczajnie umrzeć i odstąpić miejsce tej bardziej ogarniętej. A zapomniałam, "przyjaciel" go oszukał, bo okazał się być złym człowiekiem (pomijam fakt, że można się było tego domyślić zaraz po poznaniu jegomościa, ale Dawid nie był chyba zbyt rozgarnięty).
Chyba jestem zbyt cyniczna na te bajeczki.
"To poruszająca do głębi opowieść o niełatwym życiu prostego chłopaka w XIX-wiecznej Anglii od narodzin aż do wieku dojrzałego.
Bezpieczeństwo i ciepło rodzinnego domu młodego Dawida zostaje zburzone z chwilą powtórnego wyjścia jego matki za mąż. Od tego czasu dorastanie bohatera naznaczone jest przemocą, biedą i samotnością".
Jasne. Naznaczone "samotnością" jakieś 40...
2018-11-04
"Sentymentalizm, melodramatyczność, patos nie rażą nas, kiedy jesteśmy osobami dramatu, drażnią tylko wtedy, kiedy zajmujemy pozycję widza".
Po przeczytaniu kolejnej książki Dickensa przyznaję Annie Przedpełskiej-Trzeciakowskiej całkowitą rację. Karol Dickens miał ciężkie dzieciństwo, a obraz tego trudnego okresu w jego życiu niejednokrotnie możemy odnaleźć w jego książkach. Problem jednak w tym, że jak dla mnie to chyba trochę za dużo tego dramatyzmu, a każda kolejna książka autora utwierdza mnie w przekonaniu, że wielką miłośniczką twórczości tego angielskiego powieściopisarza niestety nie zostanę.
Inspiracją dla postaci Nell była Mary Hogarth, a że dziewczyna później starości nie dożyła, to i bohaterka "Magazynu osobliwości", mimo nalegań czytelników, nie została przez Dickensa oszczędzona. A reszta książki? Społeczno-obyczajowe pitu pitu, którego podobnie jak w "Klubie Pickwicka" nie byłam w stanie udźwignąć. Pewnie niegrzeczne jest niedocenianie talentów tego angielskiego klasyka, ale nic na to nie poradzę.
"Sentymentalizm, melodramatyczność, patos nie rażą nas, kiedy jesteśmy osobami dramatu, drażnią tylko wtedy, kiedy zajmujemy pozycję widza".
Po przeczytaniu kolejnej książki Dickensa przyznaję Annie Przedpełskiej-Trzeciakowskiej całkowitą rację. Karol Dickens miał ciężkie dzieciństwo, a obraz tego trudnego okresu w jego życiu niejednokrotnie możemy odnaleźć w jego...
2018-11-01
Roman Karst we wstępie do mojego wydania " Nicholasa Nickleby" zasugerował mi, iż książka ta podejmie problem fatalnego systemu szkolnictwa w Anglii w czasach Dickensa. Od biedy mogę przyznać, iż sam początek tego tematu dotyczył, czyli mniej więcej pierwsze dwieście stron. Problem w tym, że książka ma stron ponad tysiąc, a szczerze mówiąc sprawa szkoły pana Squeersa była w tym wszystkim dla mnie najciekawsza. Cóż więc się działo przez pozostałe osiemset stronic?
Otóż działo się wiele, bo o ile mam pewne zarzuty wobec morału płynącego z treści, to braku atrakcji w książce autorowi zarzucić nie można. Będą spiski, bijatyki, dramaty i awantury, nawet romanse się znajdą.
A jaki morał można wyciągnąć z tych dwóch tomiszczy? Receptą na sukces i szczęście w życiu jest - posiadać bogatych przyjaciół/krewnych (niepotrzebne skreślić), bogato się ożenić/wyjść za mąż, ewentualnie odnaleźć korzystny testament lub umrzeć na suchoty w wieku lat nastu, wtedy na pewno nie spotka nas już nic gorszego. Zawsze może też okazać się, że nie jesteśmy jednak biednym sierotą, ale dziedzicem fortuny, ale wtedy trzeba uważać na zazdrosnych krewnych - pamiętacie Oliwera Twista?
Książka jest moim zdaniem stanowczo zbyt rozbudowana i to w negatywny sposób, który po prostu męczy. Może zabrzmię teraz obrazoburczo, ale po przeczytaniu książki obejrzałam film animowany z 1985 roku i uważam, że w 1h 12 min zostało zawarte to, co stanowi wartość tej powieści.
Roman Karst we wstępie do mojego wydania " Nicholasa Nickleby" zasugerował mi, iż książka ta podejmie problem fatalnego systemu szkolnictwa w Anglii w czasach Dickensa. Od biedy mogę przyznać, iż sam początek tego tematu dotyczył, czyli mniej więcej pierwsze dwieście stron. Problem w tym, że książka ma stron ponad tysiąc, a szczerze mówiąc sprawa szkoły pana Squeersa była w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2007
"Faktem jest, że ciężko było nakłonić Oliwera, by podjął trud oddychania - trud istotnie poważny, lecz będący zwyczajowo nieodzownym warunkiem naszego lekkiego skądinąd życia. Przez pewien czas dusząc się leżał na materacyku i ważył się pomiędzy tym światem a tamtym, przy czym równowaga była raczej zachwiana: szala przechylała się zdecydowanie na stronę tego drugiego. Otóż gdyby w owym krótkim okresie otaczały Oliwera troskliwe babcie, niespokojne ciotki, doświadczone pielęgniarki i wielce uczeni lekarze, byłby nieuchronnie i niewątpliwie utracił życie w mgnieniu oka. Ponieważ jednak nikt się nim nie zajmował prócz starej nędzarki, nieco zamroczonej większą niż zazwyczaj porcją piwa, i lekarza gminnego, który z urzędu załatwiał tego rodzaju sprawy, Oliwer i Natura sami rozstrzygnęli kwestię pomiędzy sobą".
W takich okolicznościach przyszedł na świat chłopiec, którego nazwano Oliwer Twist. Los jednak nie był dla niego łaskawy i uczynił go na stracie biednym sierotą. Jedyne, czego mu w życiu nie zabrakło, to przygód i awantur.
Karol Dickens sam jako dziecko musiał zarabiać na życie w fabryce, więc temat młodocianych nędzarzy był mu znany, a autor często poruszał tematykę problemów społecznych w swoich utworach. Powieść powstawała w latach 1837-1838, czyli w okresie, w którym obowiązywało już Prawo Ubogich, uchwalone w 1834 roku. Było to prawo surowe, zmniejszające do minimum zasiłki, w zamian zaś proponujące pracę w specjalnych zakładach. Domy pracy nie były miejscami przyjemnymi, może nawet gorszymi od więzień za długi.
Historia Oliwera Twista przeniesie nas do brudnych londyńskich zaułków pełnych małych rzezimieszków i groźnych przestępców, ale znajdzie się również miejsce dla humoru i zabawnych momentów. Tematyka w naszych czasach raczej nieaktualna, ale czytanie nie było dla mnie męczące.
"Faktem jest, że ciężko było nakłonić Oliwera, by podjął trud oddychania - trud istotnie poważny, lecz będący zwyczajowo nieodzownym warunkiem naszego lekkiego skądinąd życia. Przez pewien czas dusząc się leżał na materacyku i ważył się pomiędzy tym światem a tamtym, przy czym równowaga była raczej zachwiana: szala przechylała się zdecydowanie na stronę tego drugiego. Otóż...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-10-15
Charles Dickens oczywiście jest mi znany. "Opowieść wigilijna" była moją lekturą szkolną, "Przygody Oliwera Twista" przeczytałam jeszcze jako nastolatka, ale "Klub Pickwicka" mnie wykończył. Za pierwszym razem poległam około setnej strony, ale należę do osób upartych, po 10 latach ponowiłam zmagania licząc na to, że dorosłam już do tej książki. Niestety, w okolicy końca pierwszego tomu porzuciłam nadzieję, że ta historia mnie pochłonie.
Ja się na tym nie znam, nie bierzcie sobie mojej opinii do serca, ale to "arcydzieło humoru" przytłoczyło mnie. Za dużo dla mnie tego wszystkiego było, nie potrafiłam zmusić się do skupienia uwagi na tych wszystkich historyjkach, a perypetie przeżywane przez głównych bohaterów częściej zwyczajnie mnie nudziły, chociaż muszę uczciwie przyznać, że kilka z nich miało wzruszające momenty. Tyle, że to nie wystarczyło.
To nie jest tak, że ja nie lubię staroci, wręcz przeciwnie - uwielbiam. Z autorem też nie miałam wcześniej problemu. "Klub Pickwicka" po prostu do mnie nie przemawia. Sprawdzę jednak jak sprawa się ma z innymi dziełami autora.
Charles Dickens oczywiście jest mi znany. "Opowieść wigilijna" była moją lekturą szkolną, "Przygody Oliwera Twista" przeczytałam jeszcze jako nastolatka, ale "Klub Pickwicka" mnie wykończył. Za pierwszym razem poległam około setnej strony, ale należę do osób upartych, po 10 latach ponowiłam zmagania licząc na to, że dorosłam już do tej książki. Niestety, w okolicy końca...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-10-11
Książka zawiera cztery nowele pt.: Kwitnienie dziwnej orchidei, Gwiazda, Ćma oraz Sen o Armageddonie.
Herbert George Wells próbował mnie przestraszyć w inny sposób, niż większość autorów, których książki ostatnio wybierałam. Miło było poczytać o czymś innym niż duchy, nawet jeżeli lubię ghost stories. W ciekawym wstępie można przeczytać o różnych aspektach grozy w tych opowiadaniach: będzie groza biologiczna, kosmiczna, psychologiczna i na koniec społeczno-militarna.
Najbardziej spodobały mi się trzy pierwsze opowiadania, a za najlepsze uważam to pt. "Ćma". Bardzo ciekawe ujęcie środowiska naukowego i czasami dość brutalnych metod w nim stosowanych, a poza tym wydaje mi się, że opowiadanie to można interpretować w wieloraki sposób.
Książka zawiera cztery nowele pt.: Kwitnienie dziwnej orchidei, Gwiazda, Ćma oraz Sen o Armageddonie.
Herbert George Wells próbował mnie przestraszyć w inny sposób, niż większość autorów, których książki ostatnio wybierałam. Miło było poczytać o czymś innym niż duchy, nawet jeżeli lubię ghost stories. W ciekawym wstępie można przeczytać o różnych aspektach grozy w tych...
2018-10-06
"Cała wiedza, jaką już zdobyliśmy przez kilkadziesiąt pokoleń od chwili narodzenia się nauki, jest jak mała garstka kamyków, zebranych na pobrzeżu niezmierzonego morza. Przed nami leży wiedza, nieskończona, niezgłębiona i możemy czerpać bez końca, a czerpiąc - rosnąć. Rośniemy w potęgę, rośniemy w odwagę. [...]
Wasz świat w porównaniu z naszym jest światem niepojętnych, zatwardziałych dusz, koślawych, gnuśnych tradycyj, nienawiści, zniewag i tym podobnych, nie dających się zapomnieć rzeczy".
W wyniku pewnego niefortunnego zbiegu okoliczności, utworzone zostaje połączenie między Ziemią a Utopią. Grupka bohaterów przekracza granice krainy, która okazuje się być zupełnie innym otoczeniem niż to, które jest im znane.
Herbert George Wells tym razem zajął się tematem utopijnej wizji przyszłości naszego świata. Ludzie żyją w harmonii, nie ma już chorób, wytępiono zwierzęta, które były niepożyteczne, nikt nie posługuje się pieniądzem. W to uporządkowane środowisko wkraczają Ziemianie, a efekt tej ingerencji jest dość zaskakujący. Chociaż może właśnie zupełnie przewidywalny? Zależy jakie się ma zdanie o ludzkości.
"Z ust ojca Amertona wyrwał się stłumiony okrzyk przerażenia. Od pewnego czasu lękał się, że rzeczy tak się właśnie przedstawiały. Uczuł się dotknięty w swych zasadach moralnych.
- I wy ośmielacie się regulować przyrost ludności? Kontrolować liczbę urodzeń? I wasze kobiety zgadzają się rodzić dzieci w miarę potrzeby lub się od tego wstrzymywać?
- Naturalnie - odrzekł Urthred - Dlaczegóż by nie?
- Obawiałem się tego - rzekł ojciec Amerton i, pochyliwszy się ku przodowi z twarzą ukrytą w rękach zamruczał - Czułem to w tej atmosferze! Ludzka obora zarodowa! Wzdraganie się przed stwarzaniem dusz! O przewrotności człowiecza! Och, mój Boże!".
Minęło już prawie sto lat od wydania tej książki, a niektórzy dalej przejawiają ten sam prokreacyjny obłęd :)
"Cała wiedza, jaką już zdobyliśmy przez kilkadziesiąt pokoleń od chwili narodzenia się nauki, jest jak mała garstka kamyków, zebranych na pobrzeżu niezmierzonego morza. Przed nami leży wiedza, nieskończona, niezgłębiona i możemy czerpać bez końca, a czerpiąc - rosnąć. Rośniemy w potęgę, rośniemy w odwagę. [...]
Wasz świat w porównaniu z naszym jest światem niepojętnych,...
2018-10-02
"Człowiek badający naturę staje się równie bezlitosny jak ona".
Gdzieś na odległej od siedzib ludzkich wyspie, doktor Moreau prowadzi swoje badania. Edward Prendick trafił w to miejsce zupełnym przypadkiem i raczej nie był przygotowany na to, co go tam czekało. Może jednak statek, który uratował rozbitka, nie był jego ratunkiem?
Nauka wymaga ofiar. Pozostają jednak pytania, na ile badacz może sobie pozwolić w imię swoich teorii i kiedy przekroczona zostaje granica oddzielająca badania od nieetycznych eksperymentów. "Wyspa doktora Moreau" porusza te i wiele innych, równie zajmujących tematów. Co decyduje o naszym człowieczeństwie, jak wielki wpływ na zachowanie ma instynkt, w jaki sposób tworzy się społeczeństwo i jak jednostki odnoszą się do ustanowionych w nim praw - dla mnie te aspekty były najważniejsze, ale pewnie można wyciągnąć z tej historii wiele więcej.
Mimo niewielkiej objętości książka ta zrobiła na mnie spore wrażenie.
"Człowiek badający naturę staje się równie bezlitosny jak ona".
Gdzieś na odległej od siedzib ludzkich wyspie, doktor Moreau prowadzi swoje badania. Edward Prendick trafił w to miejsce zupełnym przypadkiem i raczej nie był przygotowany na to, co go tam czekało. Może jednak statek, który uratował rozbitka, nie był jego ratunkiem?
Nauka wymaga ofiar. Pozostają jednak...
2018-09-30
"On, o ile wiem — rozprawialiśmy bowiem o tym długo przed wykończeniem wehikułu czasu — czynił mniej pocieszające przypuszczenia o postępie ludzkości i we wznoszeniu się cywilizacji widział tylko rosnącą górę głupstw i błędów, która musi kiedyś runąć miażdżąc tych, co ją wznosili. Jeżeli nawet tak jest istotnie, to powinniśmy jednakże żyć tak, jak gdyby było inaczej. Dla mnie przyszłość jest jeszcze mroczna i pusta, jest wielką niewiadomą, na którą miejscami tylko rzuca światło niniejsza opowieść Podróżnika".
Podróże w czasie to temat, który musiał zajmować umysły ludzi od wieków. H. G. Wells opublikował swoją wersję w 1895 roku, a wizja naszej przyszłości zawarta w tej książce jest bardzo interesująca.
Przeniesiemy się w bardzo odległą przyszłość, w której świat zamieszkiwać będą tylko dwie grupy - Elojowie i Morlokowie. Pierwsza z nich to ludzie światła, piękni, ale raczej leniwi, prawdopodobnie potomkowie klasy wyższej. Drugą z nich stanowią istoty żyjące w mroku i budzące grozę, następcy służących i robotników.
Wydaje mi się, że te rozważania na temat przyszłości ludzkości, odzwierciedlają problemy i bolączki tamtych lat. Próżna i beztroska arystokracja miała dać początek grupie ludzi, która do przeżycia nie potrzebowała inteligencji i sprytu, a jedną z ich głównych cech pozostawała uroda. Klasa niższa, zmagająca się z problemami życia codziennego, ewoluowała zupełnie w innym kierunku, ale może już więcej nie będę zdradzać, przeczytajcie sami.
"On, o ile wiem — rozprawialiśmy bowiem o tym długo przed wykończeniem wehikułu czasu — czynił mniej pocieszające przypuszczenia o postępie ludzkości i we wznoszeniu się cywilizacji widział tylko rosnącą górę głupstw i błędów, która musi kiedyś runąć miażdżąc tych, co ją wznosili. Jeżeli nawet tak jest istotnie, to powinniśmy jednakże żyć tak, jak gdyby było inaczej. Dla...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-09-29
"Bo i któż w tej zapadłej wiosce mógł zrozumieć błąkanie się po nocy, lęk przed ludzką ciekawością, zamykanie okiennic, gaszenie świec i lampy, jadanie zawsze w samotności; kto mógł pochwalać takie dziwne postępki?".
O niewidzialności takiego podejrzanego jegomościa nawet nie wspominam, już sam fakt, że jadał w samotności jest zbyt przerażający!
W 1897 roku ukazała się opowieść Herberta George’a Wellsa o naukowcu, którego badania dotyczyły niewidzialności, a jego działalność zakończyła się sukcesem - pewnego dnia po prostu przestał być zauważalny. Niewidzialność otwierała nowe możliwości, ale powodowała również nowe zagrożenia, o czym nasz szalony naukowiec przekonał się na własnej, niewidzialnej skórze. Postęp bywa nieprzewidywalny w skutkach, a zapewne niejeden naukowiec swoje sukcesy zawodowe przypłacił uszczerbkiem na swoim zdrowiu i życiu.
Pomysł ciekawy, chociaż chyba mniej widowiskowy niż atak Marsjan na naszą planetę. Z drugiej strony łatwo jest oceniać, gdy żyje się w czasach tak zaawansowanych technologii, a przecież koniec XIX wieku to dopiero początek takich oczywistości jak stosowanie promieni RTG.
"Bo i któż w tej zapadłej wiosce mógł zrozumieć błąkanie się po nocy, lęk przed ludzką ciekawością, zamykanie okiennic, gaszenie świec i lampy, jadanie zawsze w samotności; kto mógł pochwalać takie dziwne postępki?".
O niewidzialności takiego podejrzanego jegomościa nawet nie wspominam, już sam fakt, że jadał w samotności jest zbyt przerażający!
W 1897 roku ukazała się...
Wampir.
Co pierwsze przychodzi Wam na myśl, gdy pada to słowo? Jeżeli połyskujący w świetle dnia przystojniak, to mam dla Was złą wiadomość...
Krwiożercze monstrum wykreowane przez Brama Stokera zapewne znane jest większości czytelników. "Dracula" to klasyka powieści grozy, a nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że główny bohater tej książki to najsłynniejszy wampir w literaturze. Osobiście uważam, że hrabia w pełni zasłużył na to zaszczytne miano, a Edzio to mu może buty z zastygłej krwi ofiar czyścić.
W tej powieści podoba mi się wszystko. Począwszy od formy listów i pamiętników, przez klimat całej historii, aż po wspaniałych bohaterów. I mam tu na myśli nie tylko Draculę, jego główny wróg, doktor Van Helsing, również zasługuje na wzmiankę.
W tych czasach już raczej nie straszy, nie oszukujmy się, ale przynajmniej hrabia Dracula to porządny, szanujący się, groźny wampir (co oznacza mniej więcej, że nie uczęszcza do liceum, nie je zwierząt, nie mieni się w słońcu i nie biega za nim żadna rozhisteryzowana, zakochana nastolatka). Bram Stoker stworzył prawdziwego, mrocznego i niebezpiecznego potwora, który owładnięty jest pragnieniem ludzkiej kwi i nie waha się przed zaspokajaniem swoich żądz. I tak nieprzerwanie fascynuje od XIX-wieku, przynajmniej takich pasjonatów jak ja.
Wampir.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCo pierwsze przychodzi Wam na myśl, gdy pada to słowo? Jeżeli połyskujący w świetle dnia przystojniak, to mam dla Was złą wiadomość...
Krwiożercze monstrum wykreowane przez Brama Stokera zapewne znane jest większości czytelników. "Dracula" to klasyka powieści grozy, a nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że główny bohater tej książki to najsłynniejszy wampir w...