-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1184
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać433
Biblioteczka
2024-05-04
2024-04-15
Mam spory problemy z oceną tej książki - z jednej strony doceniam niesamowitą wiedzę autora, ogrom pracy, mnogość wątków. Z drugiej jednak strony, nie do końca jestem chyba targetem pana Stephensona. O ile rozkminianie szyfrów jest mega ciekawe, o tyle nigdy nie jarałam się historią drugiej wojny światowej, i jarać się nie będę. Do tego dosadny momentami język, te wszystkie cycki i rżnięcie, trochę jednak odstręczają. Ja wiem, że w taki sposób myślą żołnierze, a może i ogólnie faceci, ale to tylko potwierdza, że to nie jest lektura dla mnie.
Mam spory problemy z oceną tej książki - z jednej strony doceniam niesamowitą wiedzę autora, ogrom pracy, mnogość wątków. Z drugiej jednak strony, nie do końca jestem chyba targetem pana Stephensona. O ile rozkminianie szyfrów jest mega ciekawe, o tyle nigdy nie jarałam się historią drugiej wojny światowej, i jarać się nie będę. Do tego dosadny momentami język, te wszystkie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-04-04
Nie jestem komputerowym nerdem, w życiu niczego nie zhackowałam, nigdy nie korzystałam z Linuksa, tylko z komercyjnego Windowsa. A jednak "Mały brat" Cory Doctorowa wywarł na mnie ogromne wrażenie. Dlaczego? Bo pod płaszczykiem informatyki kryją się fundamentalne pytania o granicę między ochroną bezpieczeństwa publicznego a ochroną prawa do prywatności i wolności słowa.
Czy rząd w imię walki z terroryzmem powinien mieć wgląd do działań swoich obywateli? Do tego, gdzie chodzą, co czytają, z kim się spotykają, jak korzystają z Internetu? Teoretycznie uczciwy obywatel, jak nie ma nic do ukrycia, to nie powinien się niczego obawiać. Ale czy to usprawiedliwia pozbawienie nas prywatności? Ile jest warte bezpieczeństwo narodu? Ile jest warte poszanowanie praw jednostki?
W jednej z opinii przeczytałam, że autor zachęca do łamania prawa. Nie zgodzę się z tym. Doctorow zachęca władze do jawnych i przejrzystych działań, do postępowania w ramach konstytucji, zapewniania każdemu uczciwego procesu. Nie zaprzecza, że z terroryzmem należy walczyć, ale przekonuje, że wrzucenie całego dorobku wielu pokoleń i ich walki o prawa człowieka do kosza, jak tylko terroryści zrzucą na kraj bombę, nie jest właściwe.
Sam styl i fabuła książki zasługują na 7-kę. Jest to bardzo dobra powieść, ale nie dostałaby ode mnie miana "rewelacyjnej", gdyby nie fakt, że naprawdę zmusza czytelnika do myślenia. Pozbawia go jakże wygodnego poczucia "mnie to nie dotyczy, to tylko książka" i niejako każe mu wyobrazić siebie samego jako zaszczutej i śledzonej na każdym kroku ofiary. Miałam większe poczucie zagrożenia w trakcie czytania "Małego brata", niż w trakcie niejednego horroru.
Powtarzam: książka jako taka nie jest arcydziełem. Ale efekt, jaki wywiera na czytelniku, jest nie do opisania. Nie jesteśmy bezpieczni. Nie jesteśmy anonimowi. Wolność i prawa człowieka nie należą się nam, jak psu kiełbasa, mogą być zagrożone, a wtedy nie należy chować głowy w piasek, tylko walczyć o ich zachowanie. A przede wszystkim: władza nie jest nieomylna. I czasami trzeba ją o tym uświadomić.
Polecam.
Nie jestem komputerowym nerdem, w życiu niczego nie zhackowałam, nigdy nie korzystałam z Linuksa, tylko z komercyjnego Windowsa. A jednak "Mały brat" Cory Doctorowa wywarł na mnie ogromne wrażenie. Dlaczego? Bo pod płaszczykiem informatyki kryją się fundamentalne pytania o granicę między ochroną bezpieczeństwa publicznego a ochroną prawa do prywatności i wolności...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-10-09
Książka wydana przez wydawnictwo Literacki Egmont jest przykładem powieści young adult, którą z powodzeniem oprócz młodzieży mogą czytać też starsi czytelnicy. Starzy, zapaleni gracze uśmiechną się czytając nawiązania do gier RPG i światów fantasy; ci, którzy graczami nie są, znajdą dla siebie wątki sensacji i thrillera, osadzone w "real life".
Przede wszystkim jednak, "Erebos" zawiera w sobie przestrogę: nie napiętnuje gier, ale ostrzega przed całkowitym wsiąknięciem w wymyślone światy kosztem tego prawdziwego. Autorce udało się zawrzeć w książce naukę (co często w powieściach dla młodzieży jest pomijane, a szkoda): stawia pytania o granice moralności i dlaczego tak trudno rozpoznać, kiedy je przekraczamy.
"Erebos" mogę polecić wszystkim, i młodszym, i starszym czytelnikom. Jeśli choć część z was dzięki tej lekturze zastanowi się nad wagą równowagi między fantazją a rzeczywistością, myślę, że powieść spełni swoje zadanie z nawiązką. Nie jest to książka moralizatorska, ale jest to książka z morałem, za co autorce należą się brawa.
PS. Jeśli ktoś szuka podobnych lektur, polecam "Małego brata" Cory Doctorowa.
Książka wydana przez wydawnictwo Literacki Egmont jest przykładem powieści young adult, którą z powodzeniem oprócz młodzieży mogą czytać też starsi czytelnicy. Starzy, zapaleni gracze uśmiechną się czytając nawiązania do gier RPG i światów fantasy; ci, którzy graczami nie są, znajdą dla siebie wątki sensacji i thrillera, osadzone w "real life".
Przede wszystkim jednak,...
2015-05-10
Jesteśmy przyzwyczajeni myśleć o czasie w sposób linearny. Tego uczą nas na lekcjach historii, nieprawdaż? Starożytność, średniowiecze, nowożytność, współczesność. Nieprzerwany ciąg wydarzeń, podróż od punktu A do B. Nawet gdy ktoś pomyśli o idei podróży w czasie, wciąż myśli o niej linearnie: co by było, gdybym mógł się COFNĄĆ do XV wieku? Co by było, gdybym mógł zobaczyć, co będzie PO mojej śmierci?
Claire North, używająca pseudonimu pisarka, o czym dowiadujemy się z okładki, przedstawia nam inną wersję czasu. Czasu, który oprócz tego, że płynie od przeszłości do przyszłości, może płynąć też w drugą stronę, a który jeszcze się rozwarstwia, tworząc coraz to nowe wszechświaty. I w tym trójwymiarowym czasie poruszają się ludzie, zwani kalaczakrami albo ouroboranami, którzy z każdą swoją śmiercią odradzają się na nowo, ale w nowej wersji wszechświata, zmienionej przez to, co się wydarzyło w poprzednim. Dzięki temu, pomimo tego, że historia ulega zmianie, ciąg przyczynowo-skutkowy paradoksalnie zostaje zachowany.
Napisałam, że ouroboranie z każdą swoją śmiercią odradzają się na nowo, w miejscu swoich narodzin, z tych samych rodziców. Ale co z pułapką wszystkich podróży w czasie, a mianowicie: co jeśli z jakichkolwiek przyczyn nie dojdzie do poczęcia dziecka-kalaczakry? Taki człowiek umiera śmiercią absolutną, całkowitą. Dlatego też, pomimo całej swojej wiedzy i umiejętności, nabytych przez wiele żywotów, ouroboranie mogą zostać pokonani, zniszczeni. Jak? Wystarczy zabić ich rodziców przed ich poczęciem.
Harry August jest niechcianym dzieckiem gwałtu możnego pana na pokojówce, po czym zostaje przygarnięty przez parę ogrodników. Przeżywa swoje życie, popełnia błędy, zakochuje się, starzeje się... umiera. Po czym rodzi się na nowo. W kolejnym życiu dowiaduje się, że nie jest jedynym: są inni tacy, jak on. Zrzeszają się w Bractwie Kronosa, tajemniczej organizacji ouroboran, która dba o to, żeby odnajdywać i otaczać opieką kalaczakran w pierwszych latach ich życia, gdy wracają wspomnienia pierwszych żywotów.
W pewnym momencie kalaczakranie przestają się odradzać. Kto za tym stoi? Co nimi powoduje? A przede wszystkim - jak ich powstrzymać?
Jak ocenię powieść Claire North? 8/10 - ocena mówi sama za siebie. Wbrew pozorom, poza samą ideą istnienia ouroboran, książka nie jest stricte fantastyką. Pierwsza połowa zawiera dużo wątków obyczajowych; druga połowa to wybuchowa mieszanka sensacji, kryminału i thrillera. Taka fuzja gatunków wyszła powieści na dobre. To nie jest po prostu kolejna książka fantastyczna. To jest świetna książka w ogóle.
Komu polecę "Pierwszych piętnaście żywotów Harry'ego Augusta"? Właśnie osobom, które nie trzymają się hermetycznie jednego gatunku. Fanom fantastyki mogą przeszkadzać wątki obyczajowe. Miłośnicy sensacji mogą się poirytować sporą ilością sci fi. Ale ja bardzo się cieszę, że sięgnęłam po powieść Claire North i z chęcią sięgnę po kolejne.
Jesteśmy przyzwyczajeni myśleć o czasie w sposób linearny. Tego uczą nas na lekcjach historii, nieprawdaż? Starożytność, średniowiecze, nowożytność, współczesność. Nieprzerwany ciąg wydarzeń, podróż od punktu A do B. Nawet gdy ktoś pomyśli o idei podróży w czasie, wciąż myśli o niej linearnie: co by było, gdybym mógł się COFNĄĆ do XV wieku? Co by było, gdybym mógł zobaczyć,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-05-20
Jestem bardzo, bardzo zawiedziona tą książką. Trylogia "Książę nicości" tego autora jest jedną z moich ulubionych powieści fantasy. Idąc za ciosem sięgnęłam po "Pamięć doskonałą" i niestety zmuszałam się, żeby ją dokończyć, jako że nie lubię porzucać książek w trakcie czytania.
Przede wszystkim, główny bohater ciągle myśli o seksie, co chwila popala trawkę, w myślach wygłasza głupio-mądre farmazony, a w sytuacjach stresowych puszcza bąki. Jest to protagonista zdecydowanie antypatyczny, odrzucający, seksistowski wręcz. Dawno nie natknęłam się w książkach na bohatera, do którego czułabym tak namacalną niemal niechęć.
Fabuła też na kolana nie powala. Mamy w powieści przedstawione zaspane, niewielkie miasteczko, w którym o władzę dusz walczy tajemnicza sekta oraz kościół, którego członkowie noszą wytatuowane swastyki... Jedni wieszczą koniec świata, drudzy wierzą, że Hitler był wcieleniem Chrystusa. A w środku tego wszystkiego w miasteczku zaczynają się pojawiać poucinane palce zaginionej dziewczyny.
Co mogę powiedzieć? "Pamięć doskonałą" można przeczytać, jak się utknie na urlopie bez dostępu do Internetu i bez innych książek pod ręką. Oględnie rzecz mówiąc, określenie "ujdzie" jest nawet lekko naciągane, ale krzywdy ta lektura czytelnikowi nie zrobi. Chyba, że nadmierną ilością komentarzy na temat seksu i pierdzenia. Ogólnie - nie polecam, chyba że naprawdę nie macie już co czytać.
Jestem bardzo, bardzo zawiedziona tą książką. Trylogia "Książę nicości" tego autora jest jedną z moich ulubionych powieści fantasy. Idąc za ciosem sięgnęłam po "Pamięć doskonałą" i niestety zmuszałam się, żeby ją dokończyć, jako że nie lubię porzucać książek w trakcie czytania.
Przede wszystkim, główny bohater ciągle myśli o seksie, co chwila popala trawkę, w myślach...
2016-02-06
Z tyłu okładki dowiadujemy się, że "Alienista" to połączenie powieści historycznej, kryminału i thrillera psychologicznego. Powieść historyczna wyszła autorowi świetnie - Nowy Jork z końca XIX wieku opisał bardzo przekonująco, zarówno jego wygląd, jak i ówczesne problemy natury społecznej i obyczajowej. Carr poruszył takie kwestie, jak rasizm (zarówno wobec Murzynów, jak i Indian), homofobię, dyskryminację kobiet, aż po korupcję ówczesnej policji. Z całej książki te elementy są chyba najbardziej udane.
Jeśli chodzi o kryminał, mamy seryjnego mordercę, stosującego rytualne okaleczenia, mamy też przedstawione raczkujące wówczas takie metody śledcze, jak daktyloskopia (badanie odcisków palców), czy tworzenie portretu psychologicznego sprawcy. To też było świetne - obserwować, jak policyjny światek reaguje na tak "nowatorskie", "kontrowersyjne" metody, które przed stu laty były tak rzadko spotykane. Był to bardzo ciekawy zabieg ze strony autora: pokazać, jak metody działania, tak dla nas oczywiste, traktowano wówczas niczym szarlatanerię i wróżenie z kart.
Thriller psychologiczny? No niestety pod tym kątem autor poległ na całej linii. Carr w ogóle nie tworzy napięcia, poczucia zagrożenia, zaszczucia ofiary. Miałam wrażenie, że fabuła wręcz pełznie, co jeszcze pogarszał fakt, że wielu zdarzeń domyśliłam się już wcześniej. Za tę przewidywalność, no i po łebkach napisane zakończenie, o którym wspominali już inni czytelnicy, nie mogę dać więcej niż 6 gwiazdek - książka dobra. Bo jest to książka dobra, warto ją przeczytać - choćby dla samych tylko wątków historycznych i obyczajowych.
Z tyłu okładki dowiadujemy się, że "Alienista" to połączenie powieści historycznej, kryminału i thrillera psychologicznego. Powieść historyczna wyszła autorowi świetnie - Nowy Jork z końca XIX wieku opisał bardzo przekonująco, zarówno jego wygląd, jak i ówczesne problemy natury społecznej i obyczajowej. Carr poruszył takie kwestie, jak rasizm (zarówno wobec Murzynów, jak i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-06-16
"Lśniące dziewczyny" Lauren Beukes to unikalna powieść łącząca elementy kryminału i fantastyki, co stanowi zarówno ogromną zaletę, jak i... jej największą wadę. Wydawnictwu zaś należy się spory kuksaniec za opis wewnątrz okładki, który jest jednym z większych spojlerów, jakie widziałam. Ale po kolei.
Na przestrzeni kilkudziesięciu lat giną młode dziewczyny w podobny, choć nie ten sam sposób. Tropy zwykle prowadzą donikąd lub skazywani są niewłaściwi ludzie, po to tylko, żeby zamknąć usta opinii publicznej. Policja nie zwraca uwagi na wydawałoby się nic nieznaczące przedmioty, które znajdywane są przy ciałach - zapalniczka, karta bejsbolowa, kaseta, zabawka - które traktowane są jako rzeczy osobiste ofiar. Jedna z dziewczyn dochodzi do zdrowia po nieudanej próbie zabójstwa, zdeterminowana, by odnaleźć sprawcę. Rozpoczyna śledztwo na własną rękę, i powoli dochodzi do niemożliwych wniosków, które rodzą kolejne pytania. Jakim sposobem karta bejsbolowa z zawodnikiem, który rozpoczął karierę w 1947 roku, trafia w ręce zamordowanej dziewczyny - trzy lata wcześniej?...
"Lśniące dziewczyny" czytało mi się bardzo dobrze, wręcz nie mogłam się oderwać, książkę połknęłam w jeden dzień. Pomimo tego, czuję pewien niedosyt. Gdyby "Lśniące dziewczyny" traktować jako kryminał, to największa zagadka: kto zabił, nie jest tak naprawdę żadną zagadką, autorka prowadzi bowiem narrację dwutorowo, raz opowiadając historię z perspektywy ofiar, a raz - patrząc oczyma mordercy. Od razu wiemy więc, kto zabił, pozostaje tylko dowiedzieć się, czy i jak zostanie złapany. Jeśli zaś traktować tę książkę jako fantastykę, to jest jej co kot napłakał, i całą tajemnicę i tak serwuje nam wydawnictwo w postaci opisu na wewnętrznej stronie okładki (nie czytajcie go, jeśli chcecie mieć przyjemność z lektury).
W mojej ocenienie "ożenienie" fantasy z kryminałem pozbawiło lektury zalet obu tych gatunków. A szkoda, bo autorka pisze lekko, i potrafi zaangażować czytelnika. Ode mnie ocena 6 - książka dobra.
"Lśniące dziewczyny" Lauren Beukes to unikalna powieść łącząca elementy kryminału i fantastyki, co stanowi zarówno ogromną zaletę, jak i... jej największą wadę. Wydawnictwu zaś należy się spory kuksaniec za opis wewnątrz okładki, który jest jednym z większych spojlerów, jakie widziałam. Ale po kolei.
Na przestrzeni kilkudziesięciu lat giną młode dziewczyny w podobny, choć...
2017-05-02
"Portret pani Charbuque" - 7/10
Nowojorski malarz otrzymuje zlecenie namalowania portretu tajemniczej damy. Jest to jednak zlecenie nietypowe, malarz nie może bowiem zobaczyć swojej modelki, ma za to namalować portret na podstawie rozmów z nią, gdy kobieta jest skryta za parawanem. Jeśli zbliży się do prawdy i dobrze odzwierciedli wygląd zleceniodawczyni, dostanie dwukrotnie większą zapłatę. Kuszące? A jakże. Jednakże w całym mieście zaczynają ginąć kobiety, a malarz otrzymuje pogróżki od męża pani Charbuque... który rzekomo zginął wcześniej na morzu. Kto kłamie, a kto mówi prawdę? Kim jest pan Charbuque i pani Charbuque, kto jest oprawcą, a kto ofiarą?
"Portret..." to Intrygująca, świetnie napisana powieść z pogranicza literatury obyczajowej, thrillera i kryminału. Wciągnęła mnie od pierwszych stron i trzymała w napięciu niemal do samego końca. Jedyny jej minus to fakt, iż po odkryciu wszystkich sekretów, jakie w sobie kryje, ponowne czytanie powieści raczej mija się z celem - to tajemnica jest wszak jej największą zaletą. Mimo to "Portret pani Charbuque" bardzo serdecznie polecam.
Zbiór opowiadań - 5/10
Jak to często bywa - zbiór dość nierówny, jednak z przewagą opowiadań, które w ogóle do mnie nie trafiły. Ford pisze pięknie, ale jeśli po przeczytaniu tekstu nie mam pojęcia, po co powstał, co autor chciał nim przekazać i jakie refleksje miał wzbudzić, to niestety takie opowiadanie uważam za nieudane. Naprawdę spodobało mi się jedynie "Stworzenie", opowiadanie poruszające kilka ważnych kwestii, jak odpowiedzialność za to, co się stworzyło, oraz opisująca bardzo realistyczne relacje ojciec-syn. Reszta opowiadań była niestety albo zbytnio uproszczona, albo w drugą stronę: zagmatwana, makabryczna, groteskowa, trochę w stylu Luciusa Sheparda (tylko bez nadmiernego epatowania seksualnością). Ogólnie zbiór dosyć przeciętny, poza jednym wspomnianym tekstem raczej nie zapadnie mi w pamięć.
"Portret pani Charbuque" - 7/10
Nowojorski malarz otrzymuje zlecenie namalowania portretu tajemniczej damy. Jest to jednak zlecenie nietypowe, malarz nie może bowiem zobaczyć swojej modelki, ma za to namalować portret na podstawie rozmów z nią, gdy kobieta jest skryta za parawanem. Jeśli zbliży się do prawdy i dobrze odzwierciedli wygląd zleceniodawczyni, dostanie...
2017-08-10
Książka napisana prostym językiem, krótkimi zdaniami, raczej dla mało wymagających czytelników, nie mających zbyt wygórowanych oczekiwań. Mam też wrażenie, że jest kierowana do kobiet i porusza typowo kobiece problemy, takie jak pierwszy okres, gwałt na nastolatce (na szczęście bez żadnych opisów), macierzyństwo oraz relacje rodzinne. O ile sama jestem kobietą, to zazwyczaj czytam raczej męską literaturą, i w przypadku powieści Pauli Hawkins te wszystkie obyczajowe wstawki mnie po prostu zmęczyły. Sama intryga - no cóż, także jest typowo "babska", głównymi motywami działania osób zaplątanych w opisane wydarzenia jest romans albo zazdrość.
Ani polecam, ani nie polecam. Ot, czytadło.
Książka napisana prostym językiem, krótkimi zdaniami, raczej dla mało wymagających czytelników, nie mających zbyt wygórowanych oczekiwań. Mam też wrażenie, że jest kierowana do kobiet i porusza typowo kobiece problemy, takie jak pierwszy okres, gwałt na nastolatce (na szczęście bez żadnych opisów), macierzyństwo oraz relacje rodzinne. O ile sama jestem kobietą, to zazwyczaj...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-10-26
Bardzo udany kryminał, w którym główne skrzypce grają tropy pozostawione przez mordercę oraz zagadki, które pozostawia policji do rozwikłania. Tylko czy policja dobrze robi, dając się wodzić jak za nos od morderstwa do morderstwa? Oraz czy te łamigłówki sprawca pozostawia dla własnej próżności, żeby zyskać publiczność, czy służą one czemuś więcej?...
Trzeba powiedzieć wprost, iż "Polowanie" nie jest w żaden sposób odkrywcze czy nowatorskie, co nie zmienia faktu, iż czyta się je szybko, powieść wciąga, a jej zakończenie odgadłam tylko w niewielkiej części, co mogę policzyć na plus. Ode mnie "Polowanie" otrzymuje 7 gwiazdek - książka bardzo dobra.
Bardzo udany kryminał, w którym główne skrzypce grają tropy pozostawione przez mordercę oraz zagadki, które pozostawia policji do rozwikłania. Tylko czy policja dobrze robi, dając się wodzić jak za nos od morderstwa do morderstwa? Oraz czy te łamigłówki sprawca pozostawia dla własnej próżności, żeby zyskać publiczność, czy służą one czemuś więcej?...
Trzeba powiedzieć...
2017-12-25
Całkiem przyjemna, ciekawa, miejscami śmieszna opowieść o detektywie mającym wiele różnych osobowości. Osobowości, które mają swoje charaktery, humory i przyzwyczajenia. Całe życie z wariatami, jak mówi tytuł popularnego filmu. Czy do "Legionu" będę jeszcze wracać? Raczej nie, jest to książka do przeczytania na raz. Jednak jeśli autor napisze więcej powieści z tym samym bohaterem, chętnie po nie sięgnę.
Całkiem przyjemna, ciekawa, miejscami śmieszna opowieść o detektywie mającym wiele różnych osobowości. Osobowości, które mają swoje charaktery, humory i przyzwyczajenia. Całe życie z wariatami, jak mówi tytuł popularnego filmu. Czy do "Legionu" będę jeszcze wracać? Raczej nie, jest to książka do przeczytania na raz. Jednak jeśli autor napisze więcej powieści z tym samym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-05-05
2021-07-05
Niestety, nie jest to zbyt porywający debiut, ale da się przeczytać, ot, czytadło jakich wiele. Porównując do późniejszych powieści autora (np. "Mrocznej materii" czy "Rekursji") jest bardzo słabiutko, ale z kolei pokazuje to, jak bardzo Blake Crouch się rozwinął jako autor. "Pustkowi" niestety nie polecam, ale późniejsze powieści Croucha jak najbardziej, więc jeśli ta powieść jest waszą pierwszą przygodą z autorem, to koniecznie dajcie mu drugą szansę, bo warto.
Niestety, nie jest to zbyt porywający debiut, ale da się przeczytać, ot, czytadło jakich wiele. Porównując do późniejszych powieści autora (np. "Mrocznej materii" czy "Rekursji") jest bardzo słabiutko, ale z kolei pokazuje to, jak bardzo Blake Crouch się rozwinął jako autor. "Pustkowi" niestety nie polecam, ale późniejsze powieści Croucha jak najbardziej, więc jeśli ta...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Blackout" skutecznie uświadamia czytelnika o potencjalnych skutkach masowej utraty prądu- wystarczą niecałe dwa tygodnie, by wszystko posypało się jak domek z kart: energetyka, komunikacja, transport, produkcja i dostawa żywności, dostęp do bieżącej wody, odpływ i oczyszczanie ścieków... Współczesna cywilizacja jest jak domino, a zarazem jak domek z kart, stawiany na niepewnym fundamecie zbudowanym z energii elektrycznej.
To, co mi się podobało, to pokazanie przez autora mniej oczywistych skutków blackoutu, które niekoniecznie przyszłyby nam do głowy. Jako zupełny laik nie byłam świadoma, że nawet przy całkowicie wyłączonych generatorach, elektrownie jądrowe i tak potrzebują prądu czy paliwa do mechanizmów chłodzących rdzeń atomowy. I że taka elektrownia to nie jest coś, co w razie awarii można po prostu wyłączyć i przeczekać kryzys... Tak naprawde nie trzeba trzeciej wojnej światowej, żeby wywołać katastrofę jądrową - wystarczy, żeby na świecie zabrakło prądu na tydzień czy dwa.
Kolejnym skutkiem blackoutu, o którym w życiu bym nie pomyślała, to np. fakt, że wszystkie większe mleczarnie bazują na elektrycznych dojarkach, i że przy zakładach mleczarskich z setkami krów, nie byłoby opcji wydoić ich wszystkich ręcznie - zdychałyby masowo od zapalenia wymion. Albo że nawet przy przywróceniu prądu, powrót do względnej normalności zająłby tygodnie, jak nie miesiące, a długofalowe skutki byłyby odczuwalne latami... Zainteresowanych szczegółami odsyłam do książki.
Ogromnym minusem jest dla mnie za to fakt, że kilku rozwiązań fabularnych, np. co powodowało ciągłe awarie w elektrowniach jądrowych, domyśliłam się niemal błyskawicznie, podczas gdy w książce najtęższe umysły głowiły się nad tym przez połowę powieści. Ciężko mi więc uwierzyć, że nikt by wcześniej na to nie wpadł, aż do momentu gdy nieomal doszło do katastrofy. Jeśli chodzi więc o plot twisty, autor poległ na całej linii, tak samo też nie spisał się z kreacją "złych" bohaterów, odpowiedzialnych za cały kryzys.
Czy polecam "Blackout"? Myślę, że warto dać tej pozycji szansę, dla samego poszerzenia wiedzy z zarządzania kryzysowego i poznania potencjalnych skutków braku prądu na globalną skalę. W mojej ocenie jest to jednak książka do przeczytania na jeden wieczór, nie zaś pozycja, do której by się wracało.
"Blackout" skutecznie uświadamia czytelnika o potencjalnych skutkach masowej utraty prądu- wystarczą niecałe dwa tygodnie, by wszystko posypało się jak domek z kart: energetyka, komunikacja, transport, produkcja i dostawa żywności, dostęp do bieżącej wody, odpływ i oczyszczanie ścieków... Współczesna cywilizacja jest jak domino, a zarazem jak domek z kart, stawiany na...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to