Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

To jedna z najgorszych biografii, jakie przyszło mi przeczytać. Wysiłek autora zatrzymał się na: tournee po Stanach, znalezieniu w laptopiku kilku znanych wypowiedzi oraz wyciągnięciu pary historycznych banałów z opracowań. Poza tym, praca powinna nosić tytuł; "Bliscy i statyści w świecie Tyrmanda", bo o samym pisarzu dowiadujemy się niewiele. Sprytny biznesman wyczuje złotą żyłę z daleka. Tyrmand odświeżony przez kontrowersyjną, filmową "fikcję" okazał się być chwytliwym tematem, co pan pisarz postanowił niskim kosztem zmonetyzować. Doprawdy, trzeba mieć łeb na karku.

To jedna z najgorszych biografii, jakie przyszło mi przeczytać. Wysiłek autora zatrzymał się na: tournee po Stanach, znalezieniu w laptopiku kilku znanych wypowiedzi oraz wyciągnięciu pary historycznych banałów z opracowań. Poza tym, praca powinna nosić tytuł; "Bliscy i statyści w świecie Tyrmanda", bo o samym pisarzu dowiadujemy się niewiele. Sprytny biznesman wyczuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niezmiernie mnie nurtuje, ile książek trzeba jeszcze napisać, ile szpalt wydrukować, ile wywiadów przeprowadzić, ile dowodów zebrać, aby kobiety zrozumiały wreszcie, że według wykładni patriarchalnej, skostniałej instytucji jaką jest Kościół Katolicki, ich rola sprowadza się do dwóch funkcji; rozrodczej tudzież usługującej. W skrócie; możesz, droga niewiasto zdecydować, czy będziesz prać gacie mężowi, czy księdzu i matce generalnej. Innej drogi spełnienia nie odnajdziesz, gdyż bóg wskazał ci konkretne "ścieżki rozwoju", a to co pomiędzy, "od szatana pochodzi". Nie dla Ciebie; ambicja, kształcenie czy rozwój. Kiedy drogie Panie, zapełniające kruchty zdobędziecie się na odwagę i staniecie w tej gorzkiej prawdzie?

Dobra pozycja uświadamiająca wyżej przytoczoną smutną prawdę, oraz potwierdzająca, że patriarchat narzucony przez mężczyzn, podtrzymują po czasie same kobiety, otrzymujące sztafetę władzy i nadzoru, po wcześniejszym "odbyciu służby". I nie tyczy się to tylko życia kontemplacyjnego zakonów, lecz ogólnej charakterystyki życia społecznego.

Niezmiernie mnie nurtuje, ile książek trzeba jeszcze napisać, ile szpalt wydrukować, ile wywiadów przeprowadzić, ile dowodów zebrać, aby kobiety zrozumiały wreszcie, że według wykładni patriarchalnej, skostniałej instytucji jaką jest Kościół Katolicki, ich rola sprowadza się do dwóch funkcji; rozrodczej tudzież usługującej. W skrócie; możesz, droga niewiasto zdecydować, czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Odradzam każdemu, kto spodziewa się merytokracji wspartej tabelkami z excela, szeroko zakrojoną sondą preferencji użytkowników, socjologicznym językiem nafaszerowanym terminami, liczbami, reasumując; jednego niekontrowersyjnego dania, nie wywołującego zgagi, ani wzdęć.
Odradzam każdemu, kto pragnie widzieć w literaturze jedynie ugrzecznionego, gładko zaczesanego ucznia z przedziałkiem, w krochmalonym kołnierzyku i spodniach na kant.
Odradzam każdemu, kto uważa, że "kobiecie nie przystoi", bo książka przypomina prozę Bukowskiego à rebours.

Polecam każdemu, komu nie obce jest szydercze poczucie humoru, dystans, brak poszanowania "odwiecznych świętości", złudzeń i lęku przed "a co ludzie powiedzą".
Polecam wszystkim cynikom, hedonistom i nihilistom.

Odradzam każdemu, kto spodziewa się merytokracji wspartej tabelkami z excela, szeroko zakrojoną sondą preferencji użytkowników, socjologicznym językiem nafaszerowanym terminami, liczbami, reasumując; jednego niekontrowersyjnego dania, nie wywołującego zgagi, ani wzdęć.
Odradzam każdemu, kto pragnie widzieć w literaturze jedynie ugrzecznionego, gładko zaczesanego ucznia z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Michniewicz wraz z Pauliną Wilk stanowią fenomenalny, zniechęcający do podróżowania tandem reportażystów. Książka TM to próba zdemaskowania: naszego ograniczonego, zadufanego i zinfantylizowanego podejścia do innych kręgów kulturowych, do wszelkich prób "poznania" genus humanum odległych krain oraz poczucia wpisanej w europejską mentalność wyższości nad "dzikimi". Ale to "Dzicy" obnażają idiotyzm białego turysty, który po wizycie w skansenie myśli, że jest ekspertem od życia ludów pierwotnych lub w sztucznie napompowanym zachwycie strzela selfie na tle luksorskich zabytków, stojąc tuż obok hałdy śmieci. Michniewicz wbija szpile w wypracowane przez nas skróty myślowe i tak lekko przychodzącą stereotypizacje. Pozycja dla tych, którzy lubią opuszczać osławione strefy komfortu.

Michniewicz wraz z Pauliną Wilk stanowią fenomenalny, zniechęcający do podróżowania tandem reportażystów. Książka TM to próba zdemaskowania: naszego ograniczonego, zadufanego i zinfantylizowanego podejścia do innych kręgów kulturowych, do wszelkich prób "poznania" genus humanum odległych krain oraz poczucia wpisanej w europejską mentalność wyższości nad "dzikimi"....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co jakiś czas, opinia publiczna zamiera na wieść o seksualnych nadużyciach bogatego i wpływowego drapieżnika. Pozbawiony empatii erotoman jest święcie przekonany, że świat leży u jego stóp, a pieniądze i kontakty otwierają każde wrota, nawet te intymne u płci przeciwnej. Harvey Weinstein to drapieżnik z wyjątkowo tępymi zębami, bez grama finezji, wyobraźni, o libido konia rozpłodowego i metodach podrywu przypominających sparing bokserski. Niemniej, tuz Hollywoodu może sobie pozwolić na każdą obrzydliwość, mając w kieszeni dziennikarskie i polityczne środowisko. Wątłe głosy ofiar są niesłyszalne, a co głośniejszy może liczyć na serię dezawuujących kontrataków. Do momentu, aż amerykański Boy-Żeleński o równie ważnym nazwisku i równie istotnych powiązaniach rozchyli poły płaszcza, by przygarnąć ofiary i wycelować ostrze sprawiedliwości w nikczemnika. Rycerz musi pokonać wiele przeszkód, aby to, co pod korcem ujrzało światło dzienne...

"Złap i ukręć łeb" to książka społecznie ważna. Ronan Farrow wykonał solidną robotę, obnażając największy filmowy skandal ostatnich lat. Jednakże, narracja przypominająca fabułę "Wszystkich ludzi prezydenta" wywołuje we mnie uczucie spętania, zagubienia i klaustrofobii. Ze sceny zniknął szwarccharakter, zniknęły ofiary, a deski teatru zapełniły się tysiącem pobocznych postaci, mało wnoszących do sprawy statystów, których rola sprowadza się do szepnięcia paru słów dziennikarzowi. Samo śledztwo, wywiady i metody działania napastnika otrzymują skąpą ilość miejsca, stłamszone przez potyczki R.F. z redaktorem NBC. Zamiast obruszyć się na próby zatuszowania śledztwa, straciłam zainteresowanie historią. Rozumiem, że zamiarem autora było ukazanie prób zamiecenia afery pod dywan, ale do mnie ten porządek zupełnie nie przemówił.

Co jakiś czas, opinia publiczna zamiera na wieść o seksualnych nadużyciach bogatego i wpływowego drapieżnika. Pozbawiony empatii erotoman jest święcie przekonany, że świat leży u jego stóp, a pieniądze i kontakty otwierają każde wrota, nawet te intymne u płci przeciwnej. Harvey Weinstein to drapieżnik z wyjątkowo tępymi zębami, bez grama finezji, wyobraźni, o libido konia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Demony, których wspomnienie przywoływano na kartach historycznych książek i wyszukiwano w archiwaliach powróciły. Polski pochód ku społeczeństwu obywatelskiemu, tolerancyjnemu, wolnemu od uprzedzeń, szanującemu prawa mniejszości został zatrzymany. Klementyna Suchanow próbuje odpowiedzieć na pytanie; dlaczego tak się stało? Dlaczego dosięgła nas de-ewolucja społeczna?

Odpowiedź okazała się być co najmniej zaskakująca.

Spiskowe narracje były od zawsze retoryczną "bronią" prawicy. Według nich organizacje lewicujące miał finansować złowrogi Żyd Soros z uknutym w głowie planem rzekomego zniszczenia państw narodowych. A co jeśli mamy do czynienia z sytuacją à rebours? Autorka podejmuje się udowodnienia tezy, biorąc na tapet świeżutkie, reprezentujące fundamentalizm religijny grupy, powiązane ze sobą siecią luźnych nitek, których źródła dochodu owiane są tajemnicą. Książka to dziennikarskie, żmudne śledztwo prowadzące do procesu poszlakowego. Przystankami w drodze ku odkryciu prawdy są "feministyczne kroniki" pełne budujących relacji jednoczących się kobiet całego świata. Ostrzegam, że "To jest wojna" nie jest żadną głębszą analizą zmian społecznych, które doprowadziły do obecnych sytuacji, lecz odkryciem jednej karty spośród całej talii. Niemniej, obnażona karta zdaje się mieć wartość przypisaną asowi.

Demony, których wspomnienie przywoływano na kartach historycznych książek i wyszukiwano w archiwaliach powróciły. Polski pochód ku społeczeństwu obywatelskiemu, tolerancyjnemu, wolnemu od uprzedzeń, szanującemu prawa mniejszości został zatrzymany. Klementyna Suchanow próbuje odpowiedzieć na pytanie; dlaczego tak się stało? Dlaczego dosięgła nas de-ewolucja społeczna?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W jednym z felietonów Eliza Michalik przywołuje efekt lustra opisany przez de Mello, polegający na tym, że apologeta zawsze chwali samego siebie. "Jesteś dobry" nie oznacza, iż adresat jest dobrym w rzeczywistości, a jedynie w oczach nadawcy. Nadawca poprzez komplement zachwala swój system pojmowania świata. Podobnie ma się rzecz z książką. Nieprzychylny obecnym rządom znajdzie na kartach stron swoje odbicie. Przychylny dostrzeże jedynie hektolitry jadu. Ja widzę lustro, niemniej nie jestem na tyle zakochana w sobie, aby za każdym razem, gdy przed nim stoję zachwycać się odbiciem. Elizę Michalik szanuję za bezkompromisowość, za szczerość, za odważne "król jest nagi", za walkę o sprawę kobiet. I dopóki będzie robić, to co robi, będę ją cenić. Ze "Szpil" kipi gniew, pulsuje ból, wylewa się żal i cierpki osąd. Kto pragnie się utwierdzić, niekoniecznie pozyskując nową wiedzę i argumenty, niech po nią sięgnie. Kto chciałby poszerzyć horyzont i dowiedzieć się czegoś nowego, niech nie czuje się zawiedziony. Przywołując inżyniera Mamonia, "Szpile" są dla tych, którym podobają się melodie raz słyszane.

W jednym z felietonów Eliza Michalik przywołuje efekt lustra opisany przez de Mello, polegający na tym, że apologeta zawsze chwali samego siebie. "Jesteś dobry" nie oznacza, iż adresat jest dobrym w rzeczywistości, a jedynie w oczach nadawcy. Nadawca poprzez komplement zachwala swój system pojmowania świata. Podobnie ma się rzecz z książką. Nieprzychylny obecnym rządom...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powiem krótko. To najlepszy reportaż, traktujący o tzw. problematyce wyspiarskiej, jaki dany mi było przeczytać. Zainteresowałam się Irlandią Północną pod wpływem kinematografii, która w całym swoim bogactwie i różnorodności, rzadko kiedy ukazuje dzieje the Troubles w sposób wyczerpujący. Być może, ze względu na docelowego widza, którym jest raczej, znający charakter konfliktu mieszkaniec Wielkiej Brytanii. I niejako znużona reportażami wydawnictwa Czarne, ulegającymi stopniowemu skażeniu literacką, męczącą popisówką autorów, byłam nareszcie pozytywnie zaskoczona. Tekst rzuca światło na źródła waśni, sposoby działania odłamów IRA, podziały społeczne okupowanego kraju, będąc solidną dawką jakże pomijanego aspektu kolonizacji brytyjskiej, dokonanej na białym narodzie, mieszkającym tuż pod nosem. Płynna narracja, skupiająca się na przekazie, a nie słownej akrobacji zabrania oderwać się od lektury. Pełnokrwiste postacie z kipiącą pod skórą wściekłością w konglomeracie z przygnębiającą apatią, uczuciem bezsensu oraz wiernością niezmiennym ideałom nadają książce wielopłaszczyznowego realizmu. Polecam.

Powiem krótko. To najlepszy reportaż, traktujący o tzw. problematyce wyspiarskiej, jaki dany mi było przeczytać. Zainteresowałam się Irlandią Północną pod wpływem kinematografii, która w całym swoim bogactwie i różnorodności, rzadko kiedy ukazuje dzieje the Troubles w sposób wyczerpujący. Być może, ze względu na docelowego widza, którym jest raczej, znający charakter...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dickens jest przede wszystkim najlepszym dokumentalistą spowitych fabrycznym dymem angielskich śródmieści, rzecznikiem sierot i biedaków, świadkiem londyńskiej nędzy, wyzysku i marazmu. Zanim zdobył w pełni zasłużoną sławę, spłodził operetkowe dziełko, opisujące perypetie klasy próżniaczej, raczej nie dla ambitnego, wrażliwego i wymagającego czytelnika. Ta książka to koszmar. Przygody niewydarzonego Benny Hill'a w wiktoriańskiej Anglii. Jak mało wyszukane trzeba mieć poczucie humoru, aby ujeżdżanie narowistego konia przez starszego pana zdawało się być zabawnym? "Komiczne" nieporozumienia w stylu pomylonych hotelowych pokojów to policzek dla intelektu. Nie przekonam się do literackiego falstartu, zwłaszcza mając znajomość pozostałych pozycji autora. Szczęśliwie, zmył z siebie hańbę "Klubu" w ramach dalszej działalności.

Dickens jest przede wszystkim najlepszym dokumentalistą spowitych fabrycznym dymem angielskich śródmieści, rzecznikiem sierot i biedaków, świadkiem londyńskiej nędzy, wyzysku i marazmu. Zanim zdobył w pełni zasłużoną sławę, spłodził operetkowe dziełko, opisujące perypetie klasy próżniaczej, raczej nie dla ambitnego, wrażliwego i wymagającego czytelnika. Ta książka to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Widząc takie tytuły jak powyższy mam świadomość, że czytam pozycję napisaną pod tezę. Nie mam z tym większego problemu, gdyż jest to świetnym przyczynkiem do polemiki. Autor rozpoczyna wywód interesująco, zestawiając dwie koncepcje natury ludzkiej. Pierwsza, spod pióra Hobbesa kreuje człowieka na istotę zdemoralizowaną, stawianą do pionu przez cywilizację. Druga, zrodzona z umysłu Rousseau przedstawia go jako dobrego z natury, demoralizowanego przez kulturę. Nie trudno się domyślić, że autor będzie ciążył ku tezie filozofa francuskiego. W ślad za Hararim, wysnuwa wniosek, że czynnikiem degradującym człowieka okazała się być własność, nieodwołanie wpisana w kształtującą się kulturę rolniczą. Nie sposób przejść obojętnie wobec tego argumentu, zwłaszcza, że gross mitów opiera się na wspomnieniu dawnych, idyllicznych czasów, zanim ziemia poczęła dawać swój marny plon. Przypomniałam sobie mit założycielski Rzymu, w którym Romulus dopuszcza się zbrodni na bratu Remusie, w momencie gdy ten narusza jego ziemskie mienie. Rolnictwo i hodowla pomnożyły liczbę ludności, ale stworzyły też hierarchię, patriarchat, religijne zaślepienie i hobbesowskiego Lewiatana. Innym nieco banalnym, ale zgodnym stwierdzeniem jest to, że jedynie kontakt oraz wspólne rozwiązywanie problemów są w stanie stanie uciszyć naszego wewnętrznego ksenofoba, dlatego pomysł tworzenia gett i odgradzanie się od innych są podłożem do eskalacji nienawiści. Mocną stroną książki, jest rozprawa z hochsztaplerem Zimbardo i absurdalnym eksperymentem Milgrama. Może to być kubłem zimnej wody, dla traktujących tezy obu psychologów niczym uświęcone dogmaty. Ciekawe spojrzenie na edukację i system więziennictwa. Wobec tego, gdzie miejsce na polemikę?
Moim największym zarzutem wobec autora jest to, że próby udowodnienia ludzkiej przyzwoitości przypominają symulator z udzialem w pełni racjonalnych i stabilnych emocjonalnie jednostek. Zapomina, że człowiek mimo swej rozumności i zręczności ma w sobie ogromne pokłady absurdu, a irracjonalizm steruje jego poczynaniami na równi z przymiotami umysłu. Nie bierze pod uwagę, że ludźmi kierują, nie tylko ideały dobra wspólnego, ale też: niskie pobudki, instynkt, żądze i afekt. Nie zwraca uwagi na to, że ludzie jako gatunek są nienasyceni, pragną więcej niż posiadają, a to co cieszyło przez pięć minut, po dziesięciu staje się oczywiste, nudne i niesatysfakcjonujące. Dlaczego egalitarne wspólnoty typu izraelskich kibiców rozpadły się? Dlaczego hipisowskie komuny uległy rozkładowi? Odpowiedzi są złożone, ale wszędzie główną rolę gra wielkie Ego.
Niemniej, książka wciąga jak studnia. Ma również duży potencjał edukacyjny. Autor ma rację w jednym: nie zaszkodzi nam okazywać więcej zaufania, ćwiczyć zrozumienie i jak najczęściej stawiać się w sytuacji innych. Taką wiedzę trzeba, co jakiś czas odświeżać.

Widząc takie tytuły jak powyższy mam świadomość, że czytam pozycję napisaną pod tezę. Nie mam z tym większego problemu, gdyż jest to świetnym przyczynkiem do polemiki. Autor rozpoczyna wywód interesująco, zestawiając dwie koncepcje natury ludzkiej. Pierwsza, spod pióra Hobbesa kreuje człowieka na istotę zdemoralizowaną, stawianą do pionu przez cywilizację. Druga, zrodzona z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Współczesny rasizm jest bardzo subtelny, przebiegły i praktycznie niewidoczny. Niewidoczny, z punktu widzenia białych, to rzecz oczywista. Ślepy uważa, że problemu nie ma, bo przecież czarni są wolni, głosują, mogą chodzić do szkół i pracować. Nie zadaje sobie pytania, do jakich szkół, do jakiej pracy, ani nie sili się na fundamentalne rozeznanie, kto tymi instytucjami kieruje. A od pokoleń kierują biali. W błędnym kole nie są w stanie dopuścić do siebie "innych", bo nawet przy dobrych chęciach, mając dwa identyczne CV wybiorą to, które opatrzono twarzą białą, nie czarną. Problem tkwi nie tylko w oporach grupy trzymającej władzę, ale w całym "umiarkowanym" społeczeństwie, które podnosi oszalały rwetes z powodu ciemnoskórego Bonda, zapominając, że mamy do czynienia jedynie z popkulturą, która widocznie nadal rości sobie prawo do obsadzania czarnych w rolach mało istotnych. Walka z rasizmem przypomina pojedynek Don Kichota, za każdym razem, gdy się o nim mówi, druga strona udaje, że problemu nie ma, a zapędzona w kozi róg, twierdzi, że rasizm może też być anty-biały, nie mając pojęcia, że składowymi zjawiska są: władza i uprzedzenia. Dobra książka tłumaczącą mechanizmy tej odwiecznej niesprawiedliwości.

Współczesny rasizm jest bardzo subtelny, przebiegły i praktycznie niewidoczny. Niewidoczny, z punktu widzenia białych, to rzecz oczywista. Ślepy uważa, że problemu nie ma, bo przecież czarni są wolni, głosują, mogą chodzić do szkół i pracować. Nie zadaje sobie pytania, do jakich szkół, do jakiej pracy, ani nie sili się na fundamentalne rozeznanie, kto tymi instytucjami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zestawienie zobrazowanych notek biograficznych. Niestety, ale nic ponad to nie jestem w stanie powiedzieć. Doskonale, zdaję sobie sprawę z tego, że pozycja została wydana po sukcesie bloga na zasadzie "skoro jest popularne w necie to trzeba wydać". Tyle, że książka rządzi się nieco innymi prawami. Nie jest to jednak zrozumiałe, dla tych, którzy widzą jedynie możliwości ładowania do kabzy, gdzie tylko się da. Większy walor miałaby lektura z kilkoma życiorysami, ale solidnie rozbudowanymi z szerszym nakreśleniem tła epoki. Takie rozwiązanie wymaga jednak nakładu pracy, a trudno go znaleźć, kiedy między beletryzowaniem wikipedii, a promocją trzeba jeszcze nagrać videobloga. Zawód.

Zestawienie zobrazowanych notek biograficznych. Niestety, ale nic ponad to nie jestem w stanie powiedzieć. Doskonale, zdaję sobie sprawę z tego, że pozycja została wydana po sukcesie bloga na zasadzie "skoro jest popularne w necie to trzeba wydać". Tyle, że książka rządzi się nieco innymi prawami. Nie jest to jednak zrozumiałe, dla tych, którzy widzą jedynie możliwości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wachlarz emocji, towarzyszących lekturze książki zdaje się być szerokim jak Wielka Pacyficzna Plama Śmieci. Od gniewu i wściekłości, po marazm i apatię. Każdym skrawkiem ciała odczuwasz konwulsje dławiącego się plastikową nakrętką ptaka, doświadczasz ucisku w żołądku, jaki jest bliski napełnionym śmieciami waleniom i ślizgasz się przeraźliwie jak uwięzione w butelkach żuki. Fantomowy ból podsyca świadomość, że wdrażanie w życiu minimalizmu, żywnościowe no-waste, recycling i inne zabiegi przypominają syzyfową pracę. Zwłaszcza, gdy żyje się w społeczeństwie ludzi leniwych, wygodnickich, niezdyscyplinowanych, dla których wywóz śmieci do lasu jak jest splunięcie, a segregacja odpadów jest skomplikowana niczym budowa wahadłowca. Ale i ci jawni grzesznicy nie stanowią takiego problemu jak nieopanowani konsumenci z zainfekowaną życiem ponad stan głową, pełni potrzeb rzeczy niepotrzebnych i podróży zbędnych, aby dzięki Instagramowi dołączyć do peletonu fałszywej "szczęśliwości" płytkich ludzi korpo-sukcesu.
"Czyńcie sobie ziemię poddana", zbrodniczy rozkaz mitycznego Jahwe miał człowieka wywyższyć i zrobił to. Siedzimy na najwyższej gałęzi, którą z pasją piłujemy. Jedno jest pocieszające: życie sobie zawsze poradzi, chociaż my niekoniecznie.
Aaa... I jeszcze jedno. Polecam amatorom "najczystszego obcowania z naturą" czyli myślistwa.

Wachlarz emocji, towarzyszących lekturze książki zdaje się być szerokim jak Wielka Pacyficzna Plama Śmieci. Od gniewu i wściekłości, po marazm i apatię. Każdym skrawkiem ciała odczuwasz konwulsje dławiącego się plastikową nakrętką ptaka, doświadczasz ucisku w żołądku, jaki jest bliski napełnionym śmieciami waleniom i ślizgasz się przeraźliwie jak uwięzione w butelkach żuki....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przewrotny ten tytuł, bo jakże to można Ku Klux Klan wiązać z miłością? A można. Bo klansmeni kochają swoją rasę, tak bardzo, że potrafią w jej imię wytarzać w pierzu i smole, powiesić, zastrzelić, podpalić, odciąć kończyny i prezentować za sklepową witryną. Ileż w nich gorliwej miłości!
Do Nowego Świata, aby odczuć ten żar przybywa Katarzyna Surmiak-Domańska. Trafia do Harrison, miasteczka białego jak śmietana, gdzie mleczni mieszkańcy mają nawet zwierzęta domowe niekontrastujące z obowiązującą kolorystyką. Kot nie może mieć ani jednej czarnej cętki! Jej pobyt wśród klansmenów przypomina wizytę w wiosce potiomkinowskiej. Odczuwa rodzinną sielską, atmosferę, kupuje lemoniadę z dziecięcego straganu opatrzonego symbolem "SS", a pastor wskazuje sprawiedliwym palcem z kim rozmawiać warto, a z kim nie. Oczywiście, że najlepiej usiąść w patriarchalnym saloniku "obrońców boga i wiary", niż zaczepiać jakichś wykolejeńców. A gdy już wywiad dobiegnie końca, to wyłania nam się iście piknikowy obraz z łopoczącą flagą Konfederacji, prześcieradłem zakładanym "dla żartu" i nostalgią za Hitlerem, jako "równym gościem, co dbał o swój naród".
Fenomenalny reportaż z Jądra amerykańskiej Ciemności.

Przewrotny ten tytuł, bo jakże to można Ku Klux Klan wiązać z miłością? A można. Bo klansmeni kochają swoją rasę, tak bardzo, że potrafią w jej imię wytarzać w pierzu i smole, powiesić, zastrzelić, podpalić, odciąć kończyny i prezentować za sklepową witryną. Ileż w nich gorliwej miłości!
Do Nowego Świata, aby odczuć ten żar przybywa Katarzyna Surmiak-Domańska. Trafia do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zadowoleni z "Ginekologów", powinni też ucieszyć się z "Rozwodów", zwłaszcza, że obie książki mają niezachwianą formułę: zbiór gawęd, zwieńczony statystykami lub omówieniem prawnych casusów. W lekturze niczego zaskakującego nie ma. Nie wprawi nas zdumienie fakt, że rozwody są częstsze w miastach, niż na wsi, że wnioski częściej składają kobiety i że dzieci częściej zostają przy nich, a egzekowawanie alimentów przypomina walenie głową w mur. Nie wprawią w osłupienie sprawy "wymiany" kobiety na lepszy model, gdy już się "zużyje", a dzieci są duże, bo to przecież tak banalne jak woda wrząca w stu stopniach Celsjusza. Jest jednak w zaprezentowanych historiach coś co sprawia, że chce się je pochłaniać, mimo oczywistego charakteru. Dodatkowym atutem książki jest przyswajalna dawka prawniczej wiedzy.
Myślę, że kilka oczywistych wniosków mogą panowie i (zwłaszcza) panie wyciągnąć. Nigdy z siebie nie rezygnujcie i nigdy od nikogo się nie uzależniajcie. Nie bądźcie męczennikami czyichś marzeń i potrzeby samorealizacji. Pracujcie finansowo, nad sobą, dla samych siebie.

Zadowoleni z "Ginekologów", powinni też ucieszyć się z "Rozwodów", zwłaszcza, że obie książki mają niezachwianą formułę: zbiór gawęd, zwieńczony statystykami lub omówieniem prawnych casusów. W lekturze niczego zaskakującego nie ma. Nie wprawi nas zdumienie fakt, że rozwody są częstsze w miastach, niż na wsi, że wnioski częściej składają kobiety i że dzieci częściej zostają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Już po pierwszych stronach wiedziałam, że nie jestem ani trochę zainteresowana losem topielca. Źle poprowadzona fabuła, rozwlekłość, błyskotliwosc przemyśleń wzorowana na wypowiedziach aktorów "Ukrytej prawdy" to składniki przepisu na tanią pseudo obyczajówkę z wątkiem kryminalnym. Rodzinne "śledztwo" pozbawione napięcia i nie wzbudzające krzty zainteresowana. Emocje jak przy kradzieży grilla z sąsiedniego ogródka działkowego. Jeżeli najbardziej intrygującym momentem książki jest autobusowa scena ocierania się starszego faceta kroczem o pośladki młodej dziewczyny, to mamy do czynienia z wyjątkową grafomanią. Wybaczę, bo pierwsza książka. Nie zapomnę, do pozostałych nie sięgnę.

Już po pierwszych stronach wiedziałam, że nie jestem ani trochę zainteresowana losem topielca. Źle poprowadzona fabuła, rozwlekłość, błyskotliwosc przemyśleń wzorowana na wypowiedziach aktorów "Ukrytej prawdy" to składniki przepisu na tanią pseudo obyczajówkę z wątkiem kryminalnym. Rodzinne "śledztwo" pozbawione napięcia i nie wzbudzające krzty zainteresowana. Emocje jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Naiwnie wierzono, że po zakończeniu "zimnej wojny", w Europie nie będzie już miejsca na autorytaryzm, władzę monopartii, oraz próby zawłaszczenia "rządu dusz" dzięki medialnym krętactwom i taniej, gadzinówkowej propagandzie. Naiwnie wierzono w europejską jedność i pochód ku świetlanej przyszłości. Życzeniowe myślenie podobne wizji małżeńskiego życia, opartej na seansach komedii romantycznych odniosło spektakularną klęskę. Ci, którzy wczoraj walczyli z opresyjnym systemem, dziś tworzą swoją autorską, zmodyfikowaną wersję, tego co obalili. Czy to brzmi jak anomalia?
Nie. Demokracja jest niezwykle odpowiedzialnym i wymagającym ustrojem. Każdy, choćby najmniejszy kryzys może zachwiać jej fundamentami. W sytuacjach ekstremalnych, społeczeństwa oczekują jasnych rozwiązań, jedności i pewności skupionych w osobie tyrana. Wolność i pluralizm w obliczu zagrożenia nie znaczą nic. Jakże, to prosty, stary jak świat mechanizm. Nietrudno jest też takie zagrożenie wykreować, szczególnie w dobie powszechności internetu, łatwości tworzenia fake newsów i poznawczej ignorancji odbiorców. Przepis na autorytaryzm jest znany, co najmniej od czasów antycznych. Współczesność przynosi jedynie dodatkowe narzędzia. Cóż więc spragnionym wolności pozostaje? Czekać, aż historia zatoczy koło. Tak jak, to się stało za Wielką Wodą.
Jeśli chodzi o książkę, to czuję pewien merytoryczny niedosyt, objawiający się wrażeniem, iż problem potraktowano po macoszemu. Niemniej, pozycję mogę śmiało umieścić na półce lektur godnych polecenia w kwestii współczesnej kondycji politycznej.

Naiwnie wierzono, że po zakończeniu "zimnej wojny", w Europie nie będzie już miejsca na autorytaryzm, władzę monopartii, oraz próby zawłaszczenia "rządu dusz" dzięki medialnym krętactwom i taniej, gadzinówkowej propagandzie. Naiwnie wierzono w europejską jedność i pochód ku świetlanej przyszłości. Życzeniowe myślenie podobne wizji małżeńskiego życia, opartej na seansach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Natura jest niesamowita. I nie patrzę na nią przez pryzmat omamionego popkulturą, bezrefleksyjnym sentymentem mieszczucha z syndromem "jelonka Bambi", ale poprzez podziw dla jej złożoności, pasujących do siebie elementów układanki, entropicznosci i czystego brutalizmu. Taka właśnie jest ta nasza matka, nie znosząca słabości, ale jednocześnie dająca każdej istocie swoje "pięć minut" w Festiwalu Życia. Czy jest ohydna? Nie. Uczucie obrzydzenia jest jedynie ewolucyjnym bezpiecznikiem powstrzymującym nas przed zjadaniem surowych ślimaków czy babraniem się w odchodach. Odór i wstrętny wygląd, które odbieramy zmysłami to fenomenalny probierz, tego co dla nas groźne i niebezpieczne, a takim jest prawie wszystko. Nasze ciało codziennie toczy walkę z pasożytami i mikrobami, przy jednoczesnym schizofrenicznym korzystaniu z "usług" niektórych przedstawicieli gatunku. Czy to napawa obrzydzeniem? Raczej podziwem, jakim nasza materia jest życiodajnym mikrokosmosem. Do przeczytania, z przyjemnością. Lektura zawiera wiele rozdziałów "odmitologizowujacych".

Natura jest niesamowita. I nie patrzę na nią przez pryzmat omamionego popkulturą, bezrefleksyjnym sentymentem mieszczucha z syndromem "jelonka Bambi", ale poprzez podziw dla jej złożoności, pasujących do siebie elementów układanki, entropicznosci i czystego brutalizmu. Taka właśnie jest ta nasza matka, nie znosząca słabości, ale jednocześnie dająca każdej istocie swoje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejny reportaż Suliny kompletnie miażdżący pełne ignorancji wyobrażenia o krajach spowitych słońcem, niedoścignionych ziemskich rajach, w których muzyka gra od świtu do zmierzchu, wino leje się strumieniami, a ludzie, których dewiza życia skupia się na słodkim "manana" zdają się być od urodzenia zakorzenieni w upragnionym przez przebodźcowanych i sfrustrowanych ludzi północy mindfulnessie. Jak zwykle okazuje się, że każdy naród ma swoje strupy, czyli świeże, wciąż dostrzegalne rany. Hiszpańską raną jest wojna domowa lat trzydziestych. Tego typu konfliktu cechuje niebywałe okrucieństwo: utajone zadry i podziały eskalują ze zdwojoną mocą. O hiszpańskiej wojnie, świat szybko zapomniał, wszak na horyzoncie dostrzegano już niemieckie lufy czołgów skierowane na wschód, gotowe rozpętać jeszcze większe piekło. W zbiorowej pamięci pozostała "Guernica" Picassa i "Komu bije dzwon" Hemingwaya, w hiszpańskiej: porozbijane rodziny, brak poczucia sprawiedliwości i bagaż pełen rachunków krzywd. Prawdą jest, że nawet po ucichnięciu ostatniej salwy, wojna trwała nadal. Była nią ta wydana przez małego generała, który uczynił kraj państwem totalitarnym, przetrzymującym jeden procent obywateli w więzieniach. Mówiąc o europejskich dyktatorach pomijamy "peryferyjnego" Franco, który w swym oszalałym trzydziestoletnim rozliczaniu, stworzył nowe prawo działające wstecz. A ze swoją megalomanią, zapędami autorytarnymi, potrzebą splendoru, produkcją zakłamania i uciskania własnego narodu, śmiało plasuje się wśród najnikczemniejszych tyranów XX-stulecia.

Kolejny reportaż Suliny kompletnie miażdżący pełne ignorancji wyobrażenia o krajach spowitych słońcem, niedoścignionych ziemskich rajach, w których muzyka gra od świtu do zmierzchu, wino leje się strumieniami, a ludzie, których dewiza życia skupia się na słodkim "manana" zdają się być od urodzenia zakorzenieni w upragnionym przez przebodźcowanych i sfrustrowanych ludzi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kogoś, kto spodziewa się solidnego opracowania dotyczącego żydowskiej kultury, książka może rozczarować. Poza paroma informacjami, przeplatanymi z refleksjami autorki, wiedzy na temat judaistycznych obyczajów jest bardzo mało. Jednakże, wspomnienia mają inny walor. Są świetną relacją ze spotkania z zamkniętą, okopaną w tradycje społecznością, z wzajemnych zaskoczeń i nieporozumień. Przemyślenia autorki często cierpkie, ależ jakże trafne. W pamięci zapadło mi niezręczne spotkanie Margot z rodzicami uczniów po latach, które okazało się być jedynie nic nie wnoszącym do życia rozczarowaniem, potwierdzającym smutną konstatację, iż "dzieci burzą mury, a dorośli je budują". Cała lektura ma taki pesymistyczny wydźwięk. Gdy czytam o rygorystycznych zasadach kaszrutu, w głowie kołacze mi tylko jedna myśl: irracjonalne. Ale czyż nie chodzi o to, aby w dobie globalizacji, po tylu klęskach, hekatombach i rozproszeniu zachowywać swoją tożsamość za "wszelką cenę", nawet jeśli zamykanie się w tak twardej skorupie kłóci się z potrzebą człowieka do pogłębiania ciekawości świata, stawiania pytań, czy po prostu z rozsądkiem? Już Isaac Basevitz Singer zadawał w swoich sagach, te same pytania. Margot znów je odświeżyła.

Kogoś, kto spodziewa się solidnego opracowania dotyczącego żydowskiej kultury, książka może rozczarować. Poza paroma informacjami, przeplatanymi z refleksjami autorki, wiedzy na temat judaistycznych obyczajów jest bardzo mało. Jednakże, wspomnienia mają inny walor. Są świetną relacją ze spotkania z zamkniętą, okopaną w tradycje społecznością, z wzajemnych zaskoczeń i...

więcej Pokaż mimo to