-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2021-04-30
2020-08-26
2020-03-31
2018-12-25
O ile nie ukrywam zbiory opowiadań średnio mi się podobały, szczególnie pierwszy tom, to już Meekhańskie powieści to zupełnie inna bajka. 4ta część osiągnęła wysoki pułap i jej kontynuacja spokojnie go utrzymuje, jeśli nie podwyższa.
Meekhan wyrósł nam na pierwszorzędną sagę fantasy, mogącą spokojnie stawać obok największych współczesnych pozycji gatunku, a moim zdaniem przebijającą wiele serii. Najlepszą moją rekomendacją niech będzie stwierdzenie, że z powodu fantastycznej historii, świata i bohaterów zaserwowanych nam przez Wegnera delikatnie odpuszczam sobie już czekanie na nową PLiO! Ja!! A czekam do tego stopnia, że do tej pory nie oglądałem serialu, aby nie porobić sobie spoilerów.
Konkluzja jest prosta - znajdźcie porządnego tłumacza i jazda dawajcie to angielski i niech podbija świat!! Ludziska podniecają się jakimiś Sandersonami i innymi wynalazkami, a one nie stały nawet obok Meekhanu. I panie Robercie, następną część proszę! Już tęsknie za Laskolnykami (mój ulubiony bohater!), Kennethami i resztą ekipy.
O ile nie ukrywam zbiory opowiadań średnio mi się podobały, szczególnie pierwszy tom, to już Meekhańskie powieści to zupełnie inna bajka. 4ta część osiągnęła wysoki pułap i jej kontynuacja spokojnie go utrzymuje, jeśli nie podwyższa.
Meekhan wyrósł nam na pierwszorzędną sagę fantasy, mogącą spokojnie stawać obok największych współczesnych pozycji gatunku, a moim zdaniem...
Książka pisana przez chłopca dla innych chłopców, małych i dużych. I tak ma być! Jest przygoda, jest rezolutny młody bohater, jest mnóstwo ciekawych i nietypowych pomysłów. Jakoś polubiłem również ten specyficzny klimat Rosji czasu Belle époque, z którym zetknąłem się już u Pilipiuka chociażby w niektórych książkach o Wędrowyczu.
Doszukiwać się tutaj głębi, logiki, realistycznych bohaterów czy czegokolwiek w tym guście to gruby błąd. Tu chodzi o przygodę i tajemnice, o dobrą zabawę w której roi się od tajnych organizacji, arystokracji, zabójców, szpiegów, supertechnologii, tajnych laboratoriów i mnóstwa innych smaczków. Niczym zabawa dzieci na podwórku, czysta wyobraźnia. Jeśli czytałbym to w wieku 15 lat byłby zachwycony, ale czytając to w wieku 28 lat mam wcale nie inne odczucia! Po ciężkim i trudnym dniu, mogę oderwać się od szarej rzeczywistości i zagłębić się w czymś może infantylnym, ale infantylnym w dobrym stylu. Mogę przeżywać zupełnie przerysowaną, ale wciągającą przygodę, mogę być Tomaszem Paczenko, uciekać przed KGB i poznawać prawdziwe księżniczki! Może porównywanie Pilipiuka do Szklarskiego to przegięcie, ale czy inaczej czułem się czytając po raz pierwszy (i po raz 110 :)) nieocenione Przygody Tomka? Byłem niegdyś Tomkiem Wilmowskim i kiedy mam ciężki dzień, nadal lubię się nim stać.
Może gdybym nie potrzebował akurat takiego typu relaksu, spojrzałbym na książkę krytycznie. Ale mam wrażenie, że jest pisana właśnie dla chłopców małych, jeszcze nie wyrobionych w świecie literatury, jak i dla tych dużych, którzy potrzebują czasem ucieczki do tego o wiele barwniejszego świata wyobraźni. I tak proponuje ją odbierać. Bardzo podobne odczucia miałem również przy okazji czytania Operacji Dzień Wskrzeszenia. I jest to chyba klucz do zrozumienia książek Pilipiuka. To nie ma być ambitne! Ma być fajne i ma dawać nam zabawę. Na poważnie tego brać nie można.
Książka pisana przez chłopca dla innych chłopców, małych i dużych. I tak ma być! Jest przygoda, jest rezolutny młody bohater, jest mnóstwo ciekawych i nietypowych pomysłów. Jakoś polubiłem również ten specyficzny klimat Rosji czasu Belle époque, z którym zetknąłem się już u Pilipiuka chociażby w niektórych książkach o Wędrowyczu.
Doszukiwać się tutaj głębi, logiki,...
Albo Wędrowycz już mnie nie bawi, albo jest to odgrzewany kotlet, a najpewniej to i to... Książka do przeczytania i zapomnienia.
Albo Wędrowycz już mnie nie bawi, albo jest to odgrzewany kotlet, a najpewniej to i to... Książka do przeczytania i zapomnienia.
Pokaż mimo to2016-12-05
Mam gigantycznego kaca po ukończeniu tej książki, a na razie nie zapowiada się aby ukazała się kontynuacja. Druga część Kronik Królobójcy (w sensie - oba tomy Strachu Mędrca) zdecydowanie trzyma poziom wyznaczony przez Imię Wiatru. Przygoda trwa.
Mam gigantycznego kaca po ukończeniu tej książki, a na razie nie zapowiada się aby ukazała się kontynuacja. Druga część Kronik Królobójcy (w sensie - oba tomy Strachu Mędrca) zdecydowanie trzyma poziom wyznaczony przez Imię Wiatru. Przygoda trwa.
Pokaż mimo to
Opracowanie z najwyższej półki. Perełka.
Jedyne moje obiekcje są takie, iż jako historyk z wykształcenia mam co prawda swoje wątpliwości natury raczej metodologicznej co do pracy z zakresu politologii, ale nic się na to poradzi, iż obie nauki funkcjonują nieco inaczej.
Druga sprawa to lekka niespójność i chaotyczność samego toku wywodu Autora. Przykładowo wielokrotnie pewne myśli się powtarzały, miałem też czasami po prostu wrażenie lekkiego chaosu i "strumienia myśli". Uważam, że można było poszczególne zagadnienia ujmować nieco zwięźlej i klarowniej, wymagałoby to dodatkowego przeredagowania, ale efekt byłby tego warty. Opracowania naukowe powinny być minimalistyczne jeśli chodzi o słowa, przy tym maksymalnie klarowne i przejrzyste. Oczywiście materiału był ogrom więc jest to zrozumiała sprawa, iż Autor dawał się ponieść, ale chyba warto byłoby minimalnie książkę skrócić, czy delikatnie przeredagować.
Ale zaznaczam, iż nie są to zarzuty merytoryczne - gdzie mi tam do Autora, aby go w tej materii pouczać! - dotyczą jedynie formy. Podziwiam p. Lubinę za ogrom pracy i czasu, jakie włożył aby dobrze poznać temat - polecam zapoznać się ze wstępem. Imponujący wysiłek.
Książkę naprawdę warto przeczytać. Wspaniała praca.
Opracowanie z najwyższej półki. Perełka.
Jedyne moje obiekcje są takie, iż jako historyk z wykształcenia mam co prawda swoje wątpliwości natury raczej metodologicznej co do pracy z zakresu politologii, ale nic się na to poradzi, iż obie nauki funkcjonują nieco inaczej.
Druga sprawa to lekka niespójność i chaotyczność samego toku wywodu Autora. Przykładowo wielokrotnie...
Podobnie jak wszystkie kontynuacje Fundacji - dobra i wciągająca jako osobna historia, rozczarowująca jako część cyklu. Szczerze mówiąc do końca byłem przekonany, iż wszystko co do tej pory się wydarzyło - Muł, świadomość istnienia Drugiej Fundacja i wszelkie inne zaburzenia Planu Seldona, tak naprawdę są jego częścią, a jego genialny stwórca wszystko przewidział. Łudziłem się, iż tak naprawdę istnieje jeszcze jedno dno, w czym utwierdzała mnie zapowiedź z obwoluty, sugerująca "istnienie organizacji kontrolującej z ukrycia obie Fundacje". Niestety im dalej w las, tym mniej Seldona i psychohistorii, a więcej robotów i innych wynalazków (Gaja!). Szkoda dla klimatu serii, lepiej dla części samej w sobie, gdyż stanowi bardzo przyjemną space-operę. Może i bohaterowie nie są jacyś niesamowici, ale ich lubię, a zwroty akcji dość przewidywalne, ale jednak śledzę z uwagą fabułę, dlatego książkę polecam (w zależności jednak, co kto lubi)!
Podobnie jak wszystkie kontynuacje Fundacji - dobra i wciągająca jako osobna historia, rozczarowująca jako część cyklu. Szczerze mówiąc do końca byłem przekonany, iż wszystko co do tej pory się wydarzyło - Muł, świadomość istnienia Drugiej Fundacja i wszelkie inne zaburzenia Planu Seldona, tak naprawdę są jego częścią, a jego genialny stwórca wszystko przewidział. Łudziłem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Lekkie spoilery do części 1-4 (według daty wydania)
Jako zakończenie cyklu rozczarowanie, jako osobne książki (wraz z Agentem Fundacji, gdyż opowiadają jedną historię) przyjemna i wciągająca lektura. Ale tak naprawdę można to powiedzieć o wszystkich częściach począwszy od Fundacji i Imperium. Czyta się je doskonale, ale czuć że Autor gdzieś począwszy od wątku Muła zarzucił pierwotny koncept. Szkoda, że seria nie opowiada po prostu o realizacji kolejnych etapów Planu Seldona, gdyż było to coś naprawdę ciekawego i unikalnego. A tak bardzo szybko Fundacja przerodziła się w zwyczajną przygodówkę. No i te wszystkie dziwne pomysły, jak np. Druga Fundacja i jej mentalistyka, Muł, a w ostatnich częściach Gaja i roboty, niszczą moim zdaniem klimat stworzony przez "jedynkę". Przypomina mi to trochę przypadek Diuny.
Jestem totalnym laikiem jeśli o Asimova, więc zastanawiam się w którym momencie procesu twórczego postanowił połączyć cykle Fundacji i Robotów? Był to chyba jego pierwotny zamysł? Wiem, że być może taki był jego zamysł na przedstawienie przyszłości, ale oceniam go wyłącznie pod względem estetycznym. Dopowiedzenie za dużo niszczy atmosferę.
Niemniej jest to nadal kawał klasycznej fantastyki naukowej, do tego świetnie napisanej. Ciężko mi się zdecydować, czy Fundacja powinna skończyć się po 1,5 części, czy jednak lepiej iż dalsze odcinki się ukazały. Z jednej strony cały klimat prysł, z drugiej świetnie się bawiłem. Jestem zarówno zawiedziony, jak i zadowolony. Przed sięgnięciem po Preludium Fundacji jednak na pewno trochę się wstrzymam. Przynajmniej na razie.
Lekkie spoilery do części 1-4 (według daty wydania)
Jako zakończenie cyklu rozczarowanie, jako osobne książki (wraz z Agentem Fundacji, gdyż opowiadają jedną historię) przyjemna i wciągająca lektura. Ale tak naprawdę można to powiedzieć o wszystkich częściach począwszy od Fundacji i Imperium. Czyta się je doskonale, ale czuć że Autor gdzieś począwszy od wątku Muła zarzucił...
Przede wszystkim świetnie napisana, książka czyta się praktycznie sama, tzw. samoczytadło. Brawo za lekkość stylu i języka.
Ujmująca jest dla mnie postawa Autorki - pozostaje sobą, pewne rzeczy ją przerażają, pewne brzydzą, pewne irytują, czuć że nie zawsze czuje się komfortowo etc., np. często powtarza, iż ktoś nie jest "miły". Urocze. Nie kreuje się na wielką reporterkę, podróżniczkę, globtroterkę etc., nie epatuje swoim ego. Kobiecy, empatyczny reportaż w dobrym tego słowa znaczeniu.
Mam pewne zastrzeżenia odnośnie merytoryki. Od razu zwróciła moją uwagę historia jednego z chińskich uczestników wyprawy, "Adzionga". Miał on zdobyć Koronę Himalajów i Karakorum w 10 lat, zaczynając w 2009, kończąc w 2019 r., a więc w bardzo krótkim czasie. Coś mi tu nie gra, ponieważ jak dotąd żaden obywatel Chińskiej Republiki Ludowej nie zdobył kompletu 14 ośmiotysięczników (czyli Korony Himalajów i Karakorum), rzekomo Zhang Liang (czy to ta sama osoba??) zdobył Koronę w latach 2000-2018, ale kwestionuje się jego wejście na Sziszapangmę. Poza tym Autorka stwierdza, iż "nie śpieszył się, łącznie zajęło mu to 10 lat" (s. 107). W rzeczywistości to bardzo, bardzo krótko, do 2018 r. (Purja Nims w niewyobrażalne 6 miesięcy) rekord dzierżył Jerzy Kukuczka, a więc 8 lat. Coś mi tu nie gra, Autorka powinna sprawdzić to, gdyż jest to zastanawiające od pierwszej chwili. Już sam tak krótki czas powinien zwrócić jej uwagę, powinna orientować się w temacie. Może coś pokręciła, nie zrozumiała, może to kwestia bariery językowej??
Irytuje mnie też przywoływanie nieszczęsnej książki Krakauera "Wszystko za Everest" (Into Thin Air), która do dziś wywołuje kontrowersje, podobnie jak i osoba jej autora. Mam trochę wrażenie, iż Autorka była przygotowana trochę powierzchownie pod kątem merytorycznym.
Autorka spotkała kilka osób, na czele z Mingmą G, które zasłynęły zdobyciem w tym roku K2, jest to niewątpliwy smaczek. Pojawia się też postać Juana Pablo Mohr, który niestety zginął na tej górze wraz, próbując również zdobyć jej wierzchołek zimą.
Przede wszystkim świetnie napisana, książka czyta się praktycznie sama, tzw. samoczytadło. Brawo za lekkość stylu i języka.
więcej Pokaż mimo toUjmująca jest dla mnie postawa Autorki - pozostaje sobą, pewne rzeczy ją przerażają, pewne brzydzą, pewne irytują, czuć że nie zawsze czuje się komfortowo etc., np. często powtarza, iż ktoś nie jest "miły". Urocze. Nie kreuje się na wielką...